niedziela, 29 marca 2015

~Rozdział 71~

Mecz w Kielcach zakończył się wynikiem 3:0 dla Bełchatowian i do razu po nim ruszyliśmy w podróż do Bełchatowa. Siatkarze autokarem, a ja i Karol jego samochodem. Przez całą drogę się wygłupialiśmy. Śmialiśmy, śpiewaliśmy czy gadali o wszystkim i o niczym.
Pod moim blokiem byliśmy o 21:15. Pożegnałam się z Kłosem, wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam do bloku. W mieszkaniu w kuchni przed laptopem siedziała Agnieszka, z którą przywitałam się, a ona ucieszyła, że wreszcie nie będzie tu sama siedzieć.
Niedziela zleciała mi na leniuchowaniu wraz z Karolem w naszym mieszkaniu. Umówiliśmy się na jutro z Karoliną, Dawidem i Łukaszem no i oczywiście Agą w pizzeri, aby spędzić wspólnie czas.
Poniedziałek do godziny 15:30 zleciał mi szybko. Wtedy zaczęłam się ogarniać przed spotkaniem z przyjaciółmi. Ubrałam się (klik) i wraz z Agnieszką wyszłyśmy z mieszkania. Postanowiłyśmy się przejść, ponieważ nie było to znowu tak daleko. Po 15 minutach byłyśmy na miejscu. W środku siedziała już Karolina oraz Dawid. Podeszłyśmy, przywitałyśmy się i zajęłyśmy miejsca. Pomiędzy dwójką przyjaciół trwała kłótnia jaką pizzę zamówić. Ja się oczywiście nie odzywałam, bo kto by mnie tam słuchał...
- Zamówmy tą z tuńczykiem - upierał się Wróblewski.
- Nienawidzę tuńczyka - wycedziła z kolei Olszewska.
- A ja za to przepadam - obstawał przy swoim chłopak.
- Weźmy tą z oliwkami - powiedziała blondynka.
- Mam uczulenie na oliwki - wtrącił blondyn.
- A kogo to obchodzi? - prychnęła Karolina.
- No mnie na przykład bardzo! - oburzył się Dawid.
- Cały świat nie kręci się wokół ciebie - wystawiła mu język.
- Widzę, że faktycznie po staremu - powiedział ze śmiechem Łukasz właśnie siadający obok mnie, a zaraz przy nim Emilka.
- No oczywiście - wyszczerzyła się Agnieszka.
- No to skoro faktycznie powracamy to pizzę wybieram ja i Aga - ukazał swoje zęby w wyszczerzu. Wróblewski i Olszewska tylko się naburmuszyli i skrzyżowali ręce na piersiach. Wyglądali przekomicznie. Po prostu jak malutkie dzieci, które nie dostały lizaka.
W końcu udało nam się zamówić pizzę z kurczakiem. Cieszmy się i radujmy!
Jedząc rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim a zarazem o niczym. Tak to już z nami jest. Śmialiśmy się ze wspomnień, nie omieszkałam przedstawić Emilii kilku faktów o jej chłopaku z dzieciństwa. Dodajmy, kompromitujących, faktów. On oczywiście próbował mnie zagłuszyć, albo zatkać mi buzię, ale go ugryzłam i dał sobie spokój. Niech sobie zapamięta. Mi się buzi nie zatyka! I koniec. I kropka. I finito. 
Tak się zagadaliśmy, że dopiero ogarnęliśmy się gdy do Karoliny zadzwonił Wiktor, a było to o 18:50. Postanowiliśmy się więc zbierać.
W mieszkaniu byłyśmy 15 minut później i od razu po przekroczeniu progu walnęłyśmy się na kanapę. Ci ludzie męczą mnie psychicznie. Bardziej to chyba już tylko siatkarze. Zrobiłyśmy sobie po herbacie z cytryną i Witczak wybrała film. Ja  w tym czasie wzięłam laptopa na kolana i sprawdziłam jak tam dzisiaj spisali się szczypiorniści. A spisali drodzy państwo, spisali. Wygrali ze Szwecją 24:20. MVP został mój kochany kuzyn więc wręcz MUSIAŁAM wysłać mu sms'a z gratulacjami. Ja wiem, że on tylko na o czekał odkąd tylko zszedł z boiska. Ja wiem.
W pewnym momencie blondynka zerwała się z kanapy i pognała gdzieś, a ja zdziwiona wychyliłam za nią głową i wstałam z fotela po czym podążyłam jej śladami do łazienki gdzie blondynka wymiotowała więc przytrzymałam jej włosy.
- Już okej? - zapytałam gdy usiadła na podłodze opierając się plecami o ścianę.
- Tak, tak, wszystko ok, musiała mi ta pizza zaszkodzić - uśmiechnęła się blado po czym wstała i przepłukała wodą usta.
Reszta wieczoru minęła już na szczęście bez żadnych rewelacji.



Następnego dnia obudziłam się o 7:50. Odbębniłam ranną toaletę i ruszyłam do kuchni gdzie przygotowałam sobie śniadanko. Zjadłam je słuchając radia po czym postanowiłam trochę posprzątać w tym naszym mieszkaniu bo niestety ale połączenie mnie i Agnieszki to nie było zbyt dobre myśląc o porządku w mieszkaniu. Pogłośniłam radio i zabrałam się do roboty. Najpierw wzięłam się za kuchnię. Włożyłam naczynia do zmywarki, pościerałam blaty oraz zmyłam podłogę, następnie mój pokój. Starłam kurze z półek, poskładałam ubrania i odkurzyłam. Następnie salon i na koniec została mi łazienka. Z nią poszło najtrudniej. Nigdy nie lubiłam sprzątać łazienek. No ale udało mi się. We are the champions!
Do meczu czas dłużył mi się i dłużył. O 18:40 zaczęłyśmy się z Agnieszką przygotowywać. Ubrałam się (klik), z połowy włosów zrobiłam kucyk i umalowałam się delikatnie. Narzuciłam siebie jeszcze bluzę Skry, kurtkę, ubrałam buty i wzięłam potrzebne rzeczy. Pół godziny później mogłyśmy wychodzić z mieszkania. Wsiadłyśmy do mojego samochodu i udałyśmy się w kierunku hali Energia. Gdy weszłyśmy do środka siatkarze zaczynali się rozgrzewać. Witczak ruszyła na trybuny, a ja udałam się za bandy reklamowe i rozstawiłam swój sprzęt.
Mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla Bełchatowian co nie było żadnym zaskoczeniem. Oficjalnie można powiedzieć, że Skrzaty zajmują pierwsze miejsce w grupie po rundzie zasadniczej Ligii Mistrzów. Widziałam jak Karol podchodzi do kibiców by rozdawać autografy i robić zdjęcia. No wreszcie się wziął do roboty! Ostatnio na żadnym meczu, kurde żadnego podpisu nie dał! Tożto hańba! Już nawet Andrzejek częściej podpisuje karteczki niż on! Trzeba by mu jakieś kazanie urządzić...
Podeszłam do Agi i Wronki, którzy rozmawiali przy bandach i wyszczerzyłam się.
- Wiesz, że wyglądasz jak debil? - uniosła brew blondynka.
- Dzięki - fuknęłam.
- Zawsze do usług - dygnęła.
- O już nie bądź taka złośliwa bo to moja fucha i nie odbieraj mi posady jeśli łaska - zmrużyłam oczy.
- Dobrze, dobrze. Przepraszam. Tylko nie bij! - pisnęła unosząc ręce do góry w geście obronnym.
- Nie bój się kochanie, ja cie obronie - Andrzej objął ją ramieniem i wypiął klatę do przodu.
- Ooooo, jak wy cudownie razem wyglądacie - rozczuliłam się. - Stójcie! Zrobię wam zdjęcie! - wyjęłam szybko telefon z kieszeni i cynęłam i fotkę. - No sama słodycz! - cmoknęłam w powietrzu. - Ale Wrona noooo - jęknęłam przeciągle przewracając oczami.
- Co? Co ze mną nie tak? - popatrzył po sobie. Skontrolował tors, nogi, dłonie oraz buty.
- Zamknąłeś oczy - westchnęłam.
- Nawet z zamkniętymi wyglądasz przystojnie - cmoknęła go w policzek Agnieszka.
- Masz rację, dowartościowuj go, dowartościowuj - wyszczerzyłam się.
- Wredota - zmrużył oczy środkowy.
- Nie denerwuj się tak Endrju bo ci żyłka pęknie - zaśmiałam się.
- Co tam? Jedziecie sobie? - zaśmiał się Karol obejmując mnie od tyłu w pasie i cmokając w skroń.
- A co ja innego mogłabym robić?
- Do niczego innego się nie nadajesz - wystawiła mi język Witczak.
- Będziesz wracać na nogach - pogroziłam jej palcem.
- Mam Wronę - wzruszyła ramionami.
- Ale kluczy już nie masz, a jutro do przedszkola - przypomniałam jej.
- No nie - jęknęła - Zawsze jestem w gorszym położeniu. Zawsze - tupnęła nogą.
- Nie przejmuj się - poklepałam ją po ramieniu. Pewnie już myślała, że powiem coś miłego, a tu bam! - Chyba już się przyzwyczaiłaś co? - oj mamo, uwielbiałam ją tak denerwować.
- Nie odzywam się już dzisiaj do ciebie - fuknęła.
Pożegnaliśmy się z siatkarzami, którzy poszli do szatni bo prawie każdy zawodnik już się tam udał i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Blondynka chyba chciała wytrwać w postanowieniu bo faktycznie się nie odzywała. Wsiadałyśmy właśnie do samochodu gdy usłyszałam wołającą mnie Dagmarę. Zamknęłam więc drzwi i podeszłam do niej.
- Dobrze, że cię jeszcze złapałam - wysapała.
- Spokojnie, nie odjeżdżam na koniec świata - zaśmiałam gdy ta zgięła się w pół - A poza tym to chyba trochę słaba kondycja - zauważyłam szczerząc się.
- Na to wygląda - odetchnęła i wyprostowała się. - Co powiesz na skonsumowanie jutro obiadu w moim towarzystwie? - wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Daga, sorry ale ja już mam faceta. Ty chyba też. - przypomniałam.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi - przewróciła oczami, a ja zaśmiałam - Masz jutro czas po rannym treningu?
- No mam.
- Świetnie, to w tej restauracji niedaleko nas o 12:30, okej?
- Okej. - już miała się odwracać, ale złapałam ją za przedramię - Stało się coś? - prześwidrowałam ją wzrokiem.
- Mam nadzieję, że nie - powiedziała cicho, pewnie mając nadzieję, że nie usłyszę, ale usłyszałam.
- Na pewno wszystko w porządku? - drążyłam.
- Tak, jest w ...
- Mamo! - usłyszeliśmy krzyk Oliwiera
- Musze już lecieć. Do jutra - rzuciła i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego samochodu. Ja odwróciłam się na pięcie i także wsiadłam do pojazdu.
- Coś się stało? - zapytała Agnieszka. Ha! Wiedziałam, że nie wytrzyma.
- Właśnie, nie wiem - mruknęłam patrząc na samochód Winiarskich.
- Jak to nie wiesz? Przecież z nią rozmawiałaś - drążyła.
- No nie powiedziała nic konkretnego tylko umówiłyśmy się jutro na obiad i mam nadzieję, że czegoś się dowiem - westchnęłam odpalając silnik i ruszając w kierunku mieszkania - A tak w ogóle to się odezwałaś - wyszczerzyłam się.
- Weź się przymknij - fuknęła na mnie, a ja zaśmiałam pod nosem.
- Dobrze, już nic nie będę mówić i tak jestem padnięta.
- Ale jeszcze muszę ci powiedzieć, że jestem z ciebie dumna, że tak posprzątałaś nasze mieszkanie, a ja nie musiałam kiwnąć palcem. Czasem jednak jest z ciebie pożytek - puściła mi oczko.
- Ze mnie zawsze jest pożytek - oburzyłam się.
- Tak, kochanie, tak - pokiwała głową i powiedziała to takim tonem jakby mówiła do malutkiego dziecka. Chyba powinnam się obrazić...
W mieszkaniu byłyśmy o 22:30. Postanowiłam jeszcze dzisiaj ogarnąć zdjęcia z meczu żeby mi nie zalegały więc od razu się za to zabrałam w międzyczasie popijając herbatkę, którą przyrządziła mi przyjaciółka "z litości". Ale ja i tak wiem, że to tak z miłości.
Spać poszłam grubo po północy, bo zdjęć była cała masa. Dzisiaj miałam wenę twórczą więc trochę ich narobiłam. Wyczuwam znowu niewyspanie.
Gdy tylko przyłożyłam twarz do poduszki momentalnie zasnęłam.


Obudził mnie ten znienawidzony dźwięk budzika. Podniosłam powieki ale zaraz je opuściłam. Znowu się nie wyspałam... Po kilku minutach motywowania się w myślach wreszcie podniosłam się z łóżka. Wzięłam ciuchy (klik) i powędrowałam z nimi do łazienki. Wzięłam prysznic po czym ubrałam się wysuszyłam włosy i uczesałam je związując w kucyka. Umalowałam się i poszłam zjeść śniadanie. Włączyłam sobie radio, wyjęłam z lodówki talerz z kanapkami, które przygotowała Agnieszka. Mówiłam, że mnie kocha? Mówiłam. Podobno "zrobiła sobie za dużo i nie mogła już zjeść". Taaa. Wiem, że to z miłości.
W radiu mówili o dzisiejszym meczu Polaków z Chorwatami. Pięknie, gdyby nie to radio to bym nawet nie wiedziała z kim gramy. Kuzyni by mnie chyba zabili, że ich tak zaniedbuję no ale trudno, dzisiaj obejrzę i zedrę sobie gardło zarówno po dobrych akcjach i bramkach jak i po wydzieraniu się na nich i instruowaniu co mają robić. Pamiętam jak byłam młodsza i tak kibicowałam to wszyscy się na mnie wydzierali żebym się zamknęła bo komentatorów nie słychać (:D). No ale trudno. Bywa i tak.
Po treningu pojechałam do restauracji, w której miałam się spotkać z Dagmarą. Ku memu zaskoczeniu razem z nią była także Paulina. O co chodzi? Podeszłam do nich szybko i zdjęłam kurtkę, którą zawiesiłam na oparciu krzesła po czym przywitałam się z nimi buziakiem w policzek.
- Może najpierw zamówimy, a potem pogadamy bo nie wiem jak wy ale ja jestem bardzo głodna - zaczęła Wlazły.
- No, ja też - przytaknęłam. Więc zamówiłyśmy to na co miałyśmy ochotę i gdy dania stały już przed nami zaczęłyśmy je konsumować rozmawiając o mało istotnych rzeczach, jak na przykład jak tam u mnie i Kłosa. No w porządku, w porządku już chyba widać, nie?
Dopiero gdy dostałyśmy kawę przerwałam to pieprzenie o pierdołach.
- Dobra, gadać o co chodzi. Przecież nie przyszłyśmy tu tak po nic i żeby tylko się najeść - położyłam łokcie na stole (nie pieprzyć mi tu teraz o dobrym wychowaniu! Są sprawy ważne i ważniejsze!) i spojrzałam na nie przenikliwie. One popatrzyły na siebie porozumiewawczo i pierwsza odezwała się Paulina.
- No faktycznie, nie do końca po to tu przyszłyśmy, ale przyznasz, że jedzenie dobre...
- Paulina - skarciłam ją.
- No dobra - westchnęła - Chodzi o to, że od pewnego czasu....
- Od pewnego czasu Michał i Mariusz trochę dziwnie się zachowują. Później wracają z treningów niż do tej pory, czasem wychodzą gdzieś nie mówiąc gdzie i po co idą - powiedziała Dagmara.
- I co w związku z tym? - zmarszczyłam czoło. Nie do końca czaiłam. Kobiety popatrzyły na mnie wyczekująco, a mnie po chwili olśniło.
- I co? I wy myślicie, że oni... że was....- urwałam - Oszalałyście? - parsknęłam śmiechem.
- A jak to wygląda? - warknęła Paulina.
- Wszystko można logicznie wytłumaczyć - wzruszyłam ramionami - Późniejsze wracanie z treningów to na przykład karne kółka za spóźnienia, wizyta u fizjoterapeuty, nie wiem, konsultacje z trenerem.
- To może i tak a to wychodzenie nie mówiąc dokąd? - drążyła Winiarska.
- Daga, faceta nie możesz przy sobie uwiązać. Powinnaś już chyba o tym wiedzieć - westchnęłam - Nic złego, że czasem gdzieś sami wyjdą. Nie wiem może na piwo z chłopakami czy coś takiego.
- I takie by tajemnice robili z wyjścia na piwo? - ciągnęła żona atakującego.
- Nie doszukujcie się teorii spiskowych tam gdzie ich nie ma. Dobrze wam radze - powiedziałam upijając kawy.
- Może i masz rację. Może jesteśmy przewrażliwione - zastanowiła się bratowa.
- Nie może, tylko na pewno. Mogę wam dać moje słowo honoru, że wszystko jest w porządku.
- Żebyś się tylko nie przeliczyła - mruknęła Paulina.
- Co przed chwilą powiedziałam? Żeby nie szukać problemu tam gdzie go nie ma więc wyluzujcie.
Później rozmowa zboczyła na typowo babskie tematy, a w swoje strony rozeszłyśmy się dopiero o 16.
Wróciłam do domu gdzie w kuchni przy kuchence stała Agnieszka przygotowując sobie obiad.
- Hej, co tam? - przywitała się.
- Hej - usiadłam przy stole.
- Czego się dowiedziałaś? - spojrzała na mnie mieszając coś w garczku.
- Że Paula i Daga podejrzewają, że Michał i Mariusz je zdradzają. Ty słyszałaś coś głupszego? - prychnęłam i wstałam by zrobić sobie kawy.
- ŻE CO ROBIĄ?! - wykrzyknęła i wypluła na podłogę łyżkę zupy, której smak próbowała.
- To co słyszysz. Tak podejrzewają - odparłam wstawiając wodę na kuchence i opierając się plecami o parapet. - Mam nadzieję, że skutecznie wybiłam im z głowy takie pomysły.
- Jak ty coś wybijasz z głowy to tylko skutecznie - puściła mi oczko.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Resztę dnia spędziłyśmy razem bo o dziwo Aga nie wybierała się dzisiaj do Wronki. Obejrzałyśmy wspaniały mecz Polaków z Chorwatami, co lepsze wygrany 24:22. Zawodnik meczu to Sławek Szmal. Wydzierałyśmy się razem choć to ćwierćfinał to ja sobie nie mogę wyobrazić co będzie jak zagrają w finale. Bo ja cały czas wierzę, że uda im się zagrać w finale i przywiozą mi tu złoto!
Oprócz tego nie robiłyśmy nic konkretnego tylko pomalowałyśmy paznokcie. I odkryłam jeszcze jedno powołanie blondynki. Kosmetyczka. No ja nie wiem jak ona tak idealnie maluje te paznokcie. Ja zawsze coś wypapram. Od dzisiaj zatrudniam ją jako swoją własną kosmetyczkę! Ha ha ha, byłam pierwsza!


Wydaje mi się, że rozdział długi więc powinien się spodobać :)
Humor miałam paskudny po meczu Skry z Berlinem. Resovia trochę mi go poprawiła zdobywając srebbrne medale choć miałam ochotę na przede wszystkim dłuższy mecz, w którym rzezszowianie mogliby pokazać na co ich stać. Wilfredo Leon. I cóż...nie ma pytań. Jednak gratulacje dla obu drużyn. Dla Resovi za srebro, a dla Skry za walkę do końca. Mimo wszystko. Doprowadzali mnie do zawałów niektórymi akcjami i do białej gorączki tymi psutymi zagrywkami, zwłaszcza w środek siatki. No ale nie zawsze się wygrywa. Za rok się będzie lepiej! ;)
No a teraz oczy zwrócone na Irlandię gdzie Polacy grają z Irlandią. Nie rozumiem tylko dlaczego zawsze gdy wychodze z pokoju pada bramka ;/ Mój fatr po prostu
Pozdrawiam ;**


niedziela, 22 marca 2015

~Rozdział 70~

Obudziłam się o 7 i szybko wzięłam ciuchy z szafki (klik) i udałam się z nimi do łazienki by się ogarnąć. Potem zjadłam śniadanie i biorąc swoje rzeczy wyszłam z mieszkania. 15 minut później byłam pod halą gdzie była już część siatkarzy. Wyjeżdżać mieliśmy o 8 więc tacy jak Nicolas Uriarte i Facundo Conte, czy oczywiście Michał Winiarski mieli raptem 8 minut by zjawić się na parkingu. Udajmy, że wszyscy zdążyli i nie musieliśmy ani minuty opóźniać naszego wyjazdu. Udajmy.
Na samolot na szczęście się nie spóźniliśmy i w Belgi byliśmy o 11. Z lotniska przetransportowaliśmy się stosunkowo szybko do naszego hotelu gdzie rozeszliśmy się do swoich pokoi. Mieliśmy godzinkę na odświeżenie się, a potem obiad. Po nim chłopaki mieli wideo o przeciwniku czyli mój czas wolny. Wieczorkiem jeszcze lekki rozruch i przystosowanie się do nowej hali.
Mecz, który odbył się w środę miał nieco dziwną oprawę. Kibiców było dużo, ale bardzo zdziwieni wszyscy byli tym, że przed rozpoczęciem spotkania zostały odśpiewane hymny Polski i Belgi. Dla obcokrajowców zarówno w naszym jak i przeciwnika zespole musiała to być niezręczna sytuacja. Chyba nawet bardzo niezręczna.
Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:1 dla Bełchatowian, którzy zainkasowali kolejne 3 punkty na swoje konto i zajmują pierwsze miejsce w grupie Ligi Mistrzów.
Zaraz po meczu mieliśmy samolot do Łodzi, a ja podczas lotu się zdrzemnęłam. A potem nie będę mogła zasnąć w nocy.


W czwartek miałam dzień wolny bo chłopaki nie mieli treningu tylko oglądali popołudniu wideo o Efektorze. Leniłam się więc przed telewizorem i obrabiałam zdjęcia z meczu dodając je na stronę Skry i to było chyba jedyna produktywna rzecz, którą zrobiłam tego dnia. A nie, jeszcze spakowałam się do Kielc.
W nocy kompletnie nie mogłam spać. Bałam się tej jutrzejszej rozprawy i to bardzo. Bałam się jak zareaguje jak go znowu zobaczę. Tłukłam się na tym łóżku niemiłosiernie i przewracałam z boku na bok na zmianę patrząc w sufit lub w podłogę. Ewentualnie na okno. Sen zmorzył mnie dopiero około 2 nad ranem. Już się boję jak będę wyglądać rano.

Wstałam dzięki budzikowi, którego na szczęście wczoraj nastawiłam i dzięki Agnieszce, która rozbiła w kuchni szklankę kwitując to głośną wiązanką przekleństw. Zerwałam się z łóżka i zabrałam za wybieranie ubrań. Zdecydowałam się na to (klik) i powędrowałam z tym do łazienki gdzie wzięłam prysznic, ubrałam się i zrobiłam mocniejszy makijaż niż zwykle. Karol miał przyjechać po mnie o 8:30 żeby nie być za późno ani za wcześnie, a w Łodzi z rana na pewno bez korków się nie obejdzie. Wkroczyłam do kuchni gdzie przy stole siedziała Agnieszka z laptopem.
- A ty nie powinnaś być o tej porze w przedszkolu? - zdziwiłam się i wyjęłam z szafki szklankę do której wsypałam kawy i zalałam gorącą wodą. Nie miałam ochoty nic, a nic jeść. Byłam zbyt zestresowana.
- Akurat dzisiaj nie idę. Dzieciaki pojechały na lodowisko z trzema dziewczynami, a nikt nie został w przedszkolu więc zrobiłam sobie dłuższy weekend  - wyjaśniła.
- Takiej to dobrze - westchnęłam.
- Denerwujesz się? - zapytała zamykając kalpę laptopa i patrząc na mnie.
- Trochę - przyznałam.
- Nie ma czego. Powiesz co wiesz, jego skarzą i nigdy więcej go nie zobaczysz. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Mam taką nadzieję - uniosłam delikatnie kąciki ust uśmiechając się blado.
- Ale musisz coś zjeść bo mi tam padniesz, nie wypuszczę cie z pustym żołądkiem - wstała od stołu i wyjęła z lodówki ser biały, którym posmarowała mi dwie kromki chleba. - Ma być zjedzone bo nigdzie nie idziesz - powiedziała stanowczo, a ja wzięłam do ręki jedną kanapę i bardzo powoli zbliżyłam do ust po czym ugryzłam maciupeńki kawałeczek.
- Elena, nie wydurniaj się tylko jedz bo tam zemdlejesz - spiorunowała mnie wzrokiem. - Przecież słyszałam jak się w nocy tłukłaś i nie mogłaś spać.
- No okej już okej - mruknęłam i wdusiłam w siebie tą jedną kanapkę. Drugiej nie zdążyłam zjeść bo Kłos wysłał mi sms'a, że czeka pod blokiem więc szybko ubrałam kurtkę, wzięłam swoje rzeczy i wyszłam żegnając się z przyjaciółką. Wrzuciłam swoje rzeczy na tylne siedzenia po czym usiadłam z przodu i przywitałam się buziakiem w policzek, a środkowy ruszył.
- Okej? - zapytał patrząc na mnie kątem oka.
- Tak, tak - odparłam szybko.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się kładąc dłoń na moim kolanie.
- Będzie dobrze - powtórzyłam.
Po godzinie byliśmy pod łódzkim sądem. Weszliśmy do budynku po czym odnaleźliśmy salę, w której odbywać się będzie rozprawa i usiedliśmy na krzesełkach na korytarzu, a Karol złapał mnie za rękę. Na innych krzesłach siedziało jeszcze kilka osób, których widziałam pierwszy raz na oczy. Punktualnie o 10 na salę wszedł Wojtek w otoczeniu ochrony. Nawet na niego nie spojrzałam za to musiałam mocniej ścisnąć dłoń Kłosa żeby się na niego nie rzucił.
Później po kolei wzywano różnych świadków. W końcu nadeszła moja kolej. Siatkarz ścisnął moją dłoń mocniej i kolejny raz powtórzył, że będzie dobrze, a ja odetchnęłam głęboko i wkroczyłam na salę. Sędzia zadawał mi pytania o te sms'y odkąd je dostawałam. Musiałam dokładnie opisać dwa spotkania z Wojtkiem. Starałam się być silna i gdy tylko wkroczyłam na salę ubrałam na twarz maskę obojętności, którą póki co udawało mi się skutecznie utrzymywać. Mężczyzna pytał także o związek z Maciejowskim z tamtego roku. I na tym zakończyły się pytania do mnie. Później w charakterze świadka przesłuchano jeszcze dwie kobiety, które też próbował zgwałcić. Teraz to nie mam pojęcia jak ja kiedyś mogłam się z nim zadawać. Tfu! jak ja mogłam kiedyś z nim być?!
Wszystko zakończyło się po jakichś 2 godzinach. Maciejowski został skazany na 8 lat więzienia, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Gdy wyszłam z innymi ludźmi z sali środkowy przechadzał się zdenerwowany po korytarzu. Od razu do niego podeszłam.
- No i? - zapytał zniecierpliwiony łapiąc mnie za dłonie.
- 8 lat w pudle - oznajmiłam, a on uśmiechnął się delikatnie i przytulił mnie do siebie po czym wyszliśmy z budynku. Wsiedliśmy do samochodu i mogliśmy ruszyć w kierunku Kielc. Teraz czułam się o niebo lepiej i żałowałam, że nie zjadłam więcej w domu.
- Może najpierw zjemy tu jakiś obiad bo z tego co słyszę to za wiele nie zjadłaś na śniadanie - powiedział.
- No nie wiele - przytaknęłam i pojechaliśmy do jakiejś restauracji gdzie zjedliśmy pyszny  obiad. Do Kielc wyruszyliśmy o 13:30. Nieco ponad 2 godziny później byliśmy już pod hotelem, w którym przebywali siatkarze Skry. Odebraliśmy swoje klucze i poszliśmy się ogarnąć po podróży. Na korytarzu, na piętrze 3 od razu było słychać, że przebywają tam siatkarze. Tu krzyki, tu piski, tu przekleństwa, tu muzyka, tu gry. No przedszkole.
- Już się boję co tam zastanę jak wejdę do środka - jęknął Karol gdy stanął przed drzwiami pokoju, który miał dzielić z Wroną.
- Nie bój żaby. Przecież to tylko Wronka - poklepałam go po ramieniu wkładając klucz do dziurki.
- Chyba raczej AŻ Wronka - podkreślił i nacisnął klamkę. Z ciekawości też zajrzałam co tam się działo. Moje oczy wyskoczyły z orbit, a szczękę zbierałam z podłogi. - Stary, no błagam cię! - westchnął teatralnie Kłos przewracając oczami - Jesteś tu od rana i już zdążyłeś zrobić taki syf - rzucił swoje walizki na łóżko.
- No sorry, ale mi tu wbiło kilku takich co chcieli coś do żarcia - fuknął oburzony unosząc wzrok znad telefonu.
- A mówiąc kilku takich to kogo masz na myśli...? - drążył niższy środkowy.
- Taki tam Szampon, Winiar i Nico.
- Czyli nic nowego - wtrąciłam i zamknęłam drzwi po czym skierowałam się do swojego pokoju. Tam odłożyłam swoje rzeczy na łóżko i postanowiłam się przebrać bo szczerze to już mnie nogi bolały od tych butów. Wygrzebałam więc z walizki jakieś lżejsze ciuchy. (klik) na co narzuciłam jeszcze bluzę z logiem Skry po czym rzuciłam się na łóżko i włączyłam telewizor. Siatkarze trening mieli mieć o 17 więc mieliśmy jeszcze godzinę czasu. Nie było nic interesującego więc zostawiłam na powtórce meczu, ale nie byłam w stanie oglądać bo powieki same mi się zamykały i już po chwili zmorzył mnie sen. Tak to jest jak się zarywa noc.
Obudziły mnie jakieś krzyki z korytarza, ale zmarszczyłam tylko czoło przez sen i przewróciłam się na drugi bok.
- Elena! Ile mamy na ciebie czekać! - wykrzyknął Karol wbijając się do mojego pokoju.
- Co jest? - mruknęłam - Pali się czy co? - otworzyłam powoli oczy i chwilę zajęło mi skojarzenie faktów - O kurwa. Sorry, przysnęło mi się - zerwałam się z łóżka.
- Ale czekaj, stój - powstrzymał mnie środkowy kładąc rękę na moim ramieniu - Jeżeli jesteś tak zmęczona to zostań, a ja powiem po prostu Miguelowi, że nie dasz rady przyjść bo się ledwo na nogach trzymasz.
- Nie, nie to nic, wyspałam się i spokojnie jadę z wami na trening. Już się zbieram, już jestem gotowa - wyszczerzyłam się narzucając na ramiona kurtkę oraz torbę.
Siatkarz westchnął i przepuścił mnie w drzwiach, które zamknęłam i mogliśmy w trybie natychmiastowym znaleźć się w recepcji.
- Wszyscy są? - zaczął Falasca - No to do autokaru bo dorzucę wam 10 karnych kółek! - krzyknął.
- No i kto tu jest spóźnialski, nieogarnięty i nieodpowiedzialny? - wystawił mi język Michał po czym napuszony odwrócił się ale na jego nieszczęście z przodu była już tylko ściana... w którą przyjmujący, jak łatwo się domyślić po prostu przywalił. - Ała - jęknął rozmasowując czoło.
- Nadal ty Misiu - posłałam mu buziaka w powietrzu i wyprzedziłam go.
- Diablica - rzucił jeszcze krzywiąc się.
- Słyszałam.
- Miałaś słyszeć! - krzyknął.
- Winiarski, kółeczka chcesz? - wtrącił się Miguel.
- Właśnie, chcesz? - zaśmiałam się i wystawiłam mu język poruszając zabawnie brwiami już stojąc w autokarze.
- Stul mordę - mruknął w moim kierunku i wyminął mnie ruszając na tyły, a ja zasiadłam na ostatnim fotelu, obok mnie natomiast Karol. Ale czy ja serio aż tak denerwuję ludzi? On po kilku minutach w moim towarzystwie o mało nie dostał białej gorączki. Albo ja zrobiłam się bardziej chamska, albo on nie wyrabia. A najlepsze jest to, że to zawsze on dostaje za to opieprz. Przywilej młodszych (xD)
W każdym razie z powrotem w hotelu byliśmy o 20 i od razu udaliśmy się do restauracji gdzie konsumowaliśmy pyszną kolacyjkę oczywiście nawijając i przekrzykując się nawzajem chcąc aby to właśnie nas najbardziej słuchano. Dość szybo skonsumowaliśmy posiłek bo po treningu i do tego jeszcze te podróże... No cóż. Można się zmęczyć. Rozeszliśmy się więc szybko do swoich pokojów, a ja marzyłam tylko o swoim łóżeczku i śnie.
- No to dobranoc - pocałowałam na pożegnanie Kłosa. Miał to być krótki całus, no ale środkowy to środkowy więc absolutnie coś takiego nie mogło się wydarzyć i przerodził się w bardzo namiętny pocałunek.
- Jak już skończycie wymieniać DNA to weźcie się trochę przesuńcie bo drogę torujecie - mruknął Facundo, a my odsunęliśmy się od siebie i teatralnie zrobiliśmy mu miejsce - No! I to rozumiem! - wyszczerzył się i napuszony jak paw rozpychając się jeszcze barkami ruszył, a Karol przestrzelił jeszcze jego potylicę od tyłu.
- To tak na dobranoc - wyszczerzył się posyłając mu całusa gdy przyjmujący odwrócił się i rzucał w niego gromami w oczach.
- Kłosik, ty już jesteś zajęty więc nie podrywaj - pogroził mu palcem.
- Właśnie! - wtrąciłam się - Bo ja wszystko wiem - także pogroziłam mu palcem.
- Ja jestem bardzo grzeczny - uśmiechnął się czarująco i oparł dłoń o ścianę nad moim ramieniem i po raz kolejny wpił się w moje usta.
- Boooooże - znów usłyszeliśmy jakiś jęk rozpaczy więc znów się od siebie oderwaliśmy. - Całujecie się jakbyście się co najmniej na rok żegnali, a nie na jedną noc. Luz Kłosiku, przecież ci nie ucieknie - stwierdził przewracając oczami Wojtek i ruszył dalej - Chociaż ja bym radził jak najszybciej i jak najdalej - mruknął do mnie przechodząc, a ja tylko się zaśmiałam. - Jakby co to u mnie jest miejsce - poruszył brwiami.
- Włodarczyk! Ja wszystko słyszę - fuknął siatkarz.
- Czyli słuch jeszcze dobry. Chcesz, medal, puchar czy bukiet kwiatów? - splótł ręce za plecami huśtając się na stopach w przód i w tył. I w przód i w tył...
- Jak się do ciebie przejdę - zaczął unosić rękę do góry.
- Już idę, już idę, już mnie nie ma - uniósł ręce do góry w geście poddania i w mgnieniu oka znalazł się w swoim pokoju.
- No, to na mnie tez pora - wyszczerzyłam się i odwróciłam na pięcie.
- Nie będzie buziaka na pożegnanie? - zrobił smutną minkę.
- A to przed chwilą to na co było? Na powitanie? - uniosłam brew.
- Co przed chwilą? - zrobił minę debila.
- Co za dużo to nie zdrowo - puściłam mu oczko - Dobra nocka - rzuciłam jeszcze i wkroczyłam do swojego pokoju. Wyjęłam z walizki piżamkę oraz kosmetyczkę i ruszyłam do łazienki by przygotować się do snu. Pół godziny później gasiłam już światło i uderzałam w kimono. Gdy już zasypiałam usłyszałam delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam zaspana z prawie zaklejonymi oczami.
- Śpisz? - usłyszałam głos pewnego środkowego.
- Próbuje -  odpowiedziałam - Ale ktoś mi przeszkadza - mruknęłam wbijając twarz w poduszkę.
- Mogę z tobą? Andrzej chrapie - chlipnął.
- Każda wymówka dobra, co? - zaśmiałam się - No chodź - odkryłam kołdrę, a już sekundę później obok mnie leżał siatkarz. Wtuliłam się w niego, a on pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobranoc, kochanie.
- Dobranoc - odpowiedziałam już odpływając do krainy Morfeusza.


Przepraszam, że tak strasznie spóźniona ale jakoś mnie wena zaczęła opuszczać no i ten, tego, zrobiłam sobie chwilową przerwę od tej historii i chyba dobrze mi to zrobiło ;)
Przepraszam ogólnie za opis wydarzeń w sądzie, ale nie miałam bladego pojęcia jak to napisać więc przepraszam za wszelakie błędy :(
Nie wiem dlaczego ale bardzo podoba mi się końcowa scenka na korytarzu :) Tak mi się ryj cieszył jak ją pisałam, nie wiem czemu xD
Ale oczywiście całkowitą ocenę pozostawiam Wam ;)
Pozdrawiam ;**

czwartek, 12 marca 2015

~Rozdział 69~

Obudziła mnie jasność w pokoju. Pomrużyłam oczami i otworzyłam je po czym przewróciłam się na bok i pięknie spadłam z kanapy.
- Ja pierdole - mruknęłam masując obolałe biodro. Na fotelu widziałam tylko zwijającą się ze śmiechu Agnieszkę. Siedziała w piżamie i zajadała się płatkami z mlekiem oglądając Dzień Dobry TVN.
- Nie ma to jak efektownie zacząć dzień - nabijała się ze mnie.
- Śmiej się, śmiej - mruknęłam siadając na podłodze i szeroko ziewając. - Która w ogóle jest godzina?
- 10:20 - odparła.
- O jacie - ziewnęłam - Ale mnie kark boli - zaczęłam kręcić szyją, a kości zaczęły mi strzelać.
- Wyspałaś się tu w ogóle? - zapytała.
- Powiem ci, że tak. Zasnęłam chyba czytając książkę i się wyspałam. Idę się ogarnąć - oznajmiłam i ruszyłam do swojego pokoju po ciuchy (klik). Poszłam z nimi do łazienki gdzie wzięłam prysznic. Później osuszyłam ciało ręcznikiem. Nałożyłam na siebie czystą bieliznę i ubrania po czym rozczesałam, wysuszyłam włosy i je wyprostowałam. Makijażu postanowiłam teraz nie robić tylko dopiero później przed meczem. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni by zjeść śniadanie, a właściwie obiad. Bo była już 11:45. Otworzyłam lodówkę i zobaczyłam tam niewiele ponad światło i półki.
- Aga! - krzyknęłam zamykając lodówkę.
- Słucham?!
- Czy ty czasem nie miałaś zrobić wczoraj zakupów?
- Zapomniałam. Ale jak chcesz to możesz sobie zjeść same płatki - zaśmiała się.
- Baaardzo śmieszne - mruknęłam i ruszyłam do korytarza. Tam z wieszaka wzięłam bluzę z logo Skry. Ubrałam buty i narzuciłam jeszcze kurtkę na ramiona. Wzięłam torebkę i wyszłam z mieszania. 10 minut później wchodziłam już do Biedronki pchając przed sobą wózek. Wrzucałam do niego wszystkie produkty spożywcze, które będą nam potrzebne.
W mieszkaniu byłam po godzinie. Strasznie burczało mi w brzuchu. Wyjęłam tylko z szafki miskę, do której nasypałam płatków i zalałam to jogurtem. Wzięłam łyżeczkę i powędrowałam z tym do salonu.
- Wypakuj resztę zakupów - poleciłam blondynce.
- Dlaczego ja? - oburzyła się sztucznie.
- Bo ja kurwa mać się po nie za ciebie pofatygowałam - warknęłam.
- Okej, okej już idę - zaśmiała się i wyszła.
Cały dzień praktycznie zleciał nam leniwie. Leżałyśmy na tej kanapie od czasu do czasu łaskawie przełączyłyśmy kanał i tyle.
O 16:45 zaczęłyśmy się zbierać z tej kanapy. Witczak ruszyła wziąć prysznic bo nie wspomniałam ale ona wciąż była jeszcze w piżamie. Hardcor. Ja poszłam wybrać jakieś ciuchy. (klik) Gdy współlokatorka raczyła wyjść. Ja sama poszłam się przebrać i uczesać oraz zrobić makijaż. W korytarzu narzuciłam na siebie bluzę Skry, na nogi botki i do tego jeszcze cienka kurtka.Wzięłam torebkę oraz sprzęt i mogłyśmy wychodzić. Pojechałyśmy razem moim autem. Na hali byłyśmy o 17:40. Rozdzieliłyśmy się. Agnieszka poszła zająć swoje miejsce na trybunach, a ja ustawiłam się za bandami i zaczęłam robić zdjęcia rozgrzewającym się chłopakom. Miałam robić zdjęcia wszystkim siatkarzom, ale co poradzę gdy mój obiektyw cały czas skierowany był na tego jednego środkowego.
Mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla gospodarzy, a MVP został Mariusz Wlazły. Już z przyzwyczajenia miałam podejść do Karola by pogratulować mu wygranej i pocałować ale... no właśnie ale. Może faktycznie pogadać z nim teraz? Ale zniknął mi z oczu. Szlag by to trafił no! A w sumie może to i lepiej? Niby nie chciałam tego przyznać przed sobą ale bałam się trochę tej rozmowy. Tak po prostu.
Schowałam aparat i przepchałam się pomiędzy kibicami zebranymi przy badach by zdobyć autograf siatkarzy. Wyszłam przez normalne wejście. Uderzyło mnie chłodne powietrze. Cały czas oglądając się za siebie by wyczaić Agnieszkę. W ogóle nawet nie raczyła mnie kurde poinformować czy wraca ze mną czy nie? No masakra. I dogadaj się tu z taką. W pewnym momencie na kogoś wpadłam. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Kłosa. Skręciło mnie w żołądku. Staliśmy chwilę w ciszy wpatrując się intensywnie w swoje oczy jakby próbując coś z nich wyczytać.
- Karol, ja.... - zaczęłam lecz nie mogłam dokończyć bo jego usta już miażdżyły moje w bardzo namiętnym pocałunku - przepraszam cię. Bardzo cię przepraszam - znów zamknął mi usta pocałunkiem.
- Nic nie mów. Ja też cie przepraszam. Nie powinienem tak na ciebie...
- Powinieneś. - przerwałam mu - Wzięłam sobie to do serca. Faktycznie powinnam ci mówić o wszystkim. Przepraszam.
- Nie, nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Zachowałem się ja kretyn, powinienem cię wtedy wesprzeć. - westchnął - Ale kocham cię. Najmocniej na świecie. Nie mogłem już wytrzymać chociaż to były tylko dwa dni. Okropne było to, że nie mogłem z tobą porozmawiać, pośmiać się, przedrzeźniać, przytulić. Pocałować - dodał i złączył nasze usta.
- Ja też. Na prawdę cię kocham Karol. Od teraz będę z tobą całkowicie szczera. Cztery osoby wbijały mi to głowy więc wreszcie zapamiętałam - uśmiechnęłam się lekko co on odwzajemnił i wziął mnie na ręce idąc w stronę swojego auta.
- Wariacie! A mój samochód?!
- Spokojnie. Jutro po niego wrócimy - odpowiedział spokojnie.
- A Agnieszka?
- A od czego ma Andrzeja? - zaśmiał się. Więcej już nic nie mówiłam i powiem, że odpowiadał mi taki układ. Nawet bardzo odpowiadał. Wsiedliśmy do samochodu siatkarza i 10 minut później wchodziliśmy do mieszkania. Ledwo odłożyłam swoje rzeczy na komodę w korytarzu już byłam przyciskana do ściany i namiętnie całowana przez środkowego. Zarzuciłam ręce na jego kark, a on ułożył swoje dłonie na moich biodrach. Całowaliśmy tak aż zabrakło nam powietrza. Wtedy na chwilę oderwaliśmy się od siebie. Ale ta przerwa nie trwała długo, ponieważ od razu zaczęliśmy kierować się w stronę sypialni i chyba oboje wiedzieliśmy, że tej nocy długo nie zaśniemy.


Następnego dnia gdy się obudziłam i uniosłam powieki do góry zobaczyłam śpiącego jeszcze siatkarza. Uśmiechnęłam się debilnie sama do siebie. Tak po prostu się cieszyłam, że go mam przy sobie. Z powrotem. Przejechałam delikatnie opuszkami palców po jego policzku, ale on chyba nawet tego nie poczuł bo spał jak zabity. Po cichu wstałam i narzuciłam na siebie koszulkę Karola. Zaczęłam kompletować swoje ubrania, ale za cholerę nie mogłam znaleźć swojej bluzki. Poszłam do łazienki gdzie wzięłam prysznic narzuciłam na siebie bieliznę, spodnie oraz koszulkę Kłosa, która pachniała tymi jego nieziemskimi perfumami. Może lepiej, że nie znalazłam swojej. Wyszłam z pomieszczenia i wkroczyłam do kuchni. Spojrzałam na zegarek. Było już przed 11, a dokładniej 10:49. Chłopaki nie mieli dziś treningu więc zapowiadał się fajny wolny dzień. Włączyłam sobie radio po czym otworzyłam lodówkę. Była pełna. Coś nowego. U nas to prawie ciągle pustki, a tu proszę, jakie dogodności.
Wszystko co było mi potrzebne do przygotowania pomarańczowych tostów francuskich znajdowało się już na stole, a ja zabrałam się do roboty.
Gdy 10 minut później kładłam na patelnię placuszki poczułam jak Kłos oplata mnie dłońmi w tali, a swój podbródek kładzie na mojej głowie.
- Weź ten łeb bo ciężki - powiedziałam.
- Cóż za oryginalne powitanie - parsknął śmiechem - Ale jak ciężki to znaczy, że coś tam jest - odwróciłam cię, a on wyszczerzy się i poruszył brwiami.
- Ciekawe co? - prychnęłam ze śmiechem.
- Widzę, że bardzo dobry humorek mamy - zaśmiał się.
- Bardzo dobry - potwierdziłam i przewróciłam tosty na drugą stronę.
- Cóż jest tego powodem? - zamruczał i zaczął jeździć nosem po linii mojej szyi.
- Wieeesz, dużo czynników się na to złożyło - pokiwałam głową mówiąc bardzo poważnym tonem.
- Dużo, mówisz? - zaśmiał się - To wymień kilka.
- Baaardzo cię kocham, to ten główny - uśmiechnęłam się.
- Główny, czyli jedyny - wyszczerzył się.
- Na tą chwilę tak. Mieszasz mi w głowie i nie mogę się na niczym skupić no - mruknęłam i odwróciłam się po czym zdjęłam z patelni przedostanie tosty i położyłam jeszcze dwa.
- Mieszam, w głowie? Czyżby? - zaśmiał się cicho pod nosem. - To ty mi w głowie zawróciłaś dziewczyno - stwierdził.
- Ja? - zdziwiłam się.
- No oczywiście. Jak nikt inny - musnął moje wargi swoimi, a ja pogłębiłam pocałunek jedną ręką wyłączając ogień pod patelnią. - Bardzo jesteś głodna? - wymruczał pomiędzy pocałunkami, a ja nie mówiąc nic tylko pociągnęłam go za sobą do sypialni.
Resztę dnia spędziliśmy w swoim towarzystwie obijając się na kanapie. Czyli jak zwykle i jak zwykle nic produktywnego.
- 29 stycznia przyjedzie Milena ze swoim narzeczonym - powiedział nagle Kłos bawiąc się moimi włosami gdy leżeliśmy na kanapie oglądając jakże interesujące reklamy, ale nikomu nie chciało się sięgnąć po pilot.
- A jak on ma w ogóle na imię?
- Ten facet?
- No raczej, że on.
- Kamil chyba, czy coś takiego. Czy Kacper może. Albo Krystian. - zmarszczył czoło.
- Okej, czyli ograniczamy się do imion na "Ka" - zaśmiałam się.
- No wypadło mi z głowy - mruknął.
- Oczywiście misiu - musnęłam delikatnie jego usta swoimi. - W piątek jest rozprawa - spoważniałam.
- W ten piątek? Gdzie? - zapytał.
- W Łodzi. Mam się tak stawić na 10 rano. - powiedziałam.
- Pojadę z tobą - powiedział od razu.
- Wy wtedy będziecie jechać już do Kielc  - przypomniałam.
- No to co? - wzruszył ramionami. - Trening na tamtej hali mamy dopiero wieczorem.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił gest i przytulił się mocniej do moich pleców.
Obejrzeliśmy mecz Polaków z Argentyną. Kibicowałam im oczywiście ogromnie, a niekiedy to środkowy miał niezły ubaw z moich reakcji gdy opieprzałam Michała jak mu coś nie wyszło. No przepraszam, ja tak kibicuję. Ostatecznie wygrali, ale różnicą tylko jednej bramki. Wysłałam oczywiście sms'a; tym razem do Bartka i znowu mogliśmy się opierniczać.
Po jakiejś jeszcze godzinie musieliśmy się wreszcie ogarnąć i wstać żebym mogła dotrzeć pod halę po swój samochód. Ubraliśmy buty i kurtki, ja wzięłam jeszcze swoje torby i mogliśmy wsiadać do samochodu siatkarza.
Rozstaliśmy się pod halą, a ja pojechałam do mieszkania, w którym zastałam Agnieszkę i Andrzeja, którzy siedzieli na kanapie i robili coś na laptopie.
- Cześć! - krzyknęłam do nich z korytarza.
- No witamy, witamy - wyszczerzyła się Aga. - Widzę, że już pogodzeni?
- Na szczęście tak - odwiesiłam kurtkę na wieszak uśmiechając się do siebie.
- Domyśliliśmy się - wyszczerzył się Wrona - Żadne z was komórki od wczoraj nie odbiera. Gorąco musiało być - poruszył brwiami.
- Zboczuchy! - zaśmiałam się i rzuciłam w niego czapką Witczak.
- My tylko stwierdzamy fakty - broniła się blondynka ze śmiechem.
- A u was jak było? - zmieniłam temat unosząc brwi.
- W porządku - wzruszyła ramionami Agnieszka.
- Tylko "w porządku"? Coś słabiutko Wronka - nabijałam się z niego.
- Wiesz co? Chyba wolałem jak cie tu jednak nie było - mruknął.
- Każdy tak mówi skarbie - posłałam mu buziaka w powietrzu z uśmiechem i poszłam do kuchni gdzie zrobiłam sobie herbaty i zasiadłam w salonie przy przyjaciołach.
- Co wy tam w ogóle robicie? - zapytałam lecz nikt mi nie zdążył odpowiedzieć bo zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Karoliny. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i ruszyłam do swojego pokoju by w spokoju porozmawiać z Olszewską.
- Jezus Maria! Elena! - wykrzyknęła i odetchnęła z wielką ulgą.
- Co się stało? Czemu tak krzyczysz? - zdziwiłam się jej reakcją.
- Nie odbierasz od wczoraj telefonu. Myślałam, że coś sobie zrobiłaś - mówiła przejęta.
- Nie po prostu mi się rozładował, a nocy nie spędziłam w swoim mieszkaniu więc sama rozumiesz - wyszczerzyłam się.
- Uhuhuuuuu. Czyli pogodzeniiiii! - pisnęła - I to chyba z przytupem co? - dałabym sobie rękę uciąć, że głupkowato poruszyła brwiami.
- No pogodzeni, pogodzeni. Bez szczegółów.
- Oooo, a to szkoda - zasmuciła się.
- Nie tym razem kochanie - zaśmiałam się. - No a u ciebie co tam?
- U mnie? Co u mnie może być? Wszystko w jak najlepszym porządku, po staremu. O a w ogóle dowiedziałam się dopiero, że Asia to w ciąży jest! - wykrzyknęła. - Jak mogłaś mi o niczym nie powiedzieć?! - oburzyła się.
- Przepraszam - powiedziałam skruszona - Wypadło mi z głowy.
- Mam nadzieję, że więcej ci takie istotne informacje z głowy nie będą wypadać - mruknęła.
- Wiesz co? A może spotkalibyśmy się w przyszłym tygodniu wszyscy razem co? Wiesz, ty, ja, Aga, Dawid i Łukasz. Pogadalibyśmy sobie, powspominali, pośmiali co ty na to?
- A kiedy dokładnie?
- Jeszcze się zdzwonimy bo ja w tym tygodniu kompletnie nie dam rady. Jutro wyjazd do Belgii w piątek ta rozprawa w Łodzi, potem do Kielc i nie wyrobiłabym się, ale może w przyszły poniedziałek?
- Okej, mi pasuje. A tą rozprawą się kompletnie nie przejmuj. Wszystko będzie dobrze - powiedziała -  Ale teraz będę już kończyć, pa
- Pa - pożegnałam się z blondynką. Później zaczęłam pakować się  na jutrzejszy wyjazd do Antwerpii. Zajęło mi to ponad pół godziny po czym wzięłam prysznic i udałam się do krainy Morfeusza.


-----
MAMY TO! DWIE POLSKIE DRUŻYNY W FINAL FOUR! Ale się jaram *.* Cudowny wieczór wczoraj po prostu. Najpierw Skra i ten pierwszy przegrany set, potem wygrany i to przegrywanie 7:15 i ostatecznie wygrana.... i ten as na końcu Nicolasa...Magia.
I potem jeszcze Resovia przypieczętowała także awansując. No wspaniale.
Głównie z powodu meczów nie dodałam wczoraj rozdziału bo po prostu nie miałam już czasu.
Teraz też mnie jakoś to pogodna zamuliła i pewnie gdyby nie sms od Podjaranej po by rozdziału nie było. 

No i się pogodzili no... I znowu będzie tak cholernie nudnoooo. Chociaż mam w zanadrzu dwie akcje, które nie będą dosłownie dotyczyły Eleny i Kłosa oraz jej związku ale się zadzieje ^^ Na razie nie mam jeszcze tych rozdziałów napisanych więc nie powiem wam, w którym się to "coś" odbędzie.
Jeśli ktoś nie widział to zapraszam tu --> 6 http://zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com/
i tu --> 2 http://people--help.blogspot.com/                           

                         Jest i Pan Profesor *.*
Oczywiście jak zwykle blogger i mój laptop podpisali przeciwko mnie jakąś umowę i znowu inne zdjęcia mi się nie chcą wgrać ale chociaż Winiar jest. Wiem, że i tak najbardziej się cieszycie, że one jest ^^ xD
Dobra, koniec mojego wywodu o niczym.
Pozdrawiam ;*



niedziela, 8 marca 2015

~Rozdział 68~

Obudził mnie znów budzik o 7:30. Przetarłam twarz dłonią po czym biorąc ciuchy (klik) poszłam do łazienki. Cały czas miałam nadzieję, że to tylko straszny sen jednak wygląd mojej osoby potwierdzał wydarzenia wczorajszego dnia. Westchnęłam i zaczęłam znowu warczeć w myślach na swoją głupotę.
Gdy się ogarnęłam wyszłam z łazienki. Wchodziłam właśnie do kuchni gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wróciłam po niego do pokoju i odebrałam mimo, że nie znałam numeru.
- Słucham? - zaczęłam.
- Pani Elena Winiarska?
- Tak, przy telefonie. - odparłam.
- Aresztowaliśmy Wojciecha Maciejowskiego. Może już pani czuć się bezpiecznie. - odetchnęłam.
- Dziękuję, że mnie pan poinformował.
- Proszę.
- Czy wiadomo kiedy będzie rozprawa?
- Niedługo, na pewno panią poinformuję. Do widzenia. Miłego dnia.
- Dziękuję, wzajemnie - rozłączyłam się. Chociaż jeden kłopot z głowy. Weszłam do kuchni by zrobić sobie śniadanie. Spałaszowałam je jak zwykle słuchając radia po czym wyszłam z mieszkania. 10 minut później byłam pod halą. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam do drzwi budynku. Gdy miałam złapać za klamkę dopadła mnie niepewność i strach. Opuściłam rękę i przygryzłam wargę. W ogóle byłam gotowa żeby go zobaczyć, ale nie móc pocałować czy po prostu porozmawiać? Chyba nie za bardzo.  Coś ty najlepszego zrobiła Elena?
Westchnęłam i delikatnym ruchem otworzyłam drzwi i bardzo wolno wkroczyłam na halę. Cały sztab trenerski już tam był. Przywitałam się z nimi przyklejając na twarz sztuczny  firmowy uśmiech i stanęłam sobie na swoim miejscu. Po chwili ociągając się wkroczyli siatkarze. Karol rzucił na mnie okiem ale nie podszedł. W sumie niby po co miałby podchodzić? Coś ukłuło mnie w sercu, ale ja też jakoś specjalnie się nie wyrywałam. Skoro chcę dać sobie trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego to muszę to uszanować. I tyle. Wszyscy popatrzyli na nasz mocno zdziwieni i zdezorientowani. Wzrok Michała i Mariusza mówił sam za siebie. Czeka mnie rozmowa. I to ciężka, z jednym z nich.
- No i co się tak gapicie? - mruknęłam spuszczając wzrok.
- Yyy.. no właśnie - ocknął się Miguel - Rozgrzewać się! I to już!
Włączyłam aparat i starałam się jak najbardziej skupić na robieniu zdjęć żeby żadna inna myśl nie odwracała mi uwagi. Trudno jednak nie myśleć o Kłosie gdy cały czas stoi kilka metrów ode mnie. Na zdjęciach też najczęściej pojawiał się on. Nic na to nie mogłam poradzić.
Jakoś ten trening wymęczyłam i od razu gdy spakowałam swoje rzeczy jak strzała ruszyłam do wyjścia.
- Lena! - usłyszałam krzyk trenera. Stanęłam jak wmurowana w pół kroku, a siatkarze zaczęli mnie mijać w stronę szatni. Odwróciłam się i 180 stopni po czym podeszłam do trenera.
- Słucham?
- Może to nie moja sprawa - podrapał się po karku - Ale stało się coś? Trochę dziwnie się dzisiaj zachowywałaś. I ty i Karol. - czyli bardzo to widać.
- Nic takiego - wykręcałam się.
- Skoro nie chcesz mówić to nie mów. Ale tak tylko pytam.
Westchnęłam.
- No właściwie stało się. Ale poradzę sobie sama. Bo w końcu to moja wina. Muszę już lecieć. Do zobaczenia - rzuciłam i odwróciłam się.
- Do zobaczenia - odrzekł - Mam nadzieję, że szybko się ułoży - dodał jeszcze. Ja też mam taką nadzieję...
Szybkim krokiem wyszłam z hali. Wsiadłam do samochodu i ostatkami sił powstrzymałam się aby z moich oczu nie wypłynęły łzy. Nie chciałam zbyt długo przebywać pod halą bo jeszcze któryś siatkarz by mnie złapał, a nie miałam najmniejszej ochoty na żadną rozmowę. Wzięłam się więc w garść i po drodze do mieszkania zrobiłam jeszcze zakupy.
Gdy przekroczyłam próg mieszkania od razu usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Odłożyłam zakupy na stół w kuchni, zdjęłam kurtkę i buty po czym wyjęłam z kieszeni telefon.
Od Michała.
"Przyjadę do ciebie po popołudniowym treningu i sobie pogadamy. I nawet nie próbuj się                                                               wymigiwać"
Westchnęłam. On nie odpuści. Przyjedzie tu i będzie siedział choćby do rana żeby wszystko ze mnie wyciągnąć. Tego mogę być pewna. Włączyłam radio i akurat leciały wiadomości. Mówili o rozpoczętych wczoraj Mistrzostwach Świata w Katarze i dzisiejszym meczu Polaków z Niemcami. Przez to wszystko kompletnie o tym zapomniałam.
Zajęłam się przygotowywaniem obiadu. Przygotowałam kapustę z makaronem i po godzinie już zajadałam się tym daniem w salonie. Gdy skończyłam wzięłam laptopa na kolana i zgrałam zdjęcia z dzisiejszego treningu. Gdy to zrobiłam przez przypadek kliknęłam na folder ze zdjęciami ze zgrupowań. Było tam wszystko; przez Spałę, nasze spacery, wyjazdy do Włoch, Brazylii, Iranu, mecze w Polsce z tymi drużynami, a potem kilka zdjęć gdy razem z Karolem pojechaliśmy po Kapitana do Krakowa do jego wujka. Łzy zebrały mi się w oczach lecz oglądałam dalej. Francja, Capbreton, granie na klifie w karty i potem podkręcony staw skokowy, później znów Spała, Memoriał Wagnera w Krakowie i ten cholerny Splash, który mimo wszystko bardzo mi się podobał. No i wreszcie Mistrzostwa. Od Warszawy do Katowic. A najgorsze w tym było to, że pełno tam było zdjęć Karola. Albo z treningów, albo z meczy czy po prostu razem ze mną. Wtedy to dopiero zaczęłam ryczeć. Ale sama sobie byłam winna. Dalej były też zdjęcia z klubu.
Wtedy poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem.
- Lenka - westchnęła Agnieszka. Nawet nie usłyszałam jak weszła.
- Wiem, jestem żałosna. Najpierw daje mu powody, a potem ryczę - mruknęłam.
- Na pewno jeszcze się zejdziecie i tak jak ci już mówiłam będziecie idealną parą - poklepała mnie po ramieniu.
- Wiesz, wątpię - otarłam policzki chusteczką podaną przez Witczak.
- Nie przesadzaj. - wywróciła oczami - Co ty na to żebyśmy się gdzieś dzisiaj wyrwały? Do Łodzi na zakupy hm? Wzięłybyśmy Karolinę, Dagę, co?
- Przepraszam. Nie mam ochoty - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Zresztą już Michał ma przyjść po treningu i wszystko ze mnie wyciągnąć. - jęknęłam.
- Należą mu się jakieś wyjaśnienia, nie sądzisz?
- Niby tak - zamknęłam klapę laptopa. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegar, ale na Michała było jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
- Pójdziesz otworzyć? - zapytałam - A ja pójdę się troszkę ogarnąć - wstałam i poszłam do łazienki by zmyć rozmyty makijaż. Po jakichś 3 minutach wyszłam z pomieszczenia i zajrzałam do salonu gdzie na kanapie siedziała Karolina. Weszłam do środka, a blondynka wstała.
- Cześć. Jak się czujesz, kochana? - zapytała przytulając mnie.  
- Do dupy - mruknęłam opadając na kanapę obok Witczak, a Olszewska usiadła po mojej prawej stronie.
- Ale co, pokłóciliście się, tak?
- Właściwie to nawet rozstaliśmy - powiedziałam tępo wpatrując się w ścianę na przeciwko.
- ŻE CO ZROBILIŚCIE?! - wykrzyknęła zdumiona z wielkimi oczami.
- No tak po tej rozmowie Karola z tobą pokłóciliśmy się tutaj i on stwierdził, że powinniśmy dać sobie czas. No więc to chyba można uznać za rozstanie.
- Ale o co się tak konkretnie pokłóciliście?
- No bo chciałam się spotkać z Wojtkiem... - zaczęłam.
- Do reszty cię kurwa, ja pierdole pojebało?! - wykrzyknęła zdenerwowana.
- No bo chciałam mu powiedzieć żeby się ode mnie odwalił. Od pewnego czasu wysyłał mi jakieś sms'y. Próbował mnie zgwałcić. - dodałam cicho.
- Od samego początku ci mówiłam, że to nie jest facet dla ciebie!
- Na początku to ty nic nie mówiłaś! - odcięłam się.
- Bo mnie za bardzo wkurwiał i nie miałam ochoty czerpać śliny na rozmowy o takim gnoju!
- No to trzeba było mi to napisać!
- Nawet gdybym napisała to byś nie przeczytała, bo ty jak zawsze. Jak zawsze kurwa, zrobisz po swojemu!
- Teraz będziesz mi to wypominać? - warknęłam.
- No ktoś musi! - uniosła ręce.
- Ej, ej, przestańcie się już kłócić - wtrąciła się Agnieszka.
- Przecież na nią trzeba się wydrzeć bo inaczej nie zrozumie! Po cholerę się z nim spotykałaś!
- Powiedz mi coś czego nie wiem - syknęłam wściekła patrząc na nią spod byka.
- Coś czego nie wiesz? Proszę bardzo! Powinnaś iść teraz i kurwa pogadać z Karolem a nie! - walnęła otwartą dłonią w ławę - Siedzisz i się mażesz.
- To nie jest takie proste. - westchnęłam, a z moich oczu wypłynęła łza - To on chciał dać sobie chwilę więc ja nie mogę mu się teraz wpierdalać i chcieć z nim gadać. Rozstaliśmy się dopiero wczoraj, ale ja tak cholernie za nim tęsknię - po moim policzku popłynęła łza.
- Ty to faktycznie masz talent do rozpierniczania sobie życia - westchnęła Karolina.
- To też już wiem wielka pani psycholog - mruknęłam.
- No dobrze. To teraz cię przytulę - uśmiechnęła się ze współczuciem i objęła mnie ramionami - Chodź tu Aga, musimy sobie z nią popłakać - Witczak zaśmiała się delikatnie i ona też do nas dołączyła, a ja mogłam się rozpłakać.
- Wiecie co jest w tym najgorsze? - wyszlochałam - Że to tylko i wyłącznie moja i tylko moja wina i że zrobiłam to na własne życzenie.
- Elena, spokojnie. Wszystko się ułoży. Mówiłam ci to już - powiedziała spokojnie Agnieszka.
- Właśnie, nie wytrzymacie bez siebie długo - zaśmiały się cicho blondynki. - Mówię ci, za tydzień znowu nie będzie można się z tobą spotkać bo będziesz zajęta Kłosem. - poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu i rozluźniłyśmy objęcia.
- Mam nadzieję - szepnęłam.
- Nie nadzieję, tylko tak będzie - wyszczerzyła się Witczak.
- Dzięki dziewczyny. Kocham was - uśmiechnęłam się delikatnie ocierając policzki.
- Mówiłyśmy, że zawsze możesz na nas liczyć - Karola dała mi kuksańca w bok - I ja myślę, że będziesz mnie na bieżąco informować co u ciebie bo dowiaduje się znów od Michała - fuknęła.
- Ja pierdole - westchnęłam wznosząc oczy na sufit - Ten Michał to gorsza papla niż baba. Zaraz tu Ignaczak kurwa z Rzeszowa przyjedzie. Matkę mi z Wałbrzycha ściągnie i może jeszcze Jureckich z Kataru od razu.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i pokazałam go dziewczynom, które buchnęły śmiechem. Na ekranie oczywiście było zdjęcie Krzysia.
- No opowiadaj Krzysiowi. Wykrzycz to. Wypłacz się do słuchawki. Mamy czas, a ja mam kupę kasy na telefonie więc możesz mi to wszystko ze szczegółami, najmniejszymi. - zaczął nawijać od razu gdy przyłożyłam telefon do ucha.
- Już wszystko wiesz?
- Co mam nie wiedzieć - parsknął - Ja wiem wszystko. Ale Lenko kochanie moje. Tylko się nie załamuj, okej? Wszystko się ułoży. I mówię ci. Nawet, że to była twoja wina to się nie przejmuj...
- Jak mam się kurwa nie przejmować jak to moja wina?! - warknęłam.
- W sensie nie przejmuj się, że nie da się z tym nic zrobić - naprostował swoją wypowiedź. -Mówię ci jeszcze będę się bawił na twoim ślubie i będę chrzestnym.
- Ty nie będziesz chrzestnym - parsknęłam.
- CO?! JAK TO NIE BĘDĘ CHRZESTNYM?! - wybuchnął.
- W każdym razie nie pierwszym - bąknęłam cichuteńko.
- Tylko przyjadę do tego Bełchatowa to sobie pogadamy! Bo ty mi się tam za bardzo rozpuściłaś. Co za bezczelność! Mi mówić, że nie będę chrzestnym jej dziecka?! Pff. Jeszcze zobaczymy - zaśmiałam się. - No i właśnie po to dzwoniłem - powiedział spokojnie - Żebyś mi się tam nie dołowała kochana. Najpierw miałaś się na mnie wydrzeć, a potem śmiać. Serio, wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję Krzysiu - powiedziałam cicho.
- No nie ma za co Lenuś. Ja kończę, papa. Teraz muszę do tego drugiego zadzwonić - dodał cicho ale usłyszałam.
- Po co? - wytrzeszczyłam oczy
- Jak to po co? No dokładnie po to, po co do ciebie. Żeby go wkurwić. - odpowiedział obojętnie
- Aha - mruknęłam - No to na razie - rzuciłam, a libero zakończył połączenie.
- Mam najzajebistszych przyjaciół na świecie - stwierdziłam odkładając telefon na ławę.
- Najzajebistszego chłopaka też będziesz miała z powrotem - Karolina dotknęła mojego ramienia. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Obie blonydnki jak na komendę zerwały się z kanapy.
- Ja już muszę lecieć - stwierdziła Olszewska.
- A ja pójdę z tobą i od razu.... kopsnę się do Wrony. - dołączyła się Agnieszka i poszły do korytarza ubierać kurtki i buty, a ja w międzyczasie wpuściłam Winiarskiego. Przywitał się, a dziewczyny wyszły.
- Napijesz się czegoś? - zapytałam.
- Soku możesz mi nalać. - powiedział poważnym tonem głosu. Nie będzie tak łatwo. To mogę wiedzieć już teraz.
- Sie robi - poszłam do kuchni, a za mną powędrował przyjmujący. Wyjęłam z szafki dwie szklanki i nalałam do nich soku po czym jedną postawiłam na stole przed siatkarzem. Usiadłam na przeciwko niego. Upił łyk po czym zaczął:
- Możesz mi to wszystko wytłumaczyć? - wbił we mnie wzrok.
- Które wszystko masz na myśli?
- Elena, weź mnie nawet nie wkurwiaj, okej? - warknął. - Po pierwsze dlaczego nic nie powiedziałaś, że dostałaś jeszcze jakieś wiadomości?
- Nie chciałam cię...
- Martwić, tak wiem. - przewrócił oczami - Stara śpiewka. Jesteśmy rodziną gdybyś nie zauważyła i powinniśmy mówić sobie o czymś takim. A Karol to twój chłopak i powinnaś być z nim CAŁKOWICIE szczera.
- Już nie - uzupełniłam cicho.
- No bo to spierdoliłaś - stwierdził.
- Wiem to.
- Chociaż tyle. Albo dlaczego nie powiedziałaś nikomu, że chcesz się spotkać z tym jebańcem?! I to jeszcze sama?! Nie zdawałaś sobie sprawy co on by ci mógł zrobić gdyby nie Mariusz?!
- Powiedział ci?
- A co, miał nic nie mówić? Błagam cie Elena. Czy ty nie umiesz przyswoić tej wiadomości, że wszyscy się o ciebie martwimy i chcemy dla ciebie jak najlepiej?
- Ale ja nie jestem już jakimś małym dzieckiem i chce załatwiać swoje sprawy sama.
- Coś ci to nie idzie. - powiedział - I wyobraź sobie, że jeżeli ktoś cię chcę skrzywdzić to nie jest już tylko twoja sprawa ale też kilku innych osób.
- Coś jeszcze?
- Tak. Nie przerywaj mi bo jak cię trzasnę to zobaczysz. - warknął - Spierdoliłaś sprawę z Kłosem.
- Powtarzasz się - wcięłam się mówiąc to sucho. Zaczynał mnie już denerwować lecz musiałam wysłuchać jego kazania.
- No bo na ciebie trzeba się albo wydrzeć albo powtarzać ci tysiąc pięćset sto dziewięćset razy!
- Wydarła się już na mnie dzisiaj Karolina.
- No i dobrze. Pogadaj z nim. I to szybko.
- Nie pomyślałeś, że on nie chce mnie widzieć?
- Skąd wiesz?
- No bo sam chciał żebyśmy dali sobie trochę czasu.
- To nie znaczy, że nie chcę cię oglądać.
- A to ciekawe - mruknęłam.
- Winiarska nie zachowuj się kurwa, jak dziecko tylko napraw to co spieprzyłaś i po sprawie. Wojtek zniknie i znów będziecie zajebiście słodcy, że rzygam tęczą - posłał mi delikatny uśmiech.
- Mam nadzieję - westchnęłam. Przyjmujący usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Jak ja mówię to tak będzie - cmoknął mnie w skroń.
- Mam nadzieję - powtórzyłam szeptem i przytuliłam się do brata. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy.
- Pogadaj z nim jutro co?
- Zobaczę.
- No to zobacz i pogadaj - mruknął przewracając oczami - Bo ja muszę już lecieć. - wstał, a ja za nim i weszliśmy do korytarza gdzie przyjmujący ubrał kurtkę - Trzymaj się siostra - pocałował mnie jeszcze w policzek i wyszedł.
- Pa - powiedziałam jeszcze do siebie samej patrząc na zamknięte drzwi. Westchnęłam i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor. Załapałam się tylko na pokazanie wyniku meczu. Polscy szczypiorniści przegrali z Niemcami 26-29. Ja pierdziele, nawet oni nie poprawili mi dzisiaj humoru. Co za chujowy dzień. Wyłączyłam telewizor i położyłam się na kanapie. Chwyciłam telefon i wystukałam sms'a do Michała.

                                           "W niedziele wygracie. Trzymam kciuki! :)"

Wtedy zaczął dzwonić mój telefon. Odebrałam od razu.
- Pani Elena Winiarska?
- Tak, słucham.
- Dzwonię z komisariatu. Ustalono termin rozprawy w sprawie Wojciecha Maciejowskiego. Odbędzie się ona za tydzień. 23 stycznia w sądzie w Łodzi. Ma się tam pani stawić na godzinę 10. Zapisała pani sobie?
- Już, momencik, może pan powtórzyć? - znalazłam karteczkę i długopis.
- Piątek, 23 stycznia, sąd w Łodzi na ulicy Staszica 3*, godzina 10.
- Dobrze, dziękuję bardzo.
- Proszę. Do widzenia.
- Do widzenia - zakończyłam połączenie. Przyniosłam sobie z pokoju jakąś książkę oraz kocyk. W kuchni zrobiłam sobie kakao i usiadłam na kanapie gdzie zaczęłam czytać. Gdy wypiłam już napój położyłam się wygodnie i kontynuowałam lekturę. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
* ulica oczywiście wymyślona. Nie mam pojęcia czy znajduje się taka w Łodzi, a co dopiero czy jest przy niej sąd.
----

Na razie rozstanie trwa jeden dzień. Zobaczymy co będzie dalej ^^ Znaczy, Wy zobaczycie bo ja oczywiście wiem ;)
Następny w środę :) Zapraszam również tutaj gdzie po długiej przerwie pojawił się 6 rozdział zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com/

Oczywiście wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet ;*
Chciałam Wam tu wstawić piękny bukiet tulipanów ale blogger nie ma zamiaru mi się podporządkować -.-



O proszę, jednak się podporządkował. Pewnie teraz mam mu zacząć bić pokłony.
Pochwalcie się, dostałyście już coś? :) Bo ja na razie nic :( A tak bardzo chciałabym tulipany, co roku dostawałam *.*
Jeszcze tylko szybko za kim jesteście w dzisiejszym meczu Resovia-Jastrzębski? :)
Pozdrawiam ;**





środa, 4 marca 2015

~Rozdział 67~

Obudził mnie dźwięk budzika. Mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe nawet dla mnie słowa wyciągnęłam rękę by wyłączyć denerwującą melodyjkę płynącą z mojego telefonu. Była 7:30. Trener przeniósł chłopakom godziny treningu i zamiast o 10, mają o 9:30. Może to i lepiej? Zamiast od 10 do 12, to od 9:30 do 11:30, a to ile komu zajmie przebranie się to już inna sprawa. Popołudniowy mieli normalnie o 16. Chyba, że się wyłączyłam jak Falasca o tym mówił. Wszystko jest możliwe.
Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz dłońmi. Nie wyspałam się kompletnie przez te 5 godzin. Ale chciałaś się z nim spotkać to masz.
Wzięłam ciuchy z szafki i powędrowałam z nimi do łazienki (klik). Tam przebrałam się, przemyłam twarz wodą. Gdy chciałam nałożyć podkład na twarz okazało się, że jak na złość się skończył. Zaklęłam pod nosem po czym zajrzałam do kosmetyczki Agnieszki. Tyle co u niej znalazłam to se mogłam jedną powiekę poprawić. Nałożyłam ile się dało, ale wyglądało to kiepsko. Westchnęłam tylko i postawiłam sobie dzisiaj za punkt honoru po treningu jechać kupić podkład. Uczesałam włosy i związałam je w kucyka na czubku głowy. Wyszłam z łazienki i ruszyłam do kuchni. Tam przygotowałam sobie pożywne śniadanie i bardzo mocną kawę. Zjadłam, jak zawsze słuchając radia. O 9 zebrałam się i wyszłam z mieszkania. Na hali byłam po 20 minutach. Gdy chłopcy zaczęli schodzić na salę Karol podbiegł do mnie by się przywitać. Ucałował mój policzek.
- Coś marnie wyglądasz - stwierdził przyglądając mi się.
- Nie wyspałam się tylko - wzruszyłam ramionami - Gdybym nałożyła podkład nawet być nie zauważył, ale mi się skończył.
- Na pewno wszystko w porządku? - drążył świdrując mnie wzrokiem.
- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się - Nie martw się.
- E! Karol! Nie obijać się! - wydarł się Mariusz.
- No już idę, idę - wywrócił oczami po czym cmoknął mnie przelotnie w usta i poleciał do chłopaków by się rozciągać. Zrobiłam im dużo serio dobrych zdjęć, a gdy Miguel zarządził koniec zaczęłam składać swoje rzeczy.
- Siostra? - zaczął Michał gdy ruszyłam w stronę drzwi wyjścia z sali.
- No co tam? - spojrzałam na niego.
- Stało się coś? - przeszył mnie wzrokiem.
- Co wy ciągle z tym, że coś się stało? - wywróciłam oczami.
- No bo nie wyglądasz zbyt.... dobrze - wyjaśnił.
- Nie wyspałam się okej? Możesz odpuścić? - warknęłam - Muszę już lecieć - odwróciłam się i wtedy poczułam jak łapie mnie za nadgarstek. Odruchowo wyszarpnęłam dłoń i odskoczyłam w bok.
- Przepraszam. Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - powiedział skruszony.
- Nie, jest dobrze. Przejdzie mi. Coś jeszcze chciałeś?
- Wiesz, że tylko się wszyscy o ciebie martwimy - rzekł z troską w oczach, ale ja zinterpretowałam ją bardziej jako politowanie nade mną. A tego nie znosiłam. Opanowałam jednak emocje i odetchnęłam głęboko.
- Wiem, rozumiem. Wszytko jest okej. Kompletnie nic się nie dzieje, a jak będzie się działo od razu wam powiem. Ale teraz już serio muszę iść - cmoknęłam go na pożegnanie w policzek. - Pa.
- No pa - rzucił i wszedł do szatni. Popchnęłam drzwi, wyszłam z budynku i ruszyłam w kierunku swojego samochodu. Położyłam torbę ze sprzętem na siedzeniu z tyłu i wsiadłam do samochodu.
- Lena! - usłyszałam krzyk Karola i odwróciłam wzrok w jego kierunku, a on szybko znalazł się przy moim samochodzie. - Zapraszam cię dzisiaj na kolację co ty na to?  - wyszczerzył się.
- Przepraszam kotek. Już umówiłam się z Karoliną na wieczór - zrobiłam smutną minę. On też się zasmucił. Musiałam to znieść. Musiałam to znieść. Nie mogę mu powiedzieć, że chcę się spotkać z Wojtkiem. Uziemił by mnie, nasłał na mnie Agnieszkę, Dagmarę albo nie wiem co jeszcze. O, albo sam pilnował.
- Przepraszam cię bardzo. Odbijemy to sobie następnym razem. Nie gniewasz się?
- Nie, jasne, że nie - uśmiechnął się delikatniutko i pochylił żeby mnie pocałować.
- No to fajnie. Pa - musnęłam jego usta swoimi.
- Pa - pożegnał się i zamknął drzwi samochodu. Westchnęłam i odpaliłam silnik.
Tak jak planowałam najpierw musiałam kupić ten cholerny podkład żeby wyglądać jak człowiek.
Gdy wróciłam do mieszkania pierwsze co zrobiłam to wparowałam do kuchni bo strasznie suszyło mnie w gardle. Wypiłam szklankę soku i od razu lepiej.
Do powrotu Agnieszki przyrządziłam obiad, a później siedziałyśmy razem w salonie i oglądając telewizję rozmawiałyśmy, a ja obrobiłam zdjęcia i dodałam je na stronę.
O 17:30 zaczęłam się zbierać. Poszłam ogarnąć się do łazienki. Zrobiłam makijaż i przyjrzałam się sobie dokładnie w lustrze. Tak na prawdę to nie wiedziałam po jaką cholerę chciałam się z nim spotkać. Co mnie podkusiło? No ale to właśnie cała ja. Najpierw robię, potem dopiero myślę. Odetchnęłam i wyszłam z pomieszczenia po czym w korytarzu zaczęłam ubierać buty.
- A ty gdzie się wybierasz? - krzyknęła Aga z salonu.
- Do Karoliny - odparłam i modliłam się w myślach żaby Witczak była umówiona z Andrzejem bo mnie chyba zabije.
- I czemu mi nic nie powiedziałaś? - zapytała wstając z kanapy i ruszając do korytarza.
- A ty nie jesteś umówiona z Wroną? - uniosłam brew.
- No jestem. Ale następnym razem idziemy we trzy - puściła mi oczko.
- Sie wie szefowo - wyszczerzyłam się i narzuciłam kaptur od kurtki na głowę.
- Czapkę ubierz - nakazała mi, a ja wywróciłam ślepiami, chwyciłam czapkę z komody i krzycząc "cześć" wyszłam. Zbiegłam po schodach na dół i wyszłam z bloku. Nie chciałam jechać samochodem. Zresztą i tak zapomniałam kluczyków z mieszkania. Nałożyłam czapkę na głowę i wcisnęłam ręce w kieszenie ruszając w stronę parku.
Na miejscu byłam o 18:05. Stanęłam pod brzozą i obserwowałam okolicę dobre kilka minut. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Moja reakcja była taka sama jak dzisiaj na hali. Odskoczyłam po czym spojrzałam na osobnika. Był nim faktycznie Wojtek.
- Wiedziałem, że w końcu nie wytrzymasz i będziesz mnie chciała zobaczyć - uśmiechnął się lubieżnie.
- Nie przyszłam tutaj żeby cię oglądać - prychnęłam. - Przyszłam pogadać. - oświadczyłam sucho. - A właściwie tylko ci coś powiedzieć.
- Skoro chcesz najpierw pogadać to słucham kochanieńka. - powiedział Maciejowski.
- Po pierwsze to nie nazywaj mnie tak, jasne? Nigdy.
- Coś jeszcze? Kochanieńka? - podkreślił ostatnie słowo. Chciał mnie zdenerwować i na razie mu się to udawało.
- Słuchaj, nie odzywaj się i mnie nie wkurwiaj. Powiem ci co mam do powiedzenia i NIGDY więcej się nie spotkamy. - wycedziłam i odetchnęłam - W ogóle to nie wiem po jaką cholerę tutaj przyjechałeś i do mnie piszesz. Nie mieliśmy kontaktu od maja. O, a tak w ogóle to gdzie masz tą swoją nową co? - zapytałam zjadliwie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Posłuchaj mnie Lenka - zaczął cicho. Czyżby zmiana taktyki? Chciał złapać mnie za rękę, ale przewidziałam to i najpierw cofnęłam się o krok - To był jeden wielki błąd, że z tobą wtedy skończyłem - wybuchnęłam mu szyderczym śmiechem prosto w twarz.
- Czyżby? A ja powiem ci coś takiego. Kiedy dostałam tego sms'a najpierw się zdołowałam, ale potem ogarnęłam, że w ogóle cię nie kochałam. Dlatego teraz powinnam ci nawet dziękować, że ze mną zerwałeś. Nawet w taki prostacki sposób.
- Nie udawaj. Na pewno to przeżyłaś - uśmiechnął się szyderczo. Zawsze to było zastanawiające. Najpierw jest rozżalony, a potem nagle szyderczy i cyniczny.
- Chciałbyś - prychnęłam.
- Chciałbym to ja coś innego - zrobił krok w przód, a ja do tyłu i poczułam, że za sobą to mam już tylko drzewo.
- Odwal się ode mnie raz na zawsze. Odpuść. Nie obchodzi mnie co się z tobą stanie, ale masz mi stąd zniknąć. Nie chcę cię więcej widzieć.
- Wymieniłaś sobie mnie jakieś marnego siatkarzynę i teraz będziesz mi tu cwaniakować - warknął robiąc jeszcze jeden krok do przodu.
- Odwal się ode mnie. Po chuja tutaj się w ogóle zjawiłeś. A Karol nie jest żadnym tam marnym siatkarzyną - warknęłam. - Ty za to jesteś marnym facetem.
- Zamilcz - syknął.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - rzuciłam twardo - Zostaw mnie w spokoju, wyjedź z Bełchatowa i się więcej nie zobaczymy - cedziłam słowa, natomiast on przyparł mnie swoim ciałem do drzewa.
- Jak będziesz cicho to pójdzie sprawnie i się więcej nie zobaczymy - powiedział cynicznie rozsuwając kurtkę. Powtórka z rozrywki?
- Zostaw mnie! - próbowałam mu się wyrwać za co oberwałam w twarz. Zaczynałam się bać. Po cholerę tutaj przyłaziłam.
- Mówiłem żebyś była cicho - syknął.
- Nie mam zamiaru się ciebie słuchać! - krzyknęłam i po raz kolejny dostałam w policzek po czym zaczął dobierać się do moich spodni. Zaczęłam krzyczeć i szarpać się okropnie. Usłyszałam jakieś szybkie kroki, a po chwili ktoś oderwał ode mnie Wojtka i rzucił nim porządnie o ziemię. Zaklął głośno po czym szybko się pozbierał i uciekł, mnie ktoś przygarnął do siebie, a ja wtuliłam się w tors mężczyzny.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mariusz, a ja pociągnęłam nosem.
- Tak, tak wszystko okej - odsunęłam się od niego, a on popatrzył mnie z troską.
- Szkoda, że uciekł bo bym mu z chęcią solidnie przypierdolił. - stwierdził
- Nie ma co się nim przejmować - odparłam.
- Jak to nie ma co się nim przejmować?! Lena, on próbował cię drugi raz zgwałcić. Musisz iść na policję!
- Byłam już. Ale teraz to wszystko moja wina. - usiadłam na ławce, co uczynił również atakujący. - Sama się chciałam tu z nim spotkać.
- Możesz mi wytłumaczyć po jaką cholerę?! - wykrzyknął - Nie powinnaś! W szczególności sama.
- Chciałam mu powiedzieć żeby mnie zostawił w spokoju. - wzruszyłam ramionami ocierając samotną łzę, która wypłynęła z mojego oka.
- Przecież ty go nawet nie znasz.
- Otóż znam. To był Wojtek. Mój były chłopak - wyjaśniłam.
- Ten idiota, który zerwał z tobą w maju przez sms'a? - zmarszczył czoło.
- Dokładnie ten sam. - powiedziałam. - Ja to mam jednak popierdolone życie. - westchnęłam.
- Masz wspaniałych ludzi wokół siebie i z tego przede wszystkim powinnaś się cieszyć. - objął mnie ramieniem.
- Mariusz, mam do ciebie prośbę. - zadarłam głowę do góry by spojrzeć w oczy siatkarza.
- Słucham.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym co się tu stało.
- A Michał i Karol?
- Im w szczególności - podkreśliłam.
- Ale Lena, nie mo...
- Im. W szczególności. Mariusz, proszę. - zrobiłam błagalną minę.
- Nie powinienem. To moi kumple. Zresztą martwią się o ciebie.
- Mariusz błagam. Chcę sama pozałatwiać tą sprawę.
- Powinnaś im powiedzieć. Przecież wiesz, że wszyscy chcą dla ciebie jak najlepiej. A to jest twój brat i chłopak. - podkreślił dwa ostatnie słowa.
- Wiem, ale specjalnie żeby tu przyjść okłamałam Karola, że idę do Karoliny - oparłam głowę na jego torsie.
- Nie potrzebnie to zrobiłaś.
- Wiem, wiem, wiem! Źle zrobiłam! Bardzo źle zrobiłam. - dodałam ciszej.
- Mogę iść z tobą na policję jeśli chcesz. Nawet teraz.
- Nie chcę ci zawracać głowy - wykręcałam się. - Paulina i Arek na pewno na ciebie czekają w domu.
- Jak czekają to się doczekają, a teraz Lena, do samochodu - powiedział stanowczo. Nie miałam więc już nic do gadania. Może to i lepiej, że mnie do tego zmusił.
Na komisariacie byliśmy po kilkunastu minutach. Przez ten czas nie odezwałam się ani słowem. Rozmawiałam z tym samym policjantem co ostatnio. Podałam mu dane Wojtka, a szkicownik mógł narysować portret pamięciowy. Żadnego zdjęcia przy sobie nie miałam bo usunęłam je już dawno, ale funkcjonariusz stwierdził, że teraz to już będzie bułka z masłem gdy znają jego dane i niedługo powinna odbyć się rozprawa.
Po niecałej godzinie mogliśmy wyjść z budynku.
- Dziękuję, że mnie tu zawiozłeś - zwróciłam się do Wlazłego.
- Od tego są przyjaciele prawda? - uśmiechnął się. - Ale wciąż myślę, że powinnaś o tym powiedzieć Karolowi i Michałowi.
Westchnęłam.
- Wiem, powiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Wrócę sama. Jedź już do domu. Na pewno na ciebie czekają - uśmiechnęłam się.
- Ale przecież mogę cię odwieźć. To żaden problem - otworzył drzwi samochodu pilotem w kluczykach.
- Nie trzeba - uniosłam kąciki ust do góry. - Poradzę sobie. Na prawdę - dodałam gdy patrzył na mnie powątpiewającym wzrokiem. - Jedź już. Do zobaczenia jutro. - pożegnałam się i wbiłam ręce w kieszenie kurtki ruszając w kierunku mieszkania. Całą drogę układałam w głowie jakieś scenariusze tej rozmowy z chłopakami. Jak miałabym się przyznać Karolowi, że go okłamałam, a potem Maciejowski próbował mnie zgwałcić? Kolejny raz... Na samo wspomnienie się wzdrygnęłam i przyśpieszyłam kroku.
Przecież sama ich dzisiaj zapewniałam, że wszystko jest w porządku i nie muszą się martwić. Oj Elena. Naważyłaś bigosu.
Gdy otworzyłam drzwi do mieszkania zauważyłam  jedną kurtkę więcej niż zwykle na wieszaku. Od razu poczułam te perfumy i już wiedziałam, że jedną, a właściwie dwie rozmowy bo przecież jeszcze Agnieszka, będę miała dziś za sobą. Najciszej jak tylko się dało zamknęłam drzwi i ściągnęłam kurtkę, buty oraz czapkę. Drzwi do salonu były zamknięte. Podejrzewam, że tam siedzą. Weszłam do kuchni by zobaczyć która jest godzina. 20:30. Odetchnęłam głęboko i powoli otworzyłam drzwi do salonu. Na kanapie siedział Karol i Agnieszka. Wkroczyłam do pokoju.
- O, jesteś wreszcie - stwierdziła Witczak i poderwała się z kanapy - To może zostawię was samych - powiedziała i podeszła do mnie - A my sobie jeszcze pogadamy - szepnęła mi do ucha i wyszła.
- No cześć kochanie. Co tam u Karoliny? - zapytał niby spokojnie i obojętnie gdy usiadłam na przeciwko niego na fotelu.
- Wszystko w porządku. Po staremu - odpowiedziałam ostrożnie - Czemu pytasz?
- Tak tylko. - wzruszył ramionami - Spotkałem ją dzisiaj jak wracałem z treningu. Pogadaliśmy sobie trochę, ale powiedziała mi, że ciebie to już ponad tydzień nie widziała. No to mówię, że przecież byłyście umówione na dzisiaj. - do tej pory mówił spokojnie - A wiesz co ona na to? - warknął patrząc mi w oczy.
- No co? - zapytałam cicho.
- Że pierwsze słyszy. Możesz mi to wytłumaczyć?! - poderwał się z kanapy. - Okłamałaś mnie. - stwierdził wbijając we mnie wzrok.
- Posłuchaj... - zaczęłam.
- Właśnie chciałbym wszystkiego wysłuchać - przerwał mi od razu.
- To nie jest to o czym myślisz.
- Doprawdy? Więc czym jest? - syknął.
- Okłamałam cię, ale nie po to by spotkać się z jakimś innym facetem. - powiedziałam - A właściwie tak. Ale ... to... nie o to.... bo ja...chodziło o.... kurwa - zaplątałam się.
- No proszę. Mów, mów - poganiał mnie ironicznie - Chętnie posłucham.
Miał prawo się denerwować. I to nawet bardzo. Odetchnęłam i postanowiłam zacząć od początku.
- Wczoraj wieczorem przyszedł mi kolejny sms. Przeczytałam i postanowiłam spotkać się z Wojtkiem...
- Czekaj, kurwa. Z jakim znowu Wojtkiem do cholery?!
- Moim byłym chłopakiem. Tym który chciał mnie zgwałcić - dopowiedziałam cicho i spuściłam wzrok. Trochę się uspokoił i usiadł z powrotem na kanapie. - Okłamałam cię bo chciałam się z nim spotkać i powiedzieć mu żeby mnie zostawił w spokoju. - zamilkłam i zapanowała cisza.
- Czyli mi nie ufasz, tak?! - wybuchnął po chwili podrywając się na równe nogi.
- Co ty gadasz?! Jasne, że ci ufam! Ja cię kocham! - także poderwałam się z fotela.
- Gdybyś mnie na prawdę kochała i ufała to byś mi o tym powiedziała a nie chciała sama wszystko załatwiać! O tych sms'ach też mi od razu nie powiedziałaś! - wyciągnął wszystkie argumenty.
- Co niby chcesz przez to powiedzieć? - wbiłam w niego wzrok i zaczynałam przeczuwać najgorsze.
- Związek to nie same dobre chwile ale też problemy - rzekł.
- Nie chciałam ci tym zawracać głowy.
- I o to mi właśnie chodzi! Jestem w końcu twoim chłopakiem do jasnej cholery! Nie uważasz, że powinienem o takich rzeczach wiedzieć?! Powinniśmy przez wszystko razem przechodzić, a ty gdy masz jakiś problem odcinasz się ode mnie i nie chcesz mi o nim powiedzieć! Tak ma wyglądać nasz związek?! W dobrych chwilach razem, a w kłopotach to już każdy sobie?! - krzyczał.
- Czyli uważasz, że to nie ma sensu?! Że te ponad cztery miesiące w ogóle nic nie znaczyły?! - w moich oczach zebrały się łzy.
- Uważam raczej, że powinniśmy dać sobie chwile czasu - powiedział i wyszedł z salonu. Gdy usłyszałam lekki trzask drzwiami opadłam na fotel i ukryłam twarz w dłoniach, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Czy on właśnie ze mną zerwał? Na to wygląda. I to wszystko przeze mnie. Brawo Elena. Tylko ci winszować. Znowu spierdoliłaś sobie życie.
Po chwili poczułam dłoń na swoim ramieniu. Podniosłam zapłakane oczy na Agnieszkę. Pociągnęła mnie za rękę bym usiadła na kanapie. Ona spoczęła obok mnie i objęła ramieniem po czym podała chusteczkę. Nic nie mówiła i za to byłam jej wdzięczna choć zasłużyłam żeby i ona się na mnie wydarła. Wysmarkałam nos.
- Mamy coś mocniejszego? - zapytałam.
- Lena nie możesz... - zaczęła spokojnie.
- Aga proszę. Na prawdę muszę się napić. Chyba wolisz to niż żebym ryczała ci w ramie kilka godzin.
- Wyobraź sobie, że wolę drugą opcję - powiedziała, a ja spojrzałam na nią z gromami w oczach.
- Dobra, ale nie dużo - ustąpiła i po chwili na ławie w salonie stała już wódka i kieliszki. Gdy Witczak rozlała do naczyń szybkim ruchem wlałam w swoją jamę ustną alkohol, a później wzięłam jeszcze łyka z butelki po czym się lekko skrzywiłam gdy napój podrażnił moje gardło.
- Znowu spierdoliłam sobie życie - stwierdziłam ocierając usta wierzchem dłoni.
- Możesz mi w ogóle powiedzieć dlaczego wszystkich okłamałaś?
- Nie udawaj, że nie słyszałaś - odparłam.
- Nie słyszałam. Serio. Założyłam słuchawki na uszy i nic a nic nie słyszałam.
- Dlatego, że jestem kompletną idiotką i kretynką, która dała powód do rozpierdolenia sobie kurwa związku - wzruszyłam ramionami nie przebierając w słowach.
- A może więcej szczegółów? - zironizowała. Napiłam się jeszcze i opowiedziałam jej wszytko. - Miał prawo się zdenerwować - stwierdziła.
- Wiem i w ogóle się nie dziwie, że stanęłaś po jego stronie. Znowu wszystko spieprzyłam. Jak zawsze zresztą - mruknęłam.
- Musisz mu dać trochę czasu. Przemyśli sobie wszystko, ty też sobie to ułożysz. Wojtek zniknie i znów będziecie parą idealną - pocieszyła mnie.
- Szczerze wątpię - mruknęłam.
- I to niby jest optymistka? - dała mi kuksańca w bok.
- Niestety nie dzisiaj. - westchnęłam.
- Spokojnie. Na pewno się ułoży - przytuliła mnie. - A teraz idź do łazienki bo z rozmytym makijażem serio ci nie do twarzy laska - zaśmiała się.
- Dzięki. - zironizowałam.
- Szczerość najważniejsza - powiedziała, a ja skinęłam głową i wyszłam z salonu by iść do łazienki. Wzięłam tam bardzo długi prysznic. Po czym przebrałam się i rozczesałam włosy oraz je szybko trochę podsuszyłam. Odłożyłam suszarkę na miejsce i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy i ten smutny wyraz twarzy to właśnie dziewczyna, która rozwaliła sobie życie. Po raz kolejny. Brawo.
Przez pół nocy tłukłam się w łóżku bo nie mogłam zasnąć, a co zamknęłam oczy to widziałam Karola. Przypomniały mi się nasze wszystkie wspólnie spędzone chwile. Od samego maja do dzisiejszej kłótni i rozstania. Bo to chyba to. Nic nie mogłam poradzić na to, że ryczałam w poduszkę przez pół nocy.

---
I bum! Zaskoczone? Mam nadzieję^^ Kilka rozdziałów wcześniej skarżyłam się, że za słodko więc teraz macie trochę krzyków i płaczu :) Spokojnie, planuje ich pogodzić xD Także nie płaczcie ;*
Następny w niedzielę i mam (chyba) dobrą wiadomość. Wracamy do dodawania rozdziałów dwa razy w tygodniu ;) Mam już z 6 do przodu więc mogę je spokojnie publikować.
Przepraszam, że nie komentuję waszych rozdziałów ale jestem taka mądra, że rozwaliłam sobie całkiem telefon i szybko na nowy się nie zanosi, a to na nim czytałam i komentowałam... Będe się w miarę możliwość oczywiście starała i każdego zostawić ślad, ale nic nie obiecuję.
Tutaj także pojawił się nowy ---> http://people--help.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**

niedziela, 1 marca 2015

~Rozdział 66~

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Chciałam unieść głowę, ale gdy nią poruszyłam syknęłam z bólu. Byłam w jakiejś białej sali. Leżałam na łóżku przykryta białą kołdrą. Po mojej prawej było okno przez które wpadały promienie słoneczne. Spojrzałam w lewo. Na krześle siedział Michał. Jego głowa spoczywała na moich nogach. Co się stało? Co ja tu robię? Zacisnęłam powieki starając przypomnieć sobie co się wczoraj wydarzyło. Nudziło mi się mieszkaniu. Agnieszki nie było. Byłam sama. Pojechałam do Karola. Co dalej? Myśl! Kurde, myśl! Potem jakiś koleś. Pewnie ten od którego dostawałam te sms'y. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Poczułam ból z tyłu głowy, a Winiarski od razu podskoczył.
- Obudziłaś się! - wykrzyknął uradowany i przytulił mnie mocno.
- Michał, która jest godzina? Jesteś tu sam? Długo tu leżę? Jak się w ogóle tu znalazłam? - bombardowałam go pytaniami.
- Jest godzina... - spojrzał na zegarek - 14. Jestem tutaj z Kłosem..- rozejrzał się po sali, ale drugiego siatkarza ani śladu - W każdym razie byłem - wyszczerzył się - Leżysz tutaj od wczoraj. A znalazłaś się tutaj tak, że Karol zadzwonił po karetkę i cię przywiozła. A teraz posłuchaj mnie uważnie - spojrzał mi prosto w oczy. - Pamiętasz jak wyglądał tamten sku....koleś?
Przymknęłam oczy ale nie widziałam przed oczyma żadnego obrazu mężczyzny. Przynajmniej nic szczegółowego.     
- Spokojnie, powoli. - mówił cicho - Zastanów się i spróbuj sobie przypomnieć wszystko po kolei. - z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
- Michał, ja nie chcę sobie tego przypominać - jęknęłam i zaczęłam płakać, a on przytulił mnie mocno.
- Wiem, Lenka wiem. - pogłaskał mnie po plecach - ale chcemy złożyć doniesienie na policję. - odsunął mnie delikatnie od siebie, a wtedy do sali wszedł Karol z kawą.
- Lenia - ucieszył się i odstawiając kubek przytulił mnie mocno, a potem pocałował w skroń. -Jak się cieszę, że już się obudziłaś - wyszeptał i odsunął mnie delikatnie od siebie, aby spojrzeć w oczy - Płakałaś? - popatrzył na Winiarskiego.
- Chciałem żeby sobie przypomniała, może pamięta jak on wyglądał - wyjaśnił przyjmujący, a środkowy jeszcze mnie przytulił.
- Musisz odpocząć - polecił, a ja położyłam się z powrotem na poduszce.
- Długo muszę tu leżeć?
- Jakieś dwa dni - odparł brat.
- Cholera jasna - mruknęłam - A wy oczywiście treningi dzisiaj postanowiliście sobie odpuścić nie? - popatrzyłam na nich, a oni spojrzeli na siebie. - No oczywiście - przewróciłam oczami. - Falasca mnie zabije, że przeze mnie znowu mu się zawdoicy zwalniają - ukryłam twarz w dłoniach.
- Spokojnie, mamy nieobecność usprawiedliwioną - wyszczerzył się Karol.
- Chociaż tyle - zaśmiałam się. - Ale na popołudniowy to macie iść - pogroziłam im palcem, a oni spuścili głowy.
- Musimy? - zapytał Michał i próbował mnie wziąć na te swoje oczy. Sorry memory. Na mnie od dawna to nie działa.
- Yes.
- Wredna jesteś - mruknął.
- Porządek musi być - zaśmiałam się. Wtedy do sali wszedł lekarz. Był to niewysoki mężczyzna w podeszłym wieku o siwych włosach, wąsie i ciepłym uśmiechu.
- O, a pani już nie śpi - uśmiechnął się - Jak się pani czuje? - zapytał.
- Dobrze. Tylko głowa mnie trochę boli.
- Proszę się tym nie przejmować. Poboli i przestanie.
- Kiedy będę mogła wyjść?
- Wszystkim tylko się spieszy do tego wyjścia - stwierdził z małym uśmiechem gryzmoląc coś w swojej teczce. - Jutro popołudniu myślę, że już będzie pani w swoim mieszkaniu. Powiem pielęgniarce, aby przyniosła pani coś do jedzenia. - oznajmił i wyszedł.
Siatkarze wyszli jakieś pół godziny później, a ja zjadłam pyszny obiadek, a na nudę najlepszy był telewizor w szpitalnej sali.
Po południu wpadła Agnieszka z Karoliną więc trochę mi się odmieniło. Witczak przyniosła mi książkę i tableta oraz kilka niezbędnych rzeczy. Siedziały przy mnie jakieś dwie godziny aż wreszcie wygoniłam je bo nie chciałam już ich zatrzymywać. Wieczór spędziłam przy książce po czym odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Faktycznie następnego dnia po południu dostałam wypis i mogłam opuścić szpital. Wyszłam przed budynek i rozglądałam się za znajomym samochodem. Nie zauważyłam samochodu Kłosa, a Winiarskiego. Podeszłam więc do pojazdu i wsiadłam do środka.
- A Karol gdzie? - zapytała zapinając pasy.
- Karne kółeczka za spóźnienie - parsknęliśmy śmiechem. - Przyjedzie do ciebie jak się ogarnie.
- Możemy pojechać teraz na policję i złożyć to zeznanie? - zapytałam cicho i spojrzałam na brata.
- A chcesz?
- Chcę to mieć za sobą - westchnęłam. - Opisze im go tak ogólnie, a jak mi się coś przypomni to zawsze mogę coś dopowiedzieć - wzruszyłam ramionami.
- No dobrze - zgodził się i pojechaliśmy w stronę komisariatu.
Powiedziałam wszystko co wydarzyło się przedwczoraj wieczorem, a oni obiecali, że postarają się jak najszybciej go znaleźć.
- Jest jeszcze jedna sprawa - zaczęłam.
- Słucham? - policjant uniósł na mnie wzrok znad papierów.
- Bo .... zanim do tego doszło to ..... to dostawałam sms'y. - wyjęłam telefon i pokazałam ekran mężczyźnie, a przyjmujący spojrzał na mnie zdziwiony. - Może uda wam się namierzyć telefon, z którego były wysyłane, a przez to jego samego.
- Jest pani pewna, że nadawca sms'ów i też mężczyzna, który przedwczoraj próbował panią panią zgwałcić to ta sama osoba?
- Nie widzę innej możliwości - odparłam tonem bez emocji.
- A zatem dobrze. Będziemy panią informować na bieżąco gdyby były jakieś nowe fakty w tej sprawie.
- Dobrze, do widzenia.
- Do widzenia.
Wstaliśmy z krzeseł i ruszyliśmy ku wyjściu wraz z przyjmującym.
- Od dawna dostawałaś te sms'y? - zapyta gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz.
- Pierwszy chyba 29 grudnia - powiedziałam cicho.
- I dlaczego nim mi nie powiedziałaś? Albo Karolowi? - zapytał trochę poddenerwowany.
- No bo myślałam, że to nic takiego - wzruszyłam ramionami.
- Jak cię ktoś straszy to to nie jest nic takiego - warknął. - Trzeba było od razu mówić.
- Będziesz mnie teraz pouczać?! Wiem, że źle zrobiłam ale się bałam, że jak komuś powiem to on mnie skrzywdzi, rozumiesz?! - spod moich powiek wypłynęły łzy.
- Przepraszam. Rozumiem - przytulił mnie - Już się nie martw. Nic ci ni grozi - uspokajał mnie.
- Chodźmy już - powiedziałam ocierając policzki i ruszyłam w kierunku samochodu.
15 minut później byliśmy pod moim blokiem. Winiar tylko mnie podrzucił, a sam jechał już do domu. Zauważyłam, że moje auto stoi na swoim miejscu więc musieli mi je przywieźć. Weszłam do budnyku, a na schodach przy mieszkaniu siedział pewien dwumetrowiec. Poderwał sie na mój widok.
- Gdzie byliście?
- Na komisariacie - odpowiedziałam dając mu buziaka w policzek na powitanie.
- Złożyłaś zeznania?
- Tak, chciałam mieć to za sobą. A gdyby mi się coś przypomniało to mogę zawsze jeszcze coś dopowiedzieć - wzruszyłam ramionami - Czemu nie wszedłeś do środka? - zdziwiłam się.
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami. Czasem przychodzą takie momenty, że wydaje mi się, że jego głupota nie zna granic. Pokręciłam tylko głową wzdychając i weszliśmy do mieszkania, w którym w salonie siedzieli Agnieszka z Andrzejem. Przywitaliśmy się po czym weszliśmy do kuchni. Karol usiadł przy stole, a ja wyjęłam z szafki dwie szklanki i wstawiłam wodę na herbatę. Po chwili do kuchni weszła Aga.
- Chcecie iść z nami do kina? - zapytała stając w progu.
Kłos spojrzał na mnie ale mi się nic nie chciało. Kompletnie. Najchętniej położyłabym sięę na kanapie w salonie i użalała nad sobą. Ale przecież nic się nie stało. Więc o co chodzi? Przejdzie mi. Na pewno przejdzie.
- Nie mam ochoty - odparłam.
Witczak spojrzała na mnie i stała chwilę nic nie mówiąc.
- Właśnie, prawie bym zapomniała! Michał dzwonił. Prosił żebyś do niego oddzwoniła.
- Który Michał? - zmarszczyłam brew.
- Dzidziuś.
- A. - jakby mnie Jurecki usłyszał to bym pewnie nieźle oberwała, że o nim nie pamiętam, no ale bywa. - Na pewno oddzwonię. Kiedy?
- Wczoraj chyba. Nie mógł się do ciebie dodzwonić więc dobił się do mnie.
- Miałam rozładowany telefon. Później do niego zadzwonię. - uśmiechnęłam się - Bawcie się dobrze - rzuciłam jeszcze i podpięłam komórkę do ładowania.
- Wronka tylko się jutro na trening nie spóźnij - pogroził mu palcem ze śmiechem środkowy.
- I kto to mówi. To ty dzisiaj karne kółeczka biegałeś - Andrzej wystawił mu język. Karol poczuł się zgaszony więc tylko spuścił wzrok, a my się zaśmialiśmy.
- No to lecimy pa! - krzyknęła jeszcze na odchodne i zamknęły się za nią drzwi.
Pół godziny później siedzieliśmy w ciszy w salonie na kanapie przytuleni. Mój wzrok cały czas był skierowany za okno. Cały czas wracały do mnie obrazy sprzed dwóch dni. Tak bardzo chciałam, a nie mogłam wyrzucić tego z głowy.
- Nie myśl o tym - powiedział cicho środkowy odstawiając kubek na ławę.
- Nie myślę - zaprzeczyłam, a on popatrzył na mnie z troską w oczach i już wiedziałam, że nie dał się nabrać.
- To wcale nie jest takie łatwe. Ot, tak sobie zapomnieć - mruknęłam i położyłam głowę na jego ramieniu przymykając oczy.
- Wiem - pocałował mnie w skroń. - Ale chociaż spróbuj.
- Postaram się - obiecałam uśmiechając się delikatnie - Możemy o tym nie mówić?
- Jasne. Zmieńmy temat - uśmiechnął się.
- Właśnie. Chciałam cię zapytać o tą twoją kuzynkę. Milenę, tak?
- Tak. - potwierdził i westchnął - O co chciałaś zapytać?
- Ogólnie. Tak o nią. - wzruszyła ramionami - Tak mi się wydawało z tego co słyszałam, że byliście ze sobą związani?
- Byliśmy i nadal jesteśmy. Ale... A może w sumie zaczną od początku. - stwierdził, a ja skinęłam głową -  Milena jest ode mnie o rok młodsza. Zawsze gdy byliśmy małymi dziećmi uwielbialiśmy się po prostu. Bawić, rozmawiać, śmiać czy kłócić. Wszystko robiliśmy razem. Można by powiedzieć "papużki nierozłączki". Matka Mileny gdy ją urodziła kilka dni później zniknęła na dobre. Teraz z tego co wiem jest gdzieś w Stanach czy coś takiego. Milka nigdy nie chciała o niej rozmawiać. Co do ojca to była ona jego oczkiem w głowie. Jedyna córeczka i tak dalej. Jednak zmarł na raka gdy Milena miała 16 lat. Obiecałem, że się nią zajmę. Nie pozwolę żeby jej się coś stało. Miałem jej pilnować, opiekować się nią, ale zawaliłem. Gdy wyjechałem do Bełchatowa trochę nasz kontakt się pogorszył. Ona była coraz starsza. Miała swoje życie, swoje sprawy. Rzadko się spotykaliśmy. A teraz nagle się dowiaduję, że ona chce wychodzić za mąż. Ja jej najbliższy kuzyn; czasem nawet czułem się jak jej brat. Jeśli teraz to małżeństwo to by była jakaś klapa nigdy bym sobie nie wybaczył, że jej nie dopilnowałem czy coś w tym stylu. - zakończył. Miałam szeroko otwarte oczy ze zdumienia. Nie mogłam sobie wyobrazić jak można porzucić swoje własne dziecko? To było dla mnie coś nie do przyjęcia.
- To trochę tak jak ja i Winiar - skojarzyłam i uśmiechnęłam się delikatnie. - Nie zawaliłeś nic, spokojnie. Przecież nie mogłeś jej wiecznie kontrolować czy ciągle spędzać z nią czasu. To jest niemożliwe i staje się też nudne i męczące.
- Ale obiecałem jej ojcu, że się nią zajmę.
- Winiar to samo obiecał mojemu. - przypomniałam - Uwierz mi, że dziewczyny też umieją sobie same poradzić w życiu i nie potrzebują wiecznie jakiejś otoczki ochronnej.
- A co jak ten jej chłopak to totalny idiota i kretyn w ogóle nie do życia?
- Ja mam takiego samego i nie żałuję - wyszczerzyłam się, a on sprzedał mi kuksańca w bok śmiejąc się - No ale tak poważnie to daj dziewczynie żyć własnym życiem. Pogadaj z nią. Nie wiem, spotkaj się. Zaproś ją tutaj razem z tym narzeczonym i się przekonasz  - wzruszyłam ramionami.
- Mówiłem już że cię kocham? - wyszczerzył się całując mnie.
- Raz, może dwa. Ewentualnie milion - zaśmiałam się.
- No bo na prawdę kocham - spojrzał mi w oczy.
- Wiem, ja ciebie też - uśmiechnęłam się. - No to zadzwoń do niej teraz, a ja skontaktuję się z Michałem bo będzie się potem ciskał, że nie oddzwaniam - wywróciłam oczami i wstałam z kanapy ruszając do kuchni gdzie był mój telefon. Odłączyłam ładowarkę z gniazdka i wybrałam numer Jureckiego. Nie odebrał za pierwszym razem więc spróbowałam jeszcze raz. Tym razem odebrał za drugim sygnałem. Brawo!
- No wreszcie! - wykrzyknął.
- A cześć to pies - fuknęłam stając przy oknie i wsuwając lewą dłoń do kieszeni.
- Cześć, cześć. Co się z tobą działo, że dzwonię i dzwonię a ty nie odbierasz?
- Zapodział mi się gdzieś telefon, a potem znalazłam go pod łóżkiem - wymyśliłam kłamstwo na poczekaniu. Nie było sensu tego opowiadać. Im mniej osób wie, tym lepiej.
- Co za sierotę mam za kuzynkę - powiedział z politowaniem.
- E! E! Ty sobie uważaj kolego! - zaśmiałam się.
- Dobrze, dobrze. Ale jak ty bez telefonu przeżyłaś to ja nie wiem.
- No popatrz, udało się. Jakoś teraz z tobą gadam. - powiedziałam ironicznie przewracając oczami.
- Na prawdę? - dałabym sobie rękę uciąć, że jebnął zeza.
- Ty nie zezuj bo ci tak zostanie. - pouczyłam go.
- Skąd ty wiesz co ja robię?! - wykrzyknął przerażony, a ja usłyszałam gdzieś z tyłu głos Mariusza Jurkiewicza, żeby jak to ładnie ujął "stulił ryj"
- Znam cię dobrze - zaśmiałam się.
- No masz racje - potwierdził, a ja zaraz usłyszałam głos Krzyśka Lijewskiego
- Ej, a z kim ty tak gadasz co? - zaciekawił się.
- Ja? - pisnął lewy rozgrywający - A na co ci to wiedzieć? - fuknął.
- Oj no weź, powiedz. Siedzimy na tym lotnisku już drugą godzinę i zaczyna mi powoli walić szajba - pożalił się.
- Cześć Krzysiu - zaśmiałam się.
- O proszę! Chciałeś przede mną Elenę zataić! - wykrzyknął.
- Kuźwa, czy wy nie możecie się przez chwilę zamknąć?! - warknął na nich o ile dobrze słyszę znowu Jurkiewicz.
- Kuźwa, czy wy nie możecie się przez chwilę zamknąć? - zaczęli go przedrzeźniać rozgrywający.
- Dobra chłopaki ogar - zarządziłam ze śmiechem. - Ty tak tylko chciałeś wiedzieć co u mnie czy dzwonisz z jakąś konkretną sprawą?
- Dzwonie żebyś mi pożyczyła powodzenia przed turniejem - oświadczył.
- Powodzenia kuzynku - powiedziałam wesoło i od razu usłyszałam głośne pochrząkiwania innych zawodników - Czy ja jestem na głośniku? - oburzyłam się.
- EEE - zaczął jąkać się Dzidziuś - Tak jakby - zaśmiał się.
- Jak mogłeś?! - obruszyłam się - Przecież my tu takie prywatne sprawy a ty mnie na głośnik!
- Przepraszam - powiedział skruszony.
- Ale my dalej nie usłyszeliśmy tego pięknego słowa "powodzenia" - zauważył starszy Jurecki.
- No to powodzenia chłopaki. Macie przywieźć medal! Najlepiej złoty bo jak nie to się policzymy kochani kuzyni - rzekłam i usłyszałam jak Jureccy głośno przełykają ślinę - Zrozumiano?!
- Ta jest! - wykrzyknęli.
- No i gites.
- Dobra, Lenuś. Musimy już kończyć. Zaraz mamy samolot.
- No to miłej podróży. Pa pa.
- No cześć - zakończył połączenie, a ja odsunęłam telefon od twarzy i odłożyłam go na lodówkę. Spojrzałam na zegar. 20:40. Wyszłam z kuchni i zobaczyłam, że w salonie siatkarz jeszcze rozmawiał z przez telefon i cały czas nawijał. A podobno to kobiety są gadatliwe.
Powędrowałam do pokoju po piżamę po czym poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po 20 minutach suszyłam już włosy, a 10 minut później wychodziłam z pomieszczenia świeża, czysta i pachnąca. Środkowy posiedział jeszcze kilkanaście minut przekazał mi, że gdzieś  za dwa tygodnie ma przyjechać do Bełchatowa Milena z narzeczonym po czym pożegnał się i pojechał do swojego mieszkania. Agnieszka minęła się z nim w drzwiach. Resztę wieczoru spędziłyśmy w swoim towarzystwie na plotkach, gadaniu, popijaniu kakao oraz oglądania telewizji. "Dobranoc" powiedziałyśmy sobie około 23.
Morfeusz jednak nie chciał mnie zabrać do swojej krainy i długo nie mogłam zasnąć przewracając się z boku na bok. Moje wiercenie się w łóżku przerwał sygnał sms'a. Sięgnęłam po telefon po czym odblokowałam ekran. Znowu ukazała mi się wiadomość od tego pojebańca.
  
                                  "Widziałem, że zachciało ci się donosić na mnie na policję.
                                         Jeszcze jeden taki wybryk, a inaczej pogadamy"


Zdenerwowana i przerażona natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i rzuciłam komórkę na szafkę nocną. Oparłam się plecami o zimną ścianę i patrzyłam na okno. Przez ciemne rolety próbowało przebić się światło księżyca. Co ten koleś ode mnie chce? Nie może zostawić mnie w świętym spokoju? Co ja mu zrobiłam?
Przymknęłam oczy i wróciłam myślami do tego wieczoru...
Zszokowana uniosłam nagle powieki. Zielone oczy. Te piekielnie wyraźne zielone oczy. Chwyciłam szybko telefon i weszłam w wiadomości. Kliknęłam na wiadomość, która przyszła kilka minut temu i napisałam odpowiedź.

                   "Możemy się spotkać? Chciałabym pogadać i sobie coś wyjaśnić"

Odpowiedź przyszła po minucie.

            "Oczywiście kochaniutka, że możemy. Jutro o 18 w parku koło tej dużej brzozy"

Już nie odpisywałam. Odłożyłam komórkę i opadłam na poduszkę. Jutro, 18:00. Spotkam się z nim i dowiem o co mu chodzi. Teraz dopiero zaczęłam mieć wątpliwości. Co jak mi coś będzie chciał zrobić? Po parku mało osób chodzi i tej porze. Boże, Elena ty totalna debilko! Chciałaś się z nim spotkać to masz teraz. Chciałaś kłopotów to masz. Przez kolejne dwie godziny nie mogłam zasnąć. Oj, Lenka, Lenka.
Dopiero około 2 Morfeusz raczył zabrać mnie do swojej krainy.

----------------
Tego na końcu miało nie być, ale rozdział wydawał mi się za krótki więc pomyślałam sobie. Czemu nie? No i co dalej? :D Co dalej?^^
Tak sobie pomyślałam, że następny dodam w środę bo nie chcę Was trzymać tak długo w niepewności ;)
---
Zapraszam również na mojego nowego bloga o Stefanie Krafcie ---> http://people--help.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**