niedziela, 11 stycznia 2015

~Rozdział 55~

Ze szpitala wypuścili mnie dopiero 13 listopada bo 11 i 12 nie było mojego lekarza prowadzącego, a tylko on mógł mi dać wypis. Chłopcy bardzo się ucieszyli gdy przybyłam wreszcie na ich trening. Nawet mogłam sobie z nimi poodbijać. Jaki zaszczyt mnie kopnął to do tej pory nie mogę przetrawić. Nie no, wiadomo śmieje. Moja kostka w ciągu miesiąca całkowicie się ogarnęła i mogłam wreszcie zdjąć z nogi stabilizator.


Dzisiaj właśnie miało odbyć się to wielkie wydarzenie, na które wszyscy czekali, a zawodnicy przygotowali się do niego szczególnie czyli mecz na szczycie pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów a PGE Skrą Bełchatów. Dlaczego to takie wyjątkowe? A no dlatego, że mecz ten miał odbyć się w Atlas Arenie w Łodzi. Wszystkie bilety wykupione więc siatkarzy będzie dopingować ponad 13 tysięcy gardeł.
Mecz rozpoczął się o 14:45. Nastawiałam się na długi  bardzo zacięty pięciosetowy pojedynek dlatego znalazłam sobie to miejsce, które okupywałam podczas meczy w tejże hali na tegorocznych Mistrzostwach Świata.
Jednak gracze Resovii sprawili wszystkim wielką niespodziankę, nie urywając Bełchatowianom ani jednego nawet seta. Więc po godzinie i 35 minutach spotkanie się zakończyło. Na MVP wybrano Nicolasa Uriarte.
Cieszyłam się bardzo wygraną Skry, ale serce mi pękało na widok smutnego Krzyśka. Weszłam więc na boisko i podeszłam do rzeszowskiego libero i przytuliłam go bez słowa.
- A to nie mi powinieneś się wypłakiwać? - zapytała ze śmiechem Iwona stając obok nas z Dominiką i Sebastianem.
- Przepraszam już ci go oddaje - zaśmiałam się skłaniając się w pas.
- Oddajesz, ale żadnego cześć, ani nic w tym stylu to już nie było - fuknął Igła.
- Hej Krzysiu - uśmiechnęłam się szeroko.
- Elena! Co to ma być?! - wykrzyknął podchodzący do nas Mariusz - Jak ty się możesz bratać z wrogiem? - oburzył się.
- Oj cicho siedź! - machnęłam na niego jak na natrętną muchę - Przyjaciela pocieszam.
- Ten jeden raz mogę ci wybaczyć - puścił mi oczko.
- No ja myślę - zaśmiałam się. Siatkarze przywitali się i pogrążyliśmy się w rozmowie do której później dołączyli również Andrzej, Karol i Michał.
- Igła kurwa, rusz się! Nie będziemy na ciebie godzinę czekać! - krzyknął Piotrek już przebrany.
- O kurde! Dobra, lecę. Pa Lenka - cmoknął mnie w policzek i ruszył w kierunku szatni
- A my to co?! - krzyknął za nim Wrona. Libero stanął jak wryty i odwrócił się powoli w naszą stronę.
- Serio chcecie, żebym was pocałował w policzek? - zrobił minę a'la patrzę na kompletnych idiotów Skrzaty szybko zaprzeczyły i wysłały Resoviaka do szatni, a ja tylko się śmiałam. Rozejrzeliśmy się dookoła i okazało się, że sami stoimy na środku boiska, a reszta zawodników Skry wychodzi już przebrana z szatni. Siatkarze jak poparzeni pobiegli się przebrać. A ja śmiejąc się pod nosem ruszyłam do wyjścia z Atlas Areny. Został niedosyt. Naprawdę. Ileż tutaj emocji przeżywałam podczas meczów Mistrzostw? Chyba nie tylko ja mam takie uczucie, że mogło być o wiele lepiej. Wsiadłam do autokaru i spojrzałam na wyświetlacz, którą to my mamy godzinę. 17:20. Równiutko za pół godziny wreszcie pojawili się ostatni zawodnicy. Śmiałam się z nich bo wyglądali naprawdę zabawnie. Każdy każdego poganiał, a najzabawniejszy był Endrju, któremu rozwiązał się but i musiał się schylić, aby go zawiązać (bo przecież nie można było iść z rozwiązanym! Tosz to hańba by była!), a tak zaaferowany zamkiem swojej torby Mariusz go nie zauważył i potknął się o środkowego po czym leżał jak długi na równiutko skoszonej trawce przed halą. Cały autokar w śmiech. Dosłownie wszyscy. Cyknęłam im szybko zdjęcie po czym włączyłam Instagrama i dodałam  z podpisem : #pośpiech #nie #popłacaxD. Ech te niedorajdy. Karol z Michałem ledwo weszli do autokaru bo tak ich to rozbawiło, że jak tylko weszli to uklękli z tego śmiechu.
Gdy wreszcie wszyscy już przebywali w pojeździe mogliśmy ruszać w stronę Bełchatowa.
Po około 45 minutach byliśmy już pod halą Energia. Wygramoliliśmy się z autokaru. Poczekałam chwilkę na Karola, który wychodził gdzieś tam na końcu. Przez całą drogę nie dawali spokoju biednemu Andrzejowi i Mariuszowi i śmiali się z nich przez całą drogę. Aż się dziwię, że z tej irytacji Wronce fala nie opadła. Dobra, dobra. Żarty na bok. Będzie jeszcze dużo okazji żeby się z nich pośmiać. Gdy już raczyli wyjść. Kłos pojawił się obok mnie i objął ramieniem w pasie.
- Co powiesz na kolację hmm? W ramach uczczenia zwycięstwa. W jakiejś restauracji hmm? Bo nie zdążyłem zrobić zakupów także no... - odchrząknął. Zaśmiałam się.
- Z wielką chęcią - posłałam mu uśmiech.
- To jak się ogarnę to po ciebie przyjadę - puścił mi oczko i skradł całusa kierując się do swojego auta, które stało po drugiej stronie parkingu. Wsiadłam więc do swojego nowego autka, bo po mojej dawnej skodzie nie było już co zbierać. Teraz wożę się takim cackiem. Oplem astra 4 (klik) Trochę to obciążyło moją kieszeń, ale sam Mariusz Wlazły mi go polecił. A jak on poleca to trzeba brać nie?
Wróciłam więc do domu i przywitałam się z Agnieszką. Zaniosłam sprzęt do pokoju i zaczęłam wybierać w co by się ubrać. Właściwie to nie wiedziałam nawet gdzie idziemy. Boże, jakie u nas niedomówienia...Westchnęłam i ostatecznie wybrałam to. (klik) Ubrałam się uczesałam włosy, które zostawiłam rozpuszczone, umalowałam się i wyszłam z łazienki. W korytarzu ubrałam buty oraz kurtkę (klik) a z komody wzięłam torebkę. Dostałam sms'a od Kłosa, że czeka pod blokiem więc wyszłam z mieszkania zamykając je na cztery spusty, ponieważ Agnieszki już nie było. Wyszłam z budynku i odnalazłam wzrokiem samochód siatkarza. Powędrowałam w jego kierunku. Wsiadłam i przywitałam się ze środkowym pocałunkiem.
- To gdzie się wybieramy? - zapytałam zapinając pas.
- Do takiej świetnej restauracji - uśmiechnął się szeroko. Też lekko uniosłam kąciki ust  i przyglądałam się drodze za oknem. Po jakichś 10 minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu, Karol złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do środka. Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienie cały czas rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nie obyło się też od wspomnienia dzisiejszego wypadku sprzed hali co znowu wywołało nasz śmiech. W pewnym momencie do lokalu wszedł mężczyzna łudząco podobny do mojego przyjaciela Dawida. Przyglądałam mu się chwilę, aby upewnić się czy to czasem nie on. Chyba jednak się pomyliłam. Powróciłam więc do rozmowy z Kłosem, jednak cały czas mu się przyglądałam.
- Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał w pewnym momencie siatkarz. Zamrugałam powiekami i spojrzałam na niego pytająco.
- Yyy.. jasne
- No to co właśnie powiedziałem? - uniósł brew.
- Oj, no dobra zamyśliłam się lekko. Możesz powtórzyć? - uśmiechnęłam się delikatnie. Westchnął.
- Moja mama zaprasza nas w niedzielę na obiad. Mówiłem ci już dawno, że chce cię poznać, ale jakoś nie było okazji się wybrać.
- No tak. Faktycznie. - skinęłam głową - Możemy jechać, jasne - uśmiechnęłam się. - Przepraszam cię na chwilę. Pójdę do łazienki. - rzuciłam i ruszyłam w kierunku toalet dyskretnie rzucając okiem na kolesia tak bardzo przypominającego mi Wróblewskiego.  A jednak to Dawid! Od początku wydawał mi się zbyt do niego podobny. Gdy wracałam z łazienki myślałam, że może go zagadam lecz już go nie było. Wróciłam więc do środkowego. Także postanowiliśmy się już zbierać. Siatkarz uregulował rachunek i wróciliśmy do samochodu. Cały czas rozmawiając wsiedliśmy do auta.
- Chyba umawialiśmy się tylko na kolację nieprawdaż? - uśmiechnęłam głupio gdy zobaczyłam, że jemu ani się śni jechać w kierunku mojego mieszkania.
- Zawsze są jakieś uwagi drobnym druczkiem - wyszczerzył się - Trzeba lepiej czytać umowy Winiarska - puścił mi oczko.
- Może faktycznie coś przeoczyłam - przybrałam minę myśliciela po czym się zaśmiałam. Dojechaliśmy pod blok, po czym wysiedliśmy, a ten wariat postanowił wziąć mnie na rękach i zanieść do swojego mieszkania. Słowo daję, nienormalny. Jeszcze na dodatek złapał mnie z takiego zaskoczenia, że strasznie głośno zapiszczałam co go tak rozbawiło, że zgiął się w pół i razem zaczęliśmy się głupio śmiać. Tak, pojebańce.
W końcu dostaliśmy się do mieszkania. Ledwo rozsunęłam zamek kurtki już byłam przyciśnięta do ściany i zachłannie całowana przez Karola. Wsunęłam rękę w jego włosy po czym wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę sypialni. W trakcie "podróży" zrzuciliśmy z ciebie już buty kurtki oraz bluzę siatkarza wyznaczając nimi drogę do pokoju.


Rano obudziły mnie promienie słoneczne. Zmrużyłam oczy i wymruczałam coś niezrozumiałego do samej siebie. Wyciągnęłam rękę aby objąć Kłosa w pasie, wtulić się jeszcze w niego i pospać chwilę lecz moja dłoń opadła tylko na zimną poduszkę. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam, że jestem w sypialni sama. Wstałam więc, narzuciłam na siebie koszulkę Karola i ruszyłam do kuchni. Zastałam tam siatkarza krzątającego się po pomieszczeniu. Usiadłam przy stole i oparłam brodę na dłoni. Środkowy był tak zajęty jajecznicą, której zapach roznosił się po całym mieszkaniu, że nawet mnie nie zauważył. Przyglądałam się mu z zaciekawieniem. Mega seksownie wyglądał z nieładem na głowie i samych bokserkach. Gdy odwrócił się, aby wziąć szklanki z szafki wreszcie mnie zobaczył.
- Musiałaś się już obudzić? - jęknął.
- Nie było cię więc wstałam - wzruszyłam ramionami uśmiechając się.
- A ja chciałem ci podać śniadanie do łóżka - zrobił smutną minę podchodząc do mnie.  - Wracaj do sypialni bo mi efekt psujesz - fuknął.
- No już lecę - rzuciłam szczerząc się i dałam mu przelotnego całusa po czym podreptałam do pokoju i rzuciłam się na łóżko oraz nakryłam kołdrą. Po kilkunastu minutach w drzwiach stanął Kłos szczerząc się.
- Teraz jest idealnie - oznajmił na co pokręciłam głową ze śmiechem, a on położył na moich kolanach tackę z jedzeniem.
- Ty już jadłeś? - zapytałam upijając łyk soku.
- Oczywiście kochanie - wyszczerzył się - Przecież to ja tu jestem rannym ptaszkiem - dźgnął mnie w bok. Moja reakcja była oczywista czyli pisk połączony ze śmiechem, oraz zgięcie się.
- Jak zrobisz to jeszcze raz to rozleję ci ten sok na łóżko i będziesz spał na kanapie - ostrzegłam.
- No co ty - mruknął przybliżając swoją twarz do mojej - Przygarniesz mnie przecież - musną moje usta swoimi.
- Nie bądź taki pewny - uśmiechnęłam się cwano.
- A nie przygarnęłabyś? - uniósł brew.
- Ja może i tak, ale co na to Aga? - zaśmiałam się.
- Agę przygarnie Wrona - uśmiechnął się głupkowato poruszając brwiami.
- Chyba, że tak - zaśmiałam się. - Wtedy na pewno bym cię przygarnęła
Zjadłam śniadanie po czym zaczęłam zbierać się do mieszkania. Siatkarz nalegał, że mnie odwiezie, ale ja chciałam się przejść. Nic mi się nie stanie jak pójdę z buta. Ubrałam więc buty i kurtkę, pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam.
Przemierzałam uliczki Bełchatowa, kopiąc raz po raz kamyczki napotkane od czasu do czasu na mej drodze.
- Elenka? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się.
- Dawid - uśmiechnęłam się szeroko i przywitałam się przytulasem z przyjacielem - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona.
- Mieszkam - wyszczerzył się - Tutaj - wskazał na blok, który właśnie mijaliśmy. - Wspominałem ci o tym jak byłaś tutaj w Bełchatowie z reprezentacją. Uciekałam wzrokiem z głupią miną - Zapomniałaś - stwierdził śmiejąc się.
- Oj tam. Cicho - mruknęłam i uderzyłem go lekko w ramię.
- A ty co tutaj robisz?
- Wyobraź sobie, że też mieszkam - uśmiechnęłam się - Razem z Agnieszką.
- O proszę z Agą. Nie wspominałaś ostatnio.
- Bo to dopiero od dwóch miesięcy jak dobrze liczę. A Łukasz też tutaj w Bełchatowie czy gdzie się podziewa?
- On aktualnie w Łodzi u swojej dziewczyny, ale normalnie tutaj w Bełku - wzruszył ramionami.
- A no tak, pamiętam. Emilka jej było tak? - spojrzałam na chłopaka, który skinął głową - Przedstawiał mi ją ostatnio, faktycznie. To tutaj sobie mieszkamy - rzuciłam gdy znaleźliśmy się niedaleko mojego bloku - Może wpadniesz? - zaproponowałam
- Teraz zbytnio nie mam czasu, ale może po południu co?
- No jasne. Pa - uśmiechnęłam się i ruszyłam do mieszkania. Gdy tylko zdjęłam kurtkę i buty rzuciłam okiem na zegarek. Była 11. Postanowiłam zrobić jakiś obiad. Postawiłam na łazanki. Włączyłam radio i zabrałam się do roboty.
Gdy potrawa było gotowa zjadłam porcję oglądając telewizję. Później zabrałam się za zrobienie prania, ponieważ dawno tego nie robiłyśmy.  Wrzuciłam ciuchy do pralki, odpowiednie specyfiki i włączyłam sprzęt.
Około 14 wróciła Witczak.
- Będziemy miały dzisiaj gościa - oznajmiłam jej gdy zawitała do kuchni.
- Ooo a to jakiego? - zapytała wyciągając z szafki kubek i wsypując do niego kawy.
- Mi też zrób - wtrąciłam. Wykonała to o co ją prosiłam - A Dawid wpadnie - spojrzała na mnie marszcząc brwi. Po chwili ją oświeciło.
- Aaaaaa. Ten Dawid. No faktycznie, on też tutaj - walnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Też zapomniałam - wyszczerzyłam się po czym przybiłyśmy piątki.
- Ale ani słowa mu o tym - rzuciła kładąc przede mną kubek z kawą.
Popijając napój rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dawno nie miałyśmy sobie okazji tak po prostu pogadać. Przed 16 dostałam sms'a od Wróblewskiego

   "Zejdź łaskawie pod blok bo nie wiem, w którym mieszkaniu dupę grzejesz"
Cóż za kultura słowa. Ubrałam więc szybko na nogi adidasy i zeszłam pod blok. Gestem ręki przywołałam do siebie blondyna. Podszedł szybko i już po chwili znajdowaliśmy się w naszym mieszkaniu
- Proszę, proszę, kogo to moje piękne oczy widzą - uśmiechnęła się Agnieszka wchodząc na korytarz i opierając się o ścianę.
- Tak, to ja we własnej osobie. Naciesz oczy póki możesz - wyszczerzył się odwieszając kurtkę na wieszak.
- Wchodź do salonu - nakazała mu w zamian blondynka.
- Nie wiedziała już co odpowiedzieć - powiedział do mnie konspiracyjnym szeptem chłopak.
- Słyszałam! - krzyknęła z kuchni dziewczyna na co my się zaśmialiśmy. Wskazałam mu salon a sama poszłam pomóc Agnieszce zanieść ciastka i napój do pokoju. Rozsiedliśmy się wygodnie, a Wróblewski zaczął nam opowiadać co tam u niego, potem my co u nas i leciały godziny.
- To może toast za spotkanie? - zaproponowałam. Towarzystwo ochoczo zareagowało na moją propozycję. Przyniosłam więc nalewkę wiśniową, którą przywiozłam z Wałbrzycha. Mama zawsze bierze kilka od mamy Karoliny. Na ławie postawiłam też trzy kieliszki do których od razu rozlałam alkohol.
- Za spotkanie? - zaproponowała Witczak.
- Za spotkanie - wyszczerzyłam się powtarzając wraz z blondynem po czym unieśliśmy kieliszki do góry i wypiliśmy trunek.
Po jakiejś godzinie Wróblewski musiał się już zbierać. Pożegnał się więc z nami, ubrał kurtkę i wyszedł z mieszkania. My posprzątałyśmy ze stołu po czym ja poszłam wziąć prysznic. Później przyszłam jeszcze po swój telefon zostawiony w kuchni i podążyłam do pokoju kładąc się spać.



Jeju to już 55 rozdział O.O Szybko zleciało.
Miałam nawet prośbę o dodanie go wczoraj ale kompletnie nie umiem sobie rozplanować czasu a pani na historii mówiła, że czas się nauczyć no ale przecież Gala Mistrzów Sportu sama się nie obejrzy nie? ^^ Nie wiem jak Wy ale i tak się cieszę, że Kamil wygrał. Obaj na o bardzo zasługiwali i szkoda, że nie może być ex aequo :(
No nic.
Chciałam Was serdecznie zaprosić na bloga Podjaranej ---> http://malzenska-loteria.blogspot.com/ , która dopiero zaczyna ale widziałam jej rozdziały i są genialne *.* Serdecznie zapraszam w imieniu swoim i autorki. Zajrzyjcie jeśli znajdziecie minutkę. Warto.
Kolejny powinien pojawić się w środę :)
Pozdrawiam ;**

 Łapcie jeszcze Kamila :)

7 komentarzy:

  1. Super że Elka się pozbierała po wypadku i wróciła do pracy. Ehhh wróciły do mnie emocje i wspomnienia z meczu SKRY z Sovią z Łodzi, na którym miałam okazję być ;)
    Hahah popłakałam się ze śmiechu czytając o "wypadku" Mariusza i Andrzeja ^^
    No całkiem fajnie się czyta o tych miśkach rozkochanych w sobie na śmierć lecz obawiam się że owy Dawid może coś namieszać...
    Brakuje mi kwestii o Andrzeju i Adze ;*
    Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli ze Eleny już w porządku, a to najwazniejsze :D A jak z Kłosem się dobrze dogadują, mmm :3 Ciekawi mnie czy Dawid to dobra postać, czy jednak namiesza? Pozyjemy zobaczymy !
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, wyszła z tego szpitala, to dobrze. :) Super, że z nią już wszystko w porządku.

    Jeju, ten mecz Skra - Sovia, kiedy to tak bardzo mnie bolało wszystko, jak patrzyłam w TV, jak ta moja biedna Sovia jest bezlitośnie lana. :(

    Igła jest kochany. :D
    Skrzaty, ogarnijcie się, Krzysiu to nie wróg, Krzysiu to przyjaciel. :)

    PIOTRUŚ! NIE MA TAKIEGO PRZEKLINANIA! MAM CI TO PRZELITEROWAĆ, CZY ZAPISAĆ NA KARTCE?
    No jak on mógł nawrzeszczeć na Krzysia? Odpokutujesz za to, panie nie-Cichy. Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę.
    Nie wiem, jak to w ogóle możliwe, że Pit wrzeszczał, ale to już pominę. xdd

    Karollo od początku coś knuł, no i jego szatański plan wypalił. Tylko, żeby się nie zdziwił, jak mu Elenka zaciąży, skoro się dość regularnie kochają. xd

    Nie podoba mi się ten cały Dawid. Czuję, że namiesza. /

    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że z Eleną już wszystko w porządku. Akcja z Mariuszem i Wronką, najlepsza! Jak to sobie wyobrażałam, to nie mogłam powstrzymać śmiechu.
    Mam nadzieję, że Dawid nie namiesza. Choć moja intuicja podpowiada inaczej :/
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne, że Eleną już lepiej. A ta cała akcja z Wroną i Mariuszem była niezła uśmiałam się co nie miara. Jeden nie może iść z bitem rozwiązanym, a drugi się zagapił i miał bliskie spotkanie z trawą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że Elena ma się już lepiej i wróciła do pracy. Akcja z Wroną i Mariuszem-zajebista:D. A ten cały Dawid to mi się nie podoba. Oby tylko nic nie namieszał bo jeśli tak to wiem gdzie mieszkasz :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, ze Elena juz wyszla ze szpitala ;) teraz to powinno byc wszystko dobrze, ale ten Dawid..... Nie podoba mi sie cos, oby nie namieszał ;/;D świetny rozdział, czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń