czwartek, 28 sierpnia 2014

~Rozdział 15~

Obudziłam się przykryta kołdrą. O ile dobrze pamiętam to wczoraj padłam na twarz i od razu zasnęłam. Podniosłam się z łóżka i weszłam do łazienki biorąc ze sobą ciuchy na przebranie. Wskoczyłam pod szybki prysznic, ubrałam się, wysuszyłam włosy zostawiając je rozpuszczone i pociągnęłam rzęsy tuszem. Zbiegłam na dół, a moim oczom ukazał się bardzo zaskakujący obrazek. Karol siedział na podłodze razem z Nikodemem i budowali coś bliżej, jak dla mnie nieokreślonego. Mały cały czas pouczał Kłosa gdzie ma przypiąć konkretny klocek, a ten przepraszał za swoją pomyłkę i zrobił tak jak kazał Malec. Z tego co widziałam Zosia jeszcze spała.
No to coś nowego bo to ona zawsze wszystkich budziła.
- Cześć, jak się bawicie? - zapytałam z uśmiechem podchodząc do chłopaków.
- Wujek Karol jest super! - wykrzyknął chłopczyk - Budujemy już czwarty garaż do mojego auta.
- No to pracowity macie dzień - poczochrałam mu włoski. - Co chcecie na śniadanie?
- Już jedliśmy - odparł 8-latek, a ja popatrzyłam na nich zdziwiona
- Zrobiliśmy sobie jak ty jeszcze słodziutko chrapałaś - wyszczerzył się środkowy
- Ej, ja wcale nie chrapię - szturchnęłam jego ramię
- Nie wcale - zaśmiał się
- Bo nie! - upierałam się - A Zosia jeszcze śpi? - upewniałam się, odpowiedziały mi tylko skinięcia głowami chłopaków. Weszłam do kuchni. Troszkę mnie to zdziwiło, ale już nic nie mówiąc zabrałam się za obiad. Trzeba było coś porządnego ugotować i pokazać się z dobrej strony, nieprawdaż? No! O równiutkiej 12:05 posiłek był gotowy. W międzyczasie Zośka już wstała i zaczęła rzucać klockami w brata. Dziwne? Dla mnie to już nic nowego jednak Karol nie mógł wyjść z szoku i stwierdził, że kobiety robią z facetami co chcą już od najmłodszych lat, co ja skwitowałam tylko śmiechem. Podałam zupę ogórkową i zajadając wesoło rozmawialiśmy. Gdy na stół powędrowały pierogi wszystkim aż oczy się zaświeciły. Po obiedzie Kłos zaczął się zbierać, a ja znowu zostałam sama. Na szczęście nie na długo bo z pomocą przybyły mi mama i babcia, które gdy tylko się dowiedziały, że jestem w domu, od razu wróciły.
- No cześć córcia - uśmiechnęła się rodzicielka.
- Cześć, cześć - przytuliłam je mocno.
- Długo u nas zabawisz? - zapytała babcia
- Właściwie to za jakieś 3-4 godziny wracam do Spały.
- Jak to?!
- Trzeba było siedzieć w domu, a nie się po Polsce pałętać - wzruszyłam ramionami ze śmiechem. Mama stwierdziła, że nazbiera mi trochę truskawek i zanim zdążyłam ją odwieść od tego pomysłu ona już brała koszyczek i ruszyła na grządki. Uparta. Podobno po niej to mam, ale nie wnikam.
- No to opowiadaj jak ci tam jest z tymi siatkarzami - babcia wygodnie rozsiadła się na krześle na tarasie.
- W porządku, to świetne chłopaki. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tych moich kochanych siatkarzy.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym dołączyła do nas mama z dwoma koszyczkami pełnymi truskawek i przy miłym gawędzeniu zaczęłyśmy je szypułkować. Nim się obejrzałam była 16 i musiałam się powoli zbierać, żeby zdążyć jeszcze na kolację. Oj, no co! Wcale nie chodzi mi o to żeby się najeść tymi pysznymi smakołykami, Nie nie nie! Po prostu ja się już zastanawiam co oni tam nawymyślali i nad czym się zastanawiali jak mnie nie było. Poszłam na górę po walizkę, po drodze poprawiłam jakoś włosy oraz makijaż, wzięłam owoce pożegnałam się ze wszystkimi i wyjechałam. No i zapomniałam się zapytać czemu mama nic mi nie powiedziała o Agacie. Cholerna moja skleroza. Teraz jak przyjadę to chłopaki mi zaczną głupotami głowę zawracać i w końcu się nigdy nie dowiem.
W Spale byłam o 19:15. Zostawiłam na parkingu auto Michała i udałam się do budynku wraz z bagażem. Szybko wskoczyłam do windy, która powiozła mnie na odpowiednie piętro i stanęłam przed drzwiami pokoju 100. Nie łudziłam się, że drzwi będą otwarte, chyba jeszcze trochę rozumu to oni mają pod tymi swoimi kłakami, nie? Ale jednak nacisnęłam klamkę, jakie było moje zdziwienie gdy zamek ustąpił. Przekroczyłam próg. W środku nikogo nie było. No tak, kolacja i kolejne rozmyślania. Nie było mnie niecałe dwa dni, ale oni już nabałaganili. W sumie, gdy mieszkałam, z nimi nie wiele się różniło, ale cśśś! Rozpakowałam się szybko, skorzystałam z toalety i po chwili wylegiwałam się na łóżku, przerzucając kanały i zajadając się słodziutkimi truskaweczkami z bitą śmietanką. Nie minęło 15 minut i usłyszałam głosy siatkarzy wychodzących z windy.
- No, to co dzisiaj seans horrorów u Winiara? - zapytał Karol widać, że dotarł szybciej niż ja.
- Ma ktoś paprykowe czipsy? - zagaił Paweł
- Nie - odparli chórem
- Nie wiem jak wy chcecie się nazywać Bandą Paprykowego Czipsa skoro nawet ich nie macie. - prychnął oburzony tak łatwym przejściem swoich kolegów obok tego żrącego w oczy problemu.
- Zati, jesteśmy sportowcami, nie możemy wpierdzielać czipsów codziennie - sprowadził go na ziemię Mariusz, po czym drzwi się otworzyły,
- No hej, chłopaki - powiedziałam beznamiętnie, a im oczy mało nie wyszły z orbit
- Co.... ty..... tu? - zapytał Michał
- O ile się orientuję to mieszkam w tym pokoju na zgrupowaniu. - wyszczerzyłam się
- A nie miałaś przyjechać w nocy? - dopytywał Wlazły
- A źle, że przyjechałam wcześniej? - uniosłam brew do góry, a oni chóralnie zaprzeczyli
- Lena, jak dobrze, że wróciłaś! - wykrzyknął Zatorski ściskając mnie nader mocno - Wreszcie z kimś będę mógł się podzielić swoimi rozmyśleniami, bo tamci w ogóle mnie nie słuchają - prychnął
- Rozumiem twój ból, ale byłoby mi miło gdybyś ty też zrozumiał mój i mnie puścił bo ciężko mi oddychać - wysapałam
- A, jasne - od razu mnie puścił, przez co o mały włos nie spadałam z łóżka
- A, co ty tam masz? - Kurek wychylił swoją długą szyję, za moje łóżko - ..... TRUSKAWKI!!!! - krzyknął uradowany, a wszyscy od razu doskoczyli do Bartka.
- Pewnie, częstujcie się - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Dzięki - powiedzieli z pełnymi mordkami
- Może chcecie bitej śmietany? - głupie pytanie Lenka, oczywiście, że chcą. Napchali sobie do jadaczek pełno truskawek po czym nawalili tam jeszcze mnóstwo śmietany po czym po woli mielili.
- To oglądamy ten horror czy nie? - mówiąc to Andrzej opluł włosy Bogu winnemu Piotrka, czego tamten chyba nie zauważył i dalej zajadał się owocami. Czy wspomniałam, że jedzą już drugi koszyk? Nie? No to mówię teraz.
- Oglądamy, oglądamy - potwierdził Michał i wstał ze swojego łóżka w celu dorwania ostatniej małej, tyciej, ale najczerwieńszej i najsłodszej truskaweczki, a ono niemal natychmiast zostało zajęte przez Pita i Kurka, także biedaczek żulił teraz miejsca na moim łóżku bo Szampon ani myślał się przesunąć. W końcu ustąpiłam mu malutki skrawek mojego łoża, ale ten pan wygodny musiał się rozwalić na większej połowie! Skandal! To ja użyczam i to ja powinnam mieć większą swobodę czyż nie? Po długich, przerażająco trudnych wyborach, metodą za i przeciw po obgryzaniu paznokci i tym podobnych... nie no żartuję po prostu 10 minut sprzeczali się jaki film wybrać. W końcu padło na "Kiedy dzwoni nieznajomy". Ułożyłam się wygodnie, a raczej oparłam o ścianę, w pozycji siedzącej, tak samo musiał uczynić Michał (ha! ha! ha!) ponieważ nie jaki pan Kurek zahaczył nas na swoją minę kota ze Shreka, (której nie mogę się oprzeć, a on to skrzętnie wykorzystuje!) zażądał siedzenia obok nas bo tyłek go już bolał od siedzenia na podłodze. Wzięli mnie do środka. Na początku było całkiem spoko. Ale gdy akcja się rozkręciła zamykałam oczy i przy okazji wtulałam twarz w ramię Miśka, ale nawet wtedy lekko spoglądałam przez szparę między palcami. No co poradzić ta moja ciekawość.  Siatkarzy najwyraźniej to bawiło, a co gorsza uparli się żeby oglądać to po ciemku. Boję się horrorów i chyba nic tego nigdy nie zmieni trudno, taki mój los. Kiedy film wreszcie się skończył dziękowałam w duszy, że już bo raz o mało na zawał nie padłam, wtedy to ich dopiero rozbawiło. Ubaw po pachy, jak się kobieta czegoś boi, no na prawdę. W końcu chłopaki wyszli zabierając również ze sobą Mariusza, bo on zarówno jak i Krzysiek chcieli oglądnąć jeszcze film. My z Miśkiem zostaliśmy. Ja wskoczyłam pod szybki prysznic po czym pod kołdrę i odpłynęłam w krainę Morfeusza.



środa, 27 sierpnia 2014

~Rozdział 14~

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju przez nie zasłonięte (!) okno. Jak ja czegoś nie zrobię to nikt tego nie zrobi, a potem ja na tym cierpię bo ich po oczach nie razi. Otworzyłam patrzadła i przeciągnęłam się na wszystkie możliwe strony po czym podniosłam się do pozycji siedzącej. Mariusz chyba jeszcze spał, a z łazienki dało się słyszeć szum wody i śpiewy Michała. Spojrzałam na godzinę, 7:30. Wyciągnęłam jakieś ciuchy. Z tego co widziałam przez okno na zewnątrz było bardzo ciepło. Więc postanowiłam ubrać się w to. Gdy Michał wyszedł z łazienki ze szklanką jak mniemam lodowatej wody, na mój widok już nie śpiącej mina od razu mu zrzedła.
- Osz ty! Chciałeś mnie obudzić! - rzuciłam w niego poduszką, ale on w porę się schylił.
- O czym ty mówisz? - zrobił zdezorientowaną minę, a ja kiwnęłam głową w stronę szklanki trzymanej w jego dłoni. Gdy tylko jego wzrok powędrował za moim od razu cofnął rękę za plecy. - Nie wiem o czym mówisz. - oznajmił mi i wylał wodę do kwiatka stojącego na oknie
- Ej, Misiek, Misiek - pokręciłam głową z politowaniem i ruszyłam do łazienki. Umyłam się po czym związałam włosy w niedbałego koka i wyszłam z pomieszczenia. Z korytarza dało się słychać Pita, który już schodził na śniadanie, więc podążyliśmy za nim.
- Muszę tego Pitera porządnie opieprzyć! - oznajmił nam Winiar gdy wchodziliśmy do windy.
- A to czemu? - zapytał Wlazły
- No bo to chyba ja jestem w tej kadrze od śpiewania nie sądzisz?! - popatrzył na przyjaciela jak na totalnego debila.
- Przynajmniej wiesz, że będziesz miał godne zastępstwo - poczochrałam mu włosy.
- Czy ty nie możesz zostawić moich włosów w świętym spokoju gdy są w totalnym nieładzie tylko przeczesane ręką i wyglądam wtedy mega przystojnie?!
- Nie nie mogę - wyszczerzyłam się - Bo nie wyglądasz tak i ja muszę ci to poprawić, a on tylko zdzielił mnie ręką po głowie co spotkało się z moim wściekłym wzrokiem i nazwaniem go głupim kretynem, a jego śmiechem. Gdy tylko przekroczyliśmy próg stołówki przyjmujący wyraźnie przyspieszył kroku żeby ochrzanić Cichego, ale gdy tylko zobaczył pancakesy, które były dzisiaj na śniadanie od razu o wszystkim zapomniał i zajął się pochłanianiem naleśników.
- Ktoś dzisiaj wybywa do domciu na weekendzik? - zagaił Andrzej
- Ja - udzieliłam się, okazało się,że takie same plany mają dwaj bełchatowscy środkowi oraz Bartek
- Nie mówiłaś, że jedziesz - zauważył brat pociągając łyk soku wiśniowego
- No bo pomyślałam sobie o tym dopiero wczoraj przed snem. - wzruszyłam ramionami.
- Chyba, że tak. Jednak zawsze mogłaś mnie obudzić w środku nocy i poinformować - wyszczerzył się
- Następnym razem z przyjemnością skorzystam - także ukazałam rząd swoich białych zębów. - A pobudkę najlepiej zrobię ci zimnym prysznicem.
- Wredna jesteś - powiedział zniżając się na krześle trochę w dół.
- Jakbyś nie wiedział - zaśmiałam się
Po posiłku udaliśmy się do pokoi, gdyż do 11 mieliśmy czas wolny. Włączyliśmy telewizję i dość długo sprzeczaliśmy się co oglądać. W końcu chyba padło na jakiś film ale nie wiem jaki tytuł bo nie patrzyłam już tylko postanowiłam się spakować żeby od razu po treningu wyjechać. Zajęło mi to kwadrans i od razu musiałam przebrać się w koszulkę reprezentacyjną i podążyć za siatkarzami na trening, na którym mieli rozegrać sparing z Finlandią. Chłopaki podążyli do szatni, a ja usiadłam sobie na krzesełku. Po jakichś 15 minutach zawodnicy zaczęli się rozgrzewać. Była to troszkę kombinowana gra polegała ona na skończeniu pierwszej piłki a potem kilku kontratakach. Spotkanie zakończyło się 3:0 dla nas, a właściwie 4:0 po dodanym tak dla zabawy 4 secie. Wyszliśmy z hali i podążyliśmy do swoich pokoi. Wzięłam walizkę z pokoju, jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko mam i w otoczeniu Bandy Paprykowego Czipsa dotarłam na parking. Winiarski okazał się być tak dobro duszny, że pozwolił mi jechać swoim autem
- Dalej nie mogę w to uwierzyć. Michał pożycza mi swój samochód. Wiedziałam, że tamten to nie był ostatni raz - wyszczerzyłam się
- Jedź bo mogę się jeszcze rozmyślić. Zresztą wolę żebyś jechała moim autem nić tłukła się autobusami. - powiedział.
- Od kiedy ty taki dobroduszny? - zaśmiał się Wlazły
- Od zawsze - uciął Winiar, a my tylko się zaśmialiśmy
 Żegnali mnie jakbyśmy mieli się nie widzieć co najmniej rok. Misiek próbował mnie namówić żebym została na obiad, ale i tak późno dojadę. Tak więc z parkingu wyjechałam 14:15. Podróż minęła mi spokojnie tak więc w Wałbrzychu byłam o 17. Wyszłam z auta i zaciągnęłam się ciepłym powietrzem. Wbiegłam po schodkach, a potem otworzyłam drzwi.
- Cześć! - krzyknęłam gdy wkraczałam do korytarza
- O, Lena - zdziwiła się Asia
- A coś ty taka odstawiona? Wychodzicie gdzieś?
- Mieliśmy iść na imieniny, ale opiekunce niestety coś wypadło, mama wybyła z babcią na weekend do rodzinki, a Karolina poszła do ciotki i wróci jutro wieczorem.
- No to zakładaj buty i wychodzicie, a ja zajmuję się maluchami - klasnęłam w ręce - Adam! - zawołałam szwagra.
- Ale ty na pewno jesteś zmęczona po podróży. - zauważyła siostra
- Nie ma ale, wychodzicie i bawicie się dobrze, a ja spędzam uroczy wieczór z dzieciakami. No szybko bo się spóźnicie! - poganiałam ich.
- Młodociani siedzą na górze w pokoju. - poinformował mnie jeszcze Adam zarzucając kurtkę po czym wreszcie wyszli, a ja podążyłam na górę.
- No cześć dzieciaki - uśmiechnęłam się, a po chwili na swojej szyi miałam Zosię, a do nóg przytulonego Nikodema.
- Fajnie, że jesteś bo cię trochę brakowało. - powiedział chłopczyk
- Tobie brakowało łobuzie tylko za tego, że już cię nie ma kto bronić przed rodzicami co? - ze śmiechem poczochrałam mu czuprynkę.
- Też ale nie tylko - wyszczerzył się.
- Idziemy na spacer to mi opowiecie co się wydarzyło przez ten tydzień. Ubieramy buty. - zeszliśmy na dół. Pomogłam dzieciom z obuwiem, zamknęliśmy dom i ruszyliśmy. Postanowiliśmy pójść na łąkę, która znajdowała się niecałe 300 metrów od naszego domu, prawie przy drodze ale i tak było to moje ulubione miejsce w całym Wałbrzychu. Właściwie tą łąkę znają chyba wszyscy. Tu odbywały się nasze mini zawody w siatkówce, bo zawiesiliśmy sobie sami siatkę, a linie końcowe zrobiliśmy rozsypując mąkę. Powiem wam, że taka mąka to się długo trzyma na trawie. Tu graliśmy w nogę, tu przesiadywaliśmy całymi dniami na drzewach, zajadając się czereśniami, śmiejąc i rozmawiając cały czas. Tutaj także można było tak po prostu usiąść i pomyśleć, a jeszcze jednym plusem było to, że łąka była przy lesie, w którym płynęłam bardzo mała rzeczka. Uwielbiałam takie miejsca. Małolaty postanowiły, że będziemy bawić się w berka i to ja miałam gonić. Dałam im tą satysfakcję i nie złapałam ich od razu.
- Ej, co to ma być?! - krzyknęłam gdy Nikodem wyszedł na drzewo - Złaź stamtąd natychmiast mały ! - krzyczałam ze śmiechem - Mieliśmy się bawić w berka, a nie chodzić po drzewach.
- Nikt nie określił dokładnie więc można - wystawił mi język. A to cwaniak. Ciekawe kto po tych drzewach nauczył łazić. A no tak .... ja. Dobra, nic nie mówiłam. Na szczęście nie usiadł zbyt wysoko, więc dosięgnęłam jego nogi.
- Berek! - krzyknęłam, a on błyskawicznie zszedł na ziemię i zaczął mnie gonić, Zosia cały czas piszczała i śmiała się na zmianę. Gdy już się zmęczyliśmy usiedliśmy na chwilę na trawie
- Ciociu zerwij mi trochę czereśni - poprosiła dziewczyna, a ja podniosłam się z trawy gdzie tak nawiasem mówiąc siedziało mi się bardzo bardzo wygodnie i podeszłam do drzewa. Sięgnęłam po jedną gałąź i zerwałam prawie wszystkie. Gdy na jednej nie było już żadnej czereśni przeniosłam się na kolejną, ale nie mogłam jej dostać
- No co to ma być, żeby mając 183 wzrostu nie móc dosięgnąć głupiej gałęzi ?! - przeklinałam pod nosem, nagle gałąź zniżyła się, ale bynajmniej nie przeze mnie, a przez kogoś kto stał za mną. Odwróciłam się aby zidentyfikować osobnika.
- Karol?!
- No cześć - uśmiechnął się
- Co ty tu robisz? - zapytałam bardzo zdziwiona obecnością środkowego w Wałbrzychu.
- Sprawy rodzinne - odparł - A ty?
- Mieszkam tu niedaleko, a teraz właśnie próbowałam zerwać trochę czereśni dla tamtej 5-latki - wskazała głową na Zosię, siedzącą nieopodal nas.
- To twoja córka?! - niemal wykrzyknął, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Nie, to mojej siostry, tak jak tamten chłopiec - wskazałam na 8-letniego Nikodema, który siedział na jednym z drzew.
- Sorry, zdziwiłem się.
- Nie, nic się nie stało - uśmiechnęłam się - A czy byłbyś łaskawy przechylić jeszcze raz tą gałąź? - zapytałam - Dziękuję. Zośka! - zawołałam Małą, która niemal od razu była przy mnie - Proszę - podałam jej do rączki. Tylko wypluwaj pestki - przypomniałam jej
- Jaka on słodka - Kłos uniósł kąciki ust do góry, a ja go poparłam.
Resztę wieczoru spędziliśmy na łące, bawiąc się z dziećmi, głównie biegając, ile one mają tej energii! Ja już wymiękam, a Niki cały czas chce się bawić w berka, czy zamrożonego czy jeszcze coś innego
- Wracamy - powiedziałam gdy komary zaczęły strasznie gryźć - Zosia! - zawołałam 5-latkę i wzięłam ją na ręce. Jak ja ją rozpieszczam! Muszę trochę zejść z tonu. Karol i Nikodem najwyraźniej znaleźli ze sobą wspólny język bo buzia im się nie zamykała.
- Może wejdziesz? - zapytałam gdy dotarliśmy pod bramkę, a w międzyczasie dziewczynka zdążyła zasnąć.
- Nie chcę robić kłopotu - podrapał się po karku
- Spokojnie, nie ma żadnego kłopotu, a skoro tak dobrze rozumiesz się z Małym to byś mi pomógł bo ja jestem mu potrzebna tylko jak trzeba go usprawiedliwić przed rodzicami - zaśmialiśmy się.
- Skoro tak.
- No to zapraszam - uśmiechnęłam się szeroko i przemierzyliśmy odległość jaka dzieliła nas od drzwi wejściowych. Kazałam środkowemu się rozgościć, a sama podążyłam na górę położyć dziewczynkę do łóżka, ale zanim mi się to udało to ona się obudziła i stwierdziła, że jest głodna więc z powrotem zeszłyśmy na dół.
- A ty nie miałaś jej położyć spać? - zapytał z uśmiechem Kłos wchodząc za mną do kuchni.
- Jak widzisz plany się zmieniły - uśmiechnęłam się. - To co zjesz? - zwróciłam się do dziewczynki
- Pyszne płateczki z ciepłym mleczkiem - rozmarzył się siatkarz
- Nie ciebie się pytałam - pacnęłam go w ramię - ale zaraz coś się znajdzie.
- To samo co wujek - oznajmiła Zosia
- Się robi. Nikodem co zjesz? - krzyknęłam w stronę salonu.
- To samo.
Tak więc wyciągnęłam z szafki 4 talerze, wsypałam do nich płatki Chocapic, zalałam ciepłym mlekiem i podstawiłam każdemu pod nos. Zjedliśmy szybko bo każdy był głodny po takim bieganiu. Po posiłku usiedliśmy w salonie, włączając na jakieś bajki. Dziewczynka zasnęła niemal od razu więc po razu drugi poszłam położyć ją spać, tym razem skutecznie i po chwili byłam z powrotem w salonie. Jak się okazało jej brat był o wiele bardziej wytrwały i zasnął o 21:30. Tym razem Karol wziął go na ręce i zrobiliśmy kurs do pokoju 8-latka.
- Słodko wyglądasz z dzieckiem na rękach - wyszczerzyłam się gdy schodziliśmy na dół
- No proszę czego ja się tutaj dowiaduję. Od teraz muszę na stronkę wrzucać zdjęcia z dziećmi to będę miał więcej fanek - przedstawił m swój plan
- Chytrze to sobie pan wymyślił panie Kłos. Na pewno podziała - puściłam mu oczko opadając ciężko na kanapę - Ale mi dały w kość a zajmuję się nimi.. - spojrzałam na zegarek - nieco ponad 4 godziny - westchnęłam - Jednak tydzień urlopu od nich robi swoje - westchnęłam. - Nie wiem co oni im do jedzenia dosypują ale chyba muszą już przestać - zaśmialiśmy się. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Siatkarz podał mi urządzenie, a ja odebrałam, jak się okazało dzwoniła Asia
- Jak tam? - padło pytanie
- Dobrze, właśnie poszły spać.
- To dobrze, dały ci ciut w kość czy nie zdążyły?
- Poszliśmy na łąkę więc jak najbardziej zdążyły - uśmiechnęłam się
- To słyszę, że popołudnie miałaś bardzo ciekawe - zaśmiała się - Dzwonię żeby ci powiedzieć, że wrócimy dopiero jutro koło południa, nie przeszkadza ci to?
- Nie no skąd. Odpocznijcie sobie chociaż przez weekend bo potem nie wiem kiedy przyjadę - zaśmiałyśmy się.
- To jeszcze będziemy dzwonić czy się po drodze nic nie pozmienia i będę cię informować, jakby co to dzwoń.
- Spokojnie, Asia, przecież nie pierwszy raz się nimi opiekuję prawda? Także nic się nie martwcie. Papa - pożegnałam się i odłożyłam telefon na stolik.
- Nie wiedziałam, że masz rodzinę w Wałbrzychu, nigdy cię tutaj nie widziałam - zmarszczyłam czoło
- Bo ja do niedawna też nie widziałem - westchnął - Właśnie wczoraj się dowidziałem, że moja kuzynka, o której nie miałem pojęcia zmarła no i tak z ciekawości przyjechałem zobaczyć -  wzruszył ramionami.
- I znalazłeś grób?
- Nie, nie udało mi się - pokręcił głową.
- Jak chcesz mogę kiedyś  iść z tobą, to ci pomogę. Ale jutro to chyba już nie zdążymy - uśmiechnęłam się nikle.
- Dzięki - odwzajemnił gest
- A mogę chociaż wiedzieć, jak się nazywała? Może ją znałam - wzruszyłam ramionami
- Agata Wilska. Chyba.....
- Agata Wilska..... Agata Wilska?! - ożywiłam się -  przecież ona chodziła do klasy z moją siostrą. Jacie kręcę - pokręciłam głową - Nie wiesz jak to się stało?
- Podobno potrąciło ją auto.
- Dziwne, że mama nic nie mówiła - zastanowiłam się.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę i nagle nie wiadomo skąd zegar wybił 23.
- Ale się zasiedziałam - Karol wstał z kanapy.
- Gdzie ty zamierzasz o tej godzinie iść? - wstałam zaraz z nim.
- Pojadę do jakiegoś hotelu nic się nie bój.
- Nie ma mowy - zagrodziłam mu drogę i pokręciłam przecząco głową - Nigdzie nie idziesz. Przenocujesz u nas.
- Ale...
- W moim słowniku nie ma słowa "ale" ani "nie" więc zapraszam - wskazałam schody na górę. Zgasiłam światło na dole i pościeliłam środkowemu w pokoju gościnnym życzyłam dobrej nocy, a sama udałam się do swojego starego pokoju. Miałam zamiar na chwilkę dosłownie na chwilę rzucić się na łóżko, potem wstać i się przebrać, ale moje powieki były tak ciężkie, że same się zamykały i już po chwili spałam w najlepsze.




niedziela, 24 sierpnia 2014

~Rozdział 13~

- Ty, czemu telefonu przy sobie nie nosisz?! Jakby się tak ktoś ważny do ciebie chciał dodzwonić to co?! - zwróciłam się do Winiarskiego bez zbędnych wstępów. - Daga dzwoniła! Na następny raz masz brać bo cię nie będę usprawiedliwiać.- rzuciłam mu telefon - Masz do niej oddzwonić - oznajmiłam mu, a on wypadł z pokoju jak strzała. Rozejrzałam się po znudzonych twarzach siatkarzy naszej Bandy siedzących gdzie się tylko dało. Na środku pokoju na podłodze siedział po turecku Bartek i jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. Przed nim stała szklanka napełniona na 3/4 wodą.
- Modlicie się do wody? - uniosłam brew siadając na podłodze pod ścianą, gdyż tylko tutaj było wolne miejsce, a wolę siąść tu niż gnieść się pomiędzy resztą. Moim towarzyszem niedoli okazał się Zatorski, którego też wywalili pod ścianę, ale jemu to chyba nie przeszkadzało bo miał bardzo skupioną minę. Pewnie jego myśli cały czas zaprzątali Finowie, Fińczyki i Finlandczyki.
- Kuraś chce sprawdzić czy jego ajfon na pewno jest wodoodporny i czy nie oszukały go te wszystkie napisy na pudełku, ale boi się wrzucić go do wody - oznajmił mi ziewający Piotrek.
- O wypraszam sobie ! - oburzył się od razu przyjmujący - Ja się wcale nie boję tylko rozważam wszystkie za i przeciw.
- Jak tak się boisz to ja mogę to zrobić  - wzruszyłam ramionami.
- Ja się nie boję ! - warknął.
- Jasne jasne - wywróciłam oczami.
- Dobra wrzucam - powiedział po chwili zastanowienia.
- Wreszcie jakiś konkret - powiedział z entuzjazmem czujecie ten sarkazm?) Karol, nie podnosząc wzroku znad swojego wypasionego ajfona i ukazując nam kciuk w górę.
Gdy już prawie zanurzał urządzenie wpadło mi w ręce opakowanie po tej komórce. Połowa była ubrudzona czekoladą, co wcale mnie nie zdziwiło. Z tekstu napisanego na pudełku zostało już tylko:
                                             ............. jest wodoodporny!
                                             .............próbować!
Przyjrzałam się temu bliżej i paznokciem zdrapałam zaschniętą czekoladę. Przybiłam sobie facepalma gdy tylko przeczytałam co było tam napisane.
- Bartek nie! - krzyknęłam ale było już za późno bo połowa telefon Kurka była pod wodą. - Jakbyś nie uświnił tego czekoladą opakowania to wiedziałbyś, że tu pisze: NIE jest wodoodporny! NIE próbować! - powiedziałam, a cały pokój oprócz obrażonego Siuraka zajął się niepohamowanym śmiechem.
- Ej, z czego się śmiejecie? - zapytał Michał, który właśnie wszedł do pokoju. Ominęła go cała akcja. Przykro. Niestety nikt mu nie odpowiedział bo nikt nie był w stanie. - No super jak ja wychodzę to dzieje się coś fajnego! - kolejny się fochnął i usiadł obok Wlazłego.
- To wszystko przez ciebie Piter!! - krzyknął Bartek.
- Co? - pisnął środkowy - Jak to przeze mnie?
- Bo tobie dałem do potrzymania to pudełko, a że się wtedy obżerałeś czekoladą to uwaliłeś mi to pudełko i to wszystko przez ciebie! - wskazał na niego wyprostowanym palcem wskazującym.
- Zabrało mi tu jeszcze " Dzisiaj śpisz na kanapie!" - krzyknął Kłos, a cały pokój po raz kolejny w ciągu 5 minut zaniósł się takim śmiechem, że spokojnie na drugiej stronie ulicy byłoby nas doskonale słychać.
- Czy wy możecie być wreszcie cicho?! Ludzie tutaj chcą w spokoju Trudne Sprawy oglądnąć, a nie waszych śmiechów wysłuchiwać  - wydarł się Zagumny stający w drzwiach. Wszyscy jak na zawołanie zamilkli. - No, i tak ma być! - zatrzasnął za sobą drzwi, a my zaczęliśmy tłumić śmiech zasłaniając usta dłońmi.
- No to co robimy po kolacji? - zapytał Paweł, który wyrwał się z głębokich rozmyślań.
- Wymyśliłeś już coś? - zaciekawił się Andrzej.
- Nie. - zrobił smutną minkę Zatorski, a my głęboko westchnęliśmy.
- No to pewnie ty do samej nocy się będziesz zastanawiał u siebie w pokoju, a my obejrzymy jakiś film albo zagramy w karty - udzielił się Mariusz. Wstaliśmy ze swoich miejsc i ruszyliśmy do wyjścia. Siatkarze ruszyli w prawo do windy, a ja w przeciwnaym kierunku: do swojego pokoju.
- A ty gdzie? - Igła od razu zauważył, że nie podążam za nimi.
- Nie jestem głodna. - odparłam.
- Jak to nie jesteś głodna?! - wykrzyknęli wszyscy.
- Normalnie - wzruszyłam ramionami. - I nawet nic mi tu nie przynoście bo nie jestem głodna - rzuciłam i weszłam do pomieszczenia. Walnęłam się na łóżko i włączyłam telewizor. Akurat leciał "Ojciec Ma teusz" więc postanowiłam oglądnąć, zwłaszcza, że to był nowy odcinek. W międzyczasie sięgnęłam po telefon, podłożyłam sobie rękę pod głowę i odblokowałam klawiaturę. Od razu rzuciło mi się w oczy 5 nieodebranych połączeń od Karoliny. Postanowiłam od razu do niej oddzwonić. Wyciągnęłam z szuflady paczkę żelków i ją otworzyłam po czym zaczęłam je konsumować. Wcale nie była głodna! To tylko tak dla zajęcie czymś rąk! Wiem, z takim podejściem nie mam co myśleć o odchudzaniu.
- Coś się stało? - zapytałam od razu na wstępie.
- Dlaczego tak myślisz?
- No bo dzwoniłaś 5 razy. - odparłam.
- Co? - zdziwiła się - Ale ja do ciebie nie dzwoniłam.
- Przecież od razu mi się wyświetliło 5 nieodebranych połączeń od ciebie. - zmarszczyłam brwi
- To możliwe, że to Ksawery bo przedtem zwinął mój telefon i możliwe, że gdzieś podzownił - westchnęła.
- Chyba, że tak - zaśmiałam się. - Ale na pewno nic się nie stało? Wiktor już wrócił?
- Nie jeszcze nie, a ja już sobie powoli nie daje sama rady.
- Współczuję ci bardzo.
- Jeszcze jakoś wyciągnę.
- Nie myślałaś żeby pojechać do rodziców? - podrzuciłam pomysł
- Wyjechali do Grecji na miesiąc z okazji 30 rocznicy ślubu.
- Chyba, że tak. Ale wiesz, że zawsze możesz wpaść na kilka dni do Wałbrzycha.
- Nie chcę robić kłopotu - wymigiwała się
- Olszewska nie wygłupiaj się! Jakiego kłopotu przecież ty dla mojej mamy jesteś jak trzecia córka. Zadzwonię tam do niej i dowiem się co i jak, pojedziesz, odpoczniesz tam i zostaniesz aż do meczów we Wrocławiu i przyjedziecie wszyscy razem. - przedstawiłam swoją propozycję nie do odrzucenia.
- Widzę, że ty to już masz wszystko zaplanowane. -zaśmiała się
- Przecież zawsze miałam talent organizacyjny - pzypomniałam jej. - To ja dzwonię do mamy i zaraz ci albo napiszę albo zadzwonię zależy czy te wielkoludy tutaj nie wpadną.
- No to czekam. - rozłączyłyśmy się, a ja wybrałam kolejny numer w kontaktach i rozpoczęłam połączenie.
- No hej mamuś sprawa jest. - zaczęłam.
- Cześć Lena -zaśmiał się Adam
- O, cześć, dasz mi mamę?
- Pewnie - odparł i już po chwili słyszałam w słuchawce głos rodzicielki.
- Cześć córcia o co chodzi?
- Bo chodzi o to, że Karolina już sobie trochę nie radzi z Ksawerym sama, Wiktor jeszcze nie wrócił, rodzice wyjechali na miesiąc do Grecji w 30 rocznicę ślubu i tak sobie pomyślałam żeby może ona do nas wpadła na kilka dni, a potem do Wrocławia przyjechalibyście razem. Co ty na to? - zapytałam na jednym oddechu.
- Mi to nie przeszkadza. A kiedy ma przyjechać?
- Nic jej na razie nie mówiłam bo chciałam do was zadzwonić.
- Może przyjeżdżać nawet jutro - czułam, że się uśmiecha.
- No to jej powiem, na razie - pożegnałam się i po raz trzeci tego wieczora zaczęłam szperać w kontaktach.
- Możesz wpadać nawet jutro - powiedziałam od razu na wstępie.
- Serio?
- A co cię tak dziwi?
- Nie no nic. Napisz jej jeśli możesz żeby się nas spodziewali około 19.
- Ok, no to tam sobie odpoczniesz bo jak moja mama będzie miała koło siebie trójkę dzieci to będzie wniebowzięta - zaśmiałyśmy się.
- No to, to by było na tyle, cześć - rozłączyła się, a niemal od razu do pokoju wpadła cała Banda Paprykowego Czaipsa, ci to mają wyczucie czasu, jak słowo daję. Warto wspomnieć, że byli oni przerażeni. Zatorski, który wpadł na końcu osunął się po drzwiach ciężko dysząc, zresztą jak wszyscy.
- A wy co, ducha widzieliście czy co? - zadziwiłam się.
- Gorzej - wysapał Karol.
- Gorzej czyli co?
- Widzieliśmy wściekłych Fińczyków - powiedział Igła.
- Co? - zdziwiłam się marszcząc brwi
- No wściekłych Fińczyków - wywrócił oczami Michał.
- A a no i?
- No bo taka sytuacja.... - zaczął Mariusz ale nie było dane mu skończyć bo ktoś zaczął pukać do drzwi. Siatkarze w panice, że to po nich wbiegli do łazienki, a ja poszłam otworzyć.
- Słucham? - uśmiechnęłam się szeroko widząc na korytarzu faktycznie dwóch Fińskich zawodników.
- Czy na tym piętrze mieszka reprezentacja Polski siatkarzy? - zapytał jeden z nich.
- Nic mi o tym nie wiadomo - udałam zdziwioną - A coś się stało?
- Nie, nie po prostu jeden z nich zgubił telefon - mężczyzna wyciągnął w moją stronę urządzenie, które o ile się nie myliłam należało do Igły, a na potwierdzenie moich słów z łazienki było słychać " osz kurwa to mój!", a potem pretensjonalne "auu"
- Przekaże proszę się nie martwić - uśmiechnęłam się - Dobranoc.
- Dobranoc - pożegnali się i ruszyli do windy, ja zamknęłam drzwi i zaczęłam się śmiać jak nienormalna, zgięłam się w pół i oparłam o drzwi, a z łazienki wyszli siatkarze.
- Masz to chyba twoje - wyciągnęłam w stronę Krzyśka komórkę już trochę się uspokajając
- Tatuś już nigdy cię nie zostawi - pocałował ajfona i schował do kieszeni.
- Czemu wy się ich tak okropnie przeraziliście? Przecież to spoko faceci - wzruszyłam ramionami.
- No bo taka sytuacja - zaczął ponownie Wlazły - Jesteśmy na tej kolacji i wchodzą ci Finowie, siadają, jedzą wszystko spoko super, kończymy jeść i idziemy do wyjścia, ale ten żółtodziób Zati musiał wyskoczyć z takim tekstem " Idę się ich zapytać dlaczego nazywają się Finami, a nie czasem Fińczykami czy Finlandczykami" no i poszedł, my  oczywiście facepalmy, a Igła ruszył za nim go odciągnąć bo by się jeszcze obrazili jakby im to powiedział czy coś. Podszedł do niego, zatkał jadaczkę ręką i odciągnął, zapewne gubiąc przy tym komórkę. Ci dwaj puścili się biegiem no to my też bo nie wiedzieliśmy co jest grane. No i biegniemy schodami bo zanim winda by po nas przyjechała to oni by nas złapali i tak zasuwaliśmy tu na 4 piętro i wpadliśmy do ciebie bo byliśmy pewni, że masz otwarte drzwi. - wyjaśnił mi całą sytuację, a ja zaczęłam się śmiać
- Ja tu wcale nie widzę powodu do śmiechu - Andrzej skrzyżował ręce na piersi.
- A ja widzę - powiedziałam nie przestając się śmiać.
- Widzę, że cię to bawi, ale jestem ciekawy co być mówiła jakbyś tego doświadczyła na własnej skórze - powiedział  obrażony Piotrek.
- Pewnie śmiałabym się z własnej głupoty Piotruś.
- No to skoro już i tak się śmiejesz, to może będzie jeszcze śmieszniej jak zaczniemy cię łaskotać - powiedział cwano Winiar, a mi natychmiast uśmiech zszedł z twarzy i wkroczyło na nią przerażenie. Oni? Z tymi swoimi wielkimi łapami mają mnie łaskotać? Nieeee dzięki.
- O nie, nie, nie, nie - pokręciłam głową i uniosłam ręce w geście poddania - Wiecie to wcale nie było śmieszne, każdy mógłby się pomylić i przestraszyć. To zupełnie normalne i ja wcale się wam ie dziwię. Nie, nie, nie - pokręciłam głową. Zaczęłam mówić bardzo szybko i jednocześnie próbując ukryć śmiech. Winiar znał moje słabe punkty i teraz to wykorzystuje. Podłość powiadam! Podłość!
- Ty mówisz 7 razy nie ale my mówimy 8 razy tak więc przechodzisz dalej - wyszczerzył się Karol.
- Szampon, trzymaj ją - nakazał Misza
- Podli jesteście! - zdążyłam jeszcze krzyknąć - Nie!! - pisnęłam, ale przecież jak ja, taka drobniutka kobitka może sobie poradzić z takim siatkarzem? Nie ma bata dlatego po chwili siedziałam już z unieruchomionymi rękami na łóżku. Zaczęłam kopać nogami więc od razu Andrzej mi je przytrzymał. Piszczałam i śmiałam się równocześnie gdy Kurek, Winiarski i  Kłos zaczęli mnie łaskotać, a Igła jak to Igła zaczął to nagrywać.
- Jeżeli to nagranie ujrzy światło dzienne to obiecuje że osobiście rozwalę ci tą pieprzoną kamerę! - krzyknęłam między śmiechem.
- No problemo - wyszczerzył się.
- Widzę, że bardzo was to bawi - powiedziałam przez śmiech trudem łapiąc powietrze, patrząc na uhahanych i nie zaprzestających swojej czynności siatkarzy.
- Jak najbardziej! - krzyknęli chórem z wielkimi bananami na twarzy.
- Co wy tu ............. robicie? - do pokoju wpadł Stephane a widząc tą scenkę jego oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, ale ani Szampon ani Andrzej nie zwolnili swojego uścisku.
- Tylko ją łaskoczemy - oznajmił Andrzej
- Niech ich trener stąd ......... - chciałam powiedzieć zabierze, ale atakujący zatkał mi usta ręką
- My tu grzeczni. Niech się trener nie martwi to tylko była kara za oszustwo, proszę iść spać. Kolorowych słów - powiedział Krzysiek z uśmiechem, a Antiga tylko pokręcił głową i wyszedł.
- Ciesz się, że cie nie ugryzłam - warknęłam w stronę Mariusza
- Raduję się - wyszczerzył się niemiłosiernie
- Już wystarczy, proszę - zrobiłam błagalną minę, która jednak nie podziała na nikogo - Jesteście okropni - prychnęłam i zrobiłam naburmuszoną minę, ale nie zagościła ona za długo na mojej twarzy, bo pod wpływem łaskotania zmieniła się w śmiech
- Ok, teraz wystarczy - oznajmił mój kochany braciszek, a ja opadłam na poduszkę, położyłam dłonie na brzuchu i starałam się unormować oddech. Chwilę mi to zajęło.
- Jak następnym razem będziesz chciała się z nas śmiać to usiądź i poczekaj aż ci przejdzie albo zamknij się w łazience i tam się pośmiej bo inaczej spotka cię ten sam los - orzekł Bartek
- Dzięki za ostrzeżenie - uniosłam kciuk w górę.
- Nmzc - wyszczerzył się, a my popatrzyliśmy na niego pytająco - Jacy wy nie ogarnięci - wywrócił oczami - To znaczy nie ma za co.
- Przecież wiemy co to znaczy, tylko dziwi nas, że to powiedziałeś - wydukał Kłos
- A to czemu? - zdziwił się
- A temu, że ty bardzo rzadko albo wcale nie używasz skrótów - powiedział Piter, który był równie zdumiony co wszyscy.
- Oj tam oj tam - machnął ręką przyjmujący.
Pogadaliśmy jeszcze kilka......dziesiąt minut i siatkarze udali się do swoich pokoi, a ja ruszyłam pod prysznic. Przebrałam się w piżamę i wysuszyłam włosy  po czym opuściłam pomieszczenie. Przed zaśnięciem pooglądałam jeszcze z chłopakami jakiś kryminał, ale trochę mnie znudził więc zasnęłam.





środa, 20 sierpnia 2014

~Rozdział 12~

Po posiłku ruszyliśmy znowu na swoje piętro tym razem do pokoju nr.101 gdzie obecnie mieszkali Siurak i Piter. Porozkładaliśmy się na łóżkach lub podłodze (Zati), Nowakowski podał paprykowe czipsy, a Bartek, Krzysiek i Michał zaczęli się kłócić jaki film wybrać. Zajęłam sobie miejsce pomiędzy Karolem, a Mariuszem.
- A co wy na to żeby nas tu wszystkich czyli tych którzy spotykają się najczęściej nazwać "Bandą Paprykowego Czipsa"? - zarzucił pomysła Zatorski, a my popatrzyliśmy na niego jakby przyszedł i powiedział nam, że jutro mam zagrać z nimi w pierwszej szóstce. - No co? To będzie fajne ! - uparł się.
- W sumie czemu nie? Coś nowego - poparł go Pit.
- A czemu akurat paprykowego czipsa a nie na przykład cebulowego czy bekonowego? - zapytał Wlazły.
- Bo bekonowe są niedobre - wcięłam się od razu.
- Dlatego paprykowego bo teraz akurat wpieprzamy paprykowe czipsy. - wyjaśnił młodszy libero.
- Jakby się tak zastanowić to logiczne - powiedział Andrzej.
- Widzę, że moje poparcie rośnie - radował się Pawełek poruszając brwiami.
- Ja w sumie to nie mam nic przeciwko - zaśmiałam się, a reszta mnie poparła więc pomysł Zatiego wszedł w życie i teraz oficjalnie zwiemy się "Bandą  Paprykowego Czipsa". Po jeszcze 10-minutowej kłótni co mamy oglądać padło na "Niezniszczalni". Oglądałam chyba pół godziny ale później oczy same mi się zaczęły zamykać i oparłam głowę na ramieniu, któregoś z siatkarzy.

*Perspektywa Michała*
- Obudźcie ją - powiedziałem po zakończonym filmie wskazując głową na Elenę, która spała już od dobrej godziny na ramieniu Mariusza.
- Weź ją na ręce przecież tak słodziutko śpi - rozczulił się Piotrek. - Ile taka kruszyna może ważyć? Więcej na siłowni wyciskamy
- Dobra, czekajcie - powiedziałem i wziąłem siostrę. Szampon szedł pierwszy i otwierał nam drzwi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego pokoju Lena otworzyła oczy.
- Mogłaś się obudzić kiedy z tobą wychodziłem - jęknąłem
- Bo się obudziłam ale nie chciało mi się iść - wyszczerzyła się, ja westchnąłem, a atakujący się zaśmiał. - Mówiłam ci kiedyś, że jesteś bardzo wygodny? - zapytała z wielkim uśmiechem na ustach
- Piąteczka - rzekł Wlazły po czy przybijał już piątkę z El.
- Faktycznie, dużo byś się oszła, pięć metrów, bo tyle dzieli nas do sąsiedniego pokoju - wywróciłem oczami. Ona czasem serio mnie zadziwia swoją przebiegłością.
- Ale nie musiałam bo mam takiego kochanego braciszka - dała mi buziaki w oba policzki.


*Perspektywa Eleny*
Weszłam do łazienki i szybko przebrałam się w piżamę po czym wskoczyłam pod kołdrę i błyskawicznie zasnęłam.

Następnego dnia obudziłam się bardzo wypoczęta. Podniosłam się do pozycji siedzącej aby ogarnąć wzrokiem pokój. Był pusty. Sięgnęłam po komórkę, aby sprawdzić, która godzina : 05:36 -poinformował mnie wyświetlacz. Nie chciało mi się już spać więc postanowiłam, że pójdę w ślady siatkarzy i przebrałam się w coś odpowiedniego do biegania. (klik) , (klik) , (klik). Weszłam do łazienki ubrałam się, włosy związałam w koka, chwyciłam jeszcze z szafki MP3 i wyszłam zamykając pokój. Wskoczyłam do windy, która zawiozła mnie na dół. W recepcji oddałam klucz młodej dziewczynie i poprosiłam aby przekazała go Michałowi i poinformowała go, że wyszłam pobiegać. Gdy tylko przekroczyłam próg uderzył mnie przyjemny chłód. Włączyłam odtwarzacz, włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie. Pobiegłam w stronę lasu cały czas po ścieżce, który o tej porze wyglądał cudownie. Promyki słońca gdzieniegdzie przeciskały się pomiędzy drzewami, a co jak co ale takie obrazki to ja uwielbiałam. Obiegłam chyba pół lasu, ale nie byłam aż tak okropnie zmęczona. W końcu postanowiłam wracać. Na ulicy był coraz większy ruch. Ludzie wszędzie się spieszyli. Nienawidziłam tego stanu kiedy musiałam gdzieś gnać na złamanie karku, ale niestety dzisiejszy świat tak ma. Przekroczyłam próg ośrodka i wskoczyłam do windy. Wyłączyłam MP3 i stanęłam pod drzwiami naszego pokoju. Otworzyłam je, a to co tam zobaczyłam już wcale mnie nie zdziwiło
- Witam szanowną Bandę Paprykowego Czipsa - wyszczerzyłam się
- A witamy, witamy. Gdzie to się chodzi jak nas nie ma, hmm? - zapytał Karol
- A to tu to tam - uśmiechnęłam się promiennie, chwyciłam butelkę wody cytrynowej i pociągnęłam duży łyk.
- No kto by pomyślał, że ty możesz tak wcześnie wstać - pokręcił głową Bartek.
- Ja akurat nigdy nie miałam z tym problemu nie to co ty Bartusiu - poczochrałam mu włosy.
- Wcale nie ja tylko Olszewska ! - oburzył się od razu
- A no tak takie rzeczy się całe życie pamięta nie? - puściłam mu oczko. Weszłam do łazienki z rzeczami na przebranie (klik). Wskoczyłam pod prysznic, słysząc z pokoju jaki siatkarze przepytują Kurka o jakie rzeczy chodzi. A mianowicie drodzy panowie chodzi o takie rzeczy, że nasz Kuraś kiedyś był zakochany, nie przepraszam! Był zauroczony po uszy w Karolinie i zna każdy szczegół jej życia, a to, że Olszewska jest śpiochem to jeden z nich. Ot, cała historia. Ubrałam się, wysuszyłam włosy, które związałam w warkocza i przerzuciłam go sobie na prawą stronę. Pociągnęłam błyszczykiem usta, potuszowałam rzęsy i wyszłam z łazienki. Siurak posłał mi mordercze spojrzenie na co ja jemu buziaka w powietrzu promienny uśmiech.
- No to co idziemy na śniadanko! - zatarł ręce Piotrek po blisko półgodzinnym wgapianiu się w telewizor przez siatkarzy i mojej obronie przed ciągłymi kuksańcami w ramie od szanownego Bartosza Kurka. Co ciekawe bolały mnie one ale równocześnie śmieszyły tak, że ból był mniejszy. Wstaliśmy z łóżka lub podłogi (Paweł, Piter) i wyszliśmy z pokoju. Puściłam się biegiem z Piterem na samy przodzie żeby nie zasuwać schodami i gdy tylko weszliśmy do windy przybiliśmy głośną piątkę. Innym się tak nie spieszyło. Dzisiaj padło na Miśka, Mariusza i Krzyśka więc oni szli sobie schodkami, a my pojechaliśmy. Weszliśmy na stołówkę w bardzo dobrych humorach. Usiedliśmy przy stoliku zarezerwowanym dla BPCz i zaczęliśmy rozmowy, gdy tylko pozostała trójka wbiła  do pomieszczenia Igła zaczął sypać sucharami aż się kurzyło wszyscy aż płakali ze śmiechu.
- To co, dzisiaj już odzyskuję tytuł Miszcza Kawałów? - zapytał
- Odzyskujesz - przytaknęli wszyscy
- Ale Lena ma mi uroczyście przekazać swoją koronę, potem zrobić sobie ze mną zdjęcie jako były i obecny Miszcz Kawałów - postawił sprawę jasno. Zgodziłam się. Ignaczak wręczył Wlazłemu kamerę, (którą nie mam pojęcia skąd wziął) bo jak uważał tylko on z tego towarzystwa się nadaje. W sumie to się z tym zgadzam, no bo daj tu kamerę takiemu Zatorskiemu.
Stanęłam obok siedzącego na krześle Libero z serwetką w ręce i powiedziałam
- Uroczyście ogłaszam, że ten tu oto Krzysztof Ignaczak zostaje dziś prze ze mnie nazwany Miszczem Kawałów! - położyłam serwetkę na jego włosach, a wokoło rozległy się oklaski. Cyknęliśmy sobie zdjęcie, a ja znowu usiadłam na swoim miejscu.
- Ej Len, a tak w ogóle to jaki to kolor? - zapytał Krzysiek wskazując na swoją dającą po oczach koszulkę. - Miałem się już dawno zapytać, ale ciągle wypadało mi z głowy.
- Nie wiem ale powiem ci, że wyglądają apetycznie - wyszczerzyłam się, a wszyscy wybuchnęli śmiechem
- Widzę, że ktoś tu oglądał mój wywiadzik - dźgnął mnie palcem w bok.
- Sie wie - uśmiechnęłam się - A ta serio to nie potrafię ci powiedzieć. Tak jakby trochę pomarańcz, z drugiej strony róż, a z trzeciej łosoś. - zaśmiałam się
- A tak na serio?
- A tak na serio to jak dla mnie to łosoś - wzruszyłam ramionami. - Ale takie to dziwne, że trudno rozróżnić.
- Toś mi pomogła - wywrócił oczami
- Zawsze do usług - ukazałam rządek swoich białych zębów. Wyszliśmy ze stołówki i ruszyliśmy do pokoi przygotować się na trening. Ubrałam koszulkę reprezentacyjną ala łososiowopomorańczowyróż, wzięłam aparat i we trójkę wyszliśmy z pokoju. Po drodze napatoczyli nam się Piotrek i Bartek.
- Moja mama pytała co tam u ciebie słychać Bartek. - poinformowałam go
- Powiedz jej że wszystko w porządku - uśmiechnął się.
- Ok.
- A moja pytała co tam u was - wyszczerzył się
- Powiedz, że stara bida - wyszczerzył się tym razem Michał.
Rozstaliśmy się przy szatni kiedy oni szli się przebrać, a ja weszłam od razu na salę. Ledwo co przekroczyłam próg dostałam piłką w nogę. Rozejrzałam się któż to taki.
- Sorry - krzyknął Oskar
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się i odbiłam do niego piłkę za co on podziękował, a ja usiadłam sobie na krzesełku. Dzisiaj czekaliśmy dwa razy dłużej bo pół drużyny było, a drugie pół gdzieś się zapodziało, a razem z nim kilka członów Bandy Paprykowego Czipsa. W końcu na salę wbiegli Bociek, Kłos, Wrona, Zatorski, Ignaczak, Buszek, Ruciak oraz Drzyzga i od razu rozpoczęli rozgrzewkę. Dzisiaj trenowali zagrywkę i przyjęcie, a ja robiłam im zdjęcia. Po około 1,5 godzinie trener zarządził 10 minutową przerwę. Rozsiedli się na parkiecie lub na krzesełkach obok mnie.
- Gdzie wyście byli? - zapytał Mariusz Krzyśka
- Zasiedzieliśmy się u Fabiana - odparł
- To on nie ma w pokoju żadnego zegarka? - spytał tym razem Piotrek
- Właśnie nie! - oburzył się Zator
- A telefonu? - ciągnął Winiar
- Rozładował mu się - wyjaśnił Andrzej
- A wy nie mieliście? Przecież wy ciągle z komórkami - zwróciłam się do bełchatowskich środkowych
- Dzisiaj akurat zostawiliśmy w pokoju - spuścili głowy
- Widzę Piter, że na trening też będziesz musiał ich nawoływać - poradziłam Nowakowskiemu.
- Właśnie widzę - pokręcił głową z politowaniem - jak ja czegoś nie zrobię to wszystko stoi na głowie.
- Do czego to doszło! Żeby to Piotrek mnie na trening zwoływał - powiedział z niedowierzaniem Ruciak
- Czasami właśnie tak bywa - uśmiechnęłam się, po czym chłopaki wróćili do treningu. Zagrali krótki meczyk i ruszyli do szatni. Pomogłam jeszcze trenerom pozbierać piłki i mogłam iść do pokoju. 5 minut później siedziałam już z laptopem na kolanach i zgrywałam zdjęcia. Ale czy Elena Winiarska może mieć choć pół godziny spokoju? Oczywiście, że nie bo od razu ktoś wpada. Tak było i tym razem. Drzwi otworzyły się z takim rozmachem, że myślałam, że wypadną z zawiasów. Do pokoju jakby w ..... popłochu? wpadła cała kadra, dosłownie cała kadra, tylko Krzysztofa nie widziałam, a on przecież zawsze na przód się pcha. Czyli jednak cała kadra -1.
- Elena jest sprawa - zaczął bez zbędnych wstępów Zagumny. Zamknęłam komputer i patrzyłam na niego wyczekująco.
- No to mów - ponagliłam go - Coś się stało? - poprawiłam się nerwowo na łóżku.
- Igła ma niedługo urodziny trzeba mu jakiś tort kupić czy coś. - powiedział
- No tak ale o ile się orientuje to ma 15 maja, dzisiaj mamy 9.
- No i trzeba się złożyć dlatego wybraliśmy ciebie żebyś ty jakiś kupiła bo w końcu jesteś kobietą i lepiej się na tym znasz.
- Ale chłopaki przecież my 13 do Wrocławia jedziemy i co ja mam ten tort kupić dzisiaj i potem go transportować? - uniosłam jedną brew do góry.
- A no fakt! - w pokoju było słychać tylko dźwięk dłoni odbijającej się od czoła, a ja pokręciłam głową z politowaniem.
- Spokojnie, jak się zamówi w cukierni to na drugi dzień już będzie. - puściłam oczko
- No ja wiedziałem, że na ciebie można liczyć - powiedział pewnie Guma, poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z pokoju razem z pozostałością kadry. W sumie to wyszli nawet Winiar i Mario. Spojrzałam na zegarek. A no faktycznie obiad. Dokończyłam swoje zajęcie i  także ruszyłam na stołówkę.
- Widzieliście, że Fińczyki już przyjechali? - zapytał Ignaczak siadając dopiero teraz przy naszym stole. Warto wspomnieć, że ja spóźniłam się 20 minut.
- Chyba Finowie - poprawił go Szampon
- Fińczyki brzmi lepiej - machnął ręką
- A ciekawe dlaczego akurat Finowie, a nie właśnie Fińczyki czy Finlandczyki? - zagaił Zatorski, a my głośno westchnęliśmy.
- Dlatego żebyś się pytał - poinformował go z ironią Bartosz.
- No ale nie zastanawialiście się nigdy? - ciągnął dalej.
- A ty się zastanawiałeś? - uniósł brew Winiar
- No właśnie jeszcze nie i ten dzień przeznaczę właśnie na to - zapoznał nas ze swoim postanowieniem
- O mamo - westchnęłam
- Ale mama to w domu siedzie tutaj nie przyjdzie na każde twoje zawołanie - upomniał mnie Piotrek
- Masz racje - poparłam go.
- Wiadomo przecież zawsze ją mam - wypiął klatę do przodu co spotkało się tylko z wybuchem śmiechu. Wstaliśmy od stołu, odnieśliśmy talerze i ruszyliśmy do windy, znaczy kto do windy ten do windy nie? (XD). Chwile później byliśmy już na swoim piętrze. Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Michał i Mariusz gdzieś się zaszyli. Akurat gdy przekroczyłam pokój rozdzwonił się telefon, ale nie mój, a Miśka. Popatrzyłam na wyświetlacz:  "Dagmara <3" Misiek dodaje do kontaktów serduszka? Oooo jakie to słodkieeee. Ciekawe czy przy moim coś ma. Trzeba będzie sprawdzić kurde. No nie ważne w każdym razie postanowiłam odebrać no bo skoro on nie bierze komórki ze sobą no to ile ona musi potem dzwonć.
- Cześć Daga - przywitałam
- Elena? - zdziwiła się
- A tak - uśmiechnęłam się
- A no tak, gratuluję fotografie Reprezentacji Polski.
- Dziękuję dziękuję. Twojego męża obecnie nie ma w pokoju, nie wiem gdzie się szlaja. Ale mogę go poszukać, opieprzyć że nie nosi ze sobą telefonu i kazać do ciebie oddzwonić.
- Byłoby fajnie - zaśmiała się
- No to za max 15 minut do ciebie zadzwoni. Papa pozdrów tam chłopaków.
- Papa.
Ruszyłam na poszukiwania mojego kochanego braciszka. Pierwszy kierunek: pokój Bartka i Pita. Otworzyłam drzwi, oczywiście bez pukania, które nie leżało w mojej naturze
- Ty, czemu telefonu przy sobie nie nosisz? Jakby się tak ktoś ważny do ciebie chciał dodzwonić to co?! - zwróciłam się do Winiarskiego bez zbędnych wstępów. - Daga dzwoniła! Na następny raz masz brać bo cię nie będę usprawiedliwiać. - rzuciłam mu telefon - Masz do niej oddzwonić - oznajmiłam mu, a on wypadł z pokoju jak strzała.  








niedziela, 17 sierpnia 2014

~Rozdział 11~

Po zakończonej grze ruszyliśmy na tak długo wyczekiwany przez siatkarzy posiłek. Tym razem schodami zasuwałam ja, Karol i Zati. Libero przez całą drogę był dziwnie milczący i jakby się nad czymś usilnie zastanawiał. Popatrzyłam pytająco na Kłosa ale on tylko wzruszył ramionami. Gdy w końcu dotarliśmy na stołówkę wszyscy już siedzieli przy stole i zajadali się obiadem. Wzięliśmy swoje porcje i dosiedliśmy się do nich. Paweł cały czas był nieobecny, w końcu Mariusz nie wytrzymał i trącił go łokciem.
- Co jest? - zapytał, a nasze patrzadła skierowały się na młodszego libero.
- Bo wiecie, tak się zastanawiam... - po tych słowach już wszyscy przestali zwracać na niego uwagę bo jak twierdzą " jak on się nad czym zacznie zastanawiać to tylko wszystkim namiesza w głowie i już taki Piter w ogóle nie będzie wiedział na czym świat stoi". Dość ostre stwierdzenie ale nie wnikam po czym oni takie wnioski wyciągają.
- No, a powracając do tematu - zaczął jeszcze raz Zatorski - zastanawiam się dlaczego Spała nazywa się właśnie Spała. Nie ciekawiło was to nigdy? - spojrzał po zebranych na co my tylko pokręciliśmy przecząco głowami, a on prychnął. - Myślę nad tym od samego przebudzenia czytaj: 6 rano i mam 2 tezy.....
- Tezy?! To ty znasz takie słowa? - wykrzyknął Krzysiek
- A znam, a co? Dobra nie ważne, powracając do tego co mówiłem zanim tak okrutnie mi przerwano - gdyby wzrok mógł zabijać to rzeszowski libero już dawno leżałby trupem, ale on się tym nie przejmował tylko niemiłosiernie się wyszczerzył, a potem kontynuował swój posiłek. - pierwsza brzmi tak: dawno, dawno temu żyła sobie piękna królewna - po tych słowach cały nasz stolik zajął się niepohamowany śmiechem, a reszta stołówki popatrzyła na nas jak na debili.
- No i z czego wy tak rżycie? - zapytał zdziwiony - No żyła sobie piękna królewna, ale po przekłuciu palca wskazującego igłą zapadła w okropnie okropnie, okropnie, okrooooopnie długi sen, potem przyjechał mega przystojny książę wybudził ją pocałunkiem i żyli długo i szczęśliwie.
- A ta historia to czasem nie produkcja Disneya i nie nazywa się Śpiąca Królewna? - wtrącił się Winiarski.
- A skąd wiesz, że to nie działo się akurat tutaj w naszej polskiej Spale?! - naskoczył na niego Zator.
- Bo to nie jest polska bajka Zati - powiedział z politowaniem Andrzej
- Śmiecie wątpić w moje przypuszczenia?! - oburzył się , a my pokiwaliśmy głowami
- Chamstwo w państwie ! -wykrzyknął, dokończył posiłek i cały naburmuszony wyszedł ze stołówki.
- Może trzeba było mu dać się wygadać. Teraz to nam się chłopak obrazi na trzy dni. - powiedziałam.
- Eee tam, na kolacji już wszystko będzie ok, nic się nie martw - uspokoił mnie Mariusz.
- A tak serio to nigdy się nad tym nie zastanawialiście? - zagaił Piter
- Nie! - krzyknęli wszyscy.

Uuuuuu! Piterson spotkał się ze szczelnym blokiem reszty naszych Orzełków i nie udało mu się przepchnąć już tej piłki dalej. Wyszliśmy ze stołówki i udaliśmy się do pokoi, aby odpocząć godzinę bo potem chłopaki znowu mają trening, na którym ja na szczęście nie muszę być. Ledwo zamknęliśmy drzwi po wejściu do pokoju, a już się one otworzyły i wpadł przez nie Krzysiek po czym jak gdyby nigdy nic walnął się na moje łóżko
- Pewnie, czuj się jak u siebie - mruknęłam pod nosem i usiadłam obok niego.
- No to co nasza Elenka będzie robić jak jej towarzysze gier i zabaw będą wyciskać siódme poty na siłowni? - objął mnie ramieniem za szyje i poczochrał włosy.
- Wyjdę się przejść - odpowiedziałam.
- Tak sama? - Ignaczak położył dłoń na sercu i wciągnął głęboko powietrze - Nie boisz się?
- Tu mnie masz Krzysiu, boję się okropnie, a idę na spacer tylko dlatego, że chce wam udowodnić jak niezależna jestem - wywróciłam oczami, a oni się zaśmiali.
- A ja już myślałem, że idziesz jakiegoś faceta wyrwać czy coś - zaśmiał się Wlazły
- Na razie tylko porobię im zdjęcia do dokumentacji, a potem się zobaczy - wyszczerzyłam się.
Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, a potem libero się zmył, a chłopaki zgarnęli rzeczy na trening i wyszliśmy z pokoju. Klucz tym razem dałam im bo nie wiem ile mi to zajmie jak się znowu zasiedzę albo zacznę rozmyślać to oni znowu będą pod drzwiami kiblować i grać w kółko i krzyżyk jak ich nikt nie przygarnie. Siatkarze powędrowali na siłownie, a ja wyszłam z budynku. Postanowiłam pójść przez las wolnym krokiem, a później uderzyć dalej. Gdy szłam sobie najspokojniej w świecie, robiłam zdjęcia i było tak idealnie ktoś oczywiście postanowił to przerwać i do mnie zadzwonić pewnie z myślą "Elenka pewnie teraz nie robi nic ważnego, albo odpoczywa to zadzwonię do niej i trochę poprzeszkadzam." Wyciągnęłam telefon z torebki i popatrzyłam na wyświetlacz : Mama, odebrałam
- No cześć córuś, czemu nie dajesz znaku życia ani ty, ani Michał ani nawet Krzysiek czy Bartek no właśnie co tam u Bartka dawno go nie widziałam. - i znowu się zaczyna....
- Cześć mamo, też cię kocham i cieszę się, że cię słyszę. Nie dzwoniłam bo jesteśmy tu raptem dwa dni, nic nowego się nie wydarzyło, a jak chcesz wiedzieć co u Bartka to potem go zapytam
- No proszę dwa dni, a ja czuję jakby cię tu nie było dwa tygodnie, dzieciaki też się stęskniły.
- Pozdrów je ode mnie - uśmiechnęłam się na wspomnienie pociech Asi i Adama czyli 8-letniego Nikodema i 5-letniej Zosi. - i przekaż, że jak tylko będe mogła to wpadne.
- Dobrze, a jak ci tam w ogóle jest córuś ?
- W porządku, dobrze mi się z nimi pracuje, ogólnie siatkarze to wspaniali ludzie - odpowiedziałam - Będziecie na jakimś meczu we Wrocławiu? - zapytałam
- Tak tylko nie wiem dokładnie czy w piątek czy w niedziele bo się dokładnie nie dogadałam z Asią.
- A tak poza tym to niczego nowego się nie dowiedziałaś co tam w Wałbrzychu słychać?
- Niczego  nowego się nie dowiedziałam bo nie było u mnie ostatnio "Boguśki świeże wieści 24 na dobę" - zaśmiałyśmy się. Pani Bogusia to około 60-letnia kobieta mieszkająca niedaleko naszego domu, a co wie panie Boguśka to już cały Wałbrzych. A co najważniejsze: ona nigdy się nie myli. Taka nasza informatorka.
- Czyli nic nowego się nie wydarzyło - westchnęłam.
- Dobrze córuś ja już będę kończyć bo widzę, że chyba wujek Piotrek przyjechał
- No to jego też ode mnie pozdrów. Pa
- Pa - zakończyłam połączenie. Po raz kolejny siedziałam na kładce nad rzeczką i po raz kolejny zaczęłam rozmyślać nad przeszłością, nienawidziłam tego, ale to jakoś tak samo przychodziło, zwłaszcza gdy byłam w takich miejscach sama. Pamiętałam ten dzień doskonale, zresztą jak jeszcze kilka innych...

Był to 19 marca 2002 roku. Wróciłam do domu razem z Karolą po spacerze, miałyśmy wyśmienite humory, które zepsuły się dosłownie chwilę później. Ściągnęłyśmy kurtki w korytarzu i odwiesiłyśmy je na wieszak. Zrobiłyśmy sobie herbaty i udałyśmy się do salonu. Pierwsze co w ogóle mnie uderzyło to cisza, okropna cisza. W naszym domu zawsze panowały wesołe rozmowy, odgłos radia czy telewizora, tego dnia tak nie było. W salonie siedzieli Michał, Krzysiek, Asia, mama i tata. Rodzicielka cicho płakała w ramie ojca, Aśka co po chwilę pociągała nosem, a chłopaki siedzieli i tempo wpatrywali sie przed siebie z zaszklonymi oczami.
- Coś się stało? - zapytałam stojąc wraz z przyjaciółką w drzwiach. Moje pytanie wywołało tylko kolejną salwę płaczu u matki.
- Usiądźcie - powiedział tata, a my posłusznie wykonaliśmy jego polecenie i spoczęłyśmy na kanapie, a nasze napoje na stoliku - Gdy was nie było zadzwoniła do nas policja z informacją, że.... - urwał
- Z informacją, że .... - pomogła mu Karola
- Że twój brat nie żyje, Eleno - po tych słowach mi, jak również przyjaciółce oczy momentalnie zaszły łzami. Wtuliłam się w nią i zaczęłyśmy płakać.
- To nie może być prawda! Krystian na pewno żyje! - poderwałam się z kanapy po chwili
- Spokojnie Lenka, usiądź - Michał zmusił mnie do pozostania na swoim miejscu po przez pociągnięcie mnie za ręce i mocne przytulenie, a Krzysiek objął Karolinę.
- Jak to się w ogóle stało? - zapytałam przez łzy
- Miał wypadek na skuterze - oznajmił Ignaczak - wjechał w niego jakiś inny samochód, ale to Krystek miał pierwszeństwo.


To co wtedy czułam było nie do opisania. Byłam tak przybita, że przez jakieś dwa tygodnie nie chodziłam do szkoły. Krystian był dla mnie okropnie ważny. Jakieś dwa miesiące po pogrzebie zaczęłam normalnie funkcjonować, a to wszystko dzięki rodzinie, a największej mierzę dzięki Bartkowi, Michałowi, Krzyśkowi i Karolinie. Otarłam policzki, które były już mokre od łez, nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło padać, a w tej chwili deszcz się nasilił. Nie spieszyło mi się do ośrodka. Szłam sobie w normalnym tempie. Uwielbiałam deszcz, czy to wsłuchiwać się w odgłosy jaki wydaje uderzając w szyby czy też idąc w nim. Kiedy szłam sobie spokojnie obok wielkiej kałuży akurat wtedy jechało auto i akurat wtedy ochlapało mnie jeszcze bardziej. Samo to, że byłam jeszcze bardziej mokra mi nie przeszkadzało, przeszkadzało mi to, że byłam brudna.
- Ja pierdole kurwa mać! - krzyknęłam. Cała wkurzona doszłam do budynku bo ten kretyn nawet nie raczył się zatrzymać, wysiąść i przeprosić. Kilka minut później byłam już w ośrodku. Wsiadłam do windy, która powiozła mnie na nasza piętro, z rozmachem otwrzyłam drzwi do pokoju nr.100 gdzie siedzieli Michał, Mariusz, Andrzej, Karol, Krzysiek, Paweł, Piotrek i Bartek.
- Ani, słowa - warknęłam. Wyciągnęłam świeże ciuchy i weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, przebrałam się, wysuszyłam włosy i właściwie już całe przygnębienie spowodowane wspomnieniami oraz wściekłość spowodowana tym kretynem zeszła ze mnie. Wyszłam z łazienki i usiadałam na swoim łóżku między Kłosem, a Kurkiem.
- A teraz już możemy wiedzieć co się stało? - zapytał Winiar
- A coś ty taki ciekawy?
- A co, nie można?
- Pada na zewnątrz nie widać? - warknęłam
- Ale błoto chyba z nieba nie pada prawda? - nie to stwierdził ni to zapytał Wrona
- Jakiś dupek jechał autem po kałuży, a ja akurat szłam obok niej no to mnie ochlapało - wyjaśniłam.
- To się pewnie wkurzyłaś na maksa - gwizdnął Igła
- A żebyś wiedział - przyznałam mu rację - Bo kretyn nawet się nie zatrzymał i nie wysiadł to mu nie miałam jak przywalić czy nawet ochrzanić - zacisnęłam ręce w pięści. Co jak co ale żądza zemsty to we mnie jest.
- Uhuhu - powiedział Piter - Ostro.
- Ostro ostro więc uważaj żebyś mnie kiedyś nie wkurzył Pituś - uśmiechnęłam się słodziutko.
- Często tak lejesz facetów? - zapytał Karol
- Jak mi któryś zalazł za skórę w szkole to jasne, że dostawał, potem szłam do dyrektorki, ale mówi się trudno, i tak nigdy nie dostawałam za to żadnego ostrzejszego ochrzanu od rodziców. - uśmiechnęłam się - ale ostatnio to było w .......... drugiej gimnazjum - powiedziałam po chwili zamyślenia.
- Zadziwiasz nas coraz bardziej - stwierdził Paweł
- A czym ja to was jeszcze zadziwiłam ? - zapytałam
- No na przykład swoją grą - rzekł Karol
- A co myśleliście, że będę grać bardziej jak ciamajda? - uśmiechnęłam się cwano
- Wieeeeeeeeesz - przeciągnęli Zati i Cichy.
- No wiem, wiem - wywróciłam oczami.
- No to co na kolacyjkę idziemy? - zatarł ręce Krzysiek. Wstaliśmy z miejsc obecnego spoczynku naszych czterech liter i wyszliśmy z pokoju. Zgodnie z punktem dodanym do ustalonej zasady, ten który rano szedł schodami cały czas chodzi schodami. Więc ruszyliśmy ja i Kłos, ponieważ Zatorski gdzieś się zapodział po powrocie do swojego pokoju po telefon.
- Dlaczego nie grasz w siatkówkę profesjonalnie? - padło pytanie z ust środkowego, a ja przymknęłam oczy i głośno westchnęłam. - Jeśli nie chcesz mówić to nie mów. - dodał szybko
- Złożyło się na to kilka rzeczy, kiedyś ci opowiem. - uśmiechnęłam się co on odwzajemnił. Weszliśmy na stołówkę i usiedliśmy na naszych stałych miejschach. Zatorskiego jeszcze nie było, ale gdy tylko wparował do pomieszczenia wesoło sobie pogwizdując słowa Mariusza się sprawdziły. Libero zachowywał się jakby rozmowy przy obiedzie w ogóle nie było. Oni co dzień zadziwiają mnie coraz bardziej.
- No to co dzisiaj maraton filmowy u nas. - oznajmił Bartek, na co wszyscy pokiwali głowami bez zbędnego entuzjazmu. - No co macie takie miny? - zapytał i uniósł do góry kąciki ust siedzącego obok niego Mariusza - Od razu lepiej - zaśmialiśmy się. 



czwartek, 14 sierpnia 2014

~Rozdział 10~

Obudziły mnie rozmowy siatkarzy, tym razem tylko Michała i Mariusza.
- Dopiero teraz się obudziłaś? - zapytał Wlazły
- No tak, a co? Ominęło mnie coś? - zapytałam siadając na łóżku
- Igła biegał po cały korytarzu pół godziny temu i darł się, że niespodziankę Siuraka zobaczymy szybciej niż myślimy bo do niego dzwonił. - wyjaśnił
- Serio? - zdziwiłam się - Nic nie słyszałam.
- No to masz bardzo mocny sen - uśmiechnął się
- Zwykle nie teraz dzisiaj jakoś tak - wzruszyłam ramionami. Wstałam z łóżka, zgarnęłam ciuchy (klik) i weszłam do łazienki. Przebrałam się, a włosy związałam w zwykłego kucyka. Włożyłam do kieszeni telefon i wyszliśmy z pokoju kierując się do stołówki. Dołączył do nas Pit nawołujący wszystkich na śniadaniem swoim już standardowym tekstem " Hej ho, hej ho! Na śniadanko bo się szło !"
Usiedliśmy przy swoim stole i zaczęliśmy konsumować posiłek. Nagle jak grom z jasnego nieba do stołówki wpadł Krzysiek.
- No już się nie mogę doczekać! - powiedział, a wręcz wykrzyknął mocno podekscytowany i zamiast cukru do herbaty wsypał sobie sól (6 łyżeczek), zamiast masła, szynki, sera czy nawet sałaty na kromkę chleba położył plasterek CYTRYNY i zjadł w zaskakująco szybkim tempie do tego wypił CAŁĄ szklankę HERBATY Z SOLĄ. Całe towarzystwo wysilało się jak mogło żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem, a on był tak zajęty nawijaniem że nie może się doczekać i co to może być, że pewnie nawet nie czuł smaku tego co jadł. Jestem pewna, że gdyby ktoś dał mu do zjedzenia pokrzywę to połknął by ją bez zastanowienia. Oparł głowę na dłoni i zamilkł, tak nie pomyliło mi się nic Krzysztof Ignaczak zamilkł, on przecież nawet przez sen czasem gada. Swoją drogą to nawet się Iwonie dziwię, że się nie skarży czy coś. A tak w ogóle ciekawe czy ja gadam przez sen. Muszę się kiedyś nagrać czy coś. A tak swoją droga to ciekawe czy jak ktoś gada przez sen to zawsze mu się coś śni? Dużych tych pytań sobie już dzisiaj zadałam, a dopiero rano. Nagle ktoś zasłonił mi oczy od tyłu.
- Zgadnij kto to - powiedział ze śmiechem, ale żeby mi to jeszcze bardziej utrudnić zmienił głos na grubszy
- Eeeeee....... dziadek? - zaśmiałam się
- Nieeee, zgaduj dalej - nakazał
- Jakaś ciota, która nie da mi zjeść w spokoju śniadania? - zapytałam z mega słodziutkim głosem
- Tak - powiedzieli chórem siatkarze, a z moich oczu zeszły czyjeś wielkie ręce, odwróciłam się w celu odgadnięcia oblicza tajemniczego osobnika.
- Bartek ! - rzuciłam mu się na szyję
- Nie odzywam się do ciebie za tą ciote, Ciemna. - prychnął. No tak, Ciemna. Tylko on mnie tak nazywał. A czemu Ciemna? Nie chodzi tu nawet o kolor włosów, choć czasem to sobie tak tłumaczyłam, a o to, że nie mogłam nigdy pojąć fizyki, a on z niej tak śmigał, że aż się za nim kurzyło. Tak, ciemna jestem bo nie mogę ogarnąć tej fizyki do teraz.
- Oj tam, 2 minut nie wytrzymasz zwłaszcza, że dawno nie gadaliśmy - dźgnęłam go w bok
- W sumie to racja. - przyznał. Siatkarze przywitali się ze swoim kolegą, a potem Kurek usiadł do śniadania. Widziałam jak Ignaczaka aż nosiło w miejscu z tej niecierpliwości.
- No to co to za niespodzianka? - wypalił wreszcie a wszystkie patrzadła skierowały się na Siuraka.
- Ale jaka niespodzianka? - zapytał zdezorientowany.
- No ta o której mówiłeś na Skypie - wywrócił oczami libero.
- Aaaaa taaa - przyjmujący zaczął się śmiać, a my popatrzyliśmy na siebie dziwnie po czym nowo przybyły wstał i okręcił się wokół własnej osi.
- No i ? - uniósł brew Winiar.
- Twoja bluza to jest ta niespodzianka? - zdziwił się Zator
- Co? Nieee. - powiedział Kuraś - Ja jestem ta niespodzianką - oznajmił nam
- Cooooo? - jęknął Igła. - Czyli nic mi ..... nam nie przywiozłeś z tej słonecznej Italii ?
- Nie, ja jestem niespodzianką bo się mnie nie spodziewaliście co nie? Miałem później przyjechać. - powiedział dumny z siebie.
- A no fakt - przypomniał sobie Karol
- Już widać jak tu się pamięta o koledze. - prychnął
- Przecież jeszcze pamiętamy jak wyglądasz - wyszczerzył się Andrzej, a Bartek strzelił focha. Po skończonym posiłku udaliśmy się do pokoi przygotować się na trening. Zmieniłam koszulkę na reprezentacyjną, zgarnęłam aparat i byłam gotowa. Z własnej dobrej woli poczekałam na te guzdrały i razem zeszliśmy na halę. Igła cały czas był obrażony, że Bartosz tak perfidnie go okłamał, a sam zainteresowany nie robił sobie z tego kompletnie nic tylko ciągle nawijał o czymś Pitowi, który z kolei go nie słuchał, ponieważ bardziej zainteresował go kawał opowiadany przez Rafała. Taka sytuacja... Chłopaki udali się do szatni, a ja od razu na salę. Usiadłam na krzesełku i zaczęło się czekanie. Jakiś czas później pojawili się siatkarze. Zatorski pobiegł do Antigi i zapytał o coś wskazując na mnie, a najgorsze było to, że nie miałam pojęcia o co chodzi ponieważ, raz: był straszny  szum, dwa: stali na drugim końcu sali.
- No to możesz iść się przebierać - wyszczerzył się Paweł podchodząc do mnie, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowana
- Ale niby gdzie przebierać?
- No zagrasz dzisiaj z nami, a zresztą - machnął ręką - możesz przecież grać nawet w tym - pociągnął mnie za rękę
- Czekaj! Aparat odłożę. - ściągnęłam z szyi lustrzankę i położyłam ją na krzesełku - Tylko pamiętać jak ktoś walnie w nią piłką to może już umawiać termin na pogrzeb - zagroziłam im. Rozpoczęliśmy rozgrzewkę, potem kilka ćwiczeń i trener wybrał składy. Ja miałam zagrać z Igłą, Gumą, Winiarem, Buszkiem, Pitem i Wroną. Mnie postawili na ataku co szczerze mnie zaskoczyło. Co oni sobie myślą przecież ja w siatkówkę nie grałam dobre dwa lata, nawet nie wiem czy pamiętam jak się serwuje. Na przeciwko nas grali : Kłos, Fabian, Zati, Dziku, Mika, Mariusz i Marcin. Rozpoczynamy od zagrywki Karola, przyjmuje Krzysiek, Paweł wystawia do Rafała, a ten atakuje w sam narożnik boiska pierwszy punkt dla nas. Wędruję na zagrywkę.
- Prosty flocik będzie - powiedział pewny Zatorski.
- Zobaczymy czy taki prosty, zobaczymy - mruknęłam i uśmiechnęłam się pod nosem co uczynili także Michał i Krzysiek. Stanęłam za linią 9 metra. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę zaserwować najsilniej jak tylko umiałam z wyskoku. Podrzuciłam piłkę i walnęłam w nią z całej siły. Serwis oczywiście w Pawła, który nie radzi sobie  w przyjęciu i piłka ląduje na trybunach.
- No to skoro taki prosty flocik Zati to czemu nie przyjąłeś? - zapytał Andrzej i przybił ze mną piątkę, a Libero tylko się naburmuszył. Kolejny raz staję za linią 9 metra, tym razem serwuję nieco lżej więc Mika przyjmuje bez problemu, wystawa do Kubiaka, skaczemy z Pitem i  Pawłem do bloku i stawiamy go porządnie tak, że Michał nie ma szans i kolejne oczko dla nas. Po raz trzeci wprowadzam piłkę do gry. Przeciwnicy przyjmują, tym razem atakuje Kłos z krótkiej i pierwszy punkt dla drużyny Zatorka. Zagrywa Fabian, przyjumje Krzysiek, Guma wystawia do mnie, a ja z całej siły uderzam w piłkę, która ląduje tuż przed nogami zdumionego Kubiaka.
- Skąd ty umiesz tak grać? - zapytał zszokowany Karol
- Jakbyś mnie widział w porządnej formie to byś się dopiero zdziwił - puściłam mu oczko - A poza tym jak się ma brata i dwóch przyjaciół siatkarzy, a poza tym grało się tu i tam to się umie nie sądzisz? - uśmiechnęłam się.
Mecz wygrała nasza drużyna 3:1, chłopaki uparli się, że zrobią mi jakąś statuetkę MVP bo według nich "zasługuję na nią jak nikt inny" no nie wiem, w każdym razie się nie wykłócam. Możdżonek skombinował skądś kartkę papieru, zwinął ją w rolkę, skleił taśmą, napisał MVP i uroczyście mi ją wręczył. Temu wydarzeniu towarzyszyły głośne owajce na stojąco. Podziękowałam im bardzo serdecznie, zgarnęłam aparat i wyszłam z sali, a oni za mną. Skierowałam się do windy, siatkarze do szatni. Takim właśnie sposobem zdjęcia dzisiejszego treningu szlag trafił, ale nie żałuję. Żałuję tylko tego, że gdyby nie to zdarzenie kilka lat temu to może grałabym teraz w siatkówkę zawodowo, ale znowu z drugiej strony nie byłabym teraz z tymi zwariowanymi siatkarzami na zgrupowaniu w Spale. W sumie sama nie wiem jak byłoby lepiej. Przekręciłam kluczyk w drzwiach naszego pokoju i pierwsze co zrobiłam to udałam się pod prysznic. Wzięłam z walizki świeże ubrania (klik)i ruszyłam do łazienki. 15 minut później suszyłam już swoje włosy. Wyszłam z łazienki i usiadałam na łóżku, włączyłam laptopa i dodałam zdjęcia z wczorajszego treningu po czym, zalogowałam się na skype w celu porozmawiania z Karoliną.
- No cześć kochana jak tam u ciebie? - przywitała mnie przyjaciółka
- Cześć wszystko w porządku niecałą godzinę temu wróciłam z treningu, w którym brałam czynny udział - pochwaliłam się
- Ale nic ci się nie stało? - zaniepokoiła się
- Spokojnie, gdyby miało mi się coś stać to myślisz, że Michał pozwoliłby mi grać?- zapytałam - Zresztą tak mogę nie mogę tylko profesjonalnie - przypomniałam jej
- Nie chcę żebyś kolejny raz wylądowała z w szpitalu.
- Nie wyląduje - uśmiechnęłam się. - A u ciebie co tam nowego?
- Wiesz właściwie to nic, wszyscy zdrowi, po staremu. Nie mogę się doczekać kiedy się spotkamy, bo to jednak nie to samo rozmawiać tylko przez komputer - westchnęła
- Ale na pewno wszystko w porządku? Bo troszkę inaczej się zachowujesz? - zapytałam podejrzliwie
- Tak, jasne, wszystko w porządku. - powiedziała od razu.
- Karola, nie wygłupiaj się, widzę że coś jest nie tak, znamy się od dziecka nie ukryjesz tego przede mną - zauważyłam
- Pogadamy po meczu. - ucięła - Kończe pa - i to by było na tyle z naszej rozmowy. Zaczęłam się troszkę martwić, Olszewska wyglądała na trochę jakby smutną. Podczas moich rozmyślań drzwi do pokoju z impentem się otworzyły i wpadli przez nie siatkarze. Rozłożyli się na łóżkach lub podłodze (Piter) i zaczęli jęczeć że im się nudzi, że są głodni, a do obiadu jeszcze pół godziny i chętnie zagraliby w karty. Trochę mi się nie chciało chętnej pomęczyłaby jeszcze Karolinę i w końcu by to z siebie wydusiła, ale jak tu nie ulec tym proszącym miną Piotrka i Bartka. No jak? Nasze rozgrywki rozpoczęliśmy od zagrania w kuku. Nie mogłam się skupić, a moje myśli cały czas zaprzątała przyjaciółka, która napędziła mi niezłego stracha.

*Perespektywa Karola*
Elena bardzo zadziwiła mnie swoim poziomem gry, szeczerze przyznam, że serio myślałem że jej zagrywki to będą proste do odebrania floty, a tu taka niespodzianka. Zastanawiałem się dlaczego nie gra profesjonalnie. Po treningu poszliśmy przebrać się do szatni. Dzisiaj dziwnym trafem zrobiłem to najszybciej i ruszyłem do windy. Przechodząc obok pokoju Leny, Winiara i Igły usłyszałem jak dziewczyna z kimś rozmawiała:
- No cześć kochana jak tam u ciebie? - usłyszałem
- Cześć Karola wszystko w porządku niecałą godzinę temu wróciłam z treningu, w którym brałam czynny udział - powiedziała Lenka
- Ale nic ci się nie stało? - zaniepokoiła się
- Spokojnie, gdyby miało mi się coś stać to myślisz, że Michał pozwoliłby mi grać? - zapytała - Zresztą tak mogę nie mogę tylko profesjonalnie
- Nie chcę żebyś kolejny raz wylądowała z w szpitalu.
- Nie wyląduje. A u ciebie co tam nowego?
- Wiesz właściwie to nic, wszyscy zdrowi, po staremu. Nie mogę się doczekać kiedy się spotkamy, bo to jednak nie to samo rozmawiać tylko przez komputer - westchnęła
- Ale na pewno wszystko w porządku? Bo troszkę inaczej się zachowujesz?
- Tak, jasne wszystko w porządku.                                                                                  - Karola, nie wygłupiaj się, widzę że coś jest nie tak, znamy się od dziecka nie ukryjesz tego przede mną
- Pogadamy po meczu. - ucięła - Kończę pa
Teraz zacząłem zastanawiać mnie kolejna rzecz: dlaczego coś miałoby się jej stać podczas treningu i czemu miałaby znowu wylądować w szpitalu? Coś musiało się stać, a ja muszę się tego dowiedzieć. Ruszyłem do pokoju, a 5 minut później pojawił się w nim również Andrzej, który oznajmił, że wbijamy do Winiara na karty więc udaliśmy się do pokoju nr. 100. Wpadła tam na raz cała nasza banda. Rozwaliliśmy się gdzie się tylko dało, a po jękach, że wszyscy są głodni i prośbach żeby Lenka grała z nami zaczęliśmy. Winiarska od początku była jakaś taka nie obecna i zamyślona, pewnie chodziło o tą Karolinę, z którą przedtem rozmawiała.




niedziela, 10 sierpnia 2014

~Rozdział 9~

Wyszłam z ośrodka i ruszyłam właściwie przed siebie bo tak dokładnie nie wiedziałam gdzie chcę iść. Poszłam chodnikiem w górę. 5 minut później minut mijałam biedronkę. Potem kawiarnie, lodziarnie i dwa sklepów. Nogi same poniosły mnie w miejsce gdzie byliśmy wczoraj. W sumie wcale mnie to nie zdziwiło, to jest piękne miejsce, pełno tam zieleni, a jak to mówią zielony uspokaja (xD) Usiadłam sobie nie zwalonym drzewie i tak bezmyślnie siedziałam, wsłuchiwałam się w szumienie wody i wiatru. Po kilkunastu minutach zmieniłam miejsce spoczynku, więc teraz siedziałam po turecku na kładce, a pale moczyłam w  wodzie. Siedząc tak w ciszy przyszedł mi do głowy Wojtek. Po naszej ostatniej małej kłótni, on musiał wyjechać, jakieś zlecenie z pracy i od tego czasu nie gadaliśmy, on nie dzwonił, a ja nie zamierzałam się przed nim płaszczyć, skoro to z jego winy byłą ta cała bezsensowna kłótnia, która nawet nie pamiętam czego dotyczyła, to niech się teraz sam wysili. Po Wojtku przyszedł czas na tatę, przypomniało mi się jak razem z psem chodziliśmy na grzyby gdy byłam mała, wszystkie zabawy, ogólnie tak mi się głupio na wpominanie zebrało, co oczywiście nie mogło obyć się bez uronieniu kilku łez. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że czasem z tatą miałam lepszy kontakt niż z mamą. Przeważnie dziewczyny lepiej rozumieją się z mamą, a chłopaki z tatą. U mnie raczej było tak, że od dziecka wolałam się bawić z chłopakami. W szkole raczej obracałm się w towarzystwie dziewczyn raczej takich chłopczyc jak to mówią. Ogólnie dziewczyny z paczki, w której się znajdowałam bardziej kręciło np. kopanie piłki, wspinanie się na drzewa, a nie zabawy w podwieczorki, zresztą chyba nie trudno się dziwić skoro większośc czasu spędzałam z braćmi oraz Bartkiem i Krzyśkiem. Podniosłam się z mostku i ruszyłam bardzo powolnym krokiem w stronę powrotną. Wstąpiłam do lodziarni i kupiłam sobie trzy gałki truskawkowych lodów. Dotarłam do ośrodka, weszłam do windy i wyciągnęłam telefon z torebki - 18:15. No to się zasiedziałam, chłopaki mnie zabiją bo mam klucz. Wyszłam z windy i pierwszy widok to Michał i Mariusz na podłodze przed naszym pokojem grają w kółko-krzyżyk? (O.o)
- Przepraszam, chłopaki ale straciłam poczucie czasu. Długo tu siedzicie? - zapytałam otwierając drzwi
- Jakieś pół godziny - odparł Szampon
- Jeszcze raz was przepraszam, aż się zdziwiłam, że nie dzwoniliście - usiadłam na łóżku
- Telefony w pokoju zostawiliśmy - oznajmił Misiek. Weszliśmy do środka i ledwo przyjmujący zamknął drzwi już się one otworzyły.
- O widzę, że panowie już nie gniją na korytarzu - zaśmiał się Igła.
- Jak widać wróciłam - uśmiechnęłam się. - Mam nadzieję, że się cieszysz - zrobiłam smutną minkę
- A jakżeby inaczej - wyszczerzył się
- A ty co, swojego pokoju nie masz, że u nas cięgle siedzisz? - zapytał Wlazły.
- Michał z żoną gada to pomyślałem, że nie ładnie podsłuchiwać, więc przyszedłem do was, cieszycie się, nie? - z wielkim bananem na twarzy rzucił się na łóżko obok mnie prawie nokautując mnie przy tym swoją wielką łapą
- Skaczemy z radości - wywrócił oczami Winiarski, a ja tylko się uśmiechnęłam
- I jak tam na tym spotkaniu czy czymś było? - zaciekawiłam się
- A było, było - wciął się od razu Krzysiek - Paczaj tutaj jakie mam śliczne buciki - podsunął mi pod nos swoje obuwie
- Wizualnie to one za piękne nie są - skrzywiłam się lekko
- Ty się nie znasz - prychnął - Za to chodzi się w nich jak marzenie - rozmarzył się. - Mam je przetestować.
- To gratuluję, że tobie zaufali i tak dalej, że dali ci coś do testowania, a jak uważasz że tak fajnie się w nich chodzi to daj sprawdzę - wyciągnęłam rękę w stronę Ignaczaka.
- A to nie będą na ciebie za duże? - zapytał atakujący
- Spokojnie - uspokoiłam go. - Jak by co to wypcham chusteczkami.
- O nie! - oburzył się libero. - Nie ma mowy żebyś do moich nowych, cudownych butów wkładała jakieś chusteczki!
- Dobra nie wypcham, daj tylko prawego. - wyciągnęłam w jego stronę rękę - No zaraz ci oddam przecież - wywróciłam oczami. W końcu Rzeszowianin się zgodził i po chwili miałam na swojej stopie jego buta - No faktycznie dobrze się chodzi - stwierdziłam po kilkakrotnym przemierzeniu pokoju.
- Widzisz? Ja to się znam na rzeczy - wypiął dumnie klatę do przodu.
- Uważaj żebyś z tego wywyższania się jeszcze większy nie urósł - rzuciłam ściągając buta, na co on tylko się powykrzywiał i wyszedł, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać książkę, którą sobie przywiozłam. O dziwo do samej kolacji nikt, a nikt nie zakłócał naszego spokoju. Tym razem we trójkę szliśmy także na stołówkę.
- Coś tu pusto....... za pusto - Michał jak rasowy agent przykleił się do ściany i rozglądnął na boki.
- No faktycznie coś jest nie ten teges - poparł go przyjaciel.
Z lekkim uczuciem niewiedzy i lekkiego jakby niepokoju weszliśmy na stołówkę, a tam kolejne zaskoczenie tego dnia: nasz stolik stoi pusty. Zasiedliśmy i zaczęliśmy konsumować kolację zastanawiając się przy okazji co się stało z resztą naszego towarzystwa.
- Może po prostu ucięli sobie drzemkę? - podsunął Mariusz
- Wszyscy na raz? - zapytałam unosząc jedną brew.
- No to może się gdzieś szlajają ? - zaproponował Winiar
- I Igła nie przyszedł zapytać i męczyć nas czy nie idziemy z nimi? Niemożliwe! - zaprzeczyłam.
- To może jakiś film oglądają. - padła propozycja z strony Wlazłego
- To mi się wydaje najbar....... - nie dokończyłam bo do stołówki jak gdyby nigdy nic weszły nasze zguby.
- A my coś wiemy, a wy nie - powiedział z cwanym uśmiechem Piter i zasiadł do stołu.
- No to pewnie zaraz nam powiecie żebyśmy razem siedzieli w tym bagnie co? - zapytał braciszek.
- Jakim bagnie? - skrzywił się Piotrek - My nie byliśmy na bagnach i żadnego Shreka tylko w moim pokoju - zmarszczył czoło, a my we trójkę wywróciliśmy ślepiami
- A co jak wam nie powiemy? - droczył się Zatorski puszczając mimo uszu uwagę Pita.
- No to ............. jakoś będziemy musieli przeżyć, prawda chłopaki? - zwróciłam się z udawanym smutkiem do Szampona i Michała a oni pokiwali głowami. Do przewidzenia było to co się zaraz stanie
- Ojjj no dobra, powiemy wam, skoro tak bardzo prosicie - westchnął Krzysiek, a nasza trójka wymieniła porozumiewawcze uśmieszki - Siurak ma dla nas niespodziankę jak przyjedzie, gadaliśmy z nim przed chwilą na Skype - obwieścił nam - Nie robi to na was żadnego wrażenia? - zdziwił się widząc nasze mało poruszone tą wiadomością miny - Ja to już w miejscu skacze z tej niecierpliwości, a przecież on przyjedzie dopiero w następnym tygodniu -  westchnął.
- Uważaj Krzysiu żebyś z tego przejęcia jaja nie zniósł - zwróciłam mu całkiem poważnie uwagę po czym wszyscy się zaśmiali
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne - wywrócił oczami - Ja tu już nie będę palcami wytykał kto to jest niecierpliwy bo mnie mamusia dobrze wychowała - pociągnął łyk herbaty
- Słuchaj mamusi Igła, racja - poparłam go.
- No proszę cię Igła, jaką on może mieć tą niespodziankę? Co, zdjęcie medalu ci przywiezie, żebyś sobie mógł go na ekranie podotykać? - uniósł brew Michał.
- Ja i tak się nie mogę doczekać - zatarł ręce Paweł.
- Właśnie widać - zaśmiałam się.
Po skończonym posiłku udaliśmy się do swoich pokoi. 15 minut, dosłownie 15 minut mieliśmy spokój.  Ledwo zdążyłam wyjść z łazienki po prysznicu, a już drzwi otworzyły się na oścież i stanęła w nich nasza banda <czyt. Ignaczak, Nowakowski, Wrona, Kłos, Zatorski>
- To jak gramy w pokera? - zatarł ręce Karol
- Czemu nie - odpowiedziałam i zaczęliśmy grać. Pierwszy raz wygrał Piotrek mając karetę. Następne rozdanie wygrał Karol także mając karetę. Jak to mówią do trzech raz sztuka i w moim przypadku często to się zdarza tym razem miałam pokera czyli wygrałam bo reszta to miała bardzo słabe typu: para, dwie pary. Zagraliśmy jeszcze kilka razy, nie obeszło się bez fochów Pawła bo nie wygrał ani razu i twierdził, że wszysto jest ukartowane.
- Normalnie ręce opadają, oczy wychodzą na wierzch, a paszcza sama się otwiera jak się was tak słucha - powiedziałam gdy przysłuchiwaliśmy się kłótni między dwoma Libero, gdzie starszy próbował wytłumaczyć młodszemu, że to nie było ukartowane
- Popieram - powiedziała reszta.
- To co może jeszcze jakiś filmik obejrzymy - zatarł ręce Cichy
- Pogrzało cię Piter?! przed północą jest - sprowadził go na ziemię Winiarski
- Serio już tak późno? - wybałuszył oczy
- Dokładnie 23:34 - sprecyzował Kłos.
- No to dobranocka - Pit wstał z podłogi i jak gdyby nigdy nic wyszedł
- A teraz tak serio się pytam co on brał ? - rzuciłam patrząc na już zamknięte za środkowym drzwi z miną mniej więcej taką: O.o
- I na tym właśnie polega problem Lenko, że nikt nie wie, ale dobrze to na niego nie działa - westchnął zrezygnowany Krzysiek.
Siatkarze kulturalnie się pożegnali pożyczyli dobrej nocy i wyszli. Przykryłam się kołdrą i zasnęłam.



środa, 6 sierpnia 2014

~Rozdział 8~

W pewnym momencie zadzwonił mój telefon przerywając trwającą bardzo miłą rozmowę. Wyciągnęłam go z torebki, a gdy tylko spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam na nim zdjęcie Karoliny na moją twarz wkradł się uśmiech.
- Już nie mogłam wytrzymać i muszę ci powiedzieć - powiedziała podekscytowana na wstępie.
- No to dajesz - jej przejęcie było okropnie zaraźliwe.
- Ale powiedz mi jeszcze czy nie przeszkadzam.
- Nie, nie przeszkadzasz. No mów, że wreszcie bo nie mogę się doczekać - poganiałam ją.
- Widzimy się w piątek sobotę i niedzielę na meczach - pisnęłyśmy z radości.
- Super! Kiedy to my się ostatnio widziałyśmy? - już miała coś powiedzieć, ale jej przerwałam- A już wiem, w Bełchatowie na finale.
- Dawno - stwierdziłyśmy równo co tylko wywołało nasz śmiech.
- Słyszę, że ktoś tak daje o sobie znać mamie - uśmiechnęłam się słysząc płaczącego w tle chłopczyk.
- Daje, oj daje i to tak, że nie wiem.
- No to pozdrów tych swoich chłopaków - i tak jak to miałyśmy w zwyczaju od zawsze rozłączyłyśmy się bez pożegnania.
- Karola dzwoniła?- zapytał Krzysiek, skinęłam głową.
- Idziemy do biedronki? - zaproponował Zati.
Wszyscy byli na tak więc już po chwili chodziliśmy pomiędzy półkami. Kupiłam sobie kilka paczek kwaśnych żelek bez których nie mogłam już od dawna żyć oraz tą czekoladę dla Winiara, ale jak się nie upomni to nie dostanie. Oj, no co?! Nie będę mu kupowac i jeszcze z własnej nieprzymuszonej woli mu ją oddawać! Nie upomni się, nie ma, proste. Uwinęłam się szybko więc wyszłam i czekałam na nich na zewnątrz. Stałam tam i czekałam i czkałam na te guzdrały dobre 20 minut. Wreszcie wyszli.
- Co się im stało? - zapytałam Wronę wskazując na Zatorskiego, Pita i Ruciaka.
- Aaaaa toooo to jest tylko foch na Szampona bo gdy oni kłócili się o ostatnią czekoladę Mariusz nic nie mówiąc po prostu ją sobie wziął i dlatego się obrazili. Bo to podobno było nie fair - zaśmialiśmy się. W drodze powrotnej okropnie się wlekliśmy i tak odległość, którą przedtem pokonaliśmy w 10, tym razem trwała 20 minut. Niestety Winiarski doskonale pamiętał o swojej zapłacie więc wręczyłam mu ją w drodze. Mieliśmy, znaczy chłopaki mieli to szczęście, że na drodze do pokoi nie wpadliśmy na nikogo ze sztabu bo Krzysiek i Karol pewnie zebrali by niezły opieprz bo tyle tego wszystkiego tam mieli, że my wszyscy razem nie mielibyśmy tyle co oni we dwóch. Otworzyłam drzwi do naszego pokoju i weszliśmy do środka. Rozmawialiśmy sobie spokojnie oglądając powtórkę meczu, ale ta chwila długo nie mogła trwać bo ktoś wtargnął do pokoju. Tymi przybyszami okazali się być Pit, Igła, Dziku, Kłos, Wrona i Zator.
- Wpadliśmy po was na kolacje - wyszczerzył się Kubiak.
- Dobrze wiedzieć - odparł Michał.
- No to ruchy - poganiał nas Krzysiek. Wstaliśmy i taką oto grupą wyszliśmy z naszego pokoju.
I znowu zaczęły się wyścigi do windy.
- Jest! Pierwszy byłem! - Cichy zacisnął dłonie w pięści
- Druga! - krzyknęłam od razu i przybiliśmy piątkę. - No to kto tym razem schodkami? - zapytałam z cwanym uśmieszkiem.
- Igła i Zati! - krzyknęli wszyscy, a obaj Libero zostali wypchnięci przed szereg.
- No to do zobaczenia panowie - wyszczerzył się Wrona, nacisnął guzik i już po chwili byliśmy na stołówce. Zajęłam swoje miejsce czyli pomiędzy Michałem, a Krzysztofem, który dołączył po chwili. Pewnie znowu kazał się biednemu Pawełkowi ścigać.
- Co jutro robimy? - zapytał Zati
- No nie wiem, wy pewnie będziecie mieć trening, a ja pewnie będę wam robić zdjęcia - wzruszyłam ramionami.
- A poza tym?
- No to wy dajcie jakąś inicjatywę.
- O nie, my już dzisiaj się wysililiśmy zabierając cię do lasu, a zwłaszcza Marcin - przypomniał Ignaczak
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Kubiak.
- Trzeba było iść z nami, a nie leżeć plackiem na dupie w pokoju - oznajmił Karol
- No nie chciało mi się - zaczął jęczeć.
- Kiedyś  może nadejdzie taki dzień, że wszystkiego się dowiesz - powiedział z miną wielce doświadczonego profesora i  poklepał go po ramieniu Zatorski, a my się zaśmialiśmy.
- A tak w ogóle to po co planujecie coś na jutro, potem coś się zmieni i dupa - wzruszył ramionami Mariusz.
- No właśnie - poparłam go.
I tak zakończył się temat jutrzejszych planów. Wyszliśmy ze stołówki, ustalając, że osoby, które z góry na dół jechały windą z powrotem też jada windą, a te które szły chodami to idą schodami. Ta zasada spotkała się z głośnym oburzeniem "poszkodowanych" <czyt. dwaj libero>, ale jednak weszła w życie. Jak to już było z zwyczaju otworzyłam drziw kluczem i weszlismy do środka. Zaklepałam sobie łazienkę i poszłam się umyć. Jakieś 20 minut później leżałam już na łóżku z laptopem na kolanach i wgrywałam zdjęcia, które dzisiaj zrobiłam. Potem wysłałam je e-mailem do Karoliny pisząc, że mnie tam dzisiaj zaciągnęli. Odpisła po 5 minutach, pisząc, że ujęcia są jak zawsze świetne i że kiedyś muszę ją tam zabrać. Odpisałam, że jak będzie okazja to oczywiście. Wyłączyłam komputer, a siatkarze włączyli jakiś film akcji. Średnio mi się podobał, ale oglądałam bo pilota i tak trzymał atakujący więc możliwości zmiany repertuaru i tak nie było. Po zakończonym seansie poszlismy spać.



Spałam sobie najzwyczajniej w świecie, gdy usłyszałam jakieś rozmowy. Najpierw nie zwróciłam no to uwagi bo myślałam, że to po prostu Michał z Mariuszem i spałam sobie dalej, ale w końcu otworzyłam swoje piękne niebiesiutkie paczadła i co widzę? Krzyśka, Pitera, Winiara, Szampona, Kłosa i Wronę. A na dodatek Piter siedzi przy moim łóżku i grzebie coś w moim telefonie.
- Matko Boska i Wszyscy tam na górze! - krzyknęłam przerażona - Co wy tu robicie?! Spać nie możecie? Przecież jest.... -spojrzałam na zegarek - 6:20?! - wytrzeszczyłam oczy.
- Nie krzycz, nie krzycz - upomniał mnie Andrzej.
- Sorry ale co wy tu robicie?
- Biegaliśmy, nudziło nam się więc przyszliśmy - wzruszył ramionami Igła.
- Aha..... a czemu akurat u nas i nie dajecie mi spać? - uniosłam do góry brew
- No bo tutaj jest fajnie - wyszczerzył się Karol.
- Aha? - opadłam z powrotem na poduszkę.
- Ale czemu tak krzyczysz? - zapytał Igła
- Nie codziennie budzę się o 6:20 i widzę przed oczami pół kadry chyba oczywiste, że się zdziwiłam i przestraszyłam - odparłam
- Fajną masz muzykę - wtrącił się Piter.
- Dzięki. - odparłam automatycznie
- No jak ja ściągałem to wiadomo, że fajne - wyszczerzył się Winiar.
- Właśnie - przyznałam mu rację bo jeszcze nie bardzo kontaktowałam. Nienawidziłam być budzona przez kogoś. Jak sobie wstanę sama bez żadnego przymusu to jest ok, wszystko rozumiem, jestem wyspana, mówię po ludzku itd. Nadal pamiętam jak mnie mama do szkoły budziła o 6:30, a ja nie mogłam wstać bo czasem do 1 w nocy czytałam książki. Ale długo tak nie pociągnęłam. Mój rekord to 3 dni pod rząd. Ale jakimś dziwnym trafem na wf-ie nigdy nie byłam zmęczona.
- Krzysiek gdzie twoja kamera jak jest potrzebna?!- krzyknął przyjmujący - Ona właśnie przyznała mi rację! - krzyczał podekscytowany
- No właśnie gdzie masz kamerę?.... - przysypiałam już lekko ale zaraz poderwałam się jak poparzona - Że co zrobiłam?!
- To co słyszałaś - wystawił mi język
- Jeny... - oparłam się o ścianę.
- Co ty tam tak studiujesz Cichy? - zaciekawił się Karol
- No na muzę patrze - udzielił odpowiedzi nawet nie podnosząc wzroku z nad ekranu MOJEGO(!) telefonu. Dlaczego ja tak w ogóle nie założyłam sobie żadnego hasła czy nawet jakiegoś wzorku? Muszę to kiedyś zrobić bo inaczej będą mi tak bezkarnie przeglądać zawartość pamięci mojej komórki.
- I? - ciągnął dalej
- No i nic wszystkie prawie znam i niczym mnie nie zaskoczyłaś - rzucił mi urządzenie. Oczywiście je złapałam, żeby nie było, że nie.
- No to mi bardzo przykro.
- Żebyś wiedziała, że mi też - odparł środkowy. - No to co teraz robimy jak już obudziliśmy Lenkę a do śniadania jeszcze kupa czasu? - wszyscy wzruszyli beznamiętnie ramionami - Normalnie pomysłów jak lodu - wywrócił oczami.
- No to ty coś zaproponuj - wciął się Andrzej.
- Ale ja nie mam propozycji dlatego pytam was. Bo przecież jakbym miał pomysł to bym wam od razu powiedział a nie czekał na was - prychnął.
- Ja mam pomysł. - oznajmiłam, a Nowakowski popatrzył na mnie z przejętą miną - Wy wyjdziecie, a ja się jeszcze trochę zdrzemnę - opadłam znowu na poduszkę i naciągnęłam kołdrę na głowę, która nawiasem mówiąc po chwili została ze mnie zdarta przez Ignaczaka.
- Ejjjj..... ale my chcemy wszyscy razem coś zrobić noooo - jęczał Piter
- Pit weź idź zobacz czy nie ma cię w twoim pokoju - powiedział Krzysiek, ku mojemu zdziwieniu środkowy podniósł się z krzesła i ruszył do drzwi ale gdy miał nacisnąć klamkę zastygł w bezruchu
-Ejjj! - wrócił z powrotem na swoje miejsce z miną obrażonego dziecka, a my wybuchnęliśmy śmiechem - Pewnie, śmiejcie się z biednego wykorzystywanego Piotrusia ! - skrzyżował ręce na piersi
Postanowiłam się przebrać bo i tak tu a nimi już nie zasnę. Wzięłam pierwsze lepsze co wpadło mi w ręce (klik) i weszłam do łazienki. Resztę czasu do śniadania spędziliśmy na rozmawianiu. W końcu ruszyliśmy swoje cztery litery na stołówkę. Tym razem zasuwanie schodami nie przypadło w udziale nikomu bo w siódemkę się zmieściliśmy (jakoś). Wzięliśmy swoje dzisiejsze śniadanie czyt. jajecznicę i usiedliśmy przy swoim stoliku. Gwar na stołówce cały czas się powiększał aż w końcu trener poprosił o chwilę ciszy.
- Słuchajcie chłopaki, dzisiaj będziecie mieli spotkanie ze sponsorem po obiedzie, siatkarze obowiązkowo się tam stawiają, sztab jeśli nie chce to nie musi. - zakończył swoją przemowę i wszyscy wrócili do swoich talerzy.
- No a nie mówiłem żeby niczego nie planować ? - przypomniał Mariusz.
- Jenyyyy.. - wywrócił oczami Piter - I znowu się wysiedzimy nie wiadomo po co i stracimy kilka godzin naszego cennego życia, które możemy przeznaczyć na inne pożyteczne rzeczy - westchnął
- Na przykład na nabijanie większej oglądalności "Trudnym Sprawom" , "Dlaczego ja?" , "Ukrytej Prawdzie" , i "Rozmowom w toku?"  - uniósł brew Winiar
- Dokładnie - przytaknęli Zator i Piter.
- A nie wolelibyście tego cennego czasu spędzić na siłowni albo hali żeby się doskonalić i żeby siatkówka w Polsce miała jeszcze więcej fanów i potem każdy świętował złoto na Mistrzostwach w naszej ojczyźnie? To wy - wskazałam na nich widelcem - zamiast trenować i wylewać siódme poty na treningach wolicie oglądać telewizję? Zawiodłam się na was chłopcy, a zwłaszcza na tobie Piter. - powiedziałam strasznie przejętym głosem i pokręciłam głową, aż wbiłam w ziemię Piotrka i Pawła tak, że ich jajecznica w połowie drogi do ust zatrzymały się i skruszeni opuścili głowy, a reszta starała się nie wybuchnąć śmichem. Mi wychodziło to dobrze, ba! Mi to wychodziło wspaniale, ma się ten dar aktorstwa co nie? Siatkarze już dłużej nie wytrzymali i wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, ja razem z nimi, a środkowy i libero podnieśli na nich zdezorientowany wzrok. A ja na widok ich min już prawie płakałam ze śmiechu.
- No i z czego oni się tam śmieją? - zapytał półgłosem Zatorski swojego kolegę w niedoli.
- Nie mam pojęcia - odparł Nowakowski - Ej no ale o co wam chodzi? Nie chcecie żeby naród skakał z radości tylko na wspomnienie tej krótkiej wykonanej przez Piotra Nowakowskiego, kończącej tego seta i równocześnie meczu finałowego? - rozmarzył się Cichy.
- A skąd wiesz, że to nie będzie atak po bloku Michała Winiarskiego? - zapytał Misiek
- A skąd wiesz, że to nie będzie as serwisowy Mariusza Wlazłego? - dołączył Szampon
- Dobra panowie - ucięłam - nie ważne kto zdobędzie ostatni punkt ważne żebyście wygrali, wierzę w was - uśmiechnęłam się - a teraz marsz na trening. - podnieśliśmy swoje zacne 4 litery i ruszyliśmy na górę. Zarzuciłam na siebie koszulkę reprezentacyjną typu ASSASSIN’S CREED (jak to nazwał Igła xD), wzięłam aparat i byłam gotowa. Musiałam teraz czekać na te guzdrały. W końcu byli gotowi więc wyszliśmy z pokoju i zamknęłam go na klucz. Po drodze napatoczyli nam się Igła, Piter, Kłosik i Wronka. W takim składzie dotarliśmy na halę. Chłopaki poszli do szatni, a ja prosto na salę. Usiadłam na krzesełkach i razem ze sztabem czekaliśmy na nich.
- Matko kochana jak oni się grzebią - westchnęłam.
- Przyzwyczaisz się kochana - pocieszył mnie doktor Sokal.
- Wolałabym nie - uśmiechnęłam się.
- Chyba nie masz innego wyjścia. - odparł. Wreszcie weszli na salę i zaczęli się rozgrzewać. Trening minął mi szybko, aparat wzbogacił się o kilkadziesiąt zdjęć i mogłam wracać do swojego pokoju. Otrzymałam od trenera Antigi zwolnienie ze spotkania z przedstawicielem firmy Adidasa. Nie czekałam na nich bo zresztą po co? Mam klucz, więc mogę śmiało iść. Kilka minut później siedziałam już w pokoju ze słuchawkami w uszach patrzyłam co się tam dzieje w wielkim świecie. Mój święty spokój nie trwał długo bo usłyszałam naszą kadrę, darli się okropnie, a mogłabym się założyć, że wysiedli dopiero z widny, słyszałam ich jakby stali za drzwiami. Przypominam, miałam słuchawki w uszach. Drzwi do pokoju otworzyły się i zobaczyłam w nich moich współlokatorów. Michał jak zwykle coś sobie tam pod nosem śpiewał. Wyciągnęłam słuchawki i wsłuchałam się w słowa, które mówił do mnie przyjmujący
- To jak idziesz z nami?
- Nie, dostałam zwolnienie od trenera - wyszczerzyłam się, a oni pewnie z chęcią zamienili by się ze mną miejscami. Pół godziny później zbieraliśmy się na obiad. Po posiłku siatkarze udali do jakiegoś innego pomieszczenia, a ja postanowiłam iść się przejść i może na jakieś lody czy coś. Chwyciłam swoją torebkę, do niej wrzuciłam aparat, telefon, portfel i mogłam ruszać. Zamknęłam pokój i wyszałam z ośrodka.





Miał być w środe to i jest :) Postanowiłam, że rozdziały będą się pojawiać właśnie w środy i niedziele, ponieważ mam już napisanych ich 30 :)
Pozdrawiam ;**