czwartek, 31 grudnia 2015

~Rozdział 99~

26 maja zameldowaliśmy się w Gdańsku. Ponieważ mieliśmy już do końca dnia czas wolny wybraliśmy się po zaproszenia ślubne i do studia tatuażu gdzie wreszcie mogłam sobie zrobić dziarę.
Fason zaproszeń wybraliśmy taki (klik), a taką ilość jaką potrzebowaliśmy mieliśmy otrzymać w piątek. Ucieszyliśmy się bo do końca tygodnia jeszcze będziemy tutaj w Gdańsku i jest nam to na rękę. Potem niestety Karol wraca do Warszawy gdzie jet umówiony na zabiegi i ma trenować indywidualnie na siłowni.
Potem odnaleźliśmy studio, w którym byłam umówiona na zrobienie tatuażu. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami budynku trochę się zawahałam zatrzymując się.
- Trochę się jednak boję - powiedziałam spuszczając wzrok.
- Spokojnie, kotek. Cały czas będę przy tobie - pocałował mnie w policzek obejmując silniej ramieniem. - Wchodzimy?
- Tak, wchodzimy - odpowiedziałam stanowczo po kilku sekundach i popchnęłam drzwi.
Tatuażystą okazał się być młody mężczyzna, który od razu zaprosił mnie do gabinetu i kazał usiąść na fotelu. Poczułam się jak u dentysty.
- Z tego co widzę mają być trzy ptaki na szyi? - zapytał patrząc w jakieś notatki.
- Zgadza się - odpowiedziałam i załapałam Kłosa za rękę.
- Proszę się nie denerwować. - uśmiechnął się - Nie będzie aż tak tragicznie - otworzył szafkę.
- No mam nadzieję.
- Czy długo to potrwa? - zapytał siatkarz.
- A jak duży wzór sobie pani wyobraża? - skierował pytanie do mnie.
- Około 3 centymetry jeden ptak.
- Myślę, że w dwie godziny powinniśmy się wyrobić - zwrócił się do Karola.

Jak powiedział tak zrobił i po dwóch godzinach miałam już na szyi ważną dla mnie rzecz.
Jakąś godzinę później wróciliśmy do hotelu bo postanowiliśmy przejść się spokojnie spacerkiem i w taki sposób szliśmy jak szliśmy.
Dotarliśmy w sam raz na kolację i od razu powędrowaliśmy do stołówki. Usiedliśmy przy stoliku gdzie spoczywała już reszta Pokerowców i zabraliśmy się za jedzenie.
- Uuuu, a co tu masz? - zapytał Piotrek nachylając się do mojej szyi.
- Tatuaż - odparłam.
- Czyli jednak? - zapytał Bartek z buzią pełną jedzenia.
- Tak. - odparłam.
- No to brawo, a Michał już wie?
- A co ma do tego Michał? - uniosłam brew.
- Nic, tak tylko pytam czy się mu pochwaliłaś i tyle - wzruszył ramionami.
- Nie pochwaliłam się. Michał zobaczy jak się spotkamy i już.
- Czadowo. - no i rozmowa nam się urwała.

- Gramy? - zapytałam wchodząc po kolacji do pokoju Pita i Kurka trzymając w dłoni talię kart.
- Już zwołuje chłopaków - poderwał się Bartek zacierając ręce.
Takim sposobem 5 minut później tasowałam już karty by rozpocząć pierwszą partię pokera.
- Zapuśćmy jakąś nutę, co? - zaproponował Karol.
- Sie robi. - zamruczał cicho Piotr i zaczął grzebać w swojej playliście no i po chwili już leciały nam tu hity disco polo. Zaczęło się od tego (link).
- Oooooo nie! Błagam tylko nie to! Rzygam już tym! - zaprotestował głośno Bartosz zatykając uszy dłońmi i opadają na łóżko.
- No może i masz rację Siurak - stwierdził Nowakowski i zapodał kolejną nutę. (klik)
- DLATEGO KOCHAM JĄ MOCNO, JA WIEM, ŻE NIE LICZY SIĘ NIC, OPRÓCZ NIEJ! ONA BUZIĘ MA SŁODKĄ TO TA KTÓRA SZCZĘŚCIE MI DA! - zawył Karol i sprzedał mi soczystego buziaka w policzek.
- Skoro zatwierdzona przez kapitana, to zostaje! - zakrzyknął Piter przekrzykując drącego japę Kłosa.

- Znowu wygrałem - powiedział szczerzący się Michał.
- Ta piosenka mnie już denerwuje i rozprasza - poskarżył się Fabian. Warto wspomnieć, że przez całą rozgrywkę nie zmieniliśmy piosenki.
- Zawsze lepsze to niż to - stwierdził znudzony Andrzej zapuszczając fragmencik kolejnej piosenki (link)
- Ygggghhhh popieram Wronkę! Wyłącz, to wyłącz to natychmiast! - zarządziłam.
- No to już wiem co wkurza Lenkę! - ucieszył się Bartuś. Mówiłam już jak ja go kocham? Nie? I słusznie. Bo nie kocham. Gnój i zdrajca!
- Już wiem co włączyć! - poderwał się Rafał i wyciągnął swojego smartfona. Poklikał to tu, to tam i po chwili, proszę co usłyszeliśmy:(link)
- O zdecydowanie, najlepsza - wyszczerzył się Piter.- A skoro już o Olci mowa to prawie bym zapomniał. - wstał z podłogi i podszedł do szuflady i zaczął coś tak grzebać, a my patrzyliśmy na siebie lekko zdezorientowani.
- Chciałbym was chłopaki na weselicho zaprosić! - krzyknął. Pituś zachowuje się jakby wypił co najmniej pół litra, ale i ile mi wiadomo to dzisiaj czysty.
- On jest po prostu pijany szczęściem, Lenko - cmoknął mnie w policzek Karol.
- Czytasz mi w myślach?
- Powiedziałaś to na głos - zaśmiał się.
- Serio? - wytrzeszczyłam oczy. - Muszę się bardziej pilnować bo jeszcze wyjdą na jaw moje tajemnice - udałam przerażoną.
No więc (wiem, że się nie zaczyna! Nie poprawiać mnie!) otrzymaliśmy wszyscy zgodnie jak jeden mąż zaproszenia. Aż dziwne, że Pit jeszcze poza kadrą chcę nas widzieć na swoim weselu.
- Będzie nam niezmiernie miło jeśli zaszczycicie nas swoją obecnością - skłonił się środkowy.
- Znowu powiedziałam to na głos? - zapytałam. 
- Tak - wyszczerzył się Kłos.
- Nie wiem co się ze mną dzieje. To wszystko przez was - jęknęłam i oparłam głowę o ramię narzeczonego, który tylko się zaśmiał i pogłaskał mnie po plecach.


29 maja, w piątek od samego rana miałam nawał zajęć. Nie dość, że dzisiaj miał się odbyć pierwszy mecz Polaków w tegorocznej Lidze Światowej z Rosją to już o godzinie 10 Daga, Paulina, Aśka, Karolina, Aga wyciągnęły mnie na miasto w poszukiwaniu najpiękniejszej i najlepszej sukni ślubnej. Najpierw jednak musiałyśmy jeszcze odebrać zaproszenia, a potem to już rzuciłyśmy się w wir szaleństwa. Odwiedziłyśmy 3 salony, ale żadna z sukni nie odpowiadała albo mi albo z kolei dziewczynom, które nie szczędziły sobie krytyki.
W końcu wybrałyśmy.(klik) Podobała się wszystkim, a Aśka to się prawie poryczała.
- Siostra, luz. Jeszcze nie jedziemy do kościoła, dla siebie też coś znajdziesz - wyszczerzyłam się.
- Nie o to mi chodzi baranie - otarła łzę. - Tak szybko dorosłaś. - przytuliła mnie a ja przewróciłam oczami.
- Bez przesady, siostrzyczko. Nie pognieć mi kiecki bo będziemy musiały szukać od nowa.
- Już się ogarniam, sorry - uśmiechnęła się i odsunęła.
- A jak już się wybawimy na weselu Lenki to czekamy na zaproszenie z gniazda Wron - zaśmiała się Paulina szturchając Agnieszkę w bok.
- Nie wiem czy zasłużycie - wystawiła nam język.
- Osz ty. - powiedziałyśmy wszystkie na raz.
- Ból - zaśmiała się.
10 minut później wyszłyśmy z salonu z piękną suknią, welonem oraz butami.
- Laski, dacie wiarę? Jest 15. - powiedziała Dagmara patrząc na zegarek.
- Która?! - zdziwiłyśmy się wszystkie razem.
- Dokładnie 15:03.
- Że też Andrzej nie dzwonił - zaśmiałam się  w stronę Witczak.
- Nie dzwonił bo nie wzięłam telefonu. - wzruszyła ramionami.
- A powiedziałaś mu, że nie bierzesz? Przecież on już mógł za tobą policję wezwać - dołączyła do mnie Karolina.
- Powiedziałam. Może nie umarł ze strachu.
- Nigdy nic nie wiadomo - wtrąciła Wlazły.
- Zastanawialiście się już nad imieniem? - zapytała Winiarska.
- Dorotka - uśmiechnęła się Aga kładąc dłoń na brzuchu.
- A drugie?
- Drugie po mamusi - wyszczerzyła się.
- Dobrze, że tylko drugie. Jeszcze byś dziecku krzywdę zrobiła - odetchnęłam z ulgą kładąc dłoń na sercu, a ona zgromiła mnie wzrokiem. - No żartuje - powiedziałam wesoło. - Przepięknie kochanie - objęłam ją i dałam buziaka w policzek. - Młoda mamuśka - wyszczerzyłam się.
- A idź ty - machnęła na mnie ręką.
- Zajdziemy gdzieś na jakiś obiad? Tam zdaje się jest restauracja - Paulina wskazała głową kierunek.
- Umieram z głodu - oświadczyła Olszewska.
- Tylko zanieśmy najpierw do samochodu te zakupy - zarządziła Dagmara.
Pół godziny później na stole pojawiły się już nasze zamówienia i akurat wtedy musiał zadzwonić mój telefon... Bo kiedyż by indziej?
- Czego?
- Tak do brata? Wstydziłabyś się - prychnął Michał.
- Próbujemy zjeść obiad, a ktoś bezczelnie nam przerywa - oświadczyłam.
- Chciałem tylko zapytać czy wybrałyście tą sukienkę?
- A i owszem.
- A gdzie teraz jesteście?
- Jemy sobie obiad na rynku w Gdańsku, a co?
- No to ja z chłopcami właśnie wyjechałem z  Bełchatowa. Za jakieś 4 godziny powinniśmy być na hali.
- Super. Przekaże Dagmarze. Coś jeszcze?
- Coś ty dzisiaj taka nie uprzejma? - oburzył się.
- Nie jadłam nic od śniadania. Pozwolisz?
- No to żryj i zgrubnij na własne wesele.
- No dzięki. Już mi się odechciało - jęknęłam, a on się zaśmiał.
- Żartowałem, jedz, jedz, bo uschniesz, a ja kończę, pa. I macie pozdrowienia od chłopców.
- Powiedz, że my ich też pozdrawiamy, a ciotka ich mooooocno kocha - wyszczerzyłam się.
- Załatwione, to kończę, pa.
- Pa - odsunęłam telefon od ucha i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. - Michał wyjechał z Bełchatowa właśnie. Mówił, że jakieś 4 godziny będą na hali.
- Super - odparła Daga - Jedz bo się nie wyrobisz - śmieje się ze mnie.
- Ej, bez przesady. Teraz jem szybciej niż wtedy jak przyjeżdżałaś do nas z Winiarem.
- Zauważyłam, ale czasem to tak się modlisz nam każdym kęsem jakbyś nie wiem, co jadła - zaśmiała się.
- Potwierdzam - powiedziała z pełnymi ustami Karolina i przytaknęła jej również Aga oraz Aśka.
- Bez przesady - naburmuszyłam się.
O 17 dziewczyny podrzuciły mnie do hotelu, a same wybrały się jeszcze na jakiś spacer, a potem od razu miały jechać na halę.
- Już miałem policję wzywać normalnie - powiedział Karol kiedy weszłam do swojego pokoju.
- Bo myślałeś, że mnie porwali czy się zgubiłyśmy?
- Raczej to drugie - wyszczerzy się po czym podszedł do mnie namiętnie pocałował.
- Mmmmm  jak przyjemnie - wymruczałam.
- Za chwile może być jeszcze bardziej przyjemnie - szepnął mi do ucha i zaczął całować moją szyję.
- Nie lepiej zostawić to na wieczór? - zapytałam mimo to odchylając głowę do tyłu, a on zszedł pocałunkami na dekolt.
- Może masz rację? - nagle przerwał, a ja jednak czułam się niezadowolona.
- Trzeba było w ogóle nie zaczynać - nachmurzyłam się.
- Nie złość się kotuś, wieczorem sobie wszyściutko odbijemy - puścił mi oczko. - Wybrałyście? - zmienił temat.
- Tak.
- I? - uniósł brew jakby czekając na coś więcej.
- "I" co? - uniosłam pytająco brew.
- Gdzie ją masz?
- Suknia jedzie dzisiaj do Bełchatowa, mój drogi.
- Nawet mi jej nie pokażesz?
- Zobaczysz ją w odpowiednim momencie - dałam mu pstryczka w nos szczerząc się.
- Czyli ja też muszę się rozejrzeć za jakimś garniturem, prawda?
- Wypadałoby. Chyba, że zamierzasz brać ze mną ślub w dresach - wzruszyłam ramionami otwierając okno.
- Nawet w dresach na zdjęciach ślubnych wyglądałbym zajebiście - wyszczerzył się.
- No nie wiem. Jak pojedziesz teraz do Warszawy to możesz sobie Winiara i Mariusza tam ściągnąć i coś razem wybierzecie. - zaproponowałam.
- Ale żem sobie mądrą żonę wybrał - uśmiechnął się szeroko i dał mi całusa.
- Ktoś w tym związku w końcu musi mieć głowę na karku.
- To my chyba żyjemy w jakimś trójkącie.
- Komiczne, doprawdy - burknęłam, a on wybuchnął śmiechem.

Przed 19 wyjechaliśmy z hotelu by dotrzeć do Ergo Areny na czas. Chłopaki poszli do szatni, a ja wolnym krokiem zmierzałam w stronę swojego miejsca za bandą reklamową. Zajęłam sobie dobre miejsce tuż obok naszych statystyków bo nie było jeszcze wielu ludzi. Rozejrzałam się. Zobaczyłam studio Polsatu, Jerzy Mielewski, trener Ireneusz Mazur i jeszcze jeden gość, którego nie mogłam rozpoznać bo cały czas stał do mnie tyłem. Marek Magiera wraz z Grzegorzem Kułagą już też się przygotowywali. Studio weszło na antenę i kibice powolućku zaczęli się schodzić. Zajęłam się sobą. Rozłożyłam sobie statyw, przykręciłam odpowiedni obiektyw i cyknęłam kilka zdjęć na próbę. Poprzestawiałam kilka parametrów i wszystko było w porządku. Właściwie dopóki zawodnicy nie wyszli na rozgrzewkę to się trochę nudziłam, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz.
Jakieś 10 minut przed rozpoczęciem meczu było już głośno, zawodnicy kończyli rozgrzewkę i wszyscy czekali już na rozpoczęcie prezentacji oraz odegranie hymnów. Kiedy siatkarze wchodzili na boisko ktoś zastukał palcem w moje ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Krzysztofa.

- Krzysiek? A co ty tutaj robisz? - przytuliłam libero.
- Dostałem zaproszenie być przebywać w studiu w tak zacnym towarzystwie, pozwolicie, że przedstawię :trener Ireneusz Mazur, Elena Winiarska, a może nawet bardziej już Kłos niż Winiarska, ale zawsze, a tutaj Jerzy Mielewski.
Wymieniliśmy tylko uściski dłoni bo akurat rozbrzmiał hymn Rosji.
O dziwo mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla Polaków i to dość łatwym i przyjemnym. Z fantastycznej strony pokazał się debiutujący w kadrze Mateusz Bieniek grający wspaniałe zawody zresztą jak wszyscy nasi zawodnicy, którzy tym zwycięstwem zainkasowali pierwsze 3 punkty w tym sezonie.
- Jutro też będziesz? - zapytałam Ignaczaka.
- Będę, będę, może potem Wam do hotelu wbiję, co ty na to? - wyszczerzył się.
- Koniecznie - zaśmiałam się.
- No witam siostrzyczkę - podszedł do nas Winiarski z Antkiem na rękach, a za nim podążał Oliwier. Dagmarę dostrzegłam rozmawiającą z Iwoną.
- Witam kochanego braciszka - daję mu całusa w policzek i witam się również z Antosiem, którego przyjmujący daje mi na ręce.
- Do twarzy ci z dzieckiem - stwierdził Igła przekrzywiając głowę w lewo. To samo zrobił Michał tylko przekrzywił ją w lewo.
- Jeszcze za mąż nie wyszłam, a ci mi już dzieci przypisują - wywracam oczami poprawiając sobie Antka na rękach.
- Oj tam - machnął ręką libero - Ja to się dziwie, że z tej waszej wielkiej miłości jeszcze się nic nie wykluło.
- No jak widzisz - nie miałam pomysłu co by mu tutaj odpyskować więc postawiłam na zakończenie tematu.

Po jakichś 2 godzinach wróciliśmy wreszcie do hotelu ciesząc się z dobrego dnia.

---
Witamy z Podjaraną (która żyje) po raz ostatni w 2015 roku po 2 miesięcznej przerwie. Nie wiem kiedy będzie następny i przepraszam Was za długą przerwę oraz za średniej jakości rozdział. No to ten...do następnego. Szczęśliwego Nowego Roku! :P
Ogłoszenie parafialne!
Zapraszam na nowego bloga (nie bójcie się nmie będzie tam przestojów gdyż wszystkie rozdziały mam już napisane). W roli głównej Matteo Piano :) http://specyficzna-specyficznosc.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**

sobota, 3 października 2015

~Rozdział 98~

Obudziłam się o 7, poszłam do łazienki i odbębniłam poranną toaletę ubierając się w to (klik). Otworzyłam okno by się trochę przewietrzyło po czym wyszłam z pokoju po drodze zgarniając z pokoju Karola i Andrzeja.
- To chyba jakiś rekord - szepnął konspiracyjnie Kłos kiedy zmierzaliśmy do windy. - Nie zadzwonił do niej od 18.
- Po prostu dzisiaj jest sobota i nie chcę jej budzić - burknął Wrona wtrącając się. Ten konspiracyjny szept środkowego zawsze jest za głośny.
- Bo chcesz żeby się wyspała, odpoczęła od ciebie czy nie chcesz awantury? - zapytałam.
- Chyba ta trzecie opcja - wyszczerzył się, a ja pokręciłam głową rozbawiona.  
- I chyba słuszna - stwierdziłam.
Weszliśmy do stołówki, która dzisiaj zapełniała się nieco wolniej. Chłopaki mieli tylko jeden trening o 10, a jutro wolne więc mogli sobie pozwolić na dłuższy sen dzisiejszego poranka. 
- Nosz kurwa mać - tak powitał nas właśnie Michał Kubiak, proszę państwa. - Co jest Miśku? - zapytałam siadając.- Nowakowski to chuj - warknął.
- Widzę, że zaczynamy z grubej rury - zagwizdał Karol.
- Pożyczyłem mu wczoraj komórkę na pół godziny, a ten zaczął mi napierdalać w Subway Surf i mi taki jebany rekord napierdolił, że całą noc nie spałem i próbowałem go pobić.
- Kogo chciałeś pobić? Pita? - zapytał przerażony Paweł siadając przy stoliku.
- Nie, rekord, który mi nabił.
- I dlatego wyglądasz, jak wyglądasz? - po moich słowach przyjmujący poczęstował mnie bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem, a ja tylko uniosłam ręce w geście obronnym próbując ukryć uśmieszek. - Sorki, sorki. Rozumiem. Ach, ta chęć rywalizacji.
- Zagracie? - jęknął wyciągając w naszym kierunku telefon. Ja chciałam się najeść więc pierwszeństwo miał Karol. Po chwili wszyscy już siedzieli przy stole, a Kłos nieprzerwanie od kilku minut przesuwał palcem po ekranie w sytuacjach grozy ze świstem wciągając powietrze lub wzywając nadaremno.
- A co ty robisz? - zapytał Bartek.
- Pobijam rekord Pitera - powiedział powoli całą uwagę koncentrując na grze.
- Ten co to go wczoraj nabiłem Dzikowi? - powiedział cwaniacko Piotrek. Z tym swoim śmiechem "he he he".
- Ten właśnie - przytaknął Kłos.
- A co jakby cię tak ktoś teraz przez przypadek, no wiem? Popchnął? - zapytał niewinnie Andrzej.
- Tylko spróbuj to osobiście rozpieprzę twoją komórkę - ostrzegł Michał, a Wrona zabrał się do jedzenia już nic nie mówiąc. My także zaczęliśmy jeść tylko środkowy grał, a Kubiak stał nad nim i patrzył mu przez ramię.
- JEST! - wykrzyknęli obaj tak głośno i niespodziewanie, że o mało zawału nie dostałam, a już na prawdę niewiele brakowało żebym z krzesła nie spadła przed czym na szczęście uchronił mnie Bartosz.
- Pobiłeś? - prawie udławił się Nowakowski, ale Kurek nad wszystkim czuwa i ma peeełną kontrolę więc poklepał go po plecach i Resoviak odzyskał oddech. Widzicie? Mieć takiego Bartusia przy sobie to skarb!
- I co Pituś? I co? Taki byłeś chojraczek - wystawił mu język Michał zadowolony siadając na swoich miejscu.
- Ale to nadal nie jest twój rekord tylko Karola.
- Ważne, że nie twój - odpyskował Kubiak chowając telefon do kieszeni, a mi chciało się z nich po prostu śmiać.
- Jak dzieci - powiedziałam rozbawiona kręcąc głową.

Trening przebiegł bez zakłóceń więc na obiedzie pojawiliśmy o 13. Zajadaliśmy posiłek ze smakiem.
- Czyli ognisko o 17? - zapytał Michał wpychając sobie do buzi widelec z kotletem. Znaczy kawałkiem kotleta.
- Co? Jakie ognisko? - zmarszczyłam czoło.

- No przecież ci mówiliśmy... - zaczął Karol.
- A, dobra, już pamiętam - uniosłam dłonie.
- Tak o 17 - potwierdził Kłos.
- A tak w ogóle to gdzie je będziemy robić? - "Lenka jak zwykle niedoinformowana, part 1". A właściwie to już 2.
- Na tej polanie w lesie co cię tam zaprowadziliśmy w tamtym roku. - wyjaśnił Bartek.
Uniosłam brwi.
- Tam?
- Mówię niewyraźnie? - zapytał Kurek.
- Jak byłeś mały to sepleniłeś - wyszczerzyłam się rozbawiona.
- Stul pysk - mruknął.
- Chcesz w ryj? - spojrzał na niego Karol, a ja tylko szczerzyłam się w kierunku atakującego, który pokazał mi ślicznego środkowego palca.
- No widzę, jakiego krzywego masz. Możesz schować - dokopałam mu jeszcze.
- Mam cię dość - przewrócił oczami.
- Po 5 dniach? - wydęłam dolną wargę. - Hasztag, smuteczeg - otarłam wyimaginowaną łzę.
- Możemy wrócić do tematu ogniska? - wtrącił się Kubiak.
- Bartka zapytaj. O ile zrozumiesz co ci odpowie bo ma kluchy w gębie. - odpowiedziałam.
- No nie wytrzymam. Zaczynasz mnie wkurwiać. - Bartosz posłał mi lodowate spojrzenie.
- Masz rację. Dopiero zaczynam - wyszczerzyłam się i w końcu oberwałam w tył potylicy od Siuraka. - Auuu - powiedziałam pretensjonalnie pocierając tył głowy.
- Tam w ogóle jest miejsce żeby jakieś ognisko rozpalić? - reszta już przestała na nas zwracać uwagę, a Andrzej zapytał.
- Jest, spoko - Piotrek oblizał widelec.
- Ktoś musi się kopsnąć do sklepu po kiełbaskę - stwierdził Dziku, a spojrzenia wszystkich powędrowały na Pawełka, który spokojnie przeżuwał sobie sałatę. Mielił to niczym królik. Nawet podobnie nos marszczył. Kiedy przełknął uniósł na nas wzrok.
- O co chodzi? - zapytał.
- Kopsniesz się do sklepu po kiełbaskę na ognisko. - odparł Karol.
- Dlaczego ja?
- Bo nie ukryta prawda - przewróciliśmy oczami razem z Bartkiem po czym zaczęliśmy się śmiać i przybiliśmy piątki.
- Bo jesteś tutaj najmłodszy. - oświadczył Michał.
- Argument nie do pobicia - stwierdził "sprawiedliwie" Andrzej kręcąc głową.
- Ale...
- Nie ma "ale" Pawełku, idziesz i koniec kropka. - powiedział Kurek.
- A mogę sobie wziąć Elenę do towarzystwa? - zrobił minę kota ze Shreka.
- Dlaczego mnie?
- Dlaczego ją?
- Bo ona mnie rozumie - chlipnął, ale nawet ja widziałam, że udaje.
- Elena ma inne zajęcia do wykonania w tym czasie - odparł Kłos.
- Jakie? - powiedziałam równocześnie z Zatim.
- Musisz wyżulić chleb i ketchup od pań kucharek.
- Musztardę też - wtrącił Piotrek.
- Sorka, Pawełek - wzruszyłam przepraszająco ramionami. - Ale dlaczego nie możemy kupić ich w sklepie? - zmarszczyłam czoło.
- Bo tak będzie taniej - odparli jakby to była najoczywistsza rzecz na świcie.
- Dusigrosze - mruknęłam i upiłam łyk napoju.
- Ale dajecie mi forsę na tą kiełbasę - zaznaczył libero.
- No tak. Zrzucamy się wszyscy. - powiedział Andrzej.
- No to okej. - zgodził się łaskawie wstając co uczyniliśmy wszyscy bo już skonsumowaliśmy posiłek.
- Możesz sobie wziąć Bienia do towarzystwa - rzucił jeszcze Pit kiedy wychodziliśmy ze stołówki.
- Niezły pomysł - stwierdził Paweł i puścił się biegiem, a my popatrzyliśmy na siebie zdziwieni. - HA! FRAJERZY! - krzyknął tryumfująco kiedy zamykały się za nim drzwi windy.
- A to mały skubaniec - pokręcił głową Kubiak.
- Tylko nie mały! - wydarł się jeszcze Zatorski, a my popatrzyliśmy na siebie przerażeni.
- Jak on to usłyszał? - zapytał szeptem Bartek rozglądając się na boki.
- On jest wszędzie - odszepnęłam.
- Miałem kiedyś taki sen, że Zator był wszędzie - oznajmił nam Piotrek i nastałam chwila ciszy po czym wszyscy na raz się wzdrygnęliśmy. - Nie przeżyłbym tego na żywo - powiedział z obrzydzeniem.
- Stary, nikt by tego nie przeżył - poklepał go po ramieniu Karol, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Nigdy więcej snów z Zatorem w roli głównej, pliiis - wzniósł oczy do nieba i złożył ręce jak do pacierza.
- Twe prośby wysłuchane, a może teraz już wjedziesz do windy? Chyba, że chcesz zapierdalać schodami? - zapytał Kurek po czym Nowakowski władował się do windy i pojechaliśmy na swoje piętro.

Około godziny 15 (nie za wcześnie?) przyszedł po mnie Karol i razem zeszliśmy do stołówki gdzie miałam poprosić, bo ja PROSZĘ a nie żulę, o chleb, keczup i musztardę. Kłos stwierdził, że poczeka na korytarzu. Stanęłam więc w otwartych drzwiach do kuchni i zastukałam w nie. Podniosła na mnie wzrok pani Hela, która jako jedyna była w pomieszczeniu obierając ziemniaki.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry, Lenko. - odwzajemniła gest - Co sprowadza?
- Bo ja właściwie to... A co będzie dzisiaj na kolację?
- Taka jesteś głodna? - zaśmiała się. Nie, po prostu chcę wybrać lepszą opcję.
- Tak pytam - wzruszyłam ramionami.
- Zapiekanka ziemniaczana.
Nosz jasny gwint! Przez ich głupie ognisko ma mnie ominąć zapiekanka ziemniaczana. ZAPIEKANKA ZIEMNIACZANA! Ja im to wszystko wygarnę! Wszystko wygarnę!
- Pyszności. A mam takie małe pytaneczko bo widzi pani. - zaczęłam szurać butem o podłogę. - Bo tegoo... No... Pomyśleliśmy...
- Co oni wymyślili? - zapytała z pobłażliwym uśmiechem.
- Bo ten.. Pomyśleliśmy sobie, żeby zrobić sobie ognisko i fajnie by było gdyby mogła by pani nam dać keczup, musztardę i ze 3 chleby.
- Przy nich 3 to za mało! - zaśmiałyśmy się razem.
- Będzie musiało wystarczyć - rozbawiona wzruszyłam ramionami.
Pani Hela wstała po czym podała mi to o co prosiłam włożone do reklamówki.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się.
- I serio mówiłam. Nie wystarczy tych chlebów.
- Jak chcą robić ognisko to niech się sami zaopatrzą. Ale po co, skoro można wziąć stąd.
- A i jakby co, to ja nic nie dawałam - uniosła palec wskazujący. Zamknęłam buzię na kłódkę i wyrzuciłam kluczyk dając tym do zrozumienia, że nikt się nie dowie.
- A teraz już zmykaj bo na pewno na ciebie czekają. - wygoniła mnie z kuchni.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziałam wychodząc na korytarz i wręczając środkowemu reklamówkę.
- Możemy iść? - zapytał.
- Tak. - odparłam i ruszyliśmy do wyjścia - Nie! Stój! - krzyknęłam, a przerażony siatkarz stanął jak rażony piorunem. - Po aparat lecę - oznajmiłam, a on przewrócił oczami.
- Zaczekam na zewnątrz - powiedział.
- Dobrze, zaraz będę - posłałam mu jeszcze całusa w powietrzu wsiadając do windy.
Z powrotem byłam na dole w 2 minuty, a przed budynkiem zebrała się już dosłownie cała kadra. 18 chłopa i jak ich wyżywić 3 bochenkami chleba? Pani Hela miała rację. Nie idzie. Przecież sam Kłos zje 10 kromek. Nie realne. Chyba, że będą jedną kroić na pół. Wtedy może jako tako. Ale wtedy to kiełbasy musi być więcej. Ale w sumie to co ja się przejmuję? Ja zjem jedną, max dwie kiełbaski i bedzie dość, ale tych wyżywić to jakaś masakra.
- Wszyscy?! - zakrzyknął Karol. Chyba wczuł się w rolę kapitana.
- E, Kapitanie jeszcze ja! - z ośrodka wypadł Andrzej.
- Dla ciebie per, panie Kapitanie - fuknął na niego Kłos. Wrona otworzył usta ze zdziwienia po czym oparł się ramieniem na mnie.
- Widziała to? Czy ty to widziała, Lenka? Toż to jest nie pojęte. Ledwo co go kapitanem w poniedziałek zrobili to już w sobotę nie jest Karol tylko Pan Kapitan Karol. Do dokumentów też sobie wpiszesz, że twój zawód to kapitan?
- W dokumentach sobie wpisałem, że mój zawód to mistrz świata - wyszczerzył się Kłos, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Bracie! - Endrju rozłożył ramiona. - Mój też! - i wpadli sobie w ramiona.
- Full romancik - stwierdził Gacek po czym zamachnął się ręką dając wszystkim znak, że idziemy.
- Ej, a gdzie Paweł? - zapytałam Michała.
- Mają z Matim przyjść już na miejsce. - odparł. Zapadła cisza. Znaczy pomiędzy nami, bo tego huku dookoła nie można przecież nazwać ciszą. Choć mówią, że cisza to pojęcie względne. No ale koniec tematu. My się nie odzywaliśmy. Teraz jest klarownie i przejrzyście.
- A nie zgubią się? - zadałam pytanie na co on spojrzał na mnie.
- Ej, chłopaki! - krzyknął. - Trzeba iść po Zatora i Bienia bo oni to przecież nie dojdą.
- Może kiedyś tak - bąknął Fabian.
- Do ogniska nie dojdą bencfale - przestrzelił mu potylicę Kubiak.
- To rozpalimy ognień i będą wiedzieli gdzie nas szukać - wzruszył ramionami Pit i powiedział to takim tonem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Jak w tych filmach o westernach - powiedział podekscytowany Bartek i wszyscy na chwilę stanęliśmy po czym walnęliśmy sobie soczystego facepalma.
- Chyba w filmach o Indianach koński łbie - przewrócił oczami Rafał.
- Dlaczego koński? Zawsze mówi się barani - wtrąciłam się.
- Bo ten bardziej pasuje bo westernów - odparł Buszek głosem a'la jestem debilem. I tu doskonale sprawdza się reguła : Głupie pytanie, głupia odpowiedź.
- Ale Indianie też jeździli na koniach - stwierdził Andrzej.
- Widziałeś kiedyś Indianina, że wiesz? - zapytał Mateusz.
- Nie, ale... - zaczął Wrona.
- Czy możemy zostawić Dziki Zachód i Indianów w spokoju? - westchnął rozdzierająco Gacek.
- Indian - powiedział spokojnym głosem Marcin.
- Co? - zmarszczył czoło libero.
- Mówi się Indian, a nie Indianów - sprecyzował o co mu chodziło Możdżonek.
- Niech im będzie jak chce - prychnął Piotr. - Skończmy temat - zrobił gest rękami podobny do tego jakim sędziowie na ringu bokserskim po odliczeniu do 8. Ostatecznie pod sklep by poczekać na Zatorskiego i Bieńka po czym ich przyprowadzić poszedł Nowakowski chociaż migał się i gibał żeby tylko nie iść, ale sam Marcin go odesłał, a jemu zaraz po Gumie, chyba po prostu nie da się sprzeciwić, nieprawdaż? Ta broda odstrasza bydło. A ta Dzika to wcale nie gorsza ciekawe czy da się z tego zapleść warkoczyki? A może Dziku chowa tam sobie na przykład klucze? O! Albo drobniaki ofiarę! To dopiero musi być. Siedzisz, siedzisz i nagle z brody wyciągasz piątaka. Nawet jakby cię okradli to możesz mieć jeszcze w brodzie piątaka za co można kupić coś do żarcia. Nie dużo, ale zawsze coś...
Ale o czym to ja?..... Odbiegłam od tematu. No patrzcie tylko jakie te brody absorbujące. A w ogóle to te brody to chyba trzeba z pół roku hodować - odruchowo przejechałam dłonią po podbródku.. STOP! Koniec o brodach, psia krew! Mieliśmy ognisko palić, a nie o brodach gadać. No i to wszystko przez Nowakowskiego! Wszystko przez niego, cholera jasna! To już wiem dlaczego chłopaki zawsze zwalają wszystko na Pita... To takie proste...
Byliśmy już niedaleko lasu bo ta droga to nam szybko minęła i odezwał się Andrzej.
- A wiecie, że Indianie to... - nie dokończył bo spotkał się z naszym jękiem od którego odbił się jak od bloku Muserskiego i zamknął japę. - Dooobra, tylko nie bijcie - uniósł ręce w geście poddania i naburmuszony wcisnął ręce w kieszenie spodni i szedł już cicho.
Dotarliśmy jednak na inne miejsce niż mówili. Była to polana przy lesie, a nie w środku lasu. Może i słusznie bo nie wiem jak oni, ale ja bym się trochę bała tak po nocach siedzieć w lesie. Zwłaszcza, że oni się pewnie upiją i jeszcze pobłądzimy. W nocy niestety każde drzewo takie samo.
Chłopaki zajęli się różnymi pożytecznymi zajęciami jak zbieranie drzewa na ogień czy rozrzucanie na kłodach koców, a co robi pomocna Elenka? Oczywiście. Dobra odpowiedź. Cyka zdjęcia!
- Miszczu uśmiechnij się! - rozkazałam Andrzejowi, który poślizgnął się i zarył nosem w liście. Właśnie próbował się pozbierać i zamiast uśmiechu pokazał mi tylko środkowy palec. - W ostateczności możesz zrobić i to - wzruszyłam ramionami.
- Ale minę to miałeś bezcenną jak spadałeś - wyszczerzył się Karol nagle materializujący się obok mnie.
- Wyglądałeś nawet lepiej niż zazwyczaj - dojechałam mu jeszcze i przybiliśmy sobie z narzeczonym piątki. Ach, ta zgodność w związku. Bezcenne jak mina Endrju.
- Pff - prychnął pod nosem i odwrócił się na pięcie zmierzając do strumyczka by przepłukać dłonie i twarz.
Usłyszałam dźwięk swojego telefonu więc wyjęłam go z kieszeni i odebrałam połączenie od Michała.
- No hej. Żyjecie jeszcze w tej dziczy? - zaczął na wstępie. Dałam go na głośnik i usiadłam na kłodzie.
- Oczywiście, że żyjemy. Właśnie urządzamy sobie ognisko - powiedziałam.
- Ognisko?! - pisnął. - A kto wam będzie robił za DJ'a?! - oburzył się. - Natychmiast wracać do ośrodka! Nie ma DJ'a nie ma ogniska! To chyba logiczne jest!
- Jakoś sobie poradzimy - odparłam. 

- A zresztą jak chcesz to możesz przecież wbić. Z Bełchatowa do Spały nie daleko! - zakrzyknął Karol.
- Jak kapitan mówi to tak ma być! - poparł Kłosa Bartek.
- Daga!! - wydarł się na cały regulator - Pakuj się jedziemy do Spały na ognisko! I dzwoń do Wlazłych! Jadą z nami! - matko jak on się drze.
- A podobno nic ci się dzisiaj nie chciało robić - usłyszałam gdzieś z głębi głos Dagmary.
- Właśnie mi się zachciało. Ubieraj chłopaków.
- Oni też jadą? - zdziwiła się.
- Pogięło cię? Podrzucimy ich do znajomych - odpowiedział najbardziej oczywistym głosem.  Proszę państwa, przykład miłości Michała Winiarskiego do dzieci. - Za półtorej godziny jesteśmy! Niech ktoś po nas wyjdzie na parking pod ośrodek bo obstawiam, że wybyliście poza ogrodzenie.
- Dzyń! Dzyń! Dzyń! Zgarniasz główną nagrodę - oznajmiłam.
- No to czekajcie na waszego DJ'a i ani mi się ważcie włączać muzyki beze mnie! Takie hity połączone z moim wspaniałym wokalem to coś na co na pewno z utęsknieniem czekacie! - powiedział zadowolony z siebie.
- Umieramy z tęsknoty za nimi - stwierdził Możdżonek.
- Wiem, Marcinku, że nie możesz się wprost doczekać - Winiar zadowolony cmoknął do słuchawki. - Narazka! - i zakończył połączenie.
- Nooo i to by było na tyle z naszej radości odkąd nie ma z nami Winiara - powiedział Piter, który właśnie dołączył do nas wraz z Pawłem i Mateuszem.
- Taaaa - przyznali wszyscy zgodnie.
- Wszystko mu powiem - wystawiłam im język.
- Karol weź jej czymś zatkaj usta - powiedział Bartek.
- Z wielką chęcią - wyszczerzył się Kłos po czym mnie pocałował.
- Chodziło mi o jakiś knebel - wywrócił oczami Kurek. - To by się nadało. Co myślicie chłopaki? - uniósł do góry kawałek drewna. - Bo sumie to myślę, że...
- A może tobie by tym gębę zatkać? - rzuciłam w niego gałązką.
- Możesz jak mnie złapiesz - wystawił mi język.
- To było rzucenie wyzwania? - zmrużyłam oczy. - Uważasz, że nie dam rady?
- Tak to było rzucenie wyzwania, a na drugie pytanie wolę nie odpowiadać, bo jeszcze mi się oberwie.
- Osz ty! - puściłam się biegiem pokonując te kilka metrów dzielących mnie od atakującego i walnęłam go w ramię, a on był zbyt zaskoczony żeby w ogóle się ruszyć więc go złapałam. Reszta chłopaków natomiast buchnęła śmiechem.
- No to co? Mogę cię tym zakneblować? - wyszczerzyłam się unosząc do góry kawałek drewna.
- Bartuś nigdy nie był za bardzo sprytny - poklepał go po ramieniu Piotrek.
- Spieprzaj - mruknął pod nosem. - Zamknę się i oszczędź sobie stawania na palcach mała - zwrócił się do mnie Kurek po czym szybko odbiegł.
- Za ta małą to jeszcze oberwiesz - pogroziłam mu palcem i rzuciłam za nim tym "kneblem", ale niestety nie trafiłam.
Półtorej godziny później zadzwoniła do mnie Daga, że możemy się już po nich pofatygować. Zostałam oddelegowana razem z Karolem. Kiedy dotarliśmy na parking zobaczyliśmy jeszcze jedno znajome auto.
- Krzysiu! - ucieszyłam się i przytuliłam Ignaczaka.
- A podobno ta jestem jej bratem - mruknął oburzony Michał.
- Cześć Lenka - powiedział wesoło Igła - Jedyna się na mój widok cieszy.
- Bo ty jedyny cieszysz się na mój - wyszczerzyłam się. - To działa obustronnie. - przybiliśmy piątki i przytuliłam tez Iwonę oraz Mariusza, Paulinę i Dagmarę.
- Macie rację. My się w ogóle nie cieszymy, że was widzimy bo wiecie my to z wyższych sfer i nie gadamy z przygłupami - powiedział z wyższością Winiar otrzepując z prawe ramię z niewidzialnego kurzu lewą dłonią.
- Oberwiesz głąbie - wycelowałam w niego palcem wskazującym.
- Czekam, złotko - posłał mi buziaka.
Kilka minut później zaczęliśmy się kierować do reszty kadry.
- Witajcie, witajcie, ludu plebsów wasi królowie przybyli - powiedział dumnie libero kiedy byliśmy na miejscu unosząc ręce do góry.
- Naszym jedynym królem był Król Guma Pierwszy! - wykrzyknął Zatorski.
- Zawsze byłeś trudnym dzieckiem. Ciesz się, że jeszcze nie daliśmy cię na pożarcie smokom - poklepał go po ramieniu Krzysztof.
- Już nie wierzę w smoki - wystawił mu język Zator.
- A w duchy? - zaczął przerażającym głosem Resoviak.
- Nie - powiedział dumnie unosząc głowę.
- Ciekawe - powiedział zamyślony Krzysiek - Ciekawe.

Prawie 2 godziny później siatkarze byli już bardzo porządnie wstawieni. Bełkotali, śmiali się i śpiewali na raz, tylko ja, Daga, Paulina i Iwona nieskromnie mówiąc, trzymałyśmy fason. Popijałyśmy sobie piwko, znaczy oprócz pani Włazy, gdyż spodziewa się ona drugiego potomka czego serdecznie jej pogratulowałam rozmawiając sobie o wszystkim i o niczym, ale najczęściej to o ślubie. Dziewczyny nakłoniły mnie żeby suknie kupić w Gdańsku zamiast czekać z tym do lipca i umówiłyśmy na środę na obchód sklepów.
Nagle rozbrzmiała ta piosenka (klik). No i jak na komendę pojawili się przy nas siatkarze.
Uniosłyśmy brwi.
- No Iwonka. A tyyyyyyy, a ty całuj mnie! To taka piękna gra! Całuj mnie! Ja ci to wszystko dam! - Michał, Karol i Mariusz podchwycili za nim i zaczęli drzeć ryje wniebogłosy machając rękami, że niby tańczą, ale to serio nie wyglądało jak taniec. Nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem na ich widok. Dagmara wybuchnęła śmiechem kiedy jej mąż zaczął imitować stukanie w okienko uderzając w głowę Karola na co tamten odwinął mu i Michał poślizgnął się i już po chwili leżał plackiem na ziemi. Winiarska się nad nim ulitowała, podeszła do niego i cmoknęła w usta. My także swoim ukochanym sprzedałyśmy całusy, ale w policzki bo nie byli pierwszej świeżości.
Kiedy kolejne trzy godziny później Marcin stwierdził, że wypadałoby już wrócić do ośrodka ochoczo pokiwałyśmy głowami i jakimś cudem, serio cudem, udało nam się wszystkich pozbierać i pokierować w drogę powrotną. Karol był zalany w trzy dupy i prawie na mnie leżał. Szurał nogami jakby ważyły z tonę i warto zaznaczyć, że mieliśmy iście ślimacze tempo. Iście ślimacze.
- Ej, a gdzie jest Fabian?! - krzyknęłam w pewnym momencie bo szliśmy z Karolem na końcu i nigdzie nie widziałam rozgrywającego. Wszyscy się zatrzymali.
- Kto widział Fabiana?! - zakrzyknął Łomacz.
- Tutaj jestem, co się tak o mnie cykacie? - zapytał tuż nad moim uchem.
- No to czemu nic nie mówisz? - fuknęłam.
- Chciałem zobaczyć czy wam na mnie zależy - wyszczerzył się.
- Debil - walnęłam go w ramie - Lepiej pomóż mi Karola taszczyć, a nie się obijasz.
- Jak sobie życzysz - skłonił się w pas i wziął Kłosa po ramię.
- A ssso ja jakiś inwaaaalida, że sam iść nie umiem?! - wydarł się środkowy i uwolnił spod naszych ramion co było równoznaczne z tym, że wyrżnął na twarz. Przywaliłam sobie faceplama wraz z Fabianem i schyliliśmy się żeby go podnieść.
- Nie! - uniósł ręce do góry - Porasse sobie! - my więc unieśliśmy ręce w geście obronnym i wstaliśmy. Podniósł się na czworaka.
- Toooo jaaa sssobie ussiąde, jak to ma tyle potrwać - stwierdził Winiar i usiadł po turecku na trawie. Kilkanaście sekund później Karol stał na nogach lekko się chwiejąc i trzymając ręce tak, że uniemożliwiał nam chwycenie go.
- Oooo a patssszcie co ja tutaj mam - Michał uniósł coś do góry. - Stokrotka! - wydarł się. -Jak leciała ta piosenka?! Szampon! A już wiem! - krzyknął zanim Mariusz zdołał otworzyć usta - Gdzie strumyk płyyyynie z wolnaaaa, rooozsiewa zioła maaaaj, stokrotka rosła polnaaaaa, aaaaaaa nad nią szumiał gaj. I wszyscy razem!! STOKROTKAAA ROOOOOSŁAAA POOOOOOLNA, A NAD NIĄ SZUMIAŁ GAJ, ZIELONY GAJ. No czemu nie śpiewacie? Elenka, dawaj jak u harcerzy! Krzychu! Śpiewaj! Przecież nie będę wiecznie sam!
No i zaczęliśmy iść i sobie śpiewać. A co!
-  W tym gaju tak ponuro, że aż przeraża mnie, ptaszęta tak wysoko, a mnie samotnej źle PTASZĘĘĘĘTA TAK WYSOOOOOKO, A MNIE SAMOTNEJ ŹLE, SAMOTNEJ ŹLE! Wtem harcerz idzie z wolna "Stokrotko witam cię, twój urok mnie zachwyca, chcesz moją być czy nie? TWÓJ UROK MNIE ZACHWYYYYYYYCAAAAA CZY CHCESZ MOJĄ BYĆ CZY NIE? CZY NIE CZY NIEEEEE?! Stokrotka się zgodziła i poszli w ciemny las, a harcerz niedołęga, w pokrzywy wlazł po pas. A HARCERZ NIEDOOOOOOOŁĘĘĘĘĘĘGA, W POKRZYWY WLAZŁ PO PAS, PO PAS PO PAS! A ona, ona, ona cóż biedna robić ma, nad gapą nachylona i śmieje się ha, ha. NAD GAAAPĄ POCHYLOOOOONA I ŚMIEJE SIĘ HA, HA, HA, HA, HA,HA! - i akurat kiedy skończyliśmy drzeć swe otwory gębowe stanęliśmy przed bramą ośrodka. Jakoś udało nam się odtransportować siatkarzy do pokojów.
Otworzyłam drzwi swojego, a moje ramię wręcz płakało od tego taszczenia Karola bo jednak stwierdził, że sobie nie poradzi i chętnie skorzysta z mojego ramienia.
- Bedzie tego dobrego panie Kłos - powiedziałam popychając go na łóżko.
- Nie wiem co w tym było takie dobre. - mruknął w poduszkę.
- Nażarłeś się - zaśmiałam się zdejmując buty ze stóp i szybko wskoczyłam w za dużą koszulkę bo piżamę miałam w łazience a po tylu godzinach niańczenia siatkarzy nie ma się siły na nic i położyłam się na łóżku po czym przymknęłam oczy. Po chwili poczułam dłoń Karola wsuwającą się pod materiał koszulki.
- Nawet o tym nie myśl. - walnęłam go w ramię. - Jesteś pijany. Śpij.
- Wcale nie jestem pijany.
- Śpij - powiedziałam twardo.
- Wstrętna jesteś - mruknął i tylko przytulił się do moich pleców.
- Miło mi to słyszeć, misiu - uśmiechnęłam się do siebie i zamknęłam oczęta.

----
Taaaaaa.... No to tego... trochu mnie tu nie było...I nie wiem kiedy znowu się pojawię, ponieważ następny rozdział nie jest nawet skończony i no wiecie. Jak to jest. Szkoła, nauka sratatata i nie ma czasu zbyt.
A w ogóle to wy też macie coś takiego czy tylko ja, że kładę się po 22 wstaję o 7 i jestem nie wyspana? :'( Nie wiem co się ze mną dzieje. Masakra jakaś, najchętniej to bym tą jesień przespała.
Pewnie widziałyście ale i tak Wam podrzucam linka :)
https://www.youtube.com/watch?v=aRlcI9-cxhc  Kubi, mój mistrzuniu. Oczywiście do Winiara ci jeszcze brakuje, ale nie będę ci wypominać bo podobają mi się twoje hopki. 

P.S, Za chwilę dodam nowy u Zuzy i Krzyśka. Jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam. nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com
Pozdrawiam ;**

sobota, 29 sierpnia 2015

~Rozdział 97~

Obudziłam się i pierwsze co zobaczyłam po uniesieniu powiek to śpiąca twarz Karola. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ja to mam jednak szczęście mieć przy sobie takiego faceta. Dałam mu delikatnego całusa w policzek i żeby go nie budzić wyswobodziłam się z jego objęć po czym znalazłam się w łazience gdzie wzięłam prysznic i się ogarnęłam.
Kiedy wyszłam z pomieszczenia Kłos właśnie przewrócił się na drugą stronę i głośno sapnął wciąż śpiąc. Zaśmiałam się na ten widok po czym rzuciłam w niego jego koszulką.
- Wstawaj królewiczu - powiedziałam otwierając okno i odsuwając rolety.
- Nie! Tylko nie światło! - zakrył głowę kołdrą. - Wypali mi oczy!
- A co ci mózg wypaliło? - zapytałam na co on odrzucił kołdrę i popatrzył na mnie groźnie.
- Przeginasz - wstał po czym złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko.
- Nie dość masz? - zapytałam śmiejąc się.
- Ciebie nigdy - wyszczerzył się i zaczął majstrować przy rozporku moich szortów w międzyczasie obdarzając moją szyję pocałunkami.

Chyba jako ostatni zawitaliśmy do stołówki. Tym razem przy naszym stoliku toczyła się ożywiona dyskusja. Podeszliśmy i usiedliśmy.
- Przecież to nie była moja wina - pisnął usprawiedliwiająco Bartek.
- Ty zawsze jesteś niewinny - przewrócił oczami zniecierpliwiony Andrzej.
- Przecież to wszystko przez Pitera - Kurek wycelował widelcem w przyjaciela.
- Przeze mnie?! - pisnął chyba niedowierzający Nowakowski. - Przecież mnie nawet tam z wami nie było! Co równa się temu, że to nie mogło być przeze mnie. Oczywiście nie wykluczam, że mogłem wam przesyłać złe myśli lub złą energię, ale fizycznie, ciałem mnie przy was nie było więc nie rozumiem na czym opierasz swoje zarzuty, że to przez mą osobę przydarzyło wam się to, co się przydarzyło. - wyrzucił z siebie filozoficzną mądrość.
Słuchaliśmy ich razem w Karolem kompletnie nie wiedząc o co kaman, ale nie pytaliśmy bo może samo się okaże podczas dalszej rozmowy. Nie okazało się, ponieważ na tym się ona zakończyła.
- Może nam ktoś przybliżyć co się wczoraj takiego wydarzyło? - zapytał Kłos.
- Właśnie - przytaknęłam.
Wrona głęboko westchnął i zaczął wyjaśniać.
- Wczoraj chcieliśmy wykręcić jakiś kawał Stefciowi no więc wpadliśmy na pomysł żeby tak gdzieś koło północy podejść pod okno jego pokoju i zacząć mu stukać w szybę, świecić do środka latarką i go jakoś nastraszyć. Wiecie o co chodzi. Może trochę słaby pomysł, ale nie mieliśmy czasu żeby wymyślić coś lepszego, a jak na złość internety nie chciały nam pomóc bo coś wifi szwankowało. No ale nic. Cali uhahani przed godziną 0 zbieramy się pod jego oknem i zaczynamy poruszać gałęziami tego dębu co to sobie tam rośnie - kiwamy głowami na znak, że póki co, wszystko do nas dociera - No i stukamy sobie stukamy i nagle coś się zaczyna ruszać w tym pokoju. Myślimy, że to Stefan więc nic sobie z tego nie robimy, ale wychyla się jakiś gruby facet i zaczyna coś do nas pierdolić, czego go budzimy w środku nocy. No to Kuraś geniusz nad geniusze rzucił w niego kamykiem bo podobno "nie usłyszał" jak tamten kazał nam spierdalać - spojrzał wymownie na atakującego na co tamten z oburzeniem odwrócił głowę. - Tamten dostał w głowę i chyba jakoś dość mocno bo od razu zniknął nam z pola widzenia. No to my przerażeni uciekamy i pamiętajcie, że jakby co to nie my - uniósł dłonie w geście obronnym.
- Czy was do reszty popierdoliło?! Wszystkich?! - krzyknęłam - Co z was za idioci! Tobie całkiem się na łeb rzuciło Kurek?! Pojebało? Co ci do tego durnego łba strzeliło?! Po chuj ten kamień rzuciłeś! - no słowo daje, ja ich nie znam. Kompletni kretyni. KOMPLETNI KRETYNI. Wszyscy skruszeni spuścili wzrok - Byliście chociaż zobaczyć co z tym człowiekiem, czy nawet na to was nie stać? - warknęłam. Milczenie z ich strony świadczyło o jednym - Wstydzę się za was. Poważnie. - wstałam od stołu. - Straciłam apetyt - mruknęłam i się odwróciłam.
- Lena, zaczekaj - zawołał za mną Kłos, ale serio nie chciałam z nimi przebywać. No jak wielkie niedojebanie mózgowe trzeba mieć żeby rzucić w kogoś kamieniem?! Nie ogarniam.
Weszłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Do treningu miałam jeszcze prawie dwie godziny. Po pół godzinie drzwi do pomieszczenia się otworzyły i wszedł przez nie Karol. Uniosłam pytająco brew.
- Przyszedłem się pożegnać - powiedział, a  mnie wbiło w łóżko. Otworzyłam oczy i usta ze zdumienia - Spokojnie - zaśmiał się widząc moją reakcję. - Jadę teraz do Łodzi, na ten zabieg.- wyjaśnił.
- Kompletnie o tym zapomniałam - wstałam. - Długo ci to zajmie?
- Nie mam pojęcia - westchnął. - Oby jak najszybciej - pocałował mnie w czoło - Co do chłopaków to, pogadaj z nimi. Serio żałują. Kurek snuje się jak nigdy.
- Dobrze mu tak. Nie próbuj ich bronić. Zachowali się kompletnie nieodpowiedzialnie - pokręciłam głową.
- Nie próbuję ich bronić. Mówię tylko żebyś z nimi pogadała i może pójdziecie do tego pokoju i zobaczycie co z tym gościem?
- Dobrze - odpowiedziałam i pocałowałam go lekko.
- Do zobaczenia potem.
- Ej, a z kim jedziesz? - zapytałam jeszcze gdy stał w drzwiach.
- Z Wojtkiem. - odparł. - Kocham cię, pa.
- Ja ciebie też - odparłam i przesłałam mu całusa w powietrzu.

Wkroczyłam na halę gdzie byli już wszyscy, a siatkarze o dziwo już się rozgrzewali. Kiedy zaczęli się rozciągać na parkiecie Bartek usiadł tak żeby być tuż obok mnie.
- Lenka, przepraszam. Wiem, że jestem idiotą - powiedział.
- Jesteś - przytaknęłam bez emocji. - Co ci w ogóle strzeliło do głowy? Nie mogę tego zrozumieć. - popatrzyłam na niego.
- Myślałem, że trafię w szybę, ale bardzo przeceniłem swoją celność.
- Jak widać - mruknęłam.
- Pójdziemy po treningu zobaczyć co z tym mężczyzną?
- Wiesz, że powinniście zrobić to w nocy?
- Wiem i głupio mi niesamowicie, że nie zaciągnąłem tam za sobą chłopaków.
- Pójdziemy - powiedziałam - A teraz wracaj do treningu.
- Jesteś najlepsza - uśmiechnął się  i wstał. - Ale chyba nic takiego się na stało bo jak przechodziłem koło tego pokoju to jakieś odgłosy było słychać. - rzucił, a ja zniecierpliwiona wzniosłam oczy do nieba.
- No to czemu nie wszedłeś?!
- No i co miałbym mu powiedzieć? A jakby mnie rozpoznał? - przeraził się.
- Czyli nie będziemy mogli tak po prostu tam wejść? - westchnęłam i już widziałam, że Kurek miał jakiś plan.
- Pójdziemy tam w przebraniu. Jako obsługa. - ściszył głos.
- Ale przecież tutaj nie ma... - zaczęłam.
- To nic - syknął. - On raczej nie wie.
- Wydaje mi się, że wie.
- Wszystko psujesz - stwierdził i podszedł do kosza z piłkami.
Już się boję.

No i całkiem słusznie Elenko. Jakieś 35 minut po tym jak po treningu wróciłam do pokoju wpadł do niego Bartosz. Wstałam z łóżka.
- Łap! - rzucił mi w twarz jakimś materiałem. Zamknęłam oczy, zacisnęłam usta i wypuszczając powietrze przez nos zdjęłam to z twarzy i popatrzyłam na niego groźnie.
- Sorki - uniósł dłonie w górę w geście obronnym.
- Sam jesteś? - zdziwiłam się, że nie przyprowadził ze sobą nawet Pita. A nie sorry, przecież to przez niego. Biedak, zawsze na niego zwalają...
- Ta akcja wymaga dyskrecji - powiedział ściszonym głosem. - Idziemy tam inkoguto.
- Chyba incognito - powiedziałam zdziwiona.
- Nie łap mnie za słówka - machnął ręką. - Inkoguto i już. - tupnął nogą.
- A kto mi truł jak zamiast lewą stroną ulicy chodziłam prawą? - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Jakbyś chciała to pewnie byś mi wytknęła coś przed 20 lat nie?
- Jakbym chciała to oczywiście, że tak - wzruszyłam ramionami.
- Dobra, koniec tematu inkoguta. - zarządził.
- Co to w ogóle jest? - zapytałam patrząc na materiał.
- To jest fartuch sprzątaczek. - wyjaśnił.
- Jest tutaj coś takiego? Myślałam, że oni sprzątają jak już się stąd wynosimy - powiedziałam. - I bez fartuchów.
- No tak, ale mają do tego takie fartuchy. Ubieraj się. Mam na korytarzu jeszcze wózek z miotłami, mopami, płynami do szyb i odkurzaczem - oznajmił, a ja popatrzyłam na niego z wytrzeszczem
- Mam bardzo ładne oczy - wzruszył ramionami jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Zresztą nie dopytuj się głupio tylko wdziewaj!
- No okej, okej - uniosłam ręce w geście obronnym i przywdziałam na siebie fartuch. W sumie, to całkiem niezły krój. Przewiewny, luźny, no i ma kieszenie! Wow. No i do tego ten materiał... Dobra! Koniec z fartuchami, czas na akcję.
- Idziemy - zarządził. Zjechaliśmy z tym wózkiem piętro niżej i podeszliśmy do odpowiednich drzwi. Zapukałam i czekaliśmy aż ktoś wyjdzie. Taka chwila jednak nie nastała. Zastukałam jeszcze raz. Znowu to samo. Popatrzyliśmy po sobie. Nacisnęłam klamkę, ale nie ustąpiła.
- Zobaczę przez dziurkę od klucza, a ty mnie ubezpieczaj.
- Jasna sprawa - odsunęłam się i przeczesywałam wzrokiem korytarz.
- Pusto.
- Hym? - zapytałam zdezorientowana bo skupiłam się na kolorze ścian. Ciekawe jaki to odcień. Pasowałby do sypialni...
- No pusto jest. Nie ma tam nikogo, ani niczego.
- No to co robimy?
- Idziemy zapytać do recepcji co z tym gościem. Przez ciebie to teraz nie daje mi spokoju. - No i bardzo dobrze! - fuknęłam.
Zdjęliśmy te ciuszki i wraz z wózkiem zjechaliśmy na parter. Tam Kurek pozostawił przyrządy do utrzymywania czystości (jest w ogóle takie określenie?) i podeszliśmy do lady.
- Przepraszam - zaczęłam opierając się o kontuar, a młody (przystojny) mężczyzna podniósł na nas wzrok.
- W czym mogę pomóc? - uśmiechnął się.
- Czy może nam pan udzielić informacji co się stało z mężczyzną z pokoju numer 87? - zapytam słodkim głosem nie zdejmując uśmiechu z twarzy.
- Ja chyba.... - zaczął.
- Proszę. Bardzo nam pan tym pomoże - kolejny uśmiech.
- No ale...
- No proszę. Bardzo MI pan tym pomoże. - nawinęłam kosmyk włosów na palec.
- No skoro pani tak prosi - westchnął lekko po czym poklikał coś w komputerze i znowu na mnie spojrzał. - Pan Sajkowski opuścił ośrodek z rana. Twierdził, że ktoś zakłóca mu ciszę nocną i na pewno nie będzie przebywał w takich warunkach.
- Był zdenerwowany?
- Trochę był. - wzruszył ramionami.
- A zachowywał się jakoś dziwnie?
- Nie zauważyłem.
- Dobrze, dziękujemy panu bardzo - uśmiechnęłam się.
- Alle...- zaczął jeszcze lecz odwróciłam się i pociągnęłam Kurka za ramię.
- Te kobiety to jednak cholerne manipulantki - stwierdził kiedy wchodziliśmy do windy.
- O co ci chodzi? - zapytałam zdziwiona.
- Jak to o co? - prychnął. - Zbajerowałaś gościa, a on był taki w ciebie wpatrzony, że nie zdziwiłbym się jakby ci zaraz wyskoczył z bukietem róż.
- Przesadzasz - mruknęłam choć trochę mi to schlebiało.
- Najpierw mu uśmieszki, a potem odeszłaś. Jędza.
- Zaręczona jestem - podsunęłam mu pod nos palec z pierścionkiem.
- To nie ma znaczenia - parsknął. - Wykorzystałaś go.
- Jakie wykorzystałaś? Jakie wykorzystałaś? Tylko go zapytałam...
- Używając dużej części swojego uroku osobistego - wtrącił.
- Po pierwsze nie zrobiłam kompletnie nic złego, a po drugie zrobiłam to dla ciebie - dźgnęłam go w ramie. - Teraz przynajmniej mamy pewność, że facet żyje i możesz spać spokojnie - wyszliśmy z windy.
- A co jakbym powiedział Karolowi? - zapytał niewinnie stając i kołysząc się na piętach.
- Spróbuj, to nigdy nie będziesz mieć dzieci - powiedziałam groźnie wbijając mu palec w klatkę piersiową.
- No przecież tylko żartuję - uniósł ręce w geście obronnym.
- No ja myślę - mruknęłam.
Na  obiedzie jak i na popołudniowym treningu Karola jeszcze nie było. Zaczynałam się trochę martwić i gdy wychodziłam z hali wyjęłam komórkę i do niego zadzwoniłam lecz nie odebrał. Powędrowałam do swojego pokoju i zajęłam się zdjęciami. Akurat kiedy skończyłam i kierowałam się na stołówkę zobaczyłam Kłosa wchodzącego dopiero do ośrodka. Zatrzymałam się i na niego zaczekałam.
- Hej - przywitałam się po czym pocałowałam siatkarza na powitanie. - Jak tam? - zapytałam.
- Zrobili mi coś z tym kolanem, ale nadal boli. W poniedziałek mam się stawić na kolejny zabieg - westchnął.
- Długa przerwa cię czeka?

- Wydaje mi się, że niestety tak - mruknął niezadowolony.
- Szybko się wyliżesz - wspięłam się na palce i dałam mu całusa w policzek.
Weszliśmy na stołówkę i akurat kiedy siadaliśmy przy stoliku Pokerowcy wykonali chyba najczęstszy gest pojawiający się w Spale, tym bardziej w obecności Zatora.
- Ocho, widzę, że Pawełek rozmyśla - stwierdził Karol siadając.
- O czym tym razem? - zapytałam.
- No bo nie rozumiem was. Kompletnie nie ciekawi was otaczający świat? - zapytał.
- To co wiem mi wystarcza - burknął Michał.
- Zator, a może ty się minąłeś z powołaniem i powinieneś być filozofem, co? - wtrącił się Andrzej.
- Przemyślę to Andrzeju. - oznajmił.
- A nad czym dzisiaj myślimy? - chciałam się dowiedzieć.
- No bo nie zastanawiało was nigdy dlaczego fucker jest najdłuższy? - spojrzał po zebranych.
- Co jest? - zmarszczyłam brwi.
- No czemu środkowy palec jest najdłuższy.
- Przecież to banalnie proste - wzruszył ramionami Bartek.
- No to nas oświeć - Piotrek oparł brodę na dłoniach i wbił wzrok w atakującego. My wszyscy uczyniliśmy to samo.
- No żeby łatwiej było pokazywać faka. Najdłuższy to i najlepiej go widać i nikt nie przeoczy.
- Jakieś inne teorie? - rozejrzał się po nas Andrzej wyglądając jak ktoś kto sprzedaje obraz na aukcji i chce wyżulić jak największą kasę.
- Jestem wbity w ziemię tak prostym rozumowaniem Siuraka - wydusił z siebie Pit.
- Proste-logiczne. Logiczne-proste. - poruszył ramionami Bartosz mówiąc jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Może tak to pozostawmy co? - zaproponowałam. - Nie mam pojęcia dlaczego tak jest i mi tak samo jak Dzikowi wystarczy ta wiedza jaką posiadam - stwierdziłam po czym przybiłam piątkę z Kubiakiem.


---
Jestem przerażona. Mówię Wam, PRZERAŻONA!
I to wcale nie tym, że we wtorek do szkoły (chociaż tym też) ale tym, że został mi tylko jeden! JEDEN JEDYNY rozdział do przodu. I to nie dokończony! Nie wiem jak ja mogłam do tego dopuścić. No pojęcia nie mam. Pojęcia, nie mam. Pamiętam jak dawniej miałam 10 rozdziałów do przodu i cały czas pisałam i pisałam. To były czasy..
Rozdziały  u Stefana i Anastazji oraz u Zuzy powinny pojawićc się wieczorem, ponieważ teraz lecę już na mecz ^^
Pozdrawiam i do przeczytania za tydzień, mam nadzieję ;**

wtorek, 25 sierpnia 2015

TOP 10

ZASADY: 
1. Dziękujesz za nominację. 
2. Wybierasz 10 ulubionych historii i krótko ją opisujesz. Możesz podać autora, link.
3. Nominujesz kolejne pięć osób.
Więc (wiem, że nie zaczyna się od "więc", bez spiny)  bardzo dziękuję za dwie (!) nominacje od zeberka i Agnieszka Nowak :) Siedzę teraz przed pustą stroną i zastanawiam się które blogi mam tu wyróżnić. Z góry przepraszam, że jakoś tak nieporadnie to opisuje, ale wolę dać komuś link i niech sobie poczyta niż streszczać. No ale czego się nie robi dla czytelniczek, nieprawdaż? ^^

10. Nie uciekaj przez przeznaczeniem
 (klik)
Historia o siostrach bliźniaczkach. Ogólnie gigantyczny plus za to, że pojawił się tam jako główny bohater (uwaga, uwaga!) Michał Bąkiewicz. To było pierwsze opowiadanie, które czytam gdzie Bąku się pojawił. Oczywiście nie mogło by zabraknąć partnera dla drugiej z dziewczyn więc mamy także Wojtka Włodarczyka. Dziewczyna świetnie pisze i szczerze polecam.

9.See my dreams all die 
(klik)
Zmieniamy klimat z siatkówki na skoki narciarskie.
Historia Lily Reyes i Michaela Hayboecka jest tak skomplikowana i ma jeszcze tyle nie wyjaśnionych kwestii (a czego ty się cytrynowa spodziewasz po 4 rozdziałach?!), że każdą kolejną linijkę czytam z takim przejęciem i ciągle mi mało.
Narzeczony Lily z którym jest w ciąży, ginie. Dziewczyna podejmuje pracę jako fotograf austriackich skoczków poznając Michalea… Z tego co czytamy w prologu nie będzie miło i przyjemnie. I za to kocham tą dziewczynę.

8. If these wings could fly 
(klik)
Opowiadanie o dziewczynie, konkretnie o Elenie, (^^) chorej na białaczkę kuzynce Thomasa Morgensterna. Dziewczyna wraca do Austrii po 6 latach poza ojczyzną. Rodzice zostawiają ją u wujostwa, ponieważ mają pracę w Londynie, która jest dla nich ważniejsza niż zdrowie córki. Elena poznaje Michaela, z którym na początku ma chłodne relacje, ale szybko się do siebie przekonują. Niby wszystko cacy, ale jest jeszcze Gregor i jego tajemnice oraz Victoria Zawsze Wszystko Musi Być Po Mojemu Kuttin.

7. Siatkarska moda na sukces 
(klik)
Znalazłam to opowiadanie przypadkiem przyuważając je gdzieś na facebooku.
Blog dopiero się rozkręca, ale uśmiałam się na nim jak na rzadko którym bo zaczynamy z grubej rury czyli od urodzin dawnego prezesa PZPS, na których oczywiście muszą być nasi znakomici siatkarze, a wiadomo, że jak oni są to się dzieje. Potem przenosimy się na lotnisko i próbujemy wysłać naszą kadrę na zgrupowanie do Francji…

6. W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca 
(klik)
Historia Kamili i Michała od razu mnie wciągnęła. Siatkarz i dziewczyna żrą się niemiłosiernie, ale i tak wiem, że będą razem i stworzą wspaniałą rodzinę Kubiaczków ^^

5. Najgłośniejszy krzyk o pomoc to ten, którego nie sposób usłyszeć 
(klik)
Pierwszy blog o Wojtku Ferensie jaki czytałam, ale zdecydowanie najlepszy.
Michalina to matka 3-letniej Zuzi. Rodzice odwrócili się do niej gdy zaszła w ciążę przed ślubem więc teraz sama próbuje wiązać koniec z końcem. Kiedy Miśka i Wojtek stają się sobie bliżsi, jak to ma w zwyczaju autorka coś zaczyna się dziać. Oczywiście na minus. Wraca dziewczyna siatkarza i ktoś jeszcze.

4.Love me like you do... 
(klik)
Znowu wpadamy w klimaty skoków narciarskich, ale po prostu nie mogłam tego bloga pominąć. Pochłonęłam go w tydzień. (Pewnie było by szybciej gdybym miała telefon, ale mniejsza o to. )
Historia jest po prostu PRZECUDOWNA! Miłość Andreasa Wellingera do starszej od siebie o 4 lata Nadii to coś czego jeszcze nie czytałam. Ponieważ Andi chodzi do klasy z młodszym bratem Nadii uważał ją na początku za kogoś takiego samego jak jej brat czyli rozpieszczoną dziewczynkę z bogatej rodziny, która ma wszystko czego zapragnie na skinienie palcem. Ich pierwsze spotkanie nie jest zbyt miłe zwłaszcza dla dziewczyny. Najfajniejsze w tym jest to, że ta dwójka poznaje się później również przez Internet podając się za kogoś innego, co ciekawe tam darząc się sympatią, nie wiedząc, że piszą do siebie streszczają sobie kawałek życia.
 
Na dodatek autorka pisze z taką swobodą i poczuciem humoru, że nie da się nie śmiać. Polecam także inne jej opowiadania o skoczkach narciarskich nawet tym, którzy się tym nie interesują bo na prawdę warto poczytać i czasami poprawić sobie humor zamieszczonymi tam dialogami.

3. Bez uczucia...
 (klik)
Znowu blog, w którym pojawia się Wojtek Włodarczyk. To przecież nie moja wina, że go lubię. Tym razem roli głównej.
Iga, nowy psycholog Skry Bełchatów i wiecznie wkurzony Włodi. Jak to zwykle bywa nie znajdują na początku wspólnego języka. Wojciech doprowadza nawet Igę do łez, ale gdy dziewczyna pomaga mu w relacjach z przyjacielem wszystko się zmienia.

2. Chwyciliśmy cierpienie goniąc za szczęściem 
(klik)
Teraz podsyłam Wam blog, na którym znajdziecie kilka historii jednej autorki. Dziewczyna pisze genialnie i nie raz na prawdę ryczałam czytając jej rozdziały. Niestety w październiku opuszcza blogspot (czego mam nadzieję mi i innym czytelniczkom nie zrobi) nad czym na prawdę bardzo ubolewam bo kocham jej styl pisania.
Gorąco polecam przeczytanie także innych, jej wcześniejszych blogów bo uważam, że warto. Na prawdę warto. Autorka ma prawdziwy talent.

1. Kochaj, nienawidź, daj żyć, próbuj zabić... 
(klik)
No i na koniec wisienka na torcie. Drugi blog jaki przeczytałam w swoim życiu.
Historia Michała i Blanki to przykład, że od nienawiści do miłości, albo, że kto się czubi ten się lubi. Tyle się tam działo, że chyba nawet nie jestem w stanie sobie tego wszystkiego przypomnieć, ale zawsze nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału.
Jest to blog już zakończony, ale podobno szykuje się druga część :D Agnieszka, wiem, że to czytasz więc napiszę tylko, że NIE MOGĘ SIĘ TEJ DRUGIEJ CZĘŚCI DOCZEKAĆ!

  
Nominuję:
- SKRzAcik,
- Kolorowa Biel,
- Marianka
- ~Pyskata~
- Faible

---
No, to to by było na tyle. Miałam krótko opisać każdą historię, a wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że zachęciłam choć jedną z Was do zerknięcia na te blogi.
Pozdrawiam ;**


niedziela, 23 sierpnia 2015

~Rozdział 96~

Obudził mnie znienawidzony budzik. Sięgnęłam ręką po telefon i go wyłączyłam. Była dopiero 7, a śniadanie było na ósmą więc mam jeszcze czas. Z westchnieniem odwróciłam się na drugą stronę i naciągnęłam kołdrę na głowę przymykając oczy.
- O cholera! Zasnęłam - poderwałam się z łóżka i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 8:30. - Tak się właśnie kończy kurwa granie po nocach w pokera! - wystrzeliłam z łóżka jak z procy i wyjęłam szybko ciuchy z walizki i wbiegłam z nimi do łazienki. Wzięłam minutowy prysznic i się ubrałam (klik). Włosy związałam w kucyka i zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam z pokoju i go zamknęłam.Zrobiłam dwa kroki w kierunku widny i właśnie gdy stawiała ten drugi krok coś zatrzeszczało pod moją stopą. Spuściłam wzrok w dół i zobaczyłam czarne przeciwsłoneczne okulary.
- Cholerka - syknęłam. Rozejrzałam się czy nikt nie widzi i cały czas obserwując korytarz schyliłam się podnosząc z podłogi okulary, a raczej to co z nich zostało. Skradając się niczym rasowy bandyta podeszłam do doniczki z palemką, która stała w kącie i wrzuciłam je tam. Później biegiem rzuciłam się do windy i nacisnęłam guzik, a ona powiozła mnie do stołówki. Jak gdyby nigdy nic usiadłam na swoim miejscu witając się z Karolem buziakiem w policzek.
- Wy też widzę wyspani - stwierdziłam patrząc po siatkarzach.
- Bardzooo - ziewnął Michał.
- A właśnie, bo miałem wam powiedzieć jaką nazwę wymyśliłem! - wykrzyknął Paweł. - Miałem inną, ale wczoraj wpadła mi do głowy nowa, lepsza - wyszczerzył się.
- Słuchamy - powiedział Piotrek.
- Pokerowcy - oświadczył wypinając się dumnie. Popatrzyliśmy po sobie
- W sumie, czemu nie? - odezwał się Andrzej.
- Myślę, że jest git - dodałam. - I normalna.
- I tyle? - prychnął Zatorski.
- Oczekiwałeś od nas czegoś więcej? - uniósł brwi Karol. - Po zarwanej nocy? Nie przesadzaj.
- Ale.. - zaczął Zator gdy drzwi do stołówki otworzyły się gwałtownie i wpadł do pomieszczenia Damian z pozostałością okularów. Czyli one były jego... Ups.
- KTO ROZPIERDZIELIŁ MOJE OKULARY?! -  wydarł się na całą Spałę. Czasem mam wrażenie, że oni myślą, że są tutaj sami. Najlepsze jest to, że nikt nie zwraca na nich uwagi. Dajcie im jeść i nie zwracamy na nich uwagi - taka zasadę chyba przyjął sobie COS. Utkwiłam wzrok w swojej szklance z sokiem. No raczej, że się nie przyznam. Przecież mnie zabije.
- Może sam je sobie rozpierdzieliłeś, ale byłeś na takim haju po tej wygranej partii pokera, że nie pamiętasz? - parsknął śmiechem Kubiak, a my za nim.
- Ha, ha, ha - mruknął Mały - Tośmy się uśmiali. - posłał nam najbardziej fałszywy uśmiech jaki w życiu widziałam. - Przyznać mi się - splótł ręce na klatce piersiowej i zaczął tupać nogą.
- Jeeeny, Damian nie dramatyzuj tak - przewrócił oczami Karol.
- Ty wiesz ile one kosztowały?!  - wybuchnął machając rękami.
- Jaaaaaa... pewnie całe 19,99 - powtórzył gest środkowego Kurek.
- 59.99 tumany - wysyczał Wojtaszek. Jak na taką cenę to bardzo liche te okularki. I ciekawe gdzie on je za taką cenę kupił?
- Kupisz sobie następne - westchnął Piter.
- Ale ty były ostatnie w tym sklepie - jęknął.
- To kupisz przez internet - przewrócił oczami Andrzej.
- Nic nie rozumiecie - powiedział zrozpaczony i wziął szklankę z sokiem Dzika pociągając z niej dużego łyka, a przyjmujący posłał mu mordercze spojrzenie, na które libero nie zwrócił większej uwagi. Przez cały posiłek Damian nie odezwał się już ani słowem, a dyskusje musiałam podtrzymywać sama z Piotrkiem bo tylko on jako tako trzymał się po tej trochę zarwanej nocy.
Po śniadanku przyszła pora na trening. Męczący trening jak twierdzili siatkarze. Karol przez uraz kolana nie trenował tak jak chłopaki tylko miał jakieś zajęcia z fizjoterapeutą. Kiedy miałam już dużo zdjęć postanowiłam trochę pomotywować/powkurzać siatakrzy. (Niepotrzebne skreślić). Usiadłam sobie więc przy bocznej stronie boiska na którym stali środkowi i skakali do bloku, a potem od razu cofali się jakby w meczu na kontrze mieli dostać piłkę. Klapnęłam więc tam i zaczęłam motywować Andrzeja.

- Wyżej skacz, wyżej, wyżej, wyżej Andrzejku. Do gwiazd - wyszczerzyłam się.
- Nie muszę skakać do gwiazd, sam jestem gwiazdą - wypiął dumnie klatę stając na końcu kolejki za resztą środkowych.
- Ty? Proszę cię - prychnęłam. - Gwiazdą to może być Piter, a nie ty. Gdzie tobie tam do niego - machnęłam ręką.
- Popieram - powiedział Nowakowski kończąc swoje ćwiczenie.
- Nie lubię cię - wystawił mi język Wrona i odwrócił wzrok w inną stronę.
- A ja ciebie koooooocham - wysłałam mu buziaka w powietrzu.
- Popraw mnie jak się mylę, ale chyba oboje jesteście zajęci - wtrącił się Marcin stając na końcu.
- Narzeczony nie ściana, przestawić można - zaśmiał się Mateusz Bieniek.
- Dokładnie - wyszczerzyłam się.
- Elena, ja tu wszystko słyszę! - krzyknął Karol.
- Ty nic nie słyszysz! Kolano masz chore!
- A co ma piernik do wiatraka? - zapytał.

- A to mój drogi, że wiatrak może się spierniczyć - wyszczerzyłam się, a on pokręcił głową i powrócił do ćwiczeń.
Po kolejnych 40 wyskokach i cofnięciach się środkowych zaczęłam znów dogadywać Wronce.
- Wyżej, Andrzej wyżej!
- Winiarska, przymknij się - mruknął.
- Andrzej, jako profesjonalista... - zaczęłam głosem przesyconym mądrością, unosząc do góry palec wskazujący.
- Powinnaś zająć się zdjęciami. - dokończył moją wypowiedź.
- A ty wyżej skakać - wystawiłam mu język. - Pomimo zmęczenia powinieneś znaleźć w sobie motywacje do jeszcze większego wysiłku.
- Karol zabierz ją! - jęknął Wrona.
- Ja jeszcze się z nią będę męczyć, teraz ty jako przyjaciel się wykaż - odparł Kłos.
- Dobzie chłopaki konieć na teras - powiedział Stefan na co chłopaki odpowiedzieli wielką radością i od razu pognali do wyjścia z hali, a przodował Wrona. No proszę skakać wyżej t mu się nie chciało, ale już ścigać się z Buszkiem do drzwi to pierwszy!
Wzięłam aparat i podeszłam do Kłosa.
- I co z tym kolanem? - zapytałam.
- Jutro mam jechać na zabieg do Łodzi i zobaczymy - wzruszył ramionami.
- Długa przerwa w treningach?
- Jutro się okaże. Mam nadzieję, że nie - skrzywił się lekko.
- Spokojnie, będzie okej - uśmiechnęłam się i razem wyszliśmy z hali.
Wkroczyłam do swojego pokoju i od razu zabrałam się za zdjęcia żeby nie mieć żadnych zaległości. Przecież jestem przykładną i porządną panią fotograf, prawda? Prawda?
Prawda.
Do czasu aż ktoś nie wbija do mojego pokoju, oczywiście.
- Lena musisz mi pomóc - Andrzej wparował do pokoju z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Co się stało? - westchnęłam.
- Dzwoniłem do Agi i ona nie odbiera - opadł na łóżko.
- Teraz dzwoniłeś?
- No tak.
- A którą mamy godzinę? - zapytałam.
- 11:36.
- No to chyba logiczne, że nie odbiera skoro jest w przedszkolu nie?
- Powinna mieć telefon przy sobie - mruknął. Westchnęłam, odłożyłam laptopa na łóżko, przysunęłam się do Wrony i objęłam go ramieniem i poklepałam go po drugim.
- Andrzejku, rozumiem, że się martwisz, ja też się martwię, ale daj dziewczynie żyć. Przecież ciąża to nie śmiertelna choroba, cały czas ktoś przy niej jest...
- W mieszkaniu jest sama - przypomina mi.
- Ale poprosiłam Adriana, naszego sąsiada żeby od czasem do niej zaglądnął i nie zapytał czy czegoś jej nie potrzeba, na przykład jakichś większych zakupów czy coś... - iiii to chyba mogłam sobie darować bo panu Wronie włączył się instynkt "chronienia terenu".
- Sąsiadowi?! Co to za sąsiad?! - poderwał się.
- Andrzej, wyluzuj. Zwykły sąsiad - wzruszyłam ramionami. - Przecież ona jest w ciąży.
- Myślisz, że z brzuchem nie jest już atrakcyjna? - warknął. Jasny gwint. Gorzej niż z babą.
- Ja wcale... - oczywiście mi przerwał bo po co ma mi pozwolić dokończyć wypowiedź?
- Nie bój się też tak skończysz tylko Karol się bardziej postara - wytknął na mnie palec wskazujący.
- Ygggh! - ukryłam twarz w dłoniach. - Przecież nie o to mi chodziło, kretynie. Poprosiłam go żeby jej pomagał bo też tak jak tobie na serduchu leży mi to żeby się nie przemęczała. A po drugie Adrian doskonale wie, że nie ma u niej szans nawet gdyby chciał bo przecież ona jest w tobie zakochana po uszy. Zadowolony?
- Teraz tak. Zadzwonię do niej jeszcze raz.
- Dobrze, a teraz wyjdź.
- Czy ty mnie wyganiasz? - oburzył się. 

- Nie, tak tylko ćwiczę taką kwestię jakby poznali się na moim talencie i chcieli mnie do jakiejś telenoweli - przewróciłam oczami, a siatkarz się zaśmiał. - A teraz serio już idź bo mam robotę, a wy jak zwykle nie pozwalacie mi się skupić - wstałam i otworzyłam przed nim drzwi po czym zamaszystym gestem ręki pokazałam mu trasę jaką ma przebyć by znaleźć się poza moim terytorium.
- Dobra, dobra, już idę, idę - uniósł ręce w geście obronnym.
- Pozdrów ją ode mnie jak się dodzwonisz - powiedziałam zanim trzasnęłam drzwiami gdy środkowy wyszedł.

O godzinie 12 pojawiłam się na stołówce w towarzystwie Karola, który się po mnie pofatygował.
Wzięliśmy sobie porcję jedzenia i dołączyliśmy do Pokerowców.
- Ej wiecie co do mnie dopiero teraz dotarło? - zaczęłam gdy usiedliśmy. Przy stoliku siedzieli już wszyscy.
- Słuchamy, o pani - Kurek pochylił się nad talerzem prawie kładąc twarz w zupie warzywnej, a gdyby Piotrek szybciej się zorientował na pewno bo mu kąpiel twarzy w tej zupce zafundował.
- No, że skoro nazywamy się "Pokerowcy"  to będziemy musieli często grać w pokera.
- I Mały znów będzie przegrywał - zaśmiał się Michał na co Damian tylko prychnął pod nosem, a to z kolei spotkało się z jeszcze większym rozbawieniem Kubiaka.
- Ale tym razem gramy na ciastka - skrzywił się Andrzej.
- Od razu na kawałki pizzy - przewróciłam oczami. Będą mi się tutaj opychać ciastami jak Rosjanie w Gdańsku za tydzień. No i jeszcze co.
- W sumie... - zaczęli wszyscy na raz.
- Ej wiecie co? Zróbmy sobie ognisko. - zaczął Kłos. Wszyscy popatrzyliśmy na niego z uniesionymi brwiami.
Chyba się nie zrozumieliśmy.
- No, że wiecie. Ognisko, kiełbaski i takie rzeczy. Na przykład w lesie na tej takiej polance.
- Jestem za - uśmiechnęłam się.
- To było do przewidzenia - zmrużył oczy Paweł. -Jakiś szwindel się za tym kryje czy co? Chcecie nas do lasu zaciągnąć, upić, wykorzystać, a potem zostawić w rowie, a sami uciekniecie? - przeszył nas dwoje wzrokiem.
- O nie! Przechytrzył nas - spojrzał na mnie przerażony siatkarz. - I co my teraz zrobimy? - zapytał histerycznie wznosząc oczy do nieba.
- Zati, jak teraz to wszystko wiesz to my będziemy musieli cię zabić -  powiedziałam zachrypniętym głosem uniosłam łyżkę, na co wszyscy oprócz mnie i libero wybuchnęli śmiechem. Wiem, spaliłam to...
- Lena spaliłaś to - Bartek otarł łzę spod oka. - Będziemy musieli cię zabić - powiedział naśladując mój przerażający głos i chwycił łyżkę. Faktycznie wygląda to komicznie.
- No, mogłam chociaż chwycić widelec - westchnęłam.
- Myślę, że nóż byłby najodpowiedniejszy - wyszczerzył się Pit.
- Ej, ale chyba nie na serio chcesz mnie zabić, że to powiedziałem, co? - zapytał przerażony Zatorski. - Mamy tutaj małe grono, nikt by się nie dowiedział.
- Niestety Zati, takie są zasady.
- Dalczeeeeego?! - krzyknął histerycznie przeciągając "e" i wznosząc oczy i ręce do nieba, a potem gdy chciał je efektownie opuścić przywalił lewą dłonią w talerz i wylał na siebie zupę. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Brawo, Pawełku brawo, brawo, brawo. Ręce same składają się do oklasków.
- Dobrze, że to nagrałem - parsknął śmiechem Karol.
- Wyślij Igełce, na pewno tęskni - podsunęłam pomysł.
- Sie robi - zagłębił się w ekranie komórki.
- Może mi ktoś pomóc? - jęknął libero.
- Yyy... ja już się najadłem, także ten do pokoju będę leciał. Do Oli zadzwonić- podrapał się po głowie Piotrek i czym prędzej odniósł swój talerz i wyszedł.
- No to ja, też już pójdę - Bartek zrobił to samo.
- To my też już się zbieramy - powiedziałam równo z Andrzejem, Karolem, Michałem i Damianem po czym szybko odnieśliśmy naczynia i ruszyliśmy do wyjścia.
- Zdrajcy - słyszeliśmy jeszcze głos libero, który musiał posprzątać po sobie.
- Ej, a może powinniśmy... - zaczął Wojtaszek kiedy wyszliśmy na korytarz.
- Nie, Damianku nie powinniśmy, on nabałaganił, on posprząta - wzruszył ramionami Kłos wciskając przycisk przywołujący windę, do której weszliśmy i wjechaliśmy na górę. Weszłam do swojego pokoju by podłączyć telefon do ładowania, ponieważ nie zrobiłam tego na noc. Kiedy już to zrobiłam wyszłam z pomieszczenia i poszłam do pokoju Kłosa i Wrony. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko Karola, które było puste bo środkowy przebywał w łazience.
- Dodzwoniłeś się do Agi? - zapytałam podkładając ręce pod kark.
- Tak i pierwsze co usłyszałem to :"po jaką cholerę dzwonisz co 2 godziny?!"
- Mówiłam żebyś dał jej żyć?
- I tak będę robił swoje - wytknął mi język.
- A ona przyjedzie na mecze do Gdańska czy nie?
- Nie da rady. Obiecała, że w Częstochowie się pojawi.
- No ja myślę.

- Ej, a zrobimy to ognisko? Bo nikt mi w końcu nie udzielił jasnej odpowiedzi? - zapytał wychodzący z łazienki siatkarz. Położył się obok mnie przygniatając mnie do ściany. Zadałam mu cios łokciem z bok na co syknął, a ja podniosłam się i siadłam opierając się plecami o ścinę, a nogi położyłam na jego boku.
- Mam nadzieję, że ci wygodnie - mruknął.
- Bardzo - posłałam mu całusa w powietrzu.
- A co do ogniska to powie się Zatorowi żeby zapytał wszystkich i on nam powie czy są chętni - wzruszył ramionami Wrona.
- A może tak zapytajcie na treningu? - podsunęłam dość oczywisty pomysł.
- Chyba będzie najlepiej - przyznali obaj.
Do treningu spędziliśmy czas w pokoju środkowych, a potem ja poszłam do swojego po aparat i komórkę by przejść się na spacer nad tą rzeczkę, którą pokazali mi w tamtym roku.
Wyszłam z ośrodka i nasunęłam okulary przeciwsłoneczne na na nos. Pogodę mamy piękną. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam poza teren ośrodka. Po 40 minutach byłam na miejscu bo w tak zwanym, międzyczasie zgubiłam się dwa razy, ale w końcu dotarłam. Było tam tak samo pięknie jak ostatnio tylko kładka nieco bardziej się podniszczyła. Jedna deseczka całkiem się złamała. W końcu mogłam w spokoju zrobić sobie zdjęcia bo nie miałam przy sobie wkurzającego Karola, który straszy łabędzie, ani wkurzających siatkarzy, którzy straszą... no cóż, wszystko.
Potem jeszcze dość długo siedziałam sobie tak po prostu w ciszy i wsłuchiwałam się w szum wody i śpiew ptaków.
W końcu zaczęłam się zbierać. Wstałam z kładki i ruszyłam w kierunku ośrodka. Kiedy przechodziłam przez trawy by wrócić na polną dróżkę rozdzwonił się mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
Karolina dzwoni...- Hej - zaczęłam z uśmiechem.
- No hej, hej. Jak tam, co nowego?
- Nic co ma być. Utknęłam w tej spalskiej głuszy z tymi dwumetrowcami i muszę się męczyć - wzruszyłam ramionami.
- A kiedy zaczniesz się męczyć z wybieraniem sukni ślubnej, moja droga? - zapytała.
- Nie wi...
- No właśnie, nie wiesz. A ja ci mówię, że lepiej jak najszybciej.
- Dzwonisz specjalnie żeby mi to powiedzieć?
- Tak, po to właśnie dzwonię. Bo w takim tempie to wy się nigdy nie wyrobicie.
- Wyrobimy, ale suknią możemy się zająć dopiero jak wrócimy z Iranu co?
- Dlaczego dopiero wtedy? - zdziwiła się.
- Ponieważ ja tej sukni na pewno nie będę w walizce przewozić, a ty przyjedziesz w tygodniu do Krakowa i po prostu ją weźmiesz. O ile jakąś wybierzemy.
- Z twoją wybrednością może okazać się niemożliwe wybranie za pierwszym razem - stwierdziła wzdychając.
- Przestań, nie będzie aż tak źle.
- To się okaże. - mruknęła.
- To tak się umawiamy? Na Kraków?
- Niech będzie. Przytargam ze sobą Agę i Dagę. No i Emilkę i Aśkę się wyciągnie.
- Aśka już mi dawno mówiła, że będzie mi pomagać więc ją obowiązkowo bo by mi łeb urwała - zaśmiałyśmy się.
- No to jak jesteśmy umówione to muszę już kończyć bo idziemy na spacer.
- Okej, no to bawcie się dobrze i pozdrów tych swoich chłopaków - uśmiechnęłam się.
- Ty swoich też.
- Przecież oni nie są moi. Przybłędy jakieś, łażą za mną odkąd pamiętam - wybuchnęłyśmy śmiechem - Pa.
- No cześć - zakończyła połączenie.
Kiedy weszłam do ośrodka było już po 18. Powędrowałam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Włączyłam telewizor żeby jakoś zabić czas do kolacji. Do czasu posiłku oglądałam sobie serial, a gdy wybiła godzina 19 zwlekłam się z łóżka i poszłam do pokoju środkowych żeby w ich towarzystwie dojść do stołówki. Jednak kiedy nacisnęłam klamkę drzwi były zamknięte. Zdziwiłam się bo oni raczej wlekli się jak nie wiem co, a teraz zamknięte.
Sama zjechałam windą na dół i weszłam do pomieszczenia gdzie wydawano żarełko. Odebrałam swoją porcję i zasiadłam przy stole Pokerowców gdzie faktycznie byli już wszyscy.
- A co wy dzisiaj tan wcześnie na kolacji? - zapytałam.
- Ciężki trening. Mówi ci to coś? - odparł Andrzej.
- Nie bardzo - wyszczerzyłam się. Już od dawna nie.
- No to się głupio nie pytaj - mruknął Piotrek wbijając wzrok w swoją kanapeczkę.
- No a co z tym ogniskiem? - czy sama będę musiała dzisiaj podtrzymywać rozmowę?
- Robimy. W sobotę - odpowiedział Kłos. Jedyny się zlitował mnie doinformować. Dzięki bardzo!
Do końca posiłku siatkarze byli raczej niemrawi i mało się odzywali. Jak nie w ogóle.
O 20 siedziałam już w pokoju i przeglądałam internety na laptopie kiedy do mojego pokoju wszedł Karol.
- Co porabiasz? - zapytał kładąc się na łóżku obok mnie.
- Nic właściwie. - odparłam poruszając ramieniem. Zamknęłam klapę laptopa i popatrzyłam na siatkarza.
- Musimy się zabrać za ten ślub bo mi matka z Karoliną głowę suszą - powiedziałam. - Faktycznie nie zostało jakoś wybitnie wiele czasu.
- No faktycznie - podrapał się po głowie - Już niedługo będziesz panią Kłos - wyszczerzył, a mi na usta też od razu wpłynął uśmiech.
- Na to wygląda - pochyliłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku. - To później - odsunęłam się, a on jęknął. - Kogo bierzemy na świadków? - zadałam konkretne pytanie i zapadła chwilowa cisza na zastanowienie.
- Andrzej.
- Karolina - powiedzieliśmy równocześnie.
- Jestem za - znowu synchronizacja. Widzicie? To się nazywa zgodne narzeczeństwo.
- Jesteśmy strasznie zgodni, zauważyłeś?
- Uważasz, że to źle? - podparł się na łokciu.
- Skąd - zaśmiałam się i dałam mu kolejnego buziaka z usta. - Tak pomyślałam, że zaproszenia możemy kupić w Gdańsku, co ty na to?
- I od razu wypełnimy.
- Będziemy musieli je chyba porozsyłać pocztą - westchnęłam.
- Na to wygląda - wzruszył ramionami Kłos.
- No cóż. Przeżyją.
Potem jeszcze przez jakąś godzinę wypisaliśmy sobie już dokładnie wszystkich komu te zaproszenia raczymy dać, ale nie chciało mi się już liczyć ile ich tam wyszło.
- No to może teraz porobimy coś przyjemniejszego? - wyszczerzył się odkładając kartkę i długopis na szafkę, a sam przemieścił się tak, że zwisał nade mną.
- Myślę, że masz bardzo dobry pomysł - również ukazałam zęby w uśmiechu i przyciągnęłam jego twarz do swojej łącząc nasze usta. Całowaliśmy się długo i namiętnie i kiedy Karol wsunął dłonie pod moją koszulkę jak zawsze musiało się coś stać.
Mianowicie... drzwi otworzyły się z rozmachem.
- Lena słuchaj... - zaczął Piotrek wchodząc do pokoju, a my oderwaliśmy się od siebie. Szybko poprawiłam bluzkę, a Kłos posłał Nowakowskiemu złowrogie spojrzenie. - Upsssss. Chyba przeszkodziłem - podrapał się w tył głowy. - To może ja jutro, co? Przyjdę? - wskazał kciukiem za plecy i cofnął się dwa kroki.
- Nie no. Gadaj po co przyszedłeś - powiedziałam.
- Nie, bo ja w sumie nic ważnego...
- Mów - poleciłam.

- No skoro tak nalegasz  - uniósł dłonie i wziął oddech. - Chłopaki chcą zrobić Stefanowi kawał. Chcecie zobaczyć?
- Jaki? - zapytałam.
- Cośtam cośtam i cośtam cośtam. - zmarszczył brwi.
- No to fajny - przewrócił oczami środkowy. - Ale nie dzięki, obejdzie się. Opowiecie jak wam poszło jutro, a teraz to tam masz drzwi - wskazał na ową rzecz.
- Dobra, dobra już idę - uniósł ręce w geście obronnym. - Bawcie się dobrze dzieciaczki - cmoknął w powietrzu i wyszedł zamykając drzwi. - Chyba muszę zadzwonić do Olki - westchnął jeszcze głęboko z korytarza po czym gdzieś poczłapał.
- No to na czym to my....? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem Karol pochylając się i znów mnie całując.
- Chyba na tym - zaśmiałam się cicho.
- Też mi się tak wydaje. - mruknął.

----
No to tego... eeee wygraliśmy wczoraj z Japonią. Wiedzieliście?
Wiem, że znowu zawaliłam. To zdanie ostatnio wypowiadam częściej niż jakiekolwiek inne.
Na swoje usprawiedliwienie mam to, że całą winę mogę zrzucić na Podjaraną oraz kumpele W. i J., które ciągle mnie gdzieś wyciągają. Jeszcze się dobrze nie obudzę rano, a już mam sms'a "Ej, idziemy gdzieś dziś?" No i rozumiecie... A ja mam bardzo słabą siłę woli.
Jak się zacznie rok szkolny to rozdziały będą regularnie. Dlaczego?, zapytacie. Otóż wtedy będę pisać żeby się nie uczuć. <Logika>
No to do następnego nie wiem kiedy będzie i przy okazji zapraszam tutaj:
22 - http://people--help.blogspot.com/
i 1 http://nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com/
A i co do Top10 to niedługo się pojawi. Obiecuję, że w tym tygodniu!
Pozderki ;**

sobota, 8 sierpnia 2015

~Rozdział 95~

Następnego dnia zrobiłam poranną toaletę i ubrałam się (klik). W reprezentacyjnych ciuszkach chodzę raczej na wyjazdach. Wsunęłam telefon do kieszeni i zeszłam na śniadanie. Byłam pierwsza z naszej bandy więc usiadłam przy stoliku i zaczęłam robić sobie kanapeczki. Po chwili dołączyli do mnie Piotrek i Bartek, ale Kurek stwierdził, że on jednak woli owsiankę więc podszedł do pań kucharek i wtedy coś przykuło moją uwagę w jego wyglądzie. Kiedy usiadł od razu go o to zapytałam.
- Bartuś jestem oburzona - oznajmiłam.
- Ej, ale przecież ja nic... Nie zrobiłem nic co... - popatrzył bezradnie na Nowakowskiego, który tylko wzruszył ramionami i wziął kęs kanapki. - O co chodzi? Co zrobiłem? - jęknął rozpaczliwie. Co za słodka niewinność.
- Jak mogłeś zrobić tatuaż beze mnie i jeszcze mi nie powiedzieć? - skrzyżowałam ręce na piersi. - Przecież mieliśmy sobie zrobić razem. Ja chciałam małe ptaszki na szyi, a ty tego wilka i co? I co? Jak zwykle kurcze nasz plan z nastoletnich czasów poszedł się paść. - mruknęłam.
- Aaaa! O to chodzi! - ocknął - Myślałem, że zrobiłem coś gorszego - odetchnął.
- Przecież to jest... - zaczęłam oburzona.
- Oczywiście! Oczywiście! - powiedział pospiesznie. - Wiem, że złe, ale wiesz. Ja Macerata, ty Bełchatów. Nie było połączenie mózgów - przyłożył sobie palce wskazujące na obu skroniach, a potem przesunął je do nie mnie. - Czaisz o co cho.
- Ale no Bartuś.. To nie fer - mruknęłam. - Bolało?
- Wiesz, ja jestem twardy  facet - wypiął dumnie klatę na co z Nowakowskim spojrzeliśmy na siebie, a potem na niego unosząc brew, a on przewrócił aktorsko oczami.- Trochę bolało - przyznał.
- Bardzo?
- Na pewno nie tak jak ugryzienie komara - prychnął.
- Czyli że bolało. - powiedziałam bardziej do siebie - Też chcę!
- A co Karol na to? - zapytał Piotrek.
- A co on do tego ma? - zdziwiłam się unosząc brew.
- Nie ma nic do gadania? - pociągnął temat Kurek
- A co miałby mieć do gadania? - uniosłam brew.

- Ja na przykład chciałbym wiedzieć, że Ola planuje tatuaż - powiedział środkowy.
- O jeny, no przecież mu powiem - przewróciłam oczami.
- O czym komu powiesz? - zapytał Kłos przysiadając się do nas.
- Lena chce sobie zrobić tatuaż - powiedział atakujący, a środkowy spojrzał na mnie spod z uniesionych brwi.
- Tatuaż? - zapytał zdziwiony. - Dlaczego?
- Bo tak? - uniosłam brew prychając.
- Jaki?
- Trzy małe lecące ptaki na szyi.
- Nie.
- Co "nie"?
- Nie, nie zgadzam się.
- Bo?
- Bo nie? - uniósł brew.
- Nie możesz mi rozkazywać. - warknęłam.
- Nie chcę żebyś miałam tatuaż. Uważam, że to szpeci ciało. - oświadczył. - I mi się to nie podoba.
- Zrobię co będzie mi się żywnie podobało, a ty nie masz tu nic do gadania - prychnęłam po czym z hukiem wstałam i wyszłam ze stołówki w drzwiach mijając Andrzeja oraz Pawła.
- Hej, Lena wymyśliłem nazwę! - krzyknął za mną Zatorski, ale teraz to obchodziło mnie najmniej więc nic nie mówiąc ruszyłam szybko schodami do pokoju gdzie trzasnęłam drzwiami po wejściu do środka. Rzuciłam się na łóżko. Kretyn, idiota, kretyn, idiota, kretyn. Wkurzył mnie i to porządnie. Nie ma prawa mówić mi co mam, a czego nie mam robić, bo on coś sobie tam uważa. Zrobię ten tatuaż choćby nie wiem kurwa mać, co!
Do treningu zostało mi jeszcze prawie dwie godziny więc nie chcąc się ruszać nigdzie z ośrodka postanowiłam, że zadzwonię do mamy. Dawno nie rozmawiałyśmy. Odnalazłam w spisie kontaktów jej numer po czym rozpoczęłam połączenie.
- Lenka, kochanie, jak fajnie, że dzwonisz - powiedziała wesoła.
- Hej mamo - uśmiechnęłam się podchodząc do okna i otwierając je by się przewietrzyło - Dzwonię zapytać co u was nowego. - oparłam się o parapet.
- U nas wszystko w porządku. Dzieciaki nie mogą się doczekać kiedy przyjedziecie.
- Jeszcze nie prędko - odparłam. - Zajmujecie się tam moimi kwiatuszkami? Jak Asia?
- Zajmujemy, zajmujemy. Nic się nie bój. Asia świetnie się czuje, cała promienieje - czułam, że się uśmiecha.
- Miej tylko nadzieję, że to dziecko nie będzie takie jak Nikodem i prześpi spokojnie całą noc - zaśmiałam się, a ona mi zawtórowałam.
- Mam wielką nadzieję. Ogromną, dziecko.
- Wiadomo czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka?
- Jeszcze nie, ale Adam jest uparty i twierdzi, że to będzie drugi synek - zaśmiałyśmy się obie, - Aśka nie protestuje więc może coś w tym jest, ale niedługo mają się dowiedzieć. A co u was słychać? Jesteście już w Spale?
- Tak od dzisiaj.
- Wakacje się udały?
- Tak było wspaniale, ale poopowiadam ci kiedy indziej. A ty w ogóle wiesz, że Aga i Andrzej też spodziewają się dziecka?
- Ja bym nie wiedziała? - oburzyła się, co spotkało się z moim śmiechem.
- Dowiedziałam się od mamy Agniesi. Jak wy szybko dorastacie - westchnęła, a ja usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłam się i zobaczyłam wchodzącego do środka Karola. Odwróciłam się znów w stronę okna.
- Mamo proszę cię - przewróciłam oczami.
- Ty nie lepsza. Taki stary koń.
- Mamo - zaśmiałam się. - Aż taka stara nie jestem.
- Masz racje, ja jestem.
- Nie przesadzasz?
- Lata lecą moja droga, lata lecą.
- Ale za to formę masz.
- Chyba lepszą niż ty - docięła mi.
- Mamooo - powiedziałam ostrzegawczym tonem - Nie zapędzasz się?
- Stwierdzam fakt.
- Wymyślasz bzdury.
- To tylko twoje odczucie.
- To stworzony tylko przez ciebie fakt.
- To tylko...
- Dobrze mamo, muszę już kończyć. Pogadamy jak jeszcze zadzwonię. Pozdrów wszystkich i trzymajcie się, pa.
- Pa córciu, uważaj na siebie i pozdrów tam Karolka - powiedziała i zakończyła połączenie.
Schowałam komórkę do kieszeni i odwróciłam się w stronę Kłosa opierając się plecami o parapet i zaplotłam ręce na klatce piersiowej patrząc na siatkarza. Milczeliśmy kilka chwil wpatrując się w siebie.
- Przyszedłeś milczeć? - przerwałam ciszę.
- Nie.
- No to mów coś.
- Skąd ci się w ogóle wziął ten pomysł na tatuaż? - zapytał, a ja podskoczyłam i usiadłam na parapecie. - Przemyślałaś to w ogóle czy tak ci nagle wpadło do głowy?
- Nic ci Bartek nie powiedział?
- Nie, co miał mi mówić? Kazał mi wypierdalać w podskokach i z tobą pogadać, ale najpierw musiałem zjeść.
- Oczywiście, najpierw trzeba się najeść - przewróciłam poirytowana oczami, a on puścił moją uwagę mimo uszu. - Tak, przemyślałam to już bardzo dawno.
- Jak dawno?
- Kilkanaście lat temu - powiedziałam.
- Dlaczego? Jakiś konkretny powód?
- Bardzo konkretny. - rzuciłam, a on patrzył na mnie wyczekująco - Postanowiłam zrobić sobie tatuaż po śmierci Krystiana, żeby zawsze o nim pamiętać, potem doszedł jeszcze tata i Marcela. Na pamiątkę.
- Co za kretyn ze mnie - westchnął i wstał z łóżka po czym podszedł do okna i stanął pomiędzy moimi nogami kładąc mi dłonie na talii. - Przepraszam, nie wiedziałem, że to dla ciebie coś tak ważnego. Jak zwykle dałem plamę. Przepraszam.

- Okej, nie przejmuj się już. W porządku - położyłam dłoń na jego policzku. - Ale pójdziesz ze mną? - zapytałam uśmiechając się lekko.
- Pójdę. - obiecał całując wierzch mojej dłoń po czym mnie przytulił.

Po kolacji zebraliśmy się jak zwykle w moim pokoju w składzie; ja, Karol, Andrzej, Piotrek, Paweł, Bartek, Michał Kubiak i jeszcze nam się tutaj Damian Wojtaszek i Fabian przypałętali. Na moim łóżku siedział Karol i Andrzej oparci o ścianę i ja. Tylko, że ja o ścianę oparłam sobie nogi, a głowa zwisała mi w dół. Na drugim łóżku rozłożył się Piter, a na jego nogach usiadł sobie Zator. Na podłodze przed łóżkiem Pitera umościł się Bartek wyciągając nogi przed siebie i co jakiś czas kopiąc mnie nimi w głowę. Pod ścianą obok łóżka, na którym leżał Nowakowski umościli się Damian, Michał i Fabian.
W pokoju panowała cisza. Kłos, Wrona, Wojtaszek, Zatorski i Drzyzga byli wgapieni w ekran swoich komórek jak w święty obraz, a ja, Kurek, Kubiak i Nowakowski gapiliśmy się to na siebie to na nich.
- Poróbmy coś - jęknęłam.
- Przecież robimy - odparł jakby mechanicznie Karol bębniąc w klawiaturkę na swoim telefonie na co przewróciłam oczami, a ślad za mną poszła reszta tych, którzy nie robi tego samego co środkowy.
- Ale tak wszyscy razem. Wiecie integracja w drużynie i tego typu pierdoły - powiedział Piotrek.
- Pograjmy w karty, pliiis. - podrzucił pomysł Bartek.
- W pokera na kasę - dodałam klaszcząc w dłonie. Przybiliśmy z atakującym piątki, a reszta spojrzała nad nami z nad ekranów komórek unosząc brwi.
- Wchodzę w to - oznajmił Michał. - A wy co? Cykacie? - zapytał cwaniacko naszych "noł lajfów".
- Ja tchórzę? Ja tchórzę? - prychnął Damian. - W życiu! Dawać te karty! - klasnął.
- Wreszcie zaczyna się coś dziać - zatarł ręce Nowakowski i usiadł na podłodze obok Bartka. Zeszłam z łóżka i wyjęłam z torebki karty. Chłopaki rozeszli się do pokojów po portfele. Ustaliliśmy, że gramy na niewielkie kwoty. Tak do stu złotych max.
Zaczęliśmy grać. Kiedy po kilku minutach od rozpoczęcia rozejrzałam się po zebranych mieli prawdziwe miny pokerzystów. Zator z tego zastanowienia aż wysunął koniuszek języka i zmarszczył czoło wgapiając się w karty.
- Zobaczysz Dziku, zjadę cię - powiedział pewny siebie Damian.
- Czekam z utęsknieniem - posłał mu całusa w powietrzu przyjmujący.

Skończyliśmy drugie rozdanie i drugi raz z rzędu wygrał Michał.
- On oszukuje kurwa mać! - krzyknął wkurzony Mały.
- Ja oszukuję? - prychnął rozbawiony Kubiak.- Po prostu jesteś w to cienki Damianku - zaśmiał się.
- Gramy jeszcze raz - zarządził Wojtaszek.
- Nie, ludzie, nie chcę mi się - jęknął znudzony Fabian kładąc się na podłodze i przecierając twarz dłońmi.
- Mi też - poparłam go i oparłam głowę na ramieniu Karola przymykając oczy.
- Jest przed północą - rzekł Andrzej.
- To nic. Siadać i gramy jeszcze raz!
- Mały po prostu przyznaj, że jesteś w to kiepski i tyle - droczył się z nim przyjaciel.
- Po moim kurwa jebana mać trupie! Gramy!
- Jutro Damian, plis - westchnął Nowakowski.
- Nie, dzisiaj. - powiedział stanowczo - Ostatni raz.
- No to kto gra jeszcze raz? - zapytał Dziku.
- Ja mogę zagrać - zgłosił się Kurek.
- Ja też - poparł go Kłos.
- Dobra, wystarczy - powiedział Damian i zaczął tasować karty.
Po prawie godzinie gdy już usypiałam na ramieniu środkowego Wojtaszek wykrzyknął uradowany wznosząc do góry ręce. Chyba nie tylko ja zasypiałam bo Piotrek, Bartek i Andrzej też podskoczyli na ten dźwięk.
- Tak! Wygrałem! Wygrałem! I kto tu jest cienki?! Do trzech razy sztuka, zawsze to powtarzam.
- Lepiej wygrać za pierwszym niż dopiero za trzecim - wtrącił Michał.
- Za pierwszym to miałeś czystego farta Kubiak - prychnął
- No chyba nie, skoro za drugim też wygrałem - wystawił mu język.
- Dobra, wypierdalać mi stąd bo chcę spać - zaczęłam marudzić.
- Ej, ludzie, Fabian śpi - powiedział szczerząc się Zator.
- Zróbmy mu jakiś kawał - zaproponował podjarany Bartek.
- Obetnijmy mu trochę włosy bo się chłop zapuścił - zaproponowałam śmiejąc się.
- Popieram - powiedzieli wszyscy na raz.
Wygrzebałam z kosmetyczki grzebień oraz nożyczki i dałam je Karolowi. Kiedy nachylił się nad nim i rozczesał mu włosy z przodu, a potem chciał już je podciąć nagle Drzyzga się obudził i krzyknął przerażony, a potem cofnął się gwałtownie co poskutkowało przyjebaniem w szafę.
- Ałłł, Ajjjjj - skrzywił się i zaczął rozmasowywać tył głowy - Co wam kurwa odpierdala? - spojrzał na nas, a Kłos schował za siebie nożyczki i grzebień.
- Nam? Niiic - powiedzieliśmy równo.
- To co tak nade mną stoicie?
- My? Nad tobą? Nieee - znowu równo. Widzicie to? SYN-CHRO-NI-ZA-CJA się to nazywa.
- Która w ogóle jest godzina? - jęknął.
- Twoja ostatnia, synu - powiedział a jak psychopata Damian, a my spojrzeliśmy na niego dziwnie.

- Późna idźcie spać - powiedziałam, a oni posłusznie pożegnali się i zaczęli wychodzić. Kłos pocałował mnie na pożegnanie i także wyszedł, a ja byłam tak zmęczona, że nie zawracałam sobie głowy prysznicem, ani nawet przebraniem się czy zmyciem makijażu tylko od razu poszłam spać.

---
Mam totalny brak weny. Rozpuściłam się w tych górach jak cholera i nie mam chęci ani pomysłów. Totalnie.
Pozdrawiam i zapraszam na inne blogi ;**