czwartek, 12 lutego 2015

~Rozdział 63~

Gdy się obudziłam Karol już nie spał. Czy to ja naprawdę jestem aż takim śpiochem? Nawet Absurd już jakimś cudem wyszedł z pudełka i przechadzał się po pokoju próbując wskoczyć na łóżko.
- Dzień doberek - wyszczerzył się.
- Cześć. - odwzajemniłam gest - A dzisiaj to mi już nie zrobiłeś śniadanka? - zapytałam zawiedziona kładąc głowę na jego torsie.
- Jakbyś mnie nie trzymała to bym zrobił, a nie chciałem cię budzić bo tak słodziutko spałaś - odparł.
- Po prostu ci się nie chciało, tak? - ziewnęłam.
- To był drugorzędny powód. - pospieszył z wyjaśnieniem
- Czyli główny - wyszczerzyłam się.
- Chyba wolałem jak spałaś - stwierdził lekko się krzywiąc.
- Ja mam dużo czasu mogę jeszcze iść spać. Nie to co ty - dźgnęłam go w bok.
- Masz racje. Obiad dla całej rodziny zrobi się sam - wzruszył ramionami.
- Kurde, fakt - strzeliłam sobie w czoło - Tak mi się nic nie chce - jęknęłam przytulając się do niego i zamykając oczy.
- Myślisz, że w taki sposób nabierzesz ochoty do wstania? - zaśmiał się.
- Niekoniecznie. Ale zawsze można spróbować nie? - uśmiechnęłam się.
Po 20 minutach wreszcie podniosłam swoją szanowną z posłania  i poszłam się ogarnąć. Ubrałam się (klik), rękawy koszuli podwinęłam, uczesałam włosy w zwykłego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż. We trójkę spałaszowaliśmy śniadanie po czym pożegnałam się ze środkowym, który pojechał do siebie, aby wziąć rzeczy na trening. Nakazałam mu przyjechać jak już się ogarnie po treningu to zje z nami obiad bo babcia na pewno o niego zapyta. Na 100000 procent. Zresztą mama też. Ale w sumie mogę się przecież tylko cieszyć, że go lubią, prawda?
Była 9:30. Postanowiłam najpierw wybrać się do sklepu. Ubrałam więc buty oraz kurtkę i wzięłam portfel po czym wyszłam z mieszkania. Musiałam się nieźle namęczyć, aby kot nie poszedł ze mną ponieważ bardzo mu się spieszyło do wyjścia z mieszkania. Nie tym razem.
Ponieważ mieliśmy tutaj na osiedlu niewielki sklep postanowiłam się tam przejść bo było to raptem 200 metrów. Zakupiłam wszystko co było mi potrzebne i ponad pół godziny później zjawiłam się w mieszkaniu. Zdjęłam odzież wierzchnią i zaniosłam produkty do kuchni raz o mały włos nie zaliczając gleby bo Absurd plątał mi się pod nogami. Nucąc piosenki w radiu wykładałam zakupy. W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon. Adam dzwoni. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej. No co tam? - zapytałam ściszając radio abym mogła go słyszeć.
- Cześć, słuchaj weź mi podaj dokładnie twój adres zamieszkania bo się mama z Asią kłócą pod który mam jechać - westchnął.
- Wiesz co może ja ci wyśle sms'em co? Będziesz miał niepodważalny dowód - zaśmialiśmy się obje.
- No dobra. Wyślij.
- A tak w ogóle to gdzie jesteście?
- My właśnie minęliśmy Wrocław. Będziemy za jakieś dwie godziny.
- No to dobrze. Może skończę obiad - zaśmiałam się - To już ci wysyłam ten adres i czekam na was.
- No to na razie - rzucił i zakończył połączenie. Wysłałam szwagrowi wiadomość tekstową z moim adresem po czym pogłaśniając z powrotem radio zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Na pierwsze postanowiłam zrobić zupę ogórkową, a na drugie gołąbki warzywne z ziemniakami. Kot cały czas kręcił mi się pod nogami bawiąc się swoją zabawką, którą mu wczoraj kupiłam. Uspokoił się dopiero gdzieś koło 11 i poszedł do salonu gdzie dłuższą chwilę miauczał ponieważ nie mógł wdrapać się na kanapę. Zlitowałam się na nim i położyłam go tam gdzie sobie tego życzył. Już się bałam sobie wyobrazić jak go Zosia z Nikodemem wytarmoszą. Nie przeżyje tego. Gdy zrobiłam ostatniego gołąbka i włożyłam do garnka, aby się ugotowały naszło mnie żeby zrobić kotleciki curry. Miałam jeszcze czas, a przecież wcale nie musieliśmy ich dzisiaj jeść tylko zostały by na jutro na obiad dla nas.
O 12:15posiłek miałam już gotowy. Czekałam już tylko na tych, którzy to skonsumują. Rozłożyłam jeszcze talerze chwyciłam telefon do ręki poszłam do salonu gdzie usiadłam obok Absurda i wystukałam sms'a do Agnieszki z zapytaniem kiedy wyjeżdżają do Warszawy i słowa otuchy, aby się nie martwiła. Odpisała mi po chwili, że jadą dopiero za godzinę, aż Andrzej wróci z treningu.
W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam więc otworzyć. Na progu stała oczywiście moja rodzinka. Wpuściłam ich z wielkim uśmiechem. Od razu zaczęło się przyjemne zamieszanie. Wszyscy na raz zaczęli mnie przytulać, a potem ściągać odzież wierzchnią, przy której oczywiście było też trochę zamieszania. Zaprosiłam ich do kuchni gdzie zaczęłam nakładać im zupy. Opowiadali jak minęła im podróż.
- A wiesz ciociu, że naliczyłam tak dużo samochodów jak tu jechaliśmy? - zaczęła podekscytowana Zosia.
- No ile? - zapytałam wkładając do buzi łyżkę zupy.
- Już zapomniałam - urwała na chwilkę - ale na pewno duuuuuużo! - wyszczerzyła się
- Co za głupek - mruknął pod nosem Nikodem lecz jego siostra bardzo dobrze to usłyszała
- Sam jesteś głupkiem głupku - parsknęła, brat już miał jej coś odpyskować ale wciął się ich ojciec.
- Dzieci spokój. - zarządził - Jedzcie bo tak marudziliście, że jesteście głodne. - przypomniał im
- Co wy z nimi macie - zaśmiałam się.
- Żebyś wiedziała - pokiwał głową Adam uśmiechając się delikatnie. - Teraz są jeszcze bardziej rozbrykane.
- A gdzie masz Agniesię?- zapytała mama zmieniając temat.
- A Agniesia w Warszawie - powiedziałam cwaniacko wstając od stołu i zbierając talerze.
- To co ona w Warszawie robi? - zdziwiła się Asia.
- A poznaje rodziców chłopaka - wyszczerzyłam się nakładając na talerze gołąbków.
- O proszę! Z kim to tak nasza Aga się spotyka co? - ciekawość babci nie zna granic.
- Z Andrzejem. - odparłam na co wszyscy oprócz dzieci się zaśmiali. Oni byli bardziej zajęci swoją kłótnią.
- Toście się dobrali - zaśmiał się szwagier.
- A jak - wyszczerzyłam się  -Takie rzeczy tylko u nas - postawiłam na stole ostatni talerz.
- No właśnie, a skoro o chłopakach mowa to gdzie swojego kawalera podziałaś? - zaciekawiła się starsza kobieta. Mówiłam, że zapyta? Mówiłam? Spojrzałam na zegarek.
- Niedługo powinien przyjechać. - uśmiechnęłam się. No i faktycznie po 10 minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu, aby wpuścić Karola. Otworzyłam drzwi i przywitałam się z Kłosem buziakiem w policzek. Siatkarz zdjął kurtkę po czym weszliśmy do kuchni.
- Dzień dobry - proszę, proszę, kulturka.
- Siadaj. Zjesz obiad - nakazałam środkowemu. On zajął moje miejsce pomiędzy Adamem, a Zosią po czym znowu zaczęła się toczyć luźna rozmowa. Zaczęli go wypytywać jak tam w klubie, treningi, czy nie wkurzam go za bardzo - moja kochana siostrzyczka oczywiście musiała zadać to genialne pytanie. Chłopak odpowiedział tylko, że póki co nie, a Aśka chciała zacząć temat jaka to byłam kiedyś nieznośna, ale weszłam jej szybko w słowo proponując przejście do salonu i kawę oraz ciasto, które także kupiłam dzisiaj rano. No już nie miałam czasu upiec! Nie czepiać się!
Swojej siostrze, która postanowiła mi pomóc posłałam tylko mordercze spojrzenie, a ona mi całusa w powietrzu.
- Gdzie masz to ciasto? - zapytała dusząc śmiech.
- W lodówce geniuszu. A gdzie ono mogłoby być? - zapytałam retorycznie.
- Wiesz... - zaczęła otwierając lodówkę. Ewidentnie się ze mnie nabijała.
- Pytanie retoryczne głąbie - przestrzeliłam jej potylice.
- E, e. Ty sobie nie pozwalaj. Jestem w stanie błogosławionym - wyszczerzyła się biorąc do ręki nóż.
- Twoją głupotę też pobłogosławiło? - zapytałam głupkowato na co ona się zaśmiała. - No ale dobra. Jak się w ogóle czujesz? - zalałam wrzątkiem 4 herbaty i 4 kawy.
- Dobrze... - zaczęła ale przerwał jej krzyk Zośki.
- Mamo! Popatrz kogo ciocia ma! - wykrzyknęła wbiegając do kuchni z kotem.
- A kto to? - zapytała z uśmiechem moja siostra - Nie trzymaj go tak, Zosiu - poinstruowała dziewczynkę i ułożyła jej na rękach kota w odpowiedni sposób.
- Skąd go masz ciociu?
- Znalazłam go w niedzielę gdy wracałam z meczu wiesz? Na razie zatwierdzony przez Agnieszkę więc zostaje - zaśmiałam się.
- Jak to, znalazłaś? - zaciekawiła się Aśka.
- No normalnie, był taki brudny, i zmarnowany więc go wzięłam sprzed bloku i teraz jest u nas. - wyjaśniłam - Chcesz mu dać mleka i karmy Zocha? - zapytałam wesoło.
- Jasne! - wykrzyknęła ucieszona. Siostra wzięła więc szklanki na tacce do salonu, a my zabrałyśmy się za karmienie zwierzątka.
- A jak ona ma w ogóle na imię? - zapytała nasypując mu karmy do miseczki
- Absurd go nazwałam - uśmiechnęłam się.
- Dziwnie, - skrzywiła się - Nie lepiej Puszek? Przecież jest taki puchaty i bialutki.
- Ale Puszek to takie oklepane trochę. Absurd lepsze - puściłam jej oczko - A teraz chodź do salonu. On jak zje to też przyjdzie.
- Nie, posiedzę tu sobie z nim - uśmiechnęłam się.
- No to jak chcesz. Tylko pozwól mu zjeść, a potem go weź i ostrożnie żeby mu się w brzuchu nie poprzewracało - poinstruowałam ją jeszcze i ruszyłam do salonu gdzie była reszta. Zorientowałam się, że toczy się rozmowa, ale nie zarejestrowałam babci.
- A gdzie babcia? - zapytałam siadając obok Karola, który objął mnie ramieniem.
- Poszła obejrzeć resztę twoich włości - wyszczerzyła się mama.
- Nie ma co oglądać - wzruszyłam ramionami - Mieszkanie jak mieszkanie - powiedziałam pociągając łyk kawy.
- Babcia zawsze znajdzie coś ciekawego - zaśmiał się Adam.
- Co racja to racja - zawtórowała mu żona.
 Po kilku minutach do pokoju weszła staruszka i Zosia z Absurdem na rękach.
- Mamusiu, a mogę mieć takiego kotka? - zapytała dziewczynka słodziutko podchodząc do rodzicielki.
- Kochanie, mamy już dwa psy - westchnęła.
- Jak to dwa? - zdziwiłam się - Trzy przecież - zmarszczyłam czoło.
- No już nie. Gdzieś chyba w piątek, albo w czwartek Rosa zdechła - wyjaśniła mama.
- Już faktycznie miała trochę lat - zastanowiłam się od kiedy to pamiętam tą kochaną suczkę. - Właściwie już chyba ze 13 lat nie?
- Będzie coś koło tego na pewno - pokiwała głową staruszka pociągając łyk herbaty.
- A jak tam się ten Kapitan trzyma? - zaciekawił się Kłos. O właśnie, a z nim co?
- On to ma energii za 10  - zaśmiał się Nikodem.
- Właśnie, niby już nie taki mały szczeniak ale wciąż by tylko biegał i szczekał na wszystko - zawtórował mu ojciec - Nawet Niki już za nim nie nadąża - poczochrał włosy syna.
- Jak się wiecznie opycha czipsami to nic dziwnego - stwierdziła spokojnie Zośka głaszcząc Absurda na co wszyscy wybuchli śmiechem, a chłopiec tylko posłał siostrze pełne nienawiści spojrzenie.
- To ciekawe niby jaką ty masz kondycje - warknął.
- Na pewno lepszą niż ty - parsknęła po czym oboje poderwali się ze swoich miejsc i chłopak zaczął gonić siostrę. Ja z siatkarzem, mamą i babcią skwitowaliśmy to tylko śmiechem.
- Normalnie drudzy Michał i Elena - pokręciła głową rodzicielka.
- Jak by to było wczoraj - rozmarzyłam się.
- Bo tak jest nadal - stwierdził środkowy.
- Przynajmniej się nigdy nie nudziliśmy - wyszczerzyłam się.
- Wy może tak, ale wasze kłótnie zaczynały być nudne po drugiej dziennie - stwierdziła Aśka.
- Jak mieli swój dzień to mogli się kłócić od wschodu do zachodu słońca - stwierdziła babcia.
- Będziecie mi to teraz wypominać? Michała się czepcie - mruknęłam. - To on zaczynał.
- Ale kto najgłośniej piszczał? - zaśmiała się Aśka.
- Na pewno nie ja - fuknęłam.
- Nie, krasnoludki - stwierdziła mama.
- Okej - zgodziłam się szczerząc i wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam więc, aby iść otworzyć. Na progu stali Winiarscy.
- O, jak fajnie, że jesteście. Wchodźcie - uśmiechnęłam się szeroko. - Matka mi wypomina nasze kłótnie z dzieciństwa - powiedziałam ze śmiechem gdy już się ze wszystkimi przywitałam i trzymałam na rękach Antosia, aby oni mogli zdjąć kurtki.
- Po tylu latach? - uniósł brew Michał.
- Przecież to dalej aktualne - zaśmiała się Daga odwieszając kurtkę.
- Ona tez tak twierdzi. No ale wchodźcie do salonu - wskazałam im gestem ręki pomieszczenie i zaproponowałam coś do picia. Zażyczyli sobie kawy, a Oliwier soku więc pokierowałam się do kuchni by po kilku minutach już wracać z napojami dla Winiarskich. Zasiadłam na swoim miejscu. Uradowane dzieciaki od razu pobiegły do mojego pokoju i tam zaczęły "budować dom" z koców, kołder i poduszek. Będzie dużo sprzątania, ale przecież im nie zabronię bo sama się tak bawiłam. Pamiętam do dzisiaj jak mi rozwalili gdy poszłam dosłownie na chwile do łazienki, wracam a tam wszystko rozwalone. Nie odzywałam się ani do Aśki, ani do Michała, ani do Krystiana przez trzy dni. Przynajmniej już potem nigdy mi tego nie zrobili.
Całe popołudnie spędziliśmy w miłym towarzystwie. Ogólnie bardzo miło popołudnie nam minęło.
Około 19 do zaczęli się zbierać goście z Wałbrzycha. Chciałam ich jeszcze trochę zatrzymać lecz moje prośby spaliły na panewce.
- Na prawdę musimy już jechać - odpowiedziała mi mama gdy wstawaliśmy z kanapy.
- Zosia! Nikodem! - zawołała dzieci Asia po czym weszła do mojego pokoju - O ludzie święci. Co wyście tu narobili?! - złapała się za głowę. Wszyscy szybko znaleźli się przy drzwiach mojego pokoju. No co ona chce? Piękny domek ze wszystkich poduszek, koców i kołder jakie mamy w mieszkaniu. - Będziecie to musieli posprzątać zanim pojedziemy.
- Nie, nie nie słuchajcie mamy. Nie musie sprzątać. - uśmiechnęłam się do nich.
- Ale jak nabałaganili to powinni posprzątać - dołączyła się mama.
- Mamo, daj spokój. Ja sobie poradzę. Przynajmniej im się nie nudziło, nie? - poczochrałam włosy Nikodema.
Zaczęli ubierać kurtki i buty po czym żegnając się chyba z 10 minut wyszli. Zostaliśmy więc w szóstkę. Ledwo drzwi zamknęły się za tamtymi już otworzyły się i do mieszkania weszła Agnieszka z Andrzejem. Ale dzisiaj tutaj mamy gości! No masakra jakaś. Ponieważ panowie zasiedli w salonie i włączając jakiś mecz ożywczo gestykulowali i wykrzykiwali raz po raz jakieś słowa pod adresem jednego czy drugiego piłkarza my postanowiłyśmy przenieść się wraz z Antosiem do kuchni. Dagmara jeszcze poprosiła chłopaków, aby może zamiast wydzierać się na pół bloku pograli w coś z Oliwierem. Zrobiłam nam herbaty i wtedy mogłyśmy sobie spokojnie usiąść przy stole i zacząć rozmowę.
- No i opowiadaj! Jak tam? - zapytałam podekscytowana.
- W porządku - uśmiechnęła się - Bardzo fajni ludzie. Myślę, że mnie polubili.
- Na pewno polubili. Ciebie nie da się nie lubić Aguś - uśmiechnęła się Dagmara i objęła ją ramieniem przytulając. - Ale ogólnie stresik był co? - szturchnęła ją w bok.
- Ugh, nie wyobrażasz sobie jaki wielki - odetchnęła teatralnie ocierając pot z czoła. - Ale tak poważnie, to jasne, że był. Ale wiecie, weszłam tam, do tego domu i wszystko znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po prostu.
- Ja miałam tak samo - westchnęłam przypominając sobie początek grudnia, kiedy to udaliśmy się z wizytą do Warszawy.
- Ale zawsze wszystko kończy się dobrze - puściła nam oczko Daga - A właśnie! Bo w piątek ten bal. Idziecie prawda?
- Nie mam wyjścia - zaśmiałam się.
- No ja w sumie też - zawtórowała mi blondynka.
- To wybierzmy się razem na zakupy w czwartek co? Pasuje wam? Miałam iść tylko z Pauliną ale im nas więcej tym lepiej nie?
- Pewnie, że możemy iść - odezwała się Witczak - Zresztą im więcej opinii co do sukienki tym lepiej - wyszczerzyła, a my z brunetką zaśmiałyśmy.
Winiarscy zmyli się o 20:30 kiedy to Antoni postanowił już iść sobie spać. Środkowi ulotnili się też jakieś pół godziny później więc mogłyśmy wreszcie chwilę odetchnąć. Opadłyśmy obie na kanapę ze szklanką coli. Agnieszka postanowiła, że obejrzymy sobie komedię "Wkręceni". Widziałam ją już raz, ale bardzo mi się podobała więc czemu nie?
Gdy seans się skończył nawet nie kierując się do łazienki szybko przebrałam się w piżamę i uprzednio sprzątając po dzieciakach uderzyłam w kimono.



I jest kolejny. Chciałam Was tylko powiadomić, że dokładnie za 4 rozdziały będzie wielkie bum. Chyba się tego raczej nie spodziewacie i mam nadzieję, że uda mi się Was zaskoczyć ;)
Ten rozdział taki trochę nudny no ale co poradzę. Sielanka przez tyle rozdziałów to i musi być nudno.
Pozdrawiam ;**

7 komentarzy:

  1. Przez ten rodział poczułam się jak na świętach :D
    Zośka jest po prostu super :D Trochę podobna do Eleny, zwłaszcza gdy kłóci się z bratem :D
    Agnieszka już spokojna, ciekawe kiedy Andrzej pozna jej rodziców.
    Już się boje tego Twojego wielkiego bum. A było tak sielankowo i słodko :D Tylko wszystko ma się szczęśliwie skończyć :D
    Zapraszam do siebie na rozdział 4 http://malzenska-loteria.blogspot.com/?m=1
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się spodziewam wieeelkich oświadczyn 14-stego lutego... Chociaż nieeeeee, to do Karola nie podobne.
    Co do rozdziału, to Zosia jest identyczną mną w wieku 7lat! *=* Kocham to dziecko! *=*
    Ciekawa jestem wizyty Agi u Andrzeja, bo na razie wiem tyle, że wypadła dobrze, a jakieś szczegóły, konkrety? :D

    U mnie pojawił się rozdział 3: walczycomilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co niepodobne. To że wielkie czy to, że 14 lutego? :)
      Pozdrawiam :**

      Usuń
  3. No pewnie najlepiej to zrzucić winę na Elkę...niech się przyzna że jeat leniem xD
    Ooo jestem ciekawa co się między Nimi wydarzy...ale i tak mam nadzieję że będą razem , wkońcu porażki motywują a niepowodzenia łączą ludzi...może co do tej dwójki też się to sprawdzi.^^
    No jak sielanka rodzinna xD Dzieciaki poprostu skradły moje serducho xD
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. No Zosia świetna :) Elena miała trochę radochy odwiedzili ją bliscy :) Jest ona podobna do swojej Ciotki gdy kłóci się ze swoim bratem. Elenie do dziiaj to zostało.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to ciekawe, co to będzie za wielkie bum. :D Mam dwa pomysły i nie wiem, który bardziej prawdopodobny. ;d

    Jezu, nie wiem, co mam napisać. Może po prostu to, że rozdział mi się bardzo podoba?
    Dzieciaki takie podobne do Miśka i Eleny, też się ciągle kłócą. :D

    "Twoją głupotę też pobłogosławiło?" - świetny tekst. :D

    Pozdrawiam. :*
    U mnie nowy rozdział będzie najprawdopodobniej jutro. ;) (czyli w sobotę)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, bardzo mi się podoba! :D
    Uwielbiam takie sielanki, dlaczego chcesz mi ją zepsuć? Będę smutna i zła. c:
    Ale wspaniała, rodzinna atmosfera. Kocham takie. Pewnie fajnie tak powspominać stare czasy. :)
    Pozdrawiam, buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń