czwartek, 30 kwietnia 2015

~Rozdział 77

Rano obudziłam się o 8:30. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Powędrowałam do łazienki biorąc z walizki spodnie i koszulkę oraz bluzę z logo Skry. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, zmyłam pozostałości wczorajszego makijażu i zrobiłam go jeszcze raz. Wyszłam z pomieszczenia po czym weszłam do windy i zjechałam do restauracji bo zaczęło mi burczeć w brzuchu. Tam byli już wszyscy siatkarze. Tylko ja sobie tak pospałam. No dobra. Lubię spać i gdy się nie wyśpię trudno ze mną żyć. Więc to chyba lepiej dla nich, że jestem wypoczęta. Wzięłam sobie jedzenie ze szwedzkiego stołu i dosiadłam się do stolika przy którym siedział Winiar, Mariusz, Karol, Andrzej oraz Wojtek. Przywitałam się ze wszystkim zajmując miejsce obok Kłosa, który powitał mnie buziakiem w policzek.
- Już mieliśmy ci zrobić wjazd do pokoju - wyszczerzył się Michał.
- No popatrz obeszło się - posłałam mu słodziutki uśmiech mrugając oczami.
- Widzimy. - odparł.
- No właśnie, a co z tym moim atrybutem obrońcy uciśnionych? - zapytał Wrona.
- Myślę, że jak ci napiszemy na ryju niezmywalnym markerem to każdy będzie wiedział o co chodzi - zaśmiał się Włodarczyk, a my razem z nim.
- A tak na poważnie? - drążył temat środkowy, któremu się to chyba spodobało. Serio, Wronka? Serio?
- A ja żartowałem? - zdziwił się przyjmujący unosząc brwi.
- Jakieś inne propozycje? - jęknął Kraczący.
- Ciupaga - powiedziałam.
- Co? - wszyscy popatrzyli na mnie jak na ostatniego debila.
- No ciupaga, taka mała siekierka. Włożyłbyś sobie za pas i byłbyś jak Janosik - wzruszyłam ramionami.
- Niezły pomysł, ale Andrzej nam się nie nadaje nie Janosika, trzeba mu wymyślić coś innego - powiedział Wlazły.
- No to nie wiem. - westchnęłam.
- Kraczący Janosik może być - wyszczerzył się Michał, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Może jednak wymyślmy co innego i nie psujmy dobrego imienia Janosika - stwierdził Mariusz.
- Zróbmy mu jakąś pelerynę w niebiesko-żółte paski i już - wzruszył ramionami Karol.
- Czego tak? - zmarszczył czoło Michał.
- No bo mikasy są niebiesko-żółte. Każdy zakuma - odparł.
- Ale na przykład te co są w Lidze Mistrzów to są zielono-żółte i co? - ciągnęłam.
- To zrobimy mu dwie wersje - wyszczerzył się.
- Czasami to nawet z Kłosika może być pożytek. Trzeba go tylko odpowiednio przycisnąć i zaraz coś mu się pod czupryną wykluje - wyszczerzył się Włodi, a my zaśmialiśmy.
- Wcale nie! Częściej niż czasami! - oburzył się.
- Oczywiście, oczywiście - powiedziałam z politowaniem jak do małego dziecka klepiąc go po policzku.
- Ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej - poruszył charakterystycznie brwiami.
- Eeeej, no proszę! Nie przy jedzeniu! - zaczął krzywić się na wszystkie strony Wojtek.
- Nie przy dzieciach bo jeszcze Wojtusia zgorszycie i co to będzie - westchnął Mariusz.
- Śmierć moralna - stwierdził Michał wzdychając, a my się zaśmialiśmy.
Na tym i naszym nabijaniu się z Włodka zakończyło się śniadanie, po którym to siatkarze wzięli i wyruszyli na siłkę, a ponieważ mi się nie chciało i nie musiałam to postanowiłam przejść się po Rzeszowie. Ubrałam kurtkę i wzięłam aparat i torebkę po czym wyszłam z hotelu. Spacerowałam sobie rzeszowskimi chodnikami gdy dotarłam na rynek, na którym było pełno gołębi chodzących sobie po kostce brukowej. Zrobiłam im kilka całkiem fajnych zdjęć i pochodziłam sobie tak po tych sklepach, które były w pobliżu, a później postanowiłam iść na kawę. Weszłam do kawiarni.
- Ciocia!- usłyszałam krzyk, a po chwili przytulała się do mnie Dominika.
- Cześć słoneczko - uśmiechnęłam się biorąc ja na ręce i rozglądając się w poszukiwaniu Iwony, Krzyśka bądź Sebastiana. Wypatrzyłam Ignaczakową zmierzającą szybko w naszym kierunku.
- Cześć - uśmiechnęła się - Wcale cię nie poznałam -  przytuliła mnie na powitanie.
- Aż tak zbrzydłam? - jęknęłam.
- No co ty! Promieniejesz - wyszczerzyła się.
- Światło się odbija - także ukazałam zęby w uśmiechu, a brunetka wybuchnęła śmiechem.
- Może razem się napijemy co ty na to? Albo najlepiej wpadnij do nas - mówiła wesoła.
- Właśnie ciociu, wpadnij - poprosiła szatynka. Spojrzałam na zegarek.
- Chłopaki za jakieś pół godziny powinni być w hotelu, ale potem mają jeszcze wideo więc chętnie wpadnę - uśmiechnęłam się.
- Nikt się nie dowie. Pełna dyskrecja - puściła mi oczko. Wyszłyśmy z budynku i wsiadłyśmy do samochodu. Po kilkunastu minutach byłyśmy pod domem Ignaczaków. Wysiadłyśmy z pojazdu, a Iwona wjechała do garażu natomiast mnie Domi pociągnęła za rękę co domu. Zdjęłyśmy kurtki.
- Iwona, kochanie coś mi się tu jednak przypaliło! - usłyszeliśmy krzyk Krzyśka z kuchni więc tam poszłyśmy.
- Zostawić cię na chwilę w domu samego - pokręciłam głową z politowaniem stając w kuchni i krzyżując ręce na klatce piersiowej. On jak poparzony odwrócił się od kuchenki i popatrzył na mnie z wielkimi oczami. - No co się tak patrzysz, nie przywitasz się? - zaśmiałam się.
- A skąd ty tutaj? - zapytał podchodząc do mnie i przytulając na powitanie. - Siadaj, zaraz ci zrobię kawy, chcesz? Ja sobie też robię. - usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi - Tobie kochanie też kawy zrobić?! - krzyknął do Iwony.
- Tak - odparła pojawiając się w kuchni - No wiedziałam, żeby cię z tym nie zostawiać - jęknęła - Wiedziałam.
- No 5 minut dłużej się smażyło. 5 minut - pokazał pięć palców prawej ręki wyjmując z szafki kawę.
- I o 5 za dużo - mruknęła kobieta, a my z Dominiką tylko się zaśmiałyśmy.
Siedzieliśmy w kuchni rozmawiając, bo w sumie to też dawno się nie widzieliśmy. Od balu mistrzów sportu właściwie. Iwona uparła się, że zjem z nimi obiad bo inaczej mnie nie wypuści. Zgodziłam się więc i we czwórkę zjedliśmy pysznego kurczaka z ryżem. Później musiałam się już niestety zmywać nad czym ubolewała bardzo Dominika bo nie zdążyła się ze mną pobawić, no ale musiałam już wracać. Krzysiek postanowił, że mnie odwiezie jadąc na trening więc pożegnałam się chwilowo z Iwoną i Domi bo przecież jutro na pewno się zobaczymy i wsiadałam do samochodu, którym Ignaczak odstawił mnie pod hotel, w którym przebywały Skrzaty.
- Ale wiesz Krzysiu, że możesz trenować ile chcesz, ale jutro przegracie? - zaśmiałam się dźgając go w bok gdy już miałam wysiadać.
- Wiesz co, młoda? Nie mów hop, póki nie skoczysz - pogroził mi palcem - Bo cię to zgubi.
- Zobaczymy - wystawiłam mu język. - Do jutra - cmoknęłam go w policzek.
- No do jutra, pa - pożegnał się i wysiadałam z samochodu po czym weszłam do budynku i powędrowałam do swojego pokoju gdzie na łóżku leżał Kłos grzebiąc w telefonie.
- A gdzie to się bywało jak my ciężko harujemy na siłowni? - uniósł brew odkładając komórkę na szafkę nocną.
- A zwiedzało - wyszczerzyłam się zdejmując kurtkę i odkładając torebkę z aparatem.
- A co tu jest do zwiedzania? - prychnął.
- Masz rację, niewiele - zaśmiałam się opadając na łóżko obok niego. - Ale utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że jak zostawisz Krzyśka z obiadem to będziesz musiał robić go od nowa.
- U Ignaczaków się bywało - zagwizdał - Czyli nieźle się balowało.
- No a jak. Samej najlepiej - wyszczerzyłam się.
- Grabisz sobie, panno Winiarska.- pogroził mi palcem po czym obejmując w talii.
- Czyżby? - uniosłam brwi rozbawiona.
- Tak - potwierdził i wpił się w moje usta.
- Czyżbyś musiał mnie ukarać? - przygryzłam dolną wargę gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Wieczorem zobaczysz - poruszył brwiami.
- O! Jeszcze czego! Jutro masz mecz! - walnęłam go w ramię. - I masz wygrać bo już z Krzyśkiem na ten temat gadałam.
- No to jutro - wzruszył ramionami - Wygramy, nie bój żabci - znów wpił się w moje usta  gdy ktoś wszedł do pokoju.
- No jeeeeny - przewrócił oczami Nicolas, który stał w progu - A ci się znowu miziają - westchnął.
- Chcesz czegoś? - warknął Karol.
- Nie, przyszedłem tylko sprawdzić czy tu też powietrze macie - przewrócił ślepiami - Jasne, że chcę. Inaczej nie zaszczyciłbym was swoją obecnością - prychnął z wyższością.
- No to gadaj - powiedziałam.
- Tak się składa, że rozładowała mi się komórka, zapomniałem ładowarki, a nikt nie ma takiej, która by podpasowała do mojego telefonu więc postanowiłem jeszcze tutaj się pofatygować. To jak?
- Byłeś u Wrony? - zapytał Kłos.
- Byłem - skinął głową.
- No to ja ci nie pomogę. Mam taką samą ładowarkę jak on - podłożył ręce pod kark.
- Lenka? - zapytał z nadzieją.
- Chwila - westchnęłam i wstałam z łóżka po czym zaczęłam grzebać w torebce by po chwili wyciągnąć rzecz potrzebną rozgrywającemu i mu ją podałam. - Pasuje?
- Tak. Dzięki. Oddam później. Możecie się miziać dalej - wyszczerzył się i wyszedł.
- Dzięki za pozwolenie! - krzyknął za nim środkowy.
- Ależ nie ma co! - odkrzyknął z korytarza po czym słyszeliśmy jeszcze trzask drzwiami.
- To możemy chyba kontynuować - wyszczerzył się siatkarz.
- Ja to bym.... - zamyśliłam się - Zjadła truskawki. - powiedziałam, a on popatrzył na mnie jak na debila - No, więc nie oczekuj niemożliwego złotko - posłałam mu całusa w powietrzu.
- Wredota - mruknął pod nosem.


Następnego dnia po rannym rozruchu siatkarzy i lekkim obiedzie o 13:30 wyjechaliśmy na halę. Zameldowaliśmy się tam po około 10 minutach i wyszliśmy z autokaru kierując się do budynku. Weszliśmy, a chłopaki powędrowali do szatni. Życzyłam im jeszcze powodzenia, a sama weszłam poszłam za bandy reklamowe. Po około pół godzinie na parkiecie pojawili się siatkarze, którzy zaczęli się rozgrzewać. W pewnym momencie zauważyłam jak Krzysiek i Karol przemieszczają się niebezpiecznie w moją stronę.
- On nie chce mi przyznać racji, że będzie powtórka z Łodzi - powiedział Kłos odbijając piłę palcami.
- Napompowałaś mu balonik pewności, a mym obowiązkiem jest go przebić - wyszczerzył się Ignaczak. - No to się załóżmy - wyciągnął w jego kierunku dłoń - O co chcesz.
- O piwo - wzruszył ramionami środkowy, a ja przewróciłam oczami.
- Kreatywnyś - stwierdziłam, a on zgromił mnie wzrokiem.
- Okej - przytaknął libero - Niech ci będzie - uścisnęli sobie dłonie.
- A teraz wypierdzielać mi na rozgrzewkę - wskazałam palcem boisko.
- No już, już. Chcieliśmy przy świadkach - uniósł ręce do góry Karol.
- Tylko nie bij! - pisnął Igła i w podskokach pobiegł do piłek. Popatrzyliśmy na niego dziwnie.
- No to powodzenia bo jak przegrasz zakład z Krzysiem to na jednym piwie się nie skończy - zaśmiałam się - Leć się rozgrzewać i powodzenia - cmoknęłam go jeszcze przelotnie w usta.
- Trzymaj kciuki - puścił mi oczko.
- Zawsze trzymam - uśmiechnęłam się, a on się oddalił.
Mecz się rozpoczął, a pierwszy set bełchatowianie wygrali 25:23. Druga partia, bardzo długa i męcząca wygrana przez rzeszowian 37:35. W trzecim secie było widać więcej luzu i swobody w grze gospodarzy i tego seta również wygrali, 25:23. Czwarta partia to był już koncert gry Resovi, która wygrała 25:15, a tym samym cały mecz 3:1 i zajmując pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. MVP odebrał Fabian, który dzisiaj faktycznie bardzo fajnie prowadził grę Asseco. Równie dobrze mógł to być Igła, który bardzo dobrze przyjmował i szalał w obronie. Po kilku minutach przy bandach pojawili się środkowy i libero.
- No to co? Kiedy to piwko? - wyszczerzył się Krzysiek.
- W bardzo dalekiej przyszłości - wystawił mu język Karol.
- Nie wystawiaj języka bo przyjdzie Michał i ci powie, że jesteśmy w miejscu publicznym, pełnym ludzi i żebyś nie robił wstydu - powiedziałam przypominając sobie ostatni mecz w Łodzi z Lube.
- Od kiedy to Winiar upomina innych? - zdziwił się Ignaczak.
- Widać, że od teraz - westchnęłam.
- Nagle mu zaczęło na wizerunku zależeć - parsknął śmiechem Kłos, a my za nim. Po chwili pojawiła się obok nas Iwona wraz z Sebastianem i Dominiką. Przywitaliśmy się lecz długo nie gadaliśmy, ponieważ Seba chciał odbijać z tatą, a my i tak musieliśmy się już zbierać. Pożegnaliśmy się więc i siatkarz powędrował do szatni, a ja do autokaru. Po jakichś 45 minutach pojawili się w nim również i siatkarze i mogliśmy ruszać. Wyjęłam komórkę by spojrzeć jeszcze na godzinę, a była 18:20. Zobaczyłam, że bateria mi pada. Wychyliłam więc głowę, a wzrokiem zaczęłam szukać Nicolasa.
- Ej, Nico! - krzyknęłam starając się być głośniejsza niż ci, którzy byli obok mnie. Rozgrywający jak na złość założył na uszy słuchawki. Przewróciłam oczami i zaczęłam szukać czegoś czym mogłabym w niego rzucić. Spokojnie! Nie mam żadnych ciężkich przedmiotów. Chyba... Znalazłam w torebce jakiegoś cukierka więc wymierzyłam w niego, ale chybiłam, a czekoladka leżała teraz na środku autobusu. Wymierzyłam kolejny raz i teraz trafiłam. Uriarte zdjął słuchawki i zaczął się rozglądać któż to w niego celuje.
- Ładowarka - powiedziałam.
- A, fakt. - strzelił się otwartą dłonią w czoło po czym wygrzebał z torby kabelek i rzucił nim w moją stronę lecz trochę mu zeszło z kierunku... tak, że trafił w czoło Andrzejka. Wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem, a Wrona zaczął krzyczeć.
- Zamachy na mnie! Jestem zbyt piękny żeby umrzeć! Co by moje fanki zrobiły?!
- Wydaje mi się, że musiałyby to przeżyć - mruknął znudzony Maciek z wzrokiem utkwionym w tablecie.
- A czy taki piękny to też nie wiem - powiedziałam przekrzywiając głowę lekko w prawo na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Te włosy za bardzo na żelu postawiłeś.
- Agnieszce się podoba - fuknął.
- Bo cie dzisiaj nie widziała - parsknęłam śmiechem, a za mną reszta.
- Dobra zostaw go bo mu samoocenę pogorszysz i nam chłopak w deprechę wpadnie albo żyły sobie podetnie - stanął w obronie Andrzeja Karol śmiejąc się.
- No dzięki - mruknął obrażony.
- Endrju? - zapytałam.
- Czego?
- Oddasz mi tą ładowarkę? - kiwnęłam głową na kabelek leżący obok niego na siedzeniu.
- Chyba, że też masz takiego zeza jak Nico - zaśmiał się Michał, a rozgrywający zgromił go spojrzeniem. Środkowy oddał mi pożądaną rzecz i mogłam włożyć ją do torby. Podczas podróży wymyśliliśmy, że oznaka Andrzeja Obrońcy Uciśnionych to będzie najzwyklejsza w świecie opaska z paska papieru nałożona na głowę jak korona. Ale żeśmy się postarali, jak nie mogę. No ale to wszystko przez Wronkę. On tak bardzo chciał dzisiaj wiedzieć, a my nie mieliśmy pomysłów więc stanęliśmy w końcu na tym.Wyjęłam z torebki jakiś zeszyt (skąd on się tu wziął) oraz długopis, a Wojtek, jako że był pomysłodawcą tego tytułu napisał na kartce po czym urwaliśmy w miarę równy pasek i skleiliśmy taśmą, którą też znalazłam w swojej torebce, a Wroniasty mógł sobie wreszcie założyć swą koronę.

Przed 22 byliśmy w Bełchatowie. Wypakowaliśmy się z autokaru i każdy rozjechał się do mieszkań. Po kilku minutach weszłam do naszego lokum. Zdjęłam kurtkę i buty. Agnieszka siedziała w salonie bo tam świeciło się światło. Przywitałam się z nią tylko, pogadałyśmy kilka minut co porabiała gdy miała chatę dla siebie, a później powędrowałyśmy do łóżek.


----
Tak, tak, wiem, rozdział miał być wczoraj. Tak, tak, wiem nie trzymam się terminów. Tak, tak, wiem. PRZEPRASZAM.
Na prawdę chciałam wczoraj dodać, słowo, ale jak ci każą robić testy sprawnościowe na wf-ie, a potem jeszcze 1,5 godziny po sklepach łazić to nogi odpadają i miałam wszystkiego dość. 

Pojawiam się dzisiaj z, jak dla mnie, całkiem fajnym rozdziałem :) Ostateczna ocena oczywiście należy do Was.
---
Mistrza Polski już znamy :) Nie mamy jeszcze brązowego medalisty PlusLigi. Myślicie, że rywalizacja zakończy się w niedzielę czy może Jastrzębski wróci na piąty mecz do Bełchatowa? Ja osobiście wolałabym żeby zakończyło się to w niedzielę.
P.S. 9 na people--help.blogspot.com
Pozdrawiam ;**

niedziela, 26 kwietnia 2015

~Rozdział 76~

Dni do czwartku czyli rewanżowego meczu Skry z Lube w Łodzi minęły mi szybko. Rano chłopaki mieli rozruch na hali, na który nie musiałam się fatygować więc pospałam sobie ciut dłużej i o 9 zeszłam na śniadanie, które skonsumować musiałam samotnie. Później wróciłam do swojego pokoju i tam walnęłam się na łóżko by włączyć telewizor i lenić się do powrotu chłopaków z hali.
Nie robiłam nic produktywnego właściwie aż do samej 16:30 kiedy to mieliśmy stawić się ze swoimi rzeczami w recepcji by wyjechać do Atlas Areny. Na dole przeliczyliśmy się wspólnie i gdy okazało się, że nikogo nie brakuje wyruszyliśmy do łódzkiej hali. Tym razem Michał nie wpierdzielił się w ścianę chociaż chciałabym to zobaczyć jeszcze raz. Nie, no dobrze, zostawmy Michasia w spokoju bo jeszcze by nam się obraził i nie odzywał.I z czego ja bym się śmiała?
Nasz hotel nie był umiejscowiony zbyt daleko od hali więc i podróż nie zajęła nam dużo czasu.
Wkroczyliśmy do budynku i mieliśmy się rozstać przed szatnią chłopaków.
- Skopcie im tyłki - puściłam im oczko.
- Innej opcji chyba nie ma - wyszczerzył się Karol.
- No ja myślę - zaśmiałam się jeszcze i powędrowałam na salę. Rozejrzałam się, ale nie było jeszcze zbyt dużo kibiców. Dostrzegłam niejakiego Jerzego Mielewskiego wraz z Ireneuszem Mazurem, którzy to prowadzili przedmeczowe studio, a raczej przygotowywali się do jego prowadzenia.
Powędrowałam za bandy reklamowe gdzie zaczęłam wyciągać z torby swój sprzęt. Po około pół godzinie na parkiecie pojawili się siatkarze obu drużyn i trybuny Atlas Areny wypełniały się kibicami w większości z jakimś żółtym atrybutem. Obok mnie przypałętał się Michał, który przez tą przeklętą kontuzję łydki wciąż nie może grać. Chyba bym mu nawet współczuła, ale nie zapędzajmy się, w końcu to mój brat. Nadzwyczaj wkurzający brat. Dzisiaj tak strasznie mu się nudziło, że postanowił mnie powkurzać. Zabije go kiedyś. Ukatrupię. Patelnia chyba się nada idealnie. Rozgrzana.
- No rób to zdjęcie ile będziesz się przymierzać? - rzucił kolejną debilną uwagę, a mnie już po prostu coś rzucało.
- Możesz się wreszcie do kurwy nędzy, zatkać? - warknęłam na niego patrząc z ukosa.
- A ty możesz przestać przeklinać? W ogóle to ja nie wiem. Od kiedy ty takich słów używasz? - oburzył się. - Karygodne. KA-RY-GOD-NE.  - pokręcił głową cmokając z dezaprobatą nad moim nagannym zachowaniem.
- Od kiedy ty mnie tego nauczyłeś - wystawiłam mu język.
- Pragnę wspomnieć i zauważyć, że jesteśmy w miejscu publicznym. Pełnym ludzi. Więc z łaski swojej nie rób mi tu obciachu bo mnie jeszcze ktoś z tobą skojarzy i wyniknie z tego jakiś skandal, że zadaję się z takimi niewychowanymi ludźmi - odwrócił głowę udając, że w ogóle mnie nie widzi.
- Dziękuję - szepnęłam sama do siebie wznosząc oczy do góry, ponieważ niemożliwe by usłyszał to siatkarz przy takim hałasie.
Brawo! Brawo Winiar! Skończyli się rozgrzewać, a ja mam tylko 15 zdjęć! No ukatrupię tępym nożem po prostu!
Mecz się rozpoczął, a Michał szczęśliwie skupił się na wydarzeniach rozgrywanych na boisku i zostawił mnie w świętym spokoju. Czy wspomniałam kiedyś, że oglądanie z nim meczu jest meczące? No to wspominam teraz. Nawet ja tak nie zrzędzę. A jestem kobietą i lubię sobie pomarudzić, zwłaszcza na wydarzenia na boisku. Jakimkolwiek boisku. Ciągle się czepiał. O wszystko. Myślałam, że to ja taka jestem, ale jakbyście usłyszeli Michała... "No jak można tak przyjąć?!", "No jakbym tam był...", "No i znowu zepsuł zagrywkę debil!", "Nie kiwaj, nie kiwaj!", "Przypierdol mocniej w tą piłkę!". No masakra. Na szczęście nie miał znowu tak dużo okazji żeby marudzić, bo Skra zagrała bardzo dobry mecz pokonując Cucina Lube Treia 3:1.
- Zrzędzisz gorzej niż ja - stwierdziłam .
- Wiesz, - urwał - Uczyłem się od najlepszych siostra - wyszczerzył się i objął mnie ramieniem.
- Sie wie - także ukazałam zęby w wyszczerzu.
Wspólnie pogratulowaliśmy reszcie zespołu i postanowiliśmy iść do autokaru. Kierowca otworzył nam drzwi i weszliśmy do środka. Jak zwykle zajęliśmy miejsca gdzieś na tyłach. Teraz jeszcze 4 godziny podróży do Rzeszowa. Jupiiiiii.... Siedzieliśmy sobie rozmawiając nastawieni, że szybko Skrzaty nie pojawią się w autokarze zwłaszcza, że Tomasz Swędrowski zacznie łapać na wywiady. No więc siedzieliśmy sobie gdy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlasz. Było na nim zdjęcie mamy.
- Ups - syknęłam.
- Kto tam dzwoni? - zapytał Michał patrząc mi przez ramie - Osz w mordę.
- Odbierz - wyciągnęłam telefon w jego kierunku.
- Czego ja?!
- Bo ja dostanę niezły opierdziel - warknęłam.
- No ja też! Ostatnio to chyba rozmawiałem z nią w styczniu - skrzywił się.
- Ja też więc tym bardziej odbierz! - wepchnęłam mu w rękę komórkę i nacisnęłam ikonkę z zieloną słuchawką.
- No czeeść mamuś - zaczął niewinnie Winiarski.
- Daj na głośnik - syknęłam cicho, a Winiar wykonał moja polecenie.
- Michał? - zapytała zdziwiona.
- Swojego syna nie poznajesz?
- Myślałam, że to numer Eleny.
- No jej - potwierdził.
- No to czemu ty odbierasz?
- Bo ona... - zaczął ale dałam mu sójkę w bok - Ona dała mi potrzymać telefon, a teraz jeszcze została na hali z Karolem.
- Aha, dobra powiedz jej żeby potem oddzwoniła. I że wiem, że tutaj jest.
- Kurde! - syknęłam - Skąd ty mnie tak dobrze znasz? - zaśmiałam się.
- W końcu jesteś moją córką co upoważnia cie do odezwania się raz na jakiś czas do starej matki. Ciebie Michał dotyczy to samo.
- Przepraszamy - powiedzieliśmy równocześnie skruszeni.
- No. A teraz opowiadać co tam u was.
- Co u nas? A co u nas może być? - wzruszył ramionami przyjmujący - Wszystko w porządku i po staremu.
- No właśnie. - potwierdziłam - A u was? Zdrowi jesteście? Jak się Asia czuje?
- U nas tak samo. Asia czuje się bardzo dobrze, wszyscy zdrowi tylko dawno was nie widzieliśmy.
- Mamoooo - jęknęliśmy równocześnie przewracając oczami.
- No ja wiem, wiem. Rozumiem, praca, mecze, treningi, ale może w najbliższym czasie byście się gdzieś urwali?
- Mamo nie damy rady. Niestety. - powiedziałam.
- Taka praca - dodał Michał.
- No to chociaż częściej dzwońcie, okej?
- Obiecujemy - powiedzieliśmy
- Lepiej nie obiecujcie, tylko powiedźcie, że się postaracie - zaśmiała się.
- No to się postaramy - wyszczerzyliśmy się.
- Dobrze, ja kończę. Gratuluję wygranej i trzymajcie się.
- No wy też. Pa - zakończyłam połączenie.
- Ufff. Nie było tak źle - odetchnął siatkarz i opadł na siedzenie.
- Też spodziewałam się o wiele więcej pytań - przyznałam po czym schowałam telefon do kieszeni. Wreszcie po pół godzinie w autokarze pojawili się wszyscy siatkarze i mogliśmy ruszać w kierunku stolicy Podkarpacia.
- Jak mogliście mnie zostawić tak na pastwę tych wszystkich dziennikarzy? - oburzył się Karol siadając obok mnie.
- Jak widać sobie poradziłeś więc my ci do czego? - wzruszył ramionami Winiar.
- Zresztą aż tylu ich tam nie było - popatrzyłam na niego z politowaniem.

- Jakbyście tam byli to moglibyście, nie wiem, zawołać mnie że trzeba się już zbierać czy coś. A tak to musiałem gadać i udzielać odpowiedzi na te wszystkie pytania.
- Wydaje mi się kochanie, że na tym właśnie polega wywiad - wyszczerzyłam się.
- Nic nie rozumiesz - fuknął - Zmęczony ciężkim meczem, muszę jeszcze stać i mamrać. I to do kamery! Dopiero Andrzejek mnie uratował - chlipnął.
- Andrzej, obrońca uciśnionych udzielających wywiadów siatkarzy - parsknął śmiechem Wojtek.
- Tak, to właśnie ja! - wypiął klatę do przodu Wrona.
- Trzeba mu dać jaką koronę czy coś w tym stylu żeby każdy kto go zobaczy wiedział, że to właśnie nasz obrońca uciśnionych - rzuciłam.
- Ty to jednak masz coś w głowie - poparł mój pomysł Mariusz.
- Ach, dziękuję - wyszczerzyłam się.
- Jutro nad tym pomyślimy, bo nie wiem jak wy, ale Obrońca Uciśnionych jest trochę zmęczony - powiedział Wrona i na tym skończyła się nasza rozmowa bo wszyscy uderzyli w kimono.
Obudziło mnie jakieś targanie za ramię.
- Jeszcze chwilę mamo - wymamrotałam i wcisnęłam twarz w bluzę, która służyła mi za poduszkę.
- Nie chwilę i nie mamo tylko wstawaj - usłyszałam głos Kłosa.
- Wy to umiecie zepsuć człowiekowi ochotę na wszystko - mruknęłam.
- Ej, ej, gdyby nie ja to spędziłabyś noc w autokarze.
- Przynajmniej nie miałabym bolącego ramienia - warknęłam.
- Nic nie poradzę, że masz taki głęboki sen - wzruszył ramionami. - I chrapiesz - dodał szczerząc się, chcą mnie ewidentnie wkurzyć. Spojrzałam na niego wzrokiem mogącym zabijać po czym wyminęłam siatkarza i wzięłam swoje rzeczy po czym wkroczyłam za innymi do hotelu  gdzie Falasca wręczył mi klucz do pokoju. Od razu powędrowałam do windy, do której wpakowali mi się jeszcze dwaj Argentyńczycy i Marechal. Wszyscy mieli takie miny jak ja czyli zaspane i zmęczone. Nicolas gdyby nie sójka w bok od Facundo zasnął by na stojąco w windzie i poleciał na twarz. Wszyscy marzyliśmy tylko o śnie. Otworzyłam swój pokój i nawet nie fatygując się żeby zmyć makijaż czy się przebrać, zdjęłam tylko buty i sweter po czym rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam.


-----
Resovia-LOTOS 2:0
Skra-Jastrzębski 2:0 Poznamy już w tym tygodniu kolejność na podium? Cieszycie się, czy ktoś ma jakieś specjalne życzenie żeby wyniki kompletnie się odwróciły? Bo ja się cieszę :D
Mariusz Wlazły najlepszym sportowcem świata 2014 roku! :D

No a dzisiaj jeszcze Puchar Polski szczypiornistów ^^ Trzymam kciuki za VIVE :D

Dzisiaj zapraszam wreszcie na 8 rozdział u Anastazji i Stefana people--help.blogspot.com
Pozdrawiam ;**

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

~Rozdział 75~

Następnego dnia z samiutkiego rana mieliśmy się stawić na lotnisku skąd wylecieliśmy do Włoch na mecz w Lidze Mistrzów z Cucine Lube Teria.
Wyjazd okazał się bardzo udany gdyż Skrzaty pokonały zespół Bartka, który nawiasem mówiąc nie grał przez lekką kontuzję i siedział obok mnie za bandami, 3:0.
Chyba się w tych Włoszech za bardzo lekko ubierałam i mnie coś wzięło jak wracaliśmy i całą drogę smarkałam. Pięknie. W Bełchatowie byliśmy w czwartek nad ranem. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania zrzuciłam z siebie kurtkę, buty i szybko powędrowałam do swojego pokoju gdzie zdjęłam tylko spodnie i narzuciłam na siebie za dużą koszulkę po czym uderzyłam w kimono.
Wstałam około 14. Strasznie bolała mnie głowa, chyba miałam gorączkę i jeszcze brzuch. Poderwałam się natychmiast do łazienki gdzie zwróciłam wczorajsze włoskie jedzenie. Trochę mi ulżyło lecz nadal fatalnie się czułam. Powędrowałam do kuchni gdzie zastałam już Agnieszkę.
- Wyglądasz jak trzy ćwierci do śmierci - skrzywiła się.
- Tak też się czuję - jęknęłam siadając przy stole. Ból brzucha bardzo utrudniał mi poruszanie się.
- Jakie ci tabletki podać? - zapytała wstając od stołu.
- Coś na głowę i na brzuch - mruknęłam.
- Sie robi - odparła i podeszła do szafki, z której wyjęła dwa pudełeczka, a szklankę napełniła wodą i wszystko postawiła przede mną. Najpierw się skrzywiłam, a potem wzięłam jedną tabletkę i popiłam ją dużą ilością wody. Następnie drugą.
- Idź się połóż - zarządziła - Może jeszcze dać ci coś na zbicie temperatury?
- No to daj.
Po kilku chwilach już leżałam z powrotem w łóżku. Nie dałam rady już zasnąć więc tylko leżałam z zamkniętymi oczami. Po jakiejś godzinie ktoś nacisnął klamkę wchodząc do pokoju. Powoli uniosłam powieki i zobaczyłam Karola.
- Cześć, podobno chora - zaczął całując mnie w policzek.
- Jak widać. - mruknęłam - Zarazisz się - zauważyłam.
- Wątpię. Jestem bardzo odporny - wyszczerzył się wypinając klatę do przodu. Nie mogłam się nie zaśmiać na ten widok.
Kłos posiedział u mnie jakąś godzinę po czym się zmył obiecując załatwić mi zwolnienie u prezesa, a do pokoju weszła Agnieszka.
- Przyniosłam ci bułkę i herbatę. Tego nie powinnaś zwymiotować - uśmiechnęła się stawiając to u mnie na szafce nocnej.
- Dzięki.
- Jak się czujesz? Przynieść ci jeszcze te leki?
- Jeśli możesz - posłałam jej blady uśmiech. Witczak wyszła po chwili wracając z pudełkami z pigułkami. - I tak wiem, że nie zjesz, ale chociaż wypij całą herbatę, okej?
- Mhm - przytaknęłam. - Jakby co to jestem w salonie. - rzuciła wychodząc, a ja położyłam się na plecach bo tak było mi najwygodniej i tylko w tej pozycji nie "kroiło" mnie w brzuchu. Przynajmniej nie tak odczuwalnie jak gdybym leżała na przykład na boku. Za radą blondynki wypiłam herbatę i wzięłam kilka gryzów bułki. Nienawidziłam chorować.

Piątek i sobotę spędziłam w łóżku. W sobotę Winiarscy i państwo Włazy mieli wyjechać do Paryża i chyba udało im się utrzymać to do końca w tajemnicy bo późnym popołudniem gdy czytałam książkę dostałam sms'a od Dagmary.
"Dziękuję, że nam nic nie powiedziałaś ;* Niespodzianka wspaniała. Zastanawiam się tylko odkąd wiedziałaś ?:D"

"Dowiedziałam się wtedy gdy miałam z nimi pogadać. Musicie mi wszystko opowiedzieć bo nie dam Wam spokoju. Ja póki co to cały czas kuruję się w łóżku :( Bawcie się dobrze ;D"

"Jasne, że wszystko opowiemy :) I bawić na pewno będziemy się świetnie. A ty zdrowiej"
Odłożyłam telefon już nie odpisując. Dzisiaj czułam się już o niebo lepiej niż w czwartek lecz brzuch dawał jeszcze trochę o sobie znać gdy chodziłam lecz to jak mawiała doktor Agnieszka : "Przejdzie mi". Jak przejdzie to przejdzie.

W poniedziałek czułam się już wyśmienicie i z wstałam z łóżka w bardzo dobrym humorze. O dziwo obudziłam się bez pomocy budzika co w moim przypadku to w ogóle jakiś kosmos. Powędrowałam do łazienki by wziąć szybki prysznic i ubrać się po czym uczesać i zrobić makijaż. Później zjadłam śniadanie i jak zwykle wyszłam z mieszkania by pojawić się na treningu chłopaków.
Gdy wysiadałam z samochodu dostałam sms'a od Dagmary
                        "Masz dzisiaj czas? Wpadłybyśmy po południu ;)"


                           "Jasne, że mam. Wpadać obowiązkowo :D"


Wkroczyłam do budynku i powędrowałam na parkiet. Siatkarze zjawili się po chwili, Karol pojawił się obok mnie by się przywitać po czym wygoniłam go na rozgrzewkę, a on jak to ma z zwyczaju fochnął się, że każę mu pracować. No cóż. Chce się wozić wypasioną furą to musi trenować. Ten ból.
Po treningu wróciłam do mieszkania i nie mogłam się doczekać aż w moje progi zawitają dwie panie, od którym mam nadzieję wyciągnąć jak najwięcej z podróży do Paryża. Przygotowałam obiad i zjadłam sobie sama, a gdy kończyłam posiłek usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
- Cześć! - krzyknęła Agnieszka z korytarza.
- Hej, hej. Zjesz obiad?
- Tak, jestem głodna jak wilk. Tylko umyję ręce - widziałam tylko jak wbiegła do łazienki, a później słyszałam szum wody. Nałożyłam jej na talerz risotto i położyłam naczynie na stole. Po kilku minutach Witczak siedziała już przy stole i pałaszowała obiad.
- Wiesz co? - zaczęłam.
- Pewnie zaraz się dowiem - stwierdziła inteligentnie.
- Miały dzisiaj wpaść do nas Paulina i Dagmara żeby opowiedzieć o tym jak było w Paryżu...  - gdy wypowiedziałam ostatnie słowo blondynka o mało nie zadławiła się potrawą. Musiałam ją poklepać po plecach po czym upiła trochę kompotu.
- ŻE GDZIE BYŁO?! - wykrzyknęła zdumiona, a z buzi wypadło jej trochę ryżu.
- No w Paryżu - popatrzyłam na nią jak na debilkę - To ty nic nie wiesz? - wytrzeszczyłam oczy, a ona pokręciłam głową przecząco - Jak to mogłam ci nie powiedzieć? - zdziwiłam się - Może wypadło mi z głowy. No ale słuchaj. Na walentynki Michał i Mariusz szykowali dla dziewczyn niespodziankę czyli romantyczny wylot do Paryża. Wiesz, tylko oni żeby spędzić trochę czasu razem. Nadal nie mam pojęcia jak oni ubłagali Falasce żeby im pozwolił. Michał to tam jeszcze z tą łydką i tak nie trenuje to mógł przymknąć na to oko, ale Mariusz? Nie mam pojęcia jak to zrobili.
- 2 butelki czystej i po sprawie - po słowach przyjaciółki wybuchnęłyśmy śmiechem.
- A podobno sportowcy mają ograniczać alkohol - pokiwałam z politowaniem głową śmiejąc się. - No ale planowali to już dość dawno i w ogóle one ich podejrzewały o zdradę i w ogóle takie akcje były ale tu nie będę się rozgadywać. Miały dzisiaj wpaść powiedzieć jak było, ale może pojechałybyśmy do Łodzi, na zakupy i by nam poopowiadały? Połączyłybyśmy przyjemne z...przyjemnym - wyszczerzyłam się.
- Jestem za! - ucieszyła się od razu.
- Okej, no to dzwonię do nich. - rzuciłam i wyjęłam telefon z kieszeni by wykonać dwa telefony. Była 15 więc miałyśmy jeszcze czas. Kobiety zgodziły się od razu więc umówiłyśmy się że za pół godziny po nie wpadniemy.
Jak powiedziałyśmy tak też zrobiłyśmy. 30 minut później już kierowałyśmy się w stronę Łodzi. W trakcie podróży o wszystko je wypytałyśmy. Dosłownie o wszystko. Nic przed nami nie ukryły.
- Było po prostu wspaniale. Mariusz zrobił tyle pięknych zdjęć - zachwyciła się Paulina.
- Koniecznie poproś go żeby przesłał mi je na pocztę. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście.

- Teraz mi tak strasznie głupio. Oni się tak starali, a my myślałyśmy, że mają kogoś na boku - Dagmara pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Jednak czasem warto zaufać facetowi - wyszczerzyła się Agnieszka. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Aga weź zobacz kto się tam do mnie dobija - poleciłam Witczak, która z tyłu miała moją torebkę. Chwilkę w niej pogrzebała i po chwili znałyśmy odpowiedź.
- Łukasz - powiedziała.
- No to odbierz - popatrzyłam na nią we wstecznym lusterku i zaparkowałam przed łódzką manufakturą.
- No cześć - zaczęła blondynka po czym chwile słuchała próbując wtrącić coś od siebie. Wysiadłyśmy z samochodu - Dobra, czekaj, ogarnij się już ci ją daję. - wręczyła mi telefon, a ja popatrzyłam na nią pytająco gdy kierowałyśmy się do sklepów.
- Idźcie beze mnie, potem was znajdę. - powiedziałam, a one pokiwały głowami, natomiast ja oparłam się o drzwi samochodu. - Łukasz? - zapytałam.
- Lena jestem kompletnym idiotą - powiedział na sam początek.
- Widzę, że zaczynamy z grubej rury - stwierdziłam. - O co chodzi?
- Zerwałem z Emilką - pociągnął nosem.
- CO?! - wykrzyknęłam. - Dlaczego? - dodałam już ciszej bo popatrzyło się na mnie kilka osób.
- Zrobiłem jej awanturę o jednego takiego zupełnie bez powodu. W ogóle do dupy ten dzień. W pracy mi nie szło i potem się na niej wyżyłem urządzając tą mega kłótnie i na końcu idiota rzuciłem tekstem, że chyba powinniśmy się rozstać skoro ją ograniczam, dała mi w pysk i zakazała się do siebie zbliżać. Mam ochotę się nieźle najebać i potrzebuje kogoś do asekuracji. Mogę na ciebie liczyć?
- A gdzie ty w ogóle jesteś?
- W Bełchatowie.
- Aha, okej. Najpierw to się uspokój, potem ją przeproś tak od serca bo chyba nadal ją kochasz. Czy nie?
- Jasne, że tak. Co to kurwa za pytanie? - prychnął.
- No to żadne "mam ochotę się najebać" tylko kup jej jakiś zajebisty bukiet kwiatów i na kolanach przepraszaj bo przecież jesteście wspaniałą parą.
- Myślisz?
- Więcej. Ja mówię - zaśmialiśmy się razem. - No to na co jeszcze czekasz? Zapieprzaj do kwiaciarni, a nie ze mną gadasz.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Napisz jak sytuacja. Pa
- No cześć - zakończył połączenie westchnięciem.
Co ja z nimi wszystkimi mam...
Odnalazłam dziewczyny co szczerze powiedziawszy trochę mi zajęło i razem z nimi wpadłam w wir zakupów. Wyczaiłam śliczny sweter (klik) oraz żółte i zielone rurki. Trzeba sobie jakoś tą garderobę na wiosnę rozweselić, prawda? Około 18 powędrowałyśmy jeszcze na gorącą czekoladę i ciastko. W kawiarni też nam się buźki nie zamykały i nawijałyśmy cały czas... aż zadzwonił telefon Dagmary.
- No co tam Michał? - zaczęła. - Ale co ty nie wiesz gdzie... Aha, dobra - wstała pokazując nam, że zaraz wraca i zaczęła coś tłumaczyć Winiarskiemu.
- Mariusz sobie chyba na razie radzi - zaśmiała się Paulina, a my razem z nią.
- Umówmy się, Mariusz, a Winiar to jednak coś innego - zawtórowałam jej.
Do Bełchatowa zaczęłyśmy się zbierać o 19. Ledwo wyszłyśmy z manufaktury znowu rozdzwonił się mój telefon. Na ekranie ujrzałam zdjęcie Karola.
- Zostawić tu facetów samych w Bełchatowie na kilka godzin - westchnęła teatralnie Agnieszka, a dwie pozostałe się zaśmiały natomiast ja odebrałam telefon.
- No gdzie ty jesteś?! - wykrzyknął od razu.
- Jak to gdzie jestem? - zmarszczyłam brwi.
- No gdzie jesteś pytam.
- W Łodzi - odparłam takim tonem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Jak to w Łodzi?
- No normalnie - zaśmiałam się.
- Sama?
- Nie, z dziewczynami. Co cię tak dziwi?
- Bo nie mogłem się do ciebie dodzwonić, a mieszkanie było zamknięte. Nie mówiłaś rano, że się gdzieś wybierasz. - stwierdził.
- Nie słyszałam jak dzwoniłeś. Rano jeszcze nie wiedziałam, że mnie nie będzie. A stało się coś?
- Nie, nic się nie stało. Po prostu pocałowałem klamkę jak do was przyjechałem.
- No to przepraszam, że bez sensu straciłeś te kilkanaście minut swego życia - przewróciłam oczami.
- Po się do tej Łodzi fatygowałyście? - puścił mimo uszu moją uwagę.
- Przesłuchanie?
- Niezobowiązujące pytanie.
- No to na zakupy.
- Coś ciekawego?
- Bardzo. I nie tylko ciuchy były ciekawe - powiedziałam zawadiacko przygryzając dolną wargę otwierając samochód pilotem, a dziewczyny zaczęły pakować zakupy i siebie do pojazdu, natomiast ja oparłam się o drzwi i kontynuowałam rozmowę.
- Nie zaczynaj mała.
- Mała to jest two.. - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nigdy nie narzekałaś - stwierdził cwaniacko.
- Wiesz, że żartuję, a teraz muszę kończyć bo nie chcesz chyba żebym prowadziła rozmawiając.
- Jesteś w samochodzie?! Natychmiast się rozłączaj!
- Jeszcze nie jestem - zaśmiałam się - Ale słodko, że się o mnie martwisz.
- O ciebie trzeba bo zginiesz w wielkim świecie - także się zaśmiał.
- Komiczne - mruknęłam przewracając oczami.- Kocham, pa.
- No ja też. Pa - zakończył połączenie, a ja schowałam komórkę do kieszeni wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie i wsiadałam do przodu.
- Ale nawijacie - przewróciła oczami Agnieszka.
- Powiedzieć ci ile ty gadasz z Andrzejem? - zapytałam odpalając silnik.
- Przecież nic nie mówię - mruknęła i utkwiła wzrok za szybą, a my się zaśmiałyśmy.
W Bełchatowie byłyśmy niecałą godzinę później. Odstawiłam pod domu Dagmarę i Paulinę, a potem ruszyłam do naszego mieszkania. Weszłyśmy do środka, zdjęłyśmy kurtki i buty po czym Aga powędrowała do kuchni by zrobić herbaty, a ja musiałam zająć się zdjęciami z treningu. Przyniosłam sobie laptopa i aparat do salonu na fotel po czym zgrałam zdjęcia i zaczęłam je obrabiać popijając herbatą przygotowaną przez Witczak. Gdy skończyłam skakałyśmy najpierw po kanałach w nadziei znalezienie czegoś sensownego i w końcu zaczęłyśmy oglądać jakiś nudny film lecz tak przynudzał, że ja skapitulowałam o 21:30. Odniosłam laptopa i powędrowałam do łazienki by wziąć prysznic i przygotować się do snu.
 "Sytuacja opanowana. Dzięki" - odczytałam wiadomość od Łukasza, którą dostałam gdy akurat wchodziłam do pokoju.
   "Świetnie ;)"
Odpisałam po czym położyłam się na łóżku i niedługo po tym zasnęłam.


-----
Ja to jednak mam pecha. Przepraszam za taką wielką obsuwę, ale cały tamten tydzień miałam mnóstwo nauki, a jak wczoraj chciałam dodać to mnie gorączka wzięła i też nie dałam rady... Masakra.
Rozdział taki sobie. Zwłaszcza początek ;/ Następny powinien pojawić się w środę :)
---
LOTOS zdobywcą Pucharu Polski w tym sezonie. Kto się cieszy? Ja się nie wypowiadam.
Pozdrawiam ;*

środa, 8 kwietnia 2015

~Rozdział 74~

Następnego dnia tak jak planowałyśmy o 11 wyjechaliśmy z Bełchatowa. W moim aucie zgarnęłam Dagmarę i Oliwiera, a Paulina miała wziąć ze sobą Arka, Karolinę i Ksawerego.
Droga zleciała nam dość szybko, a na miejscu byliśmy o 13:45. Wysiadłyśmy z samochodów i ruszyłyśmy do hali przylotów. Chłopaki nie mieli zielonego pojęcia, że się tu pojawimy bo prosiłam Izę, żeby nic im nie mówiła.
Rozglądałam się bo mówiła, że także będzie wraz z Markiem i w końcu ich wyczaiłam. Ona nas też zauważyła więc podeszła do nas razem z synkiem, który od razu zaczął nadawać do młodych. My także zaczęłyśmy rozmawiać z niecierpliwością czekając na przylot samolotu. Nie mogłam się doczekać aż zobaczę ich miny. To będzie coś. Jakoś  o 14:15 samolot wylądował, a kilkanaście minut później zauważyłam zmierzających w naszym kierunku Jureckich. Michał stanął jak wryty jak nas wszystkich zobaczył, a Kamil Syprzak, który tego nie zauważył, a szedł za nim wpadł na niego z całym impetem.
- Stary, weź nie toruj drogi co? - mruknął i poszedł w swoją drogę cały czas mając wzrok wlepiony w komórkę.
- No co tak stoisz? Nie podejdziesz i nie przywitasz się z żoną? - zapytała Iza śmiejąc się.
- Tata! - wykrzyknął mały i pobiegł do ojca by wskoczyć mu w ramiona.
- Cześć młody - uśmiechnął się - Byłeś grzeczny jak mnie nie było? - podrzucił go lekko do góry poprawiając go sobie na rękach.
- Zawsze najpierw pytasz czy byłem grzeczny - fuknął Marek.
- Bo niezły z ciebie łobuziak - poczochrał mu włosy po czym odstawił na ziemie i pocałunkiem przywitał się z żoną, a następnie przytuleniem z nami.
- No pokaż już tą zdobycz - wyszczerzyła się Karolina na co on dumny zdjął medal z szyi i podał go blondynce, a my zebraliśmy się wokół niej w ciasnym wianuszku.
- Medal dostały i już ich nie obchodzę - chlipnął.
- A ty co myślałeś? - prychnęłam.
- Jak zwykle milutka i szczera Lenka -uśmiechnął się słodziutko.
- Sie wie - wyszczerzyłam się unosząc kciuk w górę - Ale wiesz co? - przekrzywiłam głowę w prawo - Jako się go da pod świtało to wygląda całkiem jak złoty - stwierdziłam uśmiechając się, a reszta mnie poparła.
- Dla mnie i tak smakuje jak złoto - stwierdził Michał obejmując żonę w pasie.
- O proszę. Kogo my tu mamy - zaczął Bartek. - Bratowa we własnej osobie. Kuzynka marnotrawna, mała blond szuja i piękne panie - zaśmiał się.
- Za tą marnotrawną to cię zabiję. - pogroziłam mu palcem
- Za blond szuję też możesz pożegnać się z życiem - Olszewska zmrużyła oczy.
- Za to my za "piękne panie" podziękujemy - zaśmiała się Paulina.
- O to to - zawtórowała jej Dagmara.
Postanowiliśmy przejść się na jakąś kawę i ciastko. Bartek niestety nie mógł nam potowarzyszyć bo wiadomo, klub i rodzina wzywają.
Niedaleko lotniska była kawiarnia do, której się udaliśmy. Zamówiliśmy po kawie i każdy wybrał sobie smakołyk, na który miał ochotę. W moim przypadku była to kremówka. Wielbię kremówki...
W lokalu spędziliśmy ponad godzinę, ale podróż dała się we znaki naszemu medaliście więc postanowiliśmy się pożegnać i ruszyć w stronę Bełchatowa, a Jureccy Kielc.

W swoim mieszkaniu byłam o 18 i szczerze to chciałam tylko walnąć się na kanapę i nic nie robić już do końca dnia i w sumie to to zrobiłam. Agnieszki nie było więc była totalna cisza i mogłam być kompletnie nie produktywna przez resztę dnia. Po 21 pofatygowałam się wziąć prysznic i poszłam spać.


W zasadzie tydzień zleciał i jak z bicza trzasnął i nim się obejrzałam już był 9 luty.
Wstałam rano jak zwykle o 7:30 i dzień zapowiadał się dokładnie tak jak każdy inny zwykły dzień. Ogarnęłam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z mieszkania na trening. Droga zajęła mi 20 minut i weszłam do hali. Trening jak trening. Rozgrzali się, atakowali, wystawiali, serwowali i przyjmowali, a ja to fotografowałam.
Gdy chłopaki poszli do szatni przebrać się pomogłam trenerowi pozbierać piłki bo mądrzy rozwalili je po całej sali, żeby Lenka miała co robić jak oni się będą przebierać. Jasne! Oczywiście! Najlepiej tak!
Kiedy ostatnia piłka wylądowała w koszu pożegnałam się ze sztabem szkoleniowym i wtedy zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam na ekranie zdjęcie Dagmary. Odebrałam więc, po czym usłyszałam tylko płacz.
- Daga? Co się stało? - zapytałam zarzucając na ramię torbę ze sprzętem, wtedy zauważyłam, że na tej samej linii rozmawiam również z Pauliną.
- Lena, Daga znalazła w spodniach Michała chusteczkę pachnącą damskimi perfumami, na której był ślad szminki, a w spodniach Mariusza znalazłam damskie lusterko - wyszlochała Wlazły.
- No, zabije - wysyczałam przez zęby. Długo starałam się je odciągać od tej tezy, że mężowie mogliby je zdradzać. Byłam pewna, że to tylko jakieś zbiegi okoliczności no ale to?
- Podrzuciłyśmy te rzeczy do ciebie pod wycieraczkę. Możesz z nimi pogadać? Nie chcę robić awantury przed chłopcami - jęknęła kobieta.
- Ani ja przy Arku. U ciebie na neutralnym terenie, może się chociaż po męsku przyznają - pociągnęła nosem żona atakującego.
- Wszystko sobie z nimi wyjaśnię, a mój braciszek tak oberwie, że się nie pozbiera - zapewniłam zdenerwowana. - Po treningu będą u mnie i pogadam z nimi. Potrząsnę tak, że wszystko wyśpiewają.
- Dzięki Lena, jesteś kochana - rzekła Paulina.
- No to kończę. Trzymajcie się. - zakończyłam połączenie. Przez rozmowę z dziewczynami starałam się trzymać emocje na wodzy, ale gdy się rozłączyłam to myślałam, że rozszarpie. Po prostu rozszarpie na strzępy. I jednego i drugiego. Szybkim krokiem skierowałam się więc do szatni.
Z rozmachem otworzyłam drzwi.
- Ej, no ja się tu przebieram - pisnął Wojtek, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi, od razu skierowałam wściekły wzrok na dwóch siatkarzy.
- Ty! I ty! - wskazałam palcami na przyjmującego i atakującego - Za pół godziny u mnie! - warknęłam, a wszyscy patrzyli na mnie pytająco.
- El, co się stało? - zapytał zdziwiony Karol.
- Nawet mnie nie denerwuj - rzuciłam szybko.
- Też chcielibyśmy wiedzieć - zaczął Mariusz.
- Wszystkiego się dowiecie. Za pół godziny! - podkreśliłam i wyszłam z szatni ale błyskawicznie jeszcze się tam pojawiłam - Ale jak to będzie prawda to nie wiem co wam zrobię! Chyba normalnie wykastruje tępym nożem! - trzasnęłam na odchodne drzwiami i cała nabuzowana wyszłam z budynku. Gdy wsiadłam do samochodu odczekałam chwilę i policzyłam do 10 po czym odpaliłam silnik bo w takim stanie to bym chyba nie jeden wypadek spowodowała. Szybko znalazłam się pod swoim blokiem, znalazłam się na swoim piętrze, podniosłam wycieraczkę i wyjęłam spod niej rzeczy, o których mówiły dziewczyny. Od razu mi to podniosło ciśnienie. Weszłam do mieszkania, które było puste. Tym lepiej. Rzuciłam torebkę na komodę, sprzęt zaniosłam do swojego pokoju, a kurtkę i buty zostawiłam w korytarzu. Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę oczekując na przybycie siatkarzy. Wtedy rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Karol, a któż by inny mógł być?
- Coś ty taki wjazd na chłopaków zrobiła? - zapytał bez ogródek.
- Bo to jest bardzo poważna sprawa. - odparłam.
- Ale żeby aż tak? Ty wiesz jacy oni wstrząśnięci do ciebie pojechali bo nie wiedzą o co chodzi?
- No i bardzo dobrze - wzruszyłam ramionami. - Niech się teraz oni pomartwią.
- A o co właściwie chodzi?
- Nie mogę o tym gadać.
- Dlaczego?
- Bo to jest poważna ale i bardzo delikatna sprawa.
- W związku nie powinno być tajemnic - serio? To żeś dopiero dojebał. Już raz przecież mieliśmy o tym kłótnię. Wystarczy. Westchnęłam.
- Karol, posłuchaj, jeżeli masz mi tu teraz prawić kazania, że powinniśmy sobie o wszystkim mówić to sobie daruj - mruknęłam.
- No bo znowu się zaczyna! - warknął.
- Ale to są prywatne sprawy Winiarskich i Wlazłych.
- To skoro prywatne to po jaką cholerę się wtrącasz? - prychnął.
- Bo wyobraź sobie, że mnie o to poprosiły!
- No to... - zaczął lecz mu przerwałam, ponieważ usłyszałam dzwonek do drzwi
- Dobra, pogadamy potem. Kocham, pa - rzuciłam rozłączając się i od razu wyłączając wodę, która zawrzała i poszłam otworzyć drzwi.

- Wchodźcie - rzuciłam. W ciszy weszli do środka i zdjęli kurtki po czym pokierowali się w stronę kuchni. Usiedli a ja stanęłam przed stołem i oparłam na blacie dłonie.
- Możecie mi powiedzieć co wy za maniane odpierdalacie? - zmrużyłam oczy. Oni spojrzeli po sobie zdziwieni po czym na mnie.
- O czym ty mówisz? - zapytał Mariusz.
- O czym ja mówię? - parsknęłam - To wy mi powiedźcie co to ma wszystko znaczyć?! - rzuciłam na stół chusteczkę i lusterko, a oni popatrzyli na mnie jak na debila - Mam wam wyjaśniać co to jest? Powinniście doskonale wiedzieć - zironizowałam.
- Co to ma być? Chusteczka? - zdziwił się Wlazły unosząc tkaninę a Michał przyłożył palce do skroni.
- Pachnie damskimi perfumami. Daga znalazła w spodniach Michała. Lusterko natomiast Paulina w twoich rzeczach. Powiecie mi co to ma być? - wycedziłam przez zęby zaciskając ręce w pieści.
- Elka, to nie tak... - zaczął Winiar patrząc na mnie ze smutkiem w oczach.
- Macie świadomość jak to wygląda?!
- Ale Elena... - spróbował Mario.
- Ale nie - uniosłam rękę - Pytam czy wy macie świadomość jak to wygląda? Wy wiecie w ogóle jak one się poczuły gdy to znalazły? Oszukane, odsunięte, rozczarowane, zawiedzione i tak potwornie, cholernie ZDRADZONE. - podkreśliłam ostatnie słowo - Słucham waszych wyjaśnień bo jak mi tego jakoś racjonalnie nie wyjaśnicie to się potem nie pozbieracie - usiadłam i zaplotłam ręce nie klatce piersiowej.
- Len, bo ja wiem jak to wygląda, ale to ... - zaczął Szampon.
- To na prawdę nie tak jak myślicie - dokończył Winiar.
- A wiesz, że jestem bardzo ciekawa jak - zironizowałam - Gadać, bez owijania w bawełnę - popukałam paznokciem w blat stołu.
- My na prawdę nie zdradzamy - zapewnili na początek.
- Udowodnij i wytłumacz mi do jasnej cholery Mariusz co to jest! - walnęłam otwartą dłonią w stół.
- Zamknij na chwilę buzię i posłuchaj - polecił mi warcząc brat. Wykonałam jego polecenie. Najbardziej zależało mi właśnie na wyjaśnieniach. - Chodzi o to, że my na prawdę nie zdradzamy swoich żon.
- To już słyszałam - nie mogłam się powstrzymać od wtrącenia kąśliwej uwagi.
- Uwierz nam Elena - spojrzał na mnie. - Chcieliśmy tylko zrobić im prezent niespodziankę na walentynki i wyjechać do Paryża - na te słowa moje oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, a usta otworzyły się szeroko.

- Że co? - wydukałam po chwili, ale od razu się opanowałam - Nie za wcześnie się zabraliście za te walentynki? One mi się chyba od ponad miesiąca skarżą - spojrzałam na nich podejrzliwie.
- No tak - pokiwał głową - Planowaliśmy od dawna żeby potem nie było na złamanie karku. - wzruszył ramionami Wlazły.
- No a to? - wskazałam wzrokiem na lusterko i chusteczkę.
- Moja kuzynka pracuje w biurze podróży i spotykaliśmy się z nią kilka razy, lusterko raz zostawiła więc wziąłem je ze sobą. Miałem oddać przy najbliższej okazji, a to chusteczka to zupełnie nic nie znaczy - wyjaśnił atakujący
- Nic nie znaczy, a szminka na niej jest. - ciągnęłam mrużąc oczy.
- Oj no bo wytarła nią usta i położyła na chwile na stole to potem przez przypadek wziąłem z portfelem i schowałem do kieszeni - wywrócił oczami Winiarski.
- Tak całkiem przez przypadek? - ciągnęłam.
- Tak, przez przypadek. Nie wczułaś się za bardzo? - spiorunował mnie wzrokiem.
- Więc wszystko jest w porządku? - zapytałam uśmiechajac się nikle nie odpowiadając bratu.

- W jak najlepszym - potwierdzili skinieniami głowy i uśmiechami. Odetchnęłam  z ulgą i opadłam na krzesło bezwładnie.
- Nawet nie wiecie jak mi ulżyło - wypuściłam powietrze z płuc - Już się bałam, że to nie wiadomo co - urwałam na chwilę patrząc na ścianę - Ale, Paryż. - uśmiechnęłam się - Nie wiedziałam, że mój braciszek jest taki romantyczny - wyszczerzyłam się.
- To był mój pomysł. On się przyczepił - fuknął Mario.
- Wiedziałam - zaśmiałam się.
- Oj no co? - burknął.
- Nic Michaś, nic. Ale lepiej już jedźcie.
- Ale nie możesz im powiedzieć o co chodziło. - zastrzegł atakujący.
- Nie martw się, wymyślę jakąś bajeczkę - puściłam mu oczko. - Tylko nie dawajcie im już więcej powodów do podejrzeń jasne? - spojrzałam na nich prosząco.
- Oczywiście - uśmiechnęli się i wyszli, a ja kierując się do salonu gdzie usiadłam na kanapie od razu wysłałam sms'y do dziewczyn, że wszystko jest w porządku i mają się nie martwić bo wszystko wyjaśnione. W ogóle to tak strasznie się cieszę, że jest jak jest bo nie wytrzymałabym gdyby dwie tak cudowne rodziny miały się rozpaść przez coś takiego. Na szczęście jednak wszystko jest w porządku.
Wtedy drzwi do mieszkania się otworzyły. Byłam pewna, że to Aga więc nawet nie wstawałam z kanapy. Przybyszem okazał się być jednak Karol.
- No to teraz możesz mi wszystko powiedzieć - powiedział siadając obok mnie. Opowiedziałam mu więc o wszystkim - wedle życzenia. - Ty serio o tym nie wiedziałaś? - wytrzeszczył oczy.
- A miałam? - uniosłam brew.
- No tak, nie było cię na tym treningu - olśniło go i przywalił sobie facepalma - Chłopaki już z miesiąc temu chwalili się, że zabierają żony do Paryża. - powiedział na co ja popatrzyłam na niego wielkimi oczami. - Jak trzeba to cie nie ma - zaśmiał się na co przewróciłam ślepiami. - A w ogóle to jakie śledztwo od razu odwaliłyście - parsknął śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne, głupku - mruknęłam - I wcale nie od razu. - zastrzegłam.
- No ale nie można było poczekać jakiś czas tylko zbierać jakieś dowody?
- Czyli twoim zdaniem źle, że do mnie przyszły wyżaliły się o co chodzi, a potem jak znalazły te rzeczy chciały to wyjaśnić?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale na pewno chciałeś. -zmrużyłam oczy - Bo niby kobiety są przewrażliwione i wiecznie zazdrosne całkiem niepotrzebnie? - prychnęłam
- Chcesz się kłócić o jakąś durnotę? - wywrócił oczami.
- Jak dla ciebie zdrada to durnota to gratulacje - prychnęłam i odwróciłam wzrok.
- Nie o to mi chodziło.
- Jasne, zawsze chodzi o coś innego! - wstałam z kanapy i podeszłam do parapetu, o który się oparłam i splotłam ręce na klatce piersiowej.
- No bo nie o to. Zresztą oni ich nie zdradzali. - dodał.

- Ale wszystko na to wskazywało! Miały tak po prostu siedzieć i nic nie robić. "O tam znalazłam chusteczkę ze śladem szminki to pewnie nic takiego" - warknęłam.
- A nie lepiej pogadać?
- Jasne, bo się przyzna - prychnęłam.
- Serio chcesz się kłócić? - wywrócił ślepiami.
- A powiedz mi tak szczerze. Ty byś po prostu siedział i nie zwracał uwagi gdyby ci się wydawało, że teoretycznie bym cię zdradzała? - wbiłam w niego wzrok.
- Jasne, że nie. Przecież już raz się o to pokłóciliśmy - przypomniał.
- Nie przypominaj. - poprosiłam - Ale widzisz. Więc mi tu nie wyskakuj, że robiłyśmy z igły widły i jesteśmy przewrażliwione - mruknęłam odwracając wzrok w drugą stronę.
- Już się wygadałaś? - zapytał.
- Jeszcze bym coś powiedziała ale nie mam co - warknęłam, a on wstał i tylko mnie przytulił. - Przepraszam. Chciałam po protu wyżyć tą złość na tą całą sytuację - powiedziałam.
- Nic się nie stało - pocałował mnie we włosy. On był zupełnie inny niż jakikolwiek facet,  z którym byłam. Zawsze gdy zaczynała się jakakolwiek kłótnia, o najmniejszą bzdurę wyciągaliśmy najcięższe argumenty i obelgi, nawet gdy kłóciliśmy się o pierdołę, a Karol był inny pod tym względem. On gdy widział, że nie ma się o co kłócić po prostu starał się  nie robić jakiejś wielkiej awantury tylko dawał mi się wykrzyczeć i po sprawie.
- Kocham cię - pocałowałam go, a on pogłębił pocałunek. Gdy zabierał się za rozpinanie mojego swetra drzwi do pokoju się otworzyły i stanęli w nich Andrzej z Agnieszką.
- Czyżbyśmy przeszkodzili? - wyszczerzył się głupio Wrona i poruszył znacząco brwiami.
- Jasne, że nie Wroniasty - posłałam mu słodziutki uśmiech - Siadajcie. - rzuciłam, a oni popatrzyli na siebie porozumiewawczo.


-----
No. I wszystko wyjaśnione :) Nie ma zdrady są Walentynki w Paryżu ^^ Tak szczerze to ten fragment od treningu miałam napisany od bardzo dawna, a pomysł na tą sytuację dawno wpadł mi go głowy i tylko czekałam na odpowiedni moment ;)
Póki co nie spodziewajcie się jakichś wielkich rewelacji. Zaskoczę (mam nadzieję) dopiero w 79 rozdziale ^^
Zapraszam tutaj ---> people--help.blogspot gdzie dzisiaj pojawi się nowy rozdział ;)
Pozdrawiam ;**


niedziela, 5 kwietnia 2015

~Rozdział 73~

W sobotę Bełchatowianie rozegrali mecz z Transferem, który przed własną publicznością wygrali 3:0.
W niedzielę po obiedzie zasiadłam przed telewizorem wraz z Karolem, Karoliną, Wiktorem, Ksawerym, Mariuszem, Pauliną, Arkiem, Michałem, Dagmarą, Oliwierem i Antkiem aby wspólnie oglądać mecz biało-czerwonych o brązowy medal Mistrzostw Świata. Nie mam pojęcia jak się tu wszyscy zmieściliśmy ale jednak pojemny mamy ten salon. Agnieszki i Andrzeja nie było, ponieważ Witczak pojechała w piątek do Wałbrzycha, a wspaniałomyślny Wrona postanowił ją dzisiaj tam odwiedzić, przenocować pewnie też, ale zostawmy ich i skupmy się na istotnych kwestiach.
Mecz zaczynamy do posiadania piłki, ale nie rzucamy, bo Hiszpanie ją przejmują. Na szczęście pierwsi trafiamy do bramki rywali, a konkretnie Michał Daszek z prawego skrzydła. Hiszpanie wychodzą ze swoją akcją, ale Sławek wspaniale w obronie! Bardzo dobrze wchodzimy w ten mecz. Wiadomo, że będzie on ciężki, ponieważ aktualni jeszcze mistrzowie świata nie odpuszczą i będą walczyć do samiutkiego końca. Ale czy nasi nie będą? Oni do końca i jeszcze dłużej.
Druga bramka meczu pada również dla nas. Tym razem Adam Wiśniewski. Rywale chcą zdobyć gola, ale na nic im jakieś tam chcenia, ponieważ w naszej bramce melduje się Szmal i ma na swoim koncie 3 udaną interwencję na 3 rzuty Hiszpanów. Wynik prezentuje się 3:0 dla Polaków więc trener rywali nie czeka dłużej i bierze czas dla swojej drużyny. Dopiero w 8 minucie po przechwycie Hiszpanie zdobywają pierwszego gola, ale my odpowiadamy także bramką i wynik to 4:1. Później pierwsza bramka z drugiej linii przeciwników. 5:2.
Sławek Szmal w sytuacji jeden na jeden on odbija piłkę, którą przejmujemy i Karol Bielecki huknął jak z armaty czym zdobywa bramkę, 6:2.
Hiszpanie gonili, gonili i dogonili. W 23 minucie był remis 11:11. Wynik na koniec pierwszej połowy to 13:13 po czym przerwa. Możemy sobie chwilkę odpocząć od krzyczenia, przeklinania czy zaciskania kciuków. Oczywiście jeżeli przekleństwa to tylko pod nosem. Pamiętajmy, że mamy w pomieszczeniu czwórkę dzieci.
Pierwsza bramka po przerwie pada dla przeciwników, natomiast dla nas po kontrze. Zdobywa ją swoim firmowym rzutem Michał Daszek. Później przechwyt, piękna kontra i Dzidziuś rzuca świetnego gola z kozłem. Szał radości w salonie. Wszyscy na raz krzyknęli i unieśli ręce do góry w geście zwycięstwa jak zresztą za każdym razem. 15:14. W 10 minucie drugiej połowy wynik prezentował się 17:17 głównie dzięki Sławkowi Szmalowi bo wiadomo, że goli dla rywali zawsze mogło być więcej. Gra on dzisiaj wspaniały mecz po prostu. Co tu dużo gadać. Tak samo Michał Szyba, który rozgrywa najlepszy mecz na tych mistrzostwach. Padło nawet takie stwierdzenie od komentatorów, że może Szyba nie był za dużo na boisku żeby Hiszpanie go nie rozpracowali. Cwany plan, panie Biegler. Cwany plan.
W przewadze, po wykluczeniu Kamila Syprzaka rywale rzucają nam dwa gole na 17:19. My też trafiamy na bramkę kontaktową. I znowu horror w końcówce. 22:23 i karny dla Hiszpanów. Mocno zaciskałam kciuki ale na nic się to zdało, ponieważ rzut był tak szybki mocny, że Szmal w bramce nawet nie drgnął. Po chwili trafiamy i 23:24. Potrzebujemy tylko jednej bramki i doprowadzimy do dogrywki, w której można powalczyć. Ach jakby było pięknie przechwycić i rzucić. Moje prośby wysłuchane! Jurecki do Michała Szyby! Tak! Michał Szyba! Daje nam szanse na wygranie tego meczu w dogrywce. 24:24. Wybuch radości w salonie. Rzuciłam się przytulić Karola, który cieszył się tak samo jak wszyscy tutaj zgromadzeni i śmiejąc się tylko mnie przytulił a potem cmoknął w usta. No coś niesamowitego co oni robią w tych końcówkach. Jakie my horrory przeżywamy tutaj. Ale są wspaniali. Wspaniali i cudowni. Wciąż mamy szanse na brązowy medal.
Dogrywkę rozpoczynamy od posiadania piłki, ale za długo nią gramy i sędzia pokazuje grę pasywną. Mariusz Jurkiewicz nie trafia. Po chwili również gra pasywna dla Hiszpanów. Przechwytujemy piłkę i Daszek niczym najlepszy sprinter, jak to ujął jeden a komentatorów, biegnie i rzuca do tej hiszpańskiej bramki zdobywając gola. Jednak zaraz rywale również trafiają 25:25. Gramy bramka, za bramkę. Ale w końcu jest przecież o co walczyć. I Kamil Syprzak z koła! 26:25. Ale co z tego skoro rzut karny dla przeciwników i remis. 13 sekund do końca pierwszej połowy dogrywki, mamy piłkę, ale nie trafiamy.
Koniec pierwszej połowy, zmiana stron i gramy. Teraz liczy się już dosłownie każdziusieńka sekundka. Rzucamy! Tak! Kuzynek mój kochany trafia! Chyba bym go zabiła gdyby było inaczej. Prowadzimy 27:26, ale nie na długo ponieważ zaraz Hiszpanie wyrównują. 2 minuty do końca i mamy piłkę. Syprzak. 28:27. Minuta, 30 sekund do końca. Ale dalej remis. Teraz rzucić bramkę i wygrać! Znowu Kamil Syprzak i jeszcze tylko 20 sekund do końca. Podczas gdy Hiszpanie rozgrywają akcję cały czas krzyczę do telewizora, jakby mając nadzieję, że mnie usłyszą żeby ich wypychali nie pozwalali się zbliżać. Niby koniec czasu ale rzut wolny dla rywali, ale straszne jakieś zamieszanie. Zegar cofnięty o sekundę, potem o dwie. Nie ma szans żeby wyrównali. Nie ma bata. Komentatorzy zaklinają zawodnika wykonującego rzut, w sumie ja w myślach też, a całym pokojem skandujemy : Pol-ska! Pol-ska!
Nie ma bramki! Mamy brązowe medale! Rzuciłam się cała roześmiana i szczęśliwa na Kłosa, którego a mały włos nie strąciłam z kanapy, a co za tym idzie, sama również bym spadła.
Polacy cieszą się, krzyczą, skaczą, przytulają, śmieją. Hiszpanie natomiast płaczą. Są rozgoryczeni i smutni ale my cieszmy się, że mamy ten krążek. Zawodnikiem meczu zostaje Michał Szyba a komentatorzy dwójki krzyczą, skandują, wariują po prostu jednym słowem. Polacy cieszą, się krzyczą, tańczą. Odtańcują swój taniec radości rzucają się na podłogę jak to zawsze robią. Panowie z dwójki byli tak mili i pomocni, że podali godzinę, o której Polacy pojawią się na Okęciu w Warszawie. Od razu chcę tam do nich jechać.
- Oli, jedziesz ze mną? - szturchnęłam chłopca.
- Jasne! - wykrzyknął uradowany.
- A my? - zapytała reszta chórem, a ja popatrzyłam na nich spod uniesionych brwi.
- O ile wiem to wy macie trening - wbiłam palec w klatkę piersiową środkowego.
- Falasca nas zwolni - wyszczerzył się Michał.
- O, jeszcze czego!Nie ma takiej opcji, panowie - pokręciłam głową - Wy macie trenować jak chcecie mieć na koniec ligi złote medale na szyjach - oni tylko jęknęli przeciągle - Nie jęczeć mi tu, nie jęczeć. Za to my się możemy zabrać - spojrzałam na panie - tylko na dwa auta. One od razu podchwyciły ten pomysł i ustalając szczegóły oglądaliśmy wywiady z Polakami. Mariusz Jurkiewicz tłumi emocje, ale Sławek wykrzykuje to co jeszcze chyba nie do końca może do nich dotrzeć "Mamy medal!" No macie, macie panowie, macie. Michał Szyba natomiast twierdzi, że to jego najpiękniejszy dzień w życiu.
Po meczu żeby nie siedzieć bezczynnie przed telewizorem na kanapie postanowiliśmy, że pojedziemy na lodowisko.
- No ale ja nie umiem jeździć - jęczeli na raz siatkarze oraz Wiktor.
- Jeny, no to się nauczycie - westchnęła Paulina przewracając oczami - Arek! Czapka! - krzyknęła za synem, który już chciał wychodzić z mieszkania. Narzuciłam na ramiona kurtkę.
- A myślicie, że będą mieli tam takie łyżwy na nasze stopy? - zastanowił się Kłos wyciągając lekko przed siebie nogę i kręcąc stopą małe kółeczka.
- Coś się na pewno znajdzie Karolku, nie bój żaby - posłałam mu całusa w powietrzu - A teraz się ubierajcie - My już byliśmy cali gotowi tylko panowie nie raczyli się jeszcze ubrać. Westchnęli i nałożyli buty.
- To my poczekamy na dole - rzuciła Dagmara i razem z dziećmi oraz Karoliną i Pauliną wyszły z mieszkania. Chłopaki ociągali się niemiłosiernie.
- No weźcie się pospieszcie - przewróciłam oczami.
- Nie - wystawił mi język Wiktor.
- Ale dajecie przykład dzieciom - zagwizdałam. Postanowiłam ich podejść z innej strony.
- No co? Wspaniały! - wypiął dumnie klatę Michał.
- Ehe - mruknęłam.
- Przepraszam bardzo co ci się nie podoba? - oburzył się Mariusz.
- Bo zamiast się ruszyć i zrobić im przyjemność to, oby tylko nie pójść.
- Wypowiedziała się matka z wieloletnim stażem - prychnął Winiarski zasuwając kurtkę.
- Wypowiedziała się kobieta. - poprawiłam go - Jak już jesteście ubrani to wypad - wskazałam na drzwi ze słodziutkim uśmiechem, a oni tym razem już bez ociągania wyszli z mieszkania. Ja wzięłam jeszcze aparat bo na pewno będzie co uwiecznić i zamknęłam lokum. Zapakowaliśmy się do samochodów. Ja z Kłosem postanowiliśmy się wbić do Wlazłych. Po kilkunastu minutach byliśmy na lodowisku. Łyżwy dla siatkarzy też się znalazły i posłałyśmy mi im z dziewczynami uśmiechy satysfakcji, na które oni nie postanowili odpowiadać. Gdy już wszyscy mieli łyżwy na swoich nogach mogliśmy wkroczyć na taflę. Dagmara z Antkiem stali przy bandach i stwierdzili, że będą nas obserwować. Antoś nie umie jeszcze dobrze chodzić więc w łyżwach na pewno by sobie nie poradził. Wręczyłam więc brunetce aparat, a ona już dobrze wiedziała co ma z nim zrobić. Wraz z Pauliną i Karoliną oraz dzieciakami weszliśmy na lód, a siatkarze i Wiktor patrzyli na nas z powątpiewaniem.
- O jeny, no chodźcie - jęknęła Karolina przewracajac oczami.
- Czy ty chcesz żeby twój mąż jutro chodził ze zwichniętą kostką, albo złamaną nogą? - zapytał Wiktor.
- O! O, właśnie! - poparli go panowie, a my popatrzyłyśmy na siebie z politowaniem.
- Tato, no chodź! - krzyknął Arek z drugiego końca lodowiska.
- Mariusz, nie wydurniaj się - westchnęła Paulina i ruszyła w kierunku syna.
- Takiej to łatwo mówić. Od dziecka kurde po lodowiskach śmigała to cwaniaczy - mruknął Wlazły. - Pragnę przypomnieć, że w kontraktach mamy zakaz uprawiania sportów ekstremalnych - uniósł do góry palcem wskazujący.
- Sportów ekstremalnych - podkreśliłam.
- A ty co myślisz? Że to takie hop siup?! - prychnął środkowy.
- Tak. Tak właśnie myślę. Że wystarczy wejść na lód i sunąć - wzruszyłam ramionami.
- To wcale nie jest takie łatwe - wtrącił się Wiktor.

- Idziecie czy może się boicie? - poruszyłam brwiami z cwaniackim uśmieszkiem. Spróbujemy z innej strony.
- My? Boimy? Pffff - prychnęli wszyscy na raz.
- No to czemu nie idziecie? - dołączyła do mnie śmiejąc się Daga.
- Mi się wydaje, że się cykacie - stwierdziła Olszewska, trzymając za rękę Ksawerego, który już też miał dość stania w miejscu i chciał spróbować jeździć.
- No to chodźmy, co będziemy z takimi tchórzami stały, nie Karola? - rzuciłam i odwróciłyśmy się po czym ja ruszyłam w ślady Pauliny, Arka i Oliwiera którzy już do dobrej chwili śmigali po całym lodowisku, natomiast blondynka zaczęła uczyć małego przy tak zwanym pingwinku, którego wzięła przy wypożyczaniu łyżew. Kilka minut później widziałam jak Szampon jednak się odważył i stanął na tafli czym nagrodziłyśmy go brawami, a on chcąc się dumnie ukłonić niestety zaliczył piękną glebę. Wszyscy wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Żeby tylko my. Niektórzy obcy ludzie również podśmiewali się pod nosem. A niezawodna Daga strzeliła mu piękne zdjęcie.
W końcu wszyscy pojawili się na tafli i jako tako stali i próbowali się poruszać, a ja podjechałam do Karola.
- Daj mi rękę - poleciałam mu wyciągając w jego kierunku dłoń.
- Nie bo mnie potem puścisz i pięknie się wyjebie - fuknął.
- No daj. Pojeździmy razem - uśmiechnęłam się - Nie puszczę, obiecuję - chwyciłam jego rękę i powoli starałam się poinstruować go jak jechać. Po kilku minutach jakoś mu to szło.
- No to co? Selfie! - wyszczerzył się, więc podjechaliśmy do band i cyknęliśmy sobie superzajebiściecudowne selfie, które od razu z milionem hasztagów poleciało na Instagrama Kłosa.
- Ej, mówiłaś kiedyś, że nie umiesz - mruknął kiedy znowu ruszyliśmy.
- No bo przecież nie umiem tak dobrze - wzruszyłam ramionami - Zresztą przykro by ci było gdybym powiedziała, że umiem - zaśmiałam się.
- Chyba się obrażę - fuknął.
- Chyba będę musiała to przeżyć - wygięłam usta w podkówkę - Kolana ugnij! - krzyknęłam, ale zanim on wykonał moje polecenie poleciał do tyłu, a mnie pociągnął za sobą. - Brawo panie Kłos. Gleba stulecia - zaśmiałam się. Jego najwyraźniej też to bardzo bawiło bo nawet nie chciał wstać. - Dobra, ogarnij się i wstawaj - rzuciłam po kilku chwilach gdy już wstałam.
- Lena! - krzyknęła do mnie Dagmara - Zdjęcie zrobiłam szybko nie musieliście dłużej pozować! - zaśmiała się, a za nią reszta, która już kierowała się do band - Chodźcie już.
- No widzisz. Przez was zmarnowaliśmy kupe czasu - powiedziałam jadąc do boku lodowiska.
- Trzeba było nas nie namawiać - rzucił wystawiając mi język kierując się za mną - Ale wiem, że beze mnie nie ma zabawy więc musiałaś - cmoknął w powietrzu gdy szliśmy po gumowej nawierzchni kierując się do budynku, aby zdjąć łyżwy.
- Oczywiście. - pokiwałam głową rozbawiona - Bez was nie da się dobrze bawić - puściłam mu oczko.
Gdy każdy przebrał już buty wyszliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy się naradzać co teraz robimy. Było już po 17.
- Może skoczymy na jakieś ciacho i gorącą czekoladę co? - zaproponował Michał.
- Tak! - wykrzyknęły radośnie maluchy i ja razem z nimi, a reszta się zaśmiała.
- No to na czekoladę - zarządził Mariusz.
Wsiedliśmy zatem do samochodów i ruszyliśmy do najbliższej kawiarni. Po godzinie siedzieliśmy już przy stolikach i konsumowaliśmy przysmaki. Mogło być szybciej, ale uparłam się żeby pojechać do innej kawiarni, która niestety była już zamknięta, potem chcieliśmy iść na zapiekankę, ale nie było i dopiero później dotarliśmy do innego lokalu gdzie złożyliśmy zamówienia. Przesiedzieliśmy tam kolejną godzinę romwiając, śmiejąc się i co tu dużo gadać, po prostu miło spędzając czas. W pewnym momencie tematy się jakoś podzieliły, na tyle, że kobietki musiały zamienić się stolikami z dziećmi i zacząć własną konwersację.
- Wreszcie było jak dawniej - uśmiechnęła się Paulina.
- Wy znowu o tym samym - westchnęłam.
- Ale o czym? - zaciekawiła się Karolina, a Daga ostrożnie i cicho powiedziała jej o podejrzeniach kobiet, a ja myślałam, że Olszewskiej oczy na wierzch wyjdą.
- Że co proszę?! - pisnęła cicho tak by nikt poza nami tego nie słyszał. - To nie możliwe - machnęła ręką po chwili gdy przetrawiła informację.
- Też tak myślę - poparłam ją upijając łyk kawy.
- Tak? Wczoraj znowu wrócił po południu z treningu, zjadł coś szybko i wyszedł, nie mówiąc oczywiście gdzie. I bardzo mu się spieszyło - prychnęła Dagmara.
- Ale zachowują się jakoś inaczej w stosunku do was? - sprawy w swoje ręce wzięła dyplomowana pani psycholog.
- Wręcz przeciwnie. Poza tym, że znikają to są aż za nadto kochający - mruknęła Wlazły.
- To, że facet się stara to nie efekt zdradzania - powiedziała Karolina.
- Ale często. Ja sobie tego nie wyobrażam. Chcę tylko żeby mi o tym uczciwie powiedział - rzuciła Winiarska pociągając nosem i ocierając oko.
- Daga, kurwa - warknęłam - O niczym ci nie będzie mówił bo na pewno nie ma o czym. - stwierdziłam twardo. Dobrze, że mężczyźni byli zajęci ożywioną rozmową z chłopcami bo mogli to usłyszeć.
- Możesz sobie gadać bo tego nie doświadczyłaś - prychnęła Paulina.
- Dziewczyny, spokojnie. Póki nie macie żadnych dowodów czy nawet pewności to zupełnie nie ma o czym mówić. - załagodziła sytuację blondynka.
- Dobra, masz rację - westchnęłam.
- Mamo, chodź! Tata powiedział, że jak wrócimy do domu to zrobimy kolację bo jestem bardzo głodny - powiedział Oliwier podbiegając do Dagmary i biorąc ją za rękę.
- Oli, moment - zaśmiała się Daga - Daj mi się ubrać. - wstała z krzesła co uczyniłyśmy również my i zaczęłyśmy ubierać kurtki po czym wyszłyśmy z budynku.
- Może wrócimy sobie spacerkiem? - zaproponowałam Karolowi, który ochoczo się zgodził tak więc pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Splotłam swoje palce z jego i ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę mojego mieszkania. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym przez całą drogę.
- Co to jakieś tajemnicze rozmowy bez nas, hmm? - zaczął w pewnym momencie.
- Które?
- No te w kawiarni.
- Babskie tematy. Tajne przez poufne - wystawiłam mu język.
- Aż tak babskie? - skrzywił się.
- Serio interesuje cię jaka maskara jest najlepsza i która szminka najlepiej nam pasuje? - uniosłam brew do góry. Nie chciałam mu mówić bo jeszcze by się wypaplał. I dopiero by było.
- Aż tak mi się nie nudzi - parsknął.
- No. To się nie interesuj - zaśmiałam się.
Środkowy odprowadził mnie pod blok po czym pożegnaliśmy się i ja weszłam do budynku.
Była 20, a ja zorientowałam się, że nie zadzwoniłam do Jureckich. Choć pewnie ich telefony i tak na okrągło dzwoniły od zakończenia meczu. Walnęłam się więc na kanapę i wybrałam numer Michała. Musiałam dzwonić dwa razy żeby usłyszeć jego głos w słuchawce.
- No cześć - powiedziałam obojętnie. Chciałam się trochę pozgrywać i udawać, że nic nie wiem o brązowym medalu.
- Cześć cześć - powiedział wesoło - No i?
- No i co?
- Jak to co? Nic nie powiesz? - zesmutniał mu głos.
- Ale co mam mówić? - zdziwiłam się sztucznie.
- No przecież graliśmy.
- TO TO DZISIAJ?!?!?!?!? - wykrzyknęłam niby zszokowana.
- Yhym, dzięki za wsparcie. - mruknął.
- No żartuje. Przecież wiesz, że oglądałam i myślałam, że dostanę przynajmniej 10 zawałów jeden po drugim - zaśmiałam się.
- A myślisz, że po co graliśmy? Oczywiście, żeby cię wykończyć - zawtórował mi.
- Wiedz, że jeszcze się policzymy
- Ło, umieram ze strachu - prychnął.
- A szkoda, że umierasz. Jednak trochę szkoda - zastanowiłam się - Ale tylko tak ociupinkę.
- Wredna diablica - mruknął.
- Ale obietnicę spełniliście, medal przywieźliście więc tym razem nie oberwiesz.
- Uffff - odetchnął z ulgą.
- Ale znając ciebie pewnie jeszcze sobie nagrabisz.
- Aż tak źle o mnie myślisz? - chlipnął.
- O tobie chyba nie da się dobrze myśleć.
- Tak samo jak o tobie.
- Ale mnie wszyscy lubią.
- Z moją rzeszą fanów nie masz co rywalizować - parsknął.
- Może, ale..... - no i już nic nie wymyśliłam.
- Jaaaaa. Nie wierze. Elena mi nie odpowiedziała -  powiedział ze zdumieniem i dałabym sobie rękę uciąć, że rozdziawił gębę.
- Dzidziuś zamknij buzię bo ci mucha wleci - usłyszałam gdzieś w słuchawce głos Bartka.
- Elena mi nic nie odpyskowała. Ewidentnie ją zagiąłem - powiedział z dumą do brata.
- Co ty?! - usłyszałam starszego Jureckiego.
- Ekhem. Ja tu jeszcze jestem - chrząknęłam.
- No to bądź. Na szczęście to nie ja tracę pieniądze z konta - zaśmiał się Michał.
- Dobra, ja już będę kończyć bo przez ciebie nic mi kasy nie zostanie! - zreflektowałam się.
- Było nie dzwonić - odparł obojętnie.
- Nie bo potem byś ryja darł - mruknęłam.
- Masz rację - zaśmiał się.
- Dobra, serio kończę. Męczący dzień przez ten wasz mecz, ale ciesze się bardzo. Pogratuluj wszystkim ode mnie i miłej podróży.
- Dzięki, pa Lena.
- No pa - zakończyłam połączenie.
Później jeszcze musiałam zdzwonić do Izy, aby dowiedzieć się o której szczypiorniści będą dokładnie w Warszawie. Żona Michała naprostowała jednak mój tok myślenia i powiedziała, że Jureccy będą lądować w Poznaniu. Czyli trzeba będzie wyjechać wcześniej. Gadałyśmy potem jeszcze dość długo. Tak to jest jak się dwie takie zejdą co się od świat nie widziały. W końcu o 21 zakończyłam połączenie i zadzwoniłam jeszcze szybko do Dagmary, Pauliny i Karoliny, o której jutro wyjeżdżamy żeby przywitać chłopaków w Polsce. 11 wydawała mi się najlepszą porą i o tej właśnie godzinie mamy wyjechać.



Tak jak obiecałam, jest 73 ;)
Kto tak jak ja miał wczoraj wieczorem (właściwie w nocy) paskudny humor po przegranej Skry? :( Jeny, ale mnie przybiło. A już, już myślałam, że w tie-breaku wygrają i będzie jeszcze jeden mecz w Bełchatowie ale Mateusz o sobie przypomniał i moje "jeszcze zagrają w Bełchatowie" poszło w pizdu.
A teraz trochę weselsza strona wczorajszego meczu. Mianowicie komentarze duetu Mazur i Mielewski. Przy niektórych tekstach myślałam, że padnę xD Kilka sobie zapisałam bo były po prostu mega. Np. te:
"Dama z łasiczką ma więcej emocji na twarzy niż Michał" - I.M.
"No, można powiedzieć, że niezły kozak z tego Wojtka Grzyba"
"-Tylko lekki rumień się pojawił - J.M.
 -Mała cegiełka. Ale twarz kamienna - I.M." - zwłaszcza ten ostatni mnie powalił. Uwielbiam jak oni komentują mecze Skry.
---
Dobra, a teraz jeszcze życzenia świąteczne :)
Pisanki skradły słońcu kilka złotych promieni,
teraz ich jasny blask niech Wasz dom rozpromieni.
Niech te święta wielkanocne
przyniosą pogodę ducha,
wiele szczęścia i radości…
życzy, Cytrynooowaa i porąbany króliczek (tak Podjarana, to ty mu malowałaś oczy xD) ;*




Jeszcze dzisiaj na people--help.blogspot.com pojawi się nowy
Serdecznie pozdrawiam ;**