niedziela, 1 marca 2015

~Rozdział 66~

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Chciałam unieść głowę, ale gdy nią poruszyłam syknęłam z bólu. Byłam w jakiejś białej sali. Leżałam na łóżku przykryta białą kołdrą. Po mojej prawej było okno przez które wpadały promienie słoneczne. Spojrzałam w lewo. Na krześle siedział Michał. Jego głowa spoczywała na moich nogach. Co się stało? Co ja tu robię? Zacisnęłam powieki starając przypomnieć sobie co się wczoraj wydarzyło. Nudziło mi się mieszkaniu. Agnieszki nie było. Byłam sama. Pojechałam do Karola. Co dalej? Myśl! Kurde, myśl! Potem jakiś koleś. Pewnie ten od którego dostawałam te sms'y. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Poczułam ból z tyłu głowy, a Winiarski od razu podskoczył.
- Obudziłaś się! - wykrzyknął uradowany i przytulił mnie mocno.
- Michał, która jest godzina? Jesteś tu sam? Długo tu leżę? Jak się w ogóle tu znalazłam? - bombardowałam go pytaniami.
- Jest godzina... - spojrzał na zegarek - 14. Jestem tutaj z Kłosem..- rozejrzał się po sali, ale drugiego siatkarza ani śladu - W każdym razie byłem - wyszczerzył się - Leżysz tutaj od wczoraj. A znalazłaś się tutaj tak, że Karol zadzwonił po karetkę i cię przywiozła. A teraz posłuchaj mnie uważnie - spojrzał mi prosto w oczy. - Pamiętasz jak wyglądał tamten sku....koleś?
Przymknęłam oczy ale nie widziałam przed oczyma żadnego obrazu mężczyzny. Przynajmniej nic szczegółowego.     
- Spokojnie, powoli. - mówił cicho - Zastanów się i spróbuj sobie przypomnieć wszystko po kolei. - z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
- Michał, ja nie chcę sobie tego przypominać - jęknęłam i zaczęłam płakać, a on przytulił mnie mocno.
- Wiem, Lenka wiem. - pogłaskał mnie po plecach - ale chcemy złożyć doniesienie na policję. - odsunął mnie delikatnie od siebie, a wtedy do sali wszedł Karol z kawą.
- Lenia - ucieszył się i odstawiając kubek przytulił mnie mocno, a potem pocałował w skroń. -Jak się cieszę, że już się obudziłaś - wyszeptał i odsunął mnie delikatnie od siebie, aby spojrzeć w oczy - Płakałaś? - popatrzył na Winiarskiego.
- Chciałem żeby sobie przypomniała, może pamięta jak on wyglądał - wyjaśnił przyjmujący, a środkowy jeszcze mnie przytulił.
- Musisz odpocząć - polecił, a ja położyłam się z powrotem na poduszce.
- Długo muszę tu leżeć?
- Jakieś dwa dni - odparł brat.
- Cholera jasna - mruknęłam - A wy oczywiście treningi dzisiaj postanowiliście sobie odpuścić nie? - popatrzyłam na nich, a oni spojrzeli na siebie. - No oczywiście - przewróciłam oczami. - Falasca mnie zabije, że przeze mnie znowu mu się zawdoicy zwalniają - ukryłam twarz w dłoniach.
- Spokojnie, mamy nieobecność usprawiedliwioną - wyszczerzył się Karol.
- Chociaż tyle - zaśmiałam się. - Ale na popołudniowy to macie iść - pogroziłam im palcem, a oni spuścili głowy.
- Musimy? - zapytał Michał i próbował mnie wziąć na te swoje oczy. Sorry memory. Na mnie od dawna to nie działa.
- Yes.
- Wredna jesteś - mruknął.
- Porządek musi być - zaśmiałam się. Wtedy do sali wszedł lekarz. Był to niewysoki mężczyzna w podeszłym wieku o siwych włosach, wąsie i ciepłym uśmiechu.
- O, a pani już nie śpi - uśmiechnął się - Jak się pani czuje? - zapytał.
- Dobrze. Tylko głowa mnie trochę boli.
- Proszę się tym nie przejmować. Poboli i przestanie.
- Kiedy będę mogła wyjść?
- Wszystkim tylko się spieszy do tego wyjścia - stwierdził z małym uśmiechem gryzmoląc coś w swojej teczce. - Jutro popołudniu myślę, że już będzie pani w swoim mieszkaniu. Powiem pielęgniarce, aby przyniosła pani coś do jedzenia. - oznajmił i wyszedł.
Siatkarze wyszli jakieś pół godziny później, a ja zjadłam pyszny obiadek, a na nudę najlepszy był telewizor w szpitalnej sali.
Po południu wpadła Agnieszka z Karoliną więc trochę mi się odmieniło. Witczak przyniosła mi książkę i tableta oraz kilka niezbędnych rzeczy. Siedziały przy mnie jakieś dwie godziny aż wreszcie wygoniłam je bo nie chciałam już ich zatrzymywać. Wieczór spędziłam przy książce po czym odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Faktycznie następnego dnia po południu dostałam wypis i mogłam opuścić szpital. Wyszłam przed budynek i rozglądałam się za znajomym samochodem. Nie zauważyłam samochodu Kłosa, a Winiarskiego. Podeszłam więc do pojazdu i wsiadłam do środka.
- A Karol gdzie? - zapytała zapinając pasy.
- Karne kółeczka za spóźnienie - parsknęliśmy śmiechem. - Przyjedzie do ciebie jak się ogarnie.
- Możemy pojechać teraz na policję i złożyć to zeznanie? - zapytałam cicho i spojrzałam na brata.
- A chcesz?
- Chcę to mieć za sobą - westchnęłam. - Opisze im go tak ogólnie, a jak mi się coś przypomni to zawsze mogę coś dopowiedzieć - wzruszyłam ramionami.
- No dobrze - zgodził się i pojechaliśmy w stronę komisariatu.
Powiedziałam wszystko co wydarzyło się przedwczoraj wieczorem, a oni obiecali, że postarają się jak najszybciej go znaleźć.
- Jest jeszcze jedna sprawa - zaczęłam.
- Słucham? - policjant uniósł na mnie wzrok znad papierów.
- Bo .... zanim do tego doszło to ..... to dostawałam sms'y. - wyjęłam telefon i pokazałam ekran mężczyźnie, a przyjmujący spojrzał na mnie zdziwiony. - Może uda wam się namierzyć telefon, z którego były wysyłane, a przez to jego samego.
- Jest pani pewna, że nadawca sms'ów i też mężczyzna, który przedwczoraj próbował panią panią zgwałcić to ta sama osoba?
- Nie widzę innej możliwości - odparłam tonem bez emocji.
- A zatem dobrze. Będziemy panią informować na bieżąco gdyby były jakieś nowe fakty w tej sprawie.
- Dobrze, do widzenia.
- Do widzenia.
Wstaliśmy z krzeseł i ruszyliśmy ku wyjściu wraz z przyjmującym.
- Od dawna dostawałaś te sms'y? - zapyta gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz.
- Pierwszy chyba 29 grudnia - powiedziałam cicho.
- I dlaczego nim mi nie powiedziałaś? Albo Karolowi? - zapytał trochę poddenerwowany.
- No bo myślałam, że to nic takiego - wzruszyłam ramionami.
- Jak cię ktoś straszy to to nie jest nic takiego - warknął. - Trzeba było od razu mówić.
- Będziesz mnie teraz pouczać?! Wiem, że źle zrobiłam ale się bałam, że jak komuś powiem to on mnie skrzywdzi, rozumiesz?! - spod moich powiek wypłynęły łzy.
- Przepraszam. Rozumiem - przytulił mnie - Już się nie martw. Nic ci ni grozi - uspokajał mnie.
- Chodźmy już - powiedziałam ocierając policzki i ruszyłam w kierunku samochodu.
15 minut później byliśmy pod moim blokiem. Winiar tylko mnie podrzucił, a sam jechał już do domu. Zauważyłam, że moje auto stoi na swoim miejscu więc musieli mi je przywieźć. Weszłam do budnyku, a na schodach przy mieszkaniu siedział pewien dwumetrowiec. Poderwał sie na mój widok.
- Gdzie byliście?
- Na komisariacie - odpowiedziałam dając mu buziaka w policzek na powitanie.
- Złożyłaś zeznania?
- Tak, chciałam mieć to za sobą. A gdyby mi się coś przypomniało to mogę zawsze jeszcze coś dopowiedzieć - wzruszyłam ramionami - Czemu nie wszedłeś do środka? - zdziwiłam się.
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami. Czasem przychodzą takie momenty, że wydaje mi się, że jego głupota nie zna granic. Pokręciłam tylko głową wzdychając i weszliśmy do mieszkania, w którym w salonie siedzieli Agnieszka z Andrzejem. Przywitaliśmy się po czym weszliśmy do kuchni. Karol usiadł przy stole, a ja wyjęłam z szafki dwie szklanki i wstawiłam wodę na herbatę. Po chwili do kuchni weszła Aga.
- Chcecie iść z nami do kina? - zapytała stając w progu.
Kłos spojrzał na mnie ale mi się nic nie chciało. Kompletnie. Najchętniej położyłabym sięę na kanapie w salonie i użalała nad sobą. Ale przecież nic się nie stało. Więc o co chodzi? Przejdzie mi. Na pewno przejdzie.
- Nie mam ochoty - odparłam.
Witczak spojrzała na mnie i stała chwilę nic nie mówiąc.
- Właśnie, prawie bym zapomniała! Michał dzwonił. Prosił żebyś do niego oddzwoniła.
- Który Michał? - zmarszczyłam brew.
- Dzidziuś.
- A. - jakby mnie Jurecki usłyszał to bym pewnie nieźle oberwała, że o nim nie pamiętam, no ale bywa. - Na pewno oddzwonię. Kiedy?
- Wczoraj chyba. Nie mógł się do ciebie dodzwonić więc dobił się do mnie.
- Miałam rozładowany telefon. Później do niego zadzwonię. - uśmiechnęłam się - Bawcie się dobrze - rzuciłam jeszcze i podpięłam komórkę do ładowania.
- Wronka tylko się jutro na trening nie spóźnij - pogroził mu palcem ze śmiechem środkowy.
- I kto to mówi. To ty dzisiaj karne kółeczka biegałeś - Andrzej wystawił mu język. Karol poczuł się zgaszony więc tylko spuścił wzrok, a my się zaśmialiśmy.
- No to lecimy pa! - krzyknęła jeszcze na odchodne i zamknęły się za nią drzwi.
Pół godziny później siedzieliśmy w ciszy w salonie na kanapie przytuleni. Mój wzrok cały czas był skierowany za okno. Cały czas wracały do mnie obrazy sprzed dwóch dni. Tak bardzo chciałam, a nie mogłam wyrzucić tego z głowy.
- Nie myśl o tym - powiedział cicho środkowy odstawiając kubek na ławę.
- Nie myślę - zaprzeczyłam, a on popatrzył na mnie z troską w oczach i już wiedziałam, że nie dał się nabrać.
- To wcale nie jest takie łatwe. Ot, tak sobie zapomnieć - mruknęłam i położyłam głowę na jego ramieniu przymykając oczy.
- Wiem - pocałował mnie w skroń. - Ale chociaż spróbuj.
- Postaram się - obiecałam uśmiechając się delikatnie - Możemy o tym nie mówić?
- Jasne. Zmieńmy temat - uśmiechnął się.
- Właśnie. Chciałam cię zapytać o tą twoją kuzynkę. Milenę, tak?
- Tak. - potwierdził i westchnął - O co chciałaś zapytać?
- Ogólnie. Tak o nią. - wzruszyła ramionami - Tak mi się wydawało z tego co słyszałam, że byliście ze sobą związani?
- Byliśmy i nadal jesteśmy. Ale... A może w sumie zaczną od początku. - stwierdził, a ja skinęłam głową -  Milena jest ode mnie o rok młodsza. Zawsze gdy byliśmy małymi dziećmi uwielbialiśmy się po prostu. Bawić, rozmawiać, śmiać czy kłócić. Wszystko robiliśmy razem. Można by powiedzieć "papużki nierozłączki". Matka Mileny gdy ją urodziła kilka dni później zniknęła na dobre. Teraz z tego co wiem jest gdzieś w Stanach czy coś takiego. Milka nigdy nie chciała o niej rozmawiać. Co do ojca to była ona jego oczkiem w głowie. Jedyna córeczka i tak dalej. Jednak zmarł na raka gdy Milena miała 16 lat. Obiecałem, że się nią zajmę. Nie pozwolę żeby jej się coś stało. Miałem jej pilnować, opiekować się nią, ale zawaliłem. Gdy wyjechałem do Bełchatowa trochę nasz kontakt się pogorszył. Ona była coraz starsza. Miała swoje życie, swoje sprawy. Rzadko się spotykaliśmy. A teraz nagle się dowiaduję, że ona chce wychodzić za mąż. Ja jej najbliższy kuzyn; czasem nawet czułem się jak jej brat. Jeśli teraz to małżeństwo to by była jakaś klapa nigdy bym sobie nie wybaczył, że jej nie dopilnowałem czy coś w tym stylu. - zakończył. Miałam szeroko otwarte oczy ze zdumienia. Nie mogłam sobie wyobrazić jak można porzucić swoje własne dziecko? To było dla mnie coś nie do przyjęcia.
- To trochę tak jak ja i Winiar - skojarzyłam i uśmiechnęłam się delikatnie. - Nie zawaliłeś nic, spokojnie. Przecież nie mogłeś jej wiecznie kontrolować czy ciągle spędzać z nią czasu. To jest niemożliwe i staje się też nudne i męczące.
- Ale obiecałem jej ojcu, że się nią zajmę.
- Winiar to samo obiecał mojemu. - przypomniałam - Uwierz mi, że dziewczyny też umieją sobie same poradzić w życiu i nie potrzebują wiecznie jakiejś otoczki ochronnej.
- A co jak ten jej chłopak to totalny idiota i kretyn w ogóle nie do życia?
- Ja mam takiego samego i nie żałuję - wyszczerzyłam się, a on sprzedał mi kuksańca w bok śmiejąc się - No ale tak poważnie to daj dziewczynie żyć własnym życiem. Pogadaj z nią. Nie wiem, spotkaj się. Zaproś ją tutaj razem z tym narzeczonym i się przekonasz  - wzruszyłam ramionami.
- Mówiłem już że cię kocham? - wyszczerzył się całując mnie.
- Raz, może dwa. Ewentualnie milion - zaśmiałam się.
- No bo na prawdę kocham - spojrzał mi w oczy.
- Wiem, ja ciebie też - uśmiechnęłam się. - No to zadzwoń do niej teraz, a ja skontaktuję się z Michałem bo będzie się potem ciskał, że nie oddzwaniam - wywróciłam oczami i wstałam z kanapy ruszając do kuchni gdzie był mój telefon. Odłączyłam ładowarkę z gniazdka i wybrałam numer Jureckiego. Nie odebrał za pierwszym razem więc spróbowałam jeszcze raz. Tym razem odebrał za drugim sygnałem. Brawo!
- No wreszcie! - wykrzyknął.
- A cześć to pies - fuknęłam stając przy oknie i wsuwając lewą dłoń do kieszeni.
- Cześć, cześć. Co się z tobą działo, że dzwonię i dzwonię a ty nie odbierasz?
- Zapodział mi się gdzieś telefon, a potem znalazłam go pod łóżkiem - wymyśliłam kłamstwo na poczekaniu. Nie było sensu tego opowiadać. Im mniej osób wie, tym lepiej.
- Co za sierotę mam za kuzynkę - powiedział z politowaniem.
- E! E! Ty sobie uważaj kolego! - zaśmiałam się.
- Dobrze, dobrze. Ale jak ty bez telefonu przeżyłaś to ja nie wiem.
- No popatrz, udało się. Jakoś teraz z tobą gadam. - powiedziałam ironicznie przewracając oczami.
- Na prawdę? - dałabym sobie rękę uciąć, że jebnął zeza.
- Ty nie zezuj bo ci tak zostanie. - pouczyłam go.
- Skąd ty wiesz co ja robię?! - wykrzyknął przerażony, a ja usłyszałam gdzieś z tyłu głos Mariusza Jurkiewicza, żeby jak to ładnie ujął "stulił ryj"
- Znam cię dobrze - zaśmiałam się.
- No masz racje - potwierdził, a ja zaraz usłyszałam głos Krzyśka Lijewskiego
- Ej, a z kim ty tak gadasz co? - zaciekawił się.
- Ja? - pisnął lewy rozgrywający - A na co ci to wiedzieć? - fuknął.
- Oj no weź, powiedz. Siedzimy na tym lotnisku już drugą godzinę i zaczyna mi powoli walić szajba - pożalił się.
- Cześć Krzysiu - zaśmiałam się.
- O proszę! Chciałeś przede mną Elenę zataić! - wykrzyknął.
- Kuźwa, czy wy nie możecie się przez chwilę zamknąć?! - warknął na nich o ile dobrze słyszę znowu Jurkiewicz.
- Kuźwa, czy wy nie możecie się przez chwilę zamknąć? - zaczęli go przedrzeźniać rozgrywający.
- Dobra chłopaki ogar - zarządziłam ze śmiechem. - Ty tak tylko chciałeś wiedzieć co u mnie czy dzwonisz z jakąś konkretną sprawą?
- Dzwonie żebyś mi pożyczyła powodzenia przed turniejem - oświadczył.
- Powodzenia kuzynku - powiedziałam wesoło i od razu usłyszałam głośne pochrząkiwania innych zawodników - Czy ja jestem na głośniku? - oburzyłam się.
- EEE - zaczął jąkać się Dzidziuś - Tak jakby - zaśmiał się.
- Jak mogłeś?! - obruszyłam się - Przecież my tu takie prywatne sprawy a ty mnie na głośnik!
- Przepraszam - powiedział skruszony.
- Ale my dalej nie usłyszeliśmy tego pięknego słowa "powodzenia" - zauważył starszy Jurecki.
- No to powodzenia chłopaki. Macie przywieźć medal! Najlepiej złoty bo jak nie to się policzymy kochani kuzyni - rzekłam i usłyszałam jak Jureccy głośno przełykają ślinę - Zrozumiano?!
- Ta jest! - wykrzyknęli.
- No i gites.
- Dobra, Lenuś. Musimy już kończyć. Zaraz mamy samolot.
- No to miłej podróży. Pa pa.
- No cześć - zakończył połączenie, a ja odsunęłam telefon od twarzy i odłożyłam go na lodówkę. Spojrzałam na zegar. 20:40. Wyszłam z kuchni i zobaczyłam, że w salonie siatkarz jeszcze rozmawiał z przez telefon i cały czas nawijał. A podobno to kobiety są gadatliwe.
Powędrowałam do pokoju po piżamę po czym poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po 20 minutach suszyłam już włosy, a 10 minut później wychodziłam z pomieszczenia świeża, czysta i pachnąca. Środkowy posiedział jeszcze kilkanaście minut przekazał mi, że gdzieś  za dwa tygodnie ma przyjechać do Bełchatowa Milena z narzeczonym po czym pożegnał się i pojechał do swojego mieszkania. Agnieszka minęła się z nim w drzwiach. Resztę wieczoru spędziłyśmy w swoim towarzystwie na plotkach, gadaniu, popijaniu kakao oraz oglądania telewizji. "Dobranoc" powiedziałyśmy sobie około 23.
Morfeusz jednak nie chciał mnie zabrać do swojej krainy i długo nie mogłam zasnąć przewracając się z boku na bok. Moje wiercenie się w łóżku przerwał sygnał sms'a. Sięgnęłam po telefon po czym odblokowałam ekran. Znowu ukazała mi się wiadomość od tego pojebańca.
  
                                  "Widziałem, że zachciało ci się donosić na mnie na policję.
                                         Jeszcze jeden taki wybryk, a inaczej pogadamy"


Zdenerwowana i przerażona natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i rzuciłam komórkę na szafkę nocną. Oparłam się plecami o zimną ścianę i patrzyłam na okno. Przez ciemne rolety próbowało przebić się światło księżyca. Co ten koleś ode mnie chce? Nie może zostawić mnie w świętym spokoju? Co ja mu zrobiłam?
Przymknęłam oczy i wróciłam myślami do tego wieczoru...
Zszokowana uniosłam nagle powieki. Zielone oczy. Te piekielnie wyraźne zielone oczy. Chwyciłam szybko telefon i weszłam w wiadomości. Kliknęłam na wiadomość, która przyszła kilka minut temu i napisałam odpowiedź.

                   "Możemy się spotkać? Chciałabym pogadać i sobie coś wyjaśnić"

Odpowiedź przyszła po minucie.

            "Oczywiście kochaniutka, że możemy. Jutro o 18 w parku koło tej dużej brzozy"

Już nie odpisywałam. Odłożyłam komórkę i opadłam na poduszkę. Jutro, 18:00. Spotkam się z nim i dowiem o co mu chodzi. Teraz dopiero zaczęłam mieć wątpliwości. Co jak mi coś będzie chciał zrobić? Po parku mało osób chodzi i tej porze. Boże, Elena ty totalna debilko! Chciałaś się z nim spotkać to masz teraz. Chciałaś kłopotów to masz. Przez kolejne dwie godziny nie mogłam zasnąć. Oj, Lenka, Lenka.
Dopiero około 2 Morfeusz raczył zabrać mnie do swojej krainy.

----------------
Tego na końcu miało nie być, ale rozdział wydawał mi się za krótki więc pomyślałam sobie. Czemu nie? No i co dalej? :D Co dalej?^^
Tak sobie pomyślałam, że następny dodam w środę bo nie chcę Was trzymać tak długo w niepewności ;)
---
Zapraszam również na mojego nowego bloga o Stefanie Krafcie ---> http://people--help.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**

6 komentarzy:

  1. Dobrze że Lena ma wsparcie w Michale i Karilu. Niech powie jeszcze Karolowi o tych sms'ach i spotkaniu. Moim zdaniem nie powinna iść sama do tego parku...niech poprosi Miśka jeśli nie chce tam Karola...
    No jaki ten nasz Kłosik opiekuńczy xD też chcę takiego kuzyna xD
    Super świetnie że rozdział już w środę no ale to jeszcze 3 dni...
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do siebie na kolejny rozdział na:
      http://szczerarozmowazprzyjacielempomaga.blogspot.com/?m=1

      Usuń
  2. Podoba mnie sie :-D i to bardzo :-)

    Dobrze że Karol wreszcie zadzwonił do Mileny. W końcu laska jest dorosła i umie zadbać o siebie. A ta jego braterska miłość jest słodka *.*

    Najlepszy jest ten dreszczyk emocji na końcu :-) czekam na następny z niecierpliwością.

    Pozdrawiam ☆

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, niech ona tam sama nie idzie do tego parku!
    Dlaczego ona nie powiedziała Kłosowi o tych sms'ach?! Przecież on nic jej nie zrobi, jak mu to powie, ba, może jakoś spróbuje ją ochronić.

    Jaki ten Jurkiewicz nerwowy xdd

    Pozdrawiam. :* Zapraszam do mnie na nowy rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedyny plus tej całej sytuscji to opiekuńczość Miśka i Karola :D Karol zasługuje na miano Najlepszego Chłopaka Roku. Nie dość, że tak dba o Elenę to i jeszcze o kuzynkę się martwi :D
    Mam nadzieję, że do tego parku Elena pójdzie z obstawą. Najlepiej by było gdyby powiedziało o tych sms'ach Kłosowi.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaa! Kocham twoje końcówki rozdziałów *=*
    Chce więcej! No co się stanie podczas tego spotkania? A co ważniejsze: czy Elena pójdzie sama? Czy może w ogóle nie pójdzie?
    Zapraszam do mnie na kolejny rozdział: walczycomilosc.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń