niedziela, 28 września 2014

~Rozdział 22~

Cały ten tydzień minął mi bardzo szybko. Najpierw treningi, potem mecz z Brazylią w cudownej Kraków Arenie. Wspaniałe było jak tyle ludzi odśpiewało nasz hymn. Jak tutaj robiło to na mnie wrażenie to co będzie nie Stadionie Narodowym? Aż się boję myśleć. Później podróż do Bygdoszczy, tam rewanżowe spotkanie z Brazylijczykami, które zagraliśmy beznadziejnie przegrywając w fatalnym stylu


Dzisaj 25.06 wylatujemy do Teheranu na mecze z Iranem bez Bartka i Mariusza, którzy mają urazy pleców, oraz Krzyśka, który leczy swój bark. Gdy dolecieliśmy na miejsce byłam okropnie wkurzona.
- Lato kurde nadeszło kurde, pełną kurde, parą kurde, a my kurde chodzimy kurde w długich kurde spodniach, kurde - wylewałam swoje żale gdy wyciągaliśmy swoje walizki z luku bagażowego przed hotelem
- Nie bulwersuj się tak siostra - uspokajał mnie Michał
- Nie odzywaj się! Chce to mogę - warknęłam
- Trzeba było ubrać sobie krótkie tak jak ja - powiedział obojętnie Andrzej
- Przestępca - wypalił Zati, a ja popatrzyłam na niego pytająco - No co? Tutaj chodzi się ciągle w długich spodniach. Taki kraj - wzruszył ramionami
- Gdyby nie to, że jestem waszym fotografem, nigdy bym tu nie przyjechała - prychnęłam
- Ale przyjechałaś i musisz to znieść - wtrącił Winiar
- Na moje nieszczęście - mruknęłam pod nosem. Wzięliśmy swoje bagaże, znaczy chłopaki wzięli też moje bagaże i skierowaliśmy się po klucze do swoich pokoi.
- Ale w sukience chyba mi wolno, nie? - zagaiłam gdy jechaliśmy windą na nasze piętro, a Misiek aż zakrztusił się własną śliną
- Przecież ty nie lubisz sukienek - wykrztusił
- Nie lubię, nie lubię, - wywróciłam oczami - a nawet kurde, jakbym chciała to żadnej przy sobie nie mam - zacisnęłam dłoń w pięść - Chce wracać do Polski! - oświadczyłam tupając nogą gdy wchodziłam do swojego pokoju.
- Nie ty jedna - rzucił przechodzący korytarzem Rafał.
Czyli mam poparcie w kadrze! Jej! Dziękuję Rafałku! Zamknęłam drzwi i skorzystałam tylko z toalety i ruszyłam do restauracji na obiad. Gdy się tam znalazłam była tam już nasza Banda. Nie odzywałam się ani słowem bo wciąż byłam zła, a nie chciałam się niepotrzebnie na kimś wyżyć. Siatkarze chyba też to wyczuli bo nie zaczynali ze mną na siłę rozmowy. Po posiłku chłopaki mieli jeszcze siłownie na której ja na szczęście nie musiałam być. Czas do powrotu chłopaków i kolacji okropnie mi się dłużył. Strasznie mi się nudziło. W końcu po godzinie bezsensownego leżenia na łóżku i gapienia się w sufit odpaliłam laptopa. Postanowiłam pogadać na Skype. Z kim? Jeszcze nie wiem. Zależy kto będzie. Zalogowałam się na komunikator i po chwili już odbierałam połączenie od Asi, która jednak okazała się być Nikodemem i Zosią.
- Cześć maluchy - uśmiechnęłam się wesoło. - Jak ja was dawno nie widziałam
- Cześć ciociu - powiedziały równo - Mamy dla ciebie złą wiadomość - chłopczyk przybrał poważny ton głosu
- Co się stało? Coś babci? Mamie? Tacie? Prababci? Okradli was? Psy pozdychały? No mówcie żesz - nawijałam z szybkością błyskawicy
- Nie, tylko twoja orchidea uschła - dziewczynka pokazała mi zwiędły kwiatuszek
- O rany - westchnęłam - Kiedy wy go ostatnio podlewaliście? W maju?
- Nie wiemy - wzruszyli ramionami - A kiedy do nas wracasz?
- Jeszcze dłuuuugo nie - powiedziałam, a na ich twarzach zagościł smutek.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę po czym dołączyła się Asia. Z nią też dość długo gadałyśmy. Ogólnie zamieniłam kilka słów z każdym z domowników
- Asia, daj mi jeszcze na chwilę mamę - zwróciłam się do siostry, a po chwili byłam już twarzą w twarz z rodzicielką
- Co ty na to mamo żebym przywiozła jeszcze jednego psa? - zapytałam z proszącą miną
- Po co ci trzeci pies ? - zdziwiła się
- Bo chcę takiego małego mieć no - rozmarzyłam się
- A już masz jakiegoś na oku?
- Na razie nie bo chciałam się zapytać. Tylko nic nie mów dzieciakom.
- Jasne, że nic nie powiem. A jak tylko coś znajdziesz to daj znać. - uśmiechnęła się, pożegnałyśmy się bo usłyszałam już rozmowy siatkarzy wracających z treningu. No to teraz pozostało mi popytać czy może, aby w kadrze ktoś nie ma do oddania psa.
Ruszyłam najpierw do pokoju Michała, który prawdopodobnie dzielił z Andrzejem.
- Rozpoczynam poszukiwania psa - zaczęłam wesoło wchodząc do środka, klaskając w ręce i siadając na łóżku
- Pies ci zginął? Tutaj? - uniósł brwi zdezorientowany Wrona
- Nie - parsknęłam śmiechem - Chodzi mi to szukanie psa żebym mogła go wziąć do domu - wyjaśniłam
- Mama się zgodziła na trzeciego psa? - zapytał Winiarski grzebiąc w telefonie
- A owszem. Jak mogłaby odmówić mi z takim urokiem osobistym? - odrzuciłam teatralnie włosy, do tyłu, brat tylko pokiwał głową z politowaniem a drzwi otworzyły się gwałtownie uderzając mnie w rękę z taką mocą, że AŁA!!
- AŁ!!!! - zadarłam się  i chwyciłam się za bolący łokieć
- Oj, przepraszam Lenka, nie chciałem - Karol, który to okazał się tym brutalnym otwieraczem drzwi zaczął mnie okropnie przepraszać - Idziemy do lekarza - zarządził. Ruszyliśmy do wyjścia, a zostający w pokoju siatkarze wybuchnęli śmiechem, ja tylko wytknęłam im język i ruszyłam za środkowym
- Miałeś jakąś ważną wiadomość, że z aż taką siłą te drzwi otworzyłeś? - zaśmiałam się
- A miałem - przytaknął - Wyobraź sobie, że nie ma tutaj dostępu do fejsa - zrobił obrażoną minę - I mogę tylko na insta wchodzić. To nie sprawiedliwe
- Oj, biedny Karolek - zrobiłam współczującą minę - A właśnie. Nie masz może kogoś znajomego, który ma może jakiegoś małego peska do oddania? - zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć na profil siatkarza. Ten chwilę się zastanawiał.
- Wiesz chyba mam ale musiałbym zadzwonić i się upewnić - powiedział
- Jasne, jasne. Ja i tak mogłabym go wziąć dopiero wtedy gdy mielibyśmy wolne.
Dotarliśmy już do pokoju doktora Sowy. Ten po oględzinach stwierdził, że nic mi się nie stało i że po uderzeniu drzwiami przez takiego silnego wielkoluda to normalne więc dał mi tylko jakąś maść i mogliśmy wracać.
- Ale wstrętny siniak - skrzywiłam się gdy wracaliśmy do pokoju Wronki i Winiara
- Nadaj mu imię - wyszczerzył się, a ja spojrzałam na niego jak na kompletnego debila - Zdaje się, że dłużej u ciebie zabawi - zaśmiał się, a ja tylko wywróciłam ślepiami.
- Ciekawe dzięki komu? - zapytałam głupio
- A to już jego zapytaj - wyszczerzył się głupkowato, na co westchnęłam. Otworzyłam drzwi pokoju do którego zmierzaliśmy i padłam na łóżko obok Miśka. Pech nieszczęśliwie chciał żebym jeszcze po drodze zaliczyła bliskie spotkanie mojego siniaka z jego łokciem przez co znowu zwijałam się z bólu
- Wszyscy są dziś przeciwko mnie. Nie mogłeś się usunąć? - warknęłam
- A czy ty mi się usuwasz?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie Winiarski - wytknęłam w jego kierunku język
- A jak ty odpowiadasz to co? - żachnął się
- A ja to mogę - wyszczerzyłam się
- Ale ty mnie czasem denerwujesz kobieto - powiedział przez zęby i wzniósł oczy do nieba
- I vice versa braciszku - odparłam
- Widzę, że skończyliście więc proponuję obejrzeć jakiś horrorek - udzielił się Wronka, a ja na słowo "horror" wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku drzwi - A ty gdzie ? - zdziwił się
- Nie lubię horrorów - skrzywiłam się
- Czyżbyś się bała ? - poruszył brwiami Endrju
- Z nami nic ci nie grozi - wypiął dumnie klatę do przodu Kłos, a ja parsknęłam śmiechem
- No chyba z wami to mi najwięcej grozi - pokiwałam z politowaniem głową
- Ale wiesz, że to nie prawda to filmy ? - upewnił się wyższy środkowy.
Prychnęłam
- Oczywiście, że wiem, ale się boję bo, nie tak jak wy, śpię sama. Więc na razka - pomachałam im
- Wronka chętnie cię pod swoje skrzydła przygarnie - wyszczerzył się przyjmujący
- Dzięki, ale może innym razem - puściłam mu oczko - Branoc panowie - rzuciłam przez ramię zamykając drzwi. Otworzyłam swój pokój i weszłam do środka. Zapaliłam światło i przypomniało mi się, że zostawiłam u chłopaków moją maść. Przybiłam sobie facepalma i poszłam z powrotem tam skąd przyszłam. Otworzyłam drzwi, a siatkarze zamilkli
- Jednak decydujesz się na skrzydła Wronki? - zapytał ze śmiechem braciszek
- Nie głupku, tylko po mazidło swoje przyszłam - pomachałam mu przed nosem tubą z kremem po czym wyszłam. Wzięłam prysznic i ułożyłam się wygodnie na łóżku.


Z Teheranu nie przywozimy, ani jednego punktu. Pierwszy mecz 1:3, a drugi 0:3. Zaraz po zakończeniu niedzielnego spotkania udaliśmy się na samolot do Polski. Po locie do kraju i nocy spędzonej w hotelu wyruszyliśmy o 10, czekaliśmy przed hotelem na nasz autokar i na wszystkich siatkarzy. Zaspałam więc nie miałam czasu porządnie zjeść, a co dopiero wziąć prysznic. Gdy byliśmy już na lotnisku zaczęłam wzrokiem szukać Bartka ponieważ miałam ochotę wskoczyć mu na plecy z zaskoczenia, ale się odwrócił. Pośmiałam się troszkę z jego nowej fryzury za co oczywiście się fochnął i ruszyłam na poszukiwanie Krzyśka. Ten także stał tyłem do mnie rozmawiając z ożywieniem z Mariuszem i Michałem. Zrobiłam w ich kierunku maślane oczka. Wlazły skinął niezauważalnie głową, a Winiarski uśmiechnął się cwano. On mnie pewnie wyda jak będe już wskakiwać na libero. Wzięłam rozbieg, a i już miałam się odbijac od podłogi i wylądować na plecach Ignaczaka
- Ej, Igła but ci się rozwiązał  - powiedział Winiar, a Ignaczak przykucnął i zajął się butem natomiast ja przeskoczyłam go i nadepnęłam jedną stopą specjalnie na but Miśka. Ten skrzywił się z bólu, złapał za buta i zaczął podskakiwać w miejscu. Przybiłam piątkę z Szamponem, a w tym czasie wyprostował się szanowny pan Krzysztof.
- O Enka! - ucieszył się i mnie przytuli - Nie zauważyłem cie - stwierdził gdy odsunął mnie od siebie
- Bo dosłownie skoczyłam nad tobą - wyszczerzyłam się
- Nagrał mi to ktoś? - oczy mu się zaświeciły lecz jednak żaden życzliwy pan ani pani nie podali Krzysiowi smartfona z nagraniem jak przez niego skaczę. - A jemu co? - spojrzał zdezorientowany na przyjmującego dalej skaczącego w miejscu
- A to takie nasze małe porachunki - machnęłam ręką.
Po kilku minutach Stephane zawołał wszystkich do autokaru. Wpakowaliśmy najpierw walizki, a potem siebie do środka i mogliśmy ruszać.
- Mam nadzieję, że zatrzymamy się na jakiejś stacji żeby coś wszamać - wychyliłam głowę do tyłu przez szparę między fotelami patrząc pytająco na Igłę.  
- Nie mam pojęcia. Chyba raczej nie - wzruszył ramionami grzebiąc w swoim laptopie, pewnie montując kolejny odcinek Igłą Szyte. Wyciągnęłam słuchawki z torebki i włączając swoją ulubioną playlistę podziwiałam widoki za oknem. Od czasu do czasu przejeżdżając wzrokiem po wnętrzu autokaru. Gdy wreszcie minęliśmy tabliczkę z napiszem Gdańsk byłam wniebowzięta. Chłopaki w ogóle nie chceili grać ze mną w karty. Czemu oni sią tacy pamiętliwi i uparci? Każdy kiedyś w końcu z dziewczyą przegrać musi i to nic nadzwyczajnego. Kiedy zaparkowaliśmy przed naszym hotelem niemal na skrzydłach poleciałam po swoją walizkę. Miałam ochotę na prysznic, a w dodatku byłam taka głooodna, że ja nie mogę. Gdy znalazłam się wreszcie w swoim pokoju najpierw sprawdziałam widok za oknem. Ładny. Widać było morze i to mi wystarczy. I tak miałam lepiej od Ziomka i Igły którzy ze swojego widzieli tylko drzewa. Ha! Ha! Ha! Wygrzebałam z walizki rzeczy potrzebne w łazience oraz koszulkę reprezentacyjną i krótkie spodenki (klik). Wzięłam dość długi prysznic umyłam włosy i rozkoszowałam się zapachem truskawkowego szamponu. Gdy wyszłam z kabiny osuszyłam ciało ręcznikiem narzuciłam na siebie ciuchy po czym zabrałam się za włosy. Rozczesałam je  i zabrałam się za ich suszenie. Szczerze tego nienawidziłam. Zawsze zajmowało mi to mnóstwo czasu. I tak teraz mam krótsze bo kiedyś miałam do pasa. Gdy włosy były już w prawie całkiem suche przejechałam po rzęsach maskarą, a po ustach błyszczykiem. Do kieszeni spodenek włożyłam jeszcze telefon i wreszcie byłam gotowa zejść na dół. Gdy jechałam windą zerknęłam, która godzina 15:09. Ja to mam wyczucie czasu, nie ma co! Gdy byłam już w restauracji, zastałam ciekawy widok, a mianowicie całą naszą Bandę już siedzącą przy stole. To wszystko przez moje włosy! Gdyby się szybciej suszyły to na pewno nie byłabym ostatnia! Jestem o tym święcie przekonana! Zajęłam miejsce pomiędzy Krzyśkiem, a Michałem i zaczęłam z apetytem konusmować zamówione przez (jak się domyślam) mojego (kochanego) braciszka jedzenie.
- Co ty śniadania nie jadłaś? - zapytał Wlazły
- Nie bardzo - odparłam - Zaspałam. Zapomniałam sobie budzika ustawić. - mruknęłam
- Nasza mała zapominalska Lenka - zaśmiał się Igła i chciał za pewne wytarmosić mnie za policzki, ale zanim jego łapy zbliżyły się do mojej twarzy dostał po pazurach
- Ałaaaaaa - powiedział pretensjonalnie masując palce
- Przepraszaaaam - odparłam
- Proszę - skinął głową i powrócił do posiłku, a ja pokręciłam głową z politowaniem.
- Nie macie już dzisiaj treningu? - zapytałam
- Mamy o 16 - jęknął Karol
- Hala, siłownia? - ciągnęłam
- Hala - odparł Zati
- Ok
Po obiedzie ruszyliśmy do swoich pokoi, aby zabrać potrzebne rzeczy. Zgarnęłam szybko sprzęt i zamykając pokój poczekałam od razu na Karola i Andrzeja, którzy również wychodzili.
- Mam dla ciebie tego psa - powiedział Kłos
Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję co spotkało się ze śmiechem Wrony. Natychmiast odsunęłam się na taką samą odległość jak na początku.
- Jakiej jest rasy? - zapytałam
- Owczarek niemiecki - odparł co znowu spotkało się z oznaką mojej radości, ponieważ kochałam tą rasę. - Kiedy będziesz miała czas to możemy razem po niego pojechać - zaproponował
- Jasne - uśmiechnęłam się szeroko. Gdy my sobie tak rozmawialiśmy nawet nie zauważyłam kiedy byliśmy już w recepcji i czekaliśmy na Ignaczaka i Żygadłę. Po chwili się zjawili i ruszyliśmy na trening. Gdy oni ćwiczyli, a ja stałam na trybunach i robiłam im zdjęcia, głowę cały czas miałam pochłoniętą myślami o piesku. Musiałam sobie teraz przypomnieć gdzie ja schowałam tą kartkę z imionami, które wymyślił dla mnie Paweł.
- Ej, Młoda idziesz czy nie idziesz?! - krzyknął  w moją stronę rzeszowski libero.
- Idę, idę! - odkrzyknęłam po czym ruszyłam na zewnątrz, aby zaczekać na siatkarzy i sztab przed autokarem. Musze się zaraz po kolacji wymknąć na spacerek po plaży, sama, bez tych wielkoludów bo by mi zepsują cały cudowny nastrój. Podążyłam do wyjścia z hali, aby czekać na resztę. Po upływie ponad 20 minut zjawili się i pojechaliśmy do hotelu. Słoneczko bardzo powoli chyliło się ku zachodowi. Koniecznie muszę iść na ten spacer. Uwielbiam robić zdjcia zachodom słońca. Gdy byliśmy już pod naszym hotelem udałam się odnieść swój sprzęt do pokoju po czym szybko poszłam na kolację. Byłam pierwsza. Chłopaki przyszli chwilę później. Zjadłam najszybciej i udałam się do swojego pokoju wymigując się bolącą głową od oglądania filmu. W swoim pokoju przebrałam się (klik), poprawiłam włosy i chwyciłam torebkę. Teraz będzie najtrudniejsza rzecz. Jak się wymknąć żeby nikt mnie nie zauważył. Musze przeczekać aż oni pójdą do swoich pokoi ale z drugiej strony trochę to potrwa. Postanowiłam, że pójdę schodami. Przemierzałam właśnie korytarz gdy usłyszałam, że winda właśnie wjechała. Szybko schowałam się za ścianą. Byli to nie kto inny jak siatkarze.
- Czy wy też mieliście takie uczucie, że Elena nas okłamała mówiąc, że boli ją głowa? - zapytał Michał. Nosz cholera! Co on mnie tak dobrze zna?!
- Mi też się tak zdaje - potwierdził Krzysiek. - No idziemy do niej na te filmy?
- Jasne - przytaknęli - Tylko Kuraś laptopa weź, bo ty masz zawsze jakieś nagrane. - powiedział Piotrek. Wszyscy weszli do pokoju Kurka i Nowakowskiego, a ja w tym czasie szybko pobiegłam w stronę schodów. Kilka stopni przebiegłam, ale później już szłam normalnie. Przecież nie będę z 5 piętra cały czas biec po schodach. Zresztą już nic mi tu nie grozi. Gdy zobaczą, że pokój jest zamknięty na klucz i im nie odpowiadam Misiek powinien, albo ktoś inny, że może już zasnęłam skoro bolała mnie głowa, prawda? No!
Kilkanaście minut później dochodziłam już do plaży. Była 19:50. Słońce wyglądało cudownie, a morze i niebo jeszcze cudowniej. Uwielbiam takie obrazki. Porobiłam dużo zdjęć po czym zdjęłam rzymianki ze stóp i wzięłam je do rąk. Spacerowałam wolnym krokiem po plaży. Ludzi prawie nie było. Podeszłam do wody. Najpierw zamoczyłam lekko dłoń, postawiłam tam stopy i zrobiłam dwa kroki do przodu. Woda przyjemnie oblewała moje nogi do kolan. Zaraz jak wyjdę w wody będę musiała ubrać buty żeby nie mieć na nogach piaskowej posypki. Stałam tak dobre kilka minut po czym wyszłam z powrotem na piasek. Ubrałam buty i kontynuowałam swój spacer. Na horyzoncie było widać już tylko połowę słońca. Usiadłam na piasku bezmyślnie przypatrując się temu pięknemu widokowi. Po chwyli ktoś usiadł obok mnie.
- Karol? - zdziwiłam się - Co ty tutaj robisz?
- Zostawiłaś otwarte drzwi do pokoju sierotko, nigdzie cię nie było więc Winiar stwierdził, że poszłaś na plażę. Wszyscy machnęli tylko ręką i poszli do Kurasia oglądać film.- zaśmiał się
- No proszę, już widać jak im na mnie zależy. Tyko wrócę to im taką awanturę zrobię, że pożałują. - postanowiłam
- Wolałabyś, żeby siedzieli tutaj teraz wszyscy? - zapytał
- Nie  - odparłam po chwili zastanowienia - W sumie tak jest nawet lepiej - popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się lekko co odwzajemnił - Chciałabym mieć tutaj taki domek i przyjeżdżać co roku na wakacje. - rozmarzyłam się
- No, fajnie tutaj - potwierdził. Siedzieliśmy chwilę w ciszy przypatrując się tylko widokowi i czując jak delikatny wiaterek owiewa nasze ciało.
- Wiesz .... - zawahałam się i spuściłam wzrok na moje stopy, a on popatrzył na mnie zaciekawiony - Myślę .......... - odetchnęłam - myślę, że już jestem gotowa żeby powiedzieć ci dlaczego nie gram - rzekłam cicho powoli wypuszczając powietrze z płuc
- Bardzo się cieszę - uśmiechnął się szczerze i dotknął mojej dłoni - To zaczynaj - wysłał mi pokrzepiające spojrzenie.
- Myślę, że żeby to zrozumieć muszę powiedzieć ci też kilka innych rzeczy przez co właśnie to się stało. - westchnęłam. Opowiedziałam mu najpierw o Krystianie, on objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego - Tak nagle stracić tak bliską osobę to wielki cios. Myślałam, że to będzie tylko jeden raz, ale wtedy dopiero się zaczęło - urwałam na chwilę by opanować słone krople, których za wszelką cenę chciało się wydostać coraz więcej spod moich powiek. Powracały znowu żal, smutek i wściekłość na siebie - Potem dopiero się zaczęło. Rok później 20 kwietnia 2003r. tata poślizgnął się na mokrych płytkach i uderzył głową o kant stołu. To było przeze mnie. To ja przed wyjściem na trening rozlałam trochę soku i nie pościerałam go bo się spieszyłam. - obwiniałam się - Gdy wróciłam do domu po treningu sama bo musiałam iść jeszcze do biblioteki miałam lekkie
déjà vu. Znowu cisza w całym domu. Rzuciłam torbę treningową w kąt i ruszyłam do kuchni. Siedziała tam mama, Krzysiek, Michał, Karolina i Marcela - moje dwie przyjaciółki. Kiedy zapytałam co się stało kazali mi usiąść. Zaczęłam już panikować, miałam przypuszczenia co zaraz powiedzą i powiedzieli. Ojciec nie żył. Kolejna rzecz obciążająca moją psychikę. Z płaczem wybiegłam z domu. Skierowałam swój bieg nad polankę, te na której byliśmy - spojrzałam na niego, a on skinął głową na znak, że pamięta więc wzrok skierowałam z powrotem na wodę. - Do domu wróciłam przed północą. Cała byłam przemarznięta w końcu nic dziwnego miałam na sobie tylko legginsy i bluzkę z krótkim rękawem, ale wtedy zupełnie mnie to nie ruszało. Ja zabiłam własnego ojca. Nic mi tego nie potrafiło przyćmić. Nic. Po tym nabawiłam się zapalenia płuc i trafiłam do szpitala. Po wyjściu znowu się pozbierałam i wtedy liczyła się tylko i wyłącznie siatkówka. Trenowałam okropnie ciężko. Byłam idealistką i za każdy błąd głęboko się beształam i chciałam to zrobić jeszcze raz, lepiej i lepiej żeby dość do perfekcyjności. Miałyśmy wedy walczyć o Mistrzostwo Polski. Prowadziłyśmy w meczu 2:1, ale aut po ataku Karoliny doprowadził do tie-breaka. W 5 secie prowadziłyśmy 14:10. Wtedy przeciwniczki atakowały. Skoczyłam z koleżankami do bloku. Piłka została po stronie rywalek lecz ja upadając źle stanęłam i upadłam. Szał w naszej drużynie, nikt na początu nie zauważył co się stało. Dopiero po chwili podszedł do mnie lekarz. Rwący ból w kolanie. Pojechaliśmy do szpitala. Po wszystkich badaniach wyrok  był jednoznaczny: o zdobywaniu medali OrlenLigi i chociaż jeden jedyny raz zagraniu z orzełkiem na piersi mogłam powiedzieć żegnajcie - łzy po moich policzkach płynęły już strumieniami, ale nawet ich nie ścierałam. Nie było sensu. Wszystko co wtedy czułam wróciło. Dopiero po chwili mówiłam dalej patrzac na swoje stopy - Z tą wiadomością runął cały, doszczętnie cały mój świat. Wszystko co mi zostało po śmierci ojca to była właśnie ona, siatkówka.  Mogłam jedynie rekreacynie, ale powiedziałam sobie jasno: skoro nie mogę zawodowo. Nie mogę wcale. Zrozumieć mnie może tylko ten, kto doświadczył tego co ja. Gdy wyszłam ze szpitala czekała na mnie Karolina wraz z medalem. Schowałam go w jakimś pudełku na samym dnie szafy. Nie chciałam go widzieć. Po tym zamknęłam się w sobie. Jeszcze większym ciosem dla mnie było to, że po jakichś dwóch tygodniach zadzwoniła do mnie Marcela. Powiedziała tylko "żegnaj" i się rozłączyła. Zastanowiło mnie to, ale ja wtedy byłam za bardzo zajęta swoim życiem i swoimi problemami - prychnęłam wkurzona na siebie - Następnego dnia przyszła do mnie Karola cała zapłakana z wieścią, że Marcela postanowiła skończyć ze swoim życiem całkowicie. Jej rodzicie się rozwiedli, a na dodatek chłopak ją zdradzał. Wiedziała to ode mnie ale dopiero niedawno go nakryła. Kolejna rzecz spadająca na moją i tak zszarganą i zniszczoną doszczętnie psychikę. Od Olszewskiej dowiedziałam się, że Marcela przedawkowała tabletki nasenne i nie dało jej się uratować. Nie radziłam sobie z tym - zacisnęłam dłonie w pięści i pociągnęłam nosem - Nic nie jadłam, prawie nie spałam, nie chciałam niczyjej pomocy. Codziennie żeby zagłuszyć ból psychiczny katowałam się fizycznie. Biegłam prawie trzy godziny dziennie. Właśnie gdy pewnego wieczoru wróciłam do domu po obiegnięciu całej okolicy na podwórku leżała Mikasa. - westchnęłam - Chciałam zapomnieć o siatkówce, ale to wcale nie jest takie łatwe jak sie ma z nią tak dużą styczność. Długo biłam się z myślami czy wziąć ją i poczuć się z nowu jak dawniej. Ostatecznie podniosłam ją i zaczęłam odbijać. Po kilkunastu minutach weszłam do domu. W kuchni siedziała mama, Misiek i Krzysiek. Rodzicielka płakała, a chłopaki mieli nieobecny wzrok. - zamknęłam oczy, a przed nimi stanęła ta sytuacja.

 Chrząknęłam chcąc zwrócić na siebie uwagę, a siedzący przy stole zwrócili wzrok na mnie.
- Chciałam was na początku bardzo przeprosić. Za to wszystko co przeze mnie wycierpieliście. Chciałam was też prosić żebyście pomogli mi wrócić do dawnego życia. Zerwać z tym użalaniem się nad sobą i obwiniania się, co się stanie to się nie odstanie - powiedziałam w miarę spokojnie  Grażyna z płaczem mocno mnie przytuliła
- Co cię tak odmieniło? - szepnął mi na ucho Michał gdy tonęłam w jego mocnym uścisku
- Siatkówka - odszepnęłam ze łazmi w oczach, a na jego twarzy zagościł uśmiech, którego tak dawno tam nie widziałam

- Wiedziałem, że z ciebie silna dziewczyna - powiedział Igła przytulając mnie.

 
Po półtora roku wróciłam do normalnego życia, dostałam się na studia, skończyłam je i tak oto teraz jestem tutaj - pociągnęłam nosem, otarłam trochę oczy i podniosłam wzrok na Karola. Ten bez słowa mocno mnie do siebie przytulił, a ja wtuliłam się w niego i delikatnie uśmiechnęłam
- Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałaś - szepnął w moje włosy.
- Dobrze mi to zrobiło - odpowiedziałam - Wracamy? Robi się już trochę zimno - zaproponowałam po chwili. Nie ukrywam, że w jego ramionach było mi tak dobrze, że mogłabym spędzić w nich resztę życia, ale do hotelu trzeba wrócić
- Jasne - odparł i odsunął się ode mnie - Jesteś bardzo bardzo silna, wiesz? - powiedział patrząc mi w oczy, a ja o mało nie utonęłam w tych jego czekoladowych tęczówkach. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem. Wstaliśmy, otrzepaliśmy ubranie z piasku i ruszyliśmy wolnym krokiem w odpowiednim kierunku
- Mógłbyś o tym nikomu nie mówić? - zapytałam nieśmiało
- Oczywiście, nie miałem nawet zamiaru - odpowiedział od razu.
Dalej szliśmy w ciszy. Nie była ona jakaś taka krępująca, raczej taka, której każdy potrzebuje na zebranie myśli.

Perspektywa Karola
Byłem bardzo bardzo zaskoczony i nieźle skołowany gdy Lenka zaczęła mi o tym wszystkim opowiadać. Przez jakie piekło ona musiała przechodzić w tamtym czasie. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Myślałem, że po prostu coś jej nie wyszło i odpuściła. Jestem pod ogromnym wrażeniem siły tej drobnej brunetki idącej tuż obok mnie. Wiatr cudownie rozwiewał jej włosy przez co wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Ona coraz bardziej mnie zaskakuje. Gdy ją przytuliłem poczułem takie wspaniałe ciepło. Mógłbym jej nigdy nie wypuszczać z tego uścisku. Czuję się też mega zaskoczony tym, że mi o tym wszsytkim powiedziała. Od początku do końca. Gdyby mi nie ufała to powiedziała by tyllko o samej kontuzji, prawda? Znaczy ze nie jestem jej calkiem obojetny. Gdy dotarliśmy pod jej pokój odwróciła się jeszcze, pocałowała mnie w policzek i jeszcze raz podziękowała. Uśmiechnąłem się i poszłem do pokoju dzielonego z Wroną.
- A gdzie nasz Karolek się tyle podziewał? Godzina policyjna już dawno minęła - zaśmiał się Andrzej. Spojrzałem na zegarek. Była 23. No to nieźle długo sobie tam posiedzieliśmy
- Gdzie był, tam był. Nie interesuj się - opadłem na swoje łóżko
- Z Eleną po plaży łaziłeś nie?
- Nie łaziłem - zaprzeczyłem od razu
- Nie pierdziel wiemy, że tam byliście - powiedział z politowaniem
- Śledzicie mnie? - uniosłem brew
- My, nie Kurek i Piter już tak. Ale przyszli o wiele, wiele szybciej niż ty. Z jakieś 1,5 godziny temu. Coś ci opowiadała, ale nie słyszeli bo stali za daleko
- No i bardzo dobrze. - wzruszyłem ramionami
- Oj, ty Kłosik, Kłosik - pokręcił głową ze śmiechem, zignorowałem to i poszedłem pod prysznic.




środa, 24 września 2014

~Rozdział 21~

Rano obudziłam się o wiele szybciej niż wczoraj bo o 7:40. Wystarczająco wcześnie żeby się ogarnąć i zdążyć na śniadanie. Chłopaki mieli dzisiaj trening o 10, a potem jechaliśmy do Krakowa na kolejny mecz Ligii Światowej z Brazylią, który odbędzie się w piątek. Wygrzebałam ciuchy z walizki i ruszyłam z nimi do łazienki. Doprowadziłam się do stanu normalnej używalności i wyszłam z pomieszczenia. Wyrobiłam się pół godziny więc zamknęłam pokój i ruszyłam do restauracji. Dołączył do mnie Piotrek ze swoim "Hej ho! Hej ho! na śniadanie by się szło!" Gdy dotarliśmy do naszego stolika przywitał nas tylko Paweł
- I co, twoja mama była wczoraj na meczu? - zagaiłam
- Była, była - potwierdził
- No i ? - ciągnął Nowakowski. - Dostałeś nowe gacie? - zapytał i zaczęliśmy się śmiać próbując to zdusić ale szło marnie.
- Nie, dostałem koszulkę z napisem "Jestem słoneczkiem mamusi" - powiedział, a ja środkowy wybuchnęliśmy śmiechem
- Śmiejcie się śmiejcie, pewnie - fukną obrażony.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytali dosiadający się do nas Michał i Mariusz
- Z Zatora - wyjaśniłam przez śmiech
- A co? A co? - dopytywali od razu
- Dostał od mamy koszulkę z napisem "Jestem słoneczkiem mamusi" - Cichy ponownie wybuchnął śmiechem, a razem z nim my, a obrażony Zatorski wyszedł.
- Oj, no i Pawełek nam się obraził - zrobiłam smutną minę
- Zaraz mu przejdzie - machnął ręką Mario
- Co Zati taki obrażony? - zapytał przysiadający się Andrzej wraz z Karolem
- Kara za koszulkę - wyjaśnił spokojnie Michał po czym nasza czwórka znowu się zaśmiała
- Aha - pokiwali głowami środkowi. Wyjaśniliśmy im o co chodzi, a oni też mieli z tego niezły ubaw.
- Mógłby to dać swojej dziewczynie - stwierdziłam
- Której nie ma - dokończył Wlazły
- No to nie wiem co z tym może zrobić - westchnęłam bezsilnie
- Niech chodzi w tym po mieście - wzruszył ramionami Kłos
- Tak, to będzie najlepsze - pokiwaliśmy zgodnie głowami i wstaliśmy od stołu kierując się do swoich pokoi.
- Zauważyliście, że strasznie dużo czasu spędzamy w tych restauracjach i stołówkach? - zagaił Nowakowski
- W sumie, bardzo - zastanowił się Bartek.
- Nie dziwne to trochę?
- Nie - zaprzeczyliśmy razem
- W czasie jedzenia można się dużo o kimś dowiedzieć - rzuciłam
- To dlatego zakochańce chodzą na kolację? - zapytał Piter marszcząc czoło
- No chyba coś poza żarciem wypadało by zrobić na tej kolacji nie? - uniosłam brew
- No raczej, ale to już po kolacji i w innym pomieszczeniu - poruszyli brwiami i uśmiechnęli się jednoznacznie
- Z wami gadać to ja pierdole - wywróciłam oczami, a oni się zaśmiali
Zmieniłam koszulkę na reprezentacyjną i przeglądnęłam zdjęcia zrobione na wczorajszym meczu. Najlepsze zgrałam na laptopa, a z aparatu pousuwałam. Obróbką postanowiłam zająć się później. Spakowałam swoje rzeczy do walizki i z całym swoim bagażem wyszłam z pokoju gdyż od razu po treningu mamy jechać do Krakowa. Zamknęłam pokój na klucz i ruszyłam do windy. Gdy byłam już w recepcji oddałam klucz i jak zwykle czekaliśmy na Andrzeja i Karola. Po kilku minutach wszyscy spakowaliśmy swoje rzeczy i siebie do autokaru i ruszyliśmy w kierunku hali. Chłopaki dzisiaj trenowali atak i przyjęcie, a ja pałętałam się po sali i to tu, to tam robiłam im zdjęcia. Byli dzisiaj bardzo fotogeniczni. Aż muszę im to później powiedzieć. Na pewno się ucieszą w końcu komplement ode mnie to dla nich rarytas. Po skończonym treningu chłopaki poszli do szatni, a ja złożyłam swój sprzęt i wolnym krokiem wyszłam z hali. Nie miałam się gdzie spieszyć bo zanim te dziewczynki się ogarną to szkoda gadać. Zanim siatkarze i sztab przybyli do autokaru ucięłam sobie przyjemną pogawędkę z panem kierowcą. Bardzo miły człowiek. Gdy zauważyłam zbliżających się do autokaru chłopaków udałam się na swoje miejsce.
- A ty co, zaczynasz podryw? - zaśmiał się Wronka
- On za stary dla ciebie jest - stwierdził Winiar
- A już miałam wam powiedzieć coś miłego ale teraz to zapomnijcie - wytknęłam w ich kierunku język
- Oooooooooo jaak przyyyyyyyykrooooooooooo - Zati wytarł wyimaginowaną łzę spod oka przeciągając samogłoski
- No i dobrze, że przykro. Gramy w karty czy będziecie pieprzyć? - zmieniłam temat
- Proszę proszę, żądza wygranej się budzi? - zaśmiał się Mariusz
- Żebyś wiedział i tak wygram
- Zobaczymy - rzucił Mario
- No to zobaczymy
- No to zobaczymy
- No to zobaczymy!
- No to zobaczymy!! - moglibyśmy tak pewnie jeszcze bardzo długo, ale kazali nam się uciszyć. Co to ma w ogóle być, że oni mnie uciszają?! Nie godzę się na takie traktowanie!! Strajk!

- Zator dawaj karty - powiedział Bartek. Libero pogrzebał trochę w swojej torbie i po chwili już tasował kartoniki. Postanowiliśmy, że na początek zagramy w makao. Zatorski rozdał karty i zaczęliśmy. Piotrek bardzo szybko miał już tylko jedną kartę, ale sprytne zagranie Michała jemu uniemożliwiło, a mi umożliwiło wygranie tego rozdania
- Pamiętajcie, że wisicie mi jeszcze 7 paczek żelków - przypomniałam im
- Jak moglibyśmy zapomnieć? - wywrócił oczami Karol
- Tak tylko wam przypominam - wzruszyłam ramionami - Jeszcze raz? - zatarłam ręce, a oni skinęli głowami. Miałam ochotę jeszcze raz ich ograć. Udało mi się to i strasznie im przez to cisnęłam, a oni zdeterminowani powiedzieli, że jeżeli teraz ja wygram to oni kupują mi 10 paczek żelków, a jeżeli to któryś z nich wygra to ja im kupuje 10. Zgodziłam się. Teraz to musiałam wygrać. Nie mam zamiaru kupować im tyle żelków zwłaszcza, że wczoraj to oni mi zeżarli pozostałe. Misiek rozdał i zaczęliśmy. Kurkowi od początku szło bardzo dobrze i została mu ostatnia karta. Niestety nasz kochany Bartuś zapomniał o jednej bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie: gdy ma się ostatnią kartę mówi się "makao". Przyjmujący zapomniał o tym szczególe i już zaczął się cieszyć. Ja skończyłam grę zaraz po nim i opadłam na oparcie krzyżując ręce na piersi.
- No to co Lenuś, czekamy - wyszczerzył się Mariusz
- Nie tak szybko panowie - pokiwałam palcem z cwanym uśmieszkiem.
- Co nie tak szybko, co nie tak szybko?! Wygrałem! - bulwersował się Siurak
- Otóż moi drodzy naiwni chłopcy - powiedziałam wyniosłym głosem - Zasady gry głoszą, że gdy gracz ma ostatnią kartę informuję o tym resztę używając słowa "makao", a nasz kochany Bartuś zapomniał o tym czyli nie wygrał, a że ja skończyłam grę zaraz po nim to mi przysługuje wygrana. Proste i logiczne - zakończyłam swoją wypowiedź. Siatkarze przybili sobie facepalmy, a ja się tylko z nich śmiałam.
- Czyli co, to my kupujemy tobie? - zapytał Winiar trzymając twarz w dłoniach
- Ależ oczywiście Miśku - cmoknęłam go w policzek, a on westchnął bezsilnie
- Kurek, czy ty musisz być takim debilem? - zapytał Piter, a ja wybuchnęłam śmiechem za to Nowakowski miał przestrzeloną potylicę.
Resztę podróży rozmawialiśmy. Chciałam siatkarzy namówić żebyśmy jeszcze w coś zagrali, ale żaden nie chciał znowu ze mną przegrać bo jak twierdzili "To uwłaczałoby ich godności" Ok, skoro nie chcą to nie. Po niecałych trzech godzinach byliśmy już w Krakowie pod naszym hotelem. Dzisiaj nie było już treningu. Miałam ochotę na spacer po Krakowie. Dawno mnie już tu nie było. Gdy tylko odebrałam swój klucz pokierowałam się do swojego pokoju. Pokój jak pokój. Dwa łóżka, będzie wygodniej jak im się zachce oglądania filmów. Rozpakowałam się prawie całkiem bo zabawimy tutaj kilka dni. Po wykonaniu tej czynności ruszyłam do restauracji na obiad, a raczej już prawie kolację bo była już 17:30. Co do ludzi z naszej Bandy to byłam tylko ja. Coś nowego bo zawsze ktoś był. Zamówiłam sobie jedzenie i czekałam na swój posiłek. Po chwili stał już przede mną talerz z zapiekanką serową, a przy stoliku siatkarze.
- Wiecie, tak się zastanawiam - zaczął Paweł, a wszyscy już przewrócili ślepiami. Ciekawa byłam co też znowu nasz myśliciel wymyślił. - Ciekawe jak to by było polecieć na Marsa i już nie wrócić nie? - spojrzał po nas, a my zrobiliśmy oczy jak pięciozłotówki zastanawialiśmy się skąd on bierze takie pomysły
- Ja bym na pewno się na coś takiego nie pisała.  - wypowiedziałam się
- Ja też - poparł mnie brat wraz z Mariuszem
- Ja tam jestem ciekawy, ale chciałbym potem wrócić - powiedział Andrzej.
- A ty Zati? - zapytał Kurek
- Ja w sumie to nie wiem - wzruszył ramionami - Chciałem opinii moich specjalistów zasięgnąć - wyszczerzył się
- Miło, że liczysz się z naszym zdaniem - pokiwał głową Nowakowski.
- Zawsze jestem miły - prychnął
- Ekhm, ekhm - chrząknął Winiar, a ja kopnęłam go pod stołem.
- Tak, jasne, Zati - pokiwałam głową z uśmiechem - A właśnie idziecie ze mną na spacer? - zmieniłam temat
- Idziemy, idziemy, samej cię przecież nie puszę - zapewnił od razu Winiarski
- Cieszę się, że się tak o mnie martwisz braciszku - cmoknęłam go w policzek i objęłam ramieniem.
- Ktoś musi, a kto lepszy niż ja ? - wyszczerzył się
- I jaki skromny na dodatek - zaśmiał się Wlazły.
- Moja cecha rozpoznawcza - przyjmujący przeczesał teatralnie włosy.
Po zakończonym posiłku wróciliśmy jeszcze na chwilę do swoich pokoi. Zmieniłam koszulkę reprezentacyjną na jakiś zwykły T-shirt, wzięłam swoją torebkę i byłam gotowa do wyjścia. Zamknęłam pokój na klucz i ruszyłam na dół do recepcji gdzie czekali już na mnie siatkarze. Widać, Kraków im służy bo to nie ja czekałam na nich tylko oni na mnie. Zaczęliśmy szlajać się po mieście. Najpierw poszliśmy pod Kościół Mariacki, następnie Wawel i cały czas nawijając o głupotach i śmiejąc się ze wszystkiego spędziliśmy czas na mieście. Ja oczywiście to wszystko udokumentowałam na swoim aparacie. Na koniec postanowiliśmy iść na pizzę. Oczywiście jak zwykle ja nie miałam nic do powiedzenia w wyborze pizzy, bo kto by się tam mnie słuchał, prawda? W takiej samej atmosferze zjedliśmy nasze zamówienie po czym wyszliśmy z pizzerii i pochodziliśmy jeszcze trochę po rynku. Wraz z siatkarzami kupiliśmy sobie małego smoka wawelskiego. Było już po 21 gdy postanowiliśmy iść do hotelu.
- Nogi mnie bolą - zaczęłam jęczeć
- Sama chciałaś iść to teraz cierp - wypomniał mi brat
- Oj tam, oj tam - machnęłam ręką - Mógłby mnie ktoś zanieść? Bartuś? - zrobiłam maślane oczka
- Na mnie nie patrz, uraz pleców mam - uniósł od razu ręce do góry
- Ehhhh.............
- Jakby Maricn byłby to by cię zaniósł - wtrącił się Piter
- No fakt, czemu go nie zabraliśmy?! - strzeliłam sobie facepalma
- Bo skąd mieliśmy wiedzieć, że naszą księżniczkę rozbolą nóżki? - wywrócił oczami Mariusz
- No przecież żartuje, no. Bolą mnie ale się jakoś doczołgam. Do tego cieplutkiego. Milutkiego. Przytulnego. Świeżutkiego. Hotelowego. Łóżeczka czekającego na mnie w pokoju. - nagle stanęłam jak wryta - No właśnie, a moje żelki?! - wykrzyknęłam
- Kurde! Już myślałem, że zapomni - skrzywił się Andrzej
- Ja nie zapominam. Najwyżej wypada mi coś z głowy na jakiś czas. No proszę, jaki przypadek. Właśnie przechodzimy obok biedrony. - zamaszystym ruchem wskazałam na budynek sklepu - Czekam tutaj na was - poinformowałam ich, a oni z ociąganiem ruszyli do środka. Usiadłam na ławce stojącej zaraz przy budynku, założyłam nogę na nogę i czekałam aż wrócą. Po jakichś 20 minutach byli z powrotem. Z niemrawymi minami wręczyli mi słodycze, a ja tylko się wyszczerzyłam i włożyłam je do torebki
- Nie podzielisz się nawet? - zapytał smutno Zatorski
- Później - odparłam wyniośle
Wróciliśmy do hotelu i rozeszliśmy się do pokojów. Gdy usiadłam na łóżku i spojrzałam na wyświetlacz telefonu była 22. Wzięłam piżamę i ruszyłam z nią do łazienki. Wskoczyłam pod prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i byłam gotowa do snu. Wyszłam z pomieszczenia. Na szczęście siatkarzy w nim nie było. Znowu by mi głowę zawracali, jak ja wolę sobie pospać. Zgasiłam światło i wskoczyłam na łóżko. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam głosy chłopaków. Otworzyli drzwi, zaświecili światło i weszli do środka. Ja cały czas nie otwierałam oczu.
- Ej, ona śpi - ślepiamy wyobraźni widziałam jak wszyscy się szczerzą
- To co, malowanko twarzy? - zatarł ręce Pit
- Ani mi się ważcie. Wypad. Już po 22, cisza nocna jest - warknęłam
- To ty nie śpisz? - zdziwił się Karol
- Jak widać, zasypiam, ale banda orangutanów mi w tym przeszkadza
- O wypraszamy sobie, żadnych orangutanów - zaperzył się od razu Zati
- Dobra, dobra wyrośniętych dzieciaków, ale teraz już idźcie spać. Pogadamy jutro
- Taką tu się wdzięczność dostaje za łażenie razem po mieście - prychnął Michał
- Też was kocham - uśmiechnęłam się szeroko wciąż nie otwierając oczu. W odpowiedzi usłyszałam tylko prychanie i fukanie pokaszliwanie od tego fukania i prychania oraz dźwięk zamykanych drzwi. Westchnęłam ucieszona. Jak ja lubię wkurzać Miśka. Po chwili zasnęłam.





niedziela, 21 września 2014

~Rozdział 20~

Obudziła mnie zimna woda na mojej twarzy. Poderwałam się jak poparzona. 
- Ejjj! Co wy robicie?! - wykrzyknęłam na widok Michała, Mariusza, Andrzeja, Karola, Bartka, Pawła i Piotrka.
- No budzimy cię na trening, który jest dokładnie za pół godziny - rzucił Piotrek patrząc na swój zegarek
- O kurde, nie zdążę. - wygrzebałam z walizki jakieś spodnie (klik) raz koszulkę reprezentacyjną i wbiegłam z nimi do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, ubrałam się umalowałam, uczesałam i wyszłam z łazienki. 
- Ile mam jeszcze czasu? - zapytałam wychodząc z łazienki
- 5 minut - odparł Pit. Wyciągnęłam z walizki wafle ryżowe, wzięłam torbę ze sprzętem i wyszłam za siatkarzami z pokoju. 
- No i pięknie się wyrobiłam - wyszczerzyłam się gdy wchodziliśmy do windy
- A spakowana do Łodzi? - zapytał cwano Kurek
- Nie było pytania - odpowiedziałam niewinnie patrząc na swoje buty (klik), a chłopaki zaczęli się ze mnie śmiać. Wyszliśmy z widny i podążyliśmy do autokaru i zaczęliśmy czekać na resztę, a ja zaczęłam jeść swoje wafle, oczywiście ten głupek Michał musiał mi jednego wziąć bo to by nie był on! Oczywiście! Gdy czekaliśmy na innych w radiu zaczęła lecieć piosenka, a że znałam słowa to zaczęłam sobie śpiewać pod nosem 
 And I'm holding on for dear life,
Won't look down won't open my eyes
Keep my glass full until morning light,
'Cause I'm just holding on for tonight
Help me, I'm holding on for dear life,
Won't look down won't open my eyes
Keep my glass full until morning light,
'Cause I'm just holding on for tonight
On for tonight 

(piosenka nie ma tu żadnego znaczenia, a dałam ją dlatego, że akurat wtedy chodziła mi pod głowie XD -od autorki)
Teraz ta piosenka nie opuści mnie do końca dnia. Zawsze tak mam, że gdy rano usłyszę jakąś piosenkę to śpiewam ją do wieczora. Pośpiewałam sobie i dojechaliśmy na halę po czym wyszliśmy z autokaru. Dzisiaj chłopakom poszło w szatni dość szybko więc trening zaczął się też szybciej. Porobiłam im trochę zdjęć powychodzili całkiem całkiem więc gdy zostało 20 minut do końca treningu postanowiłam iść sobie do automatu po kawę żeby jakoś dotrwać do końca tego dnia. Wygrzebałam z portfela jakieś drobniaki i wyjęłam kawę po czym wróciłam za bandy. Chłopaki skończyli trening i wrócili do szatni, a ja wolnym krokiem zmierzałam przed halę. Weszłam do autokaru, który był otwarty i zasiadłam na swoim miejscu. Wypiłam kawę, a chłopcy właśnie wtedy zasiedli na fotelach. Ja to mam wyczucie czasu! Hardcor ^^ Wróciliśmy do hotelu, trener ogłosił, że o 16 wyjeżdżamy do Łodzi co oznacza tyle, że dzisiaj sobie na obiedzie nie porozmyślamy. Weszłam do swojego lokum i zaczęłam się pakować. Zajęło mi to tyle czasu, że wyrobiłam się idealnie, włożyłam więc telefon do kieszeni i zeszłam na obiad. Dosiadłam się do Zatorskiego i zaczęłam konsumować posiłek. Po chwili dosiadła się reszta 
- Dzisiaj ktoś będzie na meczu - poinformował mnie Michał
- No raczej - popatrzyłam na niego jak na niedorozwiniętego - zawsze są, kibice, wy, dziennikarze, komentatorzy - wyliczałam
- Ale z takich, których znasz - parsknął śmiechem Mariusz
- Aha, czyli wy wiecie, a ja nie, tak? Jasne, pewnie, mi najlepiej nie powiedzieć, prawda? Bo po co Lena ma wiedzieć, nie? - skrzyżowałam ręce  na piersi
- Właśnie mówię - zaśmiał się Winiarski, a ja zgromiłam go wzrokiem
- Uważaj bo zaraz polecą pioruny - zaśmiał się Karol
- Szkoda z wami gadać - pokręciłam głową rozczarowana
- To samo powtarzam od zawsze - dołączył się do mnie Zati
- Brawo, Zati! - klasnęłam w dłonie. - Cieszę się, że podzielasz moje zdanie - uśmiechnęłam się co on odwzajemnił
Po posiłku dzień minął nam jak każdy dzień meczu, chłopaki mieli jeszcze przygotowanie taktyczne, czyli mój czas wolny, a potem wyjazd na halę. Byłam bardzo ciekawa kto miał być na tym meczu, ale Misiek oczywiście nie chciał mi powiedzieć. Przez całą drogę na halę zastanawiałam się kto to może być.
- Na prawdę mi nie powiecie? - zapytałam gdy wchodziliśmy na halę, ale oni z wielkim wyszczerzem na twarzy pokręcili przecząco głowami - Wkurzacie mnie - warknęłam.
- O to nam chodzi Mała - powiedział Winiar przez ramię gdy wchodził do szatni. Ja przezywając w myślach braciszka i jego pomysły ruszyłam za bandy reklamowe
Spotkanie zakończyło się oczywiście wygraną naszego zespołu. Zbierałam jeszcze swój sprzęt kiedy ktoś zasłonił mi oczy od tyłu. Miałam już tego serdecznie dość co oni się tak na to uwzięli nie lepiej podejść i jak człowiek się przywitać?
- Zgadnij kto to Eleneczko - usłyszałam za sobą roześmiany głos mężczyzny, ale na pewno nie Igły
- No nie wiem - poddałam się od razu, a dłonie zostały ściągnięte z moich oczu. Odwróciłam się
- Michał! - rzuciłam się na szyję mojemu kuzynowi
- No cześć moja kuzyneczko - okręcił mnie wokół własnej osi a potem postawił na podłodze
- Samemu Michałowi Jureckiemu zachciało się przyjechać na mecz siatkarzy no proszę, proszę - pokiwałam głową ze śmiechem
- A chciało się jak widzisz - wyszczerzył się - A ja tak w ogóle to czuję się porzucony, zapomniany i pominięty - powiedział obrażony, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona - Żebym ja się musiał dowiadywać o tym, że ty pracujesz jako fotograf reprezentacji siatkarzy od twojego brata, a nie od ciebie to czysty skandal!
- Oj przepraszam Misiek, ale po prostu zajęta byłam, cały czas podróżujemy - tłumaczyłam
- No przecież wiem, wiem cieszę się - uśmiechnął się szeroko
- A gdzie masz Izę? - rozglądnęłam się w poszukiwaniu żony Jureckiego oraz Marka ich synka.
- Sam przyjechałem. Iza została w domu z Markiem bo Mały ma anginę - wyjaśnił - Ale kazała ci pogratulować.
- Dziękuję, a Markowi życz powrotu do zdrowia - uśmiechnęłam się
- Dobra, Mała ja muszę już lecieć, ale zadzwoń kiedyś żebym całkiem nie poczuł się zostawiony - powiedział
- Zadzwonię, zadzwonię, obiecuje. - pożegnałam się z piłkarzem ręcznym i kierowałam się już do wyjścia by tam poczekać na siatkarzy.
- Ciocia!!! - krzyknął ktoś za mną, a ja się odwróciłam
- Oliwer! - ucieszyłam się na widok chłopca i przytuliłam go - A gdzie masz mamę? - zapytałam
- Mama została w domu z Antkiem, przyjechałem z ciocią Pauliną i Arkiem - wyjaśnił
- No to fajnie - uśmiechnęłam się - A gdzie ich masz? - rozglądnęłam się
- Rozmawiają jeszcze z wujkiem Mariuszem. Tata poszedł już do szatni i kazał mi iść do ciebie i poczekać na zewnątrz - powiedział
- No proszę, ten twój tatuś to strasznie się mną wyręcza - pokręciłam głową - No ale chodź. - ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Dalej nie wiesz kiedy do nas przyjedziesz? - zapytał
- Nie, na prawdę jeszcze nie wiem, ale jak tylko się dowiem to zadzwonię do mamy - zapewniłam
- Nie musisz do mamy ja też już mam swój telefon - powiedział dumny
- Serio? No super, jeszcze lepiej.
- Pokazać ci?
- Jasne - Oli wyciągnął z kieszeni swój nowy nabytek - Cool - pokiwałam głową  ze śmiechem
- Co nie? - wyszczerzył się
- Dobra, to wpisz mi swój numer - wręczyłam młodemu Winiarskiemu swojego IPhona. Po chwili w pamięci telefonu miałam już zapisany numer chłopaka. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę gdy podeszła do nas Paulina wraz z Arkiem
- Cześć - przywitałyśmy się buziakiem w policzek z kobietą, a później z małym Wlazłym.
- Oli musimy już jechać, mama dzwoniła - oznajmiła Wlazły
- Już - pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoją stronę, ja do autokaru, oni do samochodu. Gdy weszłam do pojazdu byli już prawie wszyscy oprócz Winira i Szampona. Po jakichś 3 minutach przybiegli i usiedli na swoich miejscach. Jakiś czas później byliśmy już w hotelu. Nie miałam za bardzo na nic ochoty więc od razu poszłam do swojego pokoju. Odłożyłam sprzęt na stolik, a torebkę rzuciłam na łóżko. Wyciągnęłam z walizki piżamę i udałam się z nią do łazienki. Zmyłam makijaż po czym wzięłam prysznic. Ubrałam się, po czym rozczesałam i wysuszyłam włosy. Gdy wróciłam do pokoju siedziała w nim już cała Banda Paprykowego Czipsa
- Ale...ale..... jak.... wy..... tutaj? - jąkałam się, kompletnie nic nie słyszałam
- Przez drzwi kochana, przez drzwi - powiedział Piter
- Byliście tak cicho czy ja jestem taka głucha, że was nie słyszałam?
- Raczej to drugie - wyszczerzył się Zator
- To już wiem do jakiego lekarza się muszę wybrać - westchnęłam i usiadłam na łóżku zwalając nogi brata.
- A tak w ogóle to przyszliśmy tu w troszkę innej sprawie niż zwykle - powiedział Mario, a ja spojrzałam na nich pytająco
- Masz może coś słodkiego? Jakieś żelki czy coś? - zapytał Andrzej
- Nie wiem, chyba już nie - podrapałam się po głowie
- Kłamiesz - stwierdził Winiar - Zawsze masz przynajmniej jedną awaryjną paczkę żelek
- Ale jak wam ja dam to nic mi już nie zostanie - upierałam się
- Jutro kupisz sobie nowe - wywrócił oczami Karol
- Może kupie, może nie kupie. Jak znowu coś wymyślicie, albo nie będę miała czasu, albo nie wiem ....... albo będzie padał deszcz to jak pójdę do sklepu, co?
- No to my ci kupimy - westchnął Winiarski
- Ok, to będzie 7 paczek
- Co? - zrobili wielkie oczy
- No was jest 7 no to od łebka jedna paczka nie? - westchnęli bardzo ciężko ale pokiwali głowami. Wstałam i podeszłam do swojej walizki. Wyciągnęłam z niej 4 awaryjne paczki kwaśnych żelków i rzuciłam nimi w ich stronę.
- Dobra, to teraz możemy wybierać film - wyszczerzył się Pit
- Nie, jestem zmęczona, sio. Idę spać, późno już jest - wstałam i otworzyłam drzwi.
- Ej no, nie bądź taka - zaczęli jęczeć
- Ja chcę spać. Chyba, że chcecie wszyscy oglądać film na podłodze, ja kładę się na łóżku i zasypiam - zaproponowałam
- Ok - odparli od razu, a ja siatkarze siedzący na moim łóżku zleźli z niego robiąc mi miejsce
- Ale jak mi coś namalujecie na twarzy to marny wasz los - przestrzegłam od razu.
- Okey, okey - mruknęli niezadowoleni.
Położyłam się wygodnie, a chłopaki włączyli jakiś film. Oglądałam początek, ale jakiś bardzo dla mnie nudzący zresztą cały czas się lali po mordach więc mnie do tego tak strasznie nie ciągnęło. Po około pół godzinie zasnęłam i nie wiem jak długo siatkarze jeszcze urzędowali w moim pokoju. 



No to mamy 20. Taki nudnawy trochę ale takie niestety też muszą być ;) Następne będą lepsze :D
No to co? JESTEŚMY W FINALE MISTRZOSTW ŚWIATA!!!! MOŻNA SIĘ TYLKO CIESZYĆ. Ja od samego rana chodzę mega szczęśliwa :D i nie wyborażam sobie nic innego jak tylko złoto *.*
Trzymamy kciuki za naszych Orzełków
Pozdrawiam ;**



czwartek, 18 września 2014

~Rozdział 19~

Odkąd tylko przyjechaliśmy do Katowic na mecz rewanżowy z reprezentacją Włoch chłopaki dziwnie się zachowują. Nawet jakby mnie ciut unikali. Zastanawiające to, i to nawet bardzo zastanawiające. Wychodziłam właśnie z pokoju, aby iść do autokaru, który miał nas powieźć do Spodka na konfrontacje z Włochami. Musiałam jeszcze przed meczem wyciągnąć z nich czemu się tak dziwnie zachowują. Nie ma Ignaczaka, który leczy bark, a gdyby był to na pewno by mi coś chlapnął, a tak to co to to. Miałam to szczęście, że z sąsiedniego pokoju wychodził również Karol. Postanowiłam dowiedzieć się do oni odwalają
- Karol chodź to na chwilę - poleciałam mu. On rozejrzał się na boki po czym podszedł. - Powiedz mi co wy odwalacie?
- Ale, że co?
- No nie udawaj - zmrużyłam oczy - Wiem, że coś kombinujecie
- No to skoro wiesz to po co się pytasz? - uniósł brew
- Jesteś okropny - jęknęłam - Pewnie coś zrobiliście i ukrywacie to przede mną, tak?
- Może tak może nie - wzruszył wymijająco ramionami. W tym momencie ze swojego pokoju wyszedł Michał z Mariuszem
- A wy co robicie tak na tym korytarzu? - zapytał niby niewinnie Winiar ale ja wiem, że to było tylko na niby tak niewinnie...
- Kolor ścian podziwiamy kurwa mać - warknęłam zła, że nic mi się z niego nie udało wyciągnąć.
- No faktycznie, ładny - przyjmujący poklepał beżową ścianę
- Yggggghhhhh..... jesteście wkurwiający - odwróciłam się na pięcie i weszłam do windy. Chciałam pojechać sama, ale te debile jeszcze zdążyły wsiąść ze mną. No oni są okropni. Nie odzywałam się do nich w ogóle. Aż do samego przyjazdu na halę. Jak oni nie chcą powiedzieć mi to ja na nie mówię nic do nich. Proste i logiczne. No dobra, pożyczyłam im powodzenia zanim weszli do szatni, ale to robię zawsze bo zawsze chcę żeby wygrali ale poza tym to nic a nic.
Mecz okazał się wygranym przez co zapomniałam co sobie postanowiłam i zbiegłam na parkiet, aby im pogratulować. Tak nawet tej wstrętnej trójce aparat zostawiając uprzednio na krzesełkach obok sztabu szkoleniowego. Michał przytulił mnie i okręcił wokół własnej osi. Po chwili poczułam, że unoszę się jeszcze wyżej, a już po chwili byłam podrzucana do góry, a oni śpiewali mi sto lat. Śmiałam się, piszczałam, krzyczałam na raz 
- Jesteście zdrowo jebnięci - zaśmiałam się
- Ale za to nas uwielbiasz - zaśmiał się Wronka kiedy postawili mnie na ziemi
- A no racja. Uwielbiam was za to - zawtórowałam mu. Rozeszliśmy się, oni do szatni, ja po aparat, a później przed halę. Zgarnęłam swoje rzeczy po czym wyszłam przed budynek. Po kilku minutach stania ktoś od tyłu zasłonił mi oczy.
- Zgaduj kto 
- Krzysiu - uśmiechnęłam się, a ręce zostały zdjęte z moich oczu
- Ja się tak nie bawie. Jak ty mnie poznałaś?
- Po perfumach - wyszczerzyłam się - Masz takie mega ostre
- Też go zawsze poznaje po perfumach i potem się piekli, że mu niespodzianki psuje - zaśmiała się Iwona a ja razem z nią, a Ignaczak się chyba obraził. 
- No dobra. Wszystkiego najlepszego Elenko - Igła przytulił mnie mocno. Następnie Iwona, Sebek, a na końcu Dominika.
- A to dla ciebie ciociu - dziewczynka wręczyła mi prezent
- Dziękuje skarbie - dałam jej buziaka w policzek
- Otwórz - poleciła Iwona. Zrobiłam jak mi kazała i zaczęłam rozrywać papier prezentowy, co spotkało się z wielgaśnym oburzeniem Krzysztofa, który pokazał mi jak się to robi, bo on nie po to kupował tyle papieru żebym ja go tak bezczelnie podarła. No patrzcie państwo jaki się znalazł pan "idealnie rozpakowany prezent"
- Jakie śliczne - zachwyciłam się kompletem naszyjnika i kolczyków (klik) - Z podziękowaniami dla wybierającego mam się pewnie zgłosić do Iwonki? - zapytałam ze śmiechem
- I tu cię kochana zaskoczę bo do Krzyśka - powiedziała Ignaczak
- No co ty nie powiesz. To pan Krzysztof ma aż taki gust? 
- Ma się nosa co? - wypiął dumnie pierś do przodu - Lepszy niż chłopaki - powiedział ale za chwile jakby pożałował
- Chłopaki? - zapytałam
- Nie nic nic - wykręcił się
- No dobra, to dziękuje ci Krzysiu
- Ciociu zobacz co jest głębiej - powiedział Sebastian
Włożyłam jeszcze rękę do pudełka i wyjęłam z niej ślicznego misia (klik) 
- A to pewnie ty wybierałaś co? - schyliłam się do Domi, a ona pokiwała głową - Będę go ze sobą wszędzie wozić - pstryknęłam małą w nos
- Dobra, będziemy się już zbierać - zarządziła pani Ignaczak - Na razie kochana - dała mi buziaka w policzek. Pożegnałam się z rodziną i poszłam do autokaru z uśmiechem. Zasiadłam na swoim miejscu
- I co podobała się niespodzianka? - zagadał Andrzej
- Jasne - wyszczerzyłam się
- A co ty tam masz? - wtrącił się Zati i zabrał mi mój prezent
- Prezent od Ignaczaków dostałam. - uśmiechnęłam się
- Ładny - pochwalił i podał dalej. Przez drogę pogadałam sobie z chłopakami, a mój pakunek obszedł cały autokar. Nie zdziwiłabym się gdyby sztab także go oglądał. Dojechaliśmy do hotelu i każdy poszedł do swojego pokoju. Ja także udałam się do swojego lokum. Walnęłam się na łóżko i jedząc żelki, oglądając telewizję zaczęłam sobie obstawiać za ile siatkarze pojawią się w moim pokoju. Postawiłam za 30-40 minut. Leżałam oglądając telewizor kiedy rozdzwonił się mój telefon "Michał dzwoni"
- Czy ty nie możesz się przejść tylko dzwonisz? Chłopie mieszkam jakieś 5 metrów od ciebie - zaczęłam
- Wyjrzyj przez okno - polecił, a w mojej głowie zrodził się pytanie. "Czy jemu się coś stało w tą jego piękną główkę?"
- Co wy odwalacie? - westchnęłam
- Wyjrzyj przez okno - powtórzył
- Ok, już - wstałam i podeszłam do okna. Na dole stali Michał, Mariusz i Paweł. Trzymali coś białego (prześcieradło hotelowe?) na czym było (czarną farbą?) napisane 375
- Idź do tego pokoju - usłyszałam w słuchawce głos brata
- Wy nie macie nic innego do roboty?
- Idź, nie gadaj - powtórzył i się rozłączył 
Westchnęłam głęboko ale wyłączyłam telewizor i poszłam pod wskazany numer. Ciekawiło mnie bardzo co oni znowu wymyślili. Otworzyłam odpowiednie drzwi, a w środku stali Rafał i Karol. Środkowy trzymał w ręce jakąś chustkę (moją?!) , a obaj szczerzyli się niemiłosiernie. Uniosłam brew
- Czy to nie moja chustka?
- Nie ważne - machnął ręką Buszek - Odwróć się to zawiążemy ci oczy
- Troszkę się was boję 
- Nic ci nie zrobimy spoko-loko - zapewnił Kłos i zawiązał na moich oczach materiał. - Widzisz coś?
- Widzę. - odparłam
- Pytam powaznie El
- No widzę. Widzę ciemność - wyszczerzyłam się. Nie widziałam ich min, ale pewnie były to facepalmy.
- No idziemy - zarządził przyjmujący. Prowadzą mnie. Nie mam pojęcia gdzie. Nie mam pojęcia po co. Nie mam pojęcia dlaczego. Jeeezu jaką ja tutaj przeżywam niewiedzę. Po kilku chwilach usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, z moich oczu została zdjęta chustka, ale nie widziałam dalej nic bo światło było zgaszone. Po chwili ktoś zapalił, a z mroku wyskoczyli siatkarze z wielkim okrzykiem "NIESPODZIANKA!!!!!" Uśmiechnęłam się szeroko. Na środku na stoliku stał tort, pod obrusem kilka piw (niech nie myślą, że mnie oszukają), a na torcie napis "Sto lat fotografowania El!" No tutaj troszkę odgapili pomysł ale i tak ślicznie to wyglądało. Wyściskałam wszystkich i wycałowałam okropnie. Zjedliśmy po torcie i wypiliśmy po piwie. Chcieliśmy sobie nawet pośpiewać, ale Ziomek stwierdził, że może lepiej nie biorąc pod uwagę, że jest już bardzo późno. Dochodziła 2 w nocy więc faktycznie postanowiliśmy sobie śpiewanie odpuścić. Na koniec Karol spod łóżka wyciągnął jakiś pakunek. Kazali mi to otworzyć. Po woli bez strasznego rozdzierania zaczęłam otwierać. A co jakby zaraz mieli na mnie naskoczyć wszyscy bo oni też preferują delikatny sposób otwierania takich rzeczy?! Wolałam być ostrożna. Gdy odrzuciłam już cały papier zobaczyłam koszulkę reprezentacyjną z moim nazwiskiem i numerkiem 10. Od kąd tylko pamiętam grałam z numerem 10. Wzięło się to właściwie z nikąd, ale potem już zawsze tak było. W oczach stanęło mi kilka łez wzruszenia. 
- Jesteście wspaniali - powiedziałam uśmiechając się
- Czyli się podoba? - zapytał Michał obejmując mnie
- Jasne, że się podoba - przytuliłam go - Nawet bardzo. 
Otarłam oczy i przytuliłam każdego dziękując za ten cudowny prezent.  
- No teraz czas na fotkę. Wbijaj się w to - zatarł ręce Wronka
- Dobra, ale skocze po aparat-rzuciłam i już mnie nie było. Zanim wróciłam narzuciłam jeszcze na siebie koszulkę i wróciłam szybko. Ustawiliśmy się szybciutko. Najpierw wszyscy. Andrzeja wydelegowałam do zrobienia zdjęcia. Jemu jedynemu tu ufałam żeby powierzyć mój skarb. Pięknie się uśmiechnęliśmy i cyk. Gotowe. Później zrobiłam sobie jeszcze semojebke tylko z Michałem, a następną z Karolem, Wroną, Michałem i Mariuszem i takie piękne miałam zdjęcia, że ja nie mogę normalnie. Jeszcze mi tu Krzyśka brakuje, ale z nim sobie zrobię kiedy indziej. Około 3:30. Nie mam zielonego pojęcia jak oni się wyśpią. Ja na pewno nie. Mam nadzieje, że trener będzie dla nich łaskawy, jak nie to się  za nimi wstawię. Jutro mają jeden trening rano, a po obiedzie uderzamy do Łodzi to prześpimy się w drodze. Powiedziałam im nawet, żeby mnie jutro nie budzili na śniadanie tylko od razu na trening bo się nie wyśpię i się rozeszliśmy. Wróciłam do swojego pokoju i padałam z nóg. Poszłam do łazienki, aby zobaczyć jak się w tym prezentuje, tak całkiem. Stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Strzeliłam jeszcze jedną samojebkę telefonem i wrzuciłąm na fejsa. Stałam tak jeszcze chwile zastanawiając się jakby to było gdybym jednak poszła w siatkówkę. Czy dobrze by mi szło? Czy miałabym jakieś sukcesy? Z jednej strony siatkówka to było calutkie moje życie, teraz też jest jej częścią, ale gdybym poszła w siatkówkę nie byłabym teraz na tym zgrupowaniu z tymi wariatami. Może dobrze, że jest jak jest?
- Czemu nie grasz profesjonalnie? - usłyszałam i podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam się w stronę drzwi, w których stał Karol i opierał się o framugę drzwi
- Czemu mnie straszysz? Zawału przez was dostanę. Na prawdę. - zbeształam go
- Sorki - wyszczerzył się - Ale nie odpowiedziałaś - powiedział już poważnie. Podeszłam do niego
- Mówiłam, że kiedyś powiem? Więc powiem. Ale jeszcze nie teraz. - powiedziałam patrząc na niego - A tak w ogóle to co ty tu robisz?
- Bo zostawiłem u ciebie chyba przedwczoraj bluzę i mi się o niej dzisiaj przypomniało więc przyszedłem - rzucił
- Bluza? - zapytałam samą siebie marszcząc czoło i wchodząc do pokoju - A no tak już wiem - uśmiechnęłam się i podeszłam do krzesła na którym wisiała bluza, pod moimi spodniami i swetrem. Podałam ją środkowemu.
- No to dzięki - uśmiechnął się - Dobranoc bo jutro będziesz nas męczyć - szturchnęłam go w ramię
- Za dzisiejsza niespodziankę może nie będe - wyszczerzyłam się
- Mam nadzieję. Idź spać. Do jutra - rzucił i wyszedł. Uśmiechnęłam się pod nosem i przebrałam w piżamę po czym wskoczyłam do łóżka i niemal natychmiast zasnęłam.


poniedziałek, 15 września 2014

~Rozdział 18~

Wczoraj szybko zasnęłam więc nie mam pojęcia kiedy siatkarze opuścili mój pokój. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się szeroko. Po czym cała zesztywniałam i wystrzeliłam z łóżka prosto do łazienki. A co jakby im jakaś durnota do głowy wpadła i by mi coś na twarzy nabazgrali? Z wielką ulgą stwierdziłam, że nie i wróciłam do pokoju, aby wziąć ubrania. Przebrałam się w nie w łazience, uczesałam, umalowałam. Spojrzałam na godzinę 7:50. Mam jeszcze 10 minut do śniadania. Postanowiłam więc odwiedzić mojego ulubionego libero - Krzysztofa Ignaczaka oraz mieszkającego z nim Ziomka. Wlazłam bez pukania. W pokoju było pusto, ale z łazienki było słychać jakieś słowa. Walnęłam się na łóżko Igły, którego nie było trudno rozpoznać. Było rozwalone, natomiast drugie pięknie zaścielone. Gdy tak sobie siedziałam wpadł mi do głowy iście szatański pomysł.Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Krzyśka. Komórkę prawdopodobnie miał przy sobie, ponieważ nigdzie jej nie zarejestrowałam. Szybko rozpoczęłam połączenie do siatkarza. Odebrał po dwóch sygnałach
- Słucham.
- AAAAAAA Krzysiek ! Ratuj mnie! Proszę! - wykrzyknęłam płaczliwym tonem
- Jezus Maria Elenka gdzie jesteś!?!!? - wybiegł z łazienki z mokrymi włosami pianą z pasty na twarzy i bez koszulki, nawet mnie nie zauważył i wybiegł z pokoju
- Tutaj, w twoim pokoju - powiedziałam słabo, a drzwi niemal natychmiast się otworzyły i stanął w nich z powrotem Ignaczak. Gdy tylko mnie zobaczył zakończył połączenie.
- Co ty robisz? Myślałem, że coś ci się stało - fuknął
- Chciałam żebyś mnie ratował przed tym okropnym odorem twoich skarpetek - chwyciłam w dwa palce jedną skarpetę w siatkarza po czym wybuchnęłam śmiechem - Ale strasznie się przejąłeś. Słodkie to było wiesz? - wyszczerzyłam się, wstałam z łóżka cmoknęłam go w policzek i wyszłam zostawiając go zdezorientowanego na środku pokoju. Gdy zamknęłam drzwi przybiłam piątkę ze samą sobą i dumna ruszyłam na śniadanie. Z wielkim uśmiechem na japce usiadłam obok Michała. Po mojej lewej miejsce było wolne gdyż Krzysztof jeszcze się nie pojawił
- Coś ty taka uśmiechnięta od rana? - zapytał podejrzliwie Zatorski
- A to już Krzyśka zapytajcie - wyszczerzyłam się - O właśnie idzie - powiedziałam gdy wspomniany wszedł przez drzwi
- Co to za ludzie, żeby porządnych obywateli, ba porządnych siatkarzy! tak straszyć od samego rana - mruczał pod nosem - Chamstwo w państwie! - powiedział już głośniej
- A co takiego, a co takiego Krzysiu? Wyżal nam się tutaj - powiedział Piotrek. No i Ignaczak wylał swoje żale co do mnie i powiedział wszystko, a ja cały czas się śmiałam. 
- Długo to obmyślałaś? - zapytał zaintrygowany Zati
- Coś ty weszłam do niego do pokoju i samo mi do głowy wpadło - wzruszyłam
- Cała kuźwa, Elena - fuknął Krzysiek co spotkało się z moim wybuchem śmiechu.
- Oj już się nie denerwuj - objęłam go ramieniem - Tak tylko chciałam cię sprawdzić co byś zrobił jakbyś taki telefon ode mnie odebrał. No i zachowałeś się prawidłowo - cmoknęłam go w policzek.
- Ja zawsze zachowuje się prawidłowo - prychnął, ale już widziałam delikatny uśmiech na jego twarzy
- No widzę, że już się nie gniewasz. Cieszę się. - rzuciłam i dokończyłam swój posiłek. Wstaliśmy od stołu i zebraliśmy się do pokoi. Chłopaki mieli tylko wideo o przeciwniku czyli mój czas wolny. Czas zleciał mi szybko na obróbce zdjęć i ani się obejrzałam kiedy po obiedzie i czasie wolnym wyjeżdżaliśmy na halę. Mecz wiadomo zakończył się 3:0 dla nas z czego bardzo się cieszyłam. Zeszłam na parkiet, pogratulowałam chłopakom, a po chwili stała obok mnie Karolina. Dzisiaj też się umówiłyśmy w tej samej restauracji, tym razem jednak w towarzystwie Ksawerego. Wróciłam dość szybko do hotelu gdzie zaniosłam do swojego pokoju sprzęt i znowu zderzając się z Karolem ruszyłam do restauracji. 15 minut później siedziałam już wraz z przyjaciółką i jej synkiem oczekując na swoje zamówienia. Dopóki nie skończyłyśmy jeść rozmawiałyśmy o błahych tematach. 
- No to teraz ja słucham ciebie - blondynka oparła łokcie na stole na dłoniach położyła brodę
- Ale o czym chcesz słuchać? - zdziwiłam się lekko
- No o tobie i tym całym Wojtku - wywróciła oczami
- Widziałaś go morze na meczu, którymkolwiek? - zapytałam
- Nie
- Mówił, że przyjedzie i się spotkamy - rzuciłam
- Ja od początku mówiłam, że ten związek nie przyszłości, a tobie radziłabym go kochana jak najszybciej zakończyć - przeszywała mnie wzrokiem
- Ok, ale muszę się z nim spotkać nie będę przecież zrywać z facetem przez telefon - popukałam się w czoło. Gadałyśmy jeszcze jakieś 20 minut po czym zmyłyśmy się z budynku. Przyjaciółka podstawiła mnie pod nasz hotel i pożegnałyśmy się. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, następnie udałam się do windy, która powiozła mnie na nasze piętro. Mój pokój o dziwo był pusty. Westchnęłam i podeszłam do łóżka, postanowiłam zadzwonić do Wojtka i umówić się z nim na spotkanie. Zanim jednak weszłam w kontakty wyświetlił mi się sms od niego. 
                     "Długo nad tym myślałem... bla bla bla ... i myślę, że powinniśmy się                              rozstać. Trzymaj się"
- Ta, kurwa najlepiej przez telefon! - krzyknęłam wkurzona. Co za debil! Skończony tchórz i idiota! Rzuciłam telefon na szafkę nocną, a sama usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Gdy przeklinałam w myślach tego palanta drzwi się otworzyły. Podniosłam głowę i zobaczyłam Mariusza
- Idziesz z nami pograć w karty? - zapytał
- Nie, dzięki nie mam ochoty - pokręciłam głową
- Eeej co się stało? - zamknął drzwi i usiadł obok mnie
- Oprócz tego, że facet właśnie zerwał ze mną przez telefon to zupełnie nic - rzuciłam, a Wlazłego chyba trochę przytkało .
- Zerwał z tobą przez telefon?
- A nie wyraźnie mówie? - warknęłam 
- Nie, no. Co za idiota - przytulił mnie i torchę Wojtka sprzeklinał - Ale nie płaczesz - zauważył
- No.... faktycznie 
- Może tak na prawdę wcale go nie kochałaś? - podsunął
- Wiesz, że możesz mieć rację? - oderwałam się na chwilę od niego i popatrzyłam przed siebie na ścianę - Wszyscy kogoś mieli, a mi kogoś takiego brakowało, wtedy poznałam jego i myślałam, że serio go kocham. - wyznałam - Idiota - mruknęłam - Ale Michał o niczym nie może się dowiedzieć, że to on ze mną zerwał i to jeszcze tak, bo by go znalazł i nogi z dupy powyrywał albo jeszcze gorzej, jasne? - popatrzyłam na atakującego
- Jak słoneczko kapitanie - zasalutował, a ja zaśmiałam się lekko - Jeszcze znajdziesz kogoś, komu serio będzie na tobie zależało, bo jesteś świetną dziewczyną - uśmiechnął się - To jak idziesz grać w karty?
- Nie wiesz...... albo dobra. Idę, nie będę się palantem przejmować 
- O i taką El uwielbiam - wyszczerzył się i przybiliśmy piątki
Skierowaliśmy się do pokoju Kurka i Nowakowskiego
- No dłużej się nie dało? - wywrócił oczami Bartosz
- Ty się ciesz, że ci łaskę robię i w ogóle przyszłam - rzuciłam mu jedno ze swoich pogardliwych spojrzeń. A muszę wam powiedzieć, że Pan Bartek K. nienawidzi gdy ktoś patrzy na niego z pogardą
- Ty, ty Winiarska! Nie podskakuj  
- Po nazwisku to po pysku Bartusiu - wysłałam mu buziaka w powietrzu po czym on się fochnął a reszta zaśmiała.



Reszta pobytu we Wrocławiu minęła szybko, potem wyjazd do Słowenii gdzie zapewniliśmy sobie awans do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, następnie Brazylia gdzie raz zostaliśmy pokonani 3:0, a następnego dnia to my pokonaliśmy kanarki w takim samym stosunku oraz na końcu Włochy gdzie niestety oba spotkania przegrane ale u chłopaków było widać ogromną walkę po czym powrót do kraju na mecze rewanżowe z Brazylijczykami i Włochami.




czwartek, 11 września 2014

~Rozdział 17~

Wstałam o 6:50. Ubrałam się, uczesałam, umalowałam, wzięłam torebkę i ruszyłam do pokoju Mariusza i Michała. Ku mojemu zdziwieniu Wlazły już nie spał, a leżał i grzebał coś w telefonie. Myślałam raczej, że będę musiała zciągać go z łóżka wołami, a tu proszę taki suprajs.
- A coś ty taki ranny? - zapytałam normalnym głosem mimo, że łóżku obok którego stałam spał Winiarski
- Wiedziałem, że będę ci potrzebny - wyszczerzył się
- Ciekawe niby skąd - uniosłam brew
- Inaczej by cie tu nie było - trafnie stwierdził
- No może i tak, ale teraz się ubieraj i idziemy - powiedziałam.
Atakujący wykonał moje polecenie i po kilku minutach wychodziliśmy już z hotelu. Na dworze było bardzo ciepło i w duchu cieszyłam się, że jednak ubrałam tylko bluzkę z krótkim rękawkiem. Szybko odebraliśmy swój tort dla Krzyśka z napisem "Igła 100 lat grania w siatkówkę!" Napis trafiony w dziesiątkę. Nasz prezent niósł oczywiście siatkarz żeby nie było. O 7:30 byliśmy już z powrotem w hotelu i obeszliśmy wszystkie pokoje, aby za 10 minut stawili się w pokoju Igły i Ziomka. Każdy potwierdził swoją obecność gdy tylko powiedzieliśmy o co chodzi. I tak o 7:45 cała kadra meldowała się przed drzwiami pokoju 273. Weszliśmy z przytupem i zaśpiewaliśmy głośno Sto lat naszemu Krzysiowi i już po chwili delektowaliśmy się pysznym ciastem.
- No cudne to aż to zdjęcie wrzucę na igłą szyte. - zachwycał się libero
- Ty to powinieneś podziękować Lenie bo to ona ci tego torcika załatwiła - rzucił Piter
- No dziękuję, dziękuję - wyszczerzył się
- Myślałam raczej, że padniesz mi do stóp i zaczniesz bić pokłony - wygięłam usta w podkówkę
- Innym razem - obiecał Żygadło
- Trzymam za słowo - pogroziłam palcem.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę po czym zeszliśmy na spóźnione śniadanko
. Ja w zasadzie aż taka głodna to nie byłam, ale poszłam z nimi dla towarzystwa. Niech cenią mą dobroć! Oni oczywiście nałożyli sobie żarcia jak zawsze czyli dużo, a ja zrobiłam sobie jedną kanapeczkę z serem i pomidorem oraz kawę, którą sączyłam gdy oni jeszcze to wszystko konsumowali. Właściwie nie wydarzyło się nic godnego uwagi przez cały dzisiejszy dzień więc może przejdźmy do jutra.


No i nadszedł 16 maja dzień pierwszego oficjalnego meczu naszej kadry w tym sezonie, a mianowicie meczu z Łotwą w Eliminacjach do Mistrzostw Europy, które odbędą się za rok.
Właściwie cały dzień miałam wolny aż do wyjazdu na halę. Spożytkowałam go więc na wyskoczenie do jakiegoś sklepu, aby kupić prezent Zosi, która dzisiaj miała urodzinki. Kupiłam jej lalkę oraz dużo słodyczy. Oj, no co? Lubie ją rozpieszczać. Właściwie wszystkie dzieciaki z naszej rodzinki rozpieszczam.
W końcu nadszedł czas wyjazdu na halę więc spakowaliśmy się wszyscy do autokaru i ruszyliśmy do Hali Stulecia.Życzyłam jeszcze chłopakom powodzenia przed wejściem do szatni gdy ja kierowałam się na trybuny. Nie było jeszcze zbyt dużo osób, ale miałam nadzieję, że się to zmieni. Rozglądałam się ale nigdzie nie zobaczyłam rodzinki z Wałbrzycha, ani Karoliny. Po pewnym czasie drużyny wyszły na rozgrzewkę, hymny, prezentacja zawodników i możemy zaczynać. Mecz zakończył się szybkim 3:0 dla Polaków na co wszyscy liczyli. Siatkarze zeszli z boiska i zaczęli się rozciągać natomiast ja zajęłam się chowaniem sprzętu do torby gdy nagle jakieś małe ciałko przytuliło się do mnie od tyłu. Odwróciłam się i wzięłam na ręce Zosię. 
- Cześć Zocha! Jak tam?- zapytałam z uśmiechem - Gdzie masz wszystkich co? 
- Idą - oznajmiła i faktycznie po chwili już resztą rodziny wraz z Karoliną oraz Ksawerym stali obok mnie i rozmawialiśmy.
- Ciociu, a kupiłaś mi jakiś prezent? - zapytała dziewczynka bawiąc się moimi włosami co spotkało się z naszym serdecznym śmiechem
- A grzeczna byłaś? - zapytałam
- Tak - pokiwała energicznie głową
- A jakbym tutaj wszystkich zapytała to odpowiedzieli by tak samo jak ty? - chciałam się jeszcze troszkę z nią podroczyć
- Na pewno - odpowiedziała pewnie
- No dobrze wierzę ci, ale prezent mam w autokarze to chodźmy na zewnątrz.- postawiłam ją na podłodze, wzięłam swój sprzęt i wyszliśmy przed halę. Weszłam do pojazdu, a po chwili wyszłam z niego trzymając w ręce pakunek z prezentem. Młoda bardzo się ucieszyła no więc i ja się ucieszyłam, ze jej się spodobało. Pogadaliśmy jeszcze chwilę tak ogólnie, po czym oni powiedzieli, że muszą się już zmywać. Pożegnaliśmy się i Wałbrzyszanie ruszyli do samochodu
- Może spotkamy się teraz i pogadamy, hmm? - zaproponowałam Karolinie
- Jasne. Tylko odwiozę Ksawerego do hotelu
- To może w jakiejś restauracji bo jestem mega głodna co? - zaśmiałam się
- Ok - zawtórowała mi - Wyśle ci adres smsem a teraz leć bo cię tu zostawią - przytuliła mnie
- Nie zostawią, za dużo mieli by stratę - rzuciłam jeszcze i pobiegłam do pojazdu. 
- Obgadałaś nas wszystkich, że tyle ci to zajęło czy jak? - zapytał od razu Krzysiek
- Tak, z jak najmniejszymi szczegółami Krzysiu - posłałam mu piękny sztuczny uśmiech  i usiadłam na swoim miejscu. Po jakichś 30 minutach byliśmy pod hotelem. Wyszłam za siatkarzami z autokaru i szybko poszłam do swojego pokoju. W międzyczasie dostałam sms'a z adresem gdzie mamy się z Karoliną spotkać. Gdy wychodziłam ze swojego pokoju wpadłam na Karola
- A ty gdzie tak pędzisz? 
- Umówiłam się pa! - rzuciłam wchodząc do windy. Byłam mega głodna, a chciałam jak najszybciej zobaczyć się z przyjaciółką więc pod podany adres szłam bardzo szybkim marszem. Dotarłam na miejsce po 10 minutach. Pchnęłam drzwi i rozejrzałam się po restauracji. Zobaczyłam blondynkę siedzącą przy stoliku pod oknem. Podeszłam do niej.
- Cześć - uśmiechnęłam się na powitanie
- Hej, hej - odwzajemniła gest
- Możemy najpierw zjeść, a potem pogadać bo umieram z głodu ? - zapytałam śmiejąc się
- Ja już sobie zamówiłam - wyszczerzyła się. Przejrzałam szybko kartę dań i zażyczyłam sobie zapiekankę ryżową z kurczakiem oraz sok. Po kilku minutach otrzymałyśmy swoje danie, a podczas konsumowania rozmawiałyśmy na ogólne tematy. Gdy skończyłyśmy posiłek oparłam łokcie na stole, złączyłam dłonie, a na nich oparłam brodę.
- No to opowiadaj - powiedziałam
- Ale co?
- Oj, nie udawaj. - wywróciłam oczami - Opowiadaj czemu taka zmęczona byłaś w Bełchatowie, że aż musiałam interweniować - wlepiłam w nią wzrok
- No bo znowu zostałam sama. Wiktor ciągle ma jakieś delegacje - żaliła się  - Wiesz...... ja podejrzewam, że on mnie zdradza - szepnęła
- Ty chyba kobieto z kosmosu spadłaś - popukałam się palem w głowę - Wiktor nigdy by cie nie zdradził! Wy dwa lata jesteście małżeństwem i macie wspaniałego synka. 
- No a może właśnie przez Ksawerego wziął ze mną ślub. Przecież dziecko nie było planowane. Może ożenił się ze mną z litości 
- Wiesz, że gdybyśmy były w jakimś innym miejscu to dostałabyś ode mnie patelnią? Nie pierdol głupot! - syknęłam - On cię kocha. A delegacje to normalna sprawa. Właśnie od tego jestem ja, że gdy jego nie ma to ja cię wysyłam do mojej matki. Rozumiesz?- zaśmiała się lekko. - No i to mi się podoba - ucieszyłam się - Wierzysz przyjaciółce?
- Wierzę, wierzę - wywróciła ślepiami z uśmiechem.
- No! I tak ma być kurde zawsze. Uśmiech nie schodzi z japki - wyszczerzyłam się
Gadałyśmy jeszcze dość długo aż w końcu postanowiłyśmy się zmyć. Blondynka postanowiła odwieźć mnie do hotelu w którym nocowałam. 10 minut później byłyśmy na miejscu
-  Mam nadzieję, że przegadałam ci do rozumu? - upewniałam się
- Oczywiście, w końcu najlepszy psycholog na świecie - puściła mi oczko
- No i to rozumiem. Pa. Do jutra - pożegnałyśmy się buziakiem w policzek po czym wyszłam z auta i ruszyłam do swojego pokoju. Ani trochę ni zdziwiło mnie, że byli tam siatkarze
- Wiecie, że stajecie się przewidywalni? - zaśmiałam się rzucając swoją bluzę na krzesło i sprawdzając godzinę na komórce
- Nie my stajemy się przewidywalnie tylko ty byś się nie wysiliła żeby nas poszukać dlatego ułatwiamy ci życie - wyszczerzył się Karol
- Aaaaa to zmienia całkowicie postać rzeczy - przytaknęłam ze śmiechem - No ale ja jestem tak jakby trochę zmęczona więc wiecie - zaczęłam dalikatnie
- To ty sobie śpij, a my oglądniemy film - powiedział obojętnie Krzysiek
- A czemu wy to zawsze robicie u mnie? - zmarszczyłam brwi
- Bo ty masz zawsze takie zajebiste pokoje - wyjaśnił Andrzej
- Takie jak wy - stwierdziłam rozsuwając walizkę
- O nie, nie moja panno - pokiwał palcem Mariusz
- Dobra nie wnikam - wzruszyłam ramionami. Wzięłam swoją piżamę i poszłam wziąć prysznic. Umyłam się szybko i po pół godzinie leżałam już w łóżku. Ustąpiłam trochę miejsca Ignaczakowi, który koniecznie chciał siedzieć w nogach mojego łóżka bo twierdził, że już wygrał sobie tam miejsce. Zrozumiałam go bo ja robię tak samo więc podkurczyłam troszkę nóżki i zamknęłam oczy



piątek, 5 września 2014

~Rozdział 16~

                                                      WAŻNE!!!!
Bardzo Was przepraszam, że tak długo nic nie pojawiało się na żadnym blogu :( Zawaliłam na całej linii. Tu miał być maraton i szlag mi go trafił, ponieważ mój kochany braciszek "przez przypadek" usunął mi moje rozdziały i teraz mam tylko od 28 do 39 -.- Będę się starała odtworzyć chociaż w minimalnym stopniu tamte rozdziały. Na pewno nie będę one takie same bo te pisałam gdzieś w czerwcu ;/ Myślałam w ogóle o usunięciu tego bloga, ale ciągle wpadały mi na niego nowe pomysły więc jednak pomyślałam, że chociaż spróbuję.W tym rozdziale może być trochę pomieszane ponieważ przeskoczę od razu do momentu kiedy byli już we Wrocławiu.... Na prawdę postaram się żeby coś takiego się więcej nie powtórzyło ;( 
Jeszcze raz bardzo przepraszam :(

A teraz czas na rozdział:
13 maja dotarliśmy do Wrocławia aby rozegrać tam mecze kwalifikacyjne do Mistrzostw Europy. Oczywiście samojebka z Karolem na sam początek. Dostaliśmy kluczę do swoich pokoi i rozeszliśmy się, aby się rozpakować. Weszłam do swojego pokoju i zobaczyłam tylko jedno łóżko. Rozpakowałam się i włączyłam telewizor siadając na mym posłaniu. W pewnym momencie drzwi się otworzyły
- Ooooooo czyli jednak nie zamieszkamy razem - stwierdził Mariusz wyginając usta w podkówkę
- A no nie - wyszczerzyłam się
- Iść z tobą do tej cukierni zamówić torta? Bo wiesz ja się tu znam i w ogóle
- No fajnie by było - uśmiechnęłam się
- A tak w ogóle to ja nie w tej sprawie - pokręcił głową
- A w jakiej? - zaciekawiłam się
- Rozpakujesz nas? - zrobił maślane oczka
- Nie 
- No to foch - wyszedł na korytarz, a ja podeszłam do drzwi i otworzyłam jej na oścież
- A tak w ogóle to witam sąsiadów - wyszczerzyłam się, a on w odpowiedzi tylko trzasnął drzwiami. Zaśmiałam się i zniknęłam w swoim pokoju. Posiedziałam tam chwilę, a potem zeszłam na obiad. Reszta dnia minęła nam jak zwykle czyli trening potem czas wolny. I w zasadzie lulu. Tylko, że my z Mariuszem poszliśmy jeszcze do cukierni.


Następnego dnia wstałąm normalnie, wzięłam prysznic, ubrałam się, związałam włosy w wysokiego kucyka i zeszłam na śniadanie
- A wiecie co? Tak się zastanawiałem.... - zaczął jak to miał w zwyczaju Paweł
- Błagam nie kończ - Bartek oparł łokcie na stole, a w nich schował dłonie
- Ale czemu? - pytał jak małe obrażone dziecko Zati
- Bo nie. Jak będziesz miał kotka, pieska, dziewczynę albo bacie to im poopowiadasz - powiedział Wlazły
- Ale nie mam kotka, pieska, dziewczyny, a do babci nie pojadę w najbliższym czasie - zasmucił się
- Właśnie! Musze mieć psa! - wykrzyknęłam 
- Po co ci trzeci, dwa to za mało? - uniósł brew Krzysiek
- Boże schronisko będzie zakładać - wzniósł oczy do nieba Winiarski.
- Właśnie, wezmę ze schroniska - wpadłam na cudowny pomysł - Tam na pewno się z w jednym zakocham, a jak się zakocham z dwóch to wezmę dwa - zaczęłam już snuć plany
- Po co ja mówiłem o tym schronisku? - zbeształ się półgłosem brat
- Bo jesteś super i dlatego cię ko-cha-m - cmoknęłam go w policzek - O i ty Zati pomożesz mi wybrać dla niego imię. Bo ty masz do tego taki dryg i w ogóle - uśmiechnęłam się szeroko i aż klasnęłam w ręce z zachwytu, a młody libero od razu podjął się zadania i zaczął mruczeć coś pod nosem.
- No i obiad minął nam w klimatach zwierzęcych - skomentował całą sytuację Andrzej. 
Po posiłku mieliśmy chwilę wolnego po czym trening. Zrobiłam kilka super zdjęć i postanowiłam je od razu zgrać na komputer i obrobić niektóre. Gdy wychodziłam z pokoju, aby iść na kolację spotkałam się z Pawłem
- Mam dla ciebie te imiona - wręczył mi kartkę - Tylko nie wiedziałem czy to dziewczyna czy chłopak więc napisałem dla tych i dla tych - prześledziłam wzrokiem tekst gdy jechaliśmy windą na dół
- Super są - uśmiechnęłam się
- Polecam się na przyszłość - wyszczerzył się i weszliśmy do resturacji
- O, a co to? - Ignaczak wyrwał mi kartkę przeczytał co na niej jest i spojrzał na mnie zdziwiony po czym podał kartkę dalej
- What it is? - zapytał z dziwną miną Michał
- To są mój drogi braciszku imiona - powiedziałam filozoficznie
- To widzę - warknął - Ale na co ci one? - puścił kartę dalej, która już obeszła cały stóło i trafiła teraz w ręce Szampona.
- No dla mojego pieska - wzruszyłam ramionami - A teraz daj - wyciągnęłam rękę do Wlazłego - Mariusz, nie Michał - powiedziałam gdy zobaczyłam jak Winiarski mówi gorączkowo do przyjaciela "Nie dawaj, nie dawaj, nie dawaj" - A tak w ogóle Michałku to jak chcesz coś powiedzieć, to mów na głos, aby wszyscy mogli usłyszeć, a poza tym w towarzystwie nie ma tajemnic - upomniałam go - No Szampon, no. Daj, ręka mnie już boli - podparłam lewą rekę prawą
- A co z tego będe miał? - zapytał cwano
- Nic. 
- No to nie - schował kartkę do kieszeni
- No to foch - wstałam z miejsca i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku po czym zaczęłam czytać fajny kryminał. Ten Winiarski to fajne książki ma, nie powiem. 


Perspektywa Michała
- Musimy kazać zrobić jej coś mega  bo więcej razy nie da się tak wykiwać - powiedział Krzysiek
- Właśnie. Na drugi raz nie pójdzie nam tak łatwo - rzuciłem zamyślony ponieważ sam nie miałem pomysłu co można kazać zrobić Lenie.
- Myślicie, że za taki głupi świstek ona się poświęci? Przecież Zati może jej zrobić następny - wzruszył ramionami Piotrek
- Właśnie o to chodzi, że nie może - powiedział półgłosem Wlazły - I nie zrobi
- Ej, idziemy na miasto? - zmienił temat Karol
- Jasne - poderwali się wszyscy od razu. Wstaliśmy ze swoich miejsc i poszliśmy na gór po jakieś bluzy.


Perspektywa Eleny
Czytałam właśnie fajny fragment gdy drzwi się otworzyły. Oczywiście!
- Idziemy na miasto. - oznajmił Andrzej
- Fajnie. - rzuciłam obojętnie
- Idziesz z nami? - zapytał Piter
- Nie. -
- Czemu? - zapytał Igła
- A co z tego będę miała? - przedrzeźniałam Mariusza, a oni tylko przybili sobie facepalmy
- Oddamy ci ten świstek - zrezygnowany atakujący wyciągnął z kieszeni wyżej wymieniony przedmiot
Wstałam z łóżka i wyjęłam z ręki siatkarza kartkę
- Teraz to mogę iść - rzuciłam zadowolona.
- Jesteśmy beznadziejni - westchnął głęboko Michał, na co ja tylko się zaśmiałam. Zanim znalazłam swoją bluzę w szafie trochę mi to zajęło, ale w końcu się odnalazła. Ubrałam ją, chwyciłam torebkę i mogliśmy wychodzić.
Szliśmy sobie tak bardzo fajnie już kilkanaście minut gadając i śmiejąc się cały czas. Wraz z Igłą rzucaliśmy kawałami jak z rękawa
- Wszyscy mamy na głowach kaptury i wyglądamy jakbyśmy chcieli na coś napaść - zauważyłam ze śmiechem
- Tajne ninja - podłapał od razu Ignaczak
- Trzeba to udokumentować - wyrwał się Wronka
- No stańcie a ja wam zrobię zdjęcie - rzuciłam i już chciałam wychodzić przed szereg, ale uniemożliwiła mi to ręka Kłosa, która przytrzymała mnie za nadgarstek
- Pani fotograf będzie na zdjęciu, a fotę cyknie Igła - powiedział i wyjął z MOJEJ(!) torebki MÓJ(!) aparat i podał go Krzysztofowi. No więc co, nie pozostało mi nic innego jak tylko zrobić minę seryjnego mordercy i skrzyżować ręce na piersi. Libero mocno się w to wczuł i zaczął nas ustawiać, normalnie jak ........ ja. Moja szkoła! Aż się łezka w oku kręci. 
- Musisz mi to dostarczyć - powiedział Bartek gdy usiedliśmy sobie na ławce. Znaczy, kto usiadł, ten usiadł (XD) Bartosz akurat do tych szczęśliwców nie należał i teraz wisiał mi nad uchem
- A to niby czemu? - wtrącił się Piotrek, który stał obok Kurka
- Bo wyglądam tutaj mega - przeczesał włosy dłonią, a my chcieliśmy wybuchnąć głośnym śmiechem, ale zatuszowaliśmy to chrząknięciem.
- Wracamy? Ciemno jest - rzuciłam chowając aparat do torbeki
- A co boisz się - poruszył brwiami Andrzej
- Przecież wiadoma rzecz, że mnie byście pierwszą wypchnęli, a sami z piskie uciekli - pokiwałam głową
- Phiiiiiiiii - pisnęli przeciągle - Skąd ci to przyszło do głowy?
- Oj, no dobra, dobra. Ale wracajmy - uśmiechnęłam się delikatnie
- Ok - zgodzili się. Wstaliśmy i podążyliśmy do hotelu. Byliśmy tam dość szybko. Szybko także wzięłam prysznic i znalazłam się pod kołdrą zasypiając.