poniedziałek, 20 lipca 2015

~Rozdział 94~

- Elena! - usłyszałam krzyk Agnieszki i od razu się poderwałam i zaczęłam rozglądać bo nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Witczak. - Zamierzasz ty dzisiaj wstać? Przed 12 jest.
- Co ty pierdolisz?! - wykrzyknęłam i popatrzyłam na zegar, który faktycznie wskazywał 11:52. - O Boże! Zrobisz mi coś do jedzenia? - zapytałam podbiegając do szafki i szukając ciuchów.
- Zrobię, zrobię - pokręciła z politowaniem głową i wyszła. Poleciałam do łazienki gdzie wzięłam dosłownie 2 minutowy prysznic i się ubrałam (klik), uczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone i zrobiłam makijaż używając kosmetyków Agi bo swoje już wczoraj schowałam do walizki. Powędrowałam do kuchni gdzie na stole czekała już kawa oraz kanapki.
- Jesteś kochana, ale mogłaś mnie wcześniej obudzić - powiedziałam z kanapką w ustach.
- Dopiero wróciłam z przedszkola. Trzeba było sobie ustawić budzik - wystawiła mi język.
- Oj tam, cicho - machnęłam ręką. - Dobrze, że w Spale muszę być na popołudniowym treningu - odetchnęłam.
- Który jest o...?
- O 16 więc spoko.
O 12:30 po pożegnaniu Agnieszki i dawaniu jej mnóstwa wskazówek żeby na siebie uważała, nie denerwowała się, nie przemęczała, niemal siłą na mój nos zostały nałożone okulary przeciwsłoneczne i zostałam wsadzona do samochodu.
W Spale byłam o 13:20. Zaparkowałam przed ośrodkiem gdzie było już mnóstwo samochodów jak mniemam, siatkarzy. Wysiadłam z pojazdu i otworzyłam bagażnik, z którego wyjęłam swoje walizki i torbę po czym zamknęłam auto.
- O jest i Elena - usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Fabiana, który stał kilka kroków za mną.
- O jest i Fabianek - uśmiechnęłam się. - Widzę, że też opalony więc wakacje udane.
- To samo można o tobie powiedzieć - zaśmiał się. - Daj, pomogę ci bo widzę, że gdzieś zgubiłaś swojego księcia. A w ogóle to gratulacje z okazji zaręczyn. Wiem, refleks powala, ale nie było okazji - wyszczerzył się.
- Dziękuję. A książę chyba jeszcze na badaniach w Warszawie - spojrzałam na ekran telefonu. - Miał napisać jak będzie już tutaj, ale póki co milczy.
- Pewnie ma cię już dość - stwierdził za co dostał kuksańca w bok.
- Nie zaprosimy cię na ślub - wystawiłam mu język.
- Kłosik mnie zaprosi, ty nie masz tu nic do gadania - wykonał ten sam gest co ja.
- Ejjjj. No wiesz ty co? - oburzyłam się.
- Co? - zapytał głupkowato poruszając brwiami.
- A bierz już te walizki i idziemy bo mnie wkurzasz - powiedziałam starając przybrać groźną minę, ale się nie udało bo i tak cały czas się śmiałam.
- Tak jest pani fotograf! - zasalutował i ruszyliśmy do budynku. Znowu otrzymałam moją ukochaną setkę (znaczy się pokój, nie bo o co innego mogło chodzić?) i mogliśmy wjechać windą na 4 piętro.
- Dziękuję za towarzyszenie i poniesienie walizek - uśmiechnęłam się kiedy byliśmy już w pokoju. Tym razem były tu tylko dwa łóżka, a nie jak rok temu trzy, kiedy to wtarabanili mi się tutaj Michał z Mariuszem.
- Nie ma za co - odarł. - A! - przypomniał sobie coś nagle - Stefan prosił żebyś się pojawiła  u niego jak przyjedziesz.
- Ten sam pokój co w tamtym roku?
- Tak. Właściwie niewiele się tutaj zmieniło od tamtego roku.
- Tak mi się też wydaję. Zaraz do niego pójdę - powiedziałam.
- Okej, no to na razie.

- Na razie.
Postanowiłam się najpierw rozpakować i dopiero później pójść do Antigi. Zajęło mi to 20 minut i szybko schodami znalazłam się pod pokojem trenera. Zapukałam, a po usłyszeniu "proszę" weszłam do środka. W pomieszczeniu siedział zarówno pierwszy jak i drugi trener oraz Oskar.
Przywitaliśmy się.
- Podobno chciałeś się ze mną widzieć, Fabian coś tak mówił - powiedziałam zwracając się do młodszego Francuza.
- E, tak. Skoro już na popołudnie trening będą wszyscy pomyślałem, że zrobić wtedy sesja zdjęć żeby mieć to z głowa.
- Bardzo dobry pomysł, tylko ...
- Przyjechali rano dwóch pan, którzy ci pomogą. Czekają na ciebie od rano. O ile się dobrze orientuje to teraz powinni rozkładać tło na sala i inne rzeczy i tam mają na ciebie czekać.
- Dobra, okej. Już do nich lecę. Tylko o to chodziło?
- Tak, tak.
- No to idę - rzuciłam i wyszłam z pokoju po czym na kogoś wpadłam.
- Dopiero przyjechałaś, a już na dywaniku u trenera byłaś - zaśmiał się Karol stojący z walizkami przede mną.
- No widzisz jaka jestem niedobra? - westchnęłam.
- Ja tam lubię jak jesteś taka niegrzeczna - wyszczerzył się, a ja parsknęłam śmiechem na jego słowa i ruszyliśmy schodami na piętro wyżej. - A w ogóle to wyobrażasz sobie!? Dali nam oddzielne pokoje! - oburzył się.
- Jak ty to przeżyjesz? - przeraziłam się. - Znowu będziesz skazany na chrapiącego Andrzeja.
- Albo na: Ciągle Gadającego Z Agą Andrzeja - przewrócił oczami.
- No martwi się o nią, o co ci chodzi?
- Nie za bardzo? Przecież to duża dziewczyna i sobie poradzi.
- Zobaczymy jak ty będziesz reagował. - rzuciłam, a on popatrzył na mnie zdziwiony.
- Ty...? - otworzył szeroko usta, a ja wtedy zdałam sobie sprawę co sobie pomyślał.
- Nie, nie. Spokojnie. Na razie nie.
- Ale chciałabyś mieć dzieci? - zapytał obejmując mnie ramieniem.
- Chciałabym, ale nie teraz. - odparłam wchodząc do swojego pokoju, a Kłos za mną.
- A ile? Bo ja bym na przykład chciał trójkę - powiedział. Zarzuciłam torbę z aparatem na ramię po czym popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami.
- Serio?
- Czemu miałbym mówić nie-serio? - zdziwił się wzruszając ramionami i podszedł do mnie po czym chwycił za dłonie - Przecież ci się oświadczyłem, powiedziałem, że chcę spędzić z tobą resztę życia. To oczywiste, że chce mieć z tobą dzieci i szczęśliwą dużą rodzinę - po jego słowach łzy stanęły mi w oczach.
- Kocham cię - powiedziałam przytulając go.
- Ja cię też - szepnął.
Staliśmy tak chwilę po czym odsunęliśmy się od siebie i przypomniało mi się po co w ogóle tutaj przyszłam.
- Kurde, muszę lecieć na hale!
- Przecież trening dopiero za godzinę - spojrzał na zegarek.
- Wiem, ale przyjechało dwóch gości, którzy mają mi pomóc zrobić wam dzisiaj sesje i muszę do nich iść wszystko przygotować. Zobaczymy się na treningu - cmoknęłam go szybko w policzek i wybiegałam z pokoju.
Po chwili znalazłam się na hali gdzie już wszystko było przygotowane.
- Dzień dobry! - krzyknęłam bo nigdzie nikogo nie widziałam.
- Pani Elena? - zapytał blondyn, na oko po trzydziestce nagle pojawiający się tuż obok mnie. Wydałam z siebie krzyk i złapałam się za serce.
- Ale mnie pan przestraszył - odetchnęłam głęboko.
- Nie pan, Jacek - uśmiechnął się wyciągając do mnie dłoń.
- Elena - uścisnęłam ją.
- A tutaj jest Eryk - wskazał na bruneta, z którym też się przywitałam.
- Przepraszam, że kazałam wam tak długo czekać, ale nic o tym nie wiedziałam do przyjazdu, a przyjechałam też niedawno - wyjaśniłam.
- Nie ma problemu - odparli niemal równocześnie. Przyjrzałam się im.
- Przepraszam, że pytam, ale jesteście braćmi? - wrodzona ciekawość Elenki part 1.
- Aż tak to widać? - jęknął krzywiąc się Eryk na co parsknęliśmy we dwoje śmiechem, a Jacek się obruszył.
- Dobrze, to może nie tracąc już czasu przygotujmy jeszcze światło i możemy czekać na siatkarzy - zarządził starszy.
Kiedy zawodnicy się pojawili we trójkę byliśmy w swoim żywiole. Dyrygowaliśmy, rządziliśmy, instruowaliśmy i pouczaliśmy oraz krzyczeliśmy by wszystko wyszło jak najlepiej.
- Dobra, ostatnie zdjęcie i dajemy wam spokój - powiedziałam, a zewsząd rozległy się westchnięcia ulgi lub okrzyki radości. - No przecież nie było tak źle - powiedziałam zdziwiona, a oni popatrzyli na mnie jak idiotkę. - Dobra, ustawcie się tak jak do wszystkich grupowych zdjęć - wskazałam na ławkę. Pięknie się ustawili, usiedli kilka zdjęć i oznajmiłam, że to koniec.
Potem jeszcze odbył się trening i miałam wrażenie, że po sesji byli bardziej zmęczeni niż po 2 godzinnym treningu. I gdzie tu logika?!
Gdy chłopcy poszli do szatni i my poskładaliśmy wszystkie rzeczy pożegnałam się z fotografami po czym poszłam do swojego pokoju by obrobić zdjęcia. Zajęło mi to czas do kolacji gdzie zeszłam po dodaniu zdjęć na stronę.
Otworzyłam drzwi i zderzyłam się z Karolem. Co my tak na siebie wpadamy dzisiaj?
- Właśnie po ciebie szedłem i przyniosłem ci reprezentacyjne ciuszki - wręczył mi naręcze koszulek, spodenek, spodni i bluz.
- Dziękuję bardzo panie kapitanie - uśmiechnęłam się i rzuciłam ubrania na łóżko - A teraz jestem głodna - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do stołówki. Tam wzięliśmy sobie kolację i usiedliśmy przy naszym stoliku, przy którym siedzieliśmy w tamtym sezonie. Miejsce zajął już Paweł wraz z Andrzejem. Usiedliśmy również i zabraliśmy się do jedzenia. Po chwili dołączyli też Piotrek i Bartek. Gadaliśmy, śmialiśmy się i konsumowaliśmy posiłek. Kiedy już się najadałam, a oni wciąż żarli, (swoją drogą to ja jestem ciekawa jakie oni mają wielkie żołądki skoro tyle jedzą) popijałam owocową herbatkę
- No i Banda Paprykowego Czipsa nam się sypła - westchnęłam.
- A no sypła - pokiwał głową Andrzej przeżuwając jedzenie.
- Trzeba wymyślić nową nazwę. - powiedział Kłos.
- O! Czy ja...! - wyrwał się od razu Zatorski.
- Możesz - powiedzieliśmy wszyscy zgodnie ze spokojem.
- Tak jest! - krzyknął uradowany zaciskając pięść w geście tryumfu - Wymyślę coś takiego, że wam gacie z dupy pospadają - oznajmił dumnie.
- Wymyśl po prostu coś takiego żeby ludzie nie wybuchali śmiechem jak to usłyszą i żeby się z nami kojarzyło. Czyli ktoś powie tą nazwę i od razu wszyscy czają, że chodzi o nas. Chwytasz? - zapytałam naprowadzając go na właściwe tory.
- Rozumiem - pokiwał już zamyślony głową i pogrążył się w myślach całkowicie.
- Siema, można się dosiąść? - usłyszeliśmy pytanie Michała Kubiaka i Damiana Wojtaszka.
- Jasne, siadajcie - uśmiechnęłam się.
Przez całą kolację libero podrzucał nam pomysły co do nazwy naszej bandy, ale chyba nie zjadł dzisiaj niż pożywnego (czytać żelki, skitellsy) bo nie był zbyt kreatywny...
- Dobra, no to co powiecie na "Latające gwiazdy"? - zrobił gest ręką nakreślając w powietrzu niby szyld naszej nazwy, a gdy już kończył ruch ręką walnął Nowakowskiego prosto w nos, a potem przepraszał go całą minutę. Tak, liczyłam.
- Paweł, ogarnij w końcu, że już dawno ci wybaczyłem i to w sumie nie bolało bo gdzie by mnie zabolał cios od takiego chuderlaka jak ty? - zaśmiał się tym swoim śmiechem w stylu "hyhy ale żem żartem zarzucił", a my przywaliliśmy sobie po facepalmie tylko Zatorski się oburzył.
- Wcale nie jestem chuderlakiem, ejjj - mruknął - Po prostu kości mam cienkie - mruknął. Jak tam sobie tłumaczy, niech sobie tłumaczy...
- No ale co powiecie na nazwę?
- Według mnie to słabe - orzekł Karol.
- Zgadzam się z kapitanem - powiedział z pełną gębą Wrona
- A mi to się wydaje, że Michał tak nazwał waszą drużynę jak kiedyś razem graliśmy na treningu kiedy Falasci nie było - wtrąciłam.
- Wiedziałem, że skądś to znam - powiedział cichym głosem mrużąc oczy libero.
- Przecież ty wtedy byłeś w Kędzierzynie - zdziwił się Kłos.
- Mam swoje źródła - powiedział tajemniczo - Dobra ludziska. Jutro bede wiedzioł to wom powim. - wstał z krzesła.
- Nie rób z siebie wieśniaka Zator - westchnął Kurek.
- Dobra już idę - fuknął wychodząc wielce dumny rozbijając się barkami na boki.

----
Podoba mi się ten rozdział :) No to Spała comeback :D Cieszę, że znów wracamy do lasu bo uwielbiam pisać rozdziały gdy tam są :) To jest tak mega nie przewidywalne, że czasem to się dziwię jak zaczynając rozdział potem wychodzi z niego to co wychodzi...
---
4 miejsca po Final Six. Niedosyt. To pierwsze co poczułam po meczu z USA. Ostatnio chyba mnie tak rzucało podczas finału w Katowicach, tyle, że wtedy skończyło się o wiele lepiej. Widocznie na to stać nas w tej chwili. Wszyscy doskonale wiedzą, że najważniejszą imprezą w tym sezonie jest Puchar Świata i tam mamy błysnąć formą, ale niektórzy chyba serio nie chwytają sądząc po komentarzach w necie. Mogłabym się założyć, że gdybyśmy wygrali tą Ligę Światową to pewnie byłyby znowu komentarze, że forma ma być na PŚ, a teraz Antiga niepotrzebnie męczy siatkarzy. Fuck logic. No ludzie, proszę was. Aż mi słów brakuje. A już kompletnie nie mam siły na komentarze typu : "Wywalcie Kurka z kadry"... No po prostu masakra. A jak na początku Ligi Światowej w meczach z Rosją grał świetnie to wszyscy nad nim skakali i tylko chwalili. No ale przecież Polak zawsze znajdzie problem.  Tak jakby niektórzy mieli dziką satysfakcję z tego, że nam nie wyszło. Takie odnoszę wrażenie. Teraz mamy miesiąc czasu żeby przeanalizować popełnione błędy i  w Japonii wywalczyć awans do Rio.
Chciałam tak jeszcze dodać, że normalnie pokochałam Francuzów *.* Świetnie się zaprezentowali w tym turnieju i co tu dużo gadać zasłużyli na wygraną :)
https://instagram.com/p/5VBXi1SAom/?taken-by=jugado8 - śmiałam z tego kilka dobrych minut :D


I na koniec OGŁOSZENIE PARAFIALNE!
Kolejny rozdział pojawi się 2 sierpnia, ponieważ wyjeżdżam i nie będę miała możliwości dodania. Na waszych blogach z komentarzami raczej też się nie pojawię bo nie będę miała telefonu ani dostępu do internetu.
Trzymajcie za mnie kciuki żebym wróciła w sierpniu ze zdwojoną siłą do pisania kolejny pojebanych sytuacji naszej kadry zwarta i wypoczęta. Oh, God, wypoczęta? Jak mam być wypoczęta skoro będę musiała wstawać o 5? Takie uroki wyjeżdżania w góry. (y)
No to lecim!
Pozdrawiam ;**
Jooo pierdykam, ale sie rozpisałam! O.O To tak na pożegnanie :*


środa, 15 lipca 2015

~Rozdział 93~

(niedziela, 17 maja)
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek na szafce nocnej. Była 10:09. Przetarłam twarz i ziewnęłam szeroko. Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a więc wyciągnęłam rękę by wziąć telefon. Nadawcą był Karol. Kliknęłam i odczytałam wiadomość.
                           "Mam nadzieję, że resztę nocy przespałaś spokojnie"
                             "Tak, dziękuję :) Też dopiero wstałeś?
                 "Też?! To ty jeszcze w łóżku?! Ja do Manufaktury na zakupy jadę "
"Ja tam byłam przed urlopem i póki co niczego nie potrzebuję :)Trzeba było iść ze mną :P"
                             "Z tobą na zakupy? Ja chyba podziękuję :P"
                                       "Ej, chyba nie jest tak źle :("
                                        "Masz rację. Jest gorzej!"
                                       "Foch! Nie odpisuję więcej!"
                                          "Właśnie odpisałaś :P :D"
- Ale już teraz nie odpiszę - powiedziałam do samej siebie i powykrzywiałam się do telefonu. Bez komentarza. Dzieciństwo z Michałem.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. W korytarzu stały walizki Agnieszki, jej buty również, ale w mieszkaniu była cisza jak makiem zasiał. Nie będę więc chamska i dam jej odespać. Poszłam do kuchni gdzie włączyłam sobie cicho radio i zaczęłam przygotowywać śniadanko. Kiedy pół godziny później byłam już pojedzona zabrałam się pomału za pakowanie do Spały.
Najpierw jednak wzięłam prysznic i się ubrałam (klik), a włosy związałam w koka. Pościągałam ubrania, które wyprałam przed wyjazdem do Hiszpanii i rozwiesiłam w łazience co dało im cały tydzień na wyschnięcie i tak też się stało. Zaniosłam je do pokoju i rzuciłam na łóżko, a do prania wrzuciłam ciuchy z urlopu. Przyniosłam sobie do sypialni deskę do prasowania i żelazko żeby jakoś to wszystko wyglądało i zabrałam się do roboty.
Po godzinie moje walizki były spakowane. Wszystko dokładnie posprowadzane. W prawdzie ze Spały do Bełchatowa jest niecała godzina drogi więc w razie czego mogłabym się po coś wrócić, ale pewnie by mi się nie chciało, zwłaszcza, że czas spędzałabym z siatkarzami, którzy pomiędzy ciężkimi treningami działają na mnie tak, że i ja czuję się zmęczona i nic mi się nie chce. Tak przynajmniej było w tamtym roku. Jak będzie teraz, zobaczymy.
Kiedy około 14:30 nakładałam sobie właśnie na talerz porcję makaronu w kształcie muszelek z sosem pieczarkowym do kuchni weszła Agnieszka przecierając twarz.
- No cześć pani z Ameryki - przywitałam ją śmiejąc się i odłożyłam garnek  z obiadem po czym przytuliłam Witczak na powitanie.
- Witam panią z Hiszpanii - odpowiedziała tym samym tonem. - Opalona, uśmiechnięta, wprost kwitnąca - powiedziała siadając.
- I kto to mówi - puściłam jej oczko. - Jesteś głodna?
- Poproszę bo pachnie cudownie - wyszczerzyła się. Nałożyłam i jej, a potem usiadłam i zaczęłyśmy jeść.
- No to opowiadaj jak było - powiedziałam, ale zanim Witczak otworzyła usta rozdzwonił się mój telefon. - Poczekaj chwilkę - poszłam do pokoju i odebrałam połączenie od Krzyśka. Ciekawe co to go skłoniło żeby do mnie zadzwonić. Zastanawiające...
- Słucham ja ciebie Krzysiu - zaczęłam wesoło wracając do kuchni.
- No to słuchaj uważnie. Jesteś w domu?
- Tak.
- Robisz coś konkretnego, albo masz konkretne plany?
- Nie.
- No to wyślij mi sms'em swój dokładny adres i numer mieszkania to za jakieś pół godziny będziemy bo my już mijamy Piotrków Trybunalski.
- Przyjeżdżacie wszyscy? - zapytałam uśmiechnięta.
- Tak jest.
- No to super! - wykrzyknęłam uradowana - Już ci wysyłam ten adres. Pa. - zakończyłam połączenie i od razu zaczęłam stukać sms'a.
- Kto przyjeżdża? - zapytała blondynka.
- Ignaczaki - odparłam.
- Kiedy będą?
- Za jakieś pół godziny.
- O Boże, a ja taka nie ogarnięta! - jak strzała wybiegła z kuchni, a ja pokręciłam głową ze śmiechem i wyszłam z kuchni.
- Jadę po jakieś ciasto! - krzyknęłam do przyjaciółki ubierając buty.
- Okej - odparła wychodząc z ciuchami ze swojego pokoju.
Udało mi się wrócić przed Ignaczakami i pokroić ciasto więc jest dobrze. Witczak wstawiła wodę na kawę kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłam by otworzyć, a zaraz za mną podreptała Aga. Nacisnęłam klamkę i od razu na szyję rzuciła mi się Dominika, którą uniosłam do góry.
- Cześć Domi, jak się dawno nie widziałyśmy, nie? - uśmiechnęłam się. - Wchodźcie, wchodźcie - zaprosiłam ich gestem dłoni do środka.
Teraz nastąpiło długie przywitanie po czym weszliśmy do salonu.
- O właśnie, Krzysiek idź do samochodu. Zostawiłam tam ciasto - przypomniała sobie Iwona kiedy wchodziłam z talerzem kupnego smakołyku.
- Teraz sobie przypomniałaś? - jęknął.
- Trzeba było mi przypomnieć - wystawiła mu język.

- Już idę - westchnął i wstał z fotela.
- Nie potrzebnie przecież przywoziłaś - powiedziałam.

- Nie potrzebnie ci się w ogóle na głowę zwalaliśmy. Dopiero wczoraj wróciliście, na pewno chciałabyś odpocząć bo jutro do Spały, ale zostałam przegłosowana. Musiałam coś przywieźć bo na pewno nie miałabyś czasu na zrobienie czegoś zwłaszcza, że zapowiedzieliśmy się pół godziny przed przyjazdem - rzekła.
- Broń Boże nie zwalacie mi się na głowę! Bardzo się cieszę, że przyjechaliście. Dawno się nie widzieliśmy - uśmiechnęłam się obejmując jedną ręką Sebastiana.
- Ciociu, tata mówił, że byłaś z wujkiem Karolem w Hiszpanii. Byliście na Camp Nou? - zapytał.
- Nie byliśmy. Nie zdążyliśmy bo król Karol I chciał się lenić i dwa dni nic nie robiliśmy. Zdążyliśmy tylko w Madrycie pod Santiago Bernabeu.
- Szkoda - jęknął.
- Chciałeś żebym ci zdała relację? - zapytałam.
- Coś w tym kierunku - wyszczerzył się.
- No niestety nie.
- Jestem! Cały i zdrowy wraz z ciastem! - krzyknął Krzysiu wchodząc do salonu.
- Już się bałam czy to ciasto przeżyje. - odetchnęła z ulgą Iwona.
- Ciasto? A ja?
- Ty byś się pozbierał - machnęła ręką - a ciasto do wyrzucenia.
- Tak to się właśnie o mnie w tej rodzinie martwią - westchnął Ignaczak ocierając wyimaginowaną łzę z oka.
- Ja cię o ciebie martwię, tatusiu - powiedziała Dominika przytulając się do ojca.
- Moja córcia, kochana, jedyna się przejmuje losem ojca - zaśmiał się obejmując dziewczynkę.
- W ogóle Krzychu to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - przypomniało mi się.
- Urodziny miałem wczoraj - fuknął.
- Wczoraj się jeszcze tobą nie przyjmowałam - machnęłam na niego ręką, a kiedy zrobił obrażoną minę wyszczerzyłam się i przytuliłam go mocno. - Wszyściutkiego najlepszego staruszku. Dużo zdrówka, szczęścia, wygranych meczy, zero kontuzji, no i oczywiście jeszcze duuużo medali.
- Czy tak dużo to nie wiem.
- Cicho, cicho. Dużo jeszcze będzie - uśmiechnęłam się po czym zwolniłam uścisk.
- Dziękuję dziękuję - uśmiechnął się szeroko. - A ty jak tam jutro do tej Spały pojedziesz to pilnuj żeby im co głupiego do głowy nie wpadło. - zaśmiał się.
- Będę pilnować. Nie bój żaby będę ci informować o jakichś naszych chorych akcjach - puściłam mu oczko.
- Będę się czuł jakbym tam był - otarł wyimaginowaną łzę spod oka. - A może ja ci swoją kamerę dam, co? - oczy mu się zaświeciły.
- Wiesz Krzysiu wydaje mi się, że aparat mi wystarczy. Chyba znajdziesz kogoś lepszego.
- Jakby Zbychu był, to by się do tego nadawał. Kamera go kocha! Ale tak to dupa. No bo komu ja mam dać mojego skarbusia? Piterowi? Tej dupie wołowej co to nawet nie wie jak się kamerę włącza? - prychnął. - Czy może McGregorowi? Ty..., a może faktycznie jemu? - zamyślił się głęboko, a my popatrzyłyśmy po sobie z Iwoną. - Tak! - wykrzyknął - To genialne, genialne, genialne! - powiedział szybko i donośnie niczym szalony doktorek.
- Krzysiu popieram, popieram z całych sił - wyszczerzyłam się.
- No, ja zawsze mam zaje... - zaczął, ale Ignaczakowa zgromiła go wzrokiem -  świetne pomysły - poprawił się szybko.
Potem temat zszedł na wakacje. Najpierw oni opowiedzieli gdzie zamierzają się wybrać, a potem ja zaczęłam nawijać jak katarynka, a kiedy byłam w trakcie opowiadania o Madrycie i pokazywania im zdjęć zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a Ignaczaki i Witczak przeglądali zdjęcia. Nacisnęłam klamkę, a moim oczom okazał się tłum ludzi. Karolina z Wiktorem i Ksawerym, Winiarscy, państwo Wlazły, a do tego jeszcze Dawid, Łukasz i Emilka.
- Matko jak my się w tym salonie pomieścimy? - zaśmiałam się wpuszczając ich do środka.
- Aż tacy grubi chyba nie jesteśmy - dołączyła do mnie Karolina przytulając mnie na powitanie.
- Zobaczymy - zaśmiałam się przytulając Wiktora. - Wchodźcie do salonu - wskazałam pomieszczenie.
- Czyli jednak nie jesteśmy pierwsi - powiedział zawiedziony Winiarski widząc w salonie Ignaczaków.
- Nie tym razem - odparła Iwona z uśmiechem.
Jakoś się zmieściliśmy w tym salonie. Dzieciaki zjadły po kawałku ciasta i udały się do mojego pokoju gdzie mieli się grzecznie bawić dostając wytyczne na temat swoje zachowania od rodziców.
- A gdzie wasi królewicze? - zapytała w pewnym momencie Paulina upijając łyk kawy i patrząc na mnie i na Agnieszkę.
- Mój od rana po Manufakturze latał i zakupy robił, ale czy zrobił to nie wiem. Mówiłam żeby pojechał ze mną przed wakacjami to się rękami i nogami bronił żeby tyko nie. - zaśmiałam się.
- No i mu się nie dziwię - powiedzieli równocześnie Michał i Krzysiek, a zgromiłam ich spojrzeniem.
- Do tej pory pamiętam jak w tamtym roku zaszantażowałaś nas, że jak nie pojedziemy z tobą na zakupy to sama weźmiesz moje auto - wzdrygnął się Winiarski.
- Jeju, to faktycznie byłoby straszne - przewróciłam oczami.
- Straszne to było to, że musieliśmy chodzić za tobą z tymi torbami jak tragarze - jęknął Ignaczak.
- Ale potem postawiłam wam lody - uniosłam palec wskazujący do góry ukazując mój geniusz.
- To ja zapłaciłem za te lody - jęknął płaczliwie Igła. - Bo ty powiedziałaś, że już za dużo kasy wydałaś, a jeden postawiony dla ciebie lód mi kieszeni nie obciąży. Do tej pory mi wisisz loda! - wykrzyknął, a całe pomieszczenie wybuchnęło śmiechem.
- Może kiedyś się go doczekasz - puściłam mu oczko.

Goście opuścili nas właściwie dopiero koło 22 tylko Ignaczaki zebrali się trochę wcześniej bo Iwona jutro do pracy, Seba do szkoły, a Domi do przedszkola.
- Padam na twarz - westchnęła Agnieszka siadając na kanapie kiedy udało nam się posprzątać.
- Nie dziwię cię się. O której wy właściwie wróciliście? - zapytałam.
- Gdzieś koło 4 nad ranem. Nie pamiętam dokładnie - zmarszczyła czoło.
- Długo zamierzasz
 pracować? - zapytałam zmieniając temat.
- Jak najdłużej - wzruszyła ramionami. - Myślałam, że spokojnie do końca czerwca jeszcze popracuje potem i tak są wakacje. - Wzruszyła ramionami. - Andrzej już mnie chciał w mieszkaniu uwięzić. Uważa, że nie powinnam pracować w ciąży. Najlepiej w ogóle - prychnęła. - Chyba by, zwariowała.
- Zamierzacie zamieszkać teraz z Andrzejem razem?
- Pojawił się ten temat, ale teraz i tak go nie będzie więc co za różnica czy będę tutaj czy u niego?
- W sumie żadna.
- Więc dopiero po sezonie reprezentacyjnym się do niego przeprowadzę.

- Można i tak. Dobra, idę spać bo czeka mnie jutro ciężki dzień - westchnęłam wstając z kanapy.
- Życzę cierpliwości przy nich - zaśmiała się.
- Ja sobie życzę tego samego - zawtórowałam. - Zwłaszcza, że nie będzie Gumy więc nie będzie miał kto mi pomóc ich przytemperować. Pożegnamy się jutro rano?
- Mhm - pokiwała głową, a ja wyszłam z pomieszczenia i poszłam po piżamę, przebrałam się i poszłam spać.


----
Meeega krótki, ale w połączeniu z następnym zapewne nikt nie dotrwałby do końca xD
Zaczyna mi brakować rozdziałów i chęci do pisania więc pewnie niedługo zawieszę na trochę bloga.
Pozdrawiam ;**

niedziela, 12 lipca 2015

~Rozdział 92~

Kiedy obudziłam się rano Karola nie było już w łóżku. Przewróciłam się na drugi bok i usłyszałam szum wody w łazience. Poprzeciągałam się na wszystkie możliwe strony i ziewnęłam głęboko po czym sięgnęłam na szafkę po zegarek Kłosa, który wskazywał godzinę 8:10. Wstałam z łóżka i podeszłam do łazienki by wyjąć z niej ubrania i kosmetyczkę. Po kilku chwilach z pomieszczenia wszedł siatkarz.
- Hej - podszedł do mnie i pocałował na powitanie - Barcelona chyba nie działa na ciebie tak jak Madryt - zaśmiał się.
- Byłam zmęczona po wczoraj. Muszę odespać bo w Spale to się przecież nie da - zawtórowałam mu.
- Aż takie z nas ranne ptaszki? - zdziwił się szczerząc zęby.
- Z niektórych za bardzo - stwierdziłam i weszłam do łazienki gdzie wzięłam prysznic, umyłam włosy, ubrałam się (klik), a potem zabrałam się za ich rozczesywanie, a następnie suszenie. Kiedy gotowa wyszłam z pomieszczenia poszliśmy na śniadanie, które też zajadaliśmy w cieniu parasoli na świeżym powietrzu.
- Nic mi się nie chce dzisiaj robić - stwierdziłam rozkładając się wygodnie na szerokim krześle i spuszczając na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Wreszcie! - powiedział uradowany Kłos. - Dzisiaj opalamy się na plaży - wyszczerzył się.
- Na to wygląda - uśmiechnęłam się upijając łyk soku.
Siedzieliśmy obserwując sobie krajobraz, ludzi, budynki i rozmawialiśmy sobie tak o niczym kiedy zadzwonił mój telefon. Michał- Słucham ja ciebie braciszku - zaczęłam i dałam na głośnik po czym położyłam telefon na stoliku.
- No cześć, cześć. Już kompletnie o mnie zapomnieliście? To że mnie tam nie ma, nie znaczy, że zniknąłem z powierzchni ziemi. Można by się odezwać. - powiedział pretensjonalnie.
- Miśku, widzieliśmy się w czwartek.
- To już prawie tydzień! - oburzył się.
- Przecież my tu wyjechaliśmy właśnie żeby od ciebie uciec - dołączył się Kłos.
- Dzięki Karolku, ty to zawsze umiesz powiedzieć coś miłego - zironizował Winiarski, a my się zaśmialiśmy - W ogóle to gdzie wy tak dokładnie jesteście?
- Od wczoraj wieczora w Barcelonie - odparłam.
- A wcześniej?
- Wcześniej w Madrycie.
- Stadionu sobie chyba nie odpuściłaś, nie? - zaśmiał się przyjmujący.
- No jasne, że nie! Nie mogłabym! - oburzyłam się.
- Współczuję ci Kłosik - westchnął rozbawiony Michał.
- Nie ma czego - fuknęłam.
- Dzisiaj na szczęście nic jej się nie chce robić więc będziemy się lenić - wyszczerzył się Karol.
- No i chwała Bogu! Bo ona jak jedzie w jakieś nowe miejsce to tylko by z tym swoim durnym aparatem latała.
- Zdążyłem się już tym przekonać - zaśmiał się
- Ekhem, ja tu jestem - mruknęłam. - I mój aparat wcale nie jest durny.
- Cicho, cicho - powiedział lekceważąco brat, a ja zrobiłam oburzoną minę z czego zaczął się śmiać mój narzeczony. - A kiedy wracacie?
- W sobotę popołudniu - oznajmił Kłos. Kolejna rzecz, o której dowiaduje się po fakcie...
- Ja myślałam, że w piątek popołudniu.
- No mówiłem, że skoro mogliśmy sobie urlop przedłużyć to przedłużyłem - wzruszył ramionami.
- Mówiłeś tylko, że wyjeżdżamy wcześniej i to już wtedy jak wpadłeś rano do pokoju i zacząłeś mnie budzić - mruknęłam.
- Nie czepiaj się szczegółów.
- Ale mi szczegół - przewróciłam oczami.
- Ja tu jeszcze jestem. Może to dla was zaskoczenie, ale wcale się nie rozłączyłem - powiedział Winiarski.
- No to bądź, to nie mi kasa leci z konta.
- Osz kuuurde no - jęknął. - A tak swoją drogą to ciekawe ile mi policzą za taką rozmowę do Hiszpanii - zastanowił się.
- Nie wiem braciszku i na prawdę mało mnie to interesuję - westchnęłam.
- No bo patrz, może pomyślą, że jak dzwonię do Hiszpanii to może w jakichś interesach, które pomogą Polskiej gospodarce się rozwinąć i więcej zarobić.
- Winiar przestań pierdzielić - pokręciłam z politowaniem głową. - Czasem jesteś głupszy od Pitera.
- EJJJJJ! Nie na to się nie zgodzę! Nie będziesz porównywać mojej inteligencji do poziomu Pita i Zatora! - oburzył się.
- To się tak nie zachowuj to przestanę i zacznę cię porównywać do Karola.
- Mam to potraktować jak komplement czy jak obelgę? - Kłos uniósł brwi i zsunął niżej okulary z nosa patrząc na mnie.
- Traktuj to jak chcesz - uśmiechnęłam się puszczając mu oczko.
- Dobra skoro nikt mi nie chcę powiedzieć ile mogę zapłacić za taką rozmowę i do tego jeszcze mnie  tym towarzystwie obrażają to chyba się rozłączę - powiedział obrażonym tonem.
- Nikt nie będzie płakać - docięłam mu jeszcze.
- Pffff. Dobra kończę gołąbeczki, bawcie się dobrze, tylko wróćcie we dwoje, a nie czasem w trójkę! - powiedział wesołym głosem - Pa! - i się rozłączył. Popatrzyliśmy na siebie, ale żadne z nas nie skomentowało. Ten mój brat to się faktycznie cofa w rozwoju.

Kolejne dwa dni faktycznie leżeliśmy na plaży opalając bladą skórę żeby jakoś wyglądać.
Dopiero w piątek łaziliśmy uliczkami Barcelony, właściwie przez calutki dzień no bo coś trzeba zobaczyć prawda?
Pierwszym celem na naszej trasie była 
Sagrada Familia, czyli wciąż nie dokończona Świątynia Pokutna Świętej Rodziny. Mogliśmy wspiąć się po wąskich stromych schodkach na jedną wieżyczkę. Widok z wieży zapierał dech w piersiach. Widać było całą panoramę Barcelony oraz Morze Śródziemne. Pięknie musi tutaj być w porze zachodu słońca.  Ludzie w dole byli maluteńkimi mróweczkami, a Karol zaczął udawać, że ja zabija... Bez komentarza, ale zabawie było przynajmniej. Następnie chodziliśmy po cudownym Parku Guell, który niesamowicie mnie zachwycił. Wspaniała roślinność i jeszcze wspanialsza architektura. No cudeńko.
Później znaleźliśmy się na najsłynniejszej ulicy Barcelony, czyli La Rambla. Co chwilę mijaliśmy mimów, stragany z pamiątkami czy kwiatkami. Kiedy już nakupiliśmy sobie pamiątkowych bibelotów i otrzymałam od Karola bukiecik kwiatków mogliśmy zajść na lody bo stwierdziliśmy, że nie jesteśmy tacy głodni, a tam było strasznie drogo. Z lodami doszliśmy na koniec ulicy, na Placa de Catalunya  gdzie usiedliśmy sobie na ławeczce przy jednej z dwóch wielkich fontann. Podczas jedzenia naradzaliśmy się gdzie iść dalej i w końcu postanowiliśmy, że skierujemy się na stare miasto. Ustaliliśmy, że zrobimy sobie wyścig i kto pierwszy będzie przy Pałacu Rządu Katalonii 
wygrywa, ale nagrodę ustalimy później. Było to niecałe 10 minut drogi stąd, ale prowadziły tam liczne uliczki i łatwo było się zgubić. Rozdzieliśmy się i każdy szybkim krokiem ruszył w stronę celu. Faktycznie nie było to takie łatwe. Kiedy już myślałam, że za zakrętem będę na miejscu pierwsza, okazało się, że była to ślepa uliczka. Rozglądnęłam się i szybko skręciłam w prawo, po czym chwilę szłam prosto, znowu w prawo i ujrzałam budynek Rządu. Już myślałam, że wygrałam kiedy moją uwagę przykuła postać siedząca na ławeczce, tyłem do mnie Podeszłam bliżej i niestety był to Kłos. Westchnęłam siadając obok niego.
- Wygrałeś.
- Wiem, kochanie zdążyłem zauważyć jakieś 5 minut temu - wyszczerzył się i objął mnie ramieniem.
- Miałeś łatwiejszą drogę - fuknęłam.
- Zważ na to, że wystartowałem trochę później bo mi się but rozwiązał.
- Masz dłuższe nogi, szybko nadrobiłeś - mruknęłam.
- Nie dąsaj się. Wybiorę bardzo przyjemną karę - pocałował mnie w szyję.
- I to rozumiem - wyszczerzyłam się po czym pocałowałam go. - Ale teraz jestem głodna. - mruknęłam.
- Zjedzmy gdzieś tutaj bo nie chcę mi się wracać do hotelu. Zresztą widziałem, że mamy dzisiaj napięty grafik.
- Chciałeś dwa dni leżeć i się lenić, to teraz trzeba nadrobić - uśmiechnęłam się. - Zresztą musimy jeszcze zobaczyć kilka miejsc. KO-NIECZ-NIE!
- Nawet sobie nie wyobrażam ile zdjęć zrobiłaś przez te niecałe 5 dni.
- Spokojnie, tylko niecałe 2 tysiące - machnęłam ręką, a on wytrzeszczył na mnie oczy.
- TYLKO?!
- Wiem kochanie, że dla ciebie to nie do pojęcia, ale są ludzie, którzy robią dużo ŁADNYCH zdjęć, na pamiątkę, a nie tylko selfie 5 razy dziennie - wystawiłam mu język.
- Te twoje zdjęcia są ładne tylko dlatego, że ja tam jestem - również ukazał swój jęzor.
- Cóż za narcyz - zaśmiałam się. - Tylko nie popadnij w samouwielbienie.
- Ja nie Krzysiu - puścił mi oczko i oboje zaczęliśmy się śmiać.
Niecałą godzinę później, czyli o 16:30, po zjedzonym pysznym posiłku ruszyliśmy w stronę Parku Ciutadella gdzie chciałam zobaczyć tą wspaniałą fontannę; Kaskadę. Czy tylko ja mam taką skłonność do fontann?
Byliśmy tam po 10 minutach, a po 20 wchodziliśmy po schodach na fontannę, która przypomniała mały zamek z wielkimi rzeźbami. Z góry jest wspaniały widok na cały park. Woda ma turkusowy kolor, a z palmami, których jest tutaj pełno tworzy wspaniałą kombinację. Dobre pół godziny cieszyliśmy oczy tym widokiem, a później Kłos pociągnął mnie za rękę bo zauważył niedaleko staw i łódki więc wymyślił sobie, że popływamy. On to jednak czasem ma dobre pomysły. Coś czuję, że tych zdjęć to jednak będzie o wiele więcej...
Następnie podeszliśmy sobie spacerkiem, pół godzinki, wlekąc się jak żółwie pod pomnik Krzysztofa Kolumba, pod którym walnęliśmy selfiaka wrzucając na Instagrama i oznaczając Igłę, że mamy fotę z jego imiennikiem.
40 minut później znajdowaliśmy się pod Palau Nacional i znowu fontanny...
- Robisz to specjalnie? - zapytał Karol kiedy przechodziliśmy koło nich.
- Co? - zapytałam zdziwiona patrząc na niego.
- Każesz mi chodzić koło tych fontannów, ale nie mogę cię do żadnej wrzucić - fuknął.
- Po pierwsze nie mówi się fontannów, tylko fontann, po drugie, nie robię tego specjalnie. Po prostu ja je uwielbiam. Idziemy do tamtej największej - wskazałam palcem - Usiądziemy sobie, odpoczniemy i posłuchamy muzyki.
- Muzyki? - uniósł brew.
- Ja się na tą wycieczkę przygotowałam. Nie to co niektórzy - powiedziałam ściszonym głosem drugie zdanie - I wiem, że z tamtej fontanny co pół godziny płynie muzyka, jest piękne światło i do tego jeszcze szum wody. Mówię ci zakochasz się.
- No nie wiem - westchnął.
- Nie marudź. Mówię ci. To jest serio wspaniałe - powiedziałam uśmiechnięta.
- Nie wiem czy się zakocham bo ja już mam obiekt westchnień - uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
- Ooo - wspięłam się na palce i złączyłam nasze usta. - Kochany jesteś - powiedziałam po chwili.


W sobotę rano obudziłam się o 9:30. Kłosa nie było w pokoju. Nie słyszałam też wody w łazience. Przewróciłam się na drugi bok i przymknęłam jeszcze na chwilę oczy. Po kilkunastu sekundach podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam szukać wzorkiem ubrań. Były porozwalane po podłodze.Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego dnia i nocy, ale uśmiech się zmniejszył kiedy przypomniałam sobie, że dzisiaj wracamy. Westchnęłam i po kilku minutach rozczesywałam już włosy, a później robiłam makijaż.
Ubrana (klik) i ze swoimi rzeczami wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafki nocnej i wzięłam z niej telefon by zadzwonić do Karola i zapytać gdzie on się podziewa. Wybrałam jego numer, ale zanim odebrał drzwi się otworzyły i stanęła w nich moja zguba.
- O, już wstałaś - uśmiechnął się.
- No wstałam. Gdzie byłeś? - zapytałam wrzucając rzeczy do walizki.
- Przejść się koło hotelu. Mama dzwoniła i nie chciałem cię budzić - odparł.
- Mhm. Co tam u nich?
- W porządku. Pytali jak wakacje, czy odpoczęliśmy i tak dalej. No to powiedziałem, że mi się nie dałaś lenić - położył się na łóżku, a ja rzuciłam w niego jedną z jego koszulek. - Powiedziała mi, że wreszcie ktoś mnie dźwignął w wakacje z leżaka - zaśmiał się. - I że musisz mieć mocną siłę perswazji.
- Akurat ciebie nie trudno przekonać - powiedziałam z politowaniem śmiejąc się i włożyłam ostatnie rzeczy do walizki i ją zasunęłam po czym położyłam się obok Kłosa. - Jadłeś już?
- Nie byłem głodny.
- A ja teraz jestem.
- Ja też.
- Czyli kierunek restauracja?
- Tak jest.
Jakbyśmy byli zsynchronizowani podnieśliśmy się do pozycji siedzącej, a później wstaliśmy z łóżka co wywołało u nas obojga śmiech. 

Do godziny 13 spędziliśmy czas przy basenie hotelowym leżąc na leżakach i popijając koktajle, a kilka minut po godzinie pierwszej znaleźliśmy się  swoim pokoju. Położyłam się wygodnie na łóżku, a siatkarz zaczął się pakować bo wcześniej tego nie zrobił.
- Nie chcę wracać - jęknęłam wyciągając nogi i ramiona. - Zostańmy tutaj na zawsze - przymknęłam oczy.
- Niestety nie ten czas, złotko - zaśmiał się.
- Wrócimy tu jeszcze? Poroooszę. - otworzyłam oczy patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Wrócimy.
- Obiecujesz?
- Obiecuje, a teraz rzuć mi tamtą koszulkę - wskazał palcem na materiał leżący na fotelu obok łóżka. Wyciągnęłam rękę, lecz brakło mi jakichś 20 centymetrów by ją złapać.
- Nie dosięgnę - opuściłam bezwładnie rękę wzdychając.
- Kompletnie mi się w tej Hiszpanii rozpuściłaś - również westchnął i sam wziął koszulkę.
- Na szczęście ty wciąż jesteś chętny do wysiłku fizycznego - wyszczerzyłam się.
- Taaa. W Spale poproszę Stefana żebyś biegała z nami o 6. To będzie dla poprawienia kondycji fizycznej, specjalnie, for you - przesłał mi buziaka w powietrzu.
- Nie zrobisz tego.
- To się przekonasz. - wystawił mi język.
- Ej, no Karolek, no. Nie rób mi tego - jęknęłam, a on tylko się ze mnie na pewno śmiał w podświadomości. Na pewno to robił bo jego oczu to zdradzały! - Karolek, proszę.
- Bądź cicho. Jak się zamkniesz to to przemyślę.
- Tylko myśl racjonalnie.
- Zawsze to robię - prychnął. Już otwierałam usta i podnosiłam się do pozycji siedzącej żeby coś powiedzieć, ale mnie ubiegł - 6 rano, pamiętaj - uniósł palec wskazujący, a ja opadłam na plecy.
- Chyba częściej muszę cię szantażować - zaśmiał się.
- Nie lubię cię - mruknęłam.
- Też cię kocham - przesłał mi jeszcze jednego całusa.

W Bełchatowie byliśmy o godzinie 17. Kłos odstawił mnie pod blok, pomógł wnieść walizki i pożegnaliśmy się. Zdjęłam buty i stanęłam w korytarzu wsłuchując się chwilę w ciszę. Hiszpania była wspaniała, ale tutaj też jest fajnie wrócić. Zmęczona poszłam do kuchni gdzie otworzyłam lodówkę. Było tam na tyle składników, że mogłam sobie zrobić pyszną sałatkę. Już wyciągałam składniki kiedy na najniższej półce zauważyłam arbuza.
- Jak ja kocham kiedy Aga robi zakupy - powiedziałam uradowana wyjmując duży owoc. Przekroiłam go w wielkich męczarniach na pół, a potem wzięłam sobie jedną część, a drugą schowałam z powrotem do lodówki. Nie chciałam narażać się na gniew ciężarnej kiedy wróci jutro rano i zachce jej się zjeść arbuza, a tu nie ma. Wolałam tego uniknąć. Ruszyłam do salonu, otworzyłam okno, włączyłam telewizor po czym położyłam się na kanapie. Odetchnęłam i najpierw znalazłam coś sensownego do oglądania w postaci pierwszego meczu finałowego pomiędzy Vive, a Wisłą. Całkowicie o tym zapomniałam. Dobrze, że Michał tego nie wie bo mi raz, a dobrze wbił do głowy cały terminarz jego spotkań.
Zajadając się ukochanym arbuzem pogrążyłam się w losach spotkania. Początek nie był najlepszy w wykonaniu kielczan. Przede wszystkim było za dużo błędów podań i nie trafne rzuty (lub jak kto woli, dobra postawa w bramce Corralesa).
Po 30 minutach było 13:11 dla gospodarzy chociaż mogło być inaczej bo to nie było to mocne Vive. Złe podania, niemoc w upilnowaniu Kamila Syprzaka, który nie trafił bodajże jeden raz, no i te 4 sytuacje sam na sam z bramkarzem i żadnej bramki. No, to deprymuje, na pewno. Oby na drugą połowę weszli spokojniejsi, bardziej skoncentrowani i jeszcze bardziej zmotywowani bo Wisła zwietrzy szansę i mimo problemów kadrowych ani się obejrzymy, a stan rywalizacji będzie wynosił 0:1.
Ostatecznie wynik był zadowalający bo prezentował się 31:26 dla Kielc. Druga połowa lepsza choć wciąż nie było to to, czym zachwycali. Ale w myśl starej zasady, że zwycięzców się nie ocenia, już siedzę cicho.
Resztę wieczoru spędziłam na kanapie oglądając co popadnie aż w końcu nie wiem kiedy zasnęłam lecz nie spałam dobrze. Nawiedzały mnie nieprzyjemne koszmary. 



Jechałam autem z Karolem, który prowadził, a ja siedziałam z tyłu. Weseli, uśmiechnięci rozmawialiśmy i śpiewaliśmy piosenki lecące z radia.


Nagle z lewej strony wjechał w nas samochód, potem kolejny, z przodu. Kłosa od razu rzuciło do przodu bo nie miał zapiętych pasów, a z jego skroni momentalnie popłynęła krew. Ja nadal siedziałam jakby nic się nie stało, w ogóle nie odczuwając skutków wypadku. Czułam się jakby w ogóle mnie tam nie było.

Potem karetka, szpital, sterylne, białe pomieszczenia. Siatkarz leżał nieprzytomny w sali, biały jak mąka, podłączony do mnóstwa kabelków i pikających sprzętów. Nagle miarowy dźwięk przerodził się w pikanie nie do zniesienia. Zostałam wyprowadzona z sali, a kiedy doktor wraz z pielęgniarkami wyszli z pomieszczenia, pokręcił tylko przecząco głową.

Poderwałam się do pozycji siedzącej z krzykiem i szlochem. Ciężko dyszałam i byłam zlana potem. W salonie gdzie leżałam nadal było zaświecona światło i działał telewizor, których nie wyłączyłam przed zaśnięciem. Otarłam twarz i starałam się uspokoić oddech. Sięgnęłam na ławę gdzie leżał mój telefon. Drżącymi palcami i z bijącym w szaleńczym tempie sercem wybrałam numer Karola. Nie odbierał, więc stan niepokoju rósł z każdą setną sekundy, w gardle robiło się sucho, a żołądek skręcał się jeszcze bardziej.
- Elena? - w końcu usłyszałam zaspany głos siatkarza. - Co się stało? Dlaczego dzwonisz o 3 nad ranem? - ziewnął.
- Tak się cieszę, że się słyszę - powiedziałam płaczliwym głosem opierając się o zimne obicie kanapy.
- Lenka, co się stało? - zaniepokoił się.
- Śniło mi się, że umarłeś - wybuchnęłam płaczem.
- Lenka, spokojnie. Nic mi nie jest. Uspokój się. Nie płacz. Jestem cały i zdrowy - mówił do mnie łagodnym, kojącym głosem.
- Przepraszam, że cię obudziłam, ale tak bardzo się przestraszyłam, że musiałam zadzwonić - pociągnęłam nosem.
- Nic się nie stało. Już dobrze. Przyjechać do ciebie?
- Nie, nie. Nie trzeba. Idź spać.
- Na pewno?
- Na pewno. Chciałam cię tylko usłyszeć - powiedziałam cicho
- W takim razie spróbuj spać już spokojnie. Nie martw się, jestem cały. Pamiętaj, że cię kocham.
- Ja ciebie też - powiedziałam i zakończyłam połączenie. Siedziałam chwilę obracając telefon w dłoniach. Teraz byłam o wiele bardziej spokojniejsza. Wstałam z kanapy, wyłączyłam telewizor, zgasiłam światło i poszłam do swojego pokoju gdzie zdjęłam spodnie i narzuciłam na siebie większą koszulkę po czym tu też zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Po kilku chwilach Morfeusz z powrotem miał mnie w swojej krainie i teraz już spałam spokojnie.

---
Od razu ucinam wszelkie spekulacje! W dniu pisania tego rozdziału i w tym okresie mojej wizji opowiadania ten sen nie był proroczy. Więc nie musicie się martwić... Póki mi coś do głowy nie strzeli oczywiście.
Przepraszam, że rozdziału nie było, a miał być, ale w czwartek była u mnie przyjaciółka i nie zdążyłam po prostu dodać :(
Kolejny w środę.
Dzisiaj u Anastazji i Stefana pojawi się bodaj 19 rozdział :)
Pozdrawiam ;**

poniedziałek, 6 lipca 2015

~Rozdział 91~

11 maja obudziło mnie gorączkowe dzwonienie do drzwi. Agnieszka otworzyła, a po chwili w moim pokoju pojawił się Karol. Zaspana otworzyłam oczy, a on jakby nigdy nic odsunął rolety po czym zdarł ze mnie kołdrę.
- Co ty robisz? - zapytałam zachrypniętym głosem mrużąc oczy przed światłem słonecznym wpuszczonym przez Kłosa.
- Jak to co? Budzę cię - wzruszył ramionami.
- Czemu?
- Bo masz dwie godziny żeby się ogarnąć i spakować na wakacje.
- CO?! - wrzasnęłam.
- No przecież chciałaś jechać do Hiszpanii - powiedział obojętnie.
- Przecież to miało być jutro!
- Ale jest dzisiaj. Przełożyłem nam lot żebyśmy mogli dłużej odpocząć. - wyszczerzył się.
- Nienawidzę cie. I kocham równocześnie! - wyskoczyłam z łóżka
 jak poparzona i szybko otworzyłam szafę. Wyjęłam z niej ciuchy (klik) i pobiegłam do łazienki.
- Spakować cię?! - usłyszałam krzyk Karola.
- Ani mi się waż! - okrzyknęłam. Potem bym się zastanawiała czy na pewno wszystko mam, czy czegoś nie zapomniał i ostatecznie musiałabym rozpakować całą walizkę i spakować ją do nowa. - Śniadanie zrób! - wcale go nie wykorzystuje. Zaoszczędzimy czas.
Wzięłam szybki, prysznic, wysuszyłam ciało ręcznikiem, ubrałam się i zabrałam za rozczesywanie włosów, a potem suszenie. Zostawiłam je rozpuszczone i zrobiłam makijaż. Wychodząc wzięłam od razu z łazienki kosmetyczkę. Miałam jeszcze trochę ponad godzinę. Wparowałam do pokoju i rzuciłam przedmiot trzymany w ręce na łóżko po czym wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam wrzucać do niej rzeczy, które przydadzą mi się się na ten kilkudniowy urlop. Dobrze, że gdy w sobotę Kłos chodził z mrożonkami na nogach ja wraz Agnieszką i Karoliną wybrałyśmy się do Łodzi na zakupy. Odświeżyłam szafę.
Biegałam po całym mieszkaniu szukając różnych przedmiotów, a pozostała dwójka docinała mi ile wlezie. Dzięki kochani, odwdzięczę się kiedyś.
Kiedy walizka była spakowana i zasunięta (tutaj Kłos mógł się wykazać) powrzucałam jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy do bagażu podręcznego.
- Czy możemy już jechać? - zapytał znudzony siatkarz stojąc przy drzwiach z moim bagażem.
- Czekaj, nie wiem czy wszystko wzięłam. - zastanowiłam się - Idź do samochodu, zaraz przyjdę - machnęłam na niego ręką, a on westchnął i pożegnał się z Agą po czym wyszedł. - Chyba wszystko wzięłam - ogarnęłam jeszcze wzrokiem korytarz. - Dobra idę bo będzie marudził. Bawcie się też dobrze w tym Miami - przytuliłam blondynkę. Oni także dzisiaj wyjeżdżali. Tyle tylko, że Aga o tym wiedziała...
- Wy też. I wróćcie w jednym kawałku - dała mi buziaka w policzek, a ja skierowałam się do wyjścia. Zbiegłam po schodach i wsiadłam do samochodu siatkarza, a on odpalił.
Jak to z naszym szczęściem bywa, wyjechaliśmy sobie ciut za późno, na drodze był wypadek i o mały włos nie spóźnilibyśmy się na lot. Jednak w ostatniej chwili dopadliśmy do bramek i pozwolono nam wejść.
Lot do Madrytu minął nam szybko i bezproblemowo. W stolicy Hiszpanii mieliśmy spędzić dwa dni, a w Barcelonie trzy. Musieliśmy to sobie jakoś podzielić. Nie wyobrażałam sobie nie zobaczyć obu tych miast będąc tutaj.
Wylądowaliśmy i odebraliśmy swoje bagaże po czym złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do hotelu, w którym mieliśmy zarezerwowany pokój. W recepcji odebraliśmy klucz i widną wjechaliśmy na 15 piętro. Pokój numer 435. Otworzyliśmy drzwi i ukazało nam się wielkie pomieszczenie z dużym łóżkiem, ładnie urządzone, z balkonem, na który od razu wyszłam. Rozciągał się cudowny widok na cały Madryt. Musiałam zrobić zdjęcia, choć byłam przekonana, że wieczorem wyjdą ładniejsze.
- Zostańmy tu na zawsze - poprosiłam uśmiechając się, a Karol objął mnie ramieniem.
- A tak się bałaś jak chciałem wybierać hotel - dźgnął mnie w bok.
- Ale teraz nie żałuje. Spisałeś się kochanie - złączyłam nasze usta w pocałunku. - Dziękuję.
- Nie ma za co, ale teraz chodźmy coś wszamać bo jestem mega głodny.
- Popieram - przytaknęłam i ruszyliśmy do windy by zjechać od restauracji. Tam zajęliśmy sobie stolik i zamówiliśmy pyszne jedzonko, które szybko zniknęło z talerzy.
- Co teraz robimy? - zapytałam upijając łyk kawy kiedy z napojami usiedliśmy pod parasolami na zewnątrz.
- Ja tam chciałem odpocząć - westchnął rozmarzony nasuwając okulary na nos i zaplatając ręce na karku. - Ale znając życie pewnie każesz mi gdzieś chodzić z tym twoim durnym aparatem.
- On nie jest durny - fuknęłam obrażona. - Zresztą tu jest tyle do zobaczenia - jęknęłam. - Musimy gdzieś iść. Opalać się będziemy w Barcelonie - obiecałam - Jedno popołudnie - powiedziałam ściszonym głosem.
- Nawet mnie nie denerwuj - pogroził mi palcem.
- Proooooszę, chodźmy gdzieś. Połaźmy po Madrycie. Tu jest wspaniale - poprosiłam, a on głęboko westchnął.
- Dobrze, ale to za jakąś godzinę.
- Jednak umiemy się dogadać - uśmiechnęłam się.
- Wiesz. Głupszym się ustępuje - wyszczerzył się, a ja zgromiłam go wzrokiem, natomiast on zaczął się śmiać.
O godzinie 16 wyszliśmy wreszcie z hotelu. Wzięłam mapę, bo pomimo tego, że Kłos zarzekał się, że jego telefon na pewno nas naprowadzi to wolałam być ubezpieczona, jakby co. No i oczywiście jak zawsze miałam rację.
Byliśmy już jakieś 500 metrów od naszego hotelu kiedy Karolowi padła komórka.
- Nosz kurwa - mruknął.
- No i kto tu jest głupszy? - wystawiłam mu język po czym z  tryumfującą miną wyjęłam z torebki mapę, na co on przewrócił oczami. Odnalazłam nasze położenie i nasz cel, czyli Pałac Królewski w Madrycie. Okazało się, że jest to już bardzo niedaleko więc skręciliśmy najpierw zgodnie z trasą w prawo, a kilka minut później już wchodziliśmy na teren Pałacu. Najpierw chodziliśmy sobie dookoła budynku po placu i ogrodzie i gdzieś po niecałej godzinie łażenia (siatkarz oczywiście chciał szybciej, ale ja i mój aparat na to nie pozwoliliśmy) weszliśmy do środka gdzie kupiliśmy bilety i mogliśmy zwiedzać pomieszczenia udostępnione dla turytów. To zajęło nam kolejne półtorej godziny. Może jednak faktycznie lepiej, że nie wyjechaliśmy jutro.
Kiedy wyszliśmy wreszcie z budynku choć ja bym tam chciała zostać dłużej, no ale cóż, ruszyliśmy wolnym krokiem do wyjścia z placu.
- Chodźmy coś zjeść - jęknął Karol.
- Już jesteś głodny? - zapytała zdziwiona.
- Jadłem pięć godzin temu, nie wierzę żebyś ty też nie była głodna - zmierzył mnie spojrzeniem i jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. - Czyli wracamy - chciał iść w lewo, ale pociągnęłam go za rękę.
- Pójdźmy jeszcze pod stadion Realu, proooooszę - zrobiłam maślane oczka.
- Jutro pójdziemy. Nie jesteś zmęczona? - jęknął.
- Ani trochę - wyszczerzyłam się. - Zresztą jutro wieczorem lecimy do Barcelony, prooooszę - pociągnęłam go w swoją stronę opierając się tylko na piętach.
- Co ja z tobą mam. - westchnął głęboko. - Następnym razem zostawiam cię w Wałbrzychu.
- Ejjjj - zasmuciłam się. - Albo pojedziemy na dłuższe wakacje - wyszczerzyłam się niemiłosiernie i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Może wtedy zdążymy też się polenić na tych wakacjach.
- No przecież leniłeś się w czwartek, piątek, sobotę, niedziele, nie wystarczy ci? Kondycję trzeba jakoś trzymać.
- Kondycje to ja będę trzymać w Spale - burknął.
- No nie dąsaj się. Pod stadion i do hotelu - dałam mu buziaka w policzek.
- A co będzie w hotelu? - poruszył brwiami.
- A nie wiem. Pewnie się będziemy lenić - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Myślałem, że może jednak coś porobimy - powiedział cicho wprost do mojego ucha.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się. - Ale teraz idziemy. Im szybciej pójdziemy, tym szybciej wrócimy. - zarządziłam i dziarskim krokiem ruszyliśmy przed siebie.
- Ale stój - zatrzymał się - Przecież to kupa drogi stąd. Weźmiemy taksówkę. - oznajmił.

- W sumie racja - również się zatrzymałam.
Na miejscu byliśmy pół godziny później. Wysiedliśmy z samochodu i zadarliśmy głowy do góry bo zobaczyć stadion w całej okazałości.
- Najpierw selfie - zarządził środkowy.
- Niech ci będzie - wyjęłam z kieszeni komórkę. Teraz to on jest zdany na mnie bo nie ma swojej. Ha, ha!
Stanęliśmy sobie ładnie, piękne wyszczerze, kciuki w górę, cyk i leci na Instagrama z hasztagami, które powpisywał mi Karol. Nie zabrakło także : #kradnętelefonLence #ciągamniepocałymMadrcyie. Oj bodej.
- Czy teraz możemy już wracać? - zapytał kiedy usiedliśmy na ławce jedząc lody.
- Musimy złapać taksówkę. - odparłam.
- Wybrudziłaś się - zaśmiał się.
- Gdzie? - przejechałam językiem po wargach - Już?
- Nie - przybliżył się i scałował resztki loda znad górnej wargi. - Już - wyszczerzył się.
- Dziękuję.
- Musiałem, jeszcze by pomyśleli, że chodzę z taką wypapraną idiotką - zaśmiał się, ja dałam mu kuksańca w bok, a on mi całusa w skroń i objął ramieniem. Siedzieliśmy tu jeszcze przynajmniej pół godziny, a dopiero później złapaliśmy taksówkę.
W hotelu byliśmy o 22:00.
- W sam raz przed ciszą nocną - zaśmiałam się kiedy wchodziliśmy do pokoju.
- Mają tutaj samych przykładnych gości - zawtórował mi siatkarz. - Idziesz pierwsza do łazienki?
- Jeśli chcesz to idź ty - wzruszyłam ramionami i odłożyłam torebkę na łóżko.
- A może by tak razem? - wymruczał mi do ucha obejmując od tyłu w talii.
- Przekonałeś mnie - uśmiechnęłam się szeroko i szybko znaleźliśmy się w łazience. Swoją drogą zajebiste mają tu łazienki... Jooo cie. Takie wielkie i przestronne. I marmurowa wanna. Woow..


- Lenka telefon ci dzwoni - oznajmił Karol stając w drzwiach łazienki kiedy rozczesywałam włosy.
- Kto? - zapytałam patrząc na niego w lustrze.
- Aga.
- No to odbierz, daj na głośno mówiący i połóż na umywalce.
- Sie robi - rzucił po czym odebrał przywitał się z Witczak i położył komórkę na wskazanym przeze mnie miejscu.
- No i? Jak tam pierwszy dzień wakacji? - zapytała podekscytowana blondynka.
- U nas bardzo fajnie.... - nie zdążyłam dokończyć bo wciął się Kłos.
- Nie dała mi się lenić! - powiedział oskarżycielskim tonem.
- Po prostu... - zaczęłam znowu.
- Kazała mi łazić po Madrycie bo to takie piękne miasto!
- Biedny Karolek - usłyszeliśmy głos Andrzeja.
- No a u was? - zmieniłam temat.
- A my dzisiaj właśnie cały dzień leżeliśmy na plaży - rozmarzyła się Agnieszka.
- Dlaczego my nie pojechaliśmy z nimi? - jęknął siatkarz opierając czoło o moje ramie.
- Bo ty masz trzymać kondycję - wyszczerzyłam się.
- Mówię ci, za rok cię zostawię - fuknął dźgając mnie palcem wskazującym.
- Kochanie, przecież już ustaliliśmy, że za rok to jedziemy na dłuższe wakacje - zaśmiałam się. - Jak on ma sklerozę w tym wieku to co będzie potem? - zapytałam udawanym przerażonym głosem.
- Nie będzie wiedział ile ma wnuków - parsknął śmiechem Wrona.
- Ustaliliśmy przecież, że liczyć to nie umie Michał, a nie ja - fuknął oburzony środkowy.
- Ej, Aga, tylko masz robić dużo zdjęć - przypomniałam Witczak. - Chce wiedzieć wszystko.
- Ty tak samo.
- Jej to mówisz? - przewrócił oczami Karol.
- Właśnie, mi to mówisz? - zaśmialiśmy się wszyscy.
Gadaliśmy jeszcze kilka minut po czym zakończyliśmy rozmowę i położyliśmy się spać.


Następnego dnia gdy obudziły mnie promienie słoneczne Karol jeszcze słodko spał. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam godzinę 6 rano. Ja potrafię wstać o tak wczesnej porze?! Niesamowite co ta Hiszpania ze mną robi! Delikatnie wyswobodziłam się z objęć Kłosa całując go lekko w policzek i wstałam z miejsca. Wyciągnęłam ciuchy z walizki i powędrowałam z nimi do łazienki. Tam się przebrałam(klik), uczesałam włosy zostawiając je póki co rozpuszczone i zrobiłam makijaż, a na koniec oczywiście spryskałam się perfumami i wyszłam z łazienki. Poruszałam się cicho i bezszelestnie, żeby nie obudzić siatkarza. Po co miał wstawać tak wcześnie? Potem tylko by się czepiał, że jest już zmęczony, a ja na dzisiaj mam zaplanowane łażenie po Parku Retiro. Wyjęłam z torby książkę i po cichu wyszłam z nią na balkon. Tam usiadłam sobie na wiklinowym fotelu, wyprostowałam nogi w kolanach i pogrążyłam się w lekturze.
- Długo nie śpisz? - usłyszałam głos Kłosa i obejrzałam się za siebie. Stał już ubrany w drzwiach balkonowych i przecierał twarz.
- A która godzina?
- 8.
- No to dwie godziny.
- Ile?! - wykrzyknął zdumiony. - Jak to możliwe, że tak wcześnie wstałaś?
- Może cię jeszcze kiedyś zaskoczę. Zresztą Hiszpania widać, że dobrze na mnie działa - wyszczerzyłam się.
- Mam nadzieję, że wciąż będzie tylko pozytywnie - puścił mi oczko uśmiechając się - Chodź na śniadanie - wyciągnął do mnie dłoń. Zamknęłam książkę po czym złapałam rękę siatkarza i razem zeszliśmy na dół do restauracji. Zamówiliśmy sobie śniadanie i wyszliśmy przed hotel by usiąść pod parasolami i tam na świeżym powietrzu skonsumować pyszny posiłek.
Spędziliśmy tam półtorej godziny, no bo jeszcze musi się w brzuchu uleżeć, prawda? Prawda. No więc do pokoju wróciliśmy przed 10 żeby od razu się spakować bo o 18 mamy lot do Barcelony i żeby już potem na złamanie karku nie sprawdzać czy na pewno wszystko mamy.
- To co na dzisiaj zaplanowałaś, kierowniczko? - zapytał rozkładając się na balkonowym fotelu 
i podkładając ręce pod kark kiedy byliśmy już spakowani.
- Dzisiaj pochodzimy sobie po parku - uśmiechnęłam się szeroko siedząc na fotelu z nogami położonymi na podłokietniku i przeglądając zdjęcia z wczoraj.
- Ile planujesz na to czasu?
- O 16 musimy tutaj wrócić, żeby jeszcze coś zjeść no więc 4 godziny jak dla mnie to mało.
- Następnym razem nie daje ci się namówić na żadne zwiedzanie. Leżymy plackiem na dupie, na jakiejś plaży i korzystamy ze słońca - powiedział.
- Za rok zapomnisz - wyszczerzyłam się.
- Cicho - mruknął i sięgnął po telefon.
- Włącz jakąś muzykę - poleciłam mu zakładając ręce na kark.
- Sie robi - odparł i już po chwili z głośnika telefonu leciały radiowe hity, które śpiewaliśmy sobie wspólnie i podziwialiśmy widoczki siedząc sobie na balkonie. Jakieś pół godziny później zeszliśmy razem na obiad, który dość szybko pochłonęliśmy i mogliśmy wychodzić z hotelu.
W parku byliśmy po 20 minutach. Było tam mnóstwo pięknym kwiatów, różnorakich drzew, krzewów. Alejki były bardzo zadbane, co kawałek stało mnóstwo ławek, na których można było usiąść. Często mijaliśmy fontanny, na których przysiadaliśmy na dłuższą chwilę i robiliśmy sobie głupie zdjęcia lub chlapaliśmy się trochę wodą. Ale tylko po nogach i rękach żeby nie zmoczyć ubrań. Przemierzyliśmy mnóstwo uliczek i okazało się, że wszystkie, gdzie byśmy nie poszli, zawsze wyjdziemy przy wielkim stawie w środku parku. Tam zrobiliśmy sobie o wiele dłuższą przerwę. Było tutaj mnóstwo ludzi choć i tak nie były to jeszcze wakacje. Nie chcę sobie wyobrażać jakie wtedy są tu tłoki. Po stawie pływały sobie łabędzie, czego nie mogłam przepuścić i musiałam im zrobić zdjęcia. Karol stwierdził, że nie będzie bezczynnie siedział na ławce i żeby zrobić mi na złość trochę je postraszy... Nienawidzę tego człowieka!
- Karol, no przestań!
- Ale przecież ja nic nie robię - zrobił minę niewiniątka.
- Siadaj na dupie na tamtej ławce i mi nie przeszkadzaj bo zaraz będziesz pływał razem z tymi łabędziami! - zagroziłam.
- Już się booooję - zrobił przerażoną minę zakrywając usta dłońmi, a z moich ust wypłynęła wiązanka przekleństw na jego idiotyzm. Po kolejnych kilku minutach kiedy siatkarz robił to samo wstałam zdenerwowana i zostawiając go tam ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia z parku. Kretyn. Po chwili mnie dogonił.
- No, kotek, nie gniewaj się - chciał mnie objąć ramieniem, ale się odsunęłam. - Przepraszam
- Nie kotkuj mi tu teraz - warknęłam i jeszcze przyspieszyłam.
- Lenka, no. Przecież nic ci takiego nie zrobiłem no.
- Trzeba było mi nie przeszkadzać.
- Co ze mnie za facet jakbym cię nigdy nie wkurzał? - zaśmiał się.
- Idealny - warknęłam, a on głęboko westchnął.
Po chwili byliśmy już w swoim pokoju. Rzuciłam torebkę na łóżko i wyszłam na balkon.
- Długo się będziesz na mnie gniewać? - zapytał obejmując mnie do tyłu.
- Ile zechcę tyle będę - odpyskowałam.
- Nie przesadzasz? - westchnął. - Przecież przeprosiłem. - dał mi całusa w policzek - Nie gniewaj się na mnie. Więcej nie będę ci przeszkadzał jak będziesz robić zdjęcia, okej? Więcej nie będę - odwróciłam się przodem, a on się uśmiechnął. Nie mogłam nie odwzajemnić gestu. - Przyjechaliśmy tutaj żeby sobie odpocząć, a nie się kłócić.
- Jak nie będziesz mnie wkurzać to możemy odpoczywać - uśmiechnęłam się.
- Tak całkiem to nie mogę bo moje życie straciło by sens - zasmucił się -  Obiecałem, że podczas robienia zdjęć - wyszczerzył się.
- Dooobra - przewróciłam oczami. - Która w ogóle jest godzina? - zapytałam, a siatkarz spojrzał na zegarek.

- 17:15.
- 17:15?! - wykrzyknęliśmy na raz i jak poparzeni wybiegliśmy z balkonu. I właśnie w tym momencie cieszyłam się, że spakowaliśmy się wcześniej. Zamknęliśmy pokój i zjechaliśmy windą do recepcji. Kłos oddał klucz, a ja w międzyczasie dzwoniłam po taksówkę, która po 5 minutach była pod hotelem. Na lotnisku znaleźliśmy się w ekspresowym tempie i spokojnie zdążyliśmy.
Lot zajął nam niecałe półtorej godziny. Szybko znaleźliśmy się w hotelu gdzie nasz pokój był podobny do tego w Madrycie. Także mieliśmy tutaj balkon co niezmiernie mnie cieszyło.
Zostawiliśmy tylko bagaże i udaliśmy się na kolację, a resztę wieczoru spędziliśmy w pokoju i odpoczywając bo mnie również zaczęły boleć nogi, ale ogólnie pobyt w stolicy Hiszpanii uważam, za udany.


---
Jakie to długie! Mam nadzieję, że to zrekompensuje Wam jednodniowy poślizg :)
Czy tylko ja mam dość tych upałów? Niech popada, proszę!
Do czwartku , mam nadzieję, że chłodniejszego :)
Pozdrawiam ;**

środa, 1 lipca 2015

~Rozdział 90~

Kiedy 3 maja przemierzaliśmy właśnie korytarz hotelowy by udać się do autokaru i pojechać na mecz, w składzie ja, Karol, Andrzej, Michał i Mariusz toczyła się oczywiście dyskusja o meczu, na którym ich nie było. Czy oni nie odpuszczą tego tematu?
- Ile będziecie to jeszcze przeżywać? - przewróciłam oczami. - Obejrzeliśmy cały w telewizji. Wygrała Legia, możemy się cieszyć, a nie wiecznie przeżywać, że nas tam nie było.
- Będziemy przeżywać ile będziemy chcieli - wystawił mi język Michał.
- Odpuścicie temat, będziecie przecież na następnym. Zresztą zachowujecie się jak stare zrzędzące baby - mruknęłam.
- Już ci mówiłem, że to nie będzie to samo. - powiedział Kłos.
- A poza tym co czemu ty nie przeżywasz? Przecież też taka kibicka Legii? - zapytał cwaniacko Winiarski.
- Bo jestem dorosła i umiem się z tym pogodzić, a nie nawijać przez 4 dni - po tych słowach wybuchnęli gromkim śmichem.
- Ty umiesz się z czymś pogodzić? - przyjmujący otarł łzę.
- Chyba dużo się zmieniło przez te 3 dni - dorzucił Kłos.
- Zaczynacie mnie już wkurzać - warknęłam poprawiając torbę na ramieniu.
- Ojej, tak nam przyyyykrooo - zaczęli wszyscy na raz.
- Yghh! - przyspieszyłam kroku oddałam walizkę do luku bagażowego i weszłam do autokaru, a oni przybili głośne piątki. Idioci. Zajęłam miejsce z tyłu i rzuciłam na fotel swoją torbę. Chwilę później pojawiła się i tamta czwórka. Kiedy Karol chciał usiąść obok mnie skutecznie bardziej się tam rozsiadłam tak, że nie było miejsca.
- Ej, no Lenka. Daj mi usiąść - poprosił.
- Przecież ci nie zabraniam - odparłam obojętnym tonem odblokowując klawiaturę komórki. - Masz mnóstwo miejsca. Gdzie byś nie zechciał - zatoczyłam ręką dookoła.
- Nie złość się - zaśmiał się po czym mimo moich starań zdjął torbę z siedzenia i położył ją na podłodze, a sam zajął jej miejsce.
- Kretyn - mruknęłam.
- I tak mnie kochasz - wyszczerzył się i dał mi całusa w policzek.
- I to mnie kiedyż zgubi. Daje słowo - pokręciłam głową po czym skierowałam wzrok na ekran komórki. Jeden sms i jedno powiadomienie. Wiadomość tekstowa od Asi. Przesłała mi zdjęcie jak sobie grillują, a dzieciaki biegają w tle. Następnie kliknęłam na zdjęcie Igły, które przedstawiało także grilla rozłożonego na tarasie oraz całą rodzinkę, a w opisie zadał mi pytanie retoryczne czy z utęsknieniem czekam na urlop. Wszyscy przeciwko nam.
- Musicie dzisiaj wygrać bo ludzie mają ze mnie bekę - zaśmiałam się.
- Dlaczego? - zapytał zdezorientowany, a ja pokazałam mu oba zdjęcia. - Będzie nas tak męczył pewnie przez całe lato kiedy będziemy tyrać na treningach, a on po południu będzie leżał na kanapie dupą do góry - oboje się zaśmialiśmy, a autokar zatrzymał się pod halą i mogliśmy wysiadać.

W poniedziałek chłopaki mieli trening później ze względu na nocny powrót z jastrzębia. Więc pod halą pojawiłam się dopiero przed 13. Przynajmniej sobie ugotowałam pyszny obiadek, a nie potem wymyślać coś na szybko, byle zjeść i byle szybko.
Kiedy wkroczyłam do budynku i przemierzałam korytarz na horyzoncie pojawił się Konrad Piechocki.
- O, jest i pani fotograf - uśmiechnął się.
- Dzień dobry.
- Miałbym sprawę. Proszę się pojawić w moim gabinecie po treningu, dobrze?

- Jasne, nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, w taki razie czekam - rzucił i ruszył w przeciwnym kierunku, a ja weszłam na parkiet. Tam był tylko sztab szkoleniowy, który przygotowywał piłki. Przywitałam się z nimi, a chwilę później pojawili się także siatkarze. Rozpoczęli jak zwykle od rozgrzewki, później ćwiczenie zagrywki i ataku. Po półtorej godziny, skakania, odbijania, serwowania i atakowania nadszedł koniec. Wszyscy zaczęli się kierować do szatni, a na mnie przy drzwiach poczekał Karol, który nie przywitał się przed treningiem bo się spóźnił. Pocałował mnie na powitanie.
- Robimy coś dzisiaj konkretnego popołudniu? - zapytałam.
- Chciałbym odpocząć, a potem jeszcze mamy wideo - westchnął.
- W porządku. Odpoczywaj, a ja lecę - dałam mu buziaka w policzek.
- Pa. - odparł, a ja skręciłam korytarzem w prawo. - Ej, wyjście jest prosto! - krzyknął. No jakbym nie wiedziała.
- Wiem, ale mam jeszcze jedną sprawę - odparłam i wbiegłam schodami na górę. Szybko odnalazłam gabinet prezesa i obiłam kostki palców o drzwi.
- Proszę! - usłyszałam  więc nacisnęłam klamkę. - Tak, tak, wyślij mi to wszystko na mejla, a ja potem oddzwonię... Tak, muszę już kończyć - powiedział i zakończył połączenie. - Proszę, siadaj, siadaj - wskazał krzesło. Zajęłam miejsce. - Otóż... - zaczął i zrobił zamyśloną minę rozglądając się po pomieszczeniu - A tak, tutaj to dałem - wstał i wyjął z szuflady kartkę - Ponieważ tamta umowa była na jeden sezon, a ja jestem zadowolony z twojej pracy, no i chłopaki cię lubią. Jeden chyba nawet bardziej niż lubi - oboje się zaśmialiśmy. - Dlatego chciałem przedłużyć umowę na kolejne dwa sezony - położył na biurku kartkę.
- Nie ukrywam, że bardzo się cieszę. Jest mi tutaj na prawdę dobrze. - uśmiechnęłam się i przysunęłam do siebie dwie złączone kartki. - Gdzie mam podpisać? - zapytałam biorąc długopis.
- Tutaj - wskazał palcem. -  I tutaj - przewrócił kartkę. Szybko strzeliłam autografy i odłożyłam długopis.
- Cieszę się, że choć jedno z was zostanie w Bełchatowie - wyciągnął dłoń, a ja ją uścisnęłam.
- Jakie "jedno z nas"? - zapytałam zdezorientowana.
- Myślałem, że wiesz - zdziwił się.
- O czym?
- Kontaktował się z nami klub z Perugii. Rozmawiali z Karolem i prowadzą z nim bardzo poważne rozmowy. - powiedział, a ja otworzyłam szeroko oczy. - Na prawdę nic ci nie powiedział? - pokręciłam głową przecząco. - Może miał powód. Porozmawiaj z nim.
- Dobrze, dziękuję bardzo. Do widzenia - wyszłam z gabinetu i powoli zamknęłam drzwi. Zrobiłam dwa kroki do przodu i przystanęłam. Nie mieściło mi się to w głowie. Poważne rozmowy? Klub z Perugii? Dlaczego nic o tym nie wiem? Chciał to przede mną zataić? Do kiedy? Do wyjazdu? Wkurzona dziarskim korkiem ruszyłam w kierunku szatni zawodników. Jeżeli miałam szczęście to jeszcze go tam złapie. Otworzyłam drzwi, a wzrok będących tam siatkarzy, czyli Mariusza, dwóch Argentyńczyków i Marechala skierował się na mnie.
- Jest tu jeszcze Karol? - zapytałam.
- Wyszedł niedawno - odparł Wlazły. - Stało się coś?
- Kompletnie nic - wycedziłam przez zęby.
- Nie wyglądasz jakby "kompletnie nic się nie stało" - przeszył mnie wzorkiem i chwycił z torbę podchodząc do mnie najpierw żegnając się z siatkarzami co i ja zrobiłam. Zamknęłam drzwi i poprawiłam torbę na ramieniu. - Chcesz pogadać?
- Wyjdźmy - odparłam i ruszyłam do drzwi.
- No to powiesz co jest? - zapytał kiedy byliśmy już na zewnątrz.
- Wiedziałeś coś o tym, że Karol dostał jakąś propozycję gry w innym klubie? - zapytałam wciskając ręce w kieszenie. Szliśmy w stronę mojego auta.
- Z tego co wiem, to miał kilka, ale przecież podpisał nową umowę ze Skrą - wzruszył ramionami.
- Wiesz co to były za kluby? - oparłam się o drzwi samochodu i spojrzałam na atakującego.
- Dwa z Włoch, jeden z Rosji... Czemu mnie o to pytasz, a nie jego? - przeszył mnie spojrzeniem.
- Bo on mi też powiedział, że przedłużył kontrakt ze Skrą, a przed chwilą byłam u prezesa i się dowiaduje, że Perugia prowadzi z nim "poważne rozmowy". - powiedziałam poddenerwowana
- Co ty? - wytrzeszczył oczy autentycznie zdziwiony. - I nic ci nie powiedział?
- No to mówię, że się dopiero od prezesa dowiedziałam - warknęłam.
- Okej, okej, nie denerwuj się - uniósł ręce w geście obronnym. - Jedź do niego. Tylko się nie pozabijajcie, co?
- Zobaczę co da się zrobić. - otworzyłam drzwi samochodu - Na razie. - rzuciłam wsiadając.
- Cześć - odparł, a ja włączyłam silnik. Po kilku minutach byłam już pod blokiem Kłosa. Wysiadłam z auta, zamknęłam je, weszłam do budynku i niedługo po tym stałam już pod drzwiami odpowiedniego mieszkania i dzwoniłam dzwonkiem. Po chwili otworzył mi lekko zdziwiony siatkarz.
- Hej - uśmiechnął się.
- Część. Musimy pogadać - oznajmiłam - Mogę?
- Jasne - odsunął się przepuszczając mnie w drzwiach - Już się boję tej rozmowy. - powiedział. I słusznie. Zdjęłam buty i ruszyłam do salonu.
- Chcesz się czegoś napić?
- Nie przyszłam się tu napić, tylko poważnie pogadać. Siadaj - wskazałam na kanapę, a sama zajęłam miejsce na przeciwko niego na fotelu i zaplotłam ręce na klatce piersiowej. - Jak tam u ciebie? Wszystko po staremu? - siatkarz zrobił bardzo zdziwioną minę unosząc brwi i zdezorientowany rozejrzał się po salonie.
- Tak - odparł z wahaniem.
- Mhm - skinęłam głową - Nie masz mi może czegoś do powiedzenia?
- Nie.
- A mi się wydaje, kurwa, że tak! - warknęłam.
- Lena, o co ci chodzi? - zdziwił się.
- Jak to o co? Knujesz z moimi plecami, kłamiesz i oszukujesz! Kto tu ostatnio mówił o szczerości w każdej sprawie, co?! - wstałam z fotela.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz.
- Oczywiście, ty zawsze jesteś poszkodowany! - uniosłam ręce.
- Ale nie wiem o czym ty mówisz! - również wstał. - Jakie knucie i oszukiwanie?
- Mówiłeś, że przedłużyłeś kontrakt ze Skrą - warknęłam.
- No bo przedłużyłem.
- Gówno prawda! Byłam dzisiaj u prezesa przedłużyć swoją i on mi mówi, że zespół z Perugi prowadzi z tobą "poważne rozmowy"! - wykrzyczałam gestykulując. On popatrzył na mnie jak na kompletnego idiotę, a potem upadł na kanapę i wybuchnął niepohamowanym śmiechem kryjąc twarz w dłoniach. Teraz to ja popatrzyłam na niego jak na debila.
- Nie wiem co w tym jest kurwa takiego śmiesznego - warknęłam.
Trzy razy próbował mi wyjaśnić o co chodzi, ale gdy tylko na mnie spojrzał dostawał kolejnego ataku śmiechu.
- Teraz to ja nie wiem o co chodzi - stwierdziłam.
- Żart - zdołał wydusić.
- Co? - zmarszczyłam brwi. Po kilku chwilach wziął głęboki oddech i wreszcie się uspokoił.
- Żart. Piechocki cię nabrał - otarł łzy z oczu.
- Jak to nabrał? Możesz mi to wreszcie wytłumaczyć?
- Ustalmy fakty, okej? - kiwnęłam głową. - Po pierwsze primo, podpisałem kontrakt na kolejne dwa sezony w Skrze. Podpisane, odwalone, załatwione, tak? - kiwnęłam głową. - Po drugie primo, miałem propozycje z Włoch, ale odrzuciłem, stwierdziłem, że tutaj niczego mi nie brakuje. Nadążasz? - kiwnęłam głową - Ty podpisałaś tez umowę na dwa kolejne sezony, tak? - kiwnęłam głową - Okej, kolejny fakt, jest taki, że prezes cię nabrał. Żadne poważne rozmowy się nie toczyły i się nie toczą, tak?
Usiadłam na fotelu. Przetworzyłam fakty. Ten prezesik to niezła sztuka. Nieźle mnie nabrał, no. Teraz sama zaczęłam się z siebie śmiać.
- Przepraszam - powiedziałam gdy się uspokoiłam i usiadłam mu na kolanach obejmując szyję rękami - No przepraszam, nie powinnam tak na ciebie naskakiwać. Gniewasz się? - zapytałam słodko.
- Nie gniewam - pocałował mnie - A tak czysto teoretycznie, pojechałabyś ze mną do Włoch, gdybym miał tam grać?
- Jakbyś powiedział wcześniej to tak, bo teraz to mnie już umowa obowiązuje. Nie chce cię ograniczać. Jeżeli będziesz chciał wyjechać za granicę i będziesz mnie chciał mieć przy sobie to z tobą wyjadę. - uśmiechnęłam się.
- Lepszej narzeczonej sobie nie mogłem wymarzyć - pocałował mnie ponownie.
- Tobie do ideału, daleko.... - zaczęłam, ale gdy zobaczyłam jego gromiący wzrok zmieniłam zdanie i inaczej dokończyłam swoją wypowiedź - Ty jesteś przeideałem - wyszczerzyłam się składając całusa na jego ustach.
- I to rozumiem - odwzajemnił uśmiech, a mi zaburczało w brzuchu.
- Jadłaś coś dzisiaj?
- Śniadanie, ale już trochę od tego minęło.
- No to razem coś upichcimy, co? - zaproponował.
- Chętnie, ale ja już sobie obiad ugotowałam.
- Ej, to weź mnie do siebie - jęknął.
- Sorry memory, przewidziałam obiad na dwa żołądki, a nie na 10 - wystawiłam mu język.
- Wredota - mruknął pod nosem - Bedziesz co chciała. - pogroził mi palcem.
- Na razie to co chcę to wakacje w Hiszpanii, ale to mi już obiecałeś - wyszczerzyłam się.
- Mogłem nie. Teraz miałbym cię czym szantażować.
- Mądry Kłosik po fakcie - zaśmiałam się i pocałowałam go jeszcze na pożegnanie po czym wyszłam.
Wróciłam do mieszkania i zastałam Agnieszkę siedzącą w kuchni przed laptopem.
- Hej - przywitałam się z uśmiechem.
- Hej. - odparła nie odrywając wzroku od ekranu.
- Jadłaś obiad?
- Tak, przed chwilą, jeszcze powinien być ciepły - po tych słowach od razu rzuciłam się do szafki z talerzami i nałożyłam sobie dania, a Witczak tylko się ze mnie śmiała.
- Jak ci zaraz coś opowiem to się dopiero będziesz śmiała - usiadłam na przeciwko niej, a ona skupiła całą swoją uwagę na mnie.
- Słucham - złączyła opuszki palców razem  zrobiła skupioną minę, przez którą to ja zaczęłam się śmiać, a potem opowiedziałam jej dzisiejszą sytuację.
- Faktycznie szczwany lis z tego prezesa. Tylko sobie jaja z ciebie chciał zrobić - nabijała się ze mnie.
- No, wyszło mu i to konkretnie, bo tak na Karola naskoczyłam...
- Chyba go to już nie zdziwiło.
- No nie wiem.
- U, a w ogóle to gdzie się wybieracie na wakacje - poruszyła brwiami.
- Obiecał, że pojedziemy do Hiszpanii. Już się nie mogę doczekać - powiedziałam podekscytowana - No a wy?
- Ameryka - wyszczerzyła się.
- Już myślałam, że cię zabierze do Paryża, tak full romantik.
- No co poradzić, takiego sobie nieromantycznego faceta wybrałam i teraz trzeba z nim żyć - westchnęła teatralnie.
- A no trzeba - dołączyłam do niej po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.

Następnego dnia gdy wkroczyłam na halę od razu powędrowałam do gabinetu prezesa. Kulturalnie zapukałam i po usłyszeniu zgody weszłam do środka.
- Dzień dobry - przywitałam się, a on uniósł wzrok znad papierów.
- O Elena, zapraszam, zapraszam - uśmiechnął się.
- Ja tylko na momencik.
- Rozmawiałaś z Karolem?
- Owszem.
- No i?
- Bardzo się cieszę z tego wyjazdu. Skoro chce się rozwijać to nie mogę mu stać na przeszkodzie, prawda?
- No tak, ta... Zaraz, chwila, co? - otworzył szeroko oczy. - Przecież... - spojrzał na mnie - Ach, tak. - zaśmiał się - Teraz ty mnie robisz w bambuko.
- Udał się ten wczorajszy żart. Uwierzyłam, ale Karol wszystko mi wyjaśnił. Niezły z pana kawalarz - przyznałam uśmiechając się.
- Dziękuję. Miało to być na prima aprilis, ale byłoby zbyt łatwo zgadnąć, że to żart więc taki trochę spóźniony aprilisowy.
- Ważne, że się udał - powiedziałam - Do widzenia.
- Do widzenia, do widzenia- odparł ze śmiechem po czym wyszłam z gabinetu. 



6 maja drużyny PGE Skry Bełchatów i Jastrzębskiego Węgla spotkały się po raz ostatni w sezonie i po raz 5 w rywalizacji o brązowy medal Plus Ligi, w Bełchatowie. W niedziele Skra przegrała 2:3 i wróciliśmy z powrotem do województwa łódzkiego.
Przyjezdni tak samo jak w ostatnich dwóch meczach postawili o wiele twardsze warunki i w pierwszym secie szybko odskoczyli na czteropunktową przewagę lecz po drugiej przerwie technicznej zaczęliśmy odrabiać straty lecz set padł łupem pomarańczowych; 25:19. Drugą partię wygraliśmy 25:23, a w trzecim secie to bełchatowianie wypracowali sobie przewagę przed pierwszą przerwą techniczną i dowieźli ją do końca wygrywając, tym razem an przewagi 29:27. Ostatni set, którego brakowało do szczęścia, kończy zepsuta zagrywka Guliame Quesqa. I to bełchatowianie mają na szyi brązowy medal.

Kiedy już krążki wisiały an szyjach, konfetti się posypało, szampan rozlał, zrobiłam im zdjęcie na zakończenie sezonu, Karol podszedł do mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
- Mówiłaś, że wolisz brąz? - zapytał szczerząc się.
- Mówiłam - uśmiechnęłam się. - Cieszę się ogromnie i gratuluję - podeszłam bliżej i złączyłam nasze usta w pocałunku.
- A teraz czas na selfie. Dawaj komórę - spojrzałam na niego zdziwiona - No przecież nie mam tuta swojej - przewrócił oczami i wyjął telefon z kieszeni mojej bluzy po czym zrobiliśmy sobie zdjęciem, a potem jeszcze ładniejsze aparatem. No mówię, że coś trzeba potem wspominać.
- No witam - usłyszeliśmy głos Stefana i od razu się odwróciliśmy.
- Witamy, witamy. - posłaliśmy mu uśmiechy.
- Tak tylko szybko przysiedłem poinformować, że w Spała oba bąćcie się 18 maj.
- Tak jest, trenerze - zasalutował Kłos.
- Szykuj się na 10 karnych kółek za to - przeszył go spojrzeniem Antiga po czym wszyscy się zaśmialiśmy, a Stefan pożegnał się i ruszył do wyjścia z hali.
- Hej, gołąbeczki - wyszczerzył się Wojtek znajdując się pomiędzy nami i obejmując oboje ramieniem. - Jutro świętujemy. - poruszył brwiami.
- Będzie grubo - zaśmiał się środkowy - Trzeba cię godnie pożegnać Wojtusiu.
- No trzeba - przyznał. - Jutro 19, w naszym ulubionym klubie - oznajmił jeszcze ucieszony i pobiegł dalej.
Czułam że tej hali tak szybko nie opuszczę i tak też było. Dziennikarze zaczęli łapać siatkarzy, a ja wypatrzyłam Dagmarę z Agnieszką i podeszłam do nich i usiadłam o obok.
- Już Wam Włodi powiedział o jutrzejszym świętowaniu?
- Dziewczyno, byłyśmy pierwsze, które się dowiedziały - wyszczerzyła się Winiarska i postawiła Antka na podłodze, który przywitał się ze mną piątką. Pogrążyłyśmy się w rozmowie na wszelakie tematy bo dawno się nie spotkałyśmy tak żeby serio pogadać. Dołączyła do nas również Paulina i pewnie gdyby nie nasi partnerzy, którzy po nas przyszli zamknęliby nas na tej hali.


---
Oficjalne info. Nie zmieszczę się w stu rozdziałach. Jak zakładałam bloga to myślałam sobie " Dziewczyno max 70 i znikasz z blogowego świata", a tu co? 90 rozdziałów mnóstwo pomysłów na następne i na kolejne blogi.
Od razu Wam mówię nie będzie opisanej imprezy bo nie miałam pomysłów co by się mogło tam dziać, a pijani siatkarze to musiałoby byś coś. Nie tym razem XD
Przepraszam, że rzadko komentuję i nie informuję o nowych rozdziałach, ale mój telefon całkiem się zepsuł, a wcześniej to głównie z niego komentowałam i na nim czytałam więc teraz jestem trochę jak bez ręki :(

people--help.blogspot.com - dzisiaj pojawi się kolejny :)
A tu Wam jeszcze podsyłam filmik z piłkarzami Legii. Śmiałam z tego. Jednak polski to trudny język XD
https://www.youtube.com/watch?t=28&v=ETwvvxofASw
Do niedzieli :)
Pozdrawiam ;**