niedziela, 9 listopada 2014

~Rozdział 35~

Wróciliśmy ze słonecznego Capbreton i tak jak obiecałam odwiedziłam Wałbrzych i pojechałam do Spały.
Wysiadłam ze swojej skody, nasunęłam na nos okulary słoneczne i odetchnęłam świeżym powietrzem. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że na pewno jest Michał bo jego auto rozpoznam wszędzie. Wyjęłam z bagażnika swoje dwie walizki oraz sprzęt, zamknęłam samochód pilotem w kluczykach i ruszyłam do środka. W recepcji odebrałam klucz i ruszyłam do tak dobrze znanego mi pokoju numer 100. Uśmiechnęłam się na sam widok wnętrza pokoju. Przypomniały mi się wszystkie dni spędzone tutaj na zgrupowaniu. Rozpakowanie się zajęło mi 30 minut po czym postanowiłam pójść na spacer. Mama w domu mnie nakarmiła porządnie więc mogę się spokojnie przejść. Przepasałam się więc torebką i wyszłam z ośrodka. Podążyłam wolnym krokiem w stronę lasu. Poszłam w miejsce, w które siatkarze zaprowadzili mnie w mój pierwszy dzień pobytu tutaj, czyli nad rzeczkę. Usiadłam sobie na kładce i oparłam się plecami o słupek przytrzymujący poręcz kładki. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków i szum wody. Po jakimś czasie otworzyłam oczy i zobaczyłam przebiegającą niedaleko mnie małą sarenkę. Nie ruszałam się żeby się nie wystraszyła. Popatrzyła się na mnie głupio i poszła dalej, a ja wybuchnęłam śmiechem. Postanowiłam pójść sobie wzdłuż rzeki w górę, ciekawiło mnie co dalej było. Oczywiście nie chciałam się za bardzo oddalać żeby się nie zgubić. Chociaż niby wzdłuż rzeki nie powinnam się zgubić ale ja to kopia Miśka więc ze mną wszystko możliwe, jak to kiedyś trafnie ujęła Karolina. Przeszłam jakieś 50 metrów i wyjęłam aparat ponieważ czułam, że kroiły się cudowne zdjęcia.  Zaczęłam pstrykać i cały czas szłam w górę, w pewnym momencie opuściłam aparat w dół i zorientowałam się, że nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem.
- O jasny gwint - mruknęłam pod nosem. Spojrzałam w górę gdzie przez gałęzie drzew było widać niebo, które się zaciemniło - No to pięknie. Dobra, Elena - odetchnęłam powoli - Uspokój się i wysil te swoje szare komórki. Wiem, że trochę ich tam jeszcze jest.
Wyjęłam z torebki komórkę - brak zasięgu co równa się kolejne przekleństwo z mojej strony. Była już 18:36, a ja z ośrodka wyszłam o 14. Rozejrzałam się wokoło. Nie widziałam nic co mogło by mi pomóc wrócić chociażby do kładki. Poczułam na swojej skórze mokre krople.
- Super! Jeszcze będzie lało! - warknęłam zdenerwowana. Na potwierdzenie moich słów zaczęło kapać częściej, do tego usłyszałam z daleka grzmoty. Postanowiłam odnaleźć chociażby rzekę więc zrobiłam kilka kroków w tył.

Perspektywa Michała
Gdy z Szamponem już wywaliliśmy swoje rzczy z walizek do szafki i ponudziliśmy się chwilę postanowiliśmy obczaić kto już się pojawił. Wyjrzeliśmy więc przez okno, z którego było widać parking. Zobaczyliśmy auto Leny i postanowiliśmy do niej wbić więc podążyliśmy do pokoju nr.100 lecz ku naszemu zdziwieniu był pusty. Sprawdziliśmy też inne pokoje, w których byli już pozostali. Tam też jej nie było więc całą naszą Bandą poszlismy do recepcji zapytać czy moze gdzieś wychodziła.
- Cześć Darek, nie widziałeś może Eleny? - zapytałem
- Wychodziła jakieś dwie godziny temu - odparł
- A nie wiesz może gdzie polazła?
- Zdaje się, że w stronę lasu, ale nie jestem pewien
- Dobra, dzięki - rzuciłem - To już wiemy gdzie jest - zwróciłem się do chłopaków
- Wiesz co może lepiej wziąć dla niej jakąś bluzę. Zaczyna się chmurzyć, a o ile ją znam to poszła w krótkich spodenkach, koszulce z krótkim rękawkiem i aparatem, a obaj dobrze wiemy, że jak robi zdjęcia to w ogóle nie patrzy gdzie jest i mogła się gdzieś zgubić jak tak szła z tym aparatem - powiedział Krzysiek
- Może już nie jest taka głupia jak kiedyś? - zapytałem z głupią nadzieją
- Stary, mówisz o swojej siostrze, małej kopii ciebie. - powiedział z politowaniem Ignaczak
- Ok, ok no to weźmy tą bluzę - wywróciłem oczami
Poszliśmy na górę, wygrzebaliśmy to o co nam chodziło, zanim jednak mogliśmy iść musieliśmy czekać na Zatorskiego i Kłosa którzy też chcieli iść, a dopiero przyjechali. Więc po około godzinie wyszliśmy  z ośrodka. Na wszelki wypadek Andrzeja zostawiliśmy gdyby jednak wróciła.
- A czemu do niej nie zadzwoniłeś? - zapytał Karol
- Bo w lesie nie ma zasięgu. Jakby był to od razu bym dzwonił - rzuciłem
- Ale spróbuj - rzekł Piotrek.
Wyciągnąłem więc z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Len.
Abonent jest czasowo niedostępny, proszę spróbować później - usłyszałem w słuchawce
- Mówiłem wam, że nie ma zasięgu - oznajmiłem chowając urządzenie.
- No to chodźcie bo zaczyna kropić - rzucił Mario. Gdy doszliśmy do kładki nikogo tam nie było, a krople deszczu zaczynały spadać coraz większe. Przeszliśmy kilka metrów wokół rzeczki lecz jej nie było. Postanowiliśmy więc iść w dół rzeki. Przeszliśmy jakieś 50 metrów ale dalej jej nie znaleźliśmy co gorsza deszcz zaczynał się bardziej nasilać. Zaczynałem się już coraz bardziej bać. Na krzyki też nie było odpowiedzi. Wysłaliśmy Pawła żeby wrócił do ośrodka i sprawdzić czy aby nie wróciła, a my mieliśmy czekać przy kładce. Deszcz zaczynał padać coraz mocniej.
- Winiar spokojnie, stań na chwile, chodzisz tylko w kółko - powiedział Mariusz
- Jak mam stać spokojnie, jak nie wiem gdzie ona jest, czy nic jej się nie stało, czy jest cała?! - wyliczałem zdenerwowany na palcach.
- No to chodźmy dalej - zarządził Kłos i ruszyliśmy, bo ja podejrzewam, że od tego chodzenia w kółko wyżłobiłbym tam w końcu taki okrągły tunel niczym w kreskówkach. Postanowiliśmy, że Piotrek zostanie przy mostku gdy wróci Zati, a my pójdziemy w górę, tam jej poszukać


Perspektywa Eleny
Siedziałam zmoczona na jakimś pniu, pod jakimś wielkim drzewem, cała trzęsłam się z zimna i mokra, nie miałam pojęcia gdzie jestem, nie wiedziałam jak wrócić, nie miałam jak skontaktować się z Michałem bo nie było tutaj pieprzonego zasięgu. Oparłam głowę o drzewo i zamknęłam oczy. Siedziałam tak dobrą chwilę bez ruchu coraz bardziej moknąć i marznąć.
- Elena! - usłyszałam cichy krzyk, ale nie zwróciłam na to żadnej uwagi. Myślałam, że to po prostu moja wyobraźnia płata mi figle, lecz krzyk się powtórzył, teraz trochę głośniej. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę.
- Michał? - zapytałam cicho sama siebie i zaczęłam iść w kierunku z którego dobiegały krzyki lecz więcej się nie powtórzyły więc stanęłam w miejscu
- Michał? - powiedziałam na głos - Michał?! - krzyknęłam trochę głośniej rozpaczliwie, do oczu zaczynały napływać mi łzy.
- Elena?! Elena!! - usłyszałam go, ale nie tylko jego, ale chyba jeszcze Krzyśka, Mariusza i Karola. Pobiegłam więc w kierunku, z którego dochodziły wołania
- Michał? Michał tutaj jestem! - krzyczałam, a po chwili wpadałam w ramiona brata - Jezu Michał, tak się bałam - zaczęłam płakać i wtuliłam się w niego mocniej, ktoś zarzucił na moje ramiona bluzę, którą brat opatulił mnie mocniej.
- Już niczego go się nie bój tylko więcej tak nie rób, ok? - zapytał w moje włosy. Staliśmy chwilę w ciszy.
- Nigdy więcej - powiedziałam uśmiechając się prze łzy.
- Nic ci się nie stało? - prześledził mnie wzrokiem od stóp po czubek głowy
- Nie, nic - pokręciłam głową uśmiechając się, a nad nami rozbłysła błyskawica, a po niej usłyszeliśmy grzmot. Aż podskoczyłam. Nie bałam się burzy, ale byłam cała zmarznięta a to był dość normalny odruch.
- Wracajmy. Mam nadzieje, że wiecie jak - spojrzałam po wszystkich  zmęczona, na co oni zrobili przerażone miny, a ja myślałam, że nie wytrzymam.
- Nie, no co ty. Wiemy, jak wrócić - uśmiechnął się Krzysiek, który objął mnie z drugiej strony
- Jezu, nie straszcie mnie tak - kichnęłam
- Chodźcie szybciej bo zaraz wszyscy będziemy chorzy - powiedział Karol
- Ja i tak będę - powiedziałam trzęsąc się - tylko żebyście wy nie zachorowali
Poszliśmy szybkim krokiem w drogę powrotną. Nie mam zielonego pojęcia ile szliśmy, ale na pewno krótko bo mieliśmy niezłe tempo. Gdy weszliśmy do do ośrodka byliśmy cali mokrzy. Szybko się rozeszliśmy do swoich pokoi, aby się przebrać. Ja wzięłam czyste ciuchy i ruszyłam z nimi do łazienki. Wzięłam gorącą kąpiel i od razu lepiej się poczułam. Wysuszyłam swoje ciało ręcznikiem i narzuciłam na siebie ubranie. Włosy tylko rozczesałam, wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam jeszcze na siebie bluzę, a mokre ciuchy rozwiesiłam w łazience. Wygrzebałam w walizce wielką czekoladę, którą kupiłam w drodze, paprykowe czipsy i ruszyłam z nimi do pokoju Michała i Mariusza. Weszłam bez pukania. W środku była cała Banda więc wspaniale się złożyło.
- Przyniosłam podziękowanie - uśmiechnęłam się szeroko wyciągając zza pleców jedzenie. Aż im się oczy zaświeciły
- Ty to umiesz dziękować - powiedział Piotrek z pełną buzią żelków
- A wy to umiecie ratować - uśmiechnęłam się wdzięcznie wkładając do buzi żelki
- Sie wie - wypiął dumnie klatę do przodu Mariusz
- Jak byśmy byli jeszcze w Capbreton mogłabym rzecz Słoneczny Patrol po prostu. Ale tak na serio dzięki, bo pewnie teraz dalej siedziałabym pod tym drzewem i czekałam na jakieś oświecenie jak mam wrócić - rzuciłam - No ja to was po prostu uwielbiam - wyszczerzyłam się
- Widać my cię też skoro cię uratowaliśmy, za byle kim to się po lasach nie szlajamy - także wyszczerzył się Karol
- Zgadzam się - rzucili wszyscy na raz
- Oooooo jak słodkoooooo. Oni mnie uwielbiają! - zaklaskałam w ręce niczym London Tipton z "Nie ma to jak statek"
- To musisz się starać bo za byle co to my ludzi nie uwielbiamy - poruszył brwiami Igła
- Mhm... - zamyśliłam się - Paczka żelków tygodniowo? - uniosłam brew
- Stoi - uścisnęłam sobie rękę z Ignaczakiem
- Ale jedna na was wszystkich - uściśliłam a oni zrobili duże oczy
- Gupiaś?!?!!? - krzyknęli na raz
- Nikt nie ustalał ilości na łebka - wzruszyłam ramionami z szatańskim uśmieszkiem
- No i Elka wróciła z lasu na dobre - westchnął Mariusz
- Dokładnie Mariuszku - posłałam mu buziaka w powietrzu.
- To co horrorek? - poruszał brwiami Wrona - El?
- Nie dzięki, mi wrażeń na dzisiaj wystarczy. - uśmiechnęłam się słabo -Na razie. - rzuciłam i poszłam do swojego pokoju.
Wzięłam z walizki piżamę i poszłam przebrać się do łazienki. Gdy wróciłam rzuciłam się na łóżko. Gdy już zasypiałam usłyszałam, że drzwi się otwierają lecz nie rozbłysło światło. Usłyszałam jakieś szmery, a potem cisza, lecz nie było dźwięku zamykanych drzwi, który potwierdziłby, że mój gość wyszedł. Dopiero po kilku chwilach drzwi się zamknęły, ale ja nie miałam siły rozmyślać kto to był ponieważ  Morfeusz wezwał mnie do swojej krainy.






Tak, wiem mega krótki, ale z tego co pamiętam to był pisany na spontanie. Nagle mi pomysł z tym lasem wpadł do głowy i musiałam go szybko nabazgrolić więc jest jak jest :)
Następny będzie dłuższy, nie tak strasznie, ale troszkę tak ;)
Zapraszam również na prolog zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com
Next - środa
P.S dziękuję za 15,605 wyświetleń <3 Jesteście wspaniali ;)
Pozdrawiam ;**

5 komentarzy:

  1. HA! Pierwsza :3 Rozdział świetny, Elena normalnie ja nie wiem jak ona się zgubiła xD Dobrze, że chłopcy ją znaleźli :) Czekam na nexta i lecę czytać prolog ;* Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. boski ! :) czekam na następny xD u mnie kolejny powinien pojawić się najpóźniej jutro :) pozdrawiam ;****

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski! czekam na następny. U mnie jak na razie nie zapowiada się abym dodała rozdział :) pozdrawiam :*****

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega :-) chłopcy tacy dobrzy ratownicy xD
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Uratowali, teraz niech kurują =D ta Spała, niby taka dziura, ale człowiek się zgubić może w tych lasach =D Michał to w ogóle taka przyzwoitka, pozwoliłby któremuś (Kłosowi!) zaopiekować się swoją siostrą =)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń