niedziela, 28 lutego 2016

~Rozdział 102~

O 10:30 stałam wreszcie na lotnisku w towarzystwie Andrzeja, który obejmował mnie ramieniem i czekałam na Michała.
- Tak strasznie się boję - wyszeptałam, a moje oczy po raz kolejny tego dnia się zaszkliły.
- No bój się, na pewno będzie dobrze. Musimy być dobrej myśli - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- A co jak nie? - jęknęłam.u
- Myślałem, że jesteś optymistką - dźgnął mnie lekko palcem w bok. Uniosłam na niego wzrok. - Okeeej, martwimy się to się martwimy. Myślisz, że zielone meble będą mi pasowały do niebieskiej ściany w sypialni? - popatrzyłam na niego jak na kompletnego idiotę i się zastanowiłam.

- Przecież ty nie masz niebieskiej ściany w sypialni. - zmarszczyłam czoło.
- Ale planuje zrobić remont w mieszkaniu.
- Nie - stwierdziłam. - Nie będzie.
- To dobrze. Czyli nie mam jednak takiego słabego gustu jak uważa Agnieszka - zamilkł na chwilę.
- Uwielbiam cię - powiedziałam po chwili ciszy.
- Za co?
- Za to co właśnie zrobiłeś - uśmiechnęłam się, a przed nami stanęło auto Winiarskiego.
- Zawsze do usług - puścił mi oczko i wpakowaliśmy się do samochodu. Przytuliłam Winiara na powitanie.
- Tęskniłam - powiedziałam.
- Ja też mała - uśmiechnął się lekko.
- Mnie to się jak zwykle pomija - burknął z tyłu Wrona - Ale nie ważne, przyzwyczaiłem się już. Jedź, lepiej - tak też przyjmujący uczynił i 20 minut później byliśmy pod szpitalem. Wtedy uderzyło mnie to tak mocno, że faktycznie się to stało.
- Wiadomo coś w ogóle? - zapytałam.
- Zanim po was wyjechałem to był na jakichś badaniach, nic nie mówiono. - odparł. Kilka minut późnej byliśmy na odpowiednim piętrze gdzie Dagmara rozmawiała z jakimś lekarzem. Zanim do nich doszliśmy, mężczyzna już się oddalił.
- Lenka, jak dobrze cię widzieć - przytuliła mnie.
- Co z nim?
- Właśnie rozmawiałam z lekarzem. - streściła mi rozmowę, z której wynikało, że Kłos jak zwykle wyszedł bez szwanku i wskazała sale, w której był. Od razu do niej wparowałam.
- Lenka... - uśmiechnął się na mój widok. Zamurowało mnie na sekundę, ale od razu ruszyłam do jego łóżka.
- Boże, jak dobrze, że nic ci nie jest - przytuliłam się do niego mocno. - Tak cholernie za tobą tęskniłam - wyszeptałam.
- Ja za tobą też, kochanie - objął mnie mocno ramionami.
Odsunęłam się na moment.
- Jak mogłeś mi coś takiego zrobić? Myślałam, że stało ci się coś poważnego! Nawet nie wiesz jak się denerwowałam! - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Co się tak właściwie stało, bo jeszcze się nie dowiedziałam? Tyle razy ci mówiłam żebyś nie jeździł tak szybko!
- Odezwała się ta co zawsze jeździ zgodnie z przepisami - wywrócił oczami. Pogroziłam mu palcem za tą uwagę z lekkim uśmiechem jednym kącikiem ust. - Taka stłuczka tylko - odparł lekceważąco.
- No właśnie jaka?
- Jak widać nie tragiczna w skutkach.
- Jak cię zaraz strzele to dopiero będzie tragiczne w skutkach - warknęłam.
- Oj no jechałem ciut za szybko i przypieprzyłem w gościa.
- Ciut? - uniosłam brew.
- No ciut.
- Ile?
- Czy to ważne?
- Tak, bo najwyraźniej chcesz mnie zrobić wdową zanim żoną.
- 50.
- 50 za dużo?! Czy ciebie powaliło?!

- Nie denerwuj się. Jestem cały przecież.
- Nie denerwuj się? Mogłeś nie być!
- Ej, spokojnie, Lenka - chwycił mnie za dłonie. - Nic mi nie jest. Przepraszam, że sprawiłem, że się martwiłaś. Obiecuję już nigdy tego nie zrobić,a teraz pójdę po wypis i pojedziemy do... macie jeszcze dzisiaj być w Krakowie z Andrzejem?
- Tak - kiwnęłam głową.
- No to zawiozę cię do Krakowa.
- Nie wiem czy chcę z tobą jechać.
- Będę jechał przepisowo. - uśmiechnął się lekko - To jak?
- No dobra. - pochyliłam się pocałowałam go. Tak bardzo za nim tęskniłam.

Pół godziny później czekałam na Kłosa pod szpitalem wraz z Andrzejem, Dagą i Michałem.
- Ale ty Elena to może sobie mejkap popraw bo najwyraźniej jest bardzo wczorajszy. - wyszczerzył się Winiar. Kochany braciszek. Zawsze potrafi dobić.
- Zaraz cię strzele - syknęłam. - Przecież go zmyłam.
- Uuups. - syknął - Czyli to twoja normalna twarz? - skrzywił się. Przestrzeliłam mu potylicę na co zaczął się śmiać. - Żartuję no przecież - uśmiechnął się i poczochrał mi włosy.
- No to możemy jechać - powiedział Karol stając przy nas.
- Ja to bym chętnie coś wszamał - stwierdził Andrzej.
- O tak, popieram - uśmiechnęłam się.
- No to najpierw na obiad, potem do Krakowa - wyszczerzył się Kłos. Pożegnaliśmy się z Winiarskimi i wsiedliśmy do samochodu.
Zjedliśmy obiad w jakiejś restauracji i w drogę do stolicy Małopolski ruszyliśmy o godzinie 13:30.
- Jak z twoim kolanem? - zapytałam.
- Coraz lepiej. - odparł.
- Coraz lepiej, to znaczy?
- Nie boli mnie już tak bardzo jak miesiąc temu i mogę spokojnie przerzucać ciężary z przysiadu.
- Czyli możesz już skakać? - wtrącił się Wrona.
- Nazwałbym to raczej podskakiwaniem - odparł Kłos.
- No to dobrze - skwitował środkowy.

- Tez tak uważam. Już się nie mogę doczekać aż cię wygryzę ze składu - wystawił mu język.
- Nie bądź taki hop do przodu bo ci z tyłu zabraknie - w odpowiedzi Wrona mu się wykrzywił.
- Ach, jak ja za tym tęskniłam - westchnęłam rozmarzona - A właśnie. Romeo? Aga przyjedzie do Krakowa czy nie? - odwróciłam głowę do tyłu.
- Przyjedzie z Karoliną, Wiktorem i Ksawerym.
- A jak się czuje? Kurcze, dawno z nią nie rozmawiałam - skrzywiłam się.
- Zawsze odpowiada, że świetnie. - powiedział. - Oznajmiła mi również, że masz się przygotować na obronę bo zamierzają ci nieźle łeb ususzyć za to, że się nie odzywasz.
- Już się nie mogę doczekać. - wywróciłam oczami.

Około 17 zaparkowaliśmy przed hotelem, którego adres podał nam Antiga gdy prosiliśmy o zgodę na odłączenie się od kadry.
- No to, trzymaj się stary. Na razie - przybili piątkę i uścisnęli się, a Wrona ruszył do drzwi wejściowych. Nie musieliśmy się na szczęście zajmować walizkami bo chłopaki wzięli na je do autokaru i mieli zostawić w pokojach.
- Co powiesz na spacer? - zaproponowałam.
- Powiem, że mi się podoba - uśmiechnął się, zamknął samochód pilotem w kluczykach, chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy przed siebie.
Rozmawialiśmy sobie tak o wszystkim i o niczym. Opowiadałam mu co się działo na naszych wojażach. On opowiadał co porabiał w Polsce i tak buzie nam się nie zamykały. Spoczęliśmy wreszcie na jakiejś ławeczce na krakowskim rynku.
- Tęskniłem za tobą bardzo.
- Ja za tobą też. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, baaaardzo - dałam mu buziaka w policzek i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Możesz być ze mnie dumna. Kupiliśmy garnitur na ślub.
- Kupiliśmy?
- No ja, Michał, Mariusz i Dagmara - wyszczerzył się.
- Jeśli nie zajęło wam to więcej czasu niż mi wybór sukni to wtedy powiem, że jestem dumna.
- Dwie godzinki max.
- Okej, gratuluję - wyszczerzyłam się i dałam mu jeszcze jednego całusa.
- No i to rozumiem - uśmiechnął się.
- Musimy się teraz zająć menu i wybrać piosenkę do pierwszego tańca - podrapałam się po głowie.
- Ja proponuje "Zawsze tam gdzie ty" - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie wzruszając ramionami.
- Czemu nie - uśmiechnęłam się lekko. - Denerwujesz się trochę?
- Ale czym? - zapytał
- Że się nie wyrobimy, nie dopilnujemy czegoś... Obrączki!
- Spokojnie, to będzie najpiękniejszy dzień w naszym życiu. O obrączki też się nie martw. Wstąpiliśmy też do jubilera i zakosiłem gazetkę z wzorami do wyboru - puścił mi oczko.
- Są jakieś wzory do wyboru w ogóle? Jak dla mnie wystarczą klasyczne -  wzruszyłam ramionami.
- Nie chciałem sam wybierać.
- Trzeba jeszcze tyle rzeczy zrobić a nie ma totalnie się kiedy za to zabrać. Ciągle jesteśmy w rozjazdach - westchnęłam.
- Po meczach z USA będą przecież dwa dni wolnego. Wtedy się tym zajmiemy.
- To tylko dwa dni.
- Ej, gdzie ta moja optymistka? - szturchnął mnie w bok.
- Uciekła ja się dowiedziała, ze jesteś w szpitalu - mruknęłam.
- Może już wrócić, wszystko jest dobrze. - pocałował mnie w czubek głowy.
- Przepraszam cię. Jestem po prostu trochę nie wyspana.
- Może odprowadzę cię już do hotelu? Jest przed 19.
- Nie powiedziałam, że mi źle tylko, że jestem zmęczona - uśmiechnęłam się.
- Chodź, chodź,  musisz się wyspać, a ja muszę jeszcze przed północą wrócić do Warszawy żeby rodzice się nie martwili - wstał z ławki i wyciągnął do mnie dłoń, którą złapałam.
- Zaraz, twoi rodzice nie wiedzą co się stało? - popatrzyłam na niego zdziwiona. Kiedy przyjechałam do szpitala nawet nie zwróciłam uwagi na brak rodziców Kłosa.
- Dobrze, że Michał nie miał do nich numeru. Niepotrzebnie by się tylko zdenerwowali. - wzruszył ramionami.
- Ja bym na przykład chciała wiedzieć, że moje dziecko jest w szpitalu - mruknęłam.
- To tylko w trosce o nich - odparł.
- Jak uważasz - wzruszyłam ramionami.

- Odprowadzę cię do pokoju - stwierdził kiedy zatrzymaliśmy się przed wejściem do hotelu, a ja stukałam do Bartka wiadomość czy wzięli moja kartę do pokoju czy mam ją sama odebrać. Kiedy wiedziałam już że wzięli kazał mi przyjść do jego pokoju gdyż świetnie trafiłam bo to on posiadał mój klucz.
Wpakowaliśmy się do windy i pojechaliśmy na 6 piętro. Bartosz i Piotr byli zameldowani w pokoju 509 więc weszliśmy, przywitaliśmy się, pełna kulturka, pogadaliśmy chwilę, odebrałam swoją kartę do pokoju numer 500 i tam też ruszyliśmy.
- O Elena jeszteś! - usłyszeliśmy zza pleców głos Antigi - Karol jak dobzie cię wisieć. Wszystko w poziądku? Lena mówiła, że miałeś wypadek.
- Wszystko w jak najlepszym. - uśmiechnął się Kłos ściskając rękę trenera.
- A kolano? Co lekarz mówi?
- Że jest o wiele lepiej. Mogę podskakiwać.
- Wiadomo kiedy będziesz mógł wrósić na szto proczent? Nie chcę ociywiście niczego przyśpieszać.
- Szacuje na połowę lipca.
- Szwietnie - uśmiechnął się. - Elena, jutro śniadanie o godzinie 8, a trening o 9:30.
- Oczywiście.
- Wyśpij się wreście, bo bez urazy, ale nie wyglądasz najlepiej - walnął prosto z mostu. Dziękuję trenerze, na prawdę podniósł mnie tym trener na duchu. - Do zobaczenia Karol - ścisnęli sobie dłonie i Stefan ruszył do windy.
Otworzyłam pokój i na widok pięknie zaścielonego łóżka od razu ziewnęłam.
- Będę się już zbierał. - powiedział Karol.
- Nie chcę żebyś jechał w nocy. - odwróciłam się i położyłam mu dłonie na klatce piersiowej.
- Doskonale wiesz, że nie mogę zostać tutaj na noc. - przyciągnął mnie do siebie kładąc mi ręce na biodrach.
- Wiem - westchnęłam.
- Połóż się bo już ledwo na nogach stoisz - stwierdził i dal mi buziaka w czółko.
- Uważaj na siebie i jedź ostrożnie - stanęłam na palcach i pocałowałam go.
- Będę, nie bój się. Słodkich snów skarbie - pocałował mnie jeszcze raz i wyszedł.
Odwróciłam się w stronę łóżka i rzuciłam na nie chcąc tylko sprawdzić jakie jest wygodne, ale jakoś tak potem westchnęłam sobie, powieki mi opadły i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

W Krakowie cel, czyli zdobycie brakujących punktów do tabeli się udał i po drugim meczu bukowaliśmy już bilety do Rio.
W ciągu jednak trzech dni wolnych udało nam się z Karolem wybrać wystrój sali, kwiaty oraz kupić obrączki, nawet prezent dla przyszlych państwa Nowakowskich,a co najważniejsze spędziliśmy te trzy dni razem po tak długiej rozłące, która znowu miała się zacząć jutro i trwać prawie dwa tygodnie gdyż Karol do Rio się nie wybierał.
- Wszystko masz? - zapytał stając za mną kiedy wpakowywałam rzeczy do walizki na zaczynające się jutro kilkudniowe zgrupowanie w Spale.
- Jestem zwarta i gotowa panie Kłos - wyszczerzyłam się zasuwając walizkę - No proszę. I nawet wszystko mi się zmieściło - poklepałam bagaż.
- No proszę, jaką ma zdolną narzeczoną - uśmiechnął się odwracając mnie do siebie przodem i kładąc dłonie na biodrach.
- Zawsze ci mówiłam, ze masz szczęście, że mnie masz - założyłam mu ręce na szyję.
- Niewyobrażalne - musnął moje usta swoimi.  - Ale mój mózg stara się je ogarnąć -pocałował mnie jeszcze raz. - Tak sobie ostatnio myślałem, że jak będziecie w tej całej Brazylii, a ja będę tu sam wylewał siódme poty na siłowniach i usychał za wami z tęsknoty to może od razu zacznę ci robić miejsce w mieszkaniu - uśmiechnął się. Spojrzałam na niego pytająco średnio chwytając o co mu chodzi. - No chyba zamierzasz się do mnie wprowadzić nie? - uniósł brew.
- No tak, ale...
- Nie ważne czy w tym miesiącu, czy w październiku, ale zakładam, że potem nie będzie już na to czasu. Zgrupowanie, Japonia, potem Mistrzostwa Europy. Lepiej zrobić to wcześniej.
- No proszę nie wiedziałam, że ma aż tak zapobiegliwego narzeczonego - sprzedałam mu całusa.
- A widzisz - wyszczerzył się.
- Nie spodziewałabym się tego wszystkiego - westchnęłam z rozmarzeniem..
- Ale czego? - zapytał zabierając się już za składanie delikatnych pocałunków na mojej szyi.
- No że będę miała taką szansę pracować z kadrą, jeździć z wami wszędzie, poznać ciebie, zakochać się, być przy was kiedy zdobywaliście pewnie jeden z najważniejszych medali w karierze, potem przyjechać do Bełchatowa i półtorej roku odkąd Michał zaproponował mi pracę w kadrze, planować z tobą ślub i być najszczęśliwszą osobą na świecie. - uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, Lenka. Najmocniej na świecie - powiedział po czym pocałował mnie mocno, popchnął delikatnie na łóżko by sekundę potem zwisać nade mną z figlarnymi błyskami w oczach.


- Jasna cholera! Kłos zabije cię! Zaspałam! - zerwałam się z łóżka i chwytając ciuchy pobiegłam do łazienki.
- To ja może śniadanie zrobię, czy coś - usłyszałam jego ziewnięcie kiedy zamykałam drzwi.
- No ja myślę! - weszłam pod prysznic gdzie spędziłam jakieś dwie minuty, szybko się wytarłam, ubrałam, wymyłam zęby, uczesałam się i umalowałam po czym wyszłam z łazienki skierowałam się do kuchni gdzie na stole były już kanapki i kawa.
- Kocham cię - cmoknęłam Kłosa w podziękowaniu w policzek gdy mijaliśmy się w drzwiach by on mógł iść do łazienki.
- Nie ma za co - puścił mi oczko i wszedł do łazienki.
Kiedy wychodziliśmy z mieszkania była 10:50, a w Spale mamy być o 11. Teraz pozostało mi obstawiać ile się spóźnimy. Okazało się, że byliśmy pod ośrodkiem 50 minut po czasie. Wspaniale.
Karol okazał się być tak uprzejmy, że zaproponował zanieść moje bagaże do pokoju, a ja pomknęłam w tym czasie na halę. Wparowałam do środka ze słowami przeprosin na ustach lecz nie było tam żywej duszy. Spóźniłam się aż tyle, że skończyli? Spojrzałam jeszcze raz na zegarek. Niemożliwe. Może są na siłowni? Szybko się tam przetransportowałam lecz tu także pustka. Przecież parking był cały zastawiony samochodami siatkarzy.
Wróciłam na korytarz przy recepcji i wybrałam numer Andrzeja, który oczywiście nie odbierał. Jasne! Po co?! Warknęłam pod nosem wsiadłam do windy i wybrałam numer Bartosza, który odebrał. Chwała C
i Panie! 
- No co tam? - zapytał spokojnie.
- Co tam?! Gdzie wy jesteście?! - naskoczyłam na niego.
- Jak to gdzie? W pokoju? - zapytał retorycznie, a winda w tym czasie stanęła na odpowiednim piętrze więc z niej wyszłam.
- A czemu nie na treningu?!
- Jakim treningu, co ty mówisz? - zdziwił się.
- No trening miał być chyba o 11 co nie? - weszłam do pokoju, w którym znajdowali się Bartek i Piotrek, który leżał aktualnie na łóżku z nosem w tablecie, a gdy weszłam uśmiechnął się i pomachał mi po czym wrócił do swojego zajęcia.
Rozłączyłam się.
- Nie moja droga, trening to my mamy o godzinie 14 - odpowiedział.
- To kto mi mówił, że o 11? Ja jadę na łeb na szyje, śpieszę się, a ty mi mówisz, że trening o 14?! - wyrzucam ręce do góry.
- Ale czemu się na mnie denerwujesz? - pisnął przerażony - Przecież to nie moja wina.
- Ale mogłeś naprostować skoro wiedziałeś - fuknęłam.
- Myślałem, że wiesz - usprawiedliwiał się.
Odetchnęłam uspokajając się.
- Dobrze. W takim razie powiedz mi, o której jest trening i kolacja. - powiedzialam głosem przepelnionym spokojem niczym tybetański mnich.
- 14, a kolacja o 19.
- Dziękuję. - rzuciłam i wyszłam kierując się do swojego pokoju. Co ja z nimi mam. Nie moge sobie teraz przypomniec kto mi to mówił, że trening o 11? A może ja źle zrozumiałam i o 11 to my mieliśmy do Spały przyjechać? Kurcze, jak tylko mój mózg zacznie pracować i przypomni sobie przez kogo tak sie musiałam zerwać z łóżka i stresować to mnie popamięta, cymbał jeden. 

Żeby zapełnić czas do treningu wypakowałam walizki, a potem gdy zostało mi jeszcze półtorej godziny zadzwoniłam do mamy.
Odebrała po drugim sygnale. Opierdziel, że się nie odzywam i nie informuje o przygotwaniach do ślubu oraz czy sobie ze wszystkim radzę, bo jak nie to ona może pomóc za 3...2...1...
-Elena?! Czemu tu córeczko nic nie dzwonisz, nie odzywasz się co?! Jeździsz po tym świecie nie wiadomo gdzie, częściej to ja cie teraz w telewizji na meczach za bandami widze niż na żywo! - miałam ochotę wtrącić, że transmisja przecież jest na żywo, ale zamknęłam jape - Byliście ostatnio w Wałbrzychu w sali na wesele to sie juz tutaj nie pofatygowaliście, co? Ja już nie wiem, jak Michał skończy kariere to go chyba ściągne do Wałbrzycha żeby chociaż jego mieć przy sobie. 
-Michaś chyba woli jednak Bełchatów -odważyłam się odezwać i coś wtrącić.
- Wy wszyscy wolicie Bełchatów, niepojęte to jest po prostu - oczami wyobraźni widziałam jak kręci głową, tak jak tylko matki potrafią kręcić.
- Dobrze mamo, przepraszam. Sama wiesz jak teraz jest. Prawie nie ma mnie w Bełku, a co dopiero do was jeździć. Ostatnio byliśny tam tylko na nonent żeby pokazać tej pani jak to sobie wyobrażamy i od razu wracaliśmy. Mamy przecież teraz tyle na głowie, sama wiesz. Jak wracam z kadry to skupiam się teraz najbardziej żeby nie sfiksować od tych przygotowań i spędzić czas z Karolem bo doskonale wiesz, że nie trenuje teraz razem z kadrą.
- Ale dziecinko, to przecież ja ci mogę pomóc. Tylko powiedz to ja od razu z chęcią ci ponogę. 
- Wiem mamo i bardzo to doceniam, ale nie wiem nawet o co miałabym cie poprosić...
- Czym się teraz zajmujecie - matka stanowcza, ogarniająca wszystko i przejmująca kontrolę za 3...2...1...
- Układamy menu, na sobotę jesteśmy umówieni na próbowanie tortów - odpowiedziałam.
- I jak wam idzie z tym układaniem? 
- Szczerze to jesteśmy w czarnej dupie - powiedziałam.
- No to świetnie - zmarszczyłam brew - znaczy oczywiście, nie świetnie. To sluchaj to ja mam pomysł. Ja spróbuję jakiś ułożyć i jak najszybciej wysłać ci na mejla a wy skonsultujecie między sobą, co ty na to?
- No jeśli...
- Świetnie! No to pa córeńko, trzymaj się, kocham cię.
- No ja ciebie też - ledwo wypowiedziałam te słowa, a  już usłyszłam dźwięk kończący połączenie. Odsunęłam telefon od ucha i pokręciłam głową z politowaniem. 
Zgarnęłam aparat i ruszyłam na halę. Kiedy wsiadałam do windy i miałam wciskać guzik parteru usłyszałam przeraźliwy krzyk.
- NIEEEEEEEEEEE!!! - spojrzałam w stronę, z której dochodził. To Paweł biegnął z wyciągniętą przed sobą ręką, torbą treningową na ramieniu w kierunku windy - CZEKAAAJ NA MNIE!!! - i wpadł do windy. 
- Nie musiałeś aż tak krzyczeć - stwierdziłam kiedy już stał obok mnie i mogłam wcisnąć idpowiedni guzik.
- NIEEEEEEEE!!! - znowu ten krzyk. Spojrzałam przez otwór, który pozostał pomiędzy zamykającymi się drzwiami i ujrzałam Gacka w takiej samej sytuacji w jakiej był Zatorski przed chwilą, ale teraz mogliśmy mu jedynie pomachać na pożeganie gdyż winda już się zamknęła. 
Przegadałam sobie z Zatim cała jazde windą oraz drogę na halę po czym on udał się fo szatni, a ja weszłam na parkiet, gdzie już urzędiwał sztab szkoleniowy, z którym się przywitałam. Siatkarze pojawili się po kilkunastu minutach. 
- Nigdy ci tego nie wybaczę - stwierdził śmiertelnie poważnym głosem Gayo przechodząc obok mnie. 
- Tylko nie rób nic Zatorskiemu, to jeszcze dzieciak.- poprosiłam.
- Zobaczę co da się zrobić. Najwyżej zdeptam mu okulary jak ty Małemu.
- Skąd wiesz, że to ja? - zdziwiłam się.
- Ha, nie wiedziałem, strzelałem - zaśmiał się.
- Niezły jesteś - wyszczerzyłam się. - Ale chyba tylko ty już o tym pamiętasz. No i może jeszcze Damian.
- Ważne, że cie zdemaskowałem - zaśmiał się jeszcze i poleciał się rozgrzewać. 

Trening minął bez komplikacji i po dwóch godzinach zbieraliśmy się z hali. I wtedy mnie uderzyło. Spadło ja grom z jasnego nieba, albo jak jabłko Newtonowi na łeb.
- Jedenaście...
- To ty! - krzyknęłam i wskazałam palcem na Fabiana, a wszyscy stanęli jak wryci. 
- Co ja takiego zrobiłem? - pisnął przerażony.
- To ty mi powiedziałeś, że dzisiaj trening jest o 11! 
- Nie, nie to nie mógł być Fabian gdyż on zwyczajnie nigdy nie pamuęta kiedy mamy treningu - zawyrokował Piotr.
- No i właśnie dlatego mi nagadał głupot!
- Przecież nikt nie kazał ci mnie słuchać. - mruknął wzrokiem sprawdzając po kolei stan podłogi, ścian i sufitu. 
- No to mogłeś powiedzieć, że nie jesteś pewien!
- Elenko nie krzycz i nie strzęp swego pięknego gardełka nie strzępiąc tym samym naszego słuchu. No spójrz tylko na niego - kiwnął głową w stronę Drzyzgi i objął mnie ramieniem - No przecież to takie niedorozwinięte, że to nie wie co to się z nim dzieje. Cały czas tylko z głową w chmurach o tej swojej Moniczce myśli jaby jej sie tu oświadczyć. 
Nasze reakcje to było:
- Chcesz się oświadczyć?! - wykrzyknęliśmy.
- Skąd wiesz, że chce się oświadczyć?! - wykrzyknął Fabio.
Nic pomiędzy. 
Nowakowski się oczywiścir nie liczy.
- Taka moja rada, nigdy je nie zdradzaj bo słabo się kryjesz - syknął dyskretnie Piter. 
- Dzięki - mruknął rozgrywający. 
- Nie ma za co, przyjacielu - uśmiechnął się serdecznie. 
- Ja bym proponował w lesie - stwierdził zamyślony Zatorski, a Bartosz i Rafał rozstąpili się byśmy ujrzeli naszego myśliciela ukochanego. 
- Co? Czemu? - zdzwił się Fabian. 
- Jak ci odmówi to przyjamniej jest szansa, że się zgubi ją coś pożre.
Proponuję przemilczeć.
Nie musiałam nawet tego mówić by wszyscy zgodnie postąpili tak samo. To chy już czas na kurtynę.

---
Witam, cześć, siema, ktoś mi ferie zajebał.
Pojawiam się choć miałam się nie pojawić. Nie wiem czemu tak długo cackałam się z thm rozdziałem skoro wystarczyło pół godziny i bum!
Mój humor dzisia z fajnego szybko zmienił się w ciulowy i miałam nic nie pisać, ale przeczytałam rozdział u Melki (dzięki Aga jeszcze raz!) i stwierdziłam, ze ja też coś naskrobie. No i jestem.
Tak, z Karolem wszysko dobrze więc luz :P Przepraszam, że środek rozdziału to takie flaki, ale nie był pisany dzisiaj, soooł...
Piter, nad którym już swoją drogą nie panuje, on sam wie kiedy się odezqać poprawił mi troche humor. 

UWAGA! TEN KTO MI POWIE KIEDY BYŁ ŚLUB NOWAKOWSKICH DOSTAJE NASTĘPNY ROZDZIAŁ LUB TEN W KTÓRYM BĘDZIE WESELE Z DEDYKIEM (o ile kohoś to zachęci)
Na koniec przepraszam za wszelakie błędy bo piszę na telefonie i już tego nie sprawdzam.
Zapraszam też do Ady i Matteo oraz do Zuzki i Krzyśka :)
A, i osoby niezalogowane również mogą komentować więc  zapraszam. I witam nową czytelniczkę, która nadrobiła bloga Wielki szacun
Pozdrawiam ;**.

sobota, 13 lutego 2016

~Rozdział 101~

- Ej, a wiecie co? - zaczęłam siedząc rozwalona na sofie na lotnisku. 21 czerwca, niedziela, godzina 14:02.
Czekaliśmy właśnie na samolot z Moskwy do Teheranu. W piątek 12 czerwca rozegraliśmy mecz z USA, który minimalnie przegraliśmy 2:3, a dzień później już trochę bardziej wyraźne zwycięstwo Amerykańców 3:1. Kibiców polskich było tyle, że można by pomyśleć, że gramy w Polsce, a tu takie zaskoczenie bo jednak nie. Tydzień później byliśmy już w Rosji i w dwóch potyczkach ze Sborną dwa raczy to my byliśmy górą. W piątek 3:1 w sobotę 3:2.
- Pewnie za chwilę nam powiesz - stwierdził znudzony Andrzej. Ale on nie był znudzony mną tylko tym, że już półtorej godziny tu siedzimy, a on przeczytał już książkę, którą wziął, plus moją i Pita i Bartka, a reszty nie przeczytał, bo stwierdził, że to nie są książki na jego poziom. Cóż, tak też można.
- Jak nie będziecie chcieli to nie powiem.
- Dajesz. I tak nie mamy nic lepszego do roboty - wzruszył ramionami Michał poprawiając się na niewygodnym krześle.
- Jakby krasnoludki istniały to w jakim języku by mówiły?
Zatkało ich i popatrzyli na mnie z politowaniem i spojrzeniem jakim zwykle patrzą na Pawła gdy się odezwie więc chyba jest źle...
- No co? - zapytałam.
- Booooże, Elena, serio? - jęknął Bartek strzelając sobie facepalma.
- Ale co no?
- No błagam cie, nie kompromituj się, proszę, zrób to dla nas. Wystarczy nam Piotrek i Paweł - powiedział Wrona.
- Ale no serio pytam, bo ostatnio mi to do głowy wpadło. To, że raz zadam głupie, według was pytanie, nie oznacza od razu, że się staczam no.
- Szybkie złego początki - uniósł palec wskazujący do góry Nowakowski.
- Chyba raczej "dobre złego początki" - poprawiłam go - i nie widzę związku.
- Nie, szybkie złego początki. Bo etap kiedy będzie ci się tylko wydawać, że to tylko niewinne jedno pytanko szybko minie, a potem się szybko stoczysz. Więc szybkie złego początki. - stwierdził.
Pomiędzy nami zapanowała chwilowa cisza.
- No nieźle - skwitował to Kubiak.
- Źle czy nieźle, nieważne - machnęłam ręką - Serio możemy się zastanowić bo trochę mnie to nurtuje? - odezwałam się.
- Pewnie po angielsku. Wszyscy teraz szprychają to angielsku - wzruszył ramionami Zatorski.
- Szprycha to się po niemiecku - powiedział Endrju.
- A po angielsku nie można? - zdziwił się libero.
- Po angielsku to się spikuje - rzucił Fabian, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- To żeś pojechał - stwierdziłam ocierając łzę spod oka.
- To jak chcę powiedzieć, że ktoś mówi po rusku to będzie jak? Ruskuje? - zapytał Zati.

- Nie, to będzie, że gawarycisz - wyszczerzył się Drzyzga.  - No to krasnoludki gawaryciły, spikowały, szprychały czy może po prostu mówiły? - zapytałam śmiejąc się. - Oni talowali - stwierdził Michał. - Talowali? - zdziwiliśmy się.
- No bo po duńsku mówić to "tale".
- No i co? - uniósł brew Bartek.
- No jak to co? Przecież napisał ich Andersen a on był Duńczykiem. - wyjaśnił.
- A to nie Grimmowie ich napisali? - zdziwił się Piter.
- Właśnie - poparł go Andrzej. Ja się nie odzywałam, bo nawet nie wiedziałam.
- Jasne, że bracia Grimm, cebulaku - przestrzelił Dzikowi potylicę Fabian.
- Ej, ej, jak ktoś nie ma racji, to się go od razu nie bije! - oburzył się Michał i poprawił okulary na nosie, po czym przejechał dłonią po czuprynie.
- To tak żebyś pamiętał na przyszłość, że się głupio nie odpowiada - wyszczerzył się Fabio za co chycił od Kubiego.
- To Elenie chyba też trzeba dać po głowie żeby się ogarnęła i nie wymyślała głupot. - powiedział Andrzej. Odezwał się mądry. Wszyscy wstali i otoczyli mnie ciasnym wianuszkiem, jakby miała się teraz odbyć jakaś kara za moje uczynki.
- Eleno Winiarska, popełniłaś grzech przeciw zdrowemu myśleniu, poniesiesz karę - Bartek strzelił stawami w palcach i uśmiechnął się złowieszczo.
- Ja już nie będę - pisnęłam cichutko podciągając nogi pod zadek i kuląc się na kanapie.
- Obietnice, obietnicami, kara się należy. - ja pierdole. Chyba nie muszę nic dodawać. Oni i kary, to nie może się dobrze skończyć. W żadnym przypadku.
- Reprezentacja Polski w siatkówkę do samolotu! - krzyknął Jarząbek.
- Ej, chyba nas wołają! - wskazałam kciukiem w stronę dobiegającego głosu. Oskar, mój wybawco! Kupie ci za to flaszkę! Przeskoczyłam przez oparcie kanapy, o mały włos się na zabijając o własne nogi i pognałam za Kaczmarczykiem.


- Kurwa, jak ja nienawidzę Iranu - takie oto pierwsze słowa w moim kierunku zostały skierowane przez Andrzeja Wronę gdy wparował mi do pokoju po przylocie, czyli mniej więcej godzina 18:46, proszę państwa. Ależ to zdanie jest poprawnie zbudowane! Nieważne, dalej!
- Czymże spowodowana jest twa nienawiść, Andrzejku? - zapytałam że niby zwracam na niego uwagę. Leżałam sobie na łóżku z przymkniętymi oczami i rozprostowywałam nogi.
- No tylko insta działa, kucze! Jak ja mam koordynować swoje życie skoro nawet na fejsa nie mogę wejść!
- Masz racje, przecież to tragedia - gdybym miała otwarte oczy to bym nimi przewróciła.
- Widzę, że mnie nie rozumiesz - chlipnął i chyba klapnął na krzesło.
- Cieszę się życiem.
- Bo jest czym - prychnął.
- Rozprostowuje nogi. Tobie też bym radziła, a nie potem jęczycie. Ciesz się z małych rzeczy Wronka - uniosłam palec wskazujący do góry co by nadać moim słowom więcej filozoficznej mocy, o ile cuś takiego istnieje.
- Ciesze się, ale trudno mi to robić kiedy nie mogę wjeść na fejsa!
- Czyli się nie cieszysz.
- Ciesze.
- Nie cieszysz.
- Ciesze.
- Nie.
- Tak.
- Nie - poderwałam się do pozycji siedzącej.
- Omatkobosko - złapał się za serce. - Chcesz żebym na zawał zszedł?!
- I teraz pytanie, czy cieszysz się z małych rzeczy, że jednak nie zszedłeś czy nie. - wyszczerzyłam się.
- Dobra, zaraz bym o tym zapomniał, więc nie - wyszczerzył się. - Ale ja tylko chcę fejsa. Czy proszę o tak wiele? - jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
- A ja chciałabym już wrócić do Polski i usłyszeć polski język, a nie tylko polskie przekleństwa - zaśmiałam się.
- Nie przeklinamy aż tak często - oburzył się lecz kącik ust mu drgnął.
- Nie, w ogóle - zaśmiałam się i wstałam - Chodź na szamanko. - zaproponowałam.
Zeszliśmy więc na kolację gdzie skonsumowaliśmy, co mieliśmy skonsumować.
- Ta sałatka jest jakaś dziwna - skrzywił się Piotrek.
- Normalna - odezwał się Fabian.
- Moja nie - upierał się Piter.
- No to nie jedz, jak ci nie smakuje, co za problem? - uniosłam brew.
- Chcą mnie otruć! - odsunął od siebie talerz i z krzesłem odjechał 3 metry do tyłu blokując przejście Grześkowi Łomaczowi, który o mało nie zaliczył gleby. Dał Pitowi w łeb i go wyminął.
- Przecież sam sobie nabierałeś tej sałatki, skąd mogli wiedzieć, że będziesz ją akurat jadł? - wywrócił oczami Michał.
- No to zatruli całą, nie jedz tego! - złapał się za głowę Nowakowski mówiąc do Drzyzgi. - Kto mi będzie wystawiał kucze jak, będziesz rzygał w szatni.
- Ja nie wystawiam, ja rozgrywam - napuszył się rozgrywający.
- Zdarza się - mruknął Andrzej, za co został zgromiony wzrokiem przez Resoviaka.
- Anyway, Fabian, nie możesz tego jeść. Chodź weźmiemy coś innego - zarzadził Cichy i wziął talerz swój oraz bruneta, który przewrócił oczami i ruszył za środkowym.
- Co za człowiek - westchnął jeszcze.
- No widzicie jak się ten Piter o was troszczy - wyszczerzyłam się.
- Bardziej niż ty - wystawił mi język Bartosz.
- Ja tutaj tylko robię zdjęcia, a nie wam niańkuję - odpowiedziałam mu tym samym.
- Jedno drugiego nie wyklucza - uniósł palec wskazujący do góry.
- Piter jest lepszą niańką niż ja - zauważyłam.
- Zawsze może cię jeszcze podszkolić, a w tedy w kadrze zrobimy jeszcze stanowisko "opiekun siatkarzy" i kaska ze związku będzie lecieć - wyszczerzył się Kurek.
- Czasem to ty jednak używasz tego mózgu - stwierdził śmiejąc się Andrzej.
- Faktycznie, a ja myślałem, że już dawno mu zanikł. Wiesz w myśl zasady, narządy nieużywane zanikają... - powiedział niewinnie Kubi, za co atakujący przestrzelił mu potylicę.
- Ałć - rozmasował tył głowy - Ale warto było - wyszczerzył się i przybił ze mną piątkę.

- Zawsze jest warto - wyszczerzyłam się również.
- To co, poker dzisiaj? - zaproponował Michał.
- Damiana nie ma to może w końcu wygrasz - zaśmiałam się.
- Chyba chcesz chycić - burknął.
- Ona to w ogóle wariuje ostatnio - Bartek pokazał, że mam kuku na muniu.
- A co wy się dziwicie, to już będzie trzeci tydzień jak z wami przebywam 24/7 więc się nie dziwcie. Boże, co wy ze mną robicie? - zapytałam zrozpaczonym płaczliwym głosem i ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie bój, się niedługo już nie będziesz na to zwracać uwagi, też kiedyś byłem normalny, a potem przeszedłem do Bełchatowa i widzisz jak się skończyło - wskazał na siebie Kurek.
- Nie pocieszasz - powiedziałam.
- Nie chciałem - wyszczerzył się.
- Jak zawsze - burknęłam.
- To gramy w tego pokera czy nie? - dopytywał się Dziku. Żądza zwycięstwa się ujawnia.
- No gramy, gramy - machnął ręką Piotrek.
- No i to rozumiem. Mam jeszcze dwie ostatnie paczki żelków - szepnął konspiracyjnie Kubiak.
- Widzicie, to się nazywa prawdziwy kapitan, nie to co Możdżon - wskazał ręką na Dzika Andrzej.
- Co ja? - zapytał przystający przy naszym stoliku Marcin.
- A niiiiiic - pisnął Wronka 

- Nic, nic - wszyscy machnęliśmy lekceważąco rękami.
- No ja myślę - burknął i odszedł.
- Wrona, ciota mało Hajtałerowi nie podpadł - wystawił mu jęzor Paweł śmiejąc się bezczelnie. Ja to bym mu w ryjca dała, ale Andrzej ograniczył się do piorunującego spojrzenia posłanego Zatiemu.

No więc tak jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy i powędrowaliśmy do mnie. Bo do kogóżby innego? No właśnie.
Michaś przyniósł żelki, Andrzej karty, a Piter włączył swoją disco polo playlistę i byliśmy gotowi do rozpoczęcia partyjki.
Okazuje się, że to wcale nie Mały jest taki dobry, tylko my ciency jak dupa węża lecz zawsze lepsi niż Kubiak, bo gościu nie wygrał ani razu, a Fabian zaczął cisnąć z niego niezłą bekę. Oj, coś czuję, że ktoś tu chyba jutro dość mocno chyci piłką w głowę. I wcale nie będzie to Bartek, który drze ryja do "Ty jesteś ruda".
- Nie gram już z wami - rzucił kartami Drzyzga kiedy wygrał po raz drugi.
- Siadaj! - rozkazał mu Kubi. - Gramy dopóki nie wygram.
- Pojebało Dziku - stwierdziłam.
- Wcale, że nie. Gramy. Już. Tasuj karty, Wronka. - podał mu talię kart.
- Kuuuubi, jest już prawie północ - jęknął Andrzej.
- Ostatni raz - zarządził.
- Ja odpadam. - unoszę ręce w geście poddania i wstając z podłogi - Idę się myć.
- Lenka, siadaj, ostatni raz no - poprosił Michał.
- Zagrajcie sami - odparłam i zniknęłam za drzwiami łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki.
- No i co Kubi, jak ci idzie? - zapytał siadając na łóżku zaglądając mu w karty.
- Nie patrz mi w karty, ej - odsunął się.
- No przecież nie gram - wywróciłam oczami.
Po pół godzinie wygrał Bartosz.
- Ha! I co łyso Pawianku? - wystawił Drzyzdze język przyjmujący.
- Przecież i tak przegrałeś - stwierdził rozgrywający.
- Ale przynajmniej ty nie wygrałeś - znowu pokazał nam swój piękny jęzor.
- Dobra dzieciaczki, pora spać - klasnęłam w dłonie.
- Buuuzi na dobranoc! - krzyknął Bartek i pierwszy ustawił się w kolejne nadstawiając policzek. Uniosłam brwi.
- Nie dziw się. Na kadrze robisz za naszą matkę, żonę, narzeczoną, dziewczynę, siostrę, przyjaciółkę, no kochankę może nie.... ale za te wcześniejsze to na pewno. - powiedział Nowakowski
- Nie zapominaj o niańce - uniosłam palec wskazujący do góry śmiejąc się i cmoknęłam Kurka w policzek, a potem po kolei Kubiaka, Drzyzgę, Zatorskiego i Nowakowskiego, który zażyczył sobie jeszcze przytulaska. No to go wyściskałam. Jak ja już bardzo chcę wrócić do Polski i przytulić Karola, matko. Dopiero teraz sobie to tak uzmysłowiłam.


- Widzieliście gdzieś Zatora? - zapytał Michał przysiadający się do stolika na śniadaniu, 22 czerwca, poniedziałek, godzina 8:01. Nie wiem jak wstałam więc nie pytajcie.
- Myślisz, że jedyne o czym marze po przebudzeniu to ryj Zatorskiego? - burknął Bartosz, który ewidentnie wstał dzisiaj lewą nogą. Znaczy nie tyle wstał co został zwalony z łóżka przeze mnie za co jest śmiertelnie obrażony. Skoro ja wstałam to i od da radę.
- Niby tak, ale nie było go w pokoju.
- Może poszedł na podbój Iranek.
- Wątpie. On myśli, że te kobiety z zakrytą twarzą to wszystkie są zakonnice - wtrącił Fabian, a my strzeliliśmy sobie soczystego facepalma.
- On tak na serio? - jęknęłam.
- Tak - Drzyzga pokiwał głową.
Wtedy do restauracji wszedł niejaki Paweł Zatorski we własnej osobie. Nałożył sobie żarcia i usiadł do stolika.
- A tyś gdzie był z rana? - zapytał Andrzej.
- Pobiegać - odparł wzruszając ramionami. Uniosłam brwi
- Pobiegać? - zapytaliśmy wszyscy na raz.
- Nie wystarczy ci zapierdalanie na treningu 10 kółek truchtem, 5 krokiem pajaca*? - zapytał Bartek.

- Chcę być szybszy niż wy - wystawił im jęzor.
- Na pewno jesteś już szybszy niż Igła bo on się teraz pewnie tylko opierdala - zaśmiał się Kubiak.
- Powiem mu - wyszczerzyłam się.
- Ty to se możesz - wystawił mi język.
- A mogę i zrobię! - walnęłam dłonią w stół uśmiechając się.
- Proszę bardzo! - również uderzył w stół.
- Dobrze!
- Dobrze!
- Do niczego to nie prowadził! - wciął się miedzy nami Piter, który też sobie uderzył w stół. A co! Tylko, że on zrobił to tak, że teraz leciał do fizjo bo uderzył za mocno w paluszka. Człowiek-Przegryw? Możliwe.

Naszą przygodę z Iranem zakończyliśmy w poniedziałek, 29 czerwca około godziny 2:15 w nocy kiedy to pakowaliśmy się do samolotu do Stambułu. W Teheranie zainkasowaliśmy 4 punkty z czego cieszyliśmy się bardzo bo to oznaczało, że w dwóch meczach z USA w Krakowie musimy zdobyć tylko 2 punkty by polecieć na Final Six do Rio de Janerio.
Około godziny 4:30 nad ranem byliśmy na lotnisku w Stambule. Wszyscy słaniali się na nogach. Oczy same się zamykały i ledwo widzieliśmy co się wokół nas dzieje.
Najlepsze jest w tym wszystkim to, że na samolot do Warszawy musimy czekać 2 i pół godziny na lotnisku bo nie opłacało się nawet hotelu rezerwować. Musieliśmy więc przekimać na kanapach. Wygodnych w cholerę, zaznaczę.

- Lenka, Lenka obudź się - ktoś zaczął potrząsać moję ramię. Wymruczałam coś niezrozumiałego całkiem nieprzytomnie. - Telefon ci dzwoni. ELENA! - wydarł się, a ja poderwałam się i spadłam na twardą i zimną podłogę obijając sobie przy tym łokieć, zadek i tył głowy o kanapę.
- Pojebało cię? - warknęłam na Bartka rozmasowując głowę.
- Ja tylko informuję, że telefon napierdala ci od 10 minut.
- No to nie mogłeś odebrać tylko mnie budzisz? - burknęłam na niego. Umówmy się, nie byłam zachwycona tą pobudką.
- Michał kazał cię obudzić.
- To Michał wydzwania do mnie o - spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu telefonu, który podał mi Kurek - 7:20? Czy on spania nie ma? - zaczęłam mamrać do siebie już nie zwracając uwagi na atakującego i wybrałam numer przyjmującego.
- Powiedz mi po co dzwonisz, a ja powiem ci, że ie jest to nic co upoważnia cię do budzenia mnie o 7:20 po 4 godzinach snu. - zaczęłam kiedy odebrał.
- Chyba jednak jest - powiedział poważnie - Kiedy będziecie w Warszawie?
- Nie wiem, za jakieś 3 godziny pewnie, z tego co mi tu Kuraś komunikuje już mamy się zbierać.
- To dobrze. Bardzo dobrze.
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Stało się coś? - zapytałam biorąc walizkę i torby zdziwiona jego poważnym tonem głosu. Ruszyłam za siatkarzami.
- Karol miał wypadek. - przez kilka sekund nie mogłam złapać oddechu i poczułam się jakby ktoś zadał mi mocny cios w brzuch.
- Że co? - wydukałam po dłuższej chwili.
- Wypadek miał. Właśnie przed chwilą przyjechałem do szpitala. Nic mi jeszcze nie powiedzieli. Elena, słyszysz mnie? - zapytał lecz ja nie odpowiedziałam. - Cholera! Widzisz, mówiłem żeby jeszcze do niej nie dzwonić! - powiedział zdenerwowany do osoby, która z nim była.
- Lena, spokojnie, wsiądź do samolotu, zdrzemnij się,  potem przyjedź do szpitala... albo w sumie pojadę po ciebie na lotnisko. Za dwie godziny, okej? Okej, Lena, słyszysz mnie?
- Słyszę - wydusiłam.
- Nie martw, się. Na pewno nic mu nie jest. Jak zwykle się wyliże. Kocham cię i trzymaj się. Na lotnisku na ciebie czekam, pamiętaj.
- Pa - rzuciłam szeptem i zakończyłam połączenie.
20 minut później siedziałam już na siedzeniu w samolocie i wpatrując się za okno. "Spokojnie, zdrzemnij się" Ciekawe kurwa jak. Tak się strasznie bałam, że ręce cały czas mi drżały. Przez całe 2 i pół godziny lotu nie odezwałam się słowem do siedzącego obok mnie Mateusza. Najgorsze co mogło mi się przydarzyć to dowiedzieć się o czymś takim wtedy kiedy nie mogę zrobić kompletnie nic by przyspieszyć powrót do Polski. Do Warszawy. Do Karola.
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Otarłam je szybko. Jeszcze tego mi brakowało żeby wyglądać tak jak się czuję.

*krok odstawny dostawny 

-----
Rozdział z dedykacją dla Podjaranej, która żyje i pozdrawia ludzi oraz informuje, że jak jej się nie odechce to będzie startować z blogiem o Mateuszu Malinowskim :D
---

Elena bez Karola w ogóle nie chce dać się pisać! Wredota jedna. No to musiałam jej trochę smutności narobić :P
A tak na serio to ten wypadek Kłosa chodził za mną od baaardzo dawna. W sumie od czerwca kiedy nasi wyjechali na te wojaże po świecie. Tylko nie płaczcie!
---
Rozdział ogółem to mi się krótki wydaje, ale koniecznie chciałam zakończyć tą wiadomością o wypadku więc i'm sorry XD
Następny może w okolicach przyszłego tygodnia bo mam ferie i będzie więcej czasu na pisanie i ostatnio bardziej mi się chce więc możecie się cieszyć :D
Nikogo teraz nie informuję bo nie mam pojęcia kogo, piszę tylko tym do których wpadam z komentarzem pod ich rozdziałem i za to też przepraszam. Jeśli chcecie żebym Was informowała to dajcie znać w komentarzu i link do bloga, na którym mam to robić :)
---
Ogólnie miałam Was dzisiaj zasypać tutaj zdjęciami z Pucharu Polski, ale Skrzaty niestety dzisiaj przegrały więc nie mam nastroju. Przykro się na to patrzyło bo to nie Lotos wygrał tylko Skra przegrała. Błędy własne to była dzisiaj masakra, z tego co czytałam gdzieś to aż 30. No przepraszam, ale z taką ilością to my meczu nie wygramy.
Zwalam to wszystko na zmęczenie, długie podróże i terminarz i mam nadzieję, że w środę w Lidze Mistrzów pokażemy na co nas stać.
---
Ostatnio meeeega zaczął mnie jarać Marechal XD Od Podjaranej dostałam przyzwolenie, że jak będę w połowie historii Zuzy i połowie kontynuacji Eleny to mogę zacząć coś o nim skrobać.
Najlepsze jest to, że nie mam pojęcia o czym to będzie ani jak, ale chcę o nim coś napisać XD
---
Na końcu serdecznie chciałabym pozdrowić Osóbkę, która z anonima napisała, że NADROBIŁA CAŁEGO BLOGA! :O
Ja nie mam pojęcia jak, ale gratuluję, bo mi by się chyba nie chciało i serdecznie Cię witam na blogu, mam nadzieję, że teraz to będziesz już do końca :D
---
I na koniec serdecznie zapraszam;
na czwórkę do Ady i Matteo na specyficzna-specyficznosc.blogspot.com
epliog do Anastazji i Stefana na people--help.blogspot.com
i na piątkę (wreszcie) do Zuzy i Krzyśka na nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com
Rozpisałam się masakrycznie, gratuluję temu co to wszystko przeczytał :o
Pozdrawiam cieplutko ;**