środa, 27 maja 2015

~Rozdział 82~

W środę bełchatowianie rozegrali trzeci mecz półfinałowy z Treflem na własnym boisku, który przegrali 0:3. Na szczęście nie przekreślało to jeszcze ich szans na awans do finału i wciąż mogliśmy walczyć.
W niedzielę o 10 gdy Karol wyciskał siódme poty na siłowni ja krzątałam się po jego kuchni by przygotować pyszny obiad. Gotowałam i piekłam ciasto równocześnie, ale ja nie dam rady? Jasne, że nie dasz Lenka. Zapomniałam o mleku, które wstawiłam by się gotowało na masę do placka i wzięło i mi wykipiało. W kuchni od razu rozniósł się wstrętny zapach więc musiałam otworzyć okno na oścież. Spojrzałam na zegarek. Rodzice Karola zapowiedzieli się na 13 więc mam jeszcze czas. Postanowiłam więc, że za ciasto zabiorę się później.
Gdy do mieszkania wrócił Kłos, o 11 zaczynałam smażyć już schabowe w cieście. Siatkarz wkroczył do kuchni i dał mi całusa w policzek na powitanie po czym napełnił szklankę sokiem i wypił ją duszkiem.
- Pomóc ci? - zapytał odkładając szklankę do zlewu.
- Miałam nadzieję, że nie walniesz się na kanapę i nie zaczniesz oglądać telewizji mówiąc, że jesteś zmęczony - powiedziałam.
- No to co mam robić - zatarł ręce. Popatrzyłam na niego z powątpiewaniem. Bałam mu się powierzyć szarlotki. - Kochanie, uważasz, że nie podołam szarlotce? - uniósł brew.
- Nie, wcale tak nie uważam, tylko... - zaczęłam, a od odpowiedz uratował mnie mój telefon. - Moment. - wyjęłam go z kieszeni po czym na wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie Asi.
- Halo?
- Cześć Lenka. Można wiedzieć gdzie jesteś?
- Ja? U Karola.
- A gdzie będziesz tak gdzieś koło 13?
- Nadal tutaj. Jego rodzice przyjeżdżają, ale co to za pytania? - zmarszczyłam czoło.
- Mówiłem żeby uprzedzić - słyszałam głos Adama.
- No ja też to mówiłam. Od początku! Teraz się biednej dziewczynie na głowę zwalamy jak ona ma swoje sprawy - to z kolei był głos babci.
- Aśka o co chodzi? - zapytałam.
- Bo my już koło Oleśnicy i jedziemy do ciebie. Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę.
- No to świetnie. Przyjeżdżajcie. Podam Wam adres Karola i zjemy wszyscy razem obiad - uśmiechnęłam się szeroko. Cóż za genialny pomysł.
- Nie chcemy wam przeszkadzać.
- Powiedz, że i tak kiedyś będą musieli się poznać. W końcu niedługo będą rodziną - podpowiedział mi Kłos, który zabrał się za struganie jabłek.
- No właśnie. Przyjeżdżajcie. Kiedyś musicie się poznać. Wyśle wam sms'em adres i wszystko
- No to okej.
- Czekamy, pa - zakończyłam połączenie po czym wysłałam do niej wiadomość tekstową.
- No i widzisz? Świetnie sobie radzę.
- Taaaa bo obieranie jabłek to przecież tak skomplikowane - przewróciłam oczami.
- Cieszę się, że uważasz mnie za kogoś kogo stać na więcej - wyszczerzył się na co się zaśmiałam.


-AAAAAA!!!!! Ajjjjjj!!!! Aaaaaa!!! - odwróciłam się tylko na chwilę! Przysięgam! Nic mu nie zrobiłam! Nie dotknęłam nawet! Środkowy nagle zaczął się drzeć wniebogłosy. Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam, że z kciuka cieknie mu dość duży strumień krwi.
- Matko jedyna co ty robisz? Człowieku! Pod zimną wodę no! - szarpnęłam go za rękę i podstawiłam ją pod kran. - Spuścić cię na chwilę z oka - westchnęłam.
- Protestuję! Nie patrzyłaś na mnie już dłuższą chwilę - burknął na co przewróciłam oczami.
- Jesteś niemożliwy. Gdzie masz jakieś plastry? - zaczęłam rozglądać się po kuchni.
- Tam - kiwnął głową w stronę szafki obok okna. Wyjęłam z niej wodę utlenioną i plaster, który po chwili już znajdował się na placu środkowego.
- Podmuchaj, to przestanie boleć - powiedział smutnym głosem wywalając dolną wargę.
- Ja myślę, że ci się należało - uniosłam palec wskazujący do góry i chowając wodę utlenioną.
- Za co?! - pisnął.
- Za to, że jesteś niemiły dla Andrzejka. I przeklinasz! O! Za to ci się należało.
- Ty to się młoda nie wymądrzaj, bo sama klniesz jak szewc - prychnął.
- JA?! Chyba ci się coś poprzewracało w główce kochanieńki. Przecież ja takich brzydkich  tfu! słów nie używam! - oburzyłam się.
- Kłamczucha i tyle - wystawił mi język.
- Nie wystawiaj języka bo ci krowa nasika - powiedziałam głosem dziewczynki skarżącej pani.
- Chyba ci się coś fajczy - popatrzył na kuchenkę, a ja odwróciłam się z prędkością światła lecz wszystko było w porządku.
- I kto tu jest kłamcą? - mruknęłam, a środkowy on tylko się zaśmiał.

Gdy wszystko było już gotowe postanowiłam się ogarnąć. Przywiozłam sobie tutaj ciuchy oraz kosmetyki i powędrowałam z nimi do łazienki. Przebrałam się (klik) po czym zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy. Akurat gdy wychodziłam z łazienki zadzownił dzwonek do drzwi.
- Wreszcie. Jestem głodny jak wilk - rzekł Karol i klepnął swoje uda po czym wstał z kanapy i powędrował do drzwi. Ja stanęłam kilka kroków za nim, a on otworzył drzwi. Stali tam i rodzice Kłosa i moja rodzinka.
- No witajcie dzieciaki! - powiedziała wesoła pani Alina.
- Już się znacie? - zapytałam.
- Spotkaliśmy się na parkingu, a jak się okazało, że idziemy w to samo miejsce to się poznaliśmy - wyjaśniła z uśmiechem moja mama.
- Ciocia! - wykrzyknęły dzieciaki i podbiegły mnie przytulić. Potem każdy po kolei nas przytulał i zgniatał czyli typowe przywitanie z rodzinką, z którą nie widziało się... o matko 3 miesiące.
- No pokaż no mi go na żywo. Niech no opatrzę - babcia ujęła moją rękę i wygięła ją (bardzo boleśnie!) pod światło tak by jak najlepiej było widać.
- Ładny czyli to nie mógł Karol wybierać - zaśmiał się pan Maciej.
- No dzięki - przewrócił oczami siatkarz.
- Synu przecież ty się na biżuterii nie znasz. Tego po mnie nie odziedziczyłeś.
- Masz rację. Wszystkie dobre cechy to ma po mnie - powiedziała pani Alina na co parsknęliśmy śmiechem.
- A zaskoczę pana bo podobno on go wybrał - wtrąciłam się.
- Na pewno nie sam - przeszył go wzrokiem ojciec po czym się zaśmiał.
- Ja już sobie umiem pomoc znaleźć - fuknął środkowy.
- Ale może nie stójmy tak w korytarzu. Zapraszam do jadalni.  - wskazałam dłonią pomieszczenie.
Ci siatkarze Skry to jednak mają mieszkanka full wypas. U nas tylko kuchnia, a taki jeden Kłos to jadanie ma też całką pokaźną.


Zanosiłam właśnie talerze po drugim daniu i wstawiałam wodę na herbatę oraz zaczęłam kroić szarlotkę gdy do kuchni weszła pani Alina.
- Pomogę ci Lenko - uśmiechnęła się.
- Nie, nie trzeba. Proszę iść sobie usiąść. Ja sobie poradzę - starałam się przekonać kobietę by wróciła do salonu
- Pomogę, pomogę. Powiedz mi tylko gdzie ten mój syn trzyma kawę i herbatę.
- Ależ pani uparta. - pokręciłam głową - W tamtej szafce - wskazałam mebel wiszący nad blatem obok lodówki. Pani Kłos wyjęła z szafki również szklanki, a ja talerzyki i zaczęłam nakładać na nie ciasto.
- Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy się dowiedziałam, że Karol planuje ci się oświadczyć - podniosłam na nią wzrok znad stołu. Kobieta uśmiechała się szczerze, a ja też bardzo ucieszyłam się na te słowa.
- Również się bardzo ucieszyłam. Ale to już po fakcie - zaśmiałam się.
- Jesteś dla niego idealną osobą. Opowiadał mi te wasze przygody ze Spały. Widać, że ty to tam jak trzeci trener jesteś - zaśmiałyśmy się.
- Ktoś musi ich przytemperować czasem.
- I o to właśnie chodzi - pokiwała głową śmiejąc się. - Wydoroślał odkąd się z tobą spotyka. Ogarnął się, jak to się mówi. Jego trzy poprzednie dziewczyny to jakieś totalne porażki były. Ale wiesz, że on jest uparty i przegadaj tu takiemu, że do siebie kompletnie nie pasują.
- Nie idzie.
- No nie idzie, nie idzie - westchnęła. - W każdym razie, bardzo się cieszę. Dla mnie już jesteś jak córka - podeszła do mnie by mnie przytulić, a ja nie mogłam przestać się uśmiechać.

- Na prawdę musicie już jechać? - zapytałam gdy wszyscy ubierali kurtki.
- Kochanie do Wałbrzycha 3 godziny, a chcemy jeszcze wstąpić do Michała i Dagmary - powiedziała mama zarzucając na szyję apaszkę.
- A wy? - zapytał Karol rodziców.
- My też musimy się już zbierać - powiedziała pani Alina przepraszająco - No to pa, dzieciaki - przytulili nas jeszcze raz po czym wyszli.
- A ja liczę, że na święta przyjedziesz wnusiu. Bo jak nie to się skończy dobra babcia i inaczej pogadamy - pogroziła mi palcem śmiejąc się, a w jej ślady poszli też inni.
- Na pewno wpadnę.
- Odprowadzimy was do aut - powiedziałam i złapałam za bluzę siatkarza, którego pociągnęłam za rękę i wyszliśmy za nimi z mieszkania. Popakowali się do aut i odjechali, a my machaliśmy dopóki nie zniknęli za zakrętem.
- Może się przejdziemy? - zaproponował siatkarz.
- Zimno mi - jęknęłam - Zresztą jest już ciemno.
- Obronię cię - wypiął dumnie klatę do przodu.
- Chodź do środka - pociągnęłam go za rękę. - Trzeba posprzątać.
- Sprzątanie nie zając - objął mnie w pasie i pocałował w skroń ciągnąc i tak na ten spacer. Pół godziny później zawędrowaliśmy pod mój blok.
- No to wychodzi na to, że ty będziesz musiał posprzątać - wzruszyłam ramionami.
- Nieeeee - jęknął przeciągle.
- Ja gotowałam ty posprzątasz.
- Cholerna sprawiedliwość - mruknął niezdawolony.
- Kretyn. Pa - pocałowałam go na pożegnanie.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytał gdy założyłam mu ręce na szyje, on ułożył swoje dłonie na moich biodrach i przyłożył swoje czoło do mojego.
- Jestem zmęczona, a jutro z samiutkiego rana czeka na ciebie twój ukochany trening - przypomniałam, a on przewrócił oczami. - Pa - cmoknęłam go jeszcze przelotnie w usta - A bluzę sobie zatrzymam - puściłam mu oczko gdy już kierowałam się do klatki.
- Powiedzmy, że ci ją daje - uśmiechnął się.
- Tak bezinteresownie?
- Jakbyś mnie wpuściła to interesownie, ale jak nie wpuścisz to bezinteresownie - powiedział i ruszył w stronę mieszkania. Pokręciłam głową śmiejąc się i weszłam do bloku. A ta bluza tak przepięknie pachnie... Kocham jego perfumy.

---
Podoba mi się ten rozdział :D Jakiś taki fajny mi się wydaje xD
Skład na Rosję podany, Kubi kapitanem to teraz tylko czekać na mecz *.* Nie wiem jak ja wytrzymam jutro w szkole :( Masakra.
Do niedzieli :)
Pozdrawiam ;**

8 komentarzy:

  1. Cudeńko *.*
    No taaakk...jakby mogło być inaczej, jak Karol by wyszedł cało z prac w kuchni xD
    Jak fajnie, że rodziny akceptują nawzajem wybór swoich krewnych ^^
    Ojjj temu to tylko jedno na myśli ^^ więc czekam na male Kłosiątka hehehh
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. No to rodzinki się poznały, więc hajtac się już Kłosy mogą :3 Myślałam, ze jakaś sesnacja na tym obiedzie wyniknie, ale jak zawsze sielaneczka. Może jakas burza, co? ^^
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam Cię serdecznie do mnie na 22 z udziałem Wronki ;D
    http://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award. Więcej informacji u mnie na blogu :) Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny :) Wyszło świetnie te spotkanie rodziny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To teraz może być ślub :3 Przecież rodziny zapoznane, polubione i w ogóle, wszystko super :D O, i małe Kłosiątka też mogą już być! Bo przyszłe babcie pewnie się dogadały! :D
    Masakra, Karol w kuchni xd Jego to już nawet na moment samego zostawić nie można, bo sobie coś zrobi, biedaczek. hahahahaahhahahah ;') aż się popłakałam ze śmiechu, jak sobie wyobraziłam takiego wielkoluda z małą ranką... no i tak wrzeszczącego w niebogłosy, ahahahahahahaha. Genialny rozdział, hahahahahaha. Śmieję się cały czas z tego Karolka, nie wiem, jak Elena z nim wytrzymuje.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ło jezu, byłam pewna, że komentowałam. :o

    Czo ten Karol taki ciamajda? x.x
    Hahah, taka mała ranka, a ten tak wyje xdd

    Rodziny zapoznane, fajnie było. No to okej, to pora na ślub i dzieciaczki. :D

    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń