25 kwietnia, w sobotę w Jastrzębiu odbył się drugi mecz o 3 miejsce, który bełchatowianie wygrali 3:0 i mieli bardzo realną szansę zakończyć to w 3 meczach. Wystarczyło tylko wygrać w Bełchatowie i można powiesić sobie na szyi brązowy medal.
O 17:15 po zakończonym meczu zapakowaliśmy się do autokaru i ruszyliśmy w stronę Bełchatowa. W mieszkaniu byłam o 19:40. Znowu weszłam do pustego i cichego mieszkania. Najgorsze było to, że zaczynałam się do tego przyzwyczajać. Westchnęłam i zrzuciłam z ramienia torbę, która wylądowała na podłodze. Zdjęłam bluzę i buty po czym ruszyłam do salonu gdzie włączyłam telewizor na polsat sport. Następnie powędrowałam do kuchni by zrobić sobie kolację. Nabrałam ochoty na jajecznicę, ale najpierw na prysznic. Niecałą godzinę później siedziałam więc przed telewizorem z laptopem na kolanach, jajecznicą na ławie i kubkiem herbaty. Zgrałam zdjęcia i dodałam na stronę tak jak zwykle, czyli około połowy, a potem skupiłam się już na meczu. Orlen Wisła Płock rozgrywała mecz z Azotami w ramach Pucharu Polski. Na jutrzejszy finał mieliśmy się wybrać wraz z Karolem na warszawski Torwar by kibicować Vive.
Następnego dnia do Warszawy wyruszyliśmy sobie o 13:30. Przed meczem mieliśmy spędzić chwilę u rodziców Karola. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Wyszliśmy z samochodu i powitało nas szczekanie psa. Stanęliśmy pod drzwiami, a Kłos nacisnął dzwonek. Staliśmy chwilę, ale drzwi się nie otworzyły. Po kilku minutach dzwonienia i oczekiwania usiadłam na plastikowym krześle stojącym obok drzwi.
- Uprzedzałeś ich w ogóle, że przyjedziemy? - zapytałam zadzierając głowę do góry i mrużąc oczy, bo mu się zachciało pod słońce stanąć...
- Nie, ale często mówili "Synu, wpadaj nawet bez zapowiedzi, drzwi naszego domu zawsze będą otwarte" - zacytował opadając na krzesło obok mnie.
- No to widać, że nie zawsze - westchnęłam. - Co robimy? - spojrzałam na zegarek. Była dopiero 15:45.
- Ja to bym coś zjadł - stwierdził.
- Ja w sumie też. A co? - spojrzałam na niego.
- Zapiekankę.
- Czytasz mi w myślach, kochanie - wyszczerzyłam się.
- No to na zapiekankę, kochanie - również ukazał swoje zęby w wyszczerzu po czym wstał i wystawił ramię, abym mogła je ująć i ruszyliśmy do samochodu.
Po 10 minutach siedzieliśmy już w pizzeri czekając na zapiekanki. Kiedy się pożywiliśmy Karol stwierdził, że zostawi tutaj samochód bo jak twierdził to tylko jakieś 10 minut od hali więc potem spokojnie przejdziemy się spacerkiem. Byłam za, więc tylko wyjęłam aparat z auta i mogliśmy iść.
Gdy już weszliśmy na halę zaczęłam się rozglądać gdzie są nasze miejsca.
- Karol? Stary jak ja cię dawno nie widziałem! - usłyszeliśmy i się odwróciliśmy. Przed nami stał jakiś wysoki blondyn. Najwyraźniej kumpel Kłosa bo panowie zaczęli się witać z wielkimi uśmiechami.
- A przedstawisz mi swoją piękną towarzyszkę? - zapytał uśmiechając się gdy już wymienili uprzejmości. Siatkarz objął mnie ramieniem.
- Elena, moja narzeczona, Jurek, mój kumpel z liceum. - powiedział.
- Jurek Ginalski - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Elena Winiarska - uścisnęłam ją.
- Już niedługo - wtrącił się środkowy.
- Wystarczająco żebym jeszcze przedstawiała się swoim nazwiskiem - wystawiłam mu język.
- Oj tam - machnął ręką.
- To może ja was zostawię i znajdę nasze miejsca miejsca? - zaproponowałam.
- A może po meczu wybierzemy się na jakąś pizzę? - zaproponował Jurek. - Pogadamy, hm?
- Czemu nie? - uśmiechnął się Kłos po czym popatrzył na mnie, a ja skinęłam głową i również się uśmiechnęłam.
Zostawiłam chłopaków i ruszyłam szukać tych miejsc. Uszłam kilka metrów i już miałam wchodzić na schodki.
- No proszę, proszę, kto to się objawił - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się po czym szeroko uśmiechnęłam.
- Witam Krzysztofie - wyszczerzyłam się.
- Cześć Lenka - uśmiechnął się po czym przytulił mnie lekko na powitanie. - Sama jesteś? - rozglądnął się.
- Nie, z Karolem, ale spotkał kumpla więc sama ruszyłam szukać miejsc. - wyjaśniłam. - Grasz już? - zmieniłam temat.
- Dzisiaj nie, ale będę gotowy na mecze półfinałowe w lidze. Rozgrzewałem się tylko, a potem grzecznie usiądę sobie za ławką rezerwowych.
- Ehe, grzecznie - pokiwałam głową z politowaniem.
- Coś sugerujesz? - przeszył mnie wzrokiem Lijewski.
- Ja? - położyłam dłoń na sercu - Kompletnie nic - zaśmiałam się.
- No ja myślę - pogroził mi palcem również się śmiejąc - Musze już lecieć.
- Zanim pójdziesz to jeszcze musimy selfie! - powiedziałam wesoło, a on przewrócił oczami, ale posłusznie stanął obok mnie, a ja wyjęłam telefon i kazałam mu się uśmiechnąć. - Fajnie wyszło - wyszczerzyłam się.
- Jakby cię nie było, to mogło by być lepiej.... - zaczął, a każde kolejne słowo było ciszej wypowiadane, a głowa odwracała się bardziej w przeciwną stronę.
- Kretyn - fuknęłam po czym się zaśmiałam.
- Później pogadamy, muszę iść.
- Okej, tylko nie mów Michałowi, że przyjechałam. Chce mu zrobić niespodziankę.
- Oczywiście - posłał mi uśmiech.
- A no i wygranej życzę - powiedziałam jeszcze.
- Inaczej chyba nie może być - wyszczerzył się i odszedł. Ja natomiast ruszyłam schodkami na górę i odnalazłam nasze miejsca. Bardzo dobry widok. I to rozumiem! W oczekiwaniu na Karola wstawiłam zdjęcie na Instagrama i zaczęłam go wypatrywać. Po kilku chwilach znalazł się w zasięgu mojego wzroku, a później siedział już obok mnie.
- No to skoro sobie już tak siedzimy to może selfie? - wyszczerzył się wyjmując telefon.
- Dawaj - uśmiechnęłam po czym zrobiliśmy głupie miny, a zdjęcie poleciało tam gdzie moje kilka chwil wcześniej. Oczywiście z milionem hasztagów.
Finał rozpoczął się o 17:30. Mecz od początku był bardzo zacięty, ale w sumie czego można się spodziewać po dwóch czołowych polskich drużynach? Najpierw mnóstwem obron uraczyli nas bramkarze więc do 14 minuty było 3:3 kiedy to 4 bramkę zdobyła Wisła. Szybko jednak zrobił się remis 5:5. Im bliżej końca pierwszej połowy tym bardziej kielczanie się rozpędzali i zdobyli 4 bramki z rzędu.10:9 dla Vive. 2 minuty do końca i 3 kara dla Michała oraz czerwona kartka. Wkurzony Jurecki powędrował do szatni.
Po 30 minutach 11:9 dla kielczan. Pierwsze 15 minut to była wspaniała gra, a drugie 15... cóż. Nerwy, kary, kartki, zdenerwowanie...
Po przerwie rozpoczęła się druga połowa. Vive zaczyna od rzutu Bieleckiego. 12:9. Nie minęła nawet minuta, a Grabarczyk dostał wykluczenie co wiązało się z czerwoną kartką, opuszczeniem boiska i dołączeniem do Jureckiego. 3 bramki prowadzenia jednak o niczym nie przesądzały bo później to Wisła zaczęła gonić i ona wyszła na 2 bramki do przodu. Jednak w 57 minucie kielczanie powrócili na 3 bramki przewagi i wydawać by się mogło, że to już po meczu, ale poczekajmy. Przechwyt kielczan, którzy się nie spieszą, a Bielecki trafia i drużyna ze świętokrzyskiego prowadzi 25:21. Manolo Cadenas prosi o czas, a później Wisła trafia dwa razy. Teraz o czas poprosił Dujszebajew. Minuta do końca. Daszek nie trafia, ale za to trafia Strlek i koniec! Vive wygrywa Puchar Polski! Cieszę się ogromnie i krzyczę razem z kieleckimi kibicami z wielkim uśmiechem na ustach.
Po kilku minutach gracze po ponownie pojawili się na boisku by odebrać nagrody. Najpierw wyszli zawodnicy Wisły Płock, a następnie po zapowiedzi spikera pojawili się i Mistrzowie Polski. Kielczanie weszli już uzbrojeni w szampany na podium lecz zaraz poproszona ich by jeszcze chwilkę się wstrzymali i stanęli za. Nastąpiło wręczenie nagród indywidualnych, później dekoracja Wisły, a następnie już oficjalnie na podium mogli wkroczyć zwycięscy. Na szyi każdego zawisł złoty medal, kapitan odebrał czek, a później upragniony puchar. Szampany wreszcie się rozlały, a w hali rozbrzmiał "We are the champions" oraz radość szczypiornistów i całego klubu.
- Przypomniał mi się finał mistrzostw - powiedziałam z uśmiechem do narzeczonego, który też się uśmiechnął po czym objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
- Ja mam to cały czas przed oczami - stwierdził.
Po jakiejś pół godzinie gdy zobaczyliśmy, że zawodnicy Kielc zaczynają się już kierować do szatni wstaliśmy z miejsc i ruszyliśmy w ich kierunku.
- Z kuzynką to już nie łaska się przywitać? - zapytałam krzyżując ręce na piersi gdy mijający mnie Michał nawet mnie nie zauważył.
- O proszę, Kłosy się pojawiły - wyszczerzył się podchodząc do nas.
- Wreszcie ktoś zaczaił, że ona już nie Winiarska - zaśmiał się siatkarz obejmując mnie ramieniem, a ja tylko przewróciłam oczami. - Gratulacje oczywiście.
- No - przytaknęłam szczerząc się - Daj se potrzymać.
- Zepsujesz - wytknął mi język.
- Następny. Jenak nie tylko z imienia jesteście do siebie z Winiarem podobni - pokręciłam głową z politowaniem.
- Zepsuła mi w dzieciństwie taką zajebistą ciężarówkę - wyjaśnił środkowemu.
- Nie wiem ile jeszcze będziesz to pamiętał - przewróciłam oczami.
- To była jego pierwsza fura, ty tego nie zrozumiesz kobieto - stwierdził Karol.
- Pfff
- Nie pfff, tylko taka prawda - wtrącił się lewy rozgrywający. - To jest coś jak pierwsza torebka dla dziewczyny, pierwszy okres... Nie wiem jak ci to wytłumaczyć. - zastanowił się, a siatkarz zaczął się śmiać, a następnie dołączył do niego szczypiornista.
- Ty już lepiej nic nie tłumacz - uniosłam dłoń do góry.
- Ale rozumiesz o co mi chodzi - wyszczerzył się.
- Rozumiem. A teraz zdjęcie! Trzeba to upamiętnić - dodałam kiedy złoty medalista spojrzał na mnie z niewyraźną miną. Stanęliśmy we trójkę, ja pomiędzy nimi i wyciągnęłam rękę przed siebie.
- Może lepiej ja - zaśmiał się Karol.
- Może faktycznie lepiej - zawtórowaliśmy my mu. Cyk, cyk i gotowe. Kolejne zdjęcie zawalające pamięć mojego aparatu. Ale coś później trzeba wspominać nie?
Daliśmy już spokój Jureckiemu pożegnaliśmy się z nim i ruszyliśmy do wyjścia z hali. W międzyczasie zadzwonił telefon Karola. Odebrał i rzucił tylko kilka słów.
- Idziemy na tą pizzę? - zapytał.
- Zjadłabym coś - wyszczerzyłam się. - Tak idziemy - pokiwałam głową.
- Będziemy za 5 minut - powiedział jeszcze do słuchawki i włożył telefon do kieszeni. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy dalej. W pizzeri faktycznie byliśmy szybko po czym od razu zauważyliśmy Jurka. Pomachał do nas i dosiedliśmy się.
- Zamówiłem już - oznajmił. - Mam nadzieję, że trafiłem w gusta. Karol to wiem, że uwielbia z szynką, ale z kurczakiem chyba też ci posmakuje - zwrócił się do mnie.
- Moja ulubiona - puściłam mu oczko. Po kilku minutach rozmowy wreszcie otrzymaliśmy zamówioną pizzę. Od razu zabraliśmy się za jedzenie. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że panowie chodzili razem do liceum, że Jurek jest absolwentem prawa i 2 tygodnie temu zaczął pracę w jednej z kancelarii adwokackich, co uczciliśmy toastem z soku pomarańczowego. W Warszawie spędziliśmy jeszcze niecałą godzinę po czym pożegnaliśmy się z Ginalskim i łapiąc się za ręce poszliśmy w kierunku samochodu Kłosa. Kiedy już miałam wsiadać moją uwagę przykuła pewna postać idąca szybkim krokiem w przeciwną stronę. Zamarłam z jedną nogą wsadzoną do auta, a drugą wciąż stojącą na chodniku. Agnieszka...? Przyglądałam się uporczywie jej sylwetce, tym samym blond włosom, które teraz wychodziły z niedbałego warkocza oraz takiej samej czerwonej kurtce.
- Lena? Co jest? - zapytał Kłos, który już siedział w pojeździe lecz ja nie odpowiadałam. Czy to na prawdę ona? Wtedy dziewczyna odwróciła się i cały czar prysł. To nie była Witczak.
Wypompowana z całej energii opadałam na fotel pasażera i zamknęłam drzwi.
- Słońce, co się stało? - zapytał zaniepokojony łapiąc mnie za dłoń i potrząsając nią lekko.
- Tamta dziewczyna wyglądała jak Agnieszka - wyszeptałam, a on przeniósł wzrok ze mnie na blondynkę lecz ona znikała już za rogiem.
- Lenka... - zaczął cicho po czym mocno mnie do siebie przytulił. Z moich oczu wypłynęły pojedyncze łzy. Przez cały dzień udało mi się o tym prawie nie myśleć, a teraz odechciało mi się nawet oddychać. Przyjaciółka nie odezwała się ani razu, ani do mnie, ani do swojej rodziny. Policja, gdzie zaginięcie zgłosił Andrzej, również nic nie wiedziała. - Wróci - wyszeptał mi na ucho.
- Już ponad tydzień jej nie ma - pociągnęłam nosem.
- Ale wróci. Zobaczysz.
- Chciałabym żebyś miał racje.
- Mam - powiedział z przekonaniem. - Nie martw się - otarł moje policzki kciukami. - Na pewno nic jej nie jest- pocałował mnie jeszcze czule w czoło. - Zapnij pasy. Jedziemy. - powiedział i odpalił silnik, a ja wykonałam jego polecenie. Droga minęła nam raczej w milczeniu. Siatkarz próbował mnie jakoś zagadywać, ale widząc, że na prawdę nie mam na to ochoty odpuścił sobie.
W Bełchatowie byliśmy o 22:40. Nie chciało mi się wysiadać.
- Pojedziemy do ciebie? - zapytałam patrząc na środkowego.
- Jasne - uśmiechnął się i skręcił by po chwili parkować po jego blokiem. Wysiedliśmy z samochodu, który został zamknięty. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do bloku bo na dworze było zimno. Zwłaszcza, że wysiedliśmy z ciepłego auta. Środkowy otworzył mieszkanie i wkroczyliśmy do środka. Zdjęliśmy buty i bluzy.
- Idź się połóż. Wezmę prysznic i zaraz do ciebie przyjdę - cmoknął mnie w czoło i ruszył do łazienki. Poszłam do pokoju i otworzyłam szafkę Kłosa. Wyjęłam z niej jakąś jego koszulkę i przebrałam się szybko po czym wskoczyłam pod kołdrę. Odwróciłam się na bok i podłożyłam łokieć pod głowę. Po kilku minutach dołączył do mnie siatkarz, który położył się obok i objął mnie w talii.
---
Myślałam, że to dłuższe O.o
I przepraszam od razu, że nie było rozdziału w środę, ani w niedzielę, ale laptop przy takiej pięknej pogodzie mnie po prostu odpycha i to konkretnie ;/
No ale się wreszcie pojawiam.
Do niedzieli :)
16 na people--help.blogspot.com
Pozdrawiam ;**
+ Jakieś zaległości u Was nadrobię dzisiaj bo jutro już nie idę do szkoły :D
pierwsza, pierwsza, pierwsza <3
OdpowiedzUsuńNo kuźwa no! Już myślałam, że tamta laska to Aga, a tu nie :( niech ona się już znajdzie, bo jakoś mi się tak szkoda zrobiło Eleny i Andrzeja. Tylko proszę niech nic złego jej nie będzie :) tylko ciąża jest tu mile widziana :D
UsuńNo co ja mogę więcej napisać :) kocham, wielbie i ubóstwiam tego bloga :D od środy codziennie wchodzę po kilka razy, żeby zobaczyć czy jest coś nowego :D
Buziaki :*
Jeeeeezu. Ile ja mam tutaj do nadrobienia i ile tu się działo jak mnie nie było! Ale obiecuję, że teraz już będę systematyczną i sumienną blogerką. Rozdział świetny jak zwykle :* A JA... ZAPRASZAM NA NOWY! W końcu! never-ever--give-up.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie wybaczam, zę nie było rozdziału tyle czasu, bo dalej nie wiem co z Agnieszką! Jak się wyjaśni,t o wybaczę - mały szantazyk zawsze spoko :D A tak w ogóle, to fajny ten rozdział, taki radosny , tylko na tym końcu sie Elenie humor zepsuł :/ Ale czemu sie dziwić..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Rozdział jak zwykle świetny ;3
OdpowiedzUsuńHahhaa wyobraziłam sobie wyraz twarzy Karola przy słowach:
"Synu, wpadaj nawet bez zapowiedzi, drzwi naszego domu zawsze będą otwarte" ;D Jak widać Karolku, nie zawsze. ;P Rodzice Cię nie chcą? Babcia Winiarska Cię przygarnie z chęcią XD
A już miałam nadzieję, ze Aga się odnalazła ;/
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na 29, a jutro 30 ;**
Tsk, babcia Leny na pewno z radościa przygarnie Karolka, haha :D
UsuńI to moje opóźnienie... ;')
OdpowiedzUsuńNO, ALE CO PORADZIĆ? xd
Ogólnie to rozdział genialny, ale...
AGNIESZKA!
Gdzie Ona do cholery jasnej jest?!
Masz mi jej ne zabijać, ma się odnaleźć cała i zdrowa, rozumiesz?! Bo jak nie, to na moich grozbach się nie skonczy!
Buziaki :*
Dobry rozdział. :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Vive wygrało, jakoś wolę ich, niż Wisłę. ;)
A ten "rytuał" z selfie - genialne. :D
Kurde, gdzie jest ta Agnieszka? Co się z nią stało?
To ma się wyjaśnić w trybie natychmiastowym. ;<
U mnie od jakiegoś czasu wisi nowy rozdział, pisze się kolejny, ale dodam go raczej w przyszłym tygodniu, jak mi się sesja skończy.
Pozdrawiam. :*
Na pomoc w opadnięciu emocji po meczu przybywam z 31 ^^ i miłym incydentem Zuzy z Wojtkiem... więcej nie zdradzam ;p Zapraszam:
OdpowiedzUsuńhttp://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/