Następny mecz w PlusLidze miał się odbyć dzisiaj w Bełchatowie z Będzinem. O 17:30 pojawiłam się na hali. Zawodnicy wychodzili właśnie na rozgrzewkę. Ustawiłam się w dobrym miejscu za bandami i rozłożyłam swój sprzęt po czym zaczęłam rozglądać się za Karoliną. Miała dzisiaj wpaść razem z Wiktorem i Ksawerym. Niestety ich nie wypatrzyłam. Porobiłam kilka zdjęć chłopakom i czekałam już tylko na rozpoczęcie meczu. Gdy siatkarze wyszli na prezentacje w żółtych czapkach Mikołaja mój aparat jak szalony zaczął cykać zdjęcia. No przesłodko wyglądali. Takie słodziaki. Rozkoszne te dzieciaczki. A co wy myśleliście, że ja o Skrzatach mówię? Haha, dobre sobie. Nie no żartuje wszyscy wyglądali fajnie.
Już w pierwszym secie Bełchatowianie musieli się trochę namęczyć z gośćmi wygrywając dopiero na przewagi 26:24. W następnej partii nie wyglądało to dobrze, gospodarze przegrali 18:25. Miałam nadzieję, że w kolejnej odsłonie się podniosą ale ja to mawiają nadzieja matką głupich, ten set także spisany na straty; 20:25. Przed czwartą partią zaczęłam się modlić, aby doprowadzili do tei-breaka i wygrali spotkanie. Moje modlitwy niestety wysłuchane nie zostały bo Skrzaty 4 seta oddały gościom przegrywając mecz 1:3. Westchnęłam i zaczęłam składać sprzęt. No to seria niepokonanej drużyny przerwana. Zarzuciłam torbę ze sprzętem na ramię i już miałam wchodzić na boisko ale usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Karolę oraz idących obok niej chłopaków. No proszę Ksawery już po woli sobie chodzi. I nic się nie pochwalił?! Nie będzie czekolady!
Podeszli do mnie i się przywitaliśmy.
- Nic mi nie mówiłaś, że młody już sobie chodzi - fuknęłam oburzona.
- Bo to od niedawna - wyszczerzyła się.
- Chcieliśmy ci zaprezentować twojego chrześniaka jak już będzie porządnie chodził - puścił mi oczko Wiktor.
- No chyba, że tak - zaśmiałam się.
- My lecimy bo zaraz mamy jechać do Wałbrzycha. Mama się ciska, że wnuka pół roku nie widziała - wywróciła teatralnie oczami Olszewska.
- Jak nie widziała to nie widziała. Matka zawsze ma racje - rzuciłam szczerząc się
- Może - uśmiechnęła się. Pożegnałam się z przyjaciółmi i rozejrzałam się za Kłosem. Rozciągał się jeszcze więc podeszłam i usiadłam na parkiecie obok niego.
- Zjebaliśmy po całości - rzucił.
- Nie przejmuj się. Przecież jeszcze nie raz wygracie.
- No ale że z beniaminkiem?! - mruknął.
- Zdarza się. - wzruszyłam ramionami - Następnym razem będzie lepiej - uśmiechnęłam się nieśmiało i wstałam podając mu rękę, aby uczynił to co ja. Z westchnieniem wstał.
- Pamiętaj, że jutro jedziemy do Warszawy - przypomniał łapiąc mnie za rękę - Dostałem niemały opieprz, że się dawno w domu nie pojawiłem - uśmiechnął się.
- A co jak mnie nie polubią? - jęknęłam.
- Polubią. Nie martw się - objął mnie ramieniem.
- O której po mnie jutro wpadniesz? - zapytałam gdy stanęliśmy przed drzwiami do szatni chłopaków.
- O 10. Wyrobisz się? - zaśmiał się.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne - prychnęłam odwracając głowę.
- No nic się nie bój. Polubią cię - powiedział chwytając mój podbródek, tym samym zmuszając, abym spojrzała w jego oczy. - Kocham cię. Pamiętaj - powiedział i pocałował mnie w czoło po czym pożegnaliśmy się, a siatkarz ruszył do szatni, ja natomiast udałam się w stronę wyjścia z hali. Gdy wsiadłam do samochodu była 20:40. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę mieszkania.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Było ciemno, cicho i pusto. No tak. Związek Agnieszki i Wronki kwitnie więc nic dziwnego. Zapaliłam światło w korytarzu i zdjęłam buty oraz kurtkę. Sprzęt zaniosłam od razu do swojego pokoju po czym ruszyłam do kuchni. Włączyłam sobie radio bo nienawidziłam siedzieć w ciszy. Ciągle coś mi musiało grać za uchem. Wyjęłam z lodówki mleko i podgrzałam je w mikrofalówce. Później przyrządziłam sobie kakałko. Z napojem i kanapkami poszłam do salonu gdzie włączyłam sobie telewizor. Oglądając jakąś komedię zjadłam posiłek. Około 21 wróciła Agnieszka. Co dziwne była zapłakana.
- Co się stało? - zapytałam przejęta wkraczając do korytarza gdzie blondynka ściągała płaszcz.
Nic mi nie odpowiedziała tylko weszła do kuchni gdzie z barku wyjęła nalewkę.
- Aga co się stało? - zapytałam ponownie. Ponownie brak odpowiedzi.
- Chcesz też? - zapytała unosząc lekko do góry butelkę trzymaną w prawej ręce.
- Nie, nie chce. Możesz mi do cholery powiedzieć co się stało?! - warknęłam wyrywając jej z ręki alkohol.
- On mnie nie kocha - wypaliła zanosząc się płaczem.
- Co ty pierdolisz?! Kto?!
- Jak to kto?! - wybuchnęła - Ten idiota Wrona! - gestykulowała.
- Możesz mnie wreszcie oświecić co się stało?!
- Jasne, że mogę. Oczywiście! Otóż szanowny pan Andrzej okazał się kompletnym idiotą. Po meczu zamiast do mnie podejść przytulał jakąś ładną brunetkę! Wyobrażasz to sobie?! A potem objął ją ramieniem i razem poszli w stronę szatni. Ogarniasz?! - wyrzuciła, a ja z wrażenia aż usiadłam.
- Ej, Aga. A ty jesteś pewna, że to był on? - spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Jak się kogoś widzi codziennie to uwierz mi. Trudno się pomylić. Zresztą więcej takich dwa trzy z brodą nie ma - warknęła. - A teraz daj mi to - wyciągnęła rękę w stronę alkoholu, którego wciąż trzymałam w ręce.
- Nie.
- Daj mi to! - zażądała.
- Nie. Nie możesz się upić. Musisz sobie to przemyśleć rozumiesz? - a dopiero mówiłam, że związek im kwitnie. Ehh.
- Tu nie ma nic do myślenia. Chcę się upić bo chcę. A ty jako przyjaciółka powinnaś uszanować moją decyzję.
- Jako przyjaciółka to ja powinnam co innego - mruknęłam cicho pod nosem - Dobra. Idź do salonu. Przyniosę nam - nakazałam jej. O dziwo zrobiła to o co ją prosiłam. Przelałam prawie całą zawartość butelki do innej i schowałam ją w szafce, a do reszty nalewki nalałam samego soku wiśniowego. Razem z kieliszkami poszłam do Witczak siedzącej na kanapie. Rozlałam nam i podałam jej jedno.
Blondynka zaczęła mi wylewać swoje żale. Opowiadała mi dosłownie o wszystkim. Chyba do północy siedziałyśmy na kanapie. W końcu udało mi się ją przekonać żeby poszła spać. Ja uczyniłam to samo. Oj będę sobie musiał pogadać z Wroną. I to poważnie.
Następnego dnia chyba gdyby nie sąsiad, który stłukł na górze talerz zaspałabym. Była już 9 gdy się zerwałam z łóżka. Wyciągnęłam z szafki ciuchy (klik) + te buty (klik). W łazience wzięłam prysznic i ubrałam się po czym zrobiłam makijaż. Użyłam maskary oraz błyszczyka. Gdy wyszłam z łazienki usłyszałam dzwonek do drzwi. Podążyłam otworzyć. Był to oczywiście Kłos.
- O proszę. Na nogach - zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne - fuknęłam - Wchodź bo nic jeszcze nie jadłam. - ponagliłam go i zamknęłam za nim drzwi i gdy odwróciłam się poczułam jego usta na swoich witające mnie. Oddałam się pocałunkowi.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzuciła zaspana Agnieszka przechodząc przez korytarz. Zaśmialiśmy się cicho i poszliśmy za nią do kuchni gdzie przyrządziłam dla siebie płatki z mlekiem.
- Chcesz się napić czegoś? - zapytałam Kłosa.
- Naleję sobie, nie fatyguj się - wyszczerzył się i sam się obsłużył.
Gdy się pożywiłam wstałam od stołu i razem poszliśmy do korytarz gdzie ubrałam kurtkę. Siatkarz natomiast wcisnął mi na głowę czapkę.
- Będziesz chora - wyszczerzył się.
- Nie. Będę miała poczochrane włosy - mruknęłam.
- Oj cicho - cmoknął mnie w nos śmiejąc się.
- Idziemy! - krzyknęłam jeszcze do Witczak. Usłyszałam tylko potwierdzający pomruk. Nią muszę się zająć po powrocie. Nie chciałam tego tematu poruszać przy siatkarzu. Chyba nic nie zauważył. A ja i tak już mam wystarczające stresy.
Chwyciłam torebkę i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu środkowego.
- Dalej jesteś taka zestresowana? - zapytał śmiejąc się po pół godzinie jazdy.
- A weź mnie nawet nie denerwuj - rzuciłam i odwróciłam wzrok patrząc przez szybę po swojej stronie.
- Ale ty się śmiesznie denerwujesz - nie przestawał cieszyć mordy.
- Możesz ze mnie zejść? Ja tu przeżywam stresy, że ja nie mogę, a ten się ze mnie śmieje. No komiczne to jest. Masz rację. Śmiej się kurde do woli - mruknęłam.
- No nie złość się. Tyle razy już ci mówiłem, że nie masz się co bać, a ty wyolbrzymiasz.
- Ja wcale nie wyolbrzymiam!
- Nieeee wcaaale - przeciągał samogłoski.
- No ale kurde. Ty się w ogóle nie denerwowałeś jak do Wałbrzycha przyjechałeś? - zdziwiłam się.
- Może odrobinkę na początku. No ale ty na prawdę nie masz się czego bać. Mo i rodzice cię polubią bo dużo im o tobie opowiadałem i moja mama stwierdziła, że jeszcze cię nie widziała ale już cię lubi.
- Przynajmniej tyle - odetchnęłam.
- Uśmiechnij się - rzucił i cmoknął mnie w policzek.
- Na drogę patrz wariacie! - rzuciłam śmiejąc się i walnęłam go w ramię.
- Dobra, ale się ślicznie uśmiechnij - zażądał.
- Przecież już się uśmiechnęłam - uniosłam kąciki ust.
- I o to chodzi - puścił mi oczko.- Podobno taka optymistka, a tu nie widać. - dogryzał mi jeszcze.
- Zamknij się już - zaśmiałam się.
Godzinę później byliśmy już pod domem rodzinnym Kłosa. Wysiedliśmy z auta, Karol złapał mnie za rękę i usłyszeliśmy szczekanie psa.
- Ooo jak się wabi? - zapytałam uśmiechnięta zatrzymując się i patrząc na niedużego kundelka.
- O nowy pies! A mi nic nie powiedzieli! - oburzył się, a ja tylko się z niego śmiałam.
- Już się tu nie liczysz za bardzo - szturchnęłam go.
- Widzę, że już ci przeszło - stwierdził dając mi kuksańca w bok kierując się razem ze mną do drzwi wejściowych i dzwoniąc dzwonkiem. Po chwili otworzyła nam jak mniemam rodzicielka siatkarza.
- Synek! - ucieszyła się i przytuliła chłopaka. Uśmiechnęłam się lekko - A ty pewnie jesteś Elena - skinęłam głową - Moje imię Alina - uścisnęłyśmy sobie dłonie po czym uśmiechnęła się ciepło do mnie i przytuliła mnie. Trochę mnie tym zaskoczyła ale pozytywnie. Środkowy tylko uśmiechnął się tryumfalnie. - Ściągnijcie kurtki i wchodźcie, wchodźcie - rzuciła wkraczając w głąb domu. Posłusznie zdjęliśmy kurtki i odwiesiliśmy je na wieszak.
- Siadajcie w jadalni - usłyszeliśmy głos kobiety z kuchni. Wkroczyliśmy więc do jadalni gdzie na jednym z krzeseł siedział pewnie tata Kłosa.
- Cześć tato - uśmiechnął się szeroko siatkarz. Mężczyzna uniósł wzrok znad gazety.
- O proszę, synek się raczył pojawić. I kogoś nam tu przywiózł. Witam, Maciej jestem - uśmiechnął się szeroko.
- Elena - posłałam mu uśmiech i uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Maciek, zabieraj tą gazetę! Już 10 minut temu cie prosiłam żebyś talerze przyniósł bo się przecież nie rozdwoję - zwróciła się do męża pani Alina stawiając na stole wazę z zupą
- To ja przyniosę - zaoferowałam się.
- Karol pomóż Lence - poinstruowała Kłosa matka. - Mogę ci tak mówić, prawda? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Jasne. Nawet bardziej się do tej wersji przyzwyczaiłam. - odwzajemniłam gest.
Razem poszliśmy po talerze i sztućce. Środkowy w kuchni nie omieszkał głupio się do mnie szczerzyć i "przypadkowo" trącać w ramie. Szlag mnie kiedyś z nim trafi. Chwilę później na stole znajdowały się rzeczy przyniesione przez nas. Zasiedliśmy do posiłku. Pani domu nalała każdemu zupy pomidorowej. Pyszna była. Swoim spostrzeżeniem podzieliłam się z szatynką. Ja się wcale nie podlizuję! Na prawdę mi smakowała no!
- Miło mi bardzo - uśmiechnęła się - Jedz na zdrowie dziecko - puściła mi oczko i zniknęła w kuchni.
Gdy już zjedliśmy obiad na stole pojawiła się kawa oraz ciasto.
- A w ogóle to widziałem, że sobie nowego psa sprawiliście - zaczął środkowy pociągając łyk napoju - I żeby mi nic nie powiedzieć? - oburzył się.
- Bo to od wczoraj - zaśmiał się pan Maciek.
- Zawsze to słyszę - zwrócił się do mnie Karol - Zawsze jest od wczoraj - pokręcił głową zrezygnowany na co zaśmiałam się.
- A powiedz nam Lena. Ty podobno byłaś też ich fotografem podczas kadry tak? - zaczął ojciec Kłosika.
- Tak - potwierdziłam skinieniem głową.
- I tam się poznaliście prawda? - potwierdziłam skinieniem głowy
- I teraz też w Skrze pracujesz? - zadała następne pytanie kobieta, skinęłam głową - Popatrz Maciek, takim to dobrze - westchnęła - Ty do mnie musiałeś godzinę w jedną stronę dojeżdżać.
- Nie te czasy - zaśmiał się jej mąż - A od kiedy w ogóle jesteście razem? - zaciekawił się mężczyzna. Popatrzyliśmy po sobie z siatkarzem.
- Będzie chyba niecałe trzy miesiące - powiedział mój chłopak.
- Trochę czasu wam zajęło żeby się zejść - zaśmiała się szatynka
- Tak wyszło - zawtórowaliśmy jej z siatkarzem.
- No ale wiesz, żebyśmy się musieli dowiadywać, że ty masz dziewczynę od Andrzeja no to już szczyt wszystkiego - oburzył się pan Kłos.
- Nie było okazji no - wykręcał się.
- Zawsze to słyszę. Nigdy nie było okazji - pani Alina naśladowała wypowiedź syna sprzed kilku chwil na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- A Andrzej się pochwalił, że on też znalazł sobie dziewczynę? - zapytał Kłos cwaniacko.
- To pominął - zaśmiała się kobieta, a my za nią.
- A właśnie, cwaniaczek jeden - pokręcił głową siatkarz. - Już ja sobie z nim pogadam. - oświadczył.
Rozmawialiśmy jeszcze chyba jakąś godzinę, podczas której całkiem się rozluźniłam. Faktycznie rodzicie Karola to bardzo fajni ludzie, a ja robiłam z igły widły.
Około 20 musieliśmy się zacząć zbierać. Rodzicielka środkowego bardzo ubolewała, że nie mogliśmy zostać chociażby do jutra, ale tak się złożyło, że państwo Kłos mieli jutro samolot do Niemiec gdzie aktualnie przebywała siostra Kłosika, niejaka Wiktoria. Poszliśmy do korytarza i zaczęliśmy ubierać kurtki.
- Musicie jeszcze niedługo do nas wpaść. - oznajmiła szatynka - O, na święta! Koniecznie. - uśmiechnęła się szeroko.
- Jak mnie mama wypuści to na pewno - zaśmiałam się zasuwając kurtkę - Ciągle mi tu narzeka, że za rzadko córkę widuje.
- Co się dziwisz. Ja tego też widzę raz na ruski rok - westchnęła.
- Przesadzasz - wywrócił oczami - Dwa razy na rok wpadam - wyszczerzył się na co razem się zaśmialiśmy - no dobra mamuś. Spadamy - zarządził i przytulając się pożegnał swoją matkę. Mnie kobieta także przytuliła na do widzenia i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu i zapięliśmy pasy. Kłos odpalił silnik i ruszyliśmy.
- Co jak mnie nie polubią? Co jak mnie nie polubią? - zaczął mnie przedrzeźniać.
- Oj zamknij się już - zaśmiałam się włączając radio.
- Mówiłem ci żebyś się nie przejmowała, ale mnie się oczywiście nigdy nie słucha - rzucił z pretensją.
- Od teraz będę cię słuchać - uniosłam uroczyście dwa palce do góry.
- No to jedziemy do mnie - wyszczerzył się.
- Manipulant - dźgnęłam go w bok.
- Ale przyznasz, że dobry - poruszył brwiami.
- Ujdzie w tłumie - wzruszyłam ramionami z uśmiechem. - Ale jestem strasznie zmęczona - podkreśliłam
- Niestety ja też - westchnął.
Przez resztę drogi wsłuchiwaliśmy się w muzykę płynącą z głośników radia.
Noc i tak spędziłam w mieszkaniu środkowego bo jakżeby inaczej?
Pojawiam się o jeden dzień spóźniona, ale musicie mi wybaczyć :( Byłam u okulisty i po zakraplaniu oczu naprawdę nie miałam ochoty włączać laptopa zwłaszcza, że marzyłam tylko, aby wreszcie iść spać. To chyba jakieś usypiające krople xD
Pierwsze zamieszanie w związku Agi i Andrzeja. Co myślicie? Jak to sie rozwinie? Powiem Wam tylko, że szybko zakończę ten wątek.
No i wizyta w Warszawie. Jak widać przebiegła pomyślnie :)
Do niedzieli.
Pozdrawiam ;**
No i wszystko dobrze się skończyło Lena nie miała czego się bać. Okazało się, że rodzice Kłosa są bardzo mili.
OdpowiedzUsuńElenka nie potrzebnie się denerwowała wizytą u rodziców Karola. Ją przecież wszyscy kochają :D
OdpowiedzUsuńTen Dawid coraz bardziej mi nie pasuje :/ Ale narazie cieszmy się Kłosikiem i Lenką :D
Pozdrawiam :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo się stało u Andrzeja i Agnieszki? Zamierzasz to jakoś wyjaśnić w kolejnych rozdziałach?
OdpowiedzUsuńNie lubię, kiedy coś zostaje niedopowiedziane. :D
Jak miło, że rodzice Karola zaakceptowali Elenę. :) Wierzę, że jej rodzice też pokochają środkowego. :)
Wszyscy zawsze tak się denerwują tymi wizytami u rodziców partnera/partnerki, a okazuje się, że wszystko wychodzi super i nie było czego się bać. :D
Pozdrawiam. :*
Nowy rozdział u mnie pojawi się (w końcu!) w sobotę. Niezależnie od tego, jaki będzie wynik w meczu Sovii.
No to Lenka wizytę u "teściów" ma za sobą ^^
OdpowiedzUsuńSuper że między nimi się tak super układa. No Andrzej to mnie rozczarował swoim zachowaniem ;( mam nadzieję że to jakaś Jego kuzynka czy ktoś taki...nie wyobrażam sobie innego scenariusza. ;)
Czekam na wyjaśnienia postępowania Wronki...
Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;*
http://szczerarozmowazprzyjacielempomaga.blogspot.com/?m=1
Co ten Wrona wyprawia? Niech Lenka z nim pogada i mu przemówi do rozsądku, bo chłopak wariuje. Biedna Agnieszka, cierpi przez takiego kretyna. ;//
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rodzice Kłosa ją tak serdecznie przyjęli i bardzo polubili. No bo jak tu jej nie lubić? :D
Niech sielanka trwa jak najdłużej! :3
Pozdrawiam! ;*
Focham się na Ciebie! Żebym nie została poinformowana o TRZECH rozdziałach! Foch ForEwa z obrotem o przytupem! Świetny rozdział tak w ogóle :) u mnie na razie obsuwy i to jakie, bo niestety moja mama uznała, że jestem uzależniona od komputera i mi ogranicza internety :( ale postaram się jakoś jutro dodać jakieś rozdziały ;) a ty dawaj swoje w takim tempie jak dotąd, a będę zachwycona :D pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń