czwartek, 30 października 2014

~Rozdział 32~

Reszta obozu w Bełchatowie mijała mi szybko. Często spotykaliśmy się z Dawidem i Łukaszem, opowiadaliśmy stare dobre czasy. Poznałam nawet dziewczynę Łukasza - Emilkę. Super sympatyczna dziewczyna i ogólnie znalazłyśmy wspólny język. Będziemy mogły czasem po obgadywać tą mendę przebrzydłą. Agnieszka wpadła do Bełka, dorobiła klucze bo ja oczywiście byłam za bardzo zajęta i mówiła, że gdy my będziemy siedzieć we Francji ona się wprowadzi.

No i nadszedł 27 lipca i wszyscy siatkarze wraz z rodzinami zebrali się na Okęciu oczekując na samolot. Przed naszym wylotem zdążyłam się wymienić wszystkimi nowościami z Dagmarą oraz Pauliną. Nawet w tajemnicy wyznałam im, że zostałam fotografem Skry. Wlazła i tak już wiedziała, ale tak samo jak Winiarska obiecała z ręką na sercu, że nikomu nie powie i taką miałam nadzieję.

Gdy dolecieliśmy do Capbreton musieliśmy się rozsiąść na lotnisku oczekując na nasz autokar. Nasunęłam na nos okulary i usiadłam na krawężniku obok Michała
- Winiar ratujemy ślimaki? - zagadał Krzysiek, a Miśka to totalnie osłupiło bo mówił wtedy o czymś zupełnie innym do Zagumnego i nastała cisza, po której parsknął śmiechem - Możemy też uratować żaby. Ze dwie - ciągnął - No a ty Lenka, będziesz się delektować tymi miętkimi i pysznymi ślimaczkami? - zwrócił się do mnie
- Nawet o tym nie gadaj. Aż na samą myśl chce mi się żygać - skrzywiłam się ostro
- No to jest was więcej bo Daga też nienawidzi czegoś takiego
- Jest nas o wiele więcej niż ci się wydaje - pokiwałam głową
- Zawsze było was więcej, wszędzie, no ja nie mogę, co za niesprawiedliwość! - wykrzyknął desperacko Paweł
- Zati, ogar, we Francji jesteśmy, weź zachowuj się elegancko, a nie jak zdesperowany Polak - skarciłam go i niby obojętnym wzrokiem omiotłam miejsce, w którym się znajdowaliśmy, a reszta wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Aż Oliwier przybiegł zapytać z czego się śmiejemy bo on też chce. Krzysiek powiedział tylko, że ktoś się zbłaźnił, a chłopcowi w zupełności to wystarczyło i podbiegł do Arka i Sebastiana. Po oczekiwaniu wreszcie nadjechał nasz autokar. Wpakowaliśmy się do niego i pojechaliśmy do naszego hotelu. Klucze zostały rozdane i rozeszliśmy do pokoi. Wjechałam windą na górę wraz z Ignaczakami po czym odnalazłam swój numer pokoju i przekręciłam kluczyk w zamku. Położyłam walizkę obok łóżka i podeszłam do balkonu. Otworzyłam drzwi i ogarnęłam wzrokiem widok. Miałam widok na morze i byłam zachwycona. Słońce niedługo pewnie będzie się chować za horyzontem więc będę musiała pójść na spacerek. Rozpakowałam się i poszłam na kolację bo była już 19 a ja byłam mega głodna. Wzięłam swoją porcję i usiadłam przy wolnym stoliku ponieważ nikogo jeszcze prawie nie było. Pogrążyłam się w myślach jak to mi będzie w Bełchatowie, w klubie, a przede wszystkim czy czasem Michał o niczym się nie dowie i czy niespodzianka nie pójdzie się ..... paść. Po kilku minutach przysiadł się do mnie Paweł, a następnie podszedł Andrzej
- Stolik singli zaprasza - wyszczerzył się Zati
- Dokładnie  - potwierdziłam ze śmiechem
- No to jeszcze Kłosa nam tu brakuje - rzucił Wronka
- Gdzie mnie brakuje tam jestem - wyszczerzył się siadając właśnie na krześle obok mnie wspomniany wcześniej środkowy
- A nie singiel może się dosiąść? - zapytał z uśmiechem Rafał
- Jasna sprawa. Zapraszamy wszystkich - rzucił Paweł
- Czyli z naszej Bandy ostały się tylko cztery osoby? - zdziwiłam się
- Na to wygląda. To teraz trzeba wymyślić jakąś inną nazwę na naszą 5 osobową ekipę - zaczął się zastanawiać Andrzej, po czym wszyscy spojrzeli na Zatorskiego, a on wywrócił ślepiami
- Schlebia mi to, że o mnie pomyśleliście, ale troszkę mi się nie chce - skrzywił się
- Proszę, Pawełku - zaczęłam go błagać - No mi i tym moim oczkom odmówisz? - zrobiłam minę kota ze Shreka - Prooooszęęęęęęę - złożyłam ręce jak do modlitwy
- Oooooj no doooobra - wywrócił oczami - Dajcie mi czas do jutra do wieczora
- Wiedziałam. Mi każdy ulega - wyszczerzyłam się i przybiłam piątkę z Karolem.
Dokończyliśmy posiłek, a ja zaproponowałam moim towarzyszom spacer po plaży. Zgodzili się chętnie. Wróciliśmy więc do swoich pokojów. Przebrałam się w jakieś zwykłe ciuchy (klik) i wzięłam torebkę, w której oczywiście znalazł się aparat. Wyszłam z pokoju i podążyłam do recepcji gdzie mieliśmy się stawić. Okazało się, że jestem ostatnia więc mogliśmy iść. Ruszyliśmy wolnym krokiem rozmawiając się i śmiejąc. Zati podrzucał nam pomysły jak moglibyśmy się nazywać, ale krytycznie odrzucaliśmy wszystkie. Bardzo bawiła mnie ta sytuacja gdy libero za każdym razem gdy odrzuciliśmy jego propozycję strasznie się irytował.
- Ygggggggghhhhhh - zawył z rozpaczy i wzniósł ręce i oczy do nieba - No to może Spalska Drużyna?
- Idealnie - zgodziliśmy się wszyscy, na co Zator aż stanął w miejscu i patrzył na nas z dziwną miną. My także stanęliśmy i zaczęliśmy się śmiać - Wy tak na serio? - uniósł brew - Ja wam dawałem o wiele bardziej oryginalne tytuły, a wy wybieracie takie ..... cuś? Nikt tu już nie docenia kreatywności - zrobił naburmuszoną minę tupiąc nogą
- Ależ doceniamy, doceniamy - podeszłam do niego i objęłam ramieniem - Po prostu takie czasem najbanalniejsze są najlepsze
- No to już przecież lepsza by była "Ekipa S" - chwycił się prawdopodobnie ostatniej deski ratunku
- "Ekipa S? "Ekipa Sracz"? - uniósł brwi Wrona i skrzywił się, a my wybuchnęliśmy niepohanowamym śmiechem. Aż z tego wszystkiego sobie usiadłam na piasku. Gdy trochę się uspokoiliśmy otarłam łzę, która wypłynęła mi od tego śmiechu
- Oj, Ędrju, Ędrju jak ty coś powiesz to klękajcie narody - rzucił Buszek
- Popieram - udzieliłam się wraz z Zatorskim i Kłosem.
- Chodźmy może na tamtą skałę - wskazałam palcem na obiekt o który mi chodziło. - Będą z tamtą super zdjęcia i można by chwile sobie posiedzieć. Wzięłam karty i paprykowe czipsy jakby co - wyszczerzyłam się
- Ktoś tu utrzymuje tradycje mimo zmiany kraju! Brawo Lenka! - Zati tak mocno klepnął mnie w plecy, że aż się zakrztusiłam i myślałam, że wypluję kolację, co nie umknęło uwadze siatkarzy i zaczęli się ze mnie okropnie śmiać - Banda debili - mruknęłam pod nosem - To idziecie ze mną czy nie?
- Nie no idziemy, idziemy - poderwali się
- Idźcie sami, ja to bym sobie już pospał - rzucił Andrzej przeciągając się - Nara - pomachał nam na odchodnym
- Narazie - pożegnaliśmy się ze środkowym
- Z piątki śmiałków, została czwórka. Jeden odpadł, niby pod pretekstem snu, ale my dobrze wiemy, że chodziło o lęk. Kto przetrwa? Kto dotrwa do końca? - mówił jak zawodowy komentator Rafał - Idziemy, wspinamy się, po woli mozolnie jak żółw ociężale ale idziemy. Proszę państwa im wyżej tym lepiej. Musicie państwo sami to zobaczyć. Na klifie w .... gdzie my jesteśmy? - zmarszczył brwi - Gdzie jesteśmy?! - ponowił pytanie gdyż wcześniej nikt mu nie odpowiedział
- W Capbreton - pouczył go Karol
- Chłopie,  jedziesz, a nie wiesz gdzie - pokręciłam głową z politowaniem, ale on puścił moją uwagę mimo uszu
- Dokładnie. Na klifie w Capbreton. I tak proszę państwa. Weszli, weszli na samą górę. Proszę państwa co za widok - przyjmujący mówił, a ja aż zagwizdałam z zachwytu.
Wyjęłam od razu z torebki aparat, chłopakom rzuciłam czipsy i karty, a sama zajęłam się uwiecznianiem tego pięknego miejsca. Na końcu każdego z osobna poprosiłam do samojebki, a potem zrobiliśmy sobie wspólną.
- Lena jaka mina - wybuchnął śmiechem Paweł gdy oglądaliśmy zdjęcia siedząc po turecku
- Piękna - wyszczerzyłam się. - No to zagramy partyjkę w pokera i kolejną rzecz w swoim notesie osiągnięć mogę skreślić - rzuciłam z uśmiechem wkładając aparat do torebki.
- No to gramy - zatarł ręce Rafał. Rozdał karty i zaczęliśmy. Wygrałam. Przegrał Paweł. Znowu.
- Znowu przegrywam - fochnął się libero
- Nie martw się Pawełku. Kto nie ma szczęścia w kartach ten ma w miłości - zaśmiałam
- Czyli ty nie będziesz miała w miłości. Jeee. Pierwszy raz będę w czymś od ciebie lepszy oł jea - ucieszył się
- Ja już nie mam szczęścia w miłości więc się sprawdza. Zresztą ty lepiej ode mnie grasz w siatkówkę to jak pierwszy raz? - zmarszczyłam brwi.
- Oj no, tak tylko żeby było dramatycznie powiedziałem. Nic nie rozumiecie - wywrócił oczami, a nasza trójka przybiła sobie facepalmy. Zaczęliśmy się zbierać, ponieważ słońce już całkiem zaszło i zrobiła się taka szarówka.
- Tylko pomału schodźcie - upomniał wszystkich Buszek, który szedł pierwszy, za nim Zatorski, potem ja, a nasz pochód zamykał Karol. Byliśmy już prawie u stóp góry kiedy noga wsunęła mi się w jakąś szczelinę i upadłam.
- Kurwa! - zaklęłam i złapałam się za kostkę
- Lena co się stało? - zapytał Kłos
- Kostka. Boli. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby
- Karol weź ją na ręce tylko ty też idź ostrożnie. Niby już teraz na równym ale i tak uważaj - przestrzegł środkowego przyjmujący. Siatkarz powoli wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku hotelu. Szedł bardzo ostrożne jakby się bał, że gdy tylko poruszy ręką to mnie to strasznie zaboli. Libero pobiegł przodem aby powiadomić Sokala co się stało. Protestowałam oczywiście jak tylko mogłam, ale trudno z bolącą kostką. Na pewno do jutra mi przejdzie nie wiem po co taka afera. Oni jak zawsze przesadzają.
- No i jak? Bardzo boli? - zapytał Kłos
- Trochę, ale bez lekarza by się obeszło - mruknęłam
- Popieprzyło cię?! Trzeba zbadać. Może to coś poważnego. Zresztą Michał by nas zabił jakbyśmy ci pozwolili iść z taką nogą do pokoju! - powiedział Buszu
- Jak tam chcecie, ale mi się wydaje, że to nic tak bardzo poważnego. Jakoś nogą mogę ruszyć więc nie jest złamana
- Chociaż tyle - odetchnęli z ulgą. Po kilku minutach byliśmy już w hotelu gdzie w holu spotkaliśmy Krzyśka i Iwonę
- A wy co przed ślubem ćwiczycie? - parsknął śmiechem Ignaczak na co ja popukałam się w czoło
- Nie uderzyłeś się czasem w głowę przypadkiem Krzysiu ? - zapytałam słodziutko kiedy wchodziliśmy do windy. Niestety libero nie zdążył mi odpowiedzieć bo drzwi windy się zamknęły. Po chwili byliśmy już w pokoju doktora. Zati już wcześniej wyjaśnił dokładnie co się stało więc Sokal od razu zajął się moją kostką. Tu po naciskał, tu zapytał czy boli, tu się zerwałam jak dotknął po czym stwierdził, że mam lekko naderwany staw skokowy.
- To da mi doktor jakąś maść, kule i będzie ok? - uśmiechnęłam się
- Niby tak ale nogi nie przeciążaj. Za jakieś 4-5 dni powinno być już dobrze - natarł kostkę specjalnym mazidłem.  - Ale teraz niech cię Karol jeszcze do pokoju zaniesie bo nie możesz jej dzisiaj przeciążać
- Poradzę sobie. Na prawdę - wyciągnęłam rękę po kule ale doktor wręczył je Buszkowi, który otworzył drzwi ja natomiast wylądowałam na rękach u środkowego. Wywróciłam oczami. Pojechaliśmy windą na piętro wyżej gdzie chłopaki otworzyli mój pokój, a mnie Kłos położył na łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wtedy uświadomiłam sobie straszną rzecz. Mój aparat został tam gdzie ja zostawiłam moją zdrową kostkę. Postanowiłam iść po niego jak chłopaki wyjdą. Nie będę ich przecież po to ścigać. Wymigałam się zmęczeniem, a każdemu z nich podziękowałam buziakiem w policzek oraz paczką żelków. Inaczej na pewno nie byli by zadowoleni. Gdy siatkarze wyszli odczekałam 10 minut i z lekkim trudem wstałam z łóżka. Podparłam się kulami i cichaczem wyszłam z pokoju, delikatnie zamknęłam go i cichutko ruszyłam korytarzem. Kiedy minęłam już dwoje drzwi, a mianowicie pokój Zotra i Buszka, a potem Kłosa i Wrony, któreś drzwi się otworzyły. Skrzywiłam się i zastygłam w bezruchu jakby mając nadzieję, że ta osoba mnie nie zauważy. Eh, Elena jesteś głupia, żeby cię nie zauważył musiał by być na przykład nawalony w trzy dupy albo mega zaspany.
-  A ty gdzie się wybierasz? - usłyszałam głos Karola. Westchnęłam i po woli się odwróciłam. Środkowy stał niecały metr ode mnie oparty o framugę drzwi ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
- No bo...... ja..... tego...... no .....
- Tak? - zapytał lekko unosząc brwi
- No bo ja chciałam iść do Michała. - wypaliłam - Powiedzieć mu co się stało żeby nie zszedł na zawał jak mnie jutro zobaczy na stołówce - powiedziałam grając na czas
- Ale pokój Winiara jest w drugą stronę - rzucił z tycim uśmieszkiem. Zaklęłam pod nosem - A nie czasem chciałaś iść pod klif żeby przynieść sobie aparat? - zaciekawił się
- Yyyyyy..... nie? - prychnęłam - Z tą nogą? Oszalałeś? - popukałam się palcem w czoło
- A no to skoro nie to może chciała byś go wziąć?
- No doooobra - wywróciłam ślepiami - Chciałam tam iść. Czy ty nie rozumiesz jakie ja mam tam ważne zdjęcia? - zapytałam przeszywając go wzrokiem
- No to skoro takie ważne to ... - zniknął na chwilę z pola mojego widzenia, aby po chwili znowu się pojawić - to proszę - wręczył mi torebkę, a ja odetchnęłam z ulgą
- O, nie martw się mamusia już nigdy o tobie nie zapomni - przytuliłam ukochaną rzecz - Dziękuję - pocałowałam siatkarza w policzek - Na prawdę, dziękuję - popatrzyłam mu głęboko w oczy. On jakby się głęboko nad czymś zastanawiał ale i tak nic się nie stało ponieważ kilka metrów dalej otworzyły się drzwi i wyszedł z nich Winiar
- O Boże Elena co ci się stało?! - podbiegł do mnie natychmiast - Tak to jest ja cię zostawię samą. Co się stało?! Coś poważnego? Kostkę skręciłaś? No mówcie żesz! - wykrzyknął
- Michał cicho - uciszyłam brata - Cisza nocna jest
- Co mnie obchodzi cisza nocna! - wymachiwał rękami - Gadaj co się stało!
- Oj, no noga m weszła w jakąś szczelinę i mam podkręcony staw skokowy. Za 4 do 5 dni będzie ok więc nic nie martw i nie dramatyzuj - starałam się go uspokoić ale uwierzcie mi bardzo trudno to zrobić gdy jest taki nakręcony.
- Gadać natychmiast kto przy tym był, gdzie to było i jak się dostałaś do hotelu - zaczął tupać nogą
- Winiar uspokój się no - jęknęłam - nic mi nie jest. Idź już do pokoju noooo
- Czyżbym coś przerwał? - uśmiechnął się cwaniacko poruszając brwiami na co ja z miną zabójcy wskazałam mu drzwi jego pokoju. On uśmiechnął się tylko pod nosem i potruchtał do pokoju numer 345.
- No to ten.... Dobranoc?
- Dobranoc. - uśmiechnął się delikatnie Karol po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju. Pokuśtykałam do swojego i zamknęłam za sobą drzwi. Odetchnęłam głęboko i zaświeciłam światło. Wyszłam na chwilę na balkon. Chłodne powietrze przyjemnie owiewało moją twarz, którą wystawiłam w stronę morza. Ciekawe czy coś by się stało gdyby nie pojawił się Michał? Pocałowalibyśmy się?
- Elena co ty pieprzysz? - mruknęłam do siebie pod nosem
Karol to PRZYJACIEL. Tak trudno zajarzyć znaczenie tego słowa? Ale bardzo dobry przyjaciel. On ma mnie za przyjaciółkę, ja mam jego za przyjaciela i jest gites! I kropka! I więcej nad tym nie myśl bo ci się mózg zlasuje - gadałam do siebie w myślach.  Westchnęłam po czym weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Prysznic postanowiłam sobie darować i iść od razu spać bo byłam bardzo zmęczona. Przebrałam się tylko w piżamę, zmyłam makijaż i zatonęłam w krainie Morfeusza.



niedziela, 26 października 2014

~Rozdział 31~

Obudziłam się jak zwykle o 7. Przebrałam się (klik) rękawy bluzki podciągnęłam lekko do góry, uczesałam się włosy zostawiając rozpuszczone, lekko pociągnęłam rzęsy maskarą i zeszłam na śniadanie. Byli już wszyscy. Od rana miałam bardzo dobry humor. Już nie wiem do końca czym to było spowodowane. Czy tym, że wczoraj tyle razy mogłam pośmiać się z chłopaków czy tym, że dzisiaj podpisuje umowę o wymarzoną pracę. Gadałam jak nakręcona cały czas aż siatkarze pytali co się ze mną dzieje ale zbywałam ich tym że po prostu mam dobry humor. O 9:30 wyjeżdżaliśmy na halę. Gdy po około 3 godzinach chłopaki kierowali się do szatni ja poinformowałam Stephane, że mam teraz coś ważnego do załatwienia i wrócę do hotelu sama. Pokiwał głową, a ja ruszyłam do gabinetu prezesa. Zapukałam, a po usłyszeniu "proszę" weszłam do środka.
- Dzień dobry - przywitałam się
- Dzień dobry. Proszę usiąść. Już przygotowałem umowę więc proszę tylko podpisać tutaj - wskazał palcem na odpowiednie miejsca gdzie ja strzeliłam swój autograf. Później porozmawialiśmy jeszcze kilkanaście minut o szczegółach po czym pożegnałam się i wyszłam z gabinetu kierując się do wyjścia z hali. Po woli szłam do hotelu nigdzie się nie spiesząc. W swoim pokoju byłam o 14, a w nim siedziała cała Banda Paprykowego Czipsa i lustrowała mnie uważnym spojrzeniem
- Co się tak patrzycie? - zapytałam odkładając sprzęt na krzesło
- Zastanawiamy się gdzie ty się podziewasz zamiast tutaj z nami siedzieć i wysłuchiwać naszych jęków. - oznajmił Andrzej
- Ważną sprawę miałam do załatwienia - rzuciłam wymijająco - Antiga wam nie mówił?
- Mówił - potwierdził Piotrek - Ale nie powiedział jaką - zmrużył oczy
- Kiedyś na pewno się dowiecie - uśmiechnęłam się
- W co ty się siostra wpakowałaś? - pokręcił głową z politowaniem Winiarski
- Spokojna twoja rozczochrana. Na pewno byś mnie do tego nawiał - cmoknęłam go w policzek i weszłam do łazienki, aby skorzystać z toalety. Gdy wyszłam chłopaków już nie było, pewnie zmyli się na obiad, na który ja też postanowiłam iść. Pojawiłam się w restauracji zamiast 5 minut później to 20, ponieważ moja mama zadzwoniła i pogadałyśmy troszkę.
Weszłam do restauracji, zajęłam swoje miejsce, atmosfera jak zwykle świetna więc można wcinać obiadek. Chłopaki próbowali jeszcze coś ze mnie wydusić, ale ja dzielnie się trzymałam. Gdy siatkarze udawali się na trening na siłownię ja postanowiłam poszukać w internecie jakiegoś mieszkania do wynajęcia, a do głowy wpadł mi jeszcze jeden świetny pomysł. Mianowicie mogłybyśmy zamieszkać razem z Agnieszką tylko najpierw trzeba zobaczyć czy w ogóle coś znajdę. Po około godzinie miałam już na oku lokum, które wyglądało na zdjęciach ok, było pomalowane, wyposażone, a to najważniejsze bo sama nie miałabym kiedy tego zrobić. Zadzwoniłam pod numer podany w ogłoszeniu i umówiłam się na spotkanie z właścicielem za godzinę. Teraz wystarczy zadzwonić do Agi. Wybrałam jej numer i czekałam aż dobierze. Zrobiła to po trzech sygnałach.
- No cześć Agnieszko - zaśmiałam się
- Witaj Eleno.
- Słuchaj mam do ciebie sprawę.
- Zamieniam się w słuch.
- Czy ty dalej szukasz tego mieszkania w Bełchatowie?
- Tak, trochę mi to schodzi. - westchnęła - A czemu pytasz?
- Ponieważ mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - wyszczerzyłam się do samej siebie - Jako iż bo ponieważ gdyż będę fotografem Skry muszę mieć mieszkanie tutaj na miejscu i właśnie idę je obejrzeć. Jest wyposażone i w ogóle. Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy razem zamieszkać. Co ty na to?
- Jeny Elka nie wiem co powiedzieć! - wykrzyknęła - Ty to tak na serio?
- Jak najbardziej, to jak zgadzasz się?
- Jasne!
- No to się cieszę. Smsem wyślę ci adres i wszystko co potrzebne. A kluczę dorobię i przekażę jak się spotkamy albo coś wymyślę. Tylko nikomu nie mów, że mam być fotografem Skry. Taką niespodziankę szykuję dla wszystkich
- Dobra, El ja to cię tak kocham, że nie mogę po prostu! - powiedziała, a ja tylko się śmiałam
- Muszę kończyć. Papa
- Pa - rozłączyłam się.
Wyłączyłam komputer, przebrałam się w zwykłe ciuchy, umalowałam, uczesałam chwyciłam torebkę i wyszłam z hotelu. Ulica, na którą miałam dojść znajdowała się 40 minut drogi stąd idąc na nogach więc tak postanowiłam się dostać. Dokładnie 44 minuty później byłam już w odpowiednim miejscu pod odpowiednimi drzwiami. Czekał tam na mnie mężczyzna, na oko po 50-siątce. Uśmiechnął się na mój widok, przywitaliśmy się uściskiem dłoni i weszliśmy do środka. Obejrzałam całe mieszkanie i byłam nim bardzo zadowolona. Od razu podpisaliśmy umowę po czym pan Wojciech wręczył mi klucze i wyszedł zostawiając mnie samą. Stanęłam w kuchni przy oknie i przyglądałam się miastu. Po jakichś 20 minutach zamknęłam lokum i wyszłam z bloku. Postanowiłam nadrzucić sobie trochę drogi i wrócić do hotelu przez park. Szłam właśnie alejkami bełchatowskiego parku, kiedy zauważyłam mężczyznę siedzącego na ławce z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie wiem co mi kazało do niego podejść ale to zrobiłam. Stanęłam nad nim.
- Przepraszam, coś się stało? - położyłam mu dłoń na ramieniu, a on podniósł na mnie zaszklone oczy i spoglądał jakby trochę zamglonym wzrokiem. Od razu poznałam te oczy, które dawniej zawsze miały w sobie te iskierki radości z życia oraz zadowolenia z pomysłu na nowy kawał. Na jego twarzy nie widniał jednak ten szeroki uśmiech, który prawie nigdy z niej nie schodził. Te jak zawsze trochę poczochrane włosy poznam wszędzie. - Dawid? - zapytałam z uśmiechem. Tak, to ten sam Dawid, który jest bratem męża Łucji, na której weselu byłam niedawno.
- Lena? - zdziwił się lekko, a na jego ustach zagościł lekki uśmiech tak bardzo przeze mnie uwielbiany, po czym wstał i mocno mnie do siebie przytulił.
- Co się stało ? - zapytałam łagodnie i usiedliśmy na ławce - Czemu tu tak siedzisz? Płakałeś?
- Nie, tylko coś mi do oka wpadło - otarł wierzchem dłoni oczy. Jak zawsze twardy i nie przyznaje się do słabości, cały Wróblewski - mój przyjaciel ze szkolnych lat.
- Ale musi być jakiś powód, a ja tego cosia, który ci do oka wpadł postaram się wyciągnąć - mówiłam cały czas cicho. Nie miałam pojęcia co mogło się stać.
- Łukasz trafił do szpitala - wyszeptał. Kim jest Łukasz? Otóż to także mój przyjaciel, a najlepszy przyjaciel Dawida. Oni od zawsze byli jak bracia. Ich matki były przyjaciółkami więc chcąc czy nie chcąc bardzo często od najmłodszych lat się spotykali.
- Ale jak to do szpitala? - zapytałam bardzo zdziwiona słabym głosem
- Mieliśmy wypadek. Mi nic się nie stało, ale on musiał mieć operację i leży na OIOM-ie - powiedział patrząc mi w oczy.
- Od dawna tam leży?  - spuściłam wzrok
- Od dwóch dni, a ja mam wrażenie jakby leżał tam dwa lata. A najbardziej wkurwia mnie to, że on tm leży, a mi się nic nie stało - zacisnął ręce w pięści
- Spokojnie, Dawid. - położyłam dłoń na jego ramieniu - Nic mu nie będzie. To silny chłopak - uśmiechnęłam się, a on mocno mnie do siebie przytulił. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy
- Bardzo mi ciebie brakowało El - wyszeptał  w moje włosy
- Mi ciebie też - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem
- Muszę jeszcze zadzwonić do jego dziewczyny - powiedział
- Jeszcze jej nie powiedziałeś?! - wykrzyknęłam
- Zapomniałem. - spuścił głowę
- To teraz wyjmujesz telefon i dzwonisz do niej - nakazałam mu, a on wykonał połączenie. Chwilę rozmawiali po czym poinformowałam mnie:
- Opierdzieliła mnie ostro, że nic jej nie powiedziałem wcześniej, ale już wsiada w samochód i za godzinę powinna być
- No ja na jej miejscu tez bym cię nieźle opieprzyła. A skąd ona jest w ogóle?
- Z Łodzi - pokiwałam głową, wstaliśmy i ruszyliśmy w kierunku auta Wróblewskiego i pojechaliśmy w kierunku szpitala. Gdy tylko znaleźliśmy się na odpowiednim oddziale lekarz powiedział Dawidowi, że nasz przyjaciel wybudził się jakieś pół godziny po tym jak on wyszedł i przeszedł już wszystkie badania. W oczach mojego towarzysza od razu pojawiły się wesołe iskierki. Weszliśmy do odpowiedniej sali
- Cześć stary, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę - Wróblewski doskoczył od razu do łóżka chłopaka.
- Ja ciebie też - odparł z wielkim uśmiechem - Ale już mnie nie zgniataj bo dopiero odżyłem - zaśmiał się - A kogóż to do mnie przyprowadziłeś? Dopiero tydzień temu rozstałeś się z Wiktorią, a to już nowa laska? - zapytał z uśmiechem
- To nie moje dziewczyna, tylko Elena idioto - spojrzał na niego z politowaniem
- Elena? Że Winarska?  - podniósł się na łóżku
- We własnej osobie - zaśmiałam się - Fajnie cie widzieć Łukaszku - przytuliłam go mocno.
- No prosze, jaki ten świat jest mały - pokręcił głową z uśmiechem. - Wypiękniałaś dziewczyno - zaśmiał się przytulając mnie
- Zawsze byłam piękna - parsknęłam
- Pewnie dalej taka wredna. - pokręcił głową śmiejąc się - A ripostę nadal nasz taką ciętą? - uniósł brew
- A jak? - wyszczerzyłam się
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, ale wyprosiła nas pielęgniarka, która stwierdziła, że Wójtowicz musi teraz odpoczywać. Wyszliśmy z Dawidem ze szpitala.
- A ty tak właściwie to czym się teraz zajmujesz? - zagadnął chłopak
- Jestem fotografem reprezentacji Polski siatkarzy - pochwaliłam się z uśmiechem.
- No to gratulacje, podobno zawsze chciałaś związać swoje życie z fotografią, znaczy po tym no... - chrząknął
- Tak, po kontuzji tak postanowiłam.... - westchnęłam - Czy ta Weronika, z którą się rozstałeś to ta, którą przedstawiłeś mi jak byłeś na drugim roku studiów? - zmieniłam szybko temat. Nie chciałam o tym mówić.
- Tak, ta sama - pokiwał głową
- Szkoda, byliście taką piękną parą. - stanęliśmy przy samochodzie, spojrzałam mu w oczy.
- Właśnie, byliśmy. Parą byliśmy gdy jej pasowało. - pokręcił głową -  Cały czas miała kogoś na boku. Dowiedziałem się tego od Łukasza bo widział ją z jakiś innym facetem. Był to dla mnie cios w serce bo ja na prawdę ją kochałem - wyszeptał i spuścił wzrok. Może Dawid jest zgrywusem, ale jest też wrażliwy i jak się wiąże z dziewczyną to na serio.
- Przykro mi - dotknęłam jego ramienia i znowu spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Staliśmy tak chwilę aż w pewnym momencie Wróblewski pochylił się, a nasze usta dzieliły już tylko milimetry. Pocałunek może nie należał do najdłuższych ale był cudowny. Kiedyś tylko jako przyjaciele przeżyliśmy swój pierwszy pocałunek i nic się między nami nie zmieniło.
- Przepraszam - odsunęłam się małym krokiem do tyłu
- Nie, to ja przepraszam, Lena. Poniosło mnie, wybacz - powiedział
- Nie ma sprawy, zapomnijmy, wybaczę ci bo widzę i wiem jak bardzo cierpisz Dawid. Zresztą jesteśmy tylko przyjaciółmi. Na śmierć i życie, jak to przysięgaliśmy - zaśmialiśmy się lekko -  Wsiadajmy. - zarządziłam i weszliśmy do samochodu. W czasie drogi nie rozmawialiśmy zbyt dużo.
- Gdzie mam cię odstawić? - zapytał
- Pod tym hotelem co jest dwie ulice stąd - odparłam i spojrzałam za okno. Było już ciemnawo, spojrzałam na zegarek w samochodzie. Nawet nie zauważyłam kiedy z 15 zrobiła się 20:45. Stanęliśmy przed hotelem i już otwierałam drzwi samochodu, kiedy Dawid załapał mnie za nadgarstek, odwróciłam twarz w jego stronę
- Spotkamy się jeszcze kiedyś? - zapytał z nadzieją
- Jasne, Dawid - uśmiechnęłam się - Zadzwonisz do mnie jak będziesz miał czas, ok?
- Tylko daj mi swój numer telefonu - rzucił uśmiechając się, a ja przybiłam sobie facepalma za swoje nieogarnięcie. Chłopak podał mi urządzenie, a ja szybko wklepałam w niego dziewięć cyfr, dałam mu buziaka w policzek na pożegnanie i wysiadłam z auta. Spojrzałam w górę i albo mam zwidy albo firanka w oknie mojego pokoju się poruszyła. Weszłam do budynku, wsiadłam do windy i wjechałam na odpowiednie piętro. Skierowałam się do swojego pokoju i nacisnęłam klamkę. Tak jak się spodziewałam siedzieli w nim siatkarze. Powinnam zacząć zamykać go na klucz, ale zawsze zapomniałam.
- Hej - przywitałam się i rzuciłam torebkę na walizkę po czym zwaliłam się na łóżko obok Krzyśka.
- No hej, hej. Gdzież to się bywało? - uniósł brew Michał
- Na mieście - odparłam wymijająco.
- A my tu czekamy na ciebie i czekamy bo chcieliśmy oglądnąć "Kac Vegas w Bangkoku" bo podobno lubisz, a ciebie nie ma i nie ma - pożalił się Piotrek.
- Przepraszam ale coś mi wypadło.
- Coś czy może raczej KTOŚ? - zaciekawił się Igła akcentując ostatnie słowo i poruszył znacząco brwiami.
- Znowu mnie śledzicie? - uniosłam brew.
- My? Skąd! - zaprzeczyli od razu
- Jasne, jasne. Gadać jak długo za mną łaziliście - wstałam z łóżka, stanęłam przy drzwiach i zaczęłam przeszywać każdego po kolei wzrokiem
- My za tobą nie łaziliśmy - zaprzeczył Karol - Zresztą jak my jechaliśmy na trening to ty poszłaś do pokoju.
- No fakt - zamyśliłam się - Więc?
- Wiedzieliśmy jak jakiś facet ci odwiózł pod hotel - powiedział Bartek
- Ach tak? - czyli jednak nie mam zwidów. - I tak was to interesuje któż to był? - oparłam brodę na dłoni, uśmiechając się cwano, a oni pokiwali głowami
- W końcu musimy wiedzieć, z kim się ta nasza Len zadaje nieprawdaż? - uniósł brew Mariusz
- Pewnie, że musicie, jasne .......... nie pozostawia mi to żadnych wątpliwości  tylko ............ - urwałam marszcząc czoło. - Nie wiem czemu zależy wam tak na tej wiedzy. - zmrużyłam jedno oko
- Siostra, przestań pieprzyć tylko mów - wywrócił oczami lekko zirytowany Michał
- Tylko czekałam, aż to powiesz - wyszczerzyłam się
- Więc? - ponaglali mnie jednogłośnie
- Przyjaciel - odparłam beznamiętnie
- I z przyjacielem tak długo siedziałaś jeszcze w aucie? - uniósł brew Andrzej
- No dobra dobra, mój chłopak - spuściłam wzrok, chciałam się z nimi podroczyć i zobaczyć ich miny. Spojrzałam po zebranych, a ich miny były bezcenne. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Aż usiadłam na podłodze. Gdy skończyłam okropnie bolał mnie brzuch, otarłam palcem łzy, a oni patrzyli na mnie jak na kompletnego debila.
- Oj chłopcy, chłopy, moi naiwni mali chłopcy. - poklepałam po ramieniu Zatora. - To nie mój chłopak, tylko Dawid, przy-ja-ciel - uśmiechnęłam się szeroko
- Dawid? No nie gadaj! - wykrzyknął Michał - Ten, Dawid? Zgrywus jakich mało?
- A no on - pokiwałam głową z szerokim uśmiechem
- Co on tutaj w Bełchatowie robi? - ciągnął
- A nawet nie wiem. - odpowiedziałam wzruszając ramionami
- Trochę mało nam to mówi - upomniał się Karol
- Dawid, należał do grupy osób z mojej klasy, która wspaniale się rozumiała, a na dodatek wszystkim robiła kawały. On razem z Łukaszem zajmowali się inwencją twórczą, potem wraz ze mną Karoliną oraz Marcelą wykonywaliśmy szczegółowo plan, a Łucja była naszym kamerzystą - zaśmiałam się na wspomnienie tego wszystkiego.
- No to fajnie mieliście - zaśmiał się Wrona
- Ja zawsze mam najlepiej - wyszczerzyłam się.
Zakończyliśmy ten temat, chłopaki włączyli film i zaczęliśmy oglądać. Po zakończeniu seansu chłopaki rozeszli się do siebie. Wzięłam prysznic i poszłam spać.



środa, 22 października 2014

~Rozdział 30~

Obudziłam się o 7. Na szczęście dzisiaj nie było żadnej pobudki z czego szczerzę się cieszę. Szybko się ubrałam, uczesałam i umalowałam po czym poczekałam do 7:50 kiedy chłopaki powinni być już na śniadaniu i po cichu najpierw wyszłam ze swojego pokoju, a później weszłam po królestwa Wlazłego i Winiarskiego. Od razu podeszłam do łóżka Michała. Uniosłam materac lekko do góry.
- Niektórzy się nie zmieniają co braciszku? - uśmiechnęłam się do siebie tryumfalnie bo pod materacem leżała moja reklamówka w której powinny być moje słodycze. Były, owszem, ale tylko papierki. Wzięłam worek i ruszyłam do restauracji.
- Powiesz mi co to ma znaczyć braciszku? - przytknęłam mu przed oczami rzecz, którą trzymałam w ręce.
- Co to jest? - zapytał niby zdezorientowany
- Nie rżnij mi tu głupa i powiedz czemu mi zabrałeś moje żelki i wszystko co tu miałam? - usiałam na krześle obok niego - No słucham ? - nadstawiłam ucho
- Skąd to masz? - zmrużył lewe oko
- Niektórzy się nie zmieniają. I swoich kryjówek też nie - powiedziałam z wyższością, a on tylko jęknął
- Tłumaczyć mi się tu - nakazałam
- No bo to wszystko przez Szampona - wyrzucił Winiar, a ja przeniosłam zdziwiony wzrok na atakującego - Chciał coś zjeść słodkiego ale nic sobie nie kupił, ja też nie miałem. No więc podrzuciłem pomysł żeby iść od ciebie bo na pewno masz. Poszliśmy, akurat cie nie było no i wzięliśmy całe bo wszystko było takie pyszne. Mieliśmy ci oddać zanim się skapniesz.
- No właśnie! A moje słodkości gdzie są?! - zapytał oburzony Ignaczak
- To to już Kłos z Wroną - Michał i Mariusz wskazali równocześnie palcami na środkowych.
- Mieliście nie mówić - warknął Andrzej
- Okoliczności wymagają - wyszczerzył się przyjmujący
- No mieliśmy tak samo jak oni - powiedział smutno Karol
- Dzisiaj chcemy widzieć to co nam ukradliście - powiedziałam stanowczo
- Dokładnie - kiwnął głową libero w odpowiedzi usłyszeliśmy tylko rozentuzjazmowane (czujecie sarkazm?) pomruki "jasne"
Po śniadaniu znowu trening na siłowni, a potem do obiadu mamy wolne. Ja na ten poranny nie musiałam iść więc zostałam sobie w pokoju i postanowiłam poczytać jakąś książkę, ale najpierw pousuwałam wszystkie zdjęcia z treningów i siłowni z aparatu żeby nie zaśmiecały mi miejsca skoro i tak już wgrałam je na komputer. Zdążyłam przeczytać całą książkę bo bardzo mnie wciągnęła i spojrzałam na zegarek 14:40. No wypadałoby się pokazać na obiedzie. Zeszłam więc na dół i zasiadłam na krześle pomiędzy Krzyśkiem i Michałem. Wyglądali na serio zmęczonych.
- Ledwo łażę - jęknął słabo Piotrek
- No a zaraz jeszcze jeden trening - powiedziałam uszczęśliwionym tonem, a on tylko schował twarz w dłoniach. 

Zajadałam się przepysznym obiadkiem rozmyślając co by tu robić jutro gdy będeęmiała całe popołudnie wolne nie omieszkając przypomnieć Michałowi, Mariuszowi, Andrzejowi i Karolowi, że dziś chcemy z Igłą dostać swoje słodycze. Po obiedzie wróciłam do pokoju i miałam godzinkę wolnego po czym trzeba było zbierać dupsko na halę na której miałam spędzić z siatkarzami jakieś 2,5 godziny.
Gdy wróciliśmy z hali to ONI jęczeli Mi żebym poszła do sklepu. No chyba im się w dupie poprzewracało.
- No ale idź, Lenuś prooooooooszę. Taaaak śliiiiiiiicznie proszęęęęęęę - jęczał Bartek, który zdążył przytrzymać drzwi gdy ja miałam zamiar nimi trzasnąć z całej siły. Usiadłam na łóżku,oparłam plecy o ścianę, skrzyżowałam ręce na piersi i podciągnęłam jedno kolano pod brzuch.
- A to nie wy mieliście iść do sklepu? - zapytałam ironicznie
- Oj no nie bądź taka - powiedział Karol
- Będę a wam nic do tego - wystawiłam im język
- Czy ty musisz być taka uparta? - Michał usiadł zrezygnowany obok mnie
- Muszę, bo mam zasady, których się trzymam i doskonale wiesz, że gdyby nie ta moja upartość to nigdy nie grałabym w siatkówkę - wyrzuciłam.
- Co to ma do rzeczy? - zdziwił się Zati
- Nic - odparowałam - A do sklepu i tak nie idę, a ty Igła powinieneś trzymać moją stronę - wskazałam na niego palcem
- No i trzymam - wzruszył ramionami
- No i dobrze.
- No to co mamy zrobić? - zapytał zrezygnowany Mariusz siadając na podłodze.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - Sami zaproponujcie
- Kłos i Wrona będą teraz twoimi niewolnikami - wypalił Bartek
- Skoro tak bardzo wam zależy czemu nie. Jednak już mi was nie żal. Dawać kasę to idę - wystawiłam rękę - i napisać mi co mam wam kupić - wszyscy wystrzelili do swoich pokojów, a ja za ten czas wygrzebałam z walizki jakieś cuchy (klik) i poszłam się przebrać. Uczesałam się, umalowałam, spsikałam perfumami, wzięłam torebkę i gdy zamykałam drzwi otoczyli mnie siatkarze wręczając listy oraz pieniądze
- Ale nie liczcie, że zobaczycie z tego resztę - rzuciłam i ruszyłam biegiem do windy. Wyszłam z hotelu i podążyłam do sklepu. 15 minut później przemierzałam już biedronkę z wózkiem co po chwilę wrzucając do niego rzeczy zażyczone sobie przez chłopaków. Zapłaciłam za wszystko, a nasza reprezentacja okazała się być tak miła, że wystarczyło mi jeszcze na kawę na wynos, którą zakupiłam sobie w kawiarni. Szłam właśnie ulicą przyglądając się swoim butom i stwierdziłam, że mi się zbrudziły gdy na kogoś wpadłam. Kawa na szczęście się nie rozlała bo już prawie jej tam nie było. Podniosłam wzrok i kogo widzę? Pana Konrada Piechockiego.
- Dzień dobry - uśmiecham się
- Dzień dobry - odpowiada jakby machinalnie, ale po chwili jakby się ocknął - O panna Elenka Winiarska we własnej osobie! - uśmiecha się szeroko. Kiedyś Michał poznał mnie z panem Konradem. Spoko facet ma poczucie humoru i w ogóle - Co się sprowadza do Bełchatowa? - zapytał
- Jestem właśnie na zgrupowaniu reprezentacji jako ich fotograf - powiedziałam.
- O no to bardzo serdecznie gratuluję! - uśmiechnął się szeroko
- A pan co był taki jakby ...... przymulony? - zapytałam
- Nasz klubowy fotograf chce zrezygnować. Powiedział, że zostanie dopóki nie znajdę zastępstwa - westchnął głęboko
- Przykro mi - powiedziałam, a Piechockiego coś nagle jakby olśniło
- A może pani chciałaby zostać naszym fotografem? - wypalił, a mnie wbiło w ziemie i stałam na środku chodnika wpatrując się w niego oczami jak pięciozłotówki.
- Ja? - wydukałam wreszcie
- No tak. Przecież się pani zna. Proszę się zgodzić - powiedział błagalnym tonem
- Ja.. ja musiałabym się zastanowić.  - spojrzałam na niego - Tylko proszę nic nie mówić Michałowi dobrze? Nie dałby mi żyć - rzuciłam błagalnie.
- Dobrze nie ma sprawy. Ile tutaj będziecie jeszcze?
- Do 24 lipca, ale na pewno dam panu znać dużo wcześniej. Do końca tygodnia powinnam znać odpowiedź - uśmiechnęłam się
- Ok, tutaj masz moją wizytówkę - wręczył mi kartonik - Dobrze to przemyśl - przestrzegł mnie jeszcze
- Na pewno. Do widzenia - posłałam mu jeszcze jeden uśmiech i ruszyłam do hotelu wolnym krokiem. Ja? Fotografem Skry? Coś nieprawdopodobnego. Gdybym ewentualnie przyjęła ta propozycję to : mieszkałabym blisko Michała i Karoliny, miałabym cały czas styczność z tymi kochanymi wariatami no i w ogóle, to praca marzeń. Weszłam do pokoju Michała i Mariusza gdzie byli wszyscy - Podzielcie się - położyłam reklamówkę na łóżku i powiedziałam nieobecnym tonem, a oni popatrzyli na mnie pytająco lecz nie zwróciłam na to zbyt wielkiej uwagi i poszłam do swojego pokoju głowę cały czas mając zaprzątniętą propozyjącją od Piechockiego. Na kolację też zeszłam tylko ciałem. Zasiadłam na swoim miejscu tylko grzebiąc widelcem w zapiekance ziemiaczanej.
- Ej, no powiedz co zrobiliśmy - jęknął przeraźliwie Krzysiek
- Co? - ocknęłam się i spojrzałam na nich zdezorientowana.
- No powiedz co zrobiliśmy bo zastanawiamy się, przeanalizowaliśmy cały dzień i poprzednie, ale nie zauważyliśmy żebyśmy cię urazili - powiedział na jednym wydechu Zatorski
- Nie, nic nie zrobiliście. Spoko jest. Tak sie tylko zamyśliłam - odpowiedziałam.
- Nie ściemniaj mi tu - powiedzieli niemal równocześnie Michał, Krzysiek i Bartek
- Nic nie ściemniam - wzruszyłam ramionami
- Taaaa bo uwierzę - prychnął brat wywracając oczami
- Możesz się nie wtrącać? - warknęłam - Nic się nie stało więc się mną nie przejmujcie ok? - wstałam i wyszłam z restauracji. Postanowiłam iść na spacer. Szłam wolnym krokiem zastanawiając się dalej nad wszystkim. Podjęłam ostateczną decyzję. Wyjęłam z kieszeni telefon i wizytówkę po czym wykręciłam numer prezesa.
- Dobry wieczór - przywitałam się - Tu Winiarska
- Aaa dobry wieczór, dobry wieczór. Czyżby już pani podjęła decyzję? - zapytał zdziwiony
- Tak - potwierdziłam - Przyjmuję pana ofertę - westchnęłam
- Bardzo się cieszę - wykrzyknął uradowany - To może jutro podpisalibyśmy umowę?
- Dobrze, przyjdę do pana gabinetu gdy chłopaki skończą trening. Załatwimy to szybko żeby niczego się nie domyślili.
- Jak sobie pani życzy
- Proszę po imieniu - rzuciłam jeszcze z uśmiechem.
- Dobrze, to do jutra. Dobrej nocy.
- Dobranoc - powiedziałam i rozłączyłam się. Usiadłam sobie na chwile na ławce i patrzyłam na zachodzące słońce. Później powłóczyłam się jeszcze trochę po mieście i wróciłam do hotelu. Weszłam do windy i wcisnęłam odpowiedni guzik. Otworzyłam drzwi swojego pokoju i zamknęłam je cały czas patrząc w dół. Zapaliłam światło i aż krzyknęłam z przerażenia
- Ale mnie przestraszyłeś - położyłam sobie dłoń na sercu
- Aż taki jestem straszny? - zaśmiał się Karol
- Jakbym cię w ciemnej uliczce zobaczyła to nie wiem czy by mi pikawa wytrzymała - zaśmiałam się
- Ty wredoto - rzucił we mnie ze śmiechem poduszką, którą zdążyłam złapać - No ale ja tu nie po to - zmienił ton głosu na bardziej poważny, a ja usiadłam na parapecie i patrzyłam na niego wyczekująco - Czemu taka byłaś dzisiaj zamyślona? Stało się coś? - zapytał lustrując mnie wzrokiem - Martwimy się o ciebie, zrozum to - westchnął
- Ale nic się nie stało. Na prawdę. Gdyby coś się działo to od razu byście wiedzieli - uśmiechnęłam się szeroko i zeskoczyłam na podłogę kierując się w stronę łazienki i otwierając drzwi, a z pomieszczenia wypadli siatkarze, a ja popatrzyłam na nich z politowaniem
- Skąd wiedziałaś? - zapytał Piotrek
- Czarownica - powiedziałam ruszając przerażająco rękami i zmieniając ton głosu na bardzo przerażający - A tak serio to strzelałam - wyszczerzyłam się, a oni popatrzyli na mnie morderczym wzrokiem.
- A ja sobie chyba coś skręciłem - jęknął Michał
- No nie gadaj! - wykrzyknęłam wytrzeszczając na niego oczy, a Wrona i Kurek pomogli mu usiąść - O Boże Antiga mnie normalnie zabije jak sobie coś skręciłeś - powiedziałam panikując i przykładając palce do skroni  - No co tak stoicie? Idźcie, kuźwa po Sokala - a oni zaczęli się niepohamowanie śmiać - No pewnie, udawajcie, a potem na pewno nie będę się o was martwić. Ani troszeczkę! - prychnęłam wkurzona i usiadłam na parapecie. - Idioci. Tak się odpłacacie za troskę o was, kurwa, niewdzięcznicy. Idę do Rafała, on mnie zrozumie - oświadczyłam i wyszłam z pokoju. Ich miny - bezcenne. Ciekawe co zrobią żeby mnie przeprosić
- Hej Buszu - weszłam do pokoju przyjmującego
- Lena? - zdziwił się
- Tak, obraziłam się  na chłopaków i muszę gdzieś poczekać aż mnie przeproszą. Gdybyś widział ich miny gdy powiedziałam im, że idę do ciebie - zaśmialiśmy się - Aż żałuję, że nie zrobiłam im zdjęcia - walnęłam się na łóżko Krzyśka.
- Cukierka? - zapytał wyciągając w moją stronę woreczek ze słodyczami
- Nie, dzięki. Ciekawe co Igła ma tu ciekawego - zaśmiałam się diabolicznie patrząc na jego walizkę
- Nic ciekawego. Przepatrzyłem już mnóstwo razy - zgasił mój entuzjazm.
- Eeeee -  w tej chwili otworzyły się drzwi pokoju i weszła Banda Paprykowego Czipsa ze smutnymi minami
- Przepraszamy - powiedzieli równo
- A kwiaty i czekoladki? - zapytałam unosząc brwi do góry. To już drugi raz dzisiaj kiedy mam ochotę zrobić zdjęcie ich min. Patrzyli zdezorientowanymi po całym pokoju. W końcu ja z Buszkiem wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem
- Gdybyście tylko widzieli swoje miny - wykrztusił przez śmiech Rafał, a ja tylko dalej się śmiałam. Gdy się opanowałam wstałam z łóżka.
- No ale tak serio następnym razem mają być kwiaty i czekoladki - powiedziałam poważnie i wyminęłam ich w drzwiach wchodząc do swojego pokoju gdzie znowu wybuchnęłam śmiechem. Kiedy się ogarnęłam wzięłam prysznic i poszłam spać.




niedziela, 19 października 2014

~Rozdział 29~

Obudziły mnie przeraźliwe krzyki. Jak poparzona zerwałam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Z sąsiednich pokoi także wyłaniali się inni siatkarze z pytającymi minami. Krzyki dobiegały z pokoju Kłosa i Wrony. W składzie ja, Michał, Mariusz, Bartek, Paweł, Guma, Piotrek, Marcin stanęliśmy przed drzwiami pokoju 273 w którym mieszkali dwaj bełchatowscy środkowi i patrzyliśmy po sobie
- Nie wiemy co możemy tak zobaczyć - powiedział poważne Możdżonek
- Trzeba opracować jakiś plan działania czy coś - rzucił Mariusz
- Kobiety i dzieci z tyłu - rzekł Zagumny i wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę moją i Zatorskiego. Libero się oburzył, a ja wywróciłam ślepiami i nacisnęłam klamkę, a oni krzyknęli tylko "nie!" ale było już za późno. Otworzyłam szeroko drzwi. Na środku pokoju leżał Andrzej skulony w kłębek i zawodził, w pokoju był istny rozpierdziel, wszystko leżało na podłodze, materac jednego łóżka był całkiem wywalony, a na drugim leżał Karol z kołdrą i poduszką na głowie cały czas drąc się na Andrzeja, ale ten nic sobie z tego nie robił i cały czas jęczał jak ...... kot? Bawół? No nie ważne. Ważne, że oni mnie obudzili, a jak się mnie budzi to jestem bardzo wkurzona.
- Co wy do kurwy nędzy odpierdzielacie?! - wydarłam się aż stojący obok mnie Piotrek i Zati zatkali uszy.
- Spokojnie, spokojnie - uspokajał mnie Michał szarpiąc lekko za ramię
- Jakie spokojnie?! Jakie spokojnie kurwa?! Jest po 5, ludzie chcą spać, a tu takie dwa barany zaczną się wydzierać skoro świt i jak tu spać?! Nawet mnie nie próbuj uspokajać Michał! - warknęłam w stronę brata - Gadać mi tu zaraz czemu drzecie ryja i wyrwaliście mnie z cudownego snu? - skrzyżowałam ręce na piersi i zaczęłam tupać nogą
- To wszystko przez tego palanta Wronę! - orzekł Karol i zrzucił z siebie kołdrę oraz poduszkę na podłogę - Drze ryja bo zapomniał ładowarki do komórki, a bateria mu padła - powiedział, a ja i przybyli ze mną siatkarze przybiliśmy sobie facepalma - A ja mu próbuję powiedzieć, że przecież mam takie samo wejście do telefonu jak on i mogę mu pożyczyć swoją, ale zanim się skapnąłem czemu o 5 rano wywala wszystko ze swojej walizki i przewala materac na łóżku on zaczął już wyć na środku pokoju i nie dał mi dojść do słowa.
- Jeny stary dziękuję ci bardzo, serio pożyczysz mi tą ładowarkę? - Wrona jak poparzony podskoczył z podłogi i poleciał ucieszony do swego przyjaciela
- Stary, próbuję ci to powiedzieć od godziny - jęknął Kłos
- Serio? - zdziwił się - Nie słyszałem - nasze facepalmy - No nie ważne no to gdzie ją masz? - rozejrzał się po pokoju - O jeny jaki tu burdel. I kto to po tobie Kłosik posprząta? - zapytał z niedowierzaniem
- Wrona ty mnie osłabiasz - powiedziałam histerycznie i wzniosłam oczy i ręce do nieba po czym wyszłam z pokoju, a wchodząc do swojego trzasnęłam porządnie drzwiami.
- No co za ludzie. Nie dadzą porządnym obywatelom spać tylko drą ryja po 5 rano. - z tego wkurzenia gadałam sama do siebie - No ja nie mogę. Cały dzień się teraz do nich nie będe odzywać! Nie ma bata - mrunęłam. Wygrzebałam z walizki ciuchy i poszłam wziąć dłuuuuuugi prysznic. Gdy wreszcie pachnąca, czysta i ubrana wyszłam z łazienki była już 7:25 czyli czas się zbierać na śniadanie. Zgarnęłam jeszcze z szafki nocnej telefon i wraz z moim postanowieniem nie odywanie się do dwóch środkowych zeszłam do restauracji. Byli już wszyscy - dziwne. Zwykle jak ja przychodze to jeszcze ktoś się tam za mną wlecze. No tak, przecież dzisiaj była podbudka skoro świt. A dzieki komu? No właśnie.
Zasiadłam i zajęłam się jedzeniem nie mówiąc ani słowa co było dla mnie trochę trudne. No byłam gadułą, chętnie bym sobie teraz tak od rzeczy o czymś pogadałam, ale jak postanowienie to postanowienie. Swoich postanowień nigdy nie łamię, co to to nie! Jestem silna i dam radę. Jestem silna i dam radę - powtarzałam sobie w myślach.
- A ty co tak siedzisz? - sztruchnął mnie w ramię Igła. No właśnie, Igła. A gdzie on był jak ja się zrywałam żeby uciszyć tego drącego się bawoła o ptasim nazwisku? Cóż za ironia.
- Kara - wzruszył ramionami Michał
- Co? Jaka kara? Dla mnie? Za co? - zaczął pytać histerycznie, ale ja pokręciłam przecząco głową - Ufff bo już myślałem, a nic nie zrobiłem - odetchnął ulgą
- Dla Kłosa i Wrony - odparł rzeczowo Mariusz
- Co? Za co? - oburzył się Endrju
- Za to, że tak ubolewałeś skoro świt - rzucił Piter przeżuwając śniadanie. No czy ja już kiedyś mówiłam, że ich uwielbiam? Normalnie wszystko za mnie wyjaśnili. Jacy mili.
- I za to ma się do nas nie odzywać?
- No jak jest niewyspana to wredna. Taki urok - rzucił Misiek, a ja uśmiechnęłam się szeroko. I jak chce to umie być miły, a tyle mnie okłamywał. Drań jeden!
- Co mamy zrobić? - zajęczał desperacko Karol, a j wzruszyłam ramionami
- O! O! O! ja wiem ! Ja wiem!! - zaczął krzyczeć Krzysiek - Mogę ? Mogę? Prooooooooooooszę? No mogę powiedzieć? - ledwo siedział na krześle. Skinęłam głową więc zaczął - Niech ich karą będzie, żeby do końca zgrupowania w Bełchatowie byli twoimi niewolnikami - wypalił. Środkowi popatrzyli na Ignaczaka wielkimi oczami i aż im wypadło to co trzymali w dłoniach, natomiast w na mojej twarzy pojawił się diabelny uśmieszek i zaśmiałam się tak jak to zwykle robią w filmach pocierając dłoń o dłoń. Jeszcze mi tylko brakowało pioruna
- Krzysiu normalnie ja cię tak kocham, że nie wiem! - pocałowałma libero w oba policzki - Ty to masz łeb! - poklepałam go po ramieniu
- O nie! - jęknęli Kłos i Wrona
- No ale żeby nie było tak ciężko to do piątku będziecie moimi niewolnikami - wywróciłam oczami - korzystajcie pókim dobra.
Dokończyliśmy śniadanie po czym chłopaki mieli trening na siłowni. No więc 1,5 godziny później chłopaki wylewali siódme poty, a ja to dokumentowałam.
- Może się przyłączysz? - zapytał Możdżonek
- Nieeee. Dzięki Możdżi. Ja tu w innej sprawie jestem - wyszczerzyłam się i cyknęłam mu zdjęcie po czym ucieszona ruszyłam dalej. Musze przyznać, że gdy mają trening na hali są o wiele bardziej fotogeniczni. No jedynie Michał wszędzie wygląda dobrze. Nie no żartuje. Ale nie, serio. Nigdy nie zrobiłam mu złego zdjęcia i nawet odkąd jestem z nim na tych wszystkich zgrupowaniach zawsze wychodził dobrze. Cholerna fotogeniczność!
Ponad dwie godziny później usatysfakcjonowana siedziałam w autokarze i oglądałam swoje ujęcia. Od razu pousuwałam te beznadziejne, a ze wszystkich stron nic nie było słychać. Chłopaki byli tak wymęczeni, że po prostu siedzieli i wgapiali się bez ruchu za okno. Jak ich widziałam takich zmęczonych idących, a raczej wlekących się do hotelu to aż mi się ich żal zrobiło. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi bez słowa. No więc ja też ruszyłam do swojego. Usiadłam na łóżku i wzięłam laptopa na kolana. Skoro teraz mam czas to trzeba wykorzystać bo jakby tak dostali nagle dawki energii i tu do mnie przylecieli? Zgrałam zdjęcia na komputer. Niektóre obrobiłam po czym dodałam na stronę. Gdy skońćzyłam była już 14:30. Wypadało by się pokazać na obiedzie. Zamknęłam klapę laptopa i ruszyłam na dół. Zasiadłam pomiędzy Michałam i Krzyśkiem jak zawsze i zaczęłam konsumować danie. Nikt nie kwapił się do rozmowy. Nawet mój ulubiony rozmówca Pawełek nic nie mówił.
- Chciałabym dokonać zmiany w naszej umowie co do tych niewolników - zagaiłam do środkowych
- O nie - jęknęli - Zlituj się kobieto. Padamy z nóg
- Nie przesadzaj. - rzuciłam - I o to mi właśnie chodzi. Chcę to przełożyć na wtedy kiedy będziemy w Spale. - powiedziałam
- Na prawdę? - ucieszyli się - Kochamy cie po prostu - rzekł zachwycony Andrzej
- A skąd taka zmiana? - zaciekawił się Michał
- Bo tak - wzruszyłam ramionami
- Bo tak to nie powód - rzucił - Więc
- Kobieta zmienną jest - wzruszyłam ramionami. No i co panie Winiarski? Zgasiłam pana! Ha! W życiu się nie przyznam, że dlatego, że było mi ich szkoda. Nie ma mowy! Resztę posiłku brat przemilczał, a ja śmiałam się w duchu.
Po obiedzie godzinka wolnego i potem 3-godzinny trening na hali. Podczas tego czasu wolnego postanowiłam przejść się do Igły bo dawno mnie tam u niego nie było, a wypadało by odwiedzić sąsiadów nie? Więc chwyciłam paczkę żelków i z przerażeniem, stwierdziłam, że to ostatnia. Dałabym sobie głowę uciąć, że wkładałam reklamówkę ze słodyczami do walizki. W tym właśnie momencie ostro pożałowałam tego, że zwolniłam Kłosa i Wronę z obowiązków. Zaklnęłam pod nosem ale poszłam z ta ostatnią paczką do libero. Weszłam bez pukania, ale tym razem nie działo sie tam nic nadzywczajnego. Rafała nie było, a Ignaczak leżał rozwalony na całym łóżku i przeżucał kanały.
- Witaj mój ulubiony libero - przywitałam się wesoło i usiadłam na podłodze obok łóżka siatkarza, a on spojrzał na mnie podejrzliwie
- Czego chcesz Ciemna?
- Widzę, że przypomniały się stare ksywki
- Coś w ten deseń - skinął głową - Ale czego chcesz?
- Niczego - wzruszyłam ramionami - Tak tylko miałam ostatnią paczę żelków i pomyślałam, do kogo jak nie do ciebie mam z nią iść. Ale skoro ty nie chcesz no to trudno idę do Miśka - powiedziałam obojętnie i już chciałam wstawać, ale złapał mnie za rękę
- Dobra, dobra. Daj te żelki. Nie mam nic słodkiego - pożalił się - Proszę. Dałbym sobie głowę uciąć, że wkładałem reklamówkę ze słodyczami do walizki, ale jej tam nie ma
- Mam to samo! - wykrzyknęłam i otworzyłam paczkę
- Czyli ktoś musiał nam je podwędzić - powiedział konspiracyjnym szeptem wkładając sobie do gęby garść słodyczy
- Po treningu zaczynamy śledztwo - orzekłam. Dyskutowaliśmy jeszcze nad podejrzanymi  w tej sprawie, zjedliśmy do końca przyniesioną przeze mnie wałówkę i wyszłam aby wziąć sprzęt i jechać wraz z nimi na halę. Wróciłam do swojego pokoju wzięłam co musiałam i zamknęłam za sobą drzwi. Zeszłam na dół sama, o dziwo nikt mi się nie napatoczył i weszłam do autokaru. Dlatego nikt mi się napatoczył, że byli tam już wszyscy. Usiadłam obok Igły i ruszyliśmy
- Widziałaś coś podejrzanego? - zapytał szeptem
- Nic, a ty? - odparłam uważając aby nikt nas nie podsłuchiwał
- Też - westchnął - No gdzie są .... - chciał zacząć desperacko krzyczeć, ale zatkałam mu usta. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
- W tej kadrze dzieje się coś dziwnego mówię ci - stwierdziłam
- Tyle lat byłem w tej reprezentacji i nigdy słodycze mi nie ginęły. Wszystko schodzi na psy - prychnął
- Popieram, Krzysiu, popieram.
No więc dotarliśmy do hali i zaczął się trening. Długi 3-godzinny i męczący. No znaczy dla kogo męczący, dla tego męczący (XD) No bo ja przecież nie robiłam tych zdjęć na okrągło. Tu cyknęłam, tu usiadłam na pół godziny i potem znowu robię i robię i potem znowu sobie usiądę i poczekam aż skończą. Gdy skończyli wróciliśmy do hotelu. Nie siedziałam tym razem koło Ignaczaka bo oni tak spoceni i tacy fuuuuj to ja dziękuję. Wolę usiąść sobie na czystym innym miejscu. Gdy wróciliśmy od razu rozeszli się do swoich pokoi. Ustaliliśmy z libero, że spróbujemy przeszukać ich pokoje gdy pójdą na kolację więc gdy on już wziął prysznic przyszedł do mojego pokoju i tam czekaliśmy aż wszyscy zejdą na dół. Kiedy wszystkie głosy ucichły po cichutku weszliśmy do pokoju Winiara i Szampona. Niestety nic tam nie znaleźliśmy. Musieliśmy zejść na kolację, aby wymigać się od niewygodnych pytań. Weszliśmy do restauracji jak gdyby nigdy nic i zajęliśmy swoje miejsce
- A wy gdzieście się podziewali? - zagaił Piotrek
- My? - zapytałam jak debilka
- No wy, wy - przytaknął
- A co cię to obchodzi? - uniosłam brew do góry
- Ostroooo - zagwizdał Bartek, a ja wywaliłam ślepiami.
- Oj no nigdzie nie byliśmy - jęknął Igła
- No to co jesteście tacy spięci? - wtrącił tym razem Paweł
- Nie jesteśmy - powiedzieliśmy równo, a on zmierzyli nas podejrzliwie wzrokiem.
- No a tak w ogóle to jak jecie to jedzcie, a nie się głupio pytacie o pierdoły - ucięłam.
Zjadłam swoją porcję i wróciłam do swojego pokoju sama bo zjadłam najszybciej. Do końca dnia nikt już mnie nie odwiedził, a ja się tylko nudziłam i myślałam kto mógł mi zwinąć te słodycze. Michał wydawał się najbardziej prawdopodobny no ale nic u niego nie było. Ale chwila! Już wiem. Jutro muszę iść do niego jeszcze raz. Jeśli to on, to wiem gdzie to może być. Ale teraz już nie mam szans. Jutro jak pójdą na śniadanie. Wzięłam prysznic i poszłam spać.



sobota, 18 października 2014

~Rozdział 28~

Obudziłam się z tą Saharą w ustach i pieprzonym bólem głowy. Po dłuższej chwili leżenia i podniosłam się wreszcie do pozycji siedzącej. Oparłam łokcie na kolanach i wczepiłam palce we włosy. Po dłuższej chwili ubrałam się jakoś i ruszyłam do kuchni żeby się napić oraz wziąć coś na tą bolącą głowę. Wyszłam z pokoju na korytarzu spotykając Asię
- No cześć - wyszczerzyła się - Wyspana?
- Można tak powiedzieć, ale teraz muszę do kuchni - minęłam ją i zeszłam po schodach. W pomieszczeniu do którego wędrowałam byli pozostali, a dzieciaki słyszałam z salonu
- No i jak się ma nasza imprezowiczka? - zapytał ze śmiechem Michał
- Dobrze, kochany braciszku. Nie narzekam - mruknęłam i wzięłam 1,5 l butelkę wody cytrynowej i na raz wypiłam większą połowę. Po czym podeszłam do apteczki i wyciągnęłam z niej jedną tabletkę włożyłam do buzi i połknęłam popijając jeszcze trochę wodą. Usiadłam przy stole.
- No to opowiadaj - nakręciła się babcia, zaśmiałam się lekko no i zaczęłam im opowiadać wszystko
- No i więcej nie pamiętam - westchnęłam
- A o której wróciłaś? - zapytała mama
- A nawet nie wiem, ale chyba nad ranem - zmarszczyłam brwi - Ale co wcześniej robiłam to nie ....... nie mogę sobie przypomnieć ..... - zamyśliłam się - O! Już wiem! - wykrzyknęłam - zaczęłyśmy z Agą i Karoliną gadać i się upiłyśmy, a Wiktor potem mówił, że takie głupoty pieprzyłyśmy, że szkoda gadać, ale Agnieszka ma się przeprowadzić do Bełchatowa. To dopiero news!
- Co tak wszyscy do tego Bełchatowa uciekają? - pokręciła głową mama wstając od stołu i odkładając kubek po kawie do zlewu.
- Bo to najlepsze miasto - wzruszył ramionami Misiek
- Ja ci zaraz dam najlepsze miasto to zobaczysz! - przestrzeliłam jego potylicę
- EEEEEEEj! No i foch.  - skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę w stronę przeciwną do tej z której siedziałam ja, uniósł wysoko brodę i zamknął oczy, a ja nie zwracając na to uwagi wstałam i nałożyłam sobie ryżu z truskawkami, który był dzisiaj na obiad. Mogłabym jeść to cały czas. Gdy byłam mała cały rok jęczałam kiedy będą truskawki i mama pewnego razu zamroziła owoce i w zimie zrobiła ryż z truskawkami, a ja miałam ochotę tak ją wycałować i wyprzytulać jak nigdy.
- Wolisz ryż z truskawkami ode mnie? - oburzył się brat
- A ty nie masz czasem focha? - uniosłam brew
- Jestem wzburzony - oznajmił, a Dagmara wraz z babcią i rodzicielką wybuchnęły śmiechem
- Wzburzony? Jak fala Bałtyku? - parsknęłam śmiechem a po chwili śmialiśmy się już wszyscy.
Dzisiaj Adam, Asia i dzieciaki miały jechać na 5 dni do rodziców Adama do Poznania więc moja siostra miała urwanie głowy, aby spakować siebie i dzieciaki bo szwagier wracał z pracy o 15, miał coś zjeść i od razu jechać. Postanowiłam, że jej pomogę bo i tak nie miałam nic do roboty więc poszłam do pokoju Zosi wraz z nią, aby pomóc jej się spakować i odrzucić nie potrzebne zabawki. Zajęło nam to pół godziny po czym dziewczynka jeszcze się przebrała i była gotowa do wyjścia. Wzięłam jej torbę i zeszłyśmy razem na dół. Uczesałam ją jeszcze, a gdy plotłam na jej głowie kłosa siedząc na schodach prowadzących z góry na dół do domu z pracy wrócił jej ojciec. Dobrze, że już prawie skończyłam bo mała od razu chciała wskoczyć na ręce tacie. Zawiązałam gumkę na końcu jej włosów i klepnęłam lekko w tył, na znak, że może już iść. Uśmiechnęłam się na widok takiego obrazka. Wstałam ze schodów i ruszyłam do salonu gdzie było nasze drugie małżeństwo. Siedziało na kanapie oglądając jakiś film. Na fotelu siedział Oliwier grając w jakąś grę, a Antoni pewnie ucinał sobie drzemkę
- Ej, Młody jedziesz ze mną po zdjęcia na miasto czy wolisz siedzieć w domu? - zwróciłam się do chłopaka, a oczy rodziców powędrowały na syna
- Jasne, że jadę! - wykrzyknął
- No to zbieraj się. Za 15 minut w korytarzu - rzuciłam i ruszyłam na górę, a chłopak zdążył mnie wyprzedzić. Zaśmiałam się lekko i podążyłam do swojego pokoju wybrałam  jeansy, fioletową bluzkę i ruszyłam do łazienki. Przebrałam się, uczesałam i umalowałam. Wzięłam jeszcze telefon ze swojego pokoju  zeszłam na dół. Oli właśnie ubierał buty. Ja nasunęłam na stopy balerinki, kazałam chłopcowi ubrać bluzę bo na polu się bardzo oziębiło. Sama także narzuciłam na siebie tą część garderoby i chwyciłam kluczyki z szafki w kuchni oraz torebkę z wieszaka w korytarzu. Krzyknęliśmy jeszcze, że wychodzimy i otworzyłam drzwi wyjściowe. Podążyliśmy do garażu. Otworzyłam go, a młodemu Winiarskiemu poleciłam żeby otworzył bramę i przy niej na mnie poczekał. Sama wsiadłam do samochodu i wyjechałam z budynku. Przy bramie Oli wsiadł, zapiął pasy i ruszyliśmy w  stronę studia fotograficznego. Pół godziny później wychodziliśmy z niego ze zdjęciami w ręce.
- Może na jakieś ciacho pójdziemy? Co Oli, masz ochotę?
- Pewnie! - ucieszył się
- No to idziemy - ruszyliśmy dziarskim krokiem do znajdującej się niedaleko kawiarni. Ja zamówiłam sobie kremówkę oraz kawę, a Oliwier sernik i sok jabłkowy.
- Ciociu, a co z tym parkiem linowym? - zapytał wkładając sobie do ust łyżeczkę z ciastem
- No widzisz Oli jak to wyszło ... wesele mi wszystko zaburzyło i ten Kraków, a jak będzie lać to i tak nie pojedziemy, prawda? - rzuciłam, a chłopak lekko się zasmucił. - Nic się nie martw, jak ciotka mówi, że pojedziemy to pojedziemy - szturchnęłam go lekko w łokieć, a on mi oddał. Szturchaliśmy się tak jeszcze chwilę, normalnie poczułam się jak z Miśkiem. Na koniec się zaśmialiśmy, dokończyliśmy swoje zamówienia, zapłaciłam i wyszliśmy. Podążyliśmy do samochodu i już po chwili staliśmy w korku. Westchnęłam głęboko i zaczęłam śpiewać sobie pod nosem piosenkę lecącą w radiu a był to Dżem "Wehikuł Czasu". Po chwili dołączył do mnie Oliwier. Byłam ciut zaskoczona ale jak najbardziej pozytywnie. W końcu Michał uwielbiał Dżem i ich piosenki więc w sumie nic dziwnego, młody musiał się ich dużo nasłuchać. Wreszcie ruszyliśmy
- Ej, może wstąpimy jeszcze na cmentarz co? Dawno nie byłam.
- Możemy jechać - uśmiechnął się. Zahaczyliśmy jeszcze o sklep, kupiłam 6 zniczy i pojechaliśmy w kierunku cmentarza. Wyszliśmy z auta, wzięliśmy świeczki i podążyliśmy do odpowiedniego grobu, najpierw do mojego taty. Pomodliliśmy i zapaliliśmy dwa znicze.Później na grób Marceli, a na końcu u Krystiana. Nigdzie nie obyło się bez pojedynczych łez.
- Ciociu? - zapytał cichutko Oliwier ciągnąc mnie delikatnie za rękaw bluzy
- Co tam skarbie? - zapytałam obejmując go jedną ręką
- Dlaczego tak w ogóle wujek i dziadek nie żyją? - zapytał unosząc głowę aby na mnie popatrzyć
- Tatuś nigdy ci nie mówił? - zapytałam
- Nie.
- Ani mama?
- Mama mówiłam, że jak już to tata powinien mi opowiedzieć, ale on mówił wtedy, że raczej nie bardzo chcę to pamiętać
- Może i ma rację, ale nie można zapomnieć
- To co, powiesz mi? Proszę?
- Wujek miał wypadek. Niestety śmiertelny - powiedziałam a w moich oczach znowu poczułam łzy
- A dziadek?
- Też tak jakby wypadek... Uderzył głową o kant stołu - odpowiedziałam i poczułam na swoim policzku cieknącą łzę. Chwilkę milczeliśmy po czym chłopiec znów zaczął mówić
- Ty to widziałaś? ..... No wiesz... te... wypadki? - zapytał patrząc na zdjęcie mojego taty, które było na płycie grobu
- Nie, Oluś, nie widziałam. Ale wiesz, - urwałam - chyba lepiej. Wolałabym tego nie widzieć bo chyba bym nie wytrzymała - powiedziałam poważnie - To jest nie do zniesienia gdy na twoich oczach ktoś ginie, prawda?
- Ja chyba też bym się aż popłakał - stwierdził, a ja uśmiechnęłam się delikatnie i pogłaskałam go po policzku. - A ta pani u której też byliśmy?
- To była moja przyjaciółka.
- A czemu nie żyje? Też miała wypadek?
- Ona nie żyje przez innych wiesz?
- Co to znaczy "nie żyje przez innych"? - zapytał marszcząc czoło i patrząc na moją twarz
- Marcela popełniła samobójstwo bo inni ją zranili - wyszeptałam, a chłopiec chwile nic nie mówił po czym bardzo mocno mnie przytulił
- Pewnie było ci bardzo smutno, prawda ciociu?
- Było. Nadal jest. Ale już się z tym pogodziłam wiesz?
- Trudno ci było?
- Jasne, że trudno, zawsze jest trudno.
- A ... - urwał - Długo się z tym godziłaś? - zapytał spuszczając wzrok
- 1,5 roku, ale miałam twojego tatę, babcie, prababcie, Karolinę, Asię, wujka Bartka i wujka Krzyśka i oni mi pomogli bo wiesz Oliwier, najważniejsze żebyś w życiu miał bliskie osoby. Bez nich nie będziesz szczęśliwy, zapamiętaj to sobie - powiedziałam.
- Na pewno zapamiętam - uśmiechnął się do mnie co ja odwzajemniłam
- To wracamy? - zapytałam, a chłopiec skinął głową. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Byłam bardzo zdziwiona jaki ten Oliwier jest na swój sposób bardzo mądry, przecież ma dopiero 8 lat. W domu byliśmy po 10 minutach. Wysiedliśmy z samochodu, który stanął w garażu. Weszliśmy do domu i ściągnęliśmy bluzy. Poszłam do swojego pokoju przejrzeć zdjęcia. Włączyłam sobie muzykę w tle ze swojej playlisty. Klęknęłam przy stoliku, a na nim rozłożyłam wszystkie zdjęcia. Było ich tyle że zaczęłam rozkładać je na łóżku. Na prawdę były świetne, a co zdjęcie to wspomnienie i wybuch śmiechu.
- To jest fajne - stwierdził Michał, który stał nade mną. Serio chyba jestem głucha. No nie ważne. Zdjęcie, które podobało się mojemu bratu przedstawiało mnie w prezencie od nich wraz z Miśkiem i Krzyśkiem. Zrobiliśmy my je sobie jak Igła już dojechał na zgrupowanie bo wtedy na meczach z Włochami go nie było.
- No - pokiwałam głową. - Będzie miało specjalne miejsce. - uśmiechnęłam się szeroko.
- A ty nie myślisz czasem żeby wyjechać stąd gdzieś indziej i tam zacząć nowe życie?
- A skąd takie pytanie? - zdziwiłam się patrząc na niego z uniesionymi brwiami
- A tak o - wzruszył ramionami
- No wiesz, niby czasami tak. Chciała bym mieć bliżej ciebie i Karolinę, a wy w tym pieprzonym Bełchatowie - mruknęłam wywracając oczami
- No to się do nas przeprowadź - wypalił
- Pojebało cię Winiarski - popukałam się palcem w czoło - Może kiedyś. A poza tym musiałabym mieć tam pracę w końcu z czegoś trzeba żyć. Niby tutaj też nie mam bo ten zakład w którym pracowałam został zamknięty, ale i tak.
- Ale się zastanowisz? - zapytał z nadzieją
- A co ci tak na tym zależy? - zmrużyłam oczy
- No bo chcę mieć swoją siostrzyczkę blisko siebie - pocałował mnie w skroń i przytulił.
- Mówiłam ci już Misiek, że jesteś najlepszym bratem na ziemi?
- Ostatnio jak się dowiedziałaś, że będziesz naszym fotografem - zaśmiał się
- No to muszę częściej bo serio jesteś najlepszy - cmoknęłam go w policzek.
- No to się cieszę i czekam. Będziesz je na ścianie przyklejać? - zapytał kiwając głową w stronę zdjęć
- Tak - potwierdziłam - Ale mam tu coraz mniej miejsca - skrzywiłam się spoglądając na ścianę na której były zdjęcia
- Coś wymyślisz - puścił mi oczko. - Idziesz na dół? Oliwier chciał zagrać w scrable, a tak poza tym to opowiedział mi to wszystko co mu powiedziałaś na cmentarzu - powiedział i mocno mnie przytulił
- Oliwier to bardzo mądre dziecko, mówię ci, pogadałam sobie z nim tak poważnie.
- Ma to po mnie - wyszczerzył się a ja dałam mu kuksańca w bok uśmiechając się pobłażliwie - To idziesz?
- Zaraz przyjdę tylko to poskładam - skinęłam głową na zdjęcia
- A i Stefan kazał ci przekazać, że teraz zgrupowanie będzie w Bełchatowie
- I znowu Bełchatów - mruknęłam wywracając ślepiami
- On cię przyciąga. Nie widzisz tego? - zaśmiał się, a ja razem z nim po czym wyszedł, a do mojego pokoju wpadł Kapitan
- No cześć piesku, cześć, cześć - zaczęłam do niego gadać i włożyłam wszystkie zdjęcia do koperty, którą wsunęłam do szuflady. Reszta dnia minęła mi na zabawach to z Oliwierem to z Antosiem.
Cały urlop ogólnie zleciał bardzo szybko. Codziennie lało więc z mojego planu opalenia się choć trochę nic nie wyszło. Winiarscy pojechali do domu w niedzielę. W ten sam dzień dzwonił też do mnie Karol, że żałuję, że nie mógł iść ze mną na to wesele, ale z jego mamą wszystko jest już w porządku i to mnie cieszyło najbardziej. Niby nie miałam za bardzo co robić ale zdjęć na ścianę i tak nie przykleiłam. To właśnie cała ja. No ale nic. Wrócę z mundialu to będę miała tyle czasu to po przyklejam.


Nadszedł 16 lipca i trzeba było jechać do Bełchatowa. Pożegnałam się z babcią i mamą po czym włożyłam swoje rzeczy do bagażnika, a torebkę rzuciłam na przednie siedzenie i ruszyłam w stronę Bełchatowa. Na miejscu pod odpowiednim hotelem byłam o 13. Przed budynkiem spotkałam Michała Kubiaka.
- Cześć Dziku, jak dobrze cie znowu widzieć w odpowiednim miejscu - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjmującego
- No ja też się cieszę - zaśmiał się. - Pomóc ci z tym? - zapytał kiwając głową w stronę mojej walizki i torby ze sprzętem
- Poradzę sobie, nic się nie martw.
- Nieeee lepiej wezmę bo potem mnie oskarżą o brak pomocy kobiecie z walizkami - rzucił i chwycił rączkę walizki, po czym się zaśmialiśmy. W towarzystwie Michała odebrałam klucz do swojego pokoju i razem z nim wjechałam windą na odpowiednie piętro. Kubi wniósł moją walizkę do pokoju po czym ukłonił się teatralnie, a ja podziękowałam mu za pomoc. Siatkarz wyszedł, a ja zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy. Akurat gdy kładłam walizkę obok szafy, otworzyły się drzwi. Jak się okazało wszedł przez nie Krzysiek
- Lenka!! - wykrzyknął - Jak ja się cieszę, że cię widzę - zaczął mnie ściskać, ale czuć było od niego jakoś inaczej. Jakby ... moje ulubione żelki?
- Krzysiu - zaczęłam mega poważnie, przytrzymałam go za ramiona i spojrzałam w oczy - Czy ty zjadłeś paczkę moich ulubionych żelków beze mnie? - przeszywałam go swoim stalowym wzrokiem
- Ja? - zapytał i zaczął grać na czas - A tak w ogóle to rozpakowałaś się już? Będziemy sobie sąsiadami wiesz? No ja mieszkam na przeciwko.
- Igła, nie o to pytałam, Więc? - zmrużyłam oczy
- Oj, no dobraaaaaaaa!! - wykrzyknął rozpaczliwie - Zjadłem. Sam. - krzyczał rozdzierająco -  No bo ciebie jeszcze nie było. I tak wyszło. - uczynił gest ręką abym się trochę do niego nachyliła - Mam jeszcze kilka, także możemy skoczyć do mojego pokoju i sobie zjemy - szepnął konspiracyjnie
- No i to mi się kurde podoba! - ucieszyłam się. Uchyliliśmy ostrożnie drzwi i rozejrzeliśmy się po korytarzu czy aby żaden z siatkarzy się po nim nie kręci. Droga była wolna więc cichaczem przeszliśmy do pokoju Ignaczaka, który dzielił z Buszkiem, ale ten jeszcze nie nadjechał. Gdy już zamknęliśmy za sobą drzwi przybiliśmy głośną piątkę, ale zaraz po tym sami siebie uciszyliśmy. Usiadłam po turecku na łóżku Krzyśka, a on z torby wyjął paczkę słodkości. Otworzył ją i wzięliśmy sobie po garści, którą wsadziliśmy sobie do buzi. Nagle drzwi się otworzyły, a my przestaliśmy przeżuwać i schowaliśmy już pusty papier za siebie
- O, cześć El - przywitał się Rafał. Skinęłam tylko głowa ponieważ w buzi miałam słodycze
- Co tu tak po cichu siedzicie? Już myślałem, że Krzyśka jeszcze nie ma - zaśmiał się
- A wigis? Jegtem - powiedział przekręcając słowa Igła gdyż tak jak ja w buzi zamiast śliny miał żelki. Przyjmujący odwrócił się do nas twarzą gdyż wcześniej stał tyłem i grzebał w swojej walizce, po czym zmierzył nas dokładnie wzrokiem
- Czy wy coś przede mną ukrywacie? - zapytał podejrzliwie
- My? Skąd - prychnęłam i machnęłam ręką, ale zapomniałam, że miałam w niej papier po słodyczach, który teraz leżał na środku pokoju. Buszek schylił się i podniósł śmieć z podłogi.
- No wiecie? Jak mogliście beze mnie? - zapytał obrażony.
- Nie było cię - wyszczerzyłam się
- No i foch - odwrócił się
- No dobra panowie to ja lecę. Miło było, ale czas nagli... Nie wiem do czego ale noo.... Także papa - posłałam im całusa w powietrzu i wyszłam na korytarz. Śmiejąc się wpadłam na Andrzeja
- Sorry - powiedziałam
- Nie, nic się nie stało. Powiedz lepiej co cię tak bawi? - zapytał podekscytowany
- A widziałeś kiedyś minę obrażonego Rafała? - zapytałam nie przestawając się śmiać. Wrona pokręcił przecząco głową - No to żałuj. Żałuj Wronka, żałuj żałuj -  rzuciłam i weszłam do swojego pokoju. Tam wybuchnęłam śmiechem jeszcze raz. A gdy się uspokoiłam drzwi mojego pokoju otworzyły się po raz drugi
- Dzień dobry Eleno - przywitał się Stefan
- Dzień dobry - odpowiedziałam
- Przyszedłem tylko dostarczyć pani rozkład zajęć podczas naszego pobytu w Bełchatowie - wręczył mi kartkę
- Dziękuję - uśmiechnęłam się
- Także do zobaczenia na treningu - rzucił wychodząc
- Do zobaczenia.
Prześledziłam wzrokiem kartkę. O 16 chłopaki mają trening na siłowni, na którym muszę być, kolacja o 19, śniadanie o 7:30, obiad 14:30. Czyli za pół godziny. W tym czasie postanowiłam sprawdzić czy Michał już jest. Podreptałam do pokoju Krzyśka gdyż on powinien wiedzieć. Weszłam do środka, a tam zastałam dziwny widok. Mianowicie: Buszek leżał na podłodze przykryty kołdrą i krzyczał przeraźliwie, natomiast Ignaczak stał na szafce nocnej z butem w ręku i rozglądał się jak rasowy ninja
- Ja nie będę pytać co wy tu robicie bo przyszłam w innej sprawie. - uniosłam od razu ręce do góry - Nie wiecie może czy Misek już przyjechał?
- Ma pokój obok ciebie - rzucił Igła przeszywając pokój wzrokiem typu "niebieska stal"
- A, dzięki. A tak w ogóle to ci na nodze siedzi jakieś robactwo - rzuciłam, a Krzysztof zanim się spodziałam już prasnął swoim butem w to stworzenie, a ono po chwili leżało już na podłodze
- Jest! I co teraz powiesz szczylu!? Boo ya! - krzyczał nad tym zabitym stworem
- Dzięki ci wielkie Igła - wykrzyknął Rafał i wyściskał libero. Dopiero teraz się zorientowałam jak bardzo mi ich brakowało, a zwłaszcza Krzyśka. Zaśmiałam się i wyszłam kierując się do pokoju, który wskazał mi Krzysztof. W środku faktycznie był Michał wraz z Mariuszem
- Cześć chłopaki - przywitałam się
- Cześć, cześć. No i jak tam beze mnie przeżyłaś te dziesięć dni? - zapytał Wlazły
- Umierałam z tęsknoty - powiedziałam teatralnie
- No i prawidłowo - wyszczerzył się
- No i git - rzuciłam - Idziemy na obiad? Głodna jestem trochę - przyznałam, a na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu
- No to idziemy - zarządził Michał. Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy do restauracji. Po drodze jeszcze dołączyli do nas Rafał z Krzyśkiem
- Wiecie, że jestem jego herosem? - zapytał ze śmiechem Krzysiek poruszając brwiami
- No to gratuluję - zaśmiał się Mariusz
- Dlatego, że zabiłeś tego "szczyla"?  - ostatnie słowo ujęłam a tak zwane króliczki, a przyjmujący z atakującym popatrzyli na nas dziwnie
- Dokładnie - pokiwał głową libero
- Czy ktoś nam powie o co chodzi? - zapytał Michał siadając przy stole w restauracji. W skrócie streściłam mu co zobaczyłam zanim przyszłam do nich. Ich miny były... dziwne. Tak, dziwne. Zjedliśmy posiłek gadając cały czas. Później chłopaki mieli trening na siłowni. Jak mówili - ciężki, a ja wierzę im na słowo ale wykrzesali jeszcze trochę sił, jak powiedzieli, specjalnie dla mnie, aby pograć w karty. Czuję się zaszczycona. No w każdym razie, rozsiedliśmy się w pokoju Kurka i Nowakowskiego i zaczęliśmy grać w przeróżne gry jakie tylko znaliśmy. Tak zleciało nam do samej kolacji. Później zeszliśmy coś zjeść a po posiłku chłopaki nie mieli już na nic siły. Gdy weszłam do swojego pokoju rzuciłam się na łóżko i chwilę sobie poleżałam po czym wzięłam prysznic i położyłam się spać.




czwartek, 16 października 2014

~Rozdział 27~

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. Czytajcie XDTak jak przewidywałam wczoraj, a raczej już dzisiaj wstałam o równej 11. Drzwi były otworzone szerzej niż je zostawiłam więc tego, że szczeniak tu był nie wykluczam. Wzięłam swoje ubrania i poszłam do łazienki. Ubrałam się i uczesałam włosy w kucyka. Zeszłam na dół do kuchni. Nikogo tam nie było. Wzięłam sobie kawałek zapiekanki z wczoraj i zjadłam dość szybko. Brudny talerz włożyłam do zmywarki i podążyłam do salonu gdzie również było pusto. Wyszłam więc na schody. Dzieci biegały po podwórku bawiąc się z psem, a Michał wraz z Dagmarą i babcią siedzieli na krzesłach w altance więc podeszłam do nich.
- A gdzie Karol? - zapytałam siadając na krześle obok babci
- Jego mama miała jakiś wypadek i około 8 już pojechał. Mówił że później do ciebie zadzwoni - powiedział Michał
- Jeny, serio? - wytrzeszczyłam oczy, na co on skinął głową. Zatkało mnie. - A wiesz co się stało?
- Nie, nic nie wiem - zaprzeczył
Szkoda mi bardzo Karola i muszę później do niego zadzwonić i zapytać się co jego mamą. Czy to coś poważnego. Kilka minut później mama zawołała nas na obiad. Zjedliśmy wszyscy w salonie przy dużym stole, a następnie rozeszliśmy się w swoje strony. Ja najpierw musiałam załatwić sobie wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Zadzwoniłam do znajomego zakładu kosmetycznego, a pani znalazła dla mnie czas w piątek o 10, czyli w sam raz. Następnie musiałam poszukać tej kartki z imionami, które napisał dla mnie Paweł. Przewaliłam całą walizkę oraz torebkę nawet torbę ze sprzętem, a tego ani śladu. W końcu natchnęło mnie żeby sprawdzić w portfelu. Wreszcie tam ją znalazłam. Prześledziłam wzrokiem tekst. Musiałam przyznać, że Zator miał ładne pismo. Najbardziej spodobał mi się "Kapitan". Takie też postanowiłam nadać mu imię. Były tam jeszcze bardziej kreatywne ale nie chciałam mu nadawać aż tak wyszukanego jak "Zakrętka" Zeszłam na dół, aby obwieścić to dzieciom, które pewnie dalej się z nim bawiły. Nie myliłam się. No zamęczą mi tego psa.
- Dzieci słuchajcie, już wiem jak będzie się wabił - przemówiłam - Wołajcie na niego Kapitan żeby się już przyczajał.
One pokiwały głowami, a ja postanowiłam pobawić się z nimi. Zaczęliśmy nawet uczyć go "zostań". Szło mozolnie, jak to zawsze na początku, ale nie było tak źle jak za pierwszym razem. Zeszło nam do samego wieczora ale przynajmniej dzieciaki się wyszalały, no i ja straciłam kilka kilo przy tym bieganiu za nimi i za nim. Weszliśmy do domu i pokierowaliśmy się do salonu. Młodociani włączyli na jakieś swoje bajki.
- Ciociu, a pójdziemy jutro z Kapitanem na łąkę? - zapytała Zosia
- Możemy iść, czemu nie - uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po włosach. Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni zrobić sobie kanapkę. W pomieszczeniu byli już wszyscy dorośli i rozmawiali o czymś. Wzięłam z talerza Miśka kanapkę z pomidorem i cmoknęłam go w policzek kiedy posłał mi mordercze spojrzenie. Nalałam sobie soku do mojego kubka i ruszyłam na górę. W drodze zjadłam już kanapkę, a gdy przekroczyłam próg pokoju zaczął dzwonić mój telefon. Drapnęłam go ze stolika i odebrałam połączenie od środkowego.
- No cześć i co z twoją mamą? - zaczęłam od razu
- Leży na razie na OIOM-ie
- A co się dokładnie stało?
- Jakiś facet potrącił ją na przejściu -warknął - lekarze mówią, że za góra 3 dni powinna wrócić do domu - powiedział już spokojniej
- Dobrze, że nic poważnego, a ten facet?
- A nawet nie wiem- warknął - Ale na wesele przyjadę nic się nie martw. - zapewnił
- Czyś ty oszalał?! - wykrzyknęłam - Jak twoja mama jest w szpitalu to w ogóle nie ma o czym rozmawiać! Ty zostajesz przy niej, a mną się w ogóle nie przejmuj, jasne?
- Ale....
- Żadnego ale. Masz przy niej być kumasz?
- Żabą to ja nie jestem ale zrozumiałem - powiedział niezadowolony ale ja i tak się zaśmiałam
- No, i to rozumiem.
 Pogadaliśmy jeszcze kilka minut tak ogólnie po czym siatkarz musiał już kończyć. Ja wzięłam prysznic i położyłam się spać.


Następny dzień zleciał mi szybko. Zaraz po obiedzie wraz ze wszystkimi dzieciakami wyskoczyłam do fotografa, aby wywołał mi zdjęcia. Musiałam te wszystkie łobuzy wziąć bo jak jedno to i wszystkie, następnie zakupy. Musieliśmy kupić karmę dla psów oraz dwie miski dla Kapitana. Później poszliśmy jeszcze na lody oraz plac zabaw. Dzieci się bawiły, a ja poćwiczyłam sobie troszkę na siłowni, która była na wolnym powietrzu zaraz obok placu. Wieczorem już po kolacji wybraliśmy się zgodnie z moją obietnicą na łąkę. Przez te dwa dni to żeśmy się wybiegali i wyszaleli za wszystkie czasy.

W piątek wstałam wcześnie, (dzięki budzikowi więc sobie nie myślcie że się ze mnie nagle jakiś ranny ptaszek zrobił) o 8:00. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki się wykąpać. Umyłam włosy po czym wysuszyłam je i swoje ciało ręcznikiem, a następnie włosy potraktowałam jeszcze suszarką i je rozczesałam. Przejechałam tylko delikatnie rzęsy tuszem bo i tak miałam iść do kosmetyczki. Zeszłam na dół do kuchni i przywitałam się z mamą, babcią, Dagą i Antosiem po czym zjadłam płatki z mlekiem. Posiedziałam z nimi chwilę w międzyczasie rozmawiając po czym rzuciłam jeszcze gdzie wychodzę, ubrałam balerinki, wzięłam torebkę i kluczyki do auta i ruszyłam w kierunku salonu kosmetycznego. Zaparkowałam samochód na parkinu i z niego wysiadłam. Weszłam do budynku i miałam takiego farta, że nie było nikogo przede mną i Alicja, bo tak miała na imię fryzjerka, córka koleżanki mojej mamy od razu się mną zajęła. Ponieważ byłyśmy w podobnym wieku i w dzieciństwie czasem razem się bawiłyśmy rozmawiałyśmy cały czas. Około godzinę później przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze (klik). Zrobiłyśmy sobie nawet samojebkę, którą od razu wrzuciłam na facebooka. Pożegnałam się Alą i ruszyłam teraz do kosmetyczki. Mój fart dzisiaj sięgał zenitu. Tam również nikogo nie było. Pani szybko się mną zajęła, a co najważniejsze ja byłam bardzo z efektu zadowolona. Pożegnałam się z kobietą i wyszłam z budynku. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 12:20. Do ślubu miałam jeszcze niecałe 3 godziny ale wypadało by się trochę pośpieszyć i coś zjeść. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam silnik i pojechałam w kierunku domu. Na miejscu byłam dopiero po 40 minutach bo był straszny korek. Wjechałam do garażu i zgasiłam silnik. Gdy tylko Adam z Michałem zobaczyli moją fryzurę i makijaż wytrzeszczyli oczy i zagwizdali. Dopiero im gały wyjdą jak zobaczą mnie w sukience. Ha, ha, ha!
- No piękna fryzura - skomplementował mnie brat, a szwagier pokiwał głową. Podziękowałam uśmiechem i ruszyłam do domu schodami.
- Jeju Lenka! Piękna fryzura. No pokaż się tu starej babce - zaśmiała się kobieta, a ja podeszłam bliżej i odwróciłam się tyłem, aby mogła podziwiać. Po chwili w korytarzu byli już wszyscy pozostali. Zosia nawet zażyczyła sobie, że ona też chce mieć kiedyś taką fryzurę. Obiecałam jej, że kiedyś ją zabiorę do fryzjerki, a ona na to, że trzyma mnie za słowo. Zjadłam obiad i poszłam na górę się ubrać. Gdy tylko przekroczyłam próg swojego pokoju zaczęła dzwonić moja komórka. Okazało się, że to Karolina
- Hej, hej. Fryzjer i kosmetyczka już zaliczeni? - zapytała ze śmiechem
- Właśnie wróciłam. A wy gdzie jesteście?
- My już właśnie dojeżdżamy do Wałbrzycha. Zaraz powinnaś nas zobaczyć przez swoje okno - no i faktycznie. Właśnie gdy podeszłam do okna zobaczyłam jak do domu na przeciwko podjeżdża samochód, a z niego wysiada Karola w pięknej kremowej sukience (klik) i cudownej fryzurze (klik) oraz Wiktor w idealnie dopasowanym garniturze, a z tyłu wyciąga Ksawerego, który pewnie zostanie u dziadków - Może razem byśmy pojechali do kościoła co ty na to?
- Jasne. To ja idę się ubierać, a wy jak już się z rodzicami przywitacie i będziecie chcieli już jechać to po mnie wpadnijcie, ok?
- Ok, no to na razie, buziaki - zakończyła połączenie,  a ja ruszyłam do łazienki z butami i sukienką. Zdjęłam swoje ubranie i założyłam sukienkę, a na stopy szpilki. Z efektu końcowego byłam zadowolona. Aż sobie w pokoju przed lustrem zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam na fejsa z podpisem "#idzie #się #na #ślub :)" Ach te tagi. Chyba zgłupiałam, za dużo czasu spędzam z fejsbukowiczami i rak to się kończy. Pod ostatnim zdjęciem już pełno lajków i pod tym również już kilka się znalazło. Elena fejm ci rośnie. Chwyciłam jeszcze swoją małą torebkę do której powrzucałam najpotrzebniejsze rzeczy. Gotowa zeszłam na dół. Na schodach usłyszałam już głosy Karoliny i Wiktora. Rzuciłam przelotnie wzrokiem na zegar, który wskazywał 14:20. Wzięłam prezent, czyli pościel w bardzo fajny wzór (klik) , którą kupiłam gdy wczoraj byłam w różnych sklepach oraz do torebki powrzucałam pełno grosików.  Wyszłam na podwórko, a wzrok wszystkich skierowane został na mnie. Aż ich zatkało, a oczy o mało nie wyszły im z orbit
- Bezcenne są te wasze miny - zaśmiałam się
- Łał - tyle tylko wydusił z siebie Michał
- No pięknie wyglądasz, El - Olszewka podeszła do mnie z wielkim uśmiechem i mocno mnie przytuliła.
- Ty też - zawtórowałam jej. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym ruszyliśmy do samochodu
- Baw się dobrze córeczko - pomachała mi na pożegnanie mama. Odmachałam i uśmiechnęłam się szeroko. Kilka minut później byliśmy już przed kościołem. Weszliśmy do środka i zasiedliśmy w 5 rzędzie od przodu. Cała uroczystość była piękna, a po ponad godzinie wyszliśmy z kościoła, a para młoda została wiadomo obsypana ryżem i grosikami. Następnie wszyscy zaczęli składać życzenia i wręczać prezenty. Ja wręczyłam kwiaty, pożyczyłam co najlepsze oraz dałam pieniądze gdyż nie miałam czasu kupić czegokolwiek. Następnie wszyscy wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy w miejsce gdzie miało odbyć się weselicho. Jak to w zwyczaju bywa po dojechaniu na miejsce państwo młodzi zostali przywitani chlebem, solą oraz wódką. Po zjedzeniu kawałku pieczywa wypili alkohol, a kieliszki rzucili za siebie. Oba rozbiły się od razu, a my zaklaskaliśmy. Po czym świeżo upieczony pan młody przeniósł na rękach Łucję na salę, a my podążyliśmy za nimi. Następnie wiadomo, każdy dostał po kieliszku szampana, zaśpiewaliśmy sto lat po czym nowożeńcy weszli na parkiet, z głośników poleciała piosenka Anny Jantar " Przetańczyć z tobą chcę całą noc" i zaczęli tańczyć. Zajęłam sobie miejsce pomiędzy Karoliną, a Agnieszką, z którą również chodziłyśmy do klasy. Gdy taniec się skończył zjedliśmy jakiś posiłek i zaczęła się zabawa. Pary ruszyły na parkiet. Najpierw szły ciut szybsze kawałki, później wolniejsze. Tańczyłam ze wszystkim kolegami ze swojej klasy, nawet zaliczyłam taniec z tatą Łucji. W pewnym momencie usiadłam na chwilę, aby odsapnąć i napić się trochę trunku. Wszyscy bawili się wyśmienicie, wesele trwało w najlepsze. W sumie nawet nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z Łucją. Po kilku minutach siedzenia przy stole postanowiłam znowu wrócić na parkiet gdyż zaczęli tańczyć "Macarene", a co jak co ale to, to ja lubię. Później były właśnie trochę takie zabawy grupowe aż wreszcie nadszedł czas na oczepiny tak bardzo wyczekiwane. Najpierw swój welon rzuciła Łucja. Złapała go jej siostra, Kornelia, a krawat Maćka złapał chłopak Kornelki, no przypadek? Nie sądzę. Ludzie, szykuje nam się następne wesele! Po tej zabawie przyszedł czas na tort, pierwszych cięć dokonali państwo młodzi. Każdy dostał po kawałku, a potem znowu zaczęły się tańce. Zauważyłam, że Łucja siedzi przy stole więc postanowiłam wreszcie do niej podejść i pogadać
- No cześć i jak się czujesz jako zamężna osoba? - zapytałam z wyszczerzem siadając na krześle, które powinien zajmować jej małżonek
- Powiem ci, że wspaniale - powiedziała rozmarzona - No piękne to wesele. Może dlatego, że moje? - zapytała ze śmiechem
- Bardzo prawdopodobne - zawtórowałam jej.
- Cieszę się, że jednak dałaś rady wpaść - posłała mi uśmiech
- Też się cieszę. - odpowiedziałam tym samym - W końcu jedno wesele będziesz mieć to muszę być - puściłam jej oczko
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym przyszedł Maciej porwał swoją świeżo upieczoną żonę do tańca, a mnie natomiast poprosił jego brat Dawid, z którym również chodziłam do klasy i przyjaźniliśmy się nawet. Razem powędrowaliśmy na parkiet i zatańczyliśmy kilka piosenek. Gadaliśmy przez wszystkie piosenki i powspominaliśmy nawet stare czasy podstawówki śmiejąc się jak nienormalni. W pewnym momencie nawet już przestaliśmy tańczyć tylko na środku parkietu gadaliśmy. Miałam już serdecznie dość tych butów więc przeprosiłam chłopaka i ruszyłam do stołu gdzie siedziały Karolina z Agnieszką i rozmawiały. Podeszłam i zajęłam swoje miejsce. Wypiłyśmy najpierw, a później zaczęłyśmy gadać. Jakoś się dzisiaj nie upiłam. Nie miałam towarzysza. Jakby tu Michał albo Krzysiek byli to by było co innego, a tak to co ? Dowiedziałam się bardzo ciekawej rzeczy, a mianowicie, że kurde wszyscy z tego Wałbrzycha kurde do Bełchatowa wybywają. No co tam być jakiś magnez ich przyciąga czy co bo Aga szuka tam pracy i mieszkania teraz? No ja na prawdę nie wiem czemu tak jest. Pogadałyśmy jeszcze trochę po czym wypiłyśmy jeszcze dość dużo, ściągnęłyśmy te szpile i poszłyśmy na parkiet. Zaczęłyśmy tańczyć sobie we trzy do takich szybszych piosenek, ale długo to nie trwało bo już po chwili Karolina została poproszona do tańca przez Łukasza, także kolegę z naszej klasy, Agnieszka przez Patryka, a ja przez Wiktora. Później odbijany i zamieniliśmy się parterami. Po woli noc dobiegała końca i goście zaczynali się rozchodzić. Państwo, jak się teraz nazywają, Wróblewscy nie robili poprawin. No w sumie troszkę szkoda, jeszcze bym się pobawiła. My zaczęliśmy się zbierać o 5:40. Chyba byliśmy jednymi z ostatnich. Wsiedliśmy (jakoś) z Karolą do samochodu. Byłyśmy trochę pijane bo pod koniec to zaczęły tak lecieć kieliszek za kieliszkiem jak rozmawiałyśmy z Agą. Powspominałyśmy sobie stare czasy, Witczak ponarzekała na swojego byłego chłopaka przez którego właśnie chce wyjechać. Wiktor był wiadomo trzeźwy bo jakoś do domu musieliśmy dojechać to się chłopak poświęcił. Podtrzymywał nas pod ręce, a ja jak wychodziliśmy to prawie zostawiłam swoje buty pod stołem na sali. Grunt, że torebki nie zostawiłam. Przynajmniej tyle dobrego. Nie wiem nawet ile czasu zajęło nam dojechanie do domu, ale w każdym razie podziękowałam za podwózkę, kazałam im wpaść kiedyś i ruszyłam chwiejnym krokiem do drzwi odmawiając pomocy Wiktora, który chciał mnie zaprowadzić. Nie mam zielonego pojęcia jak ja trafiłam kluczem do zamka, otworzyłam te drzwi i nikogo nie pobudziłam, znaczy mam taką nadzieję. Jakoś udało mi się dojść do swojego pokoju. Rzuciłam tylko buty na fotel, ściągnęłam z siebie kieckę i wzięłam jedną z za dużych na mnie koszulek. Rolety były zasunięte byłam mega wdzięczna mamie, która pewnie je zasunęła. Rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam.



niedziela, 12 października 2014

~Rozdział 26~

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez moje nie zasłonięte roletami okno. Przeklęłam w myślach swoją zapominalskość i odwróciłam się na drugi bok. Po chwili leżenia otworzyłam oczy. Na zegarku była godzina 8:15. Zdecydowanie nie służy mi wstawanie po 7 gdy jestem na zgrupowaniu z siatkarzami. Podniosłam się do pozycji siedzącej, poprzeciągałam się na wszystkie strony i wstałam z łóżka. Nie przebierając się nawet zeszłam na dół. Potrzebowałam kawy. Zdecydowanie kawy. Musiałam jakoś rozkleić te powieki. Powolnym krokiem zeszłam po schodach żeby się czasem nie poślizgnąć jak to już mi się kilka razy zdarzyło. Odkąd mieliśmy wymieniane schody na takie śliskie zaliczyłam już chyba z 10 wywrotek. Nie do pomyślenia. W kuchni była już Dagmara z Antkiem wraz z mamą i babcią. Przywitałam się z nimi i nalałam sobie kawy
- A ty co tak wcześnie? - zadziwiła się babcia
- Zapomniałam zasunąć rolet wczoraj wieczorem - jęknęłam, a one się zaśmiały - To wcale nie jest śmieszne - burknęłam
- Co zjesz? - zapytała mama
- Nic mamusiu nie jestem głodna - ziewnęłam
- Musisz coś zjeść. Schudłaś strasznie. Jesteś jeszcze chudsza niż wcześniej - pokręciła głową i po chwili stał przede mną talerz musli.
- Wcale nie schudłam - zaprzeczyłam wkładając do buzi łyżkę ze śniadaniem
- Ty się młoda z matką nie kłóć. Ja tam swoje wiem - machnęła ręką, a ja wywróciłam oczami.
- Yyyy no właśnie Daga, pomogłabyś mi wybrać jakąś sukienkę na ślub?
- Oczywiście - odpowiedziała od razu z wielkim uśmiechem.
- Bo ja taka niezorganizowana, że ślub w piątek, a ja nie mam sukienki - powiedziałam z pretensjami do samej siebie
- No to może dziś po obiedzie się wybierzemy? - zaproponowała
- Jasne. Dzięki - uśmiechnęłam się
- Nie ma za co - odpowiedziała tym samym, a po chwili poczułam, że ktoś przestrzelił mi potylicę. Odwróciłam się, a za mną plecami do mej twarzy stał Michał grzebiący w lodówce. Klepnęłam go mocno w plecy i powróciłam do konsumowania śniadania. Takie nasze przekomarzania. Normalka. Zwłaszcza gdy jesteśmy w rodzinnym domu. Kiedy brat przygotował już sobie śniadanie usiadł obok mnie
- No właśnie, kochana, a na twój ślub to kiedy my zaproszenie dostaniemy? - zapytała babcia lustrując mnie wzrokiem - Najwyższy czas chyba nie?
- Na pewno nie prędko - odparłam
- A to czemu? - zdziwiła się
- Bo z nikim nie jestem - wzruszyłam ramionami
- Który by z tobą kobieto wytrzymał? -wymamrotał Misiek pod nosem 

- Co mówisz Michał? - spojrzałam na niego.
- Czy ja coś mówię? - uniósł wzrok z kanapki z pomidorem której uważnie się przyglądał.
- Ty się ciesz, że cie Dagmara chce a nie mną się zajmujesz.- prychnęłam
- Ciesze i to bardzo - wyszczerzył się całując swoją żonę w policzek. - A tobą sie trzeba zajmować bo ty sobie nie radzisz
- No i kto to mówi. Ten co do dziesiątego roku życia nie umiał wiązać sznurowadeł - parsknęłam śmiechem - Nie mówiłam si Dagmarko, ale twój mężuś nie umiał wiązać butów do czwartej klasy, ale miałam wtedy z niego polewkę razem z Aśką i Krystianem - obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a Winiar się wzburzył.
Włożyłam miskę do zmywarki i ruszyłam na górę się przebrać. Wzięłam jakieś czyste ciuchy z szafy przebrałam się w nie w łazience. Włosy uczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Wróciłam do swojego pokoju i wzięłam ciuchy, które miałam wyprać. Włożyłam je do pralki i podążyłam jeszcze do pokoju, aby wziąć komórkę. Zeszłam na dół i ubrałam buty. Postanowiłam pójść zobaczyć jak się miewają moje kwiatki w ogórdku. Najpierw weszłam do garażu aby ubrać cienkie białe rękawiczki, których zawsze używałam przy plewieniu moich kwiatuszków oraz motyczkę. Następnie weszłam do ogórdka. Przykucnęłam przy mieczykach i zabrałam się za wyrywanie paskudniej trawy i lekkiego spulchniania ziemi. Po pewnym czasie zadzwonił mój telefon. Ściągnęłam rękawiczkę z prawej ręki i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Karola. Uśmiechnęłam się pod nosem i nacisnęłam zieloną słuchawkę
- No cześć - zaczęłam
- Cześć, cześć. Tak sobie pomyślałem, że jeżeli jutro masz czas to moglibyśmy po tego psa pojechać.
- Jasne. A gdzie to dokładnie jest? - zapytałam
- Może zrobimy tak, że ja po ciebie przyjadę i pojedziemy moim autem? - zaproponował
- Jeśli pamiętasz jeszcze gdzie mieszkam i chce ci się drzeć taki kawał drogi z Bełchatowa to czemu nie? - zaśmiałam się
- Chce się chce. Nic się nie przejmuj. Może być koło 11?
- Dobra. Będę gotowa.
- To do jutra
- Do jutra. Pa - uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie.
- Z Karolem gadałaś? - zapytał ktoś tuż za mną. Krzyknęłam i podskoczyłam lekko do góry
- Nie strasz mnie tak debilu - naskoczyłam na brata - Zawału dostanę przez ciebie i kto cie będzie wkurzał i był dla ciebie wredny? - mruknęłam i włożyłam telefon do kieszeni i ubrałam rękawiczkę.
- Z nim gadałaś? - przetransportował się przede mnie, a ja pochyliłam głowę i zajęłam się wyrywaniem trawy
- No z Karolem, a co? - wzruszyłam ramionami
- A nic. - zrobił to samo co ja przed chwilą - A z kim idziesz na wesele? - zadał kolejne pytanie
- Boże.... nie wiem. Sama pewnie - odpowiedziałam
- A może byś tak Kłosa zaprosiła?
- Coś ty się tak go uczepił jak rzep psiego ogona? - spojrzałam na niego przenikliwie mrużąc oczy. - W sumie moglibyśmy pójść ...... jako przyjaciele - zastanowiłam się
- Tylko jako przyjaciele? - uniósł brew
- A jest coś więcej? - zrobiłam to samo
- A nie?
- Nie ...
- No ale razem pójść możecie - wzruszył ramionami i ruszył do domu. Pokręciłam głową. O co mu chodzi? Czasem serio nie rozumiem go jeszcze bardziej niż zwykle. Karol to TYLKO przyjaciel. Powróciłam do swojego poprzedniego zajęcia nie myśląc całkowicie o niczym.
- Elena, chodź na obiad! - usłyszałam krzyk mamy. Wstałam na równe nogi i ściągnęłam rękawiczki. Bolały mnie plecy i nogi, ale czego się nie robi dla ukochanych kwiatuszków, nie? No. Ruszyłam do domu, umyłam ręce i zasiadłam w kuchni przy stole. Dość szybko pochłonęłam pierogi i poszłam na górę wyjąć pranie. Włożyłam je do plastikowej dużej miski i poszłam rozwiesić na polu. Wracając do domu zahaczyłam o salon gdzie była Dagmara.
- To możemy się zbierać? - zapytałam
- Tak, już tylko nakarmię Antosia - powiedziała
- Dobra - uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy ciuchy, w które przebrałam się w łazience. Włosy jeszcze raz rozczesałam i umalowałam się. Na koniec psiknęłam się perfumami i byłam gotowa. Zeszłam na dół gdzie ubrałam balerinki i wzięłam torebkę z wieszaka. Z szafki w kuchni zgarnęłam jeszcze kluczyki do auta. Gotowa usiadłam na krześle przed domem.
- No już jestem - powiedziała Daga stając obok mnie.
- Dobra, pojedziemy moim - uniosłam lekko kluczyki do góry, na co ona skinęła głową. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w kierunku galerii. Wysiadłyśmy i skierowałyśmy się do pierwszego sklepu. Przeszłyśmy chyba z 7 sklepów, a ja przymierzyłam chyba z 50 sukienek. Niestety żadna nie przypadła do gustu, zarówno mi jak i Dagmarze. W końcu odwiedziłyśmy ostatni sklep. Dopiero tuta znalazłyśmy odpowiednią kreację. Była cudowna, leżała jak ulał i wyglądała zupełnie jakby była szyta na mnie. Wreszcie usatysfakcjonowane z sukienki zaczęłyśmy szukać butów. Z tym nie było większego problemu i niemal od razu wybrałyśmy te. Gdy zapłaciłyśmy spojrzałam na zegarek i aż się przeraziłam. Spędziłyśmy tu 4 godziny!
- To może jeszcze pójdziemy na jakąś kawę? - zaproponowała Winiarska
- Z chęcią - uśmiechnęłam się. Włożyłyśmy nasze zakupy na tylne siedzenie samochodu, a same udałyśmy się do najbliższej kawiarni. Zamówiłyśmy kawę i po kawałku sernika, a my zaczęłyśmy plotkować na całego. Wreszcie dowiedziałam się jak było na urlopie w Turcji, ja poopowiadałam jej co się tam dzieje po tych zgrupowaniach i co mi wyprawili na urodziny. W pewnym momencie zadzwonił telefon Dagi. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała
- No cześć Miśku.
- ...
- Jestem z Lenką w kawiarni a co?
- ...
- Na prawdę?! - zdziwiła się mocno - Nawet nie zauważyłyśmy - powiedziała i wstała z krzesła, a ruchem ręki nakazała mi zrobić to samo. Wzięłam swoją torebkę, zapłaciłam z nas obie i razem wyszłyśmy. Gdy doszłyśmy do samochodu szwagierka zakończyła połączenie
- Ty dasz wiarę, że jest już po 19?
- Serio?! - też bardzo się zdziwiłam - W sumie słońce już zachodzi - obie skierowałyśmy wzrok na niebo po czym się zaśmiałyśmy. Wsiadłyśmy do samochodu i 15 minut później byłyśmy już pod domem. Wjechałam autem do garażu i zgasiłam silnik. Wysiadłyśmy, a ja wzięłam swoje zakupy. Dagmara zamknęła garaż i ruszyłyśmy w stronę schodów do domu. Michał aż zagwizdał na widok sukienki
- I ty w takich szpilach będziesz chodzić? - zapytał wskazując na buty
- Myślisz, że jak nie chodzę to znaczy, że nie umiem? - uniosłam brew
- Ja nic takiego nie powiedziałem - wzruszył ramionami - Ale ileż można kupować sukienkę i buty?! - wykrzyknął wznosząc oczy i ręce do nieba
- Oj no nic nie wyglądało fajnie no to musiałyśmy coś innego znaleźć. Człowieku wesele w piątek, a dzisiaj jest wtorek! - przemówiła do swego męża Winiarska
- I tak uważam, że 6 godzin to zdecydowanie za dużo - upierał się
- A nie, my 4 godziny byłyśmy na zakupach, a potem 2 na kawie - powiedziała obojętnie
- No po obgadywałyśmy wszystkich facetów przechodzący obok knajpki - poruszyłam brwiami
- Czy mam się czuć zazdrosny? - spojrzał na nas oburzony
- Ostrą masz tu konkurencję kochanie - Daga pocałowała Michała i ruszyliśmy do domu. Poszłam zanieść swój strój na górę. Następnie jeszcze wróciłam do garażu, aby znaleźć ten transporter, w którym przywoziłam nasze psy wcześniej. Gdy go znalazłam musiałam go trochę ogarnąć bo był cały zakurzony. Kiedy to zrobiłam zostawiłam go w spiżarce, a sama poszłam zjeść jakąś kolację. No bądźmy szczerzy, jeden kawałek ciasta na 6 godzin to jednak ciut przymało. Zabrałam się za robienie jajecznicy.
- Co robisz ciociu? - zapytała Zosia siadając przy stole
- Jajecznicę. Też chcesz? - zapytałam. Dziewczynka skinęła głową, a ja wbiłam na patelnię jeszcze dwa jajka - A coś ty taka smutna? - zapytałam gdy jadłyśmy już naszą kolację, a ja dłuższą chwilę przyglądałam się Zosi.
- No bo Nikodem poszedł z Oliwierem do jakiegoś kolegi co mieszka tu niedaleko, a ja nie mam się z kim bawić - pożaliła się i wzięła łyk truskawkowego kompotu.
- A ty tu nie masz koło siebie żadnych koleżanek?
- No nie wiem.
- Jak pójdziesz we wrześniu do przedszkola to poznasz tyle dziewczynek, że ci dni na odwiedziny braknie, Zośka. Nic się nie bój - puściłam jej oczko. Włożyłyśmy naczynia do zmywarki, a ja musiałam jeszcze lecieć na pole, aby zebrać swoje pranie, z którym później podążyłam na górę. Rzuciłam ciuchy na swój fotel, a sama usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać zdjęcia na moim prywatnym aparacie zrobione na wszystkich zgrupowaniach. Począwszy od tego w Spale kończąc na tym w Gdańsku. Stwierdziłam, że może jutro jak ktoś będzie jechał gdzieś żeby skoczył mi z nimi do fotografa żeby wywołać i przy okazji kupić nowy album. Albo nie, one także znajdą się na ścianie. Stwierdziłam, że pójdę jeszcze zobaczyć co robią na dole. Weszłam do salonu gdzie wszyscy siedzieli i oglądali jakąś komedię. Zobaczyłam, że wrócili już Nikoś z Olim. Wzięłam Zochę na kolana i usiadłam z nią na kapie, ponieważ nigdzie indziej nie było już miejsca. Film był na prawdę trafiony bo prawie cały czas się śmialiśmy. Gdy się skończył rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Dzieci ścigane przez swoich rodziców poszły się umyć, a ja poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam na parapecie i patrzyłam sobie na cudowne niebo. Oczywiście nie mogło się obyć bez zrobienia choćby kilku zdjęć. Uwielbiałam robić zdjęcia gwiazdom lub księżycu. Siedziałam tak sobie dość długo po czym w łazience przebrałam się w piżamę i zmyłam makijaż. Wróciłam do pokoju i położyłam się na swoim wielkim łóżku. Zasnęłam po kilku minutach.




Następnego dnia spotkał mnie taki sam los co poprzedniego. Tyle, że dzisiaj byłam z tego zadowolona bo gdybym tak sobie zasunęła te rolety to na bank bym zaspała i tak obudziłam się już o 9:50. Wzięłam ciuchy i podążyłam z nimi do łazienki. Wskoczyłam pod prysznic po czym wytarłam swe ciało miękkim białym ręcznikiem i nałożyłam na siebie ubranie. Rozczesałam i wysuszyłam włosy, które dzisiaj także umyłam. Musiałam je także potraktować prostownicą bo po myciu zawsze były takie napuszone, a tego szczerze nienawidziłam. Umalowałam się i wreszcie w połowie byłam gotowa. Wróciłam do swojego pokoju, z którego wzięłam telefon. Sprawdziłam godzinę 10:50. Mam jeszcze jakieś 10 minut na zjedzenie czegoś. Brawo El, ty to umiesz sobie czasem zagospodarować. Najpierw ubrałam swoje ulubione balerinki po czym weszłam do kuchni, w której mama gotowała już obiad. Miałam sobie robić kanapki, ale okazało się, że nie ma chleba. Co to za dom żeby nie było w nim chleba?! No słowo daję wykończą mnie kiedyś! Zjadłam jakiegoś batonika kiedy usłyszałam, że przyjechał jakiś samochód. Chwyciłam tylko batonika i poinformowałam mamę gdzie się wybieram i że nie wiem kiedy wrócę. Narzuciłam na ramię torebkę oraz ze spiżarki wzięłam transporter i wyszłam przed dom. Karol rozmawiał z Michałem więc do nich podeszłam.
- Cześć - uśmiechnęłam się
- Cześć. Możemy jechać?
- Tak. Jestem gotowa mimo, że wstałam niewiele ponad godzinę temu - wyszczerzyłam się
- Ty jakieś rekordy bijesz siostra z tym wyrabianiem się - brat pokręcił głową z niedowierzaniem
- A no. Jedni grają w siatkówkę, a inni biją wszystkie możliwe rekordy i robią zdjęcia - wyszczerzyłam się. - Dobra, jedźmy - rzuciłam i włożyłam na tylne siedzenie transporter, a sama obeszłam auto i stanęłam przy drzwiach z przodu - Na razie braciszku - posłałam mu buziaka w powietrzu
- Na razie, na razie. Tylko ma wrócić przed północą - zwrócił się do Kłosa grożąc mu palcem ze śmiechem. Usiadłam na siedzeniu z przodu i zapięłam się pasem
- To dokąd dokładnie po tego psa się będziemy fatygować?
- Do Krakowa. Do mojego wujka. - odpowiedział
- Dużo ma tych szczeniaczków? - spojrzałam na niego
- Samych szczeniaków z 5, ale oprócz tego ma jeszcze 4 dorosłe psy, w tym 3 suki.
- O jeny. To musi bardzo te zwierzęta uwielbiać - uśmiechnęłam się
- Podobno ma tak od dziecka, ale nie wiem bo jako dziecko go nie widziałem więc nie wiem czy to nie są czasem błędne informacje. - zaśmialiśmy się.
Resztę drogi przegadaliśmy i prześmialiśmy, w końcu o 14:40 byliśmy pod domem wujka Karola. Budynek był na prawdę piękny, do tego cudowny duży ogród ze starymi i rozłożystymi drzewami. No pięknie. Zawsze chciałam mieć w swoim ogrodzie duże, stare drzewa. Strasznie mi się one podobały. Wzięłam z tylnego siedzenia transporter i razem ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych.
Krewny Kłosa siedział przed domem na krześle i czytał gazetę.
- Cześć wujku
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się
- A dzień dobry, dzień dobry. Ty pewnie jesteś Elena, tak? - uścisnął mą dłoń. - Witam, Jerzy
- Witam - uśmiechnęłam się
- A powiedz mi Karolku to twoja dziewczyna? - zwrócił się do Kłosa
- Nie, nie - powiedzieliśmy równo
- A szkoda, bo ładnie razem wyglądacie - cofnął się o krok, przechylił troszkę głowę na bok i się uśmiechnął. Ja zawstydzona spuściłam lekko głowę zakrywając twarz włosami
- No, tak, to .... możemy zobaczyć tego szczeniaka? - zapytał środkowy.
- A tak, proszę zapraszam do środka - zrobił gest ręką, abyśmy weszli do domu. Wystrój domu też był bardzo ładny. No nie powiem spodobało mi się tutaj. Pan Jerzy pokierował nas jak dojść do pokoju, w którym przebywały szczeniaki.
- No to wybieraj, który się podoba - powiedział gdy przekroczyłam próg pokoju. Od zawsze uwielbiałam psy i kiedy tylko mogłam to przywoziłam do domu nowego. Kochałam te zwierzęta po prostu. 

Po podłodze biegało tak jak mówił Karol 5 szczeniaków oraz leżała ich matka. Pierwszy był cały czarny, a na łapkach miał białe "skarpetki", drugi był brązowy z czarnymi plamami, trzeci cały brązowy, czwarty i piąty były czarne. Od raz spodobał mi się ten brązowy w plamy. Był też najodważniejszy, ponieważ podszedł do mnie pierwszy. Pogłaskałam go po łebku. Był na prawdę słodki. Od razu się w nim zakochałam.
- Chyba wezmę tego - uśmiechnęłam się szeroko głaszcząc mojego ulubieńca
- Proszę bardzo - odpowiedział tym samym. - Smycz i te sprawy masz?
- Tak, mam bo to już chyba 5 pies, którego przywożę do domu - zaśmiałam się, a on mi zawtórował
- Widzę, że bardzo psy lubisz - posłał mi serdeczny uśmiech - Ale obroże i tak ma na szyi to mu zostanie. A może coś zjecie? Niby jestem sam, ale żona coś tam zostawiła. Proszę do kuchni, wchodźcie.
- Może iść z nami? - zapytałam wskazując na pieska
- Jeśli chce - uśmiechnął się. Cmoknęłam na na zwierzaka delikatnie i klepnęłam w swoje udo, a on posłusznie podreptał za mną. Co mnie zdziwiło to to, że pozostałe tak po prostu zostały, nie wyrywały się ani nic. Weszliśmy do kuchni i wraz z Karolem usiedliśmy przy stole, a pan Jerzy zaczął krzątać się po kuchni
- Pierogi z truskawkami mogą być?
- Jasne, uwielbiam! - wyrwał się od razu Kłos, a ja pokiwałam głową z uśmiechem. Po kilkunastu minutach miłej rozmowy stały przed nami talerze z pysznymi pierogami. Zniknęły bardzo szybko, ponieważ ja byłam dość głodna bo prawie nic nie jadłam. Następnie wyszliśmy z domu. Panowie usiedli na krzesłach, a ja zaczęłam bawić się z pieskiem. Muszę szybo nadać mu jakieś imię. Na prawdę świetnie się bawiłam, a później nawet Karollo i pan Jerzy do nas dołączyli. Śmialiśmy się, gadaliśmy jakbyśmy byli rodziną. Ani się obejrzałam jak była 18:30 i gospodarz zaproponował nam jeszcze kanapki żebyśmy głodni nie jechali. Zjedliśmy posiłek i wyszliśmy z domu. Karol poszedł zanieść psa do samochodu, a ja ruszyłam za nim
- Elenko, poczekaj chwilkę - powiedział wujek i zniknął w domu. Po chwili pojawił się z jakąś gumową zabawką w ręce - To jego ulubiona kość, może dzięki temu lepiej zniesie podróż.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się - Do widzenia
- Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś do mnie wpadniecie
- Nadzieje trzeba mieć zawsze - zaśmiałam się i ruszyłam do auta. Postanowiłam usiąść z tyłu przy moim psiaku. Dzieciaki jak go zobaczą to go zamęczą. Pomachaliśmy jeszcze gospodarzowi i wyjechaliśmy na krakowskie drogi
- Serio ładnie razem wyglądamy? - zapytał po chwili Karol patrząc na mnie w lusterku
- Nie wiem, ale na moich zdjęciach na pewno - wyszczerzyłam się.
- Na twoich zdjęciach wszystko ładnie wygląda, nie liczy się - odrzucił od razu ten fakt
- A dziękuje
- A proszę.
- No to teraz pozostaje mi znaleźć tą kartkę, na której Zati mi napisał przykładowe imiona dla psa. - zaśmialiśmy się na samo wspomnienie. Przez dłuższy czas słychać było tylko muzykę lecącą z radia i piszczenie raz kości, a raz szczeniaka.
- Karol?
- Tak? - spojrzał na mnie w lusterku
- A .... może miałbyś czas i ochotę pójść ze mną na wesele mojej przyjaciółki?
- A kiedy miało by być?
- W ten piątek.
- Z chęcią - uśmiechnął się co ja odwzajemniłam. 

Resztę drogi tak samo jak wcześniej przegadaliśmy na najróżniejsze tematy. O 22:30 byliśmy już pod moim domem. Wysiadłam i wzięłam transporter z auta i ruszyłam do domu lecz ku mojemu zdziwieniu Karol nie wyłączył silnika. Odwróciłam się w stronę samochodu
- A ty co tak siedzisz? Jeśli myślisz, że będziesz wracał po nocach do Bełchatowa to się grubo mój drogi mylisz. Przenocujesz u nas. Wysiadaj.
Siatkarz wyłączył silnik i wychodząc z pojazdu wziął jeszcze moją torebkę, którą zostawiłam w środku. Otworzyłam kluczami dom i zaprosiłam środkowego do środka. Położyłam pieska na podłodze i otworzyłam drzwiczki. On zaczął wszystko obwąchiwać, a ja wzięłam go na ręce i poszłam do salonu gdzie siedziała mama, Michał, Dagmara, Asia i Adam.
- Karol u nas przenocuje - oznajmiłam, a środkowy przywitał się ze wszystkimi.
- Jaki cudny - uśmiechnęła się Asia podchodząc do mnie, a ja położyłam zwierzaka na podłodze
- Trzeba mu dać jeść - powiedziałam i podążyłam do kuchni, a za mną zwierzak. Wyciągnęłam z szafki jakąś miskę i nasypałam do niej karmy. Mama się przygotowała widzę. Patrzyłam jak mały je, a gdy skończył ruszyłam do salonu żeby dowiedzieć się gdzie on może spać. Rodzicielka pokierowała mnie z powrotem do kuchni gdzie ku memu zdziwieniu ponieważ wcześniej go nie zauważyłam, leżało pudło wyścielone czymś w środku. Poklepałam wnętrze pudełka, a szczeniak wskoczył do niego. Coś nie wierzę żeby dzisiejsza noc tu przespał. I tak zostawię uchylone drzwi do swojego pokoju. Najpierw zaczął obwąchiwać co nie było ani trochę dziwne. Ja ruszyłam do salonu, aby zabrać ze sobą Karola i pokazać mu gdzie ma spać lecz on był pogrążony w rozmowie z Michałem i mój życzliwy brat powiedział, że pokaże naszemu gościowi gdzie ma spać. No więc ja ruszyłam na górę, aby wziąć prysznic. Kilka minut później wchodziłam już do swojego pokoju zostawiając uchylone drzwi. Zgasiłam światło i położyłam się na łóżku. Gdy spojrzałam jeszcze na wyświetlacz widniała na nim godzina 00:15. No nieźle. Jutro pewnie nie wstanę wcześniej niż o 11. Odwróciłam się twarzą do ściany i zasnęłam.