niedziela, 28 czerwca 2015

~Rozdział 89~

Kolejne dwa dni to była istna męczarnia. Miałam taki ponury nastrój, że normalnie bez kija nie podchodź. Może to kwestia pogody, może tego, że nie ma wciąż Agnieszki, ale chyba najbardziej tego, że w poniedziałek pokłóciłam się najpierw z Andrzejem naskakując na niego w emocjach, a później z Karolem, o to, że pokłóciłam się z Wroną. Zajebiście, nie? Ten mój jebany niewyparzony jęzor.
Pogorszyło to całkowicie moją kondycje fizyczną jak i psychiczną. W poniedziałek na popołudniowym treningu w ogóle się nie odzywałam do żadnego ze środkowych, zresztą i oni się do tego nie palili. Tak samo było we wtorek. Prawie nic nie jadałam przez co wyglądałam jak trup bo przez te dwa dni spałam najwyżej 10 godzin. We wtorek po treningu przyjechał po mnie Michał, który uparł się, że jadę do nich na kolację jak sama nie umiem o siebie zadbać. Bardzo niechętnie, ale w końcu pojawiłam się w domu Winiarskich maskując fatalny nastrój wymuszonymi uśmiechami do Oliwiera czy Antka. Starałam się jak mogłam normalnie się uśmiechać, ale nie dałam rady po prostu.

W środę obudziłam się o 4:50 i westchnęłam. Nie mogłam już spać więc poszłam do kuchni bo chciało mi się pić. Gdy wychodziłam z pomieszczenia z już ugaszonym pragnieniem usłyszałam jakieś szmery z głębi mieszkania, a dokładniej z pokoju Agnieszki. Wzięłam więc pierwsze co mi wpadło w ręce, w tym przypadku miotła i skradając się ruszyłam do pokoju. Cichuteńko otworzyłam drzwi, a w środku zobaczyłam Witczak.
- Boże, Aga! - krzyknęłam uradowana i ogromny kamień spadł mi z serca. Odetchnęłam głęboko i pobiegłam wyściskać przyjaciółkę - Matko, jak się cieszę, że cię wreszcie widzę - powiedziałam szeptem mocno ją do siebie przyciskając. - Co się z tobą działo? Dlaczego? Gdzie byłaś? Czemu nic mi nie powiedziałaś, a najważniejsze, czemu nie powiedziałaś nic Andrzejowi? - na to słowa blondynka wybuchnęła okropnym szlochem. Usiadłyśmy na łóżku, a ona wtuliła się w mnie ciągle płacząc. Głaskałam jej plecy i włosy próbując ją uspokoić co udało się dopiero po kilku minutach.
- Aguś, co się stało? - zapytałam cicho miękkim głosem. Nic mi nie odpowiedziała - Zadzwonię do Andrzeja, ale najpierw coś zjemy. Kiedy kamień spadł mi z serca, nagle rozwiązał mi się również żołądek i poczułam ogromny głód. Pociągnęłam ją za rękę do kuchni. W pomieszczeniu panowała szarówka bo słońce jeszcze nie wzeszło więc zaświeciłam światło. Szybko przygotowałam płatki z mlekiem, które momentalnie zniknęły z naszych misek, a ja miałam jeszcze ochotę na dokładkę lecz są rzeczy ważne i ważniejsze. Najpierw trzeba było zadzwonić po siatkarzy
. Zżerała mnie ciekawość co się z nią działo lecz ona nie rwała się do rozmowy uparcie patrząc w swoje dłonie ułożone na blacie stołu. Kiedy skończyłyśmy posiłek wykonałam połączenia do siatkarzy. Obaj zadeklarowali, że się pojawią a potem, że mnie zabiją gdy budzę ich o tej porze zwłaszcza, że dzisiaj grają mecz.
Usiadłyśmy z Agnieszką na kanapie, a ja złapałam ją za dłoń próbując jakoś pocieszyć czy dodać otuchy. Jakieś niecałe pół godziny później usłyszałam nerwowe dzwonienie do drzwi. Ścisnęłam dłoń przyjaciółki i poszłam otworzyć . Do środka weszli siatkarze. Gdy ściągali odzież wierzchnią przeprosiłam ich bardzo za swoje głupie zachowanie i obiecałam, że następnym razem nie będę nic pieprzyła w emocjach. Nie chowali urazy. Czy mówiłam kiedyś, że mam najlepszego narzeczonego i przyjaciół na świecie? W takim razie powtórzę. Zadowolona pocałowałam Karola i zaprowadziłam ich do salonu po czym stanęłam sobie trochę z boku,  a oni popatrzyli na mnie pytająco.

- Chodź tutaj - powiedziałam uśmiechając się lekko, a do pokoju nieśmiało weszła Agnieszka. Myślałam, że chłopakom oczy wyjdą na dół, a szczęki przebiją się przez podłogę, Wronie to już zupełnie.
- To naprawdę ty? - zapytał z niedowierzaniem lekko się uśmiechając i podchodząc do dziewczyny. Ta nic nie mówiąc tylko mocno go przytuliła, a ja w tym czasie podeszłam do Karola, który objął mnie w pasie i pocałował w skroń.
- Tylko ty mi tak nie uciekaj - wyszeptał.
- Nigdzie się nie wybieram - uśmiechnęłam się lekko i złączyłam nasze usta w pocałunku
- I to mi się bardzo podoba. - odparł puszczając mi oczko.
- Ale dlaczego, Aguś, dlaczego? - zapytał Wrona usadawiając Witczak na kanapie.
- No bo... - urwała - Bo... - znów przerwała i odetchnęłam głęboko - Andrzej bo ja jestem z tobą w ciąży - wydukała prawie niesłyszalnie, a my staliśmy z szeroko otwartymi oczami i ustami. Przynajmniej ja i Kłos - Wiedziałam, wiedziałam, że nie będziesz chciał tego dziecka, ani mnie - rozpłakała się i chciała wybiec z pokoju, ale uniemożliwiły jej to silne ręce Wrony, który skutecznie przytrzymał ją w pasie i posadził na tym samym miejscu.
- Co ty mówisz? Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi - uśmiechnął się do niej ciepło - Dlaczego uciekłaś? - zapytał delikatnie.
- Musiałam to sobie jakoś wszystko poukładać w głowie. Nie chciałam ci stanąć na drodze żebyś poświęcał się siatkówce. Zresztą twoi rodzice na pewno pomyślą, że chcę ci złapać na dziecko - powiedziała spuszczając wzrok.
- Nie staniecie mi na drodze - pocałował ją w czoło - I nigdy więcej nie uciekaj - przytulił ją.
- Już koniec? Miałem skoczyć po popcorn. - wskazał kciukiem za siebie - Dawno nie widziałem takiego dobrego dramatu - powiedział zawiedziony Kłos ale dostał ode mnie mocnego kuksańca w bok i się zatkał szczerząc się głupio. Zwariuje z nim kiedyś.
- Nie przeszkadzajcie sobie - uśmiechnęłam się do nich i wypchnęłam środkowego z pokoju i wychodząc za nim zamknęłam drzwi. Zaprowadziłam go do kuchni, bo chętnie bym jeszcze coś zjadła. Gdy już się tam znaleźliśmy nim się spostrzegłam siatkarz przyparł mnie do ściany kładąc dłoń obok mojej głowy zaczął zachłannie całować. Od razu z wielkim zaangażowaniem zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Gdy się od siebie oderwaliśmy zerknęłam na zegarek. 8:30.
- Siadaj, zrobię śniadanie bo pewnie nie zjedliście nic. - rzuciłam.
- Wystarczyło by mi powtórka tego sprzed chwili i kontynuacja w sypialni - wyszczerzył się debilnie.
- Coś jeść musisz.
- I kto to mówi? - uniósł brew.
- Apetyt mi wrócił. Do tamtego może też wrócimy, ale po meczu - puściłam mu oczko.
- No ja myślę, kotek. - poruszył brwiami.
- Ale po wygranym - postawiłam warunek unosząc palec wskazujący do góry.
- Oczywiście - uśmiechnął się. - Wątpisz?
- Skąd - zaprzeczyłam - A teraz siadaj.
Zjedliśmy śniadanie w czwórkę po czym z Karolem wyszliśmy zostawiając Agnieszkę i Andrzeja samych, a my postanowiliśmy zrobić sobie mały spacerek do parku. Tak żeby się dotlenić. Szliśmy chodnikiem ze złączonymi rękami i rozmawialiśmy.
- Ilu około gości będziemy zapraszać? - zapytałam w pewnym momencie. - W sensie na ślub - dodałam kiedy nie zaczaił od razu.
- Wiesz co myślę, że trochę się tego uzbiera - zaśmiał się.
- Też mi się tak wydaje - zamyśliłam się. Kupa ludzi.
- Koło 200 pewnie będzie - powiedział też zamyślony i usiedliśmy na ławce.
- Zrobimy wstępną listę?
- Teraz? - uniósł brwi.
- Jak masz telefon i możliwość zapisania notatki to tak, teraz - kiwnęłam głową. Kłos wyjął telefon i wyłączył aplikację.
- Moi rodzice - zaczął pisać.
- Mama, babcia, Aśka, Adam, Zosia, Nikodem - wyliczałam na palcach.
- Skra - dopisał.
- Państwo Winiarski, Wlazły, Ignaczak.
- Ciotki, wujkowie, kuzynostwo - wklepał literki.
- Ilu ich tam mniej więcej będzie? - zapytałam.
- Więcej niż 30 na pewno nie - zapewnił.
- U mnie pewnie też.
- Okej. Kto dalej?
- Jureccy.

- Reprezentacja.
- Tutaj będzie trudno się doliczyć - wyszczerzyłam się.
- Ci z tego jak i z tamtego sezonu, nie?
- Oczywista, oczywistość - przytaknęłam.
- Koło 70 ludzi z grubsza licząc - zagwizdał.
- To ma być niezapomniane. Wszyscy będą nam zazdrościć takiego pięknego ślubu - przytuliłam się rozmarzona do jego ramienia.
- Będzie niezapomniane bo to będzie najlepszy dzień w moim życiu - dał mi buziaka w czubek głowy.

- Tak bardzo cię kocham - uniosłam wzrok patrząc na niego.
- Ja ciebie też - złączył nasze usta w pocałunku. - Myślę, że resztę będziemy jeszcze dopisywać. A teraz wracajmy - wstał i podał mi rękę po czym ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę naszego mieszkania gdzie ja weszłam do bloku, a Kłos pojechał do siebie żeby jeszcze trochę odpocząć przed meczem.
Weszłam do mieszkania i akurat minęłam się w drzwiach z Andrzejem.
- Jeszcze raz cie przepraszam za tą głupią kłótnie w poniedziałek - powiedziałam zatrzymując go.
- Nie ma za co. Wszyscy byliśmy zdenerwowani - uśmiechnął się lekko. - Najważniejsze, że już wszystko w porządku - poklepał mnie po ramieniu.
- Tak, najważniejsze, że w porządku - przytaknęłam - Na razie.
- Cześć - rzucił i zamknął za sobą drzwi.
Zdjęłam buty i poszłam do salonu gdzie na kanapie siedziała Aga. Usiadłam na fotelu na przeciwko niej.
- Wiesz, że będziemy musiały teraz bardzo poważnie pogadać? - zapytałam zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Wiem - pokiwała głową wzdychając.
- To może zadzwonię najpierw do Karoliny, Dawida i Łukasza? Oni też się bardzo martwili.
- Oni też wiedzieli? - skrzywiła się.
- Oczywiście. Dziewczyno, myślałam, że umrę z nerwów. Dzwoniłaś w ogóle do rodziców? - przeszyłam ją wzrokiem, a ona spuściła oczy. - No to na co czekasz?!

Blondynka wstała i poszła wykonać połączenie, a ja wybrałam numer Olszewskiej. Odebrała od razu.
- Wiadomo coś z Agnieszką? - zapytała od razu.
- Wróciła - oznajmiłam.
- Jezu, tak się cieszę - powiedziała z ulgą. - To my wpadniemy do was teraz. Musimy wszystko wiedzieć.
- Oczywiście - odparłam, a ona zakończyła połączenie.
Po pół godzinie siedzieliśmy już w piątkę w salonie.
- No więc gadaj. Gdzie byłaś, kiedy się w ogóle dowiedziałaś, że jesteś w ciąży. No i oczywiście który to tydzień? - ostatnie pytanie zadałam bardzo podekscytowana, a Witczak się uśmiechnęła.
- Zaraz, w jakiej ciąży!? - wykrzyknęła pozostała trójka otwierając szeroko oczy i usta.
- Jestem w ciąży z Andrzejem - powiedziała lekko się uśmiechając.
- Kochana, gratuluję! - pisnęła uradowana blondynka, która przytuliła Agnieszkę. Zaraz dołączyli do niej chłopcy i teraz kiedy już wszyscy wiedzieli zabrać głos mogła Witczak.
- Wynajęłam sobie pokój w motelu pod Łodzią i tam spędziłam ten czas. Musiałam się odciąć. Ułożyć to w głowie. Dzisiaj miałam zamiar wrócić tylko po kilka rzeczy. Nie byłam za bardzo gotowa powiedzieć tego wszystkiego. Zwłaszcza Andrzejowi. Bałam się jak zareaguje.
- On tutaj wariował - wtrąciłam. - Zresztą wszyscy.
- Elena ledwo żyła. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy - stwierdził Dawid.
- Wiem, przepraszam, że tak to rozegrałam.
- Trzeba było napisać smsa, że żyjesz, przynajmniej - dorzucił Łukasz.
- Dobra, teraz to już nie ważne - machnęła ręką Karolina. - Ważne, że wróciłaś i to z taką wspaniałą wiadomością - przytuliła ją.
- Który to tydzień? - zapytałam.
- 7 - uśmiechnęła się lekko.
- Mam nadzieję, że więcej nie będzie takich akcji - odwzajemniłam gest.
- Chce być chrzestnym! - wyrwał się Dawid.
- Rodzie chrzestni mają pomóc w wychowaniu, a ty sam jesteś niewychowany - wystawiła mu język przyszła matka, chłopak się naburmuszył, a my zaczęliśmy się śmiać. - A w ogóle Lena, jak ty wyglądasz - przeraziła się blondynka.
- Co? - zdziwiłam się.
- Jesteś taka blada, masz worki pod oczami i chyba schudłaś - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Mną się nie przejmuj. Ważne, że wróciłaś - pocałowałam ją w policzek.
- To jest najważniejsze. Ale zrobisz mnie chrzestną? - zapytała konspiracyjnie Olszewska.
- Zobaczę co da się zrobić - puściła jej oczko.


Mimo tego, że przegraliśmy dzisiejszy 3 mecz o brąz, miałam odczucie jakby na Andrzeju nie zrobiło to większego wrażenia. Od razu poleciał do band gdzie stała Agnieszka. O wiele bardziej przybity był Karol. Podszedł do mnie gdy wkładałam aparat do torby.
- Musimy przełożyć nasze wakacje - westchnął.
- Na to wygląda - stwierdziłam. - Nie przejmuj się no - pogładziłam go po ramieniu - W niedzielę wygracie.
- Ale w niedziele to mieliśmy jechać na Puchar Polski - burknął.
- Karol - zaśmiałam się przewracając oczami. - Pojedziemy na następny.
- Następny to już nie będzie na Narodowym - fuknął krzyżując ręce na piersiach. No jak dziecko.
- Przecież grałeś już na Narodowym.
- Ale chciałem zobaczyć jak oni grają. Zwłaszcza, że z Andrzejem i Michałem już od dawna kupiliśmy bilety na zajebiste miejsca, a teraz to musimy je komuś oddać. - westchnął.
- Trzeba było nie kupować - wzruszyłam ramionami.
- Ty to umiesz poprawić nastrój - przewrócił oczami.
- Przepraszam. Ale z tego co wiem to następny grają również w Warszawie tyle, że 9 maja. Na ten pojedziemy.
- Ale to już nie... - chciał dalej marudzić, ale skuteczne uciszyłam go pocałunkiem.
- Zamkniesz się już?
- A pamiętasz co mi rano obiecałaś? - poruszył brwiami.
- A pamiętasz, że boli cię kolano i miałeś iść do fizjoterapeuty?
- Pamiętam - westchnął głęboko. - Ale pójdę jutro po treningu.
- Karol nie możesz tego bagatelizować - powiedziałam.
- Nie bagatelizuje - mruknął.
- Żeby ci się... - teraz to on mnie uciszył.
- No cicho. Jutro pójdę, tak?
- Jak chcesz, ale ja ci mówię, że..
- Dobrze, mówisz, a ja zrobię inaczej. Nie martw się. Poczekaj na mnie.
- Dobra, u ciebie w mieszkaniu.
- Okej. Klucze masz?
- Mam.
- No to poczekaj - uśmiechnął się szeroko i jak na skrzydłach poleciał do szatni. Pokręciłam głową rozbawiona i ruszyłam do wyjścia. Wsiadałam do samochodu gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Elena! - odwróciłam się i zobaczyłam Stefana.
- O witam trenerze - wyszczerzyłam się, a on sztucznie się zamachnął chcąc mnie lekko uderzyć na co się zaśmiałam. - Dobrze, witam Stefan.
- Od razu lepiej - uśmiechnął się.
- Masz jakąś sprawę?
- Tak. Ostatnio na Pucharze Polski pytałaś mi kiedy masz być w Spała.
- No tak. Przyszedłeś już wydać mi dyspozycje? - zaśmiałam się.
- Jećcie nie. Ponieważ jećcie pcinajmniej do niedziela trwa Plus Liga to pogadamy o tym w Jastrzębie. Spróbuje się tam być, a jak nie to zawsze masz mój numer. I nie martw się dla ciebie również przewidziałem urlopa. Trzeba ci od siatkówka i od nich odpoczynek. - wskazał dyskretnie na Kłosa, który wyszedł właśnie z hali.
- Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuje, ale ten mnie przy sobie trzyma - poskarżyłam się wydymając dolną wargę, a chwile po tym stanął przy nas środkowy witając się z trenerem uściskiem dłoni po czym objął mnie ramieniem.
- O czym rozmawiacie?
- Ustalamy ile twoja dziewczyna pociebuje od ciebie odpoczynek.
- Już nie dziewczyna, już nie dziewczyna-  wyszczerzył się Karol.
- Jak to? - twarz Antigi wyrażała autentyczne zdziwienie.
- Już narzeczona - powiedział dumnie biorąc  moją rękę i pokazując Stefanowi palec z pierścionkiem.
- Zaobrączkował mnie i teraz już nie mam jak uciec - chlipnęłam.
- Moge cie transportować do Francja - powiedział konspiracyjnym szeptem trener.
- Spróbowałabyś - pogroził mi palcem środkowy.
- Może jednak kiedy indziej ten transport do Francji - opowiedziałam również konspiracyjnym tonem.
- Ociwiście - zaśmiał się - Ale muszę już lecieć. Oskar mnie woła. Zgadamy się co do tego przyjazdu do Spały - powiedział i pożegnał się po czym odszedł w stronę samochodu. My również wsiedliśmy do samochodu tyle, że kłosowego. Nie chciałam swojego tutaj zostawiać, ale środkowy niemal siłą wepchnął mnie do swojego i się skończyło moje chcenie czy niechcenie. Obiecał mi za to, że jutro zawiezie mnie na trening.

---
Dzisiaj wcześniej niż zwykle bo udało mi się wcześniej wstać i iść szybciej do kościoła.
Agnieszka, czy teraz mi wybaczysz, że ostatnio taki miałam poślizg z rozdziałem? Aga wróciła więc myślę, że tak ^^
Wreszcie wakacje i będzie dużo czasu na pisanie bo zostało mi tylko 5 rozdziałów do przodu ;'( A tego piątego jakoś nie mogę dokończyć no ;/
Tutaj -> people--help.blogpot.com 17
I zrobiłam coś głupiego, ale założyłam nowego bloga. Wiem, że macie mnie dość, ale mam cichą nadzieję, że zaglądniecie. Bohaterowie już są 
http://nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com/
Następny w środę :)
Pozdrawiam ;*

wtorek, 23 czerwca 2015

~Rozdział 88~

25 kwietnia, w sobotę w Jastrzębiu odbył się drugi mecz o 3 miejsce, który bełchatowianie wygrali 3:0 i mieli bardzo realną szansę zakończyć to w 3 meczach. Wystarczyło tylko wygrać w Bełchatowie i można powiesić sobie na szyi brązowy medal.
O 17:15 po zakończonym meczu zapakowaliśmy się do autokaru i ruszyliśmy w stronę Bełchatowa. W mieszkaniu byłam o 19:40. Znowu weszłam do pustego i cichego mieszkania. Najgorsze było to, że zaczynałam się do tego przyzwyczajać. Westchnęłam i zrzuciłam z ramienia torbę, która wylądowała na podłodze. Zdjęłam bluzę i buty po czym ruszyłam do salonu gdzie włączyłam telewizor na polsat sport. Następnie powędrowałam do kuchni by zrobić sobie kolację. Nabrałam ochoty na jajecznicę, ale najpierw na prysznic. Niecałą godzinę później siedziałam więc przed telewizorem z laptopem na kolanach, jajecznicą na ławie i kubkiem herbaty. Zgrałam zdjęcia i dodałam na stronę tak jak zwykle, czyli około połowy, a potem skupiłam się już na meczu. Orlen Wisła Płock rozgrywała mecz z Azotami w ramach Pucharu Polski. Na jutrzejszy finał mieliśmy się wybrać wraz z Karolem na warszawski Torwar by kibicować Vive.

Następnego dnia do Warszawy wyruszyliśmy sobie o 13:30. Przed meczem mieliśmy spędzić chwilę u rodziców Karola. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Wyszliśmy z samochodu i powitało nas szczekanie psa. Stanęliśmy pod drzwiami, a Kłos nacisnął dzwonek. Staliśmy chwilę, ale drzwi się nie otworzyły. Po kilku minutach dzwonienia i oczekiwania usiadłam na plastikowym krześle stojącym obok drzwi.
- Uprzedzałeś ich w ogóle, że przyjedziemy? - zapytałam zadzierając głowę do góry i mrużąc oczy, bo mu się zachciało pod słońce stanąć...
- Nie, ale często mówili "Synu, wpadaj nawet bez zapowiedzi, drzwi naszego domu zawsze będą otwarte" - zacytował opadając na krzesło obok mnie. 

- No to widać, że nie zawsze - westchnęłam. - Co robimy? - spojrzałam na zegarek. Była dopiero 15:45.
- Ja to bym coś zjadł - stwierdził.
- Ja w sumie też. A co? - spojrzałam na niego.
- Zapiekankę.
- Czytasz mi w myślach, kochanie - wyszczerzyłam się.
- No to na zapiekankę, kochanie - również ukazał swoje zęby w wyszczerzu po czym wstał i wystawił ramię, abym mogła je ująć i ruszyliśmy do samochodu.
Po 10 minutach siedzieliśmy już w pizzeri czekając na zapiekanki. Kiedy się pożywiliśmy Karol stwierdził, że zostawi tutaj samochód bo jak twierdził to tylko jakieś 10 minut od hali więc potem spokojnie przejdziemy się spacerkiem. Byłam za, więc tylko wyjęłam aparat z auta i mogliśmy iść.
Gdy już weszliśmy na halę zaczęłam się rozglądać gdzie są nasze miejsca.
- Karol? Stary jak ja cię dawno nie widziałem! - usłyszeliśmy i się odwróciliśmy. Przed nami stał jakiś wysoki blondyn. Najwyraźniej kumpel Kłosa bo panowie zaczęli się witać z wielkimi uśmiechami.
- A przedstawisz mi swoją piękną towarzyszkę? - zapytał uśmiechając się gdy już wymienili uprzejmości. Siatkarz objął mnie ramieniem.
- Elena, moja narzeczona, Jurek, mój kumpel z liceum.  - powiedział.
- Jurek Ginalski - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Elena Winiarska - uścisnęłam ją.
- Już niedługo - wtrącił się środkowy.
- Wystarczająco żebym jeszcze przedstawiała się swoim nazwiskiem - wystawiłam mu język.
- Oj tam - machnął ręką.
- To może ja was zostawię i znajdę nasze miejsca miejsca? - zaproponowałam.
- A może po meczu wybierzemy się na jakąś pizzę? - zaproponował Jurek. - Pogadamy, hm?
- Czemu nie? - uśmiechnął się Kłos po czym popatrzył na mnie, a ja skinęłam głową i również się uśmiechnęłam.
Zostawiłam chłopaków i ruszyłam szukać tych miejsc. Uszłam kilka metrów i już miałam wchodzić na schodki.
- No proszę, proszę, kto to się objawił - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się po czym szeroko uśmiechnęłam.
- Witam Krzysztofie - wyszczerzyłam się.
- Cześć Lenka - uśmiechnął się po czym przytulił mnie lekko na powitanie. - Sama jesteś? - rozglądnął się.
- Nie, z Karolem, ale spotkał kumpla więc sama ruszyłam szukać miejsc. - wyjaśniłam. - Grasz już? - zmieniłam temat.
- Dzisiaj nie, ale będę gotowy na mecze półfinałowe w lidze. Rozgrzewałem się tylko, a potem grzecznie usiądę sobie za ławką rezerwowych.
- Ehe, grzecznie - pokiwałam głową z politowaniem.
- Coś sugerujesz? - przeszył mnie wzrokiem Lijewski.
- Ja? - położyłam dłoń na sercu - Kompletnie nic - zaśmiałam się.
- No ja myślę - pogroził mi palcem również się śmiejąc - Musze już lecieć.
- Zanim pójdziesz to jeszcze musimy selfie! - powiedziałam wesoło, a on przewrócił oczami, ale posłusznie stanął obok mnie, a ja wyjęłam telefon i kazałam mu się uśmiechnąć. - Fajnie wyszło - wyszczerzyłam się.
- Jakby cię nie było, to mogło by być lepiej.... - zaczął, a każde kolejne słowo było ciszej wypowiadane, a głowa odwracała się bardziej w przeciwną stronę.
- Kretyn - fuknęłam po czym się zaśmiałam.
- Później pogadamy, muszę iść.
- Okej, tylko nie mów Michałowi, że przyjechałam. Chce mu zrobić niespodziankę.
- Oczywiście - posłał mi uśmiech.

- A no i wygranej życzę - powiedziałam jeszcze.
- Inaczej chyba nie może być - wyszczerzył się i odszedł. Ja natomiast ruszyłam schodkami na górę i odnalazłam nasze miejsca. Bardzo dobry widok. I to rozumiem! W oczekiwaniu na Karola wstawiłam zdjęcie na Instagrama i zaczęłam go wypatrywać. Po kilku chwilach znalazł się w zasięgu mojego wzroku, a później siedział już obok mnie.
- No to skoro sobie już tak siedzimy to może selfie? - wyszczerzył się wyjmując telefon.
- Dawaj - uśmiechnęłam po czym zrobiliśmy głupie miny, a zdjęcie poleciało tam gdzie moje kilka chwil wcześniej. Oczywiście z milionem hasztagów.

Finał rozpoczął się o 17:30. Mecz od początku był bardzo zacięty, ale w sumie czego można się spodziewać po dwóch czołowych polskich drużynach? Najpierw mnóstwem obron uraczyli nas bramkarze więc do 14 minuty było 3:3 kiedy to 4 bramkę zdobyła Wisła. Szybko jednak zrobił się remis 5:5. Im bliżej końca pierwszej połowy tym bardziej kielczanie się rozpędzali i zdobyli 4 bramki z rzędu.10:9 dla Vive. 2 minuty do końca i 3 kara dla Michała oraz czerwona kartka. Wkurzony Jurecki powędrował do szatni.
Po 30 minutach 11:9 dla kielczan. Pierwsze 15 minut to była wspaniała gra, a drugie 15... cóż. Nerwy, kary, kartki, zdenerwowanie...
Po przerwie rozpoczęła się druga połowa. Vive zaczyna od rzutu Bieleckiego. 12:9. Nie minęła nawet minuta, a Grabarczyk dostał wykluczenie co wiązało się z czerwoną kartką, opuszczeniem boiska i dołączeniem do Jureckiego. 3 bramki prowadzenia jednak o niczym nie przesądzały bo później to Wisła zaczęła gonić i ona wyszła na 2 bramki do przodu. Jednak w 57 minucie kielczanie powrócili na 3 bramki przewagi i wydawać by się mogło, że to już po meczu, ale poczekajmy. Przechwyt kielczan, którzy się nie spieszą, a Bielecki trafia i drużyna ze świętokrzyskiego prowadzi 25:21. Manolo Cadenas prosi o czas, a później Wisła trafia dwa razy. Teraz o czas poprosił Dujszebajew. Minuta do końca. Daszek nie trafia, ale za to trafia Strlek i koniec! Vive wygrywa Puchar Polski! Cieszę się ogromnie i krzyczę razem z kieleckimi kibicami z wielkim uśmiechem na ustach.
Po kilku minutach gracze po ponownie pojawili się na boisku by odebrać nagrody. Najpierw wyszli zawodnicy Wisły Płock, a następnie po zapowiedzi spikera pojawili się i Mistrzowie Polski. Kielczanie weszli już uzbrojeni w szampany na podium lecz zaraz poproszona ich by jeszcze chwilkę się wstrzymali i stanęli za. Nastąpiło wręczenie nagród indywidualnych, później dekoracja Wisły, a następnie już oficjalnie na podium mogli wkroczyć zwycięscy. Na szyi każdego zawisł złoty medal, kapitan odebrał czek, a później upragniony puchar. Szampany wreszcie się rozlały, a w hali rozbrzmiał "We are the champions" oraz radość szczypiornistów i całego klubu.
- Przypomniał mi się finał mistrzostw - powiedziałam z uśmiechem do narzeczonego, który też się uśmiechnął po czym objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
- Ja mam to cały czas przed oczami - stwierdził.
Po jakiejś pół godzinie gdy zobaczyliśmy, że zawodnicy Kielc zaczynają się już kierować do szatni wstaliśmy z miejsc i ruszyliśmy w ich kierunku.
- Z kuzynką to już nie łaska się przywitać? - zapytałam krzyżując ręce na piersi gdy mijający mnie Michał nawet mnie nie zauważył.
- O proszę, Kłosy się pojawiły - wyszczerzył się podchodząc do nas.
- Wreszcie ktoś zaczaił, że ona już nie Winiarska - zaśmiał się siatkarz obejmując mnie ramieniem, a ja tylko przewróciłam oczami. - Gratulacje oczywiście.
- No - przytaknęłam szczerząc się - Daj se potrzymać.
- Zepsujesz - wytknął mi język.
- Następny. Jenak nie tylko z imienia jesteście do siebie z Winiarem podobni - pokręciłam głową z politowaniem.
- Zepsuła mi w dzieciństwie taką zajebistą ciężarówkę - wyjaśnił środkowemu.
- Nie wiem ile jeszcze będziesz to pamiętał - przewróciłam oczami.
- To była jego pierwsza fura, ty tego nie zrozumiesz kobieto - stwierdził Karol.
- Pfff
- Nie pfff, tylko taka prawda - wtrącił się lewy rozgrywający. - To jest coś jak pierwsza torebka dla dziewczyny, pierwszy okres... Nie wiem jak ci to wytłumaczyć. - zastanowił się, a siatkarz zaczął się śmiać, a następnie dołączył do niego szczypiornista.
- Ty już lepiej nic nie tłumacz - uniosłam dłoń do góry.
- Ale rozumiesz o co mi chodzi - wyszczerzył się.
- Rozumiem. A teraz zdjęcie! Trzeba to upamiętnić - dodałam kiedy złoty medalista spojrzał na mnie z niewyraźną miną. Stanęliśmy we trójkę, ja pomiędzy nimi i wyciągnęłam rękę przed siebie.
- Może lepiej ja - zaśmiał się Karol.
- Może faktycznie lepiej - zawtórowaliśmy my mu. Cyk, cyk i gotowe. Kolejne zdjęcie zawalające pamięć mojego aparatu. Ale coś później trzeba wspominać nie?
Daliśmy już spokój Jureckiemu pożegnaliśmy się z nim i ruszyliśmy do wyjścia z hali. W międzyczasie zadzwonił telefon Karola. Odebrał i rzucił tylko kilka słów.
- Idziemy na tą pizzę? - zapytał.
- Zjadłabym coś - wyszczerzyłam się. - Tak idziemy - pokiwałam głową.
- Będziemy za 5 minut - powiedział jeszcze do słuchawki i włożył telefon do kieszeni. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy dalej. W pizzeri faktycznie byliśmy szybko po czym od razu zauważyliśmy Jurka. Pomachał do nas i dosiedliśmy się.
- Zamówiłem już - oznajmił. - Mam nadzieję, że trafiłem w gusta. Karol to wiem, że uwielbia z szynką, ale z kurczakiem chyba też ci posmakuje - zwrócił się do mnie.
- Moja ulubiona - puściłam mu oczko. Po kilku minutach rozmowy wreszcie otrzymaliśmy zamówioną pizzę. Od razu zabraliśmy się za jedzenie. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że panowie chodzili razem do liceum, że Jurek jest absolwentem prawa i 2 tygodnie temu zaczął pracę w jednej z kancelarii adwokackich, co uczciliśmy toastem z soku pomarańczowego. W Warszawie spędziliśmy jeszcze niecałą godzinę po czym pożegnaliśmy się z Ginalskim i łapiąc się za ręce poszliśmy w kierunku samochodu Kłosa. Kiedy już miałam wsiadać moją uwagę przykuła pewna postać idąca szybkim krokiem w przeciwną stronę. Zamarłam z jedną nogą wsadzoną do auta, a drugą wciąż stojącą na chodniku. Agnieszka...? Przyglądałam się uporczywie jej sylwetce, tym samym blond włosom, które teraz wychodziły z niedbałego warkocza oraz takiej samej czerwonej kurtce.
- Lena? Co jest? - zapytał Kłos, który już siedział w pojeździe lecz ja nie odpowiadałam. Czy to na prawdę ona? Wtedy dziewczyna odwróciła się i cały czar prysł. To nie była Witczak.
Wypompowana z całej energii opadałam na fotel pasażera i zamknęłam drzwi.
- Słońce, co się stało? - zapytał zaniepokojony łapiąc mnie za dłoń i potrząsając nią lekko.
- Tamta dziewczyna wyglądała jak Agnieszka - wyszeptałam, a on przeniósł wzrok ze mnie na blondynkę lecz ona znikała już za rogiem.
- Lenka... - zaczął cicho po czym mocno mnie do siebie przytulił. Z moich oczu wypłynęły pojedyncze łzy. Przez cały dzień udało mi się o tym prawie nie myśleć, a teraz odechciało mi się nawet oddychać. Przyjaciółka nie odezwała się ani razu, ani do mnie, ani do swojej rodziny. Policja, gdzie zaginięcie zgłosił Andrzej, również nic nie wiedziała. - Wróci - wyszeptał mi na ucho.

- Już ponad tydzień jej nie ma - pociągnęłam nosem.
- Ale wróci. Zobaczysz.
- Chciałabym żebyś miał racje.
- Mam - powiedział z przekonaniem. - Nie martw się - otarł moje policzki kciukami. - Na pewno nic jej nie jest- pocałował mnie jeszcze czule w czoło. - Zapnij pasy. Jedziemy. - powiedział i odpalił silnik, a ja wykonałam jego polecenie. Droga minęła nam raczej w milczeniu. Siatkarz próbował mnie jakoś zagadywać, ale widząc, że na prawdę nie mam na to ochoty odpuścił sobie.
W Bełchatowie byliśmy o 22:40. Nie chciało mi się wysiadać.
- Pojedziemy do ciebie? - zapytałam patrząc na środkowego.
- Jasne - uśmiechnął się i skręcił by po chwili parkować po jego blokiem. Wysiedliśmy z samochodu, który został zamknięty. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do bloku bo na dworze było zimno. Zwłaszcza, że wysiedliśmy z ciepłego auta. Środkowy otworzył mieszkanie i wkroczyliśmy do środka. Zdjęliśmy buty i bluzy.
- Idź się połóż. Wezmę prysznic i zaraz do ciebie przyjdę - cmoknął mnie w czoło i ruszył do łazienki. Poszłam do pokoju i otworzyłam szafkę Kłosa. Wyjęłam z niej jakąś jego koszulkę i przebrałam się szybko po czym wskoczyłam pod kołdrę. Odwróciłam się na bok i podłożyłam łokieć pod głowę. Po kilku minutach dołączył do mnie siatkarz, który położył się obok i objął mnie w talii.

---
Myślałam, że to dłuższe O.o
I przepraszam od razu, że nie było rozdziału w środę, ani w niedzielę, ale laptop przy takiej pięknej pogodzie mnie po prostu odpycha i to konkretnie ;/
No ale się wreszcie pojawiam.
Do niedzieli :)

16 na people--help.blogspot.com
Pozdrawiam ;**
+ Jakieś zaległości u Was nadrobię dzisiaj bo jutro już nie idę do szkoły :D

niedziela, 14 czerwca 2015

~Rozdział 87~

(14 kwietnia)
Rano znowu obudziłam się zaledwie 5 godzinach snu. Wzięłam cichy i powędrowałam do łazienki. Przebrałam się i zrobiłam makijaż. Umyłam zęby i poszłam do kuchni gdzie otworzyłam lodówkę z zamiarem zjedzenia czegoś, ale gdy zobaczyłam z lodówce ser żółty czy szynkę skręciło mnie z żołądku i zamknęłam ją z powrotem z trzaskiem. Zrobiłam sobie tylko kawy i usiadłam przy stole i w ciszy wgapiałam się w kubek z czarną cieczą. Po chwili wstałam i poszłam po telefon. Wybrałam numer Agi i próbowałam się z nią połączyć. O dziwo nie usłyszałam, że "abonent jest czasowo nie dostępny", a sygnał łączenia. Nikt jednak nie odebrał. Zaklęłam pod nosem i zadzwoniłam jeszcze raz. Teraz już po staremu usłyszałam pocztę głosową. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon o stół. Podeszłam do okna i oparłam dłonie na biodrach.
- Aga, gdzie ty jesteś? - wyszeptałam do samej siebie.

Pojawiłam się oczywiście na treningu gdzie pierwsze pytanie Karola brzmiało czy coś zjadłam. Skłamałam oczywiście, że tak. Nie miałam nastoju, ani ochoty słuchać wywodów, że to niczemu nie służy. Przecież ja doskonale o tym wiedziałam, tylko po prostu nie mogłam nic przełknąć. Zwłaszcza rano.
- Przyjadę do ciebie i razem zrobimy sobie obiad co? - zaproponował zakładając za ucho jeden zaplątany kosmyk włosów. - Andrzeja też przywiozę.
- Dobra - westchnęłam. - Tylko nas nie otruj co? - zaśmiałam się lekko.
- Spokojna, twoja rozczochrana - nachylił się i mnie pocałował po czym dołączył do reszty chłopaków.

Po jakiejś godzinie w moim mieszkaniu pojawili się dwaj środkowi. Zanim przyjechali już zabrałam się za gotowanie i wszystko było już prawie gotowe do podania. Postawiłam na kotleciki kalafiorowe, które ostatnie 3 piekły się właśnie na patelni do tego ziemniaki i mizeria.
Kazałam chłopakom rozłożyć talerze, sztućce oraz szklanki i dzbanek z sokiem, a po 15 minutach siedzieliśmy już i konsumowaliśmy danie. Znaczy Karol konsumował z wielkim apetytem, z nieco mniejszym Andrzej, a ja zjadałam połowę porcji. Nie potrafiłam wmusić w siebie więcej. No po prostu nie dałam rady. Dzięki Kłosowi, któremu buzia zamykała się tylko wtedy kiedy przełykał można by pomyśleć, że to zwyczajny obiad przyjaciół bo nawet mi się humor poprawił. Tylko brakowało tutaj jednej blondynki, która też zapewne ze smakiem zajadałaby potrawę.
Mimo namowy zarówno Kłosika, jak i moich Wrona nie miał ochoty zostać potem na dłużej i po około pół godzinie po skończeniu posiłku ulotnił się z naszego mieszkania. Środkowy spędził u mnie czas do treningu kiedy pożegnał się i wyszedł.
Zamknęłam za nim drzwi i skierowałam się do kuchni gdzie zabrałam się za zmywanie naczyń. Musiałam się czymś zająć. Odłożyłam talerze, sztućce, oraz szklanki na swoje miejsca po czym wytarłam ręce w ścierkę. Akurat kiedy odkładałam ją na szafkę rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam zdjęcie Dawida. Odebrałam.
- Cześć, Elenko, co ty na żeby się dzisiaj spotkać, tak w piątkę? Już wszystko obgadaliśmy. Znaczy w szóstkę bo oczywiście Łukasz przyjdzie z Emką.
- Nie mam jakoś nastroju - mruknęłam. Zresztą nie wiem czy dało by się spotkać w szóstkę - wzruszyłam ramionami.
- Co się stało? - zapytał.
- Agnieszka wyjechała gdzieś bez słowa.
- Za 10 minut u ciebie jesteśmy - rzucił i od razu się rozłączył. Odłożyłam telefon na lodówkę po czym wyjęłam z szafki 4 szklanki i nalałam do nich soku po czym zaniosłam je do salonu i cierpliwie czekałam aż się pojawią. Po 10 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Lenka! - krzyknęła przerażona Karolina i stojąc jeszcze przed drzwiami zamknęła mnie w szczelnym uścisku, a ja przymknęłam powieki. - Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? - zapytała wchodząc odsuwając się ode mnie pozwalając także Dawidowi i Łukaszowi mnie przytulić.
- Chodźmy do salonu - powiedziałam zamykając drzwi.
Usiedliśmy na kanapie. Olszewska od razu objęła mnie, a ja położyłam głowę na jej ramieniu.
- Opowiesz nam? - zapytał Wróblewski.
Za jego prośbą opowiedziałam o wszystkim, a oni tak samo nie mogli w to uwierzyć i nie mieli pojęcia co skłoniło Witczak do takiej, a nie innej decyzji.
- Jej mama też się na razie nie odezwała? - zapytał Dawid.
- Póki co, nie - wzruszyłam ramionami pociągając nosem.
- Do niej też się pewnie nie da dodzwonić? - ciągnął Łukasz.
- Dzwoniłam rano. Za pierwszym razem był sygnał, ale nikt nie odebrał. Spróbowałam jeszcze raz, a później od razu odezwała się poczta głosowa - westchnęłam.
- Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć - powiedziała Karola.
- Jasne, że wiem - uśmiechnęłam się lekko. - Jesteście najlepsi - wyciągnęłam ramiona by i chłopaki dołączyli do naszego uścisku.
Przyjaciele siedzieli do samego wieczoru i próbowaliśmy zająć się czymkolwiek innym by tylko nie myśleć o Agnieszce. Szło nam dobrze. Jednak komedia wybrana przez Wójtowicza zrobiła robotę.
Około 21 zaczęli kierować się do drzwi.
- Pamiętaj, jakby co to dzwoń - powiedziała Olszewska rozluźniając pożegnalny uścisk.
- Jasne - posłałam jej lekki uśmiech.
- Trzymaj się mała - przytulił mnie Dawid.
- Nie wiem czego, ale spróbuję - zaśmiałam się, a reszta za mną.
- Liczę, że następnym razem już będziemy wszyscy w takim nastroju - rzucił uśmiechnięty Łukasz. - Na razie.
- Pa. Dzięki, że wpadliście - pożegnałam się i zamknęłam drzwi za przyjaciółmi.

Następnego dnia bełchatowianie rozegrali pierwszy mecz o brązowy medal z Jastrzębiem na własnej hali i wygrali 3:1 robiąc pierwszy mały krok w stronę 3 miejsca na podium na koniec sezonu.
Rozgrywki o medale przerwał Final Four Pucharu Polski, który w tym roku miał być rozegrany w Gdańsku. Pary półfinałowe powtórzyły się z półfinałów Plus Ligii. Mieliśmy tylko nadzieję, że nie powtórzą się ostateczne rezultaty. Nadzieje jednak zdały się na nic bo po raz kolejny gdańszczanie okazali się lepsi od bełchatowian i to oni zagrają w finale, my natomiast tego samego dnia wróciliśmy z powrotem do Bełchatowa.
Puchar Polski ostatecznie został w Gdańsku bo Lotos pokonał Resovie, z której wyróżnieni zostali Schops, jako najlepszy atakujący, Nowakowski, jako najlepszy blokujący, Drzyzga, jako najlepszy rozgrywający, oraz Igła jako najlepszy broniący, ale po to trofeum, albo mi się wydawało albo serio wyszedł ze łzami w oczach i trochę z taką miną jakby miał ochotę wszystkim głowy pourywać.

---
Baaardzo króciutko ale ogólnie słaby ten rozdział ;/
---
No to kto zarwał dwie noce i oglądał te mecze? Ja niestety nie. Pierwszego nie obejrzałam bo harcorka cytrynowa myślała, że spokojnie od 6:30 do 2 w nocy wytrzyma i cały mecz obejrzy. Do 2 wytrzymałam, ale cisza w domu, przyciszony telewizor i zgaszone światła sprzyjają snu więc po 2 setach usnęłam, a obejrzenie drugiego meczu uniemożlwiły mi problemy technincze gdyż przerwało mi sygnał i działały wszystkie progamy oprócz właśnie polsat sport i poslat sport news. Ja to mam szczęście normalnie...
Ale teraz lecimy do Rosji gdzie wygrywamy! No tak czy nie?! Jasne, że tak! :D
No to chyba tyle :)
15 --> people--help.blogspot.com
Pozdrawiam ;**

środa, 10 czerwca 2015

~Rozdział 86~

Dzisiaj była sobota co było równoznaczne z brakiem treningu Skrzatów więc mogłam sobie pospać. Nie spieszyłam się ze wstawaniem bo i nie miałam nic konkretnego do zrobienia. Ziewnęłam szeroko i przewróciłam się na drugi bok przeciągając po śnie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10:06.
- Aga! - krzyknęłam. Byłam pewna, że już wstała bo o tej porze to ona już na nogach. Chciałam żeby podgrzała mi mleko bo miałam ochotę na płatki z mlekiem.
Wcale jej nie wykorzystuje! Nie wrobicie mnie! Ja tylko chciałam głośniej wyrazić swoją prośbę.
Odpowiedziała mi cisza. Westchnęłam głęboko i zwlekłam się z łóżka po czym ruszyłam do korytarza gdzie na wieszaku nie było jej kurtki, a na podłodze nie leżały buty. Przecierając twarz wstawiłam wodę na kawę. Wyciągnęłam z lodówki mleko i wlałam je do garnuszka by się podgrzało. W międzyczasie wyciągnęłam z szafki miskę i płatki. Wsypałam trochę. Trochę dużo. No ręka mi zadrżała, no! Jeny... Wkroiłam tam jeszcze banana. Zalałam to wszystko mlekiem i usiadłam przy stole. Wgapiając się w widok za oknem wkładałam powoli łyżki do buzi zastanawiając się gdzie to Agnieszka się podziewa. Gdyby była w mieszkaniu to by odpowiedziała. Ona nie jest taka chamska jak ja.
Po chwili moja uwagę przykuła karteczka leżąca na stole.
- Elena, kurwa ty idiotko!- przywaliłam sobie facepalma. Poderwałam się z siedzenia o mało nie wywalając swojego śniadania. Chwyciłam kartkę w dłoń. Miałam nadzieję, że dowiem się gdzie to Witczak się szlaja o tak wczesnej porze. To co było na tym świstku kompletnie mnie zatkało. Musiałam kilka razy prześledzić tekst wzrokiem, a potem przeczytać go na głos, żeby zrozumieć co tam jest napisane.

                "Przepraszam. Musiałam. Powiedz Andrzejowi, że go kocham.
                                                     Żegnaj, Aga"
Litery były ciut zamazane przez, jak mi się wydaje, łzy.
Ale o co tu chodzi? Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Usiadłam na stołku, a ręce opuściłam bezwładnie wzdłuż ciała. Woda wrzała w czajniku, ale kompletnie nie zwracałam na nią uwagi. Z kompletnym otępieniem wpatrywałam się w kartkę leżącą na blacie stołu.
ŻE CO TO NIBY KURWA MIAŁO BYĆ?!
Po kilkunastu minutach z kompletnym mętlikiem w głowie w końcu wstałam i ruszyłam do pokoju po ciuchy. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się i rozczesałam włosy, które związałam szybko w koka. Wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam telefon i ruszyłam z nim do pokoju przyjaciółki. Wybrałam jej numer w kontaktach. Od razu odezwała się poczta głosowa, a ja wściekła rzuciłam telefon na jej łóżko, które wyglądało jakby nikt na nim dzisiaj nie spał. Było idealnie pościelone. Otworzyłam jej szafę. Zostało jeszcze trochę ciuchów. Może wróci?
Najgorsze było to, że nie wiedziałam kompletnie o co chodzi. Kolejny numer pod, który zadzwoniłam to Wrona. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Cześć - zaczęłam.
- Cześć - przywitał mnie wesoło - Co tam?
- Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Agą?
- Wczoraj wieczorem, a co?
- A zachowywała się może jakoś inaczej, dziwnie?
- Nie. - zastanowił się chwile - Nic nie zauważyłem. Ale El, co się stało?
- Andrzej, przyjedź tutaj, to nie jest rozmowa na telefon.
- Stało się coś z Agnieszką? - zapytał poddenerwowany.
- Mam, nadzieję, że nie - westchnęłam - po prostu przyjedź, okej?
- Zaraz będę - rzucił i się rozłączył.
Teraz postanowiłam zadzwonić do Karola. Potrzebowałam go.
- Cześć kotek - zaczął wesoło. Sami weseli dzisiaj?
- Karol, musisz do mnie przyjechać.
- Coś się stało?
- Przyjedź.
- Zaraz będę. Pa.
- Czekam, pa. - połączenie zostało zerwane, a ja wróciłam do kuchni gdzie usiadłam przy stole wbijając wzrok w okno. Nie miałam pojęcia co mam myśleć.
- Mogła się bardziej rozpisać - mruknęłam spoglądając na kartkę.
Po chwili już usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam, aby je otworzyć. Ujrzałam dwóch środkowych, którzy weszli do środka.
- Hej - przywitałam się z nimi cichym głosem, a Kłosa cmoknęłam z policzek i splotłam swoje palce z jego - Usiądź - powiedziałam gdy weszliśmy do kuchni.
- Co się stało? - zapytał Karollo.
- Gdzie jest Aga? - zapytał powracający właśnie z pokoju blondynki Wronka.
- I oto właśnie jest pytanie. Wstałam dzisiaj, w domu cisza, jej nie ma, a na stole leży ta kartka - położyłam na blacie przedmiot.
Endrju od razu ją chwycił. Prześledził wzrokiem tekst
.
- Co to jest? - wydukał ledwie słyszalnym głosem i usiadł.
- Spokojnie, na pewno nic wielkiego się nie stało - próbował uspokoić napiętą sytuację mój narzeczony.
- Ale gdzie ona jest? Co jak jej się coś stało? Czemu nic nie powiedziała? Czemu tak nagle? - zaczął histeryzować Wrona - Dzwoniłaś do niej? - spojrzał na mnie.
- Poczta głosowa - westchnęłam. Siatkarz podszedł do okna i oparł dłonie na parapecie, a ja spojrzałam na niego smutnymi oczami. Karol ścisnął moja dłoń na dodanie otuchy.
- Ja się będę zbierał - stwierdził po kilkunastu sekundach i ruszył ku korytarzowi.
- Andrzej tylko nie rób nic głupiego - wyszłam za nim szybkim krokiem - I jedź ostrożnie! - krzyknęłam jeszcze gdy zamykał drzwi.
Westchnęłam po czym stanęłam w drzwiach do kuchni, opuściłam ręce bezwładnie wzdłuż ciała i spojrzałam smutno na Karola, a on od razu wstał od stołu, podszedł do mnie i mocno do siebie przytulił, natomiast ja zaczęłam tak po protu płakać.
- A co jeśli coś jej się stało? - wyszlochałam. Kłos usiadł, posadził sobie mnie na kolanach, złapał za ramiona i popatrzył w moje oczy pełne łez.
- Nic jej się nie stało, Elena. Tak? - skinęłam delikatnie głową i z powrotem wtuliłam się w jego ramię - To duża dziewczynka. Może musiała coś załatwić.
- I napisała by żegnaj? - zapytałam zrozpaczona wybuchając jeszcze większym płaczem.
- Będzie dobrze, tak? Tak? - powtórzył oczekując ode mnie odpowiedzi.
- Tak - przytaknęłam wreszcie, a on pocałował mnie w skroń.
Cały dzień spędziliśmy w swoim towarzystwie obdzwaniając wszystkich, którzy mogli by wiedzieć coś o Agnieszce. Najbardziej przerażona była matka blondynki, która również nic nie wiedziała. Kazała mi zadzwonić gdyby tylko coś było wiadomo i sama obiecała mi to samo.
Wieczorem zrobiliśmy kolację, ale ja prawie jej nie tknęłam.
- Lenka, musisz jeść - westchnął Karol gdy tylko grzebałam widelcem w sałatce.
- Nie jestem głodna - mruknęłam wbijając wzrok w talerz.
- Nic dzisiaj nie zjadłaś. - zwrócił mi uwagę.
- Nie mam apetytu - powtórzyłam.
- Nie możesz nic nie jeść. Wiesz, że to nic nie da.
- Naprawdę nie mam apetytu. - urwałam i zapadła chwila ciszy - Martwię się o Andrzeja - przyznałam podnosząc wzrok na siatkarza.
- Jest dorosły nie zrobi niczego głupiego. - dotknął mojej dłoni.
- Sprawdzisz co z nim? - zapytałam.
- Sprawdzę, spokojnie. Ale musisz coś zjeść. Chociaż trochę.
Westchnęłam i wmusiłam w siebie kilka widelców sałatki.
- Brawo - uśmiechnął się lekko. Ja również uniosłam jeden kącik ust do góry. - Chodź, prześpimy się - wyciągnął rękę w moim kierunku i zaprowadził mnie do sypialni gdzie przebrałam się w piżamę i położyliśmy się. Przymknęłam powieki, a środkowy objął mnie w talii.
- Kocham cię - powiedziałam.
- Ja ciebie też - pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.

Mimo moich chęci i pragnień by Aga wróciła następnego dnia lub się chociaż odezwała nic takiego się nie stało.
W poniedziałek rano jak zwykle wybrałam się na trening. Nie miałam najmniejszych problemów ze wstaniem, bo właściwie niewiele spałam. Z mieszkania wyszłam wcześniej niż zwykle czyli o 8:50.

Bardzo bałam się o Agnieszkę. Nie miałam zielonego pojęcia co się takiego mogło stać, że postąpiła tak, a nie inaczej. Że o niczym mi nie powiedziała. Coś się musiało stać. Przecież tak nagle by sobie nie wyjechała zostawiając tylko kartkę, z rozmazanym przez łzy napisem, która ciągle leżała na stole w kuchni.
- Hej, stało się coś? - usłyszałam znajomy głos Adriana, który stanął obok mnie.
- Hmm? - mrugnęłam kilak razy i spojrzałam na niego.
- Od kilku minut próbujesz trafić kluczem do dziurki, a patrzysz w kompletnie innym kierunku. - wyjaśnił spoglądając na moją dłoń. Podążyłam za jego wzrokiem. Faktycznie moja ręka z kluczem znajdowała się jakieś 10, jak nie więcej centymetrów od dziurki. Przejechałam dłonią po twarzy i wreszcie zamknęłam mieszkanie.
- Stało się coś? - ponowił pytanie.
- Tak jakby - westchnęłam. - Mieszkała tu ze mną moja współlokatorka, taka blondynka, na pewno kojarzysz - popatrzyłam na niego, a on skinął głową. - Od soboty jej nie ma i nie dała żadnego znaku życia - powiedziałam cicho hamując łzy, mrugając szybko powiekami by nie wypłynęły.
- Widziałem ją w sobotę nad ranem - zaczął gdy szliśmy schodami. Natychmiast się zatrzymałam, a i jego pociągnęłam za rękaw by stanął.
- Kiedy?! Gdzie?! Jak?! - krzyczałam.
- W sobotę, koło 4 nad ranem wróciłem z urodzin znajomego. Widziałem ją jak wychodziła z bloku. Była cała zapłakana, a za sobą ciągnęła walizkę. Nawet mnie nie zauważyła i nie zatrzymała się gdy ją wołałem.
- Boże... - wyszeptałam. - Gdzie ona jest? - zapytałam sama siebie rozglądając się dokoła i ruszyliśmy dalej.
- Spróbuj pójść do jej pracy. Skoro wyjechała to musiała wziąć urlop - podsunął mi pomysł.
- Jesteś genialny! - wykrzyknęłam - Dziękuję, lece - rzuciłam niemal biegiem udając się do auta.
Po 10 minutach byłam pod halą. Weszłam do środka, a kilka chwil po mnie weszli i siatkarze. Andrzej nie wyglądał za dobrze. Karol podszedł do mnie i przywitał się buziakiem w policzek.
- Jak Andrzej? - zapytałam.
- Tak jak wygląda - westchnął. - Przez weekend nigdzie nie wyszedł, a dzisiaj jak wszedł do szatni nie odezwał się ani słowem. - powiedział. Spojrzałam na Wronę smutnym wzrokiem. Przeżywa to gorzej niż ja.
- Zjadłaś śniadanie? - zapytał przeszywając mnie wzrokiem.
- Tak - odparłam. Jeśli kawę i pół wafla ryżowego można nazwać śniadaniem...
- Dobrze - pocałował mnie jeszcze w czoło i ruszył się rozgrzewać.
Cały trening nie mogłam się skupić i zdjęcia wyszły takie sobie. Na pewno nie byłam z nich zadowolona. Chciałam jak najszybciej powiedzieć Wronce, że po treningu musimy pojechać do przedszkola, gdzie pracowała, tfu! nadal pracuje przecież, Witczak i spróbować się czegoś dowiedzieć. Gdy tylko chłopaki zaczęli kierować się do szatni pobiegłam za środkowym.
- Andrzej! - krzyknęłam gdy ten już wchodził do szatni.
- Kłosik, narzeczona ma cię dość i woli jednak Andrzejka - zaśmiał się Włodi za co dostał w potylice od Karola. Wrona zatrzymał się i odwrócił. Na korytarzu został także Kłos.
- Co jest? - zapytał znudzonym głosem Endrju.
- Sąsiad mi dzisiaj powiedział, że widział w sobotę nad ranem zapłakaną Agnieszkę z walizką jak wychodziła z bloku. Podsunął mi pomysł żeby iść do przedszkola i zapytać tam. Może oni nam coś powiedzą. - widziałam jak moje słowa wlały w Andrzeja nadzieję. Tak samo zresztą jak we mnie. Na prawdę liczyłam, że czegoś się dowiemy.
- Za 15 minut jestem gotowy - rzucił i wpadł do szatni.
- Tylko o mnie nie zapomnijcie - uśmiechnął się lekko Karol i pocałował mnie po czym podążył za przyjacielem. Usiadłam na krzesełku i czekałam. Nie mogę powiedzieć, że cierpliwie bo usiedziałam na tym krześle tylko kilka chwil. Potem spacerowałam po korytarzu.
Niecałe pół godziny później byliśmy już pod przedszkolem. Weszliśmy do środka, a potem odnaleźliśmy pokój dyrektora placówki. Zapukaliśmy, a po usłyszeniu "proszę", nacisnęłam klamkę i wkroczyliśmy do pokoju.
- Dzień dobry - przywitaliśmy się kulturalnie.
- Dzień dobry. W czym mogę państwu pomóc? - zapytała brunetka w średnim wieku. - Proszę. Proszę siadać - wskazała dłonią krzesła.
Pierwszy do głosu wyrwał się Andrzej.
- My w sprawie pani pracownicy, Agnieszki Witczak. Zniknęła w sobotę nad ranem i do tej pory nie dała znaku życia - powiedział.
- A państwo są kimś z rodziny?
- Jestem jej chłopakiem - odparł siatkarz.
- Pani Agnieszka w piątek po południu wzięła dwutygodniowy urlop. - odpowiedziała,

- Wie pani coś więcej? Nie była jakaś inna przez ostatnie dni pracy? - dopytywałam.
Kobieta zastanawiała się chwilę.
- Chyba tylko troszkę bardziej roztargniona. A poza tym to nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy.

- Nie mówiła może po co jej ten urlop? - dociekał Wronka.
- Nie mieszam się w prywatne sprawy pracowników - uniosła dłonie w geście obrony. - Skoro poprosiła i jej się należało to mogła dostać wolne. - po tych słowach Andrzejowi opadły ramiona. Póki co, jedyna osoba, która mogła coś wiedzieć nie poinformowała nas o niczym konkretnym, tylko o tym, że za dwa tygodnie Agnieszka powinna wrócić do pracy.
- Dobrze, dziękujemy. Do widzenia - powiedział Karol i wyszliśmy. - Stary, nie załamuj się. Za dwa tygodnie na pewno się zobaczycie. - próbował jakoś pozytywnie naświetlić sytuacje Kłos.
- Nic nie rozumiesz! To nie Elena wyjechała nagle bez słowa to możesz sobie tak mówić! - wybuchnął i szybkim krokiem odszedł chodnikiem. Westchnęłam patrząc na oddalającą się postać Wrony.
- Przejdę się pod halę - rzuciłam.
- Ale przecież cię zawiozę - otworzył auto pilotem w kluczykach.
- Nie trzeba. Przejdę się. Przyda mi się trochę świeżego powietrza - uśmiechnęłam się lekko i dałam mu całusa w policzek.
- Jak chcesz. Pa - rzucił i wsiadł do samochodu. Wtedy coś mi się przypomniało. A raczej ktoś. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do budynku przedszkola. Zaraz przy wejściu wpadłam na blondynkę, której szukałam.
- Pani Wanda? - zapytałam kobietę, której kiedyś oddałyśmy Absurda. Ona zmarszczyła czoło.
- Elena Winiarska, przyjaciółka Agnieszki, tak? Dobrze pamiętam? - wycelowała we mnie palcem wskazującym.
- Świetnie. Mam sprawę - odciągnęłam ją kilka kroków od wejścia. - Mogę mówić na ty?
- Oczywiście.
- Więc tak. W sobotę zaginęła Agnieszka. Do dzisiaj nie daje znaku życia i póki co nic się na to nie zanosi. Nikt nic nie wie. Nie powiedziała nic nawet swojemu chłopakowi. Dowiedziałam się tylko, że wzięła dwa tygodnie urlopu, ale nic więcej nie wiem. Cały czas odzywa się tylko poczta głosowa. A ja bardzo się o nią martwię. Chciałam zapytać, czy może tobie niczego nie powiedziała. - Wandę zatkało.
- Jak to zniknęła? - wydukała.
- Czyli ty też o niczym nie wiesz? - westchnęłam a ramiona mi opadły.
- Nie miałam o tym pojęcia. Nie wiedziałam nawet, że nie będzie jej w pracy. Tak mi przykro. - położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nie zauważyłaś może żeby się jakoś dziwnie zachowywała?
- Nic nie zauważyłam.
- Nie mam zielonego pojęcia co się mogło stać żeby tak nagle i bez słowa wyjechała. Coś musiało na to wpłynąć. - do oczu napłynęły mi łzy.
- Jeżeli czegoś się dowiesz, to daj znać. Ja również gdyby się do mnie odezwała od razu do ciebie zadzwonię - obiecała.
- Dobrze, tylko podaj mi swój numer - wyjęłam z kieszeni telefon i szybko wklepałam 9 cyfr po czym zadzwoniłam do blondynki by i ona sobie zapisała.
- Muszę już iść - powiedziała kobieta - Trzymaj się - przytuliła mnie na pożegnanie i ruszyła w swoją stronę. "Trzymaj się", ciekawe jak.

Do domu wróciłam o 13. Stanęłam w korytarzu i wsłuchiwałam się w ciszę jaka panowała w mieszkaniu. Zamknęłam drzwi i westchnęłam przybita po czym spróbowałam zadzwonić do blondynki. Tak jak się spodziewałam: poczta głosowa. Cóż, próbować zawsze warto. Weszłam do kuchni by się czegoś napić. Nie chciało mi się jeść. Zrobiłam sobie kawy i poszłam do salonu by włączyć telewizor. Byle tylko nie siedzieć w ciszy. Przyniosłam laptopa i zgrałam zdjęcia z treningu. Siedziałam w mieszkaniu cały dzień i żeby się nie dobijać myślami o Agnieszce włączyłam muzyczny kanał i zaczęłam sprzątanie mieszkania. Ani się obejrzałam, a była 18 i dzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i zobaczyłam Adriana.
- Cześć - uśmiechnął się.
- Hej. Wejdziesz?
- Nie, nie. Muszę lecieć. Chciałem tylko zapytać czy byłaś w tym przedszkolu?
- Tak, byłam - westchnęłam.
- No i? Dowiedziałaś się czegoś?
- Tylko tyle, że wzięła dwutygodniowy urlop, ale nikt nic więcej nie wie. Nie odbiera. - głos zaczął mi się łamać.
- Spokojnie - przytulił mnie, a ja przymknęłam powieki. - Wróci. Nic jej nie będzie - powiedział z taką pewnością w głosie, że sama próbowałam w to uwierzyć.
- Wróci - wyszeptałam, ale spod powiek wypłynęły mi łzy.
- Zostałbym, ale mam ważne spotkanie - odsunął się lekko.
- Oczywiście. Leć. Dzięki - uśmiechnęłam się lekko ocierając oczy.
- Trzymaj się - rzucił i zbiegł schodami, a ja chciałam zamknąć drzwi, ale ktoś był szybszy i je przytrzymał. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Michała.
- Chciałaś mi zamknąć drzwi przed nosem?
- Nie, jasne, że nie. Wchodź - wpuściłam go do środka, a on zdjął kurtkę i buty. - Chcesz się czegoś napić?
- Soku mi nalej - rzucił i poszedł do salonu. Po kilku chwilach siedzieliśmy już razem na kanapie trzymając w rękach szklanki soku wiśniowego.
- Co się dzieje?
- Z kim?
- Z wami wszystkimi. Na rannym treningu wszyscy troje mieliście niewyraźne miny. Na popołudniowym Andrzej chodził jeszcze bardziej struty niż rano, a na dodatek chyba pokłócił się z Karolem. Więc pytam. Co się dzieje?
- Agnieszka zniknęła - powiedziałam cicho, a Winiarski zakrztusił się napojem.
- Że co? - zapytał ocierając usta.
- No zniknęła - wzruszyłam ramionami i powiedziałam mu wszystko, a on mnie mocno przytulił.
- Mam nadzieję, że się nie obwiniasz.
- Jeszcze nie, ale chyba zacznę - westchnęłam głęboko. - Gdybym zauważyła, że coś z nią nie tak to kazałabym jej to wydusić, ale jak zwykle byłam zbyt zajęta sobą - mruknęłam. - Nawet nie zauważyłam czy zaczęła się inaczej zachowywać.
- Nie możesz tak myśleć. Przecież mówisz, że nikt nic nie zauważył. Andrzej też.
- Andrzej to facet. Nic dziwnego, że nie zauważył. Ale ja powinnam. Jako jej przyjaciółka, powinnam z nią pogadać, a teraz nie wiadomo co się z nią dzieje - wybuchnęłam płaczem, a brat przytulił mnie mocniej.
- Wszystko będzie dobrze. Ćśśśś - próbował mnie uspokoić.
- Chciałabym żeby było. - wychlipałam.
- Będzie - powiedział pewnie.

----
Ba dum tsss! Chciałam Was w poniedziałek przygotować na to, ale zapomniałam xD

Kto zgadnie co z Agą? ^^ Zobaczymy czy ktoś myśli jak ja xD (Tylko nie mówcie, że też macie tak zrytą psychikę jak ja, że na to wpadniecie)
---
Rozdział ze specjalnym dedykiem dla Podjaranej, która wczoraj po 22 specjalnie do mnie dzwoniła żeby mi życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Przyjaciela, który to podobno wczoraj był :) Ja ci publicznie też jeszcze raz życzę najlepszego i żebyśmy wpadały na jeszcze durniejsze pomysły niż do tej pory ;*

W ogóle przepraszam za wszelakie błędy, ale rozdział niesprawdzany więc mogą się przydarzyć :)
Jeszcze dzisiaj zapraszam również na people--help.blogspot.com 
Pozdrawiam ;**

poniedziałek, 8 czerwca 2015

~Rozdział 85~

W czwartek gdy leniwie otworzyłam oczy i przewróciłam się na drugi bok po czym spojrzałam na zegarek ujrzałam godzinę 8:55. Jak z procy wystrzeliłam z łóżka szybciorem wyciągając ciuchy i pognałam do łazienki. Tam szybko się przebrałam, umalowałam i uczesałam po czym wpadałam do kuchni by tylko napić się soku oraz pochłonąć wafla ryżowego. W biegu chwyciłam kluczyki oraz torbę po czym wyszłam z mieszkania. A w ogóle to wszystko wina Agnieszki, kurde felek. Powinna mnie obudzić no. Ja jej to wszystko powiem, wszystko jej powiem. Do samochodu wsiadłam o 9:15 i wciąż miałam realne szansę by się nie spóźnić. Przekręciłam kluczyk w stacyjce lecz silnik nie wydał tego charakterystycznego dźwięku. Spróbowałam jeszcze raz i jeszcze. Wciąż nic.
- Nosz kurwa mać, wiedział kiedy wysiąść - warknęłam pod nosem. Wysiadłam z samochodu i oparłam się o drzwi zaczynając szukać po kieszeniach komórki. Oczywiście ja i mój fart się ze sobą nie spotkaliśmy więc telefonu nie wzięłam z mieszkania. No to zostaje mi iść na piechtaka. Ruszyłam szybkim krokiem choć wiedziałam, że i tak nie zdążę w kierunku hali. Po chwili, gdy miałam wchodzić na chodnik stanął przede mną czarny ford, a szyba się uchyliła.
- Może podwieźć sąsiadkę? - zapytał Adrian uśmiechając się.
- Człowieku z nieba mi spadasz - zaśmiałam się i szybko wsiadłam na miejsce pasażera.
- To dokąd?
- Pod halę - odparłam. - A tak w ogóle to bardzo dawno cię nie widziałam - zmarszczyłam brwi.
- Wyjazdy służbowe - skrzywił się - A potem jeszcze dwa tygodnie zasłużonego urlopu również za granicą, ale wreszcie wracam więc niech się sąsiadka nie martwi - puścił mi oczko.
- Już myślałam, że ci się tu jednak nie spodobało.
- Spodobało, spodobało. No ale cóż. Praca - westchnął.
- Dzięki wielkie za podwózkę - uśmiechnęłam się gdy stanęliśmy pod halą. - Jeśli znajdziesz czas to zapraszam kiedyś na kawę. Dłużej sobie pogadamy - rzuciłam na koniec - Na razie - wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem ruszyłam na halę. Weszłam na parkiet i pierwsze co widze to rozciągający się siatkarze. Spoglądnęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 9:39. Wszystko przez ten samochód, no. Inaczej byłabym przed nimi. Podeszłam bliżej.
- No, no, no. Nieładnie się tak na trening spóźniać - zacmokał Mariusz gdy dawałam Karolowi buziaka na powitanie.
- I żeby to jeszcze trochę się spóźnić, a nie cały trening przegapić - dorzucił Wojtek.
- Jaki cały, ledwo 10 minut temu się zaczął - zmarszczyłam brwi.
- To masz jakieś stare informację moja droga. Trening był o 8 bo Miguel ma jakieś ważne sprawy rodzinne. - wyjaśnił Michał.
- Zawsze jestem niedoinformowana - mruknęłam.
- Dzwonił wczoraj do każdego, a ja miałem ci przekazać ale zapomniałem... - każde kolejne słowo wypowiadane przez Kłosa było coraz cichsze, a głowa coraz bardziej się pochylała ku podłodze.
- A idź ty Kłos. Przez ciebie narzeczona robotę straci - westchnął Andrzej.
- Że też los postawił na mojej drodze faceta z tak krótką pamięcią - westchnęłam teatralnie za co środkowy zgromił mnie wzrokiem.
- Dobrze, ale skoro Migusia nie będzie też popołudniu to może byś Lenka z nami potem potrenowała? - zapytał Winiarski poruszając brwiami.
- Myślę, że świetnie poradzicie sobie beze mnie - puściłam mu oczko.
- Nie daj się prosić - jęknęli przeciągle wszyscy na raz.
- Może - przewróciłam oczami.
- Czyli tak. Zajebiście - wyszczerzył się Wlazły.
Do mieszkania przyszło mi wracać już samochodem z Karolem, który obiecał, że zajrzy do tej mojej fury i sprawdzi i co chodzi. Okazało się, że po prostu rozładował się akumulator i po kilkunastu minutach wszystko było w porządku. Kłos odjechał w swoją stronę, a ja powędrowałam do mieszkania i tam przygotowałam obiad, który po godzinie był gotowy. Skonsumowałam go razem z Agnieszką, która w międzyczasie wróciła z przedszkola.

O 15:30 wyszłam z mieszania by iść na trening. Niby nie brałam na serio tego co chłopaki wczoraj mówili, ale na wszelki wypadek wzięłam również koszulkę i spodenki. Po 15 minutach byłam na miejscu i weszłam do budynku. Siatkarzy nie było jeszcze na parkiecie. Ustawiłam się na swoim miejscu uprzednio witając się ze sztabem, w szeregach, którego faktycznie nie było Miguela. Kiedy chłopaki weszli na parkiet i mnie zobaczyli od razu się zatrzymali.
- A ty czemu jeszcze nie przebrana? - zapytał unosząc brwi Karol.
- Myślę, że beze mnie też sobie zagracie - stwierdziłam. - Jest was przecież czternastu.
- Ale ktoś musi sędziować - wtrącił się Andrzej.
- Sędziować mogę - wzruszyłam ramionami.
- Jako sprawiedliwy sędzia wystąpi Winiar - odrzekł Mariusz. Jaki sędzia? Sprawiedliwy? Ehe...
- Właśnie, muszę jeszcze trochę oszczędzać tą łydkę więc ty za mnie zagrasz, a ja będę wam odejmował punkty - posłał mi całusa w powietrzu. Podeszłam do nich.
- Ależ braciszku, ja miałabym zagrać za ciebie? - przyłożyłam dłoń od serca wciągając głęboko powietrze. - Myślisz, że podołam? - zapytałam. Droczenia z Michałem nigdy za dużo. Zapamiętajcie. Nigdy za dużo.
- Myślę, że podołasz - odparła obojętnie, a reszta już chyba wyczuwając, że może to potrwać trochę dłużej zaczęła się rozgrzewać.
- Myślę, że myślisz, że ja tak powiesz to pomyślę, że serio we mnie wierzysz - powiedziałam.
- No bo wierzę - rzucił. - Myślę, że podołasz.
- Wiesz, co myślę, że chyba we mnie nie wierzysz. Nie było w tym takiej mocy takiej wiary, takiej werwy - uderzyłam pięścią w dłoń.
- Jak ja ci zaraz z taką werwą i mocną przypierdolę to od razu uwierzysz, że spadające gwiazdy istnieją i że podołasz
- warknął.
- Te, Winiarski, ładniejszych słów używaj - pogroził mu palcem Andrzej akurat koło nas przebiegający.
- Dobrze, powiem, to w ładniejszy sposób - przewrócił oczami. - Jak ci zaraz siostrzyczko z werwą i mocą uderzę to uwierzysz, w swoje siły i w spadające gwiazdy. - o co mu chodzi z tymi spadającymi gwiazdami? Czy ja jestem jakaś niepełnosprytna, że tego nie rozumiem czy on wymyśla porównania z kosmosu?
- No dobrze, skoro tak mówisz - wyszczerzyłam się i odkładając aparat pognałam do samochodu po rzeczy, w które się przebrałam i zaczęłam rozgrzewać się razem z chłopakami.
Później siatkarze zdecydowali, że składy jako ten "(ekhe)sprawiedliwy sędzia" ustali Michał. Wyszły z tego takie dwie drużyny :ja, Conte, Wlazły, Uriarte, Kłos, Lisinac oraz Piechocki, a w drugiej drużynie zagra reszta. Zaczynają "Latające gwiazdy" jak to naszych przeciwników utytułował Winiarski, od zagrywki Wrony. Niewygodny float w moją stronę, posyłam piłkę na 3 metr skąd dostaję ją z powrotem do ataku i uderzając ją jak najmocniej potrafię (to wcale nie jest takie łatwe gdy grało się ostatnio nie wiadomo kiedy) lecz mnie wyblokowali i przeprowadzają kontrę, w której atakuje Marechall lecz to on odbija się jak od ściany od naszego bloku.
- 1:0 dla Śmierdzących Tygrysów - oznajmił sędzia. I daj tu takiemu Winiarskiemu wolną rękę w czymkolwiek...
Ostatecznie wygraliśmy 3:1.
Punkty wam dodawałem, inaczej byście nie wygrali - rzucił ten jakże "sprawiedliwy sędzia" siadając na parkiecie obok mnie, Karola i Andrzeja.
- Wiedziałem, że bierzesz w łapę - prychnął przechodzący obok nas Włodi, na co parsknęliśmy śmiechem.
- A takie pytanie - zaczęłam - To doliczanie punktów wynikało z nieumiejętności liczenia do 25? - zapytałam przesłodkim głosem na co środkowi wybuchnęli śmiechem.
- To jak on liczy ile ma lat? - parsknął śmiechem Wrona na co my zaczęliśmy się jeszcze głośniej brechtać i niemal leżeliśmy na podłodze.
- Ha, ha, ha. Mieliśmy się śmiać? Zapomniałem - prychnął przyjmujący, a ja otarłam łzę z oka bo aż się popłakałam.
- Wszystko może być użyte przeciwko tobie więc zanim coś powiesz to pomyśl - rzuciłam.
- W tym chyba też się pogubi - mruknął konspiracyjnie Kłos, a my znowu zaczęliśmy się śmiać.
- Foch - fuknął Michał i oddalił się w stronę szatni.
- Ej, Winiar, zaczekaj! - krzyknął Andrzej, a Michał się odwrócił - Nie ma co się obrażać. Jak chcesz to cię nauczymy liczyć. Najpierw do 10, żebyś na spokojnie zgłębiał tajniki matematyki z programu pierwszej klasy szkoły podstawowej - wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem, a siatkarz pokazał nam środkowego palca.
Po kilku minutach i ma poszliśmy się przebrać, a 45 minut później byliśmy ze środkowym u nas w mieszkaniu. Postanowiliśmy zrobić sobie kolacje i spędzić wieczór w swoim towarzystwie próbując ustalić coś wstępie w sprawie ślubu. Potem zapewne nie będzie do tego głowy.


Udało nam się ustalić, że bierzemy ślub kościelny w Wałbrzychu, co okazało się jednak być kwestią oczywistą, że chcemy dużą uroczystość z dużą liczbą gości, która odbędzie się po Mistrzostwach Europy, choć Kłos chciał wcześniej, ale wyperswadowałam mu, że podczas gry w reprezentacji powinien się skupić na tym w 100 procentach, a nie myśleć, że jutro musi iść na przymiarkę do krawca.Ostatecznie padło na datę 24 października.
W piątek udało nam się wyskoczyć do Wałbrzycha, aby "zaklepać" sobie tą datę u księdza, od razu informując moją rodzinę, a rodzice Karola dowiedzieli się telefonicznie.

---
Hej, witam ze średniej jakości rozdziałem :)
Może niektórzy się zastanawiając dlaczego nie pojawił się wczoraj. "Pewnie nauka i dużo obowiązków" Nie, chociaż dość długo wczoraj romansowałam z geografią.
"Znowu się leni małpa przebrzydła" Nie leni bo rozdział 93 wczoraj skończyłam :P
"Znowu się cytrynowa nie mieści w terminach" 
Otóż nic z tych rzeczy. Pamiętałam, że rozdział miał być wczoraj, a mimo to go nie dodałam. Zdziwienie?^^No więc czemu?!
Otóż drogie, moje kochane czytelniczki, dzisiaj mija rok od kąd dodałam tutaj w poście bohaterów tej historii ;') Jak sobie tak ostatnio przeczytałam pierwsze 10 rozdziałów to stwierdziłam, że to  niezła żenua była hahaha XD
Uważam, że przez ten rok zrobiłam meeega postępy w pisaniu. W ortografii, gramatyce i ogólnie przejrzystości tekstu. Oczywiście, że wciąż zdarzają mi się głupie błędy ale jest ich na pewno mniej niż na początku i z tego się cieszę :)
Niezmiernie się cieszę, że tu ze mną jesteście. Jedne dłużej, drugie krócej, ale mam nadzieję, że zostaniecie do końca i jeszcze dłużej bo póki co z blogowaniem na pewno nie kończę. Mam jeszcze pomysły i do tego opowiadania jak i na kilka innych 
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia, których ostatnio nabiłyście 71 tysięcy *.* Jesteście emejzing XD
---
A teraz jeszcze tak szybciutko co by sportem zarzucić to nie mogłam sobie lepszej soboty wymyślić :)
Nie dość, że Polacy po raz drugi pokonali Iran, to nasze szczypirnistki w eliminacjach do Mistrzostw Świata pokonały Ukrainki to jeszcze FC Barcelona wygrała Ligę Mistrzów *.* Tyle szczęścia w jedną sobotę!
Rozpisałam się w ciul, ale musiałam. Mam nadzieję, że wytrwałyście :)



A to tak jeszcze bo nie mogłam się powstrzymać XD Cieszyłam mordę do ekranu przez pieć minut jak to wczoraj na fb zobaczyłam haha. Geniusz :D
Pozdrawiam i już nie męczę ;**














środa, 3 czerwca 2015

~Rozdział 84~

Kolejny bardzo ważny mecz, o przedłużenie rywalizacji półfinałowej miał się odbyć w Gdańsku 4 kwietnia. Od tego spotkania zależało czy Skra ma jeszcze szansę na upragnione złoto PlusLigi czy może jednak nie. 
Zaczęło się bardzo dobrze bo goście wygrali pierwszego seta 26:24. Drugi set również na przewagi : 27:25, tym razem dla gospodarzy i można by rzec, że mecz zaczyna się do nowa. Póki co przez te dwa sety kawał dobrej siatkówki. Bardzo zacięta końcówka, z weryfikacjami, nerwy, emocje. Na 3 seta w wyjściowym składzie wyszedł Michał co bardzo mnie cieszyło. Ta partia została rozstrzygnięta na korzyść gdańszczan po asie serwisowym Wojtka Grzyba. Skrzaty doprowadzają jednak do tie-breaka wygrywając 25:21.
Piąta partia rozpoczyna się od prowadzenia 3:1 dla przeciwników więc Miguel bierze czas. Przy zmianie stron było 5:8  po zepsutej zagrywce Conte. Po ataku Wojtka Grzyba natomiast 5:9. No i wynik zaczyna nam się ciut rozjeżdżać, a pamiętajmy, że to tie-break to gra się tylko do 15. Jeden błąd i przegrywasz mecz. Marechal psuje zagrywkę i 6:10, ale przypomina o sobie Wojtek Włodarczyk, a na zagrywce Wlazły. Dobra, mocna zagrywka, ale atakuje Mateusz i też o sobie przypomina, lecz póżńiej psuje zagrywkę. Włodarczyk również psuje i za niego Winiarski. Mariusz kończy na pojedynczym bloku, a na zagrywkę wędruje Lisinac. 10:13. Uriarte w siatkę i piłka meczowa na wagę awansu do finału PlusLigi w sezonie 2014/2015. Jednak jeszcze jest Andrzej. Teraz tylko nie zepsuć zagrywki. 11:14 i as Facundo! 12:14. Ponownie Conte, bronimy i właśnie Argentyńczyk w kontrze! 13:14. Jeszcze tli się nadzieja. Anastasi prosi o challange. Nic on nie wnosi do gry więc jednak Włoch bierze czas. Po przerwie nadal Facundo na zagrywce. Mateusz Mika blok aut i Lotos w finale. Cieszy się Lotos, Skra przybita, przygnębiona, smutna i zapewne bardzo zła.
Spojrzałam na zegarek, 23:30. Matko, nawet nie zauważyłam jak ten czas przeleciał. Prawie trzy godziny wielkich emocji, walki i determinacji na boisku. Zaczęłam chować aparat, nie miałam najmniejszej ochoty by robić im już zdjęcia. Siatkarze po przybiciu piątek z trenerem usiedli na parkiecie przyglądając się cieszącym się gdańszczanom. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co się dzieje teraz w ich głowach. Karol pofatygował się do band. Uniosłam leciutko jeden kącik ust po czym wyciągnęłam ramiona by go przytulić co po chwili się stało. Schował głowę w moich włosach.
- Głowa do góry, mistrzu. Dziewczyny lubią brąz - powiedziałam cicho, on lekko się zaśmiał, a ja ziewnęłam.
- Idź do autokaru bo zaraz tutaj zaśniesz - rzekł odsuwając się ode mnie.
- Dobra. A wy nie dołujcie się za bardzo. Jeszcze macie jeden medal do wygrania. 
- Jasne - rzucił po czym dał mi krótkiego całusa w usta i oddalił by rozciągnąć trochę mięśnie. Ja natomiast ubrałam kurtkę i wyszłam z Ergo Areny. Było zimno. Jak na kwiecień to nawet bardzo. Zwłaszcza, że wczoraj popadał sobie śnieżek. Jeszcze jego tu brakowało.

W Bełchatowie pojawiliśmy się około 5 rano. Padałam na ryj. Mimo, że Skra ma wypasione łóżeczka w autokarze to zdecydowanie bardziej wolę swoje łóżko. Wyjęłam swoje rzeczy z luku bagażowego i rozejrzałam się za środkowym. Stał kilka kroków za mną więc wyminęłam innych siatkarzy i podeszłam do niego.
- Czyli o 13 wyjeżdżamy? - zapytałam poprawiając torbę na ramieniu. 
- Tak.
- Spokojnie, jakbyś się nie wyspał to ja poprowadzę.
- To ustalimy potem. Lecę bo jestem zmęczony - pocałował mnie krótko w usta.
- Pa. - rzuciłam i ruszyłam w stronę swojego samochodu. W mieszkaniu byłam kilka minut później. Świetnie się jeździ tak o 5 rano. Ruch zerowy. Rzuciłam torbę na podłogę w korytarzu zdjęłam kurtkę buty oraz sweter po czym poszłam do pokoju. Tam szybciutko przebrałam się w piżamę nie fatygując się do łazienki i uderzyłam w kimono, wcześniej ustawiając sobie budzik na 11.
Gdy usłyszałam dźwięk budzika przewróciłam się na drugi bok i westchnęłam ciężko. Nie chciało mi się, ale jak już się obieca babci, że przyjeżdżasz to nie ma zmiłuj. Wstałam wybrałam ciuchy z szafki (klik) i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, wysuszyłam i lekko pofalowałam włosy, ubrałam się i zrobiłam makijaż. Następnie spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Jedną z takich najpotrzebniejszych rzeczy były czekolady dla dzieciaków. W Wałbrzychu mieliśmy przenocować dzisiaj i wrócić jutro popołudniu. Nie wybieraliśmy do Warszawy, ponieważ rodzice Karola postanowili te święta spędzić u Wiktorii w Niemczech.
Gdy weszłam do kuchni zegar wskazywał godzinę 12:05. Włączyłam sobie radio, wstawiłam wodę na kawę i wyjęłam z szafki kubek, miskę oraz płatki, a z lodówki mleko, które podgrzałam. Chwyciłam telefon i wysłałam sms'a do Karola.
                                                         "Wstał? Wyspany? :)"
Odpowiedź przyszła od razu.
                                   "Wstał. Wyspany średnio. Mam nadzieję, że ty wyspana"
                                            "Może być ;) Ja chcę prowadzić! :D"
                                             "Zobaczę co da się zrobić kotek ;)"
                                                                     "No ja myślę :P"
Zjadłam pożywne śniadanko i miałam jeszcze pół godziny. Zabrałam się więc za wysyłanie sms'ów z życzeniami świątecznymi. I nie, wcale nie napisałam jednej wiadomości, a potem wcale nie skopiowałam jej treści i rozesłałam jej do innych. Za kogo wy mnie macie? Pfff.
O 12:50 dostałam sms'a od Karola, że czeka już pod blokiem więc ubrałam kurtkę, buty, wzięłam torbę oraz torebkę i już miałam krzyknąć Agnieszce, że wychodzę kiedy przypomniało mi się, że ona przecież już od piątku w Wałbrzychu. Skleroza.
Wyszłam z bloku i wrzuciłam swoje rzeczy na tylne siedzenie po czym otworzyłam drzwi kierowcy.
- To jak, mogę? - zrobiłam maślane oczka. - Jeden raz. Plooose.
Westchnął ciężko po czym wysiadł i przetransportował się na siedzenie pasażera.
- Dziękuję, kochanie - cmoknęłam go w policzek i odpaliłam silnik.
- Proszę, tylko chcę dojechać w całości, okej?
- Okej, okej - wyszczerzyłam się.
O 16:20 wjeżdżałam właśnie na podwórko swojego rodzinnego domu.
- Dojechałeś cały, dojechałeś. I twoje cacko też. - powiedziałam gasząc silnik.
- To dopiero w jedną stronę było.
- Czyli będzie w drugą? - zapytałam uradowana.
- Ty się złotko tak nie napalaj bo będziesz siedzieć jutro na moim miejscu - puścił mi oczko. Wysiedliśmy z samochodu i wzięliśmy swoje torby z tylnego siedzenia po czym ruszyliśmy do drzwi. Pogoda dzisiaj nie zachwycała było zimno i pokrapywało deszczem. Idealne święta Wielkanoce, nie ma co. Zadzwoniłam dzwonkiem i zaczęłam się rozglądać po podwórku, co tu się zmieniło od grudnia. Właściwie niewiele. Tyle tylko, że kury były wypuszczone. Wreszcie drzwi się otworzyły i stanęła w nich mama. Na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech.
- Lenka! Karolek! - wykrzyknęła ucieszona po czym przytuliła nas mocno po kolei. - Mamo, twoja ukochana wnuczka z narzeczonym przyjechała! - krzyknęła w głąb domu. - Wchodźcie, wchodźcie - zrobiła nam miejsce w drzwiach. Ledwo zdjęliśmy kurtki, a w korytarzu pojawiła się babcia.
- Dzieciaki - uśmiechnęła się po czym najpierw przytuliła Kłosa. To dlatego, że ja akurat zdejmowałam buta! Nie wierzycie? To nie wierzcie. To ja zawsze będę ulubienicą, co mi się tutaj jakiś siatkarz będzie wtarabaniał!
Później także mnie wyściskała i mogliśmy najpierw zanieść swoje rzeczy do mojego pokoju na górze i zostaliśmy zaproszeni do salonu na spróbowanie tegorocznych ciast.
- Twoja babcia woli mnie od ciebie - dźgnął mnie palcem w bok gdy rzucałam swoją torbę na łóżko.
- No pewnie, jeszcze czego - fuknęłam rozbawiona.
- Mnie przytuliła pierwszego - wyszczerzył się poruszając brwiami i rzucił się na łóżko podkładając ręce pod kark.
- Te, Kłos - skrzyżowałam ręce na piersiach. - Ty się nie za bardzo z tą moją rodzinką polubiłeś? - uniosłam brew.
- Nie bardziej niż ty z moją - puścił mi oczko. - Zresztą mieć po swojej stronie taką babcie to skarb - zaśmiał się
- O, no pewnie. Jeszcze czego.
- A w ogóle, nie uważasz, że dobre stosunki z rodziną narzeczonej to ważna rzecz? - poruszył brwiami. - Zresztą, mnie wszyscy lubią, nie da się mnie nie lubić. Jestem po prostu za bardzo zajebisty - wzruszył nonszalancko ramionami.
- Czy ja wiem - wyszczerzyłam się - Zaraz znajdę kogoś kto cię nie lubi - spojrzałam na okno i wydęłam wargi oraz zmurużyłam jedno oko by coś wymyślić.
- Nic nie wymyślisz bo mnie każdy lubi - poderwał się łóżka - A ty?
- Ja? Ja to cię po prostu ubóstwiam - zaczęłam mówić z wielkim zaangażowaniem i uczuciem - Kocham i wielbię - położyłam dłoń na sercu.
- Na taką odpowiedź liczyłem - puścił mi oczko i pocałował.
- Idziecie?! - usłyszeliśmy krzyk mamy z dołu.
- Daj im spokój. 3 godziny jechali niechże sobie chwile choć odpoczną - zbeształa ją od razu starsza kobieta, a my się zaśmialiśmy. One są niemożliwe. 
- Idziemy! - odkrzyknęłam po czym chwyciłam środkowego za rękę i pociągnęłam na dół. Usiedliśmy na kanapie w salonie gdzie na ławie był już klosz z ciastami do wyboru oraz kawa, a w kartonach soki.
- Chciałoby się zjeść wszystkie  - westchnął Karol.
- Ależ częstuj się Karolku, raz sobie choć użyjesz bo wy pewnie ciągle na tych dietach i żadnych przyjemności z życia. - odezwała się od razu babcia.
- Czy ja wiem czy żadnych przyjemności - mruknęłam cicho pod nosem, a środkowy ukrył uśmiech drapiąc się w nos. - A tak w ogóle to gdzie Aśka z Adamem i dziećmi? - zapytałam opierając się o oparcie kanapy i biorąc do ręki talerzyk ze "shrekiem".
- Pojechali do rodziców Adama, ale wrócą wieczorem - wyjaśniła mama.
- Będziesz miał towarzystwo na swoim poziomie w postaci Nikodema - zaśmiałam się szturchając w bok środkowego.
- Komiczne - mruknął przewracając oczami po czym razem z nami się zaśmiał.

Gdy byliśmy już nasyceni wypiekami mojej rodzicielki i odpoczęliśmy po podróży około godziny 18 udało mi się wyciągnąć Karola z domu na spacer, a konkretnie na cmentarz. W domu były znicze więc wzięliśmy je wyszliśmy. Podróż do naszego celu zajęła nam 20 minut po czym odnaleźliśmy po kolei trzy groby, którym poświęciliśmy kilka minut.
Po powrocie do domu okazało się, że reszta domowników już wróciła i od razu Nikodem zaciągnął Kłosa i Adama do swojego pokoju gdzie chciał mu pokazać swoje nowe klocki lego i razem mieli coś poskładać. Ja natomiast zostałam zaprowadzona do salonu gdzie postawiono przede mną kolejny talerzyk z ciastkiem (siatkarz też dostał, nie bójcie się tak o niego. Z głodu nie zemrze) i kobiety zaczęły mnie dokładnie wtajemniczać co to się tu w tym Wałbrzychu dzieje jak mnie nie ma. Kto umarł, kto się żeni, kto z kim się rozstał. Typowe plotkowanie.
- A wy już macie cokolwiek ustalone w sprawie ślubu i wesela? - zapytała Asia upijając łyk herbaty.
- Jeszcze nie, ale teraz będzie więcej czasu bo chłopaki nie mają żadnych meczy więc myślałam żeby zacząć cokolwiek ustalać.
- Chcę ci wybierać suknię! - pisnęła uradowana siostra.
- Myślę, że będzie więcej kandydatek do pomocy - wyszczerzyłam się.
- Ej, ej,ej, ty pomagałaś wybierać mi to teraz ja pomagam tobie, prosty układ - uśmiechnęła się.
- Tak, tylko, że pomagałam też Karolinie i Dagmarze.
- A co tam, cała delegacja będzie wybierać - machnęła ręką szatynka.
- No i pierwsza kwestia ustalona, teraz już tylko z górki  - zaśmiała się mama wychodząc z salonu.
Około 22 powędrowałam do pokoju by wziąć z torby piżamę i iść do łazienki. W pomieszczeniu nie było Karola więc wywnioskowałam, że wciąż męczy się z Nikodemem, a niech się pomęczy.
Gdy byłam już gotowa do snu poszłam do pokoju Nikusia by zabrać mojego zapewne tylko marzącego o tym by wyjść już tego pokoju narzeczonego. Otwieram drzwi i co widzę? Trójkę dzieci. Karol, Adam i Nikodem bawią się w najlepsze składając samochód z klocków. Ja bym nie miała do tego cierpliwości. Zdecydowanie za dużo elementów i musisz tak kombinować... To nie dla mnie, po prostu nie dla mnie.
Oparłam się o framugę drzwi i przyglądałam się ich zabawie. Wszyscy siedzieli do mnie tyłem i nawet mnie nie zauważyli. Uśmiech sam wkradł mi się na twarz. To taki słodki obrazek.
Swoją obecność zdradziłam dopiero wtedy gdy przez przypadek ruszając nogą kopnęłam samochodzik leżący na podłodze. Jak na komendę odwrócili się w moją stronę. Niko wystrzelił w moją stronę jak z armaty i chwycił mnie za rękę.
- Chodź, ciociu! Musisz zobaczyć co zbudowaliśmy z tatą i Karolem! - krzyknął i pokierował mnie tak, że uklęknęłam sobie obok Kłosa i podziwiałam ich dzieło - Fajne, nie? - zapytał szczerząc się.
- No jasne - potargałam mu włosy - A spać to wy myślicie żeby iść? - zapytałam uśmiechając się.
- Jeszcze chwilkę - jęknęli w jednym momencie przeciągle na co ja tylko się zaśmiałam.
- Trójka dzieciaków - pokręciłam głową rozbawiona - Ja w każdym razie idę się położyć - złożyłam na ustach siatkarza krótki pocałunek co musiało się spotkać z jękiem obrzydzenia z ust Nikodema i ruszyłam do wyjścia po drodze jeszcze wystawiając chłopcu język.

---
O mały włos nie zapomniałam dodać rozdziału XD Zabrałam się za pisanie 93 i dopiero jak chciałam już wyłączyć laptopa to mi się przypomniało, że dzisiaj środa :D
No ale jest. Na szybko, nie posprawdzane bo muszę lecieć :)
Do niedzieli! :)
Pozdrawiam ;**