Do końca miesiąca Skra zapewniła sobie awans do półfinału dwukrotnie pokonują zespół z Kędzierzyna-Koźla 3:0.
2 marca w przed południem mieliśmy z Warszawy wylatywać do Perugii, ale nie do końca do Perugii bo podczas lotu mieliśmy aż 3 przesiadki. Nie była to komfortowa sytuacja bo nikt nie lubi siedzieć i nudzić się na lotniskach czekając na samolot, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz? Na szczęście jakoś długo czekać nie musieliśmy i około 17 byliśmy już we Włoszech w naszym hotelu. Do końca dnia mieliśmy już wolne, a ja byłam tak strasznie głodna, że chciałam tylko odnieść walizki do pokoju i iść coś wszamać. Chłopaki się ze mnie naśmiewali kiedy jechaliśmy w stronę hotelu z lotniska gdy mi burczało w brzuchu, a oni wyciągali z torby jakiegoś batonika i jedli na moich oczach oczywiście nie dając mi ani okruszka. Nawet Karol się nie podzielił. Menda przebrzydła jedna. A miałam go za zajebistego faceta. Ten batonik zniszczył wszystko między nami.
20 minut później jako jedna z pierwszy byłam już w restauracji i zajadałam się makaronem. Bo co innego można we Włoszech jeść? Oczywiście siatkarze znowu nie omieszkali się ze mnie ponabijać, że jem więcej i szybciej niż oni. Pewnie śmiejcie się. Jak mnie nie dożywiają to takie tego skutki.
Około 19 wielce na nich obrażona leżałam na łóżku w pokoju odpoczywając i czytając książkę. W pewnym momencie drzwi się otworzyły się i stanął w nich Karol.
- Idziemy na lody? - zapytał szczerząc się.
- Pewnie! - od razu zerwałam się z łóżka. Raaany, jak ja dawno nie jadłam lodów. - Biorę aparat - oznajmiłam
- Skoro musisz - przewrócił oczami.
- Muszę - wystawiłam mu język. Narzuciłam na ramiona bluzę i mogliśmy wychodzić.
- Ale musimy być cicho i dyskretnie bo nikt nie wie, że wychodzimy - powiedział łapiąc mnie za ręce gdy wchodziliśmy do windy by zjechać na dół.
- Sie wie. Incognito - wyszczerzyłam się.
- Widzę, że kumasz - puścił mi oczko.
Wyszliśmy z hotelu niezauważeni. No....prawie.... niezauważeni.I no... prawie wyszliśmy.
- A wy co? - usłyszeliśmy głos Fabio gdy chcieliśmy popchnąć drzwi wyjściowe. Wyprostowaliśmy się jak na komendę i powoli odwróciliśmy się o stronę drugiego trenera, który wsparł ręce na biodrach i świdrował nas wzrokiem.
- My? - pisnęłam.
- Wy - pokiwał głową.
- To my... to my to, to kompletnie nic - wzruszył ramionami Karol.
- Ta. Kompletnie nic. - przytaknęłam.
- Dobrze, idźcie, Miguel się nie dowie - puścił nam oczko uśmiechając się.
- Dzięki - posłaliśmy mu uśmiechy.
- Tylko wrócić mi przed ciszą nocną bo osobiście sprawdzę - pogroził nam jeszcze palcem.
- Oczywiście - zasalutowałam i mogliśmy wyjść.
Szliśmy uliczkami Perugii pomiędzy wysokimi murami budynków. Zawsze właśnie to najbardziej kochałam we Włoszech. Te wąskie uliczki. Nie wiem dlaczego, ale do mnie przemawiają. Dotarliśmy do jakiejś budki z lodami po jakichś 45 minutach, a trzeba powiedzieć, że nasze tempo było iście ślimacze bo ja z aparatem w jakimś nowym miejscu to milion zdjęć na minutę. W pewnych momentach siatkarz miał mnie dość i zarzekał się, że następnym razem żadnego aparatu nie bierzemy. Ale do selfie to mi się kazał ustawić. I weź się tu z takim dogadaj.
Wzięliśmy sobie po dwóch gałkach lodów; ja miętowe i czekoladowe, a środkowy truskawkowe i borówkowe. Wlekliśmy się tak po tym mieście nie wiem ile ale doszliśmy do jakiegoś placu dookoła, którego było pełno sklepików oraz fontanna.
- Gdyby nie ten aparat to już dawno byłabyś mokra - wyszczerzył się gdy usiedliśmy na brzegu fontanny.
- Uff - odetchnęłam - Znowu mnie uratował - poklepałam urządzenie.
- A może ci je potrzymać? - zapytał szczerząc się.
- Objedzie się - wystawiłam mu język.
- Szkoda - mruknął obejmując mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on natomiast swoją brodę na mojej głowie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy ciesząc się sobą, a ja wciąż konsumowałam loda. Strasznie powoli je zawsze jadłam. Ja się nimi delektuję. Nie to co niektórzy. Właśnie...
- Może ci pomóc z tym lodem? Jesz i jesz, a ja już nie mam. - pożalił się
- Współczułabym ci, ale mi się nie chce.
- Więcej cię ze sobą nigdzie nie zabieram - prychnął.
- Już ci wierzę - zaśmiałam się ugryzając wafelka - Zginiesz beze mnie kotek.
- Chyba ty beze mnie - oburzył się - Trochę więcej światu i Lenka się gubi - dźgnął mnie w bok. Oczywiście wydałam z siebie pisk pomieszany ze śmichem - No nie rób mi wiochy - mruknął konspiracyjnie - Jesteśmy w miejscu publicznym.
- Weź się przymknij głupku - przewróciłam oczami i zamknęłam mu usta pocałunkiem.
- Takie uciszanie to mogę mieć zawsze - poruszył głupkowato brwiami gdy się od siebie odsunęliśmy lekko.
- Śnisz - zaśmiałam kończąc loda. - Chodź, wracamy - wstałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą po chwili chwycił i ruszyliśmy w drogę powrotną, której ja szczerze nie pamiętałam więc chyba to raczej ja bym bez niego zginęła. Ale tego oczywiście na głos nie powiem.
W hotelu byliśmy o 21:40. Pożegnałam się z Kłosem dziękując mu za spacerek po czym weszłam do siebie i z walizki wygrzebałam potrzebne rzeczy i powędrowałam do łazienki by wziąć prysznic. 15 minut później suszyłam już włosy i naszło mnie żeby coś z nimi zrobić. Na początku to by się przydało ciut ściąć bo się przydługie zrobiły, a potem może jakieś ombre? Przekrzywiłam głowę w prawo i spróbowałam się tak wyobrazić. Wydawało mi się, że może być okej więc gdy tylko wrócimy do Bełchatowa punkt honoru - fryzjer! Wyszłam z łazienki, położyłam się do łóżka i zasnęłam.
Następny dzień do meczu szybko zleciał. O 19:15 wyjechaliśmy na halę. Rozstaliśmy się oczywiście gdy oni musieli iść do szatni, a ja życzyłam oczywiście powodzenia.
O 20:30 mecz miał się rozpocząć, lecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem zrobiło się jakieś zamieszanie bo Facundo nie miał na sobie swojej koszulki tylko o ile dobrze widzę to Maćka. Ciekawe tylko dlaczego. Zapytałam Michała, a ten udzielił mi tajnych przez poufnych informacji, że Conte nie wziął koszulki z Polski. Argentyńczyk nie został dopuszczony do wejścia na boisko więc w jego miejsce szybko Wojtek. Widać było, że to zamieszanie przed rozpoczęciem zdekoncentrowało trochę chłopaków bo najpierw nie szło nam dobrze. Kilka na prawdę fatalnych akcji z naszej strony i solidne akcje przeciwnika doprowdziły do dużej różnicy punktowej.
Facundo mógł pojawić się dopiero przy stanie 7:14 od razu wykonując skuteczny atak i przypominając o sobie Włochom.
A tak odbiegając ciut od wydarzeń na boisku...Szlag mnie trafiał z tym spikerem z hali. Tak się darł, że myślałam, że po prostu zaraz stracę słuch. Jeżeli już ma ten megafon przy ryju to nie musi tak krzyczeć. Ludzie.
Cały mecz zakończył się wynikiem 2:3 i do Polski wracamy z jednym punktem. Ale ten punkt może okazać się bardzo ważny, zresztą lepiej wracać z jednym niż z niczym.
Po meczu, około północy wróciliśmy do hotelu. Siatkarze poszli na kolację, a ja z racji, że głodna nie byłam powędrowałam od razu do pokoju gdzie wzięłam prysznic i spakowałam rzeczy do walizki na wierzchu zostawiając sobie tylko ciuchy i kosmetyki na jutro po czym uderzyłam w kimono.
Budzik zadzwonił rano o 7 więc z ociąganiem wstałam, ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie gdzie niektórzy już z niewyspanymi twarzami siadali przy stolikach. Facundo to ledwo się na nogach trzymał i widać, że cały czas jeszcze był w świecie snów i bajek.
- E, Facu, koszulkę chyba źle ubrałeś - zagadałam go. On przejechał po sobie wzrokiem.
- Może i masz racje - stwierdził odkrywczo - Ale w sumie, co mi tam - wzruszył ramionami, a ja nie mogłam się nie zaśmiać gdy już się oddalał. Zajęłam stolik, a po chwili zameldował się przy nim również Karol całując mnie na powitanie w policzek.
- Wyspana? - zapytał.
- Nie, aczkolwiek wydaje mi się, że Facu bardziej - kiwnęłam głową w stronę Argentyńczyka siedzącego dwa stoliki dalej.
- O Boże, znowu nam wiochę robi - westchnął ciężko.
- Powiedział, że w sumie, co mu tam - zaśmiałam się.
- Jemu to może nic, ale ja o swoją reputację zabiegam - prychnął.
- Teraz nagle zaczął zabiegać - mruknął Andrzej dosiadający się.
- Od zawsze to robiłem - oburzył się.
- Tak, tak moja mała blondyneczko - puścił mu całusa w powietrzu. Powinnam czuć się zazdrosna? Muszę z Agnieszką pogadać żeby tego Wronę to krócej trzymała bo jak jej nie ma to Andrzejek biega samopas.
- To był szczytny cel - odparł Kłos upijając kawę.
- Wiem, ale docinać ci chyba nigdy nie przestanę - wyszczerzył się środkowy.
- Jak miło - uśmiechnął się słodko-jadowicie Kłosik.
Wyjazd mieliśmy o 10 więc o tej zapakowaliśmy się do autokaru, a ja jeszcze rano miałam nadzieję, że zdrzemnę się ciut w autokarze w drodze do Rzymu, ale teraz to mi się odechciało. Siatkarze i niezawodna kawa to idealny zestaw pobudkowy. Nawet Conte nam się ożywił.
Jedziemy sobie, jedziemy do tego Rzymu całkowicie niczego nieświadomi i nagle zatrzymujemy się. W szczerym polu. Od razu nastąpiło poruszenie w autokarze, a kierowca wyszedł z pojazdu. Po kilku minutach okazało się, że dalej nim na pewno nie pojedziemy więc zewsząd zaczęły napływać jęki niezadowolenie, wzdychania i ciężkie opadania na fotele. Telefony kierownika poszły w ruch by załatwiać nam jakikolwiek nowy transport. Jakieś 45 minut staliśmy tak, ni żywej duszy, a my czekamy. W końcu pojawiło się obok nas 4 samochody. Okazało się, że byli to ludzie z pobliskiej restauracji i to z nimi mieliśmy jechać. 2 były to samochodu 5-osobowe, a 2 takie większe. Zapakowaliśmy się do nich i ruszyliśmy. Kierowcy dawali gaz do dechy i wchodzili w zakręty na pełnej prędkości. Chyba postawili sobie za cel honoru zawieźć nas jak najszybciej. Gdziekolwiek.
Po jakichś 20 minutach byliśmy w takim przydrożnym zajeździe gdzie mogliśmy sobie zjeść jakiś obiad. Dla odmiany, makaron. Ależ różnorodność. Miażdżąca. Aż nie wiadomo co wybrać. Spędziliśmy tam prawie półtorej godziny czekając na nowy autokar. Gdy go tylko zobaczyłam niemal nie przewróciłam krzesło wstając z niego bo miałam już dość tych Włoszech. Chcę do Bełchatowa. Odpocząć. Szybko znalazłam się w środku co uczynili też pozostali i szybko pojechaliśmy na tamto miejsce gdzie padł nam stary autokar by się przepakować, a gdy to zrobiliśmy kierowca oznajmił nam, że jedziemy i zdążymy. Stopy z gazu chyba wcale nie ściągał bo jechaliśmy szybko, a na samolot i tak się spóźniliśmy. Dokładnie 15 minut mimo wysiłku włożonego w bieg z autokaru do bramek, przy których już nikogo nie było. Z wielkimi jękami, westchnieniami i bluzgami na ustach musieliśmy usiąść na kanapach ze swoimi bagażami natomiast kierownik drużyny zaczął wydzwaniać by przebukować nam bilety bo jakoś się do tego Bełchatowa dostać musimy. W końcu po pół godzinie było wiadomo, że musimy się rozdzielić. Sztab trenerski poleci przez Frankfurt, a zawodnicy i ja przez Rygę. Czekało nas miłe 4 godziny oczekiwania na lotnisku. Żeby zabić czas wyżuliłam książkę od Michała i czytałam. Kryminał. On czyta tylko takie książki? Ale nie powiem. Wciągnęła mnie. Przeczytałam połowę, ale potem już mi się nie chciało.
O 19:20 mieliśmy wreszcie ten wyczekiwany lot do Rygi skąd mieliśmy polecieć do Warszawy. Na lotnisku w Łotwie szybko coś przekąsiliśmy i po godzinie mieliśmy samolot do Warszawy gdzie byliśmy o 23:30. Czekał tam na nas już bezpośredni transport do Bełchatowa, do którego rzuciliśmy się niemal biegiem. Myślę, że nie tylko ja marzyłam o ciepłym łóżeczku i śnie, ale także siatkarze. Gdy już usiedliśmy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Agnieszki. Odebrałam.
- No gdzie wy jesteście?! Andrzej telefonu nie odbiera! Ty też, a ja się martwię kurwa mać!
- My właśnie jedziemy z Warszawy do Bełchatowa - odparłam.
- Ale mieliście już koło 20 być tutaj.
- Wiem, ale sprawy się pokomplikowały, opowiem ci - przerwałam bo musiałam ziewnąć. Byłam mega zmęczona. - opowiem jak wrócimy. Pa
- Okej, pa - pożegnała się i zakończyłam połączenie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudził mnie głos kierowcy, że jesteśmy na miejscu. Zaspana przetarłam twarz.
- Chodź Śpiąca Królewno - Karol wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ją i wstałam biorąc kurtkę z siedzenia. Na dworze uderzyło mnie zimne powietrze więc szybko ją narzuciłam na ramiona. Cała się trzęsłam, a oczy tak mi się kleiły, że ledwo widziałam. Wzięłam swoje rzeczy, a Kłos objął mnie ramieniem.
- Ale moje auto tam stoi - wskazałam na przeciwny kierunek ziewając.
- Myślisz, że dam ci prowadzić w takim stanie? - prychnął biorąc ode mnie walizkę.
- Dałabym sobie rady - burknęłam po czym ziewnęłam.
- Siadaj i nie dyskutuj - polecił mi, a ja otworzyłam drzwi pasażera. Wsiadałam po czym jeszcze podleciał do nas Mariusz informujac, że jutro rano nie ma siłowni i jest ona przełożona na południe. No i w sumie bardzo dobrze. Przecież już jest 2:20 więc na tej siłowni to nikt by najlżejszej sztangi nie podniósł.
Pojechaliśmy do mieszkania Kłosa gdzie nie miałam siły kompletnie na nic. Zdjęliśmy odzież wierzchnią i praktycznie od razu rzuciliśmy się na łóżko przykrywając po same uszy kołdrą.
Rano obudziłam się dzięki niezawodnym promieniom słonecznych wpadającym do sypialni środkowego przez nie zasłonięte okna. Zmarszczyłam niezadowolona czoło i przewróciłam się na drugi bok. wzdychając ciężko. Chętnie bym sobie jeszcze pospała.
- Wstajemy Królewno - usłyszałam cichy głos Karola zza moich pleców.
- Jeszcze 5 minut - mruknęłam wbijając twarz w poduszkę.
- Nie sądzisz, że to ja powinienem być tu bardziej zmęczony z naszej dwójki? - zapytał śmiejąc się i obejmując mnie w pasie po czym cmokając w skroń.
- Nie - burknęłam.
- Nie doceniają człowieka - prychnął.
- Doceniają, doceniają, ale nie tak z rana.
- Jakiego rana? 11 jest - odparł, a ja odwróciłam się do niego twarzą po czym utkwiłam wzrok w ścianą nad nim. - Czyli spałam jakieś 9 godzin - stwierdziłam.
- No to powinnaś być wyspana. Tyle snu to dzieci potrzebują - zaśmiał się.
- Przypominam, że wczoraj też się nie wyspałam - uniosłam do góry palec wskazujący.
- Wymyślasz - parsknął Kłos.
- Mówię najszczerszą prawdę kotek - poniosłam się trochę do góry i cmoknęłam go w policzek po czym wyswobodziłam się z jego objęć. Na sobie wciąż miałam wczorajsze ciuchy więc wypadało by się jakoś ogarnąć.
- O której macie tą siłownie dokładnie? - zapytałam wychodząc z pokoju.
- O 13.
- Okej. Zrobisz jakieś śniadanko? - wsunęłam jeszcze głowę do sypialni szczerząc się.
- Zrobię - westchnął.
- Super - posłałam mu buziaka w powietrzu, a sama biorąc z walizki ciuchy i kosmetyczkę poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, które później rozczesałam i wysuszyłam. No to dzisiaj do fryzjera. Serio trzeba je ogarnąć. Ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż i umyłam ząbki. Wyszłam z pomieszczenia, wrzuciłam swoje rzeczy z powrotem do walizki i wkroczyłam do kuchni.
- Dobrze, że jednak zrobiłem kanapki bo jajecznica to by dawno wystygła - stwierdził ubrany już siatkarz.
- Ktoś w tym związku musi wyglądać - wystawiłam mu język siadając przy stole.
- Już ci nigdy śniadania nie zrobię - prychnął.
- Pyszne te kanapeczki - wyszczerzyłam się.
- Nawet mnie nie próbuj udobruchać - mruknął, a ja tylko się zaśmiałam na widok jego naburmuszonej miny. Wstałam więc ze swojego miejsca usiadłam mu na kolanach, zarzuciłam ręce na szyje i pocałowałam, natomiast on ułożył swoje dłonie na moich biodrach pogłębiając pocałunek. Gdy zaczął wsuwać dłonie pod moją koszulkę wstałam z jego kolan i usiadłam z powrotem na swoim miejscu szczerząc się.
- Ty to umiesz poprawić i zepsuć nastrój w tej samej chwili - burknął.
- Ma się te talenty - parsknęłam śmiechem.
Gdy skonsumowaliśmy śniadanie Karol ruszył do łazienki, a ja zaczęłam sprzątać po śniadaniu gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Poszłam do korytarza gdzie wyjęłam urządzenie z kieszeni kurtki i odebrałam połączenie od Agnieszki.
- Raczysz się dzisiaj pojawić w mieszkaniu czy może raczej nie? - zapytała na wstępie.
- Cześć, ciebie też miło słyszeć - zironizowałam.
- No cześć - na pewno przewróciła oczami. - To będziesz?
- Bede - odparłam - Gdzieś koło 17 pewnie bo aktualnie jestem uwięziona u Karola bez samochodu i możliwości ucieczki.
- Nie wierzę żeby ci to jakoś przeszkadzało - parsknęła śmiechem.
- Czy ja powiedziałam, że tak? - zaśmiałam się po czym zmieniłam temat - A ty jesteś w pracy?
- Tak jestem, ale udało mi się zadzwonić bo byłam ciekawa co z tobą.
- Jak słyszysz, ze mną okej. Żyję.
- To jak żyjesz to dobra. Kończę, pa.
- No pa - zakończyłam połączenie i wsunęłam komórkę do kieszeni spodni.
W mieszkaniu pojawiłam dopiero o 18. Po treningu od razu pojechałam do tego fryzjera gdzie podcięłam końcówki i podfarbowałam je tworząc ombre, a z efektu powiem szczerze byłam bardzo zadowolona. Później wstąpiłam jeszcze na większe zakupy bo pewnie lodówka świeciła pustkami. Nie zastałam jeszcze Agnieszki więc zaniosłam najpierw zakupy do kuchni na stół, a potem walizkę i sprzęt do swojego pokoju. Wyjęłam z bagażu wszystkie rzeczy i odłożyłam na swoje miejsce. Brudne ciuchy zaniosłam wraz z kosmetykami do łazienki gdzie od razu dałam je do pralki bo nazbierało się trochę tego. Włączyłam urządzenie ustawiając odpowiedni program po czym wyszłam z pomieszczenia. Postanowiłam zabrać się za coś do jedzenia. Dzięki zrobionym zakupom miałam pełne pole do popisu. Miałam ochotę na rybę, a że zakupiłam i łososia to mogłam go sobie przygotować z warzywami. Zabrałam się do roboty bo padałam z głodu, a 3 kanapki o 12 to niezbyt sycące "danie" na cały dzień.
Zajadałam się już pyszynąkolacją siedząc w kuchni przed laptopem słuchając radia usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Spojrzałam na zegar. Była już 20:30. Serio?! Nawet nie zauważyłam kiedy to minęło.
- Myślałam, że ty się w mieszkaniu dzisiaj nie pojawisz - zaśmiałam się na widok Agnieszki wchodzącej do kuchni.
- Ja nie ty - wystawiła mi język.
- Sratatata - powykrzywiałam jej się trochę.
- Za to kolacyjka pyszna - wyszczerzyła się nakładając sobie na talerz danie. - Jestem głodna jak wilk.
- A swoją drogą to gdzie się tyle podziewałaś?
- A wiesz, miałam kilka spraw do załatwienia - odparła wymijająco siadając przy stole.
- Zdradzisz jakich? - spojrzałam na nią unosząc brwi.
- O ja cie! U fryzjera byłaś! - wykrzyknęła zauważając stan moich włosów.
- Ładnie? - zapytałam uśmiechnięta przerzucając włosy do przodu.
- Ślicznie ci tak - wyszczerzyła się - Karolowi też się spodoba - puściła mi oczko.
- Spróbował by powiedzieć, że nie - parsknęłyśmy śmiechem.
Gdy zjadłyśmy zasiadłyśmy w salonie włączając telewizor z kubkami herbaty i dylematem na jaki kolor pomalować paznokcie. Ostatecznie jednak zdecydowałam się na szary, a Aga na zielony i znowu zatrudniłam ją do pomalowania mi prawej ręki bo nie wiem co by z tego wyszło.
Następnego dnia obudziłam się o 8 i powędrowałam do łazienki. Przebrałam się w czarne legginsy i zwykła białą bluzkę a włosy niedbale związałam w kucyka. Przed meczem się ogarnę, teraz mi się nie chce.
Weszłam do kuchni by zjeść śniadanie gdzie zastał mnie dziwny widok.
- Aga? Co ty robisz? - zapytałam gdy zobaczyłam jak Witczak stoi na stole z miotłom w ręku.
- Jak to co?! - wykrzyknęła - Życie ratuję! Mysz tutaj mamy!
- Mysz? Porąbało cię do reszty? Skąd tutaj mysz? - popukałam się palcem w głowę i podeszłam do szafki by wyjąć z niej szklankę.
- Jest. Na pewno jest. Tam koło kosza była - wskazała mi miotłą miejsce, w którym domniemana mysz miałaby się znajdować, a przy okazji o mały włos mnie nie nie tratując. Westchnęłam głęboko odkładając naczynie na blat po czym podeszłam do kosza umiejscowionego pomiędzy zlewem, a kuchenką i wysunęłam do na środek kuchni po czym wybuchnęłam śmiechem przez który aż zgięłam się w pół i musiałam przytrzymać się kuchenki.
- Co? O co ci chodzi? - zapytała zdezorientowana blondynka, a gdy nie odpowiedziałam cały czas się śmiejąc walnęła mnie w ramię trzonkiem miotły.
- Ała - zaśmiałam się po czym podniosłam się do pozycji wyprostowanej i odetchnęłam głęboko. Od tego śmiechu aż mnie brzuch rozbolał. Otarłam łzy, które wypłynęły spod moich powiek po czym sięgnęłam ręką obok kuchenki i wyjęłam mysz. Małą myszkę, maskotkę Absurda.
- Oj głupia, głupia - pokręciłam głową z politowaniem i wsunęłam kosz na swoje miejsce, a zabawką rzuciłam w przyjaciółkę.
- Każdemu się może zdarzyć pomylić, nie? - mruknęła oburzona.
- Ależ każdemu - pokiwałam głową z bardzo poważną miną, ale nie wytrzymałam i się zaśmiałam.
- Debilka - burknęła po czym również zaczęła przygotowywać sobie śniadanie. Zjadłyśmy razem na śniadanie pozostałe dwie porcje wczorajszej kolacji po czym Agnieszka stwierdziła, że przydało by się zrobić w mieszkaniu jakieś wiosenne porządki. Broniłam się rękami i nogami, ale co ja przy niej mogę. Dała odkurzacz do ręki to trza odkurzać. Najpierw zabrałyśmy się za swoje pokoje. Na początku zamiast odkurzać postanowiłam zrobić sobie porządek w szafie. Później ścieranie kurzów, odkurzanie i mycie podłogi. I tak całe mieszkanie.
- Weź jeszcze w korytarzu z wieszaka swoje rzeczy i buty zimowe z komody do swojego pokoju - normalnie jakbym słyszała mamę.
- Tak jest mamo - odparłam.
- Dobra córcia - posłała mi wyszczerz.
Zabrałam się za to o co poprosiła mnie Witczak i zaniosłam do swojej dużej szafy swoją grubą zimową kurtkę oraz czapki i szale, a z komody wyjęłam kozaki, które również zaniosłam do swojego pokoju wkładając do szuflady w szafie.
Sprzątanie zakończyłyśmy o 13 i wciąż miałyśmy jeszcze godzinę by się ogarnąć przed meczem. Gdy przygotowywałam jeszcze naleśniki byśmy mogły sobie wszamać coś przed wyjściem blondynka zajęła łazienkę. Usmażyłam 6 naleśników, które posmarowałam dżemem truskawkowym i położyłam na talerzu. Zjadłam trzy i w kuchni pojawiła się przyjaciółka więc jak mogłam udać się po ubrania. Ubrałam się (klik), po czym uczesałam się i zostawiłam włosy luzem, a następnie zrobiłam makijaż. Byłam zadowolona z efektu. Faktycznie, nieskromnie powiem, że ładnie wyglądam w tym kolorze. Ubrałam bluzę Skry zasuwając ją, na nogi wsunęłam botki, a na ramiona zarzuciłam jeszcze kurtkę. O 14:05 wyszłyśmy z mieszkania i pojechałyśmy na halę. Byłyśmy tam po 20 minutach i skierowałyśmy się do budynku gdzie się rozstałyśmy, Aga poszła na swoje miejsce na trybuny, a ja zajęłam swoje i zaczęłam wyciągać z torby aparat, statyw i obiektyw.
Mecz rozpoczął się o 14:50.
Pierwszego seta wygrała Skra 25:22. Drugi na początku był bardzo wyrównany, ale potem Troy poszedł na zagrywkę, trafił 3 razy i się wynik ciut rozjechał. Na drugiej przerwie technicznej było już 9:16. Trener Skrzatów chyba nie widząc za bardzo szans już w tym secie oprócz Marechala zmienił jeszcze Uriatre i Wlazłego. Gdy na zagrywce pojawił się Facundo Bełchatowianie odrobili 3 punkty i zaczęło się coś dziać. Po zagrywce Wojtka, która czystym fartem przewinęła się po taśmie na stronę Trefla wynik prezentował się 22:23 i znowu wszystko było otwarte do Skrzatów. Maciek zaatakował i mamy remis,piłka setowa dla gospodarzy, ale znów remis. Conte nie trafia i to Gdańsk ma setową lecz jej nie wykorzystuje. Na zagrywce Argentyńczyk, który trafia Piotra Gacka, następna jednak w aut co spotkało się z siarczystym "kurwa" z moich ust.
Długa wyczerpująca akcja i punkt dla Lotosu. Set zakończył się wynikiem dopiero 30:32 po zagrywce Schwarca. Jak się na wyróżniał na początku, to się nie wyróżniał, a na koniec zaserwował i skończył. I mamy 1:1 w setach. Od połowy 3 seta Skra utrzymywała 4 punktowe prowadzenie i dowiozła je do końca, a tym końcem był atak z przechodzącej Mariusza. Gdańszczanie jednak doprowadzają do tie-breaka, którego wygrywają gdy Nicolas nie trafia w boisko zagrywką i tym sposobem w rywalizacji półfinałowej jest 1:0 dla Lotosu. MVP zasłużenie powędrowało w ręce Troya.
---
Blogger nie chciał współpracować i aż mi się słabo zrobiło jak mi nie chciało wyświetlić zapisanego TYLKO tutaj rozdziału. Chyba bym się załamała gdyby mi 5 rozdziałów do przodu nie chciało się wczytać.
Meeega długie bo nie chciałam go już rozwalać, ale końcówka słaba ;/ W następnym mam nadzieję, że was zaskoczę ^^ Ale nie powiem jak ani czym. Domyślcie się :P Czekam na propozycje ^^
PlusLiga wciąż nie zakończona i czekamy na piąty mecz w Bełchatowie, który to dopiero rozstrzygnie o losach brązowego medalu.
---
A tak trochę z innej beczki. Oglądacie może Paranienormalni tonight? Wczoraj był Piotrek Gruszka! ^^ Uśmiałam się jak zwykle :D
Pozdrawiam ;**
Rozdział świetny i dodatkowo długi...takie lubię ;)
OdpowiedzUsuńPrzypomniał się wyjazd chłopaków do Włoch...oj tak...pełen przygód wyjazd. Na pozór śmiesznie, ale chłopakom na pewno do śmiechu nie było.
Rozwaliła mnie akcja z tą myszą ;D A Lenka na pewno fajnie wygląda w nowej fryzurce...zobaczymy czy chłopcy to zauważą i jak zareagują.
Oj zazwyczaj nie oglądam, ale widziałam odcinek z Chrapkowskim i Szmalem no i wczoraj z Gruchą...NIENORMALNI i to dokładnie xD
Już jutro zapraszam do siebie na 15 ;D
Wierzę w ten brąz chłopaków, bo cholernie się Im należy ^^
Pozdrawiam ;**
Ojeeju, jaki słodki rozdział. :D
OdpowiedzUsuńNo idealna sielaneczka, tak, jak lubię. :)
Szkoda tego przegranego meczu, no ale nie popisał się Facu z tą koszulką, oj nie.
Jeju, nie wiem, co bym jeszcze mogła napisać, przepraszam, ale całą wenę wykorzystałam do jakiegoś durnego zadania z francuskiego. ;x
Pozdrawiam. :*
Nigdy już nie zrobię sobie
OdpowiedzUsuńtakich zaległosci... nigdy! ;')
A co do rozdziału to genialny. O, jeszcze się tak odniosę: czyżby Karol
szykował oświadczyny? Albo Elena będzie w ciąży? (obstawiam to
pierwsze).
Andrzej nie odbiera telefonu od Agnieszki? No co za szuja! Jak tak
mógł?! Ma szczęście, że Aga to nie ja, bo bym się fochnęła, tylko dla
zabawy, ale nadal bym się fochnęła :D
Aż mi się mecze przypomniały.. Ten z Perugią, gdzie Conte musiał mieć
koszulkę Maćka - świetny był i aż miło powspominac :D
Buziaki:*
Rozdział bomba zresztą jak wszystkie inne i zaczęłam czytać dopiero parę dni temu a już się spodobał cały blog. Mam nadzieję, że dość szybko pojawi sie następny bo raczej nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuńrozdział super jak zawsze ciekawe co się stanie w 79 rozdziale zaręczyny vs ciąża ?
OdpowiedzUsuńa może zdrada ? tylko kto kogo ?
błagam o szybkie dodanie rozdziału bo jak koleżanka powyżej nie wytrzymam
Antosia