czwartek, 16 października 2014

~Rozdział 27~

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. Czytajcie XDTak jak przewidywałam wczoraj, a raczej już dzisiaj wstałam o równej 11. Drzwi były otworzone szerzej niż je zostawiłam więc tego, że szczeniak tu był nie wykluczam. Wzięłam swoje ubrania i poszłam do łazienki. Ubrałam się i uczesałam włosy w kucyka. Zeszłam na dół do kuchni. Nikogo tam nie było. Wzięłam sobie kawałek zapiekanki z wczoraj i zjadłam dość szybko. Brudny talerz włożyłam do zmywarki i podążyłam do salonu gdzie również było pusto. Wyszłam więc na schody. Dzieci biegały po podwórku bawiąc się z psem, a Michał wraz z Dagmarą i babcią siedzieli na krzesłach w altance więc podeszłam do nich.
- A gdzie Karol? - zapytałam siadając na krześle obok babci
- Jego mama miała jakiś wypadek i około 8 już pojechał. Mówił że później do ciebie zadzwoni - powiedział Michał
- Jeny, serio? - wytrzeszczyłam oczy, na co on skinął głową. Zatkało mnie. - A wiesz co się stało?
- Nie, nic nie wiem - zaprzeczył
Szkoda mi bardzo Karola i muszę później do niego zadzwonić i zapytać się co jego mamą. Czy to coś poważnego. Kilka minut później mama zawołała nas na obiad. Zjedliśmy wszyscy w salonie przy dużym stole, a następnie rozeszliśmy się w swoje strony. Ja najpierw musiałam załatwić sobie wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Zadzwoniłam do znajomego zakładu kosmetycznego, a pani znalazła dla mnie czas w piątek o 10, czyli w sam raz. Następnie musiałam poszukać tej kartki z imionami, które napisał dla mnie Paweł. Przewaliłam całą walizkę oraz torebkę nawet torbę ze sprzętem, a tego ani śladu. W końcu natchnęło mnie żeby sprawdzić w portfelu. Wreszcie tam ją znalazłam. Prześledziłam wzrokiem tekst. Musiałam przyznać, że Zator miał ładne pismo. Najbardziej spodobał mi się "Kapitan". Takie też postanowiłam nadać mu imię. Były tam jeszcze bardziej kreatywne ale nie chciałam mu nadawać aż tak wyszukanego jak "Zakrętka" Zeszłam na dół, aby obwieścić to dzieciom, które pewnie dalej się z nim bawiły. Nie myliłam się. No zamęczą mi tego psa.
- Dzieci słuchajcie, już wiem jak będzie się wabił - przemówiłam - Wołajcie na niego Kapitan żeby się już przyczajał.
One pokiwały głowami, a ja postanowiłam pobawić się z nimi. Zaczęliśmy nawet uczyć go "zostań". Szło mozolnie, jak to zawsze na początku, ale nie było tak źle jak za pierwszym razem. Zeszło nam do samego wieczora ale przynajmniej dzieciaki się wyszalały, no i ja straciłam kilka kilo przy tym bieganiu za nimi i za nim. Weszliśmy do domu i pokierowaliśmy się do salonu. Młodociani włączyli na jakieś swoje bajki.
- Ciociu, a pójdziemy jutro z Kapitanem na łąkę? - zapytała Zosia
- Możemy iść, czemu nie - uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po włosach. Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni zrobić sobie kanapkę. W pomieszczeniu byli już wszyscy dorośli i rozmawiali o czymś. Wzięłam z talerza Miśka kanapkę z pomidorem i cmoknęłam go w policzek kiedy posłał mi mordercze spojrzenie. Nalałam sobie soku do mojego kubka i ruszyłam na górę. W drodze zjadłam już kanapkę, a gdy przekroczyłam próg pokoju zaczął dzwonić mój telefon. Drapnęłam go ze stolika i odebrałam połączenie od środkowego.
- No cześć i co z twoją mamą? - zaczęłam od razu
- Leży na razie na OIOM-ie
- A co się dokładnie stało?
- Jakiś facet potrącił ją na przejściu -warknął - lekarze mówią, że za góra 3 dni powinna wrócić do domu - powiedział już spokojniej
- Dobrze, że nic poważnego, a ten facet?
- A nawet nie wiem- warknął - Ale na wesele przyjadę nic się nie martw. - zapewnił
- Czyś ty oszalał?! - wykrzyknęłam - Jak twoja mama jest w szpitalu to w ogóle nie ma o czym rozmawiać! Ty zostajesz przy niej, a mną się w ogóle nie przejmuj, jasne?
- Ale....
- Żadnego ale. Masz przy niej być kumasz?
- Żabą to ja nie jestem ale zrozumiałem - powiedział niezadowolony ale ja i tak się zaśmiałam
- No, i to rozumiem.
 Pogadaliśmy jeszcze kilka minut tak ogólnie po czym siatkarz musiał już kończyć. Ja wzięłam prysznic i położyłam się spać.


Następny dzień zleciał mi szybko. Zaraz po obiedzie wraz ze wszystkimi dzieciakami wyskoczyłam do fotografa, aby wywołał mi zdjęcia. Musiałam te wszystkie łobuzy wziąć bo jak jedno to i wszystkie, następnie zakupy. Musieliśmy kupić karmę dla psów oraz dwie miski dla Kapitana. Później poszliśmy jeszcze na lody oraz plac zabaw. Dzieci się bawiły, a ja poćwiczyłam sobie troszkę na siłowni, która była na wolnym powietrzu zaraz obok placu. Wieczorem już po kolacji wybraliśmy się zgodnie z moją obietnicą na łąkę. Przez te dwa dni to żeśmy się wybiegali i wyszaleli za wszystkie czasy.

W piątek wstałam wcześnie, (dzięki budzikowi więc sobie nie myślcie że się ze mnie nagle jakiś ranny ptaszek zrobił) o 8:00. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki się wykąpać. Umyłam włosy po czym wysuszyłam je i swoje ciało ręcznikiem, a następnie włosy potraktowałam jeszcze suszarką i je rozczesałam. Przejechałam tylko delikatnie rzęsy tuszem bo i tak miałam iść do kosmetyczki. Zeszłam na dół do kuchni i przywitałam się z mamą, babcią, Dagą i Antosiem po czym zjadłam płatki z mlekiem. Posiedziałam z nimi chwilę w międzyczasie rozmawiając po czym rzuciłam jeszcze gdzie wychodzę, ubrałam balerinki, wzięłam torebkę i kluczyki do auta i ruszyłam w kierunku salonu kosmetycznego. Zaparkowałam samochód na parkinu i z niego wysiadłam. Weszłam do budynku i miałam takiego farta, że nie było nikogo przede mną i Alicja, bo tak miała na imię fryzjerka, córka koleżanki mojej mamy od razu się mną zajęła. Ponieważ byłyśmy w podobnym wieku i w dzieciństwie czasem razem się bawiłyśmy rozmawiałyśmy cały czas. Około godzinę później przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze (klik). Zrobiłyśmy sobie nawet samojebkę, którą od razu wrzuciłam na facebooka. Pożegnałam się Alą i ruszyłam teraz do kosmetyczki. Mój fart dzisiaj sięgał zenitu. Tam również nikogo nie było. Pani szybko się mną zajęła, a co najważniejsze ja byłam bardzo z efektu zadowolona. Pożegnałam się z kobietą i wyszłam z budynku. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 12:20. Do ślubu miałam jeszcze niecałe 3 godziny ale wypadało by się trochę pośpieszyć i coś zjeść. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam silnik i pojechałam w kierunku domu. Na miejscu byłam dopiero po 40 minutach bo był straszny korek. Wjechałam do garażu i zgasiłam silnik. Gdy tylko Adam z Michałem zobaczyli moją fryzurę i makijaż wytrzeszczyli oczy i zagwizdali. Dopiero im gały wyjdą jak zobaczą mnie w sukience. Ha, ha, ha!
- No piękna fryzura - skomplementował mnie brat, a szwagier pokiwał głową. Podziękowałam uśmiechem i ruszyłam do domu schodami.
- Jeju Lenka! Piękna fryzura. No pokaż się tu starej babce - zaśmiała się kobieta, a ja podeszłam bliżej i odwróciłam się tyłem, aby mogła podziwiać. Po chwili w korytarzu byli już wszyscy pozostali. Zosia nawet zażyczyła sobie, że ona też chce mieć kiedyś taką fryzurę. Obiecałam jej, że kiedyś ją zabiorę do fryzjerki, a ona na to, że trzyma mnie za słowo. Zjadłam obiad i poszłam na górę się ubrać. Gdy tylko przekroczyłam próg swojego pokoju zaczęła dzwonić moja komórka. Okazało się, że to Karolina
- Hej, hej. Fryzjer i kosmetyczka już zaliczeni? - zapytała ze śmiechem
- Właśnie wróciłam. A wy gdzie jesteście?
- My już właśnie dojeżdżamy do Wałbrzycha. Zaraz powinnaś nas zobaczyć przez swoje okno - no i faktycznie. Właśnie gdy podeszłam do okna zobaczyłam jak do domu na przeciwko podjeżdża samochód, a z niego wysiada Karola w pięknej kremowej sukience (klik) i cudownej fryzurze (klik) oraz Wiktor w idealnie dopasowanym garniturze, a z tyłu wyciąga Ksawerego, który pewnie zostanie u dziadków - Może razem byśmy pojechali do kościoła co ty na to?
- Jasne. To ja idę się ubierać, a wy jak już się z rodzicami przywitacie i będziecie chcieli już jechać to po mnie wpadnijcie, ok?
- Ok, no to na razie, buziaki - zakończyła połączenie,  a ja ruszyłam do łazienki z butami i sukienką. Zdjęłam swoje ubranie i założyłam sukienkę, a na stopy szpilki. Z efektu końcowego byłam zadowolona. Aż sobie w pokoju przed lustrem zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam na fejsa z podpisem "#idzie #się #na #ślub :)" Ach te tagi. Chyba zgłupiałam, za dużo czasu spędzam z fejsbukowiczami i rak to się kończy. Pod ostatnim zdjęciem już pełno lajków i pod tym również już kilka się znalazło. Elena fejm ci rośnie. Chwyciłam jeszcze swoją małą torebkę do której powrzucałam najpotrzebniejsze rzeczy. Gotowa zeszłam na dół. Na schodach usłyszałam już głosy Karoliny i Wiktora. Rzuciłam przelotnie wzrokiem na zegar, który wskazywał 14:20. Wzięłam prezent, czyli pościel w bardzo fajny wzór (klik) , którą kupiłam gdy wczoraj byłam w różnych sklepach oraz do torebki powrzucałam pełno grosików.  Wyszłam na podwórko, a wzrok wszystkich skierowane został na mnie. Aż ich zatkało, a oczy o mało nie wyszły im z orbit
- Bezcenne są te wasze miny - zaśmiałam się
- Łał - tyle tylko wydusił z siebie Michał
- No pięknie wyglądasz, El - Olszewka podeszła do mnie z wielkim uśmiechem i mocno mnie przytuliła.
- Ty też - zawtórowałam jej. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym ruszyliśmy do samochodu
- Baw się dobrze córeczko - pomachała mi na pożegnanie mama. Odmachałam i uśmiechnęłam się szeroko. Kilka minut później byliśmy już przed kościołem. Weszliśmy do środka i zasiedliśmy w 5 rzędzie od przodu. Cała uroczystość była piękna, a po ponad godzinie wyszliśmy z kościoła, a para młoda została wiadomo obsypana ryżem i grosikami. Następnie wszyscy zaczęli składać życzenia i wręczać prezenty. Ja wręczyłam kwiaty, pożyczyłam co najlepsze oraz dałam pieniądze gdyż nie miałam czasu kupić czegokolwiek. Następnie wszyscy wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy w miejsce gdzie miało odbyć się weselicho. Jak to w zwyczaju bywa po dojechaniu na miejsce państwo młodzi zostali przywitani chlebem, solą oraz wódką. Po zjedzeniu kawałku pieczywa wypili alkohol, a kieliszki rzucili za siebie. Oba rozbiły się od razu, a my zaklaskaliśmy. Po czym świeżo upieczony pan młody przeniósł na rękach Łucję na salę, a my podążyliśmy za nimi. Następnie wiadomo, każdy dostał po kieliszku szampana, zaśpiewaliśmy sto lat po czym nowożeńcy weszli na parkiet, z głośników poleciała piosenka Anny Jantar " Przetańczyć z tobą chcę całą noc" i zaczęli tańczyć. Zajęłam sobie miejsce pomiędzy Karoliną, a Agnieszką, z którą również chodziłyśmy do klasy. Gdy taniec się skończył zjedliśmy jakiś posiłek i zaczęła się zabawa. Pary ruszyły na parkiet. Najpierw szły ciut szybsze kawałki, później wolniejsze. Tańczyłam ze wszystkim kolegami ze swojej klasy, nawet zaliczyłam taniec z tatą Łucji. W pewnym momencie usiadłam na chwilę, aby odsapnąć i napić się trochę trunku. Wszyscy bawili się wyśmienicie, wesele trwało w najlepsze. W sumie nawet nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z Łucją. Po kilku minutach siedzenia przy stole postanowiłam znowu wrócić na parkiet gdyż zaczęli tańczyć "Macarene", a co jak co ale to, to ja lubię. Później były właśnie trochę takie zabawy grupowe aż wreszcie nadszedł czas na oczepiny tak bardzo wyczekiwane. Najpierw swój welon rzuciła Łucja. Złapała go jej siostra, Kornelia, a krawat Maćka złapał chłopak Kornelki, no przypadek? Nie sądzę. Ludzie, szykuje nam się następne wesele! Po tej zabawie przyszedł czas na tort, pierwszych cięć dokonali państwo młodzi. Każdy dostał po kawałku, a potem znowu zaczęły się tańce. Zauważyłam, że Łucja siedzi przy stole więc postanowiłam wreszcie do niej podejść i pogadać
- No cześć i jak się czujesz jako zamężna osoba? - zapytałam z wyszczerzem siadając na krześle, które powinien zajmować jej małżonek
- Powiem ci, że wspaniale - powiedziała rozmarzona - No piękne to wesele. Może dlatego, że moje? - zapytała ze śmiechem
- Bardzo prawdopodobne - zawtórowałam jej.
- Cieszę się, że jednak dałaś rady wpaść - posłała mi uśmiech
- Też się cieszę. - odpowiedziałam tym samym - W końcu jedno wesele będziesz mieć to muszę być - puściłam jej oczko
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym przyszedł Maciej porwał swoją świeżo upieczoną żonę do tańca, a mnie natomiast poprosił jego brat Dawid, z którym również chodziłam do klasy i przyjaźniliśmy się nawet. Razem powędrowaliśmy na parkiet i zatańczyliśmy kilka piosenek. Gadaliśmy przez wszystkie piosenki i powspominaliśmy nawet stare czasy podstawówki śmiejąc się jak nienormalni. W pewnym momencie nawet już przestaliśmy tańczyć tylko na środku parkietu gadaliśmy. Miałam już serdecznie dość tych butów więc przeprosiłam chłopaka i ruszyłam do stołu gdzie siedziały Karolina z Agnieszką i rozmawiały. Podeszłam i zajęłam swoje miejsce. Wypiłyśmy najpierw, a później zaczęłyśmy gadać. Jakoś się dzisiaj nie upiłam. Nie miałam towarzysza. Jakby tu Michał albo Krzysiek byli to by było co innego, a tak to co ? Dowiedziałam się bardzo ciekawej rzeczy, a mianowicie, że kurde wszyscy z tego Wałbrzycha kurde do Bełchatowa wybywają. No co tam być jakiś magnez ich przyciąga czy co bo Aga szuka tam pracy i mieszkania teraz? No ja na prawdę nie wiem czemu tak jest. Pogadałyśmy jeszcze trochę po czym wypiłyśmy jeszcze dość dużo, ściągnęłyśmy te szpile i poszłyśmy na parkiet. Zaczęłyśmy tańczyć sobie we trzy do takich szybszych piosenek, ale długo to nie trwało bo już po chwili Karolina została poproszona do tańca przez Łukasza, także kolegę z naszej klasy, Agnieszka przez Patryka, a ja przez Wiktora. Później odbijany i zamieniliśmy się parterami. Po woli noc dobiegała końca i goście zaczynali się rozchodzić. Państwo, jak się teraz nazywają, Wróblewscy nie robili poprawin. No w sumie troszkę szkoda, jeszcze bym się pobawiła. My zaczęliśmy się zbierać o 5:40. Chyba byliśmy jednymi z ostatnich. Wsiedliśmy (jakoś) z Karolą do samochodu. Byłyśmy trochę pijane bo pod koniec to zaczęły tak lecieć kieliszek za kieliszkiem jak rozmawiałyśmy z Agą. Powspominałyśmy sobie stare czasy, Witczak ponarzekała na swojego byłego chłopaka przez którego właśnie chce wyjechać. Wiktor był wiadomo trzeźwy bo jakoś do domu musieliśmy dojechać to się chłopak poświęcił. Podtrzymywał nas pod ręce, a ja jak wychodziliśmy to prawie zostawiłam swoje buty pod stołem na sali. Grunt, że torebki nie zostawiłam. Przynajmniej tyle dobrego. Nie wiem nawet ile czasu zajęło nam dojechanie do domu, ale w każdym razie podziękowałam za podwózkę, kazałam im wpaść kiedyś i ruszyłam chwiejnym krokiem do drzwi odmawiając pomocy Wiktora, który chciał mnie zaprowadzić. Nie mam zielonego pojęcia jak ja trafiłam kluczem do zamka, otworzyłam te drzwi i nikogo nie pobudziłam, znaczy mam taką nadzieję. Jakoś udało mi się dojść do swojego pokoju. Rzuciłam tylko buty na fotel, ściągnęłam z siebie kieckę i wzięłam jedną z za dużych na mnie koszulek. Rolety były zasunięte byłam mega wdzięczna mamie, która pewnie je zasunęła. Rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam.



No i buuum! Wiem, wiem mega im komplikuje zejście się ale chce was potrzymać w niepewności, bo może jednak z kimś innym się Lenę spiknie? XD
Taki trochę nudnawy ten rozdział mi się w ogóle wydaje, zwłaszcza końcówka ;/ No i krótki
, następny też swoją długością nie powali ale może nie będzie aż tak źle.
Pozdrawiam ;**
Next - niedziela

8 komentarzy:

  1. świetny jest ! I ani mi się waż Lenę z kimś innym tam parować ;D Kłos pasuje idealnie ! :) pozdrawiam ;****

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było mnie tutaj dość długo ,w sumie to zniknęłam na jakiś czas. A Ty tak się rozpędziłaś z dodawaniem rozdziałów :) Jest ciekawie , a komplikacje są normą . :)Zazdroszczę weny .

    ~~
    Po długiej nieobecności chciałabym zaprosić Cię na kolejny powrót na http://powracajac.blogspot.com/
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wiem czy El się z Kłosem czy z kim spiknie, ale z kimś ma! Rozdział świetny ;) Ja chcę tam szybko kolejny pewnie inne czytelniczki też ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No komplikacje komplikacje...czyli życie xD
    Nie ważne z kim ale czuje że będzie ciekawie :-) no a przecież nawet pprzyjaźń z Karollem będzie zaskakiwała ... no z Nim to się będzie działo xD
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Komplikujesz mi życie :D Kiedyś cię znajdę i udusze :*
    Już myślałam, że w moje urodziny (16.10) ich swatniesz, a ty mi piszesz, że może z kim innym! :c Zawiodłaś mnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział http://kedzierzynskie-szczescie.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Że co!!! Jak mogłaś!!! Ja już myślałam, że po tym weselu się zejdą i będzie wszystko cacy a tu gucio :-P Jak ich nie zesfatasz to ja cię znajdę i udusze. :-P Tak to jest groźba :-D
    Rozdział cudowny , ale tego chyba nie muszę pisać, bo to całe opowiadanie jest cudowne B-)
    Zapraszam do Mateusza i Julki
    we-wlasnym-niebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Groźby są karalne ;p xD
      Pozdrawiam i na pewbo wpadnę ;**

      Usuń