Następnego dnia wstałam zmęczona o 7:30. Prawie w ogóle nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok i nic to nie dawało.
Powędrowałam z ubraniem (klik) do łazienki. Wzięłam prysznic, uczesałam i umalowałam się po czym poszłam przygotować sobie śniadanie. Włączyłam radio i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej biały ser którego kostkę wrzuciłam do miski i rozrobiłam ze śmietaną. Dobrze posoliłam i dodałam koperku. Zjadłam dwie takie kanapki, a po chwili w kuchni pojawił się Absurd.
- Cześć koteczku, cześć. Jak tam przeżyłeś? Dwa dni sam siedziałeś, tak? - podrapałam go za uchem po czym nalałam do miski mleka, a do drugiej karmy. Trzeba by mu dokupić bo się powoli kończy. Wstałam z podłogi po czym poszłam do salonu i zgrałam szybko na laptopa zdjęcia z wczorajszego meczu oraz Gali. Wybrałam 10 które chcę dodać i udało mi się je szybko dodać po czym musiałam zbierać się na halę. Ubrałam więc kurtkę, buty, czapkę, wzięłam sprzęt i torebkę po czym wyszłam z mieszkania. Gdy wsiadłam do samochodu i chciałam odpalić usłyszałam dźwięk, który oznajmiał przychodzący sms. Chwile się zawahałam wpatrując się w czarny ekran telefonu. Przez kilka dni miałam spokój. Odblokowałam w końcu klawiaturę i przeczytałam wiadomość."Widzę cię. Teraz już możemy się spotkać. Porozmawiamy i wyjaśnimy sobie kilka kwestii z przeszłości. Chyba nawet w tym tygodniu kochanieńka"
Przerażona rozejrzałam się po parkingu. To mnie serio przestraszyło. Ręce zaczęły mi się trząść. Rzuciłam telefon na siedzenie pasażera i oparłam na chwilę głowę na kierownicy i przymknęłam oczy. Co to niby za kilka kwesti z przeszłości?! I co to w ogóle za gościu? On mnie prześladuje? Chce mi coś zrobić?
Odetchnęłam głęboko, przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam w kierunku hali.
Na treningu robiąc zdjęcia starałam się zapomnieć o tej wiadomości. Szło mi to całkiem dobrze. Zdjęcia robione Skrzatom całkiem mnie odprężyły. Na dodatek wyszły bardzo dobre, więc tym bardziej. Kiedy zasuwałam torbę ze sprzętem podszedł do mnie Michał i stanął nade mną.
- Co jest? - zapytałam unosząc jedną brew.
- Chciałem o to zapytać - prześwidrował mnie wzorkiem.
- Ale że co? - zapytałam idąc w stronę wyjścia z sali. On podążył za mną.
- Dziwną miałaś minę jak weszłaś na parkiet - stwierdził przyglądając się mi badawczo.
- Nic się nie stało - wzruszyłam ramionami - Nie wyspałam się po prostu.
- To nie była mina jakbyś się nie wyspała - zauważył. Co ty mnie tak dobrze znasz?!
- Misiek, odpuść okej? Nic się nie dzieje - popatrzyłam na niego zatrzymując się przed drzwiami do szatni chłopaków i uniosłam delikatnie kąciki ust do góry. - Muszę lecieć. Pa - dałam mu buziaka w policzek i wyszłam z hali. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do mieszkania, w którym byłam dopiero 45 minut później. Jakiś wypadek po drodze i musiałam okrężnymi drogami jechać.
Gdy weszłam do lokum od razu powitał mnie Absurd. Pogłaskałam po za uszkami z uśmiechem po czym dałam mu jedzenia, a sama zabrałam się za zrobienie jakiegoś obiadu. Postawiłam na zwykłą zupę grzybową oraz placki ziemniaczane na drugie danie. Ugotowałam obiad, a w międzyczasie wróciła Agnieszka. Zjadłyśmy rozmawiając.
- Wiesz, Lenka - odchrząknęła w pewnym momencie.
- Słucham - uśmiechnęłam się odkładając talerz do zmywarki.
- Bo wiesz. Ja wiem, że się do Absurda przywiązałaś, ale jedna moja koleżanka chciałaby wziąć do siebie kotka. Ma dzieci w domu, które świetnie by się nim zajęły. Nie to co my - powiedziała, a do kuchni wszedł kotek.
- Wiesz - oparłam się o parapet plecami - Może masz racje. Kiedy chciałaby go wziąć?
- Ona powiedziała, że może nawet dzisiaj.
- Może być i dzisiaj - wzruszyłam ramionami - Zadzwoń do niej i powiedz, że może po niego przyjechać - rzuciłam biorąc go na ręce i głaszcząc. Agnieszka spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i wyjęła telefon i zaczęła rozmawiać. Po zakończonym połączeniu powiedziała:
- Powinna przyjechać za jakąś godzinę.
- Okej - uśmiechnęłam się - Słyszysz kotku? Idziesz do kogoś innego- oznajmiłam zwierzęciu na co on zamruczał.
- Widzisz? Podoba mu się - wyszczerzyła się.
Faktycznie po niecałej godzinie pojawiła się koleżanka Agi, niejaka Wanda. Bardzo miła i wzięła ze sobą Absurda. Zaraz po niej kurtkę ubierać zaczęła Witczak.
- Idziesz gdzieś? - zapytałam opierając się o ścianę w korytarzu i popijając herbatę z cytryną.
- Do Andrzeja, a co?
- Nic, tak pytam - wzruszyłam ramionami.
- Pa, wrócę przed północą - rzuciła jeszcze nad odchodne.
No i zostałam sama. Nawet bez kota. Westchnęłam i z kubkiem herbaty przeszłam do salonu. Obrobiłam zdjęcia i około 18 zaczęło mi się piekielnie nudzić. Postanowiłam więc odwiedzić Karolka. Jemu na pewno nie chce się ruszać dupy po treningu. Ubrałam więc buty, kurtkę i czapkę. Wzięłam telefon i wyszłam z mieszkania zamykając je. Podeszłam do swojego samochodu i wsiadłam. Odpalił dopiero po chwili więc mogłam ruszyć w stronę mieszkania Kłosa. Znalazłam się tam po kilku minutach. Musiałam zaparkować jakieś 200 metrów przed wejściem do klatki bo nie było tam nigdzie miejsca. Zgasiłam silnik i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam go pilotem w kluczykach i wbijając ręce do kieszeni ruszyłam w stronę drzwi. Było bardzo zimno a lodowaty wiatr jeszcze pogarszał sytuację. Po chwili ktoś złapał mnie od tyłu z rękę, a dłonią zakrył usta.
- Mówiłem ci, że niedługo się spotkamy kochanieńka, prawda? - szepnął mi do ucha wprowadzając w zaułek - No i słowa dotrzymałem. - mruknął. Chciałam się szamotać i mu wyrwać ale był za silny, a nadomiar złego jeszcze uderzyłam się piekielnie mocno w głowę o mur budynku podczas tego szarpania co osłabiło moje siły.
- Przestań się wiercić - warknął, a ja jęknęłam z bólu. Popchnął mnie na ścianę. Nie wiedziałam kto to jest. Głos miał stłumiony przez jakiś szalik, kaptur na głowie i cały był ubrany na czarno. Zwolnił trochę uścisk z moich ust więc mogłam zaczerpnąć powietrza.
- Kim jesteś?
- Bardzo dobrze się przecież znamy - mruknął zbliżając się do mnie.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam gdy zaczął rozsuwać moją kurtkę lecz nie zwracał na mnie uwagi. - Zostaw mnie rozumiesz!? - krzyknęłam głośniej.
- Zamknij się! - warknął i uderzył mnie w twarz.- Jak będziesz cicho to szybko pójdzie i nikt się o tym nie dowie. Muszę się przecież zemścić
- Niby za co zemścić?! - tym razem uderzył mnie w brzuch. Jęknęłam z bólu i osunęłam się niżej. Latarnia rzuciła delikatny strumień światła na jego twarz. Za dużo mi to nie dawało. Widziała tylko jego oczy. Zielone. Tak przenikliwie zielone. Zaczął rozpinać moje spodnie, a ja krzyczeć i piszczeć. Miałam cichą nadzieję, że ktoś, ktokolwiek mnie usłyszy i weźmie go stąd.
- Zamknij się suko! - kolejny cios w twarz. Piekielnie mocno. Byłam coraz słabsza. Wszystko mnie bolało, a nie pomagała wizja tego co może się za chwile stać. Chciałam do kopnąć, z całej siły jaka mi jeszcze została. Uczyniłam to ale niezbyt mocno i też nie celnie. Wkurzył się już chyba na maska. Szarpnął mnie za kołnierz kurtki i rzucił o ścianę. Uderzyłam się w głowę. Byłam już ledwie przytomna. W tej chwili nadeszły dla mnie odgłosy wybawienia. Usłyszałam jakieś głosy. Mężczyzna pochylił się nade mną.
- Jeszcze się spotkamy - oznajmił i kopiąc mnie jeszcze raz odszedł szybkim krokiem. Nie miałam siły. Wszystko mnie bolało. Osoby, których głosy słyszałam przed chwilą, chyba odeszły w inną stronę, ponieważ znowu zapadła głucha cisza. W ustach czułam smak krwi przejechałam delikatnie palcem po dolnej wardze, która była rozcięta. Z łuku brwiowego także sączyła się krew. I jeszcze ten bolący tyło głowy. I brzuch. Jęknęłam przeciągle. Powoli wyjęłam telefon z kurtki. Jasność ekranu na chwile mnie oślepiła lecz udało mi sie jakoś wybrać numer siatkarza. Odebrał niemal natychmiast.
- No co tam kochanie? - zaczął wesoło.
- Karol.... - zaczęłam cicho.
- Co się stało? Lenka co się stało? - usłyszałam jak zrywa się z kanapy
- Karol.... wyjdź z bloku.... proszę - powiedziałam słabo i to była ostatnia rzecz jaką pamiętam. Zaraz potem zemldałam ze zmęczenia.
Perspektywa Karola
Leżałem rozwalony na kanapie przeglądając różne stronki internetowe na laptopie gdy telefon dał o sobie znać. Zobaczyłem zdjęcie Eleny na wyświetlaczu i od razu odebrałem.
- No co tam kochanie? - zacząłem wesoło.
- Karol.... - zaczęła słabiutko a ja natychmiast zerwałem się z kanapy.
- Co się stało? Lenka co się stało? - pytałem gorączkowo i już zacząłem ubierać buty w korytarzu.
- Karol.... wyjdź z bloku.... proszę - powiedziała słabo i to było ostatnie co usłyszałem.
- Lenia! Lenia! Gdzie jesteś! - krzyczałem lecz nie doczekałem się odpowiedzi. Narzucając tylko kurtkę na ramiona wybiegłem z mieszkania nawet nie zamykając go na klucz. Momentalnie znalazłem się przed blokiem i zacząłem się rozglądać za drobną brunetką. Gdzieś tu musi być. W końcu zauważyłem jakąś postać leżącą na ziemi w ciemny zaułku i od razu pobiegłem w tamtą stronę. Leżała na ziemi nieprzytomna. Od razu zadzwoniłem po karetkę. Miałem ochotę choćby teraz iść znaleźć tego skurwiela, który jej to zrobił. Ująłem jej twarz w dłonie i zacząłem delikatnie klepać ją po policzku, aby się obudziła.
- Lenka, Lenka słyszysz mnie? Obudź się. Lenka słyszysz? - byłem bezsilny a w środku się we mnie gotowało. W końcu przyjechał ambulans. Nie pozwolili mi z nimi jechać więc wsiadłam do swojego samochodu i jeszcze po drodze wstąpiłem po Winiara. Chyba by mnie ukatrupił jakbym mu nic nie powiedział, a Elena raczej by mu się nie zwierzyła.
Czekałem na podjeździe i nerwowo stukałem palcami w kierownicę. W końcu pojawił się w samochodzie obok mnie.
- Dłużej się nie dało? - warknąłem.
- Spoko stary, co się w ogóle stało, że mnie wyciągasz z ciepłego domku? - zapytał niezadowolony.
- Michał, chodzi o Elenę - rzuciłem jadąc w kierunku szpitala przekraczając przepisy.
- Zaraz, zaraz jak to o Elenę? I dlaczego jedziemy w stronę szpitala?! - zaczął się denerwować - Gadać szybko co się stało!
- Jakiś skurwysyn chciał ją zgwałcić - syknąłem wkurzony bo gdy dopiero wypowiedziałem to zdanie zaczęły mną od nowa targać nerwy.
- Jak to kura zgwałcić?! - wykrzyknął - Gdzie?!
- Pod moim blokiem. - odparłem cicho parkując przed szpitalem.
- Jak to przed twoim blokiem?! Nic nie słyszałeś?!
- A myślisz, że to słychać?! - warknąłem wysiadając z samochodu - Stary on ją uderzył, rozumiesz?! Uderzył ją. Nie dała rady tak krzyczeć.
- Uderzył ją. - wysyczał jak echo zaciskając dłonie w pięści i napinając mięśnie.
- Musimy znaleźć tego chuja i się z nim rozprawić. Nie wiesz kto to może być?
- Nie wiem, ale to później, najpierw idziemy zobaczyć co z nią. - zarządził Winiarski i wbiegając do szpitala niemal przewróciliśmy jakąś pielęgniarkę, która pokierowała nas do sali gdzie powinna być Lenia. Wpadliśmy tam i zastaliśmy lekarza.
- Spokojnie panowie. - mówił wpisując coś karty - Panowie są kimś z rodziny?
- Chłopak.
- Brat - powiedzieliśmy równocześnie.
- Więc tak. - stuknął długopisem w kartę - Do gwałtu nie doszło. Pani Elena nie ma też jakichś większych uszczerbków na ciele. Kilka siniaków i zadrapań. Niepokoi mnie tylko jedna rzecz. - na te słowa od razu zrobiło mi się słabo. Co go niby niepokoi?! - Otóż dostała kilka ciosów w głowę i może mieć jakiś delikatny zaniki pamięci. Oczywićnie nie jest to żadna amnezja czy coś takiego. Może po prostu zająć jej trochę więcej czasu skojarzenie jakichś faktów. Ale to będzie raczej chwilowe i szybko minie.
- Długo będzie musiała tu zostać? - zapytał Winiar.
- Myślę, że do dwóch dni. Podłączyliśmy ją do kroplówki. Tak jak mówiłem nic bardzo poważnego się nie stało. Musi tylko porządnie odpocząć bo gdy do nas przyjechała była wycieńczona. Tak jakby dość długo nie spała.
- Można u niej zostać? - zapytałem.
- Można - westchnął - Do widzenia - rzekł na końcu i wyszedł. Przysunęliśmy sobie krzesła stojące w sali do jej łóżka. Chwyciłem ją za rękę i siedzieliśmy w ciszy jakby bojąc się, że jakikolwiek szmer może ją obudzić.
niedziela, 22 lutego 2015
niedziela, 15 lutego 2015
~Rozdział 64~
Środa minęła właściwie bez większych rewelacji. No oczywiście oprócz tego, że Bełchatowianie pokonali u siebie 3:1 Cuprum Lubin ty samym zapewniając sobie udział w półfinale Pucharu Polski.
Tak jak ustaliłyśmy we wtorek, w czwartek po obiedzie czyli o godzinie 14 moim samochodem we cztery wyruszyłyśmy na zakupy do Łodzi. Po niecałej godzinie zaparkowałam pod łódzką manufakturą i wyszłyśmy z samochodu. Skierowałyśmy się do pierwszego sklepu gdzie już za trzecim podejściem Paulina znalazła odpowiednią sukienkę dla siebie. Według mnie wyglądała w niej super więc po co szukać czego innego?
W kolejnych wyposażyła się Dagmara. Ta postawiła na długą suknię pod kolor garniturów, które ubiorą siatkarze. Ja po przymierzeniu 10 sukienek wreszcie wybrałam taki zestaw (klik). Na końcu jak zawsze została pani Witczak. W końcu i ona po długim rozważaniu wybrała to (klik). Wyglądała w tym po prostu olśniewająco. A jak jeszcze dobierze odpowiednią biżuterię i makijaż to nikt nie będzie mógł oderwać od niej wzroku. A Andrzej to już w ogóle. O równej godzinie 17 zakończyłyśmy nasze zakupy, ale nasz pobyt w Łodzi wcale się nie skończył. Chciałyśmy sobie jeszcze ogólnie tak pochodzić po sklepach. A nóż jeszcze wypatrzymy odpowiedniejsze buty do kreacji? Nic takiego jednak się nie stało i godzinę później udałyśmy się do kawiarni gdzie każda zamówiła sobie po kawie. Toczyłyśmy przyjemną rozmowę. Właściwie do Bełchatowa nam się nie spieszyło.
Gdy po godzinie już się nagadałyśmy i skończyła nam się kawa postanowiłyśmy się zbierać. Poszłam uregulować rachunek, a dziewczyny miały iść przodem jeszcze rzucić okiem na jedną parę butów. Zapłaciłam i gdy chowałam do torebki portfel nie zauważyłam jednej osoby i wpadłam w nią.
- Bardzo przepraszam - zaczęłam od razu podnosząc wzrok.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się - Cześć Lenka.
- Łukasz! - ucieszyłam się i przytuliłam przyjaciela - Co ty tu porabiasz? - zapytałam
- Mieliśmy iść z Emilką na spacer, a skończyło się jak zwykle tutaj - westchnął na co ja tylko się zaśmiałam.
- To gdzie ją masz? - zaczęłam rozglądać się za dziewczyną.
- Kupuje jedną sukienkę, a ja mam za bojowe zadanie zamówić dla nas coś do picia.
- Mam nadzieję, że poprawnie wykonasz swoje zadanie żołnierzu - szturchnęłam go w bok śmiejąc się.
- Sie wie - zasalutował.
- Ja muszę już lecieć. Ale jak wrócisz do Bełchatowa to daj znać. Spotkamy się znów w piątkę - puściłam mu oczko.
- Jasne, jak tylko znajdę czas to zadzwonię.
- No dla mnie nie znajdziesz? - zaśmiałam się
- Dla ciebie zawsze, ale zgadamy się jeszcze - wyszczerzył się
- Dobra, no to pa - cmoknęłam go jeszcze w policzek na pożegnanie i szybko ruszyłam w stronę samochodu. Zanim doszłam jednak do auta mój telefon zawibrwoał. Wyjęłam go z kieszeni z myślą że to Karol czegoś chce. Moim oczom ukazała się ta wiadomość:
"Nie bój się już niedługo się zobaczymy. Nie mogę się już wprost doczekać kochanieńka"
Otworzyłam szeroko oczy z przerażenia. Kto to jest? O co mu chodzi? I co to ma być za jakaś : "kochanieńka"? Szybko wsadziłam telefon do kieszeni po czym szybkim krokiem znalazłam się przy towarzyszkach.Dziewczyny czekały na mnie opierając się o drzwi samochodu. Chciałam zachowywać się całkowicie normalnie.
- No co tak długo? - wzniosła oczy do nieba Agnieszka.
- Spotkałam Łukasza - wzruszyłam ramionami wsiadając do samochodu i rzucając na kolana Agnieszki swoje zakupy.
- Ty, ty, bo poskarżymy Karolowi - pogroziła mi palcem Paulina z uśmiechem.
- Skarżypyta na kopyta język lata jak łopata - wystawiłam jej język i ruszyłam z parkingu na co wszystkie się zaśmiały. - E! Pasy mi zapinać te z tyłu!
- Nas nie widać, nas tu nie ma - wyszczerzyła się Witczak.
- Prawie was nie zauważyłam - stwierdziła Dagmara.
- No ja tak samo - przytaknęłam jej.
- Czyli jednak dobrze się maskujemy - brunetka przybiła żółwika z blondynką.
W Bełchatowie byłyśmy o 19:45. Odstawiłam dziewczyny do domu, a my skoczyłyśmy jeszcze na zakupy. No bo coś trzeba jeść nie?
Dożyliśmy tego pięknego dnia zwanego sobotą, w którym to miała się odbyć Gala Mistrzów Sportu. Od rana zaczęłyśmy się szykować. Najpierw wzięłam prysznic, potem paznokcie i kręcenie włosów....
Wyjechać mieliśmy o 17:30. O tejże właśnie godzinie wsiadłyśmy z Agnieszką do samochodu Karola i ruszyliśmy w stronę Warszawy. W drodze strzeliłam sobie selfie z Agnieszką, które od razu trafiło na Instagrama. Chłopaki byli oburzeni, że ich nie uchwyciło, ale ich oznaczyłam. Powinni się cieszyć nie? No. Jedziemy dalej.
Odkryciem roku został Mateusz Mika. Jak dla mnie żadne zaskoczenie. Następnie trener roku czyli Stephan Antiga. No nie wyobrażałam sobie, aby nie został uhonorowany w tej kategorii. Drugim trenerem roku został także Łukasz Kruczek. Przyszła pora na drużynę roku, którą zostali oczywiście polscy siatkarze. Cała sala klaszcząc wstała ze swoich miejsc i nagrodziła naszych mistrzów świata długimi oklaskami.Oczywiście ojciec Krzysiu musiał palnąć żeby się pięknie ustawili. No ale racje ma! Przecież drużyna roku musi si prezentować! Zrobiłam im kilka zdjęć. A co, niech mają na pamiątkę nie? Winiar walnął przemowę; oczywiście to też uwieczniłam i znowu oklaski. Następnie superczempion, którego otrzymała Irena Szewińska.
Przerwa, podczas której wysłałam jeszcze kilka sms'ów na Mariusza. No co? Trzeba pomagać nie?
Po przerwie nagrody otrzymali wszyscy z pierwszej dziesiątki plebiscytu.
Pierwsza Anita Włodarczyk, po której przemowie zaśpiewał Perfekt Grzegorz Markowski. Piosenka, którą na prawdę uwielbiam. Niepokonani. Nawet sobie cichutko pod nosem podśpiewywałam. W sumie tak jak cały nasz stolik. Kolejny Michał Kwiatkowski, którego niestety z nami nie było. Następny Zbigniew Bródka, po którym zaśpiewała Honey. Robert Lewandowski, którego również nie było więc nagrodę w jego imieniu odebrała żona. Kolejny Paweł Fajdek, który także nie mógł się pojawić. Szósty na scenę wszedł Krzysztof Kasprzak dla którego piosenkę zaśpiewał Mateusz Ziółko. No i wreszcie nadszedł czas na Mariusza, któremu nagrodę wręczał Stephan Antiga i największy jak na moje oko (ucho?) aplauz od trzech stolików, które okupywali siatkarze i ich partnerki oraz oczywiście "Mariusz Wlazły, Mariusz!" Piosenka "People help the people", prośba Ani Wyszkoni, aby Szampon został w kadrze i jedziemy dalej z tym koksem. Justyna Kowalczyk. Królowej Zimy niestety nie było więc nagrodę w jej imieniu odebrali rodzice. Następy Rafał Majka. Kolarza także nie było więc w jego imieniu nagrodę odebrała żona.
I ostatni, choć wcale nie najgorszy, nasz podwójny złoty mistrz olimpijski Kamil Stoch, który uprzedził, że walnie dłuższe przemówienie, dlatego, że w tamtym roku nie udało mu się tu być. Następnie "Bohema", która, nie ukrywajmy, pasuje idealnie.
Ostatecznie wygrał Kamil Stoch. W sumie ja i tak się cieszyłam. Wiadomo, że jako ta "bardziej związana z siatkówką" powinnam obstawać za Mariuszem grubym murem, ale Kamil bardzo zasługiwał. Zresztą tutaj wszyscy zasługują.
Po tej części uroczystej mogliśmy przejść do sali gdzie miał trwać ten bal. Wszyscy najpierw zabrali się za robienie sobie selfie z innymi sportowcami. Jak wszyscy to i ja, a co! Udało mi się wbić do Wlazłego i Stocha. Nie dość, że z takimi sportowcami to jeszcze wyszłam korzystnie. Jaki bonus.
Mogliśmy spędzić kilka piosenek na parkiecie z Karolem, jednak on później wraz z Andrzejem zostali porwani do jakiegoś wywiadu, więc udało mi za ten czas zatańczyć także z innymi siatkarzami i nie tylko. Patrzcie tylko jaki fejm. Gdy chciałam dosłownie na minutkę sobie odpocząć od razu obok mnie zmaterializował się Krzysiu.
- Czy mogę prosić piękną panią? - wyszczerzył się niemiłosiernie na co ja tylko zaśmiałam.
- Ależ oczywiście - podążyłam za nim na parkiet.
- Wiesz co? Tak sobie ostatnio Iwonka wpadła na pomysł... - zaczął
- Na pewno Iwona? - uniosłam brew.
- Tak, o dziwo tak - pokiwał głową ze śmiechem - No to wpadła na pomysł żebyś przyjechała do nas na weekend kiedyś co ty na to?
- Oj Krzysiu. Niby kiedy? - zrobiłam smutną minkę.
- No .... jak będzie czas - wyszczerzył się.
- Doskonale wiesz, że gracie w weekendy mecze. A ja przecież pracuje podczas meczów. Przypominam tylko - rzuciłam.
- Ehhh. No to dupa Jasia - westchnął smutno.
- Gdy tylko będę miała wolny czas to na pewno do was przyjadę - obiecałam.
- No ja myślę - wyszczerzył - Ale chyba muszę się zmywać bo leci twój chłoptaś i dostanę jeszcze opierdziel, że cię dotykam - zaśmialiśmy się razem.
- Spokojnie, stanę w twojej obronie - wyszczerzyłam się i wtedy Karol stanął obok nas.
- Koniec biby. Czas spać - zakomenderował.
- Ja mogę zostać, to wy macie jutro mecz - wzruszyłam ramionami.
- Ohohohoooo nieeee panienko - zaprzeczył od razu.
- No jasne, że tak. Ja na meczu mogę cykać zdjęcia nawet gdy nie będę wyspana, a ty jak się nie wyśpisz to się przecież od ziemi nie odbijesz - parsknęłam śmiechem, a w moje ślady poszedł libero.
- Oj tam zaraz nie odbijesz się od ziemi - fuknął - Falasca powiedział, że mamy wrócić o godzinie 00 to idziemy.
- Cud, że nie od 22 - mruknęłam na co obaj siatkarze zaśmiali się.
Po 40 minutach byliśmy już w hotelu, w którym przebywały też Skrzaty, które odbyły dzisiaj wieczorem lekki trening na hali. Po cichuteńku w ósemkę wychodziliśmy z windy, aby przypadkiem kogoś nie obudzić. W pewnym momencie zakręciło mi się w nosie, a sekundę później już kichnęłam. Bardzo głośno, a reszta "wyprawy" spojrzała na mnie mordującym wzrokiem.
- No sorry no - mruknęłam wywracając oczami. Oni zaczęli nasłuchiwać.
W sumie racja przecież Miguel by nas zabił jakby nas zobaczył! Jest przecież 00:05! Toż to zniewaga jego osoby, że nie stosujemy się do nakazów! Nikt jednak nie wyjrzał na korytarz. Ba! Nie było słychać żadnego szmeru. A oni od razu na mnie kurde naskakują. No co to ma być no?! No ale brawo my, bo bez naruszania ciszy nocnej dotarliśmy do pokojów.
Następnego dnia po lekkim obiedzie w hotelu wyruszyliśmy na halę. Przed budynkiem kręciło się dużo osób zbierających pieniądze na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Oczywiście każdy z siatkarzy pognał po te serduszka. Ja oczywiście też. No bo co? Zawsze kupuje, zresztą mam taką satysfakcję, że mogę komuś pomóc.
Nawet trener ma jedno. Przylepiłam sobie swoje na kurtce i weszłam za siatkarzami do budynku. Podczas rozgrzewki chłopaków źle poczuł się Tille i zamiast Muzaja siedzącego obok mnie za bandami siedzi teraz Ferdinand.
Kłos, który nie grał w dwóch pierwszych setach miał mnóstwo czasu żeby się do mnie głupio szczerzyć i mnie rozpraszać. Na szczęście na trzeciego wszedł więc miałam spokój.
Mecz w hali Ursynów został wygrany przez Skrzaty 3:0. MVP meczu został Michał więc żeby nie było, że nigdy mu nie gratuluję gdy już łaskawie przylazł pod bandy pogratulowałam mu. No, niech się cieszy.
- A dziękuję, dziękuję - wypiął dumnie klatę.
- Daj se potrzymać - wyszczerzyłam się.
- Nie bo zepsujesz - wytknął mi język.
- Tego nie da się zepsuć. - wywróciłam oczami
- Oczywiście, że się da - obruszył się - Ty na pewno dałabyś rady. Przecież tobie strach COKOLWIEK dawać! Do tej pory pamiętam jak mi rozwaliłaś ten samochodzik! I było odkładnie tak samo! "Daj se potrzymać.Przecież ci nie zepsuje" Yhym, yhym - nawijał. To była właśnie moja szansa. Wyjęłam mu statuetkę z ręki i kazałam ustawić się do zdjęcia. Strzeliłam szybko fotę aparatem.
- No i co? Zepsute - zapytałam głupkowato.
- Tutaj ma plamy od dotykania - wyszczerzył się wskazując palcem na kryształową piłkę do siatkówki w statuetce, szczerząc się.
- Niezły tekścik braciszku - poklepałam go po ramieniu.
- Sie ma to coś. No ale idę. Mam nadzieję, że trafisz do wyjścia - spojrzał na mnie podejrzliwie. Kiedyś na którymś meczu nie mam pojęcia jakim cudem się tu zgubiłam.
- Jasne, że trafię - mruknęłam i zarzuciłam torbę na ramię po czym ruszyłam w kierunku wyjścia. Gdy wyszłam na zewnątrz zobaczyłam że śnieg zaczyna pruszyć. Coś w tym roku nie może napadać. Stanęłam i czekałam na chłopaków. Po chwili kierowca Skrzatów wyszedł z budynku i otworzył drzwi do autokaru. Nie mogłam niestety z nich skorzystać, ponieważ ja, Karol, Andrzej, Michał i Mariusz mieliśmy przejść się spacerkiem do hotelu na parkingu, którego stały auta siatkarzy zostawione tam wczoraj po powrocie z balu. Czekałam i czekałam na nich i czekałam i czekałam. Cała drużyna już wpakowała się do autokaru, a ja czekałam. Wreszcie wyleźli. Łaskawce.
- No dłużej się nie dało? - burknęłam.
- Szukaliśmy cię po całej hali - odparł trochę zdenerwowany Mariusz.
- Bo? - uniosłam zdziwiona brew i zaczęliśmy iść w kierunku hotelu.
- No bo Winiar powiedział, że mogłaś się zgubić. - wyjaśnił Andrzej.
- Nie przyszło wam do głowy głupki żeby sprawdzić czy nie czekam już przed halą?
- Kazał nam się rozdzielić - chlipnął Wrona.
- Boże, żyje z debilami. Kompletnymi debilami - westchnęłam głęboko - No ale chodźcie szybciej bo zmarzłam - powiedziałam gdy zobaczyłam jakim tempem oni zamierzają iść.
- Kłos przytul dziewczynę bo zmarzła - przestrzelił głowę środkowego atakujący.
- No chwila, chwila. Sms'a dostałem od ojca no - mruknął po czym zwrócił się do mnie - Chcesz iść na kolację do moich rodziców?
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć.
- No a ja i Aga? - oburzył się Andrzej.
- Idźcie do twoich - wzruszył ramionami mój chłopak. Środkowy zastanowił się.
- No w sumie możemy - odparł wzruszając ramionami.
- No i świetnie wszyscy są hepi więc możemy iść dalej. Bo nie wiem czy zauważyliście, ale stanęliśmy w miejscu - przywrócił nas do rzeczywistości Michał. Faktycznie. Nie zauważyłam. Nie no Elena, brawo za spostrzegawczość. Brawo. Brawo. Brawo. Karol objął mnie ramieniem (faktycznie cieplej) i mogliśmy iść.
Pół godziny później byliśmy już pod hotelem. Zadzwoniłam w trakcie drogi do Agnieszki żeby już łaskawie ruszyła dupę i zeszła na parking, więc gdy podeszliśmy do samochodu Karola blondynka już chodziła sobie w kółko i grzebała czubkiem butów w cienkiej warstwie śniegu.
Pożegnaliśmy się z atakującym i przyjmującym po czym wsiedliśmy do samochodu i obwieściliśmy Witczak, że szykują się jeszcze niedzielne wizyty. Nawet się ucieszyła. No i popatrzcie, jak to jeden głupi sms, od ojca Kłosa może ucieszyć ludzi! Coś niebywałego.
Najpierw podrzuciliśmy Wrony do rodzinnego domu siatkarza, który był wcześniej, a potem sami znaleźliśmy się na podjeździe domu środkowego. Wysiedliśmy z auta i przeszliśmy przez podwórko. Środkowy zadzwonił do drzwi, które otworzyły się po chwili i stanął w nich pan Maciej. Przywitał się z nami serdecznie po czym pozwolił zdjąć kurtki i buty. Następnie przeszliśmy do kuchni gdzie urzędowała pani Alina.
- O, jesteście już - uśmiechnęła się szeroko - Cześć dzieciaki - przytuliła każde z nas.
- A co pani tutaj gotuje? - zapytałam - Może w czymś pomóc?
- Chciałam pierwszy raz spróbować ugotować tą tartę-kisz. Podobno bardzo szybko się to robi i smakuje świetnie. Dostałam przepis od jednej koleżanki.
- Wiem, wiem o czym pani mówi - uśmiechnęłam się - Faktycznie, bardzo szybkie i naprawdę pyszne. Co już pani robi? - zapytałam nachylając się i sprawdzając w którym momencie gotowania jest pani Alina.
- To może ja pójdę do ojca? - zapytał Karol.
- Idź, idź - powiedziałyśmy razem i machnęłyśmy na niego ręką jakby był tylko natrętnym owadem, a gdy chłopak wyszedł zaśmiałyśmy się razem.
- Właśnie wyjęłam je z piekarnika. Teraz będę wkładać farsz. - oznajmiła - Jest w tamtej misce. Podasz mi go?
Podeszłam do szafki na blacie której stał w misce farsz i razem zaczęłyśmy go wkładać do ciasta. Gdy skończyłyśmy włożyłyśmy jeszcze danie do piekarnika na 15 minut, aby się zarumieniło. Podczas gdy potrawa się podgrzewała prowadziłyśmy luźną rozmowę. Tak ogólnie jak sobie żyjemy w Bełchatowie.
Gdy danie było już gotowe zaniosłyśmy talerze i sztućce, a po chwili zajadaliśmy się potrawą.
- Faktycznie pyszne - stwierdziła pani Alina. - O a w ogóle to nam się wesele szykuje - uśmiechnęła się szeroko.
- O, co ty nie powiesz - zdziwił się Karol wkładając sobie widelec z daniem do buzi. - Kto?
- Twoja kochana kuzyneczka Milenka się hajta - uprzedził żonę pan Maciej. Kłos aż się zakrztusił i życzliwa ja musiałam go poklepać po plecach. Niech to doceni bo gdyby nie ja to pewnie by się tu udusił!
- Milka?! - niemalże pisnął. - Przecież ona jest jeszcze taka młoda...
- Synu ona ma 24 lata. Ty się chyba zatrzymałeś na etapie gdy chodziła do liceum - powiedziała z politowaniem matka.
- Ej, ale zaraz, zaraz, chwilę, chwilunię, chwileczkę. - uniósł dłoń do góry - Przecież ja nawet na oczy nie widziałem jej tego przyszłego męża - oburzył się.
- Zadzwoń ze skargą - stwierdziłam śmiejąc się.
- Nie zdziwiłbym się gdyby to zrobił - parsknął śmiechem pan Maciej.
- To wcale nie jest śmieszne - mruknął - Przecież obiecałem wujkowi, że się nią zajmę.
- Karol, ona jest dorosła - stwierdziła spokojnie jego matka.
- Dorosła - prychnął - Gadanie. - zaczął grzebać w talerzu - Kiedy to wesele?
- Dopiero tydzień temu się zaręczyli. Chyba 17 listopada tak? - spojrzał na żonę ojciec siatkarza. Ja tylko siedziałam cicho i przysłuchiwałam się tej wymianie zdań między Kłosami i zastanawiałam się czemu wiadomość o ślubie kuzynki tak.... nawet nie wiem jak to nazwać. Tak podziała na siatkarza. Muszę go zapytać. Ale to później. Teraz byłam zajęta delektowaniem się jedzeniem
- Muszę z nią pogadać. Dalej jest w Warszawie tak?
- Tak mieszka tu na Lwowskiej*. Wiesz gdzie, nie? - zmarszczyła lekko czoło pani Alina.
- No jasne, że wiem. - w tym momencie przyszedł mi sms. Odczytałam wiadomość od Agnieszki.
- Aga pisze, że powinniśmy się już zbierać - powiedziałam środkowemu, który spojrzał na zegar.
- Faktycznie, najwyższa pora - wstał od stołu. - Lecimy - pożegnaliśmy się z państwem Kłos i ruszyliśmy do korytarza by ubrać się.
- Może teraz wy przyjedziecie kiedyś do Bełku co? - zwrócił się do rodziców Karol.
- Świetny pomysł - poparłam od razu z uśmiechem swojego chłopaka zasuwając kurtkę.
- Nie chcemy wam robić kłopotu - stwierdziła pani Alina.
- Żadnego kłopotu. Proszę przyjeżdżać - uśmiechnęłam się szeroko.
- Zresztą fajnie by było gdybyście zobaczyli wreszcie jak mieszkam - wyszczerzył się.
- Przecież byliśmy u ciebie... - zaczęła kobieta.
- Tak? To na jakiej ulicy mieszkam? - zapytał cwaniacko.
- Gdzieś tam mam napisane - wykręcała się pani Kłos.
- A ja kochanie, nie wiedziałam, że mieszkasz na ulicy - stwierdziłam udając bardzo zdziwioną na co rodzice siatkarza się zaśmiali.
- O! Poczekajcie jeszcze! Ukroję wam placka! - jak strzała wbiegła do kuchni i po 10 minutach wreszcie mogliśmy iść do samochodu. Wsiedliśmy, siatkarz położył mi na kolanach pudełko z ciastem i ruszyliśmy po te nasze zakochane Wrony. Temat Mileny postanowiłam na razie zostawić zwłaszcza, że Karol chyba przetwarzał to wszystko w swojej głowie. Mimo to strasznie mnie korciło, aby go zapytać.
W Bełchatowie byliśmy około 22:30. Pożegnaliśmy się z siatkarzami i biorąc swoje torby z rzeczami weszłyśmy do bloku. Ja i tak byłam zmęczona więc nawet nie miałam siły gadać więc po przestąpieniu progu mieszkania szybko znalazłam się w łazience gdzie zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę. Po kilku minutach znalazłam się już w łóżku. Słyszałam jak Absurd zaczyna miauczeć i drapać pazurkami moją pościel więc położyłam go na łóżku, a ona znalazł sobie miejsce obok moich nóg. Przynajmniej mam grzejnik.
------------------
Co do tego powrotu z Gali to chciałam tam trochę to przedłużyć tą "przeprawę" przez korytarz i miał ktoś wyjść ale stwierdziłam, że nie będę naszych misiaczków narażać i stresować, nie? ^^
W ogóle Gala w skrócie, ponieważ opisywałam ją na telefonie podczas oglądania i to nie od początku bo mnie nie oświeciło, aby coś takiego zrobić no ale jednak jest. Końcówkę mi gdzieś wcięło więc przepraszam za taką wywrę w tekście :(
Znowu wprowadzam do opowiadania wątek zupełnie nic nie zmieniający i nie znaczący.
Jak Wam minął piątek 13-ego?^^ Bo mi bez kompletnie żadnych niespodzianek. Walentynki też spokojnie.
Od jutra szkoła :( A u Was jak? Może dopiero zaczynacie? Jeśli jest tu ktoś taki to szczerze mu zazdroszczę bo mi się tak baaaardzo nie chcę :(
Pozdrawiam ;**
Tak jak ustaliłyśmy we wtorek, w czwartek po obiedzie czyli o godzinie 14 moim samochodem we cztery wyruszyłyśmy na zakupy do Łodzi. Po niecałej godzinie zaparkowałam pod łódzką manufakturą i wyszłyśmy z samochodu. Skierowałyśmy się do pierwszego sklepu gdzie już za trzecim podejściem Paulina znalazła odpowiednią sukienkę dla siebie. Według mnie wyglądała w niej super więc po co szukać czego innego?
W kolejnych wyposażyła się Dagmara. Ta postawiła na długą suknię pod kolor garniturów, które ubiorą siatkarze. Ja po przymierzeniu 10 sukienek wreszcie wybrałam taki zestaw (klik). Na końcu jak zawsze została pani Witczak. W końcu i ona po długim rozważaniu wybrała to (klik). Wyglądała w tym po prostu olśniewająco. A jak jeszcze dobierze odpowiednią biżuterię i makijaż to nikt nie będzie mógł oderwać od niej wzroku. A Andrzej to już w ogóle. O równej godzinie 17 zakończyłyśmy nasze zakupy, ale nasz pobyt w Łodzi wcale się nie skończył. Chciałyśmy sobie jeszcze ogólnie tak pochodzić po sklepach. A nóż jeszcze wypatrzymy odpowiedniejsze buty do kreacji? Nic takiego jednak się nie stało i godzinę później udałyśmy się do kawiarni gdzie każda zamówiła sobie po kawie. Toczyłyśmy przyjemną rozmowę. Właściwie do Bełchatowa nam się nie spieszyło.
Gdy po godzinie już się nagadałyśmy i skończyła nam się kawa postanowiłyśmy się zbierać. Poszłam uregulować rachunek, a dziewczyny miały iść przodem jeszcze rzucić okiem na jedną parę butów. Zapłaciłam i gdy chowałam do torebki portfel nie zauważyłam jednej osoby i wpadłam w nią.
- Bardzo przepraszam - zaczęłam od razu podnosząc wzrok.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się - Cześć Lenka.
- Łukasz! - ucieszyłam się i przytuliłam przyjaciela - Co ty tu porabiasz? - zapytałam
- Mieliśmy iść z Emilką na spacer, a skończyło się jak zwykle tutaj - westchnął na co ja tylko się zaśmiałam.
- To gdzie ją masz? - zaczęłam rozglądać się za dziewczyną.
- Kupuje jedną sukienkę, a ja mam za bojowe zadanie zamówić dla nas coś do picia.
- Mam nadzieję, że poprawnie wykonasz swoje zadanie żołnierzu - szturchnęłam go w bok śmiejąc się.
- Sie wie - zasalutował.
- Ja muszę już lecieć. Ale jak wrócisz do Bełchatowa to daj znać. Spotkamy się znów w piątkę - puściłam mu oczko.
- Jasne, jak tylko znajdę czas to zadzwonię.
- No dla mnie nie znajdziesz? - zaśmiałam się
- Dla ciebie zawsze, ale zgadamy się jeszcze - wyszczerzył się
- Dobra, no to pa - cmoknęłam go jeszcze w policzek na pożegnanie i szybko ruszyłam w stronę samochodu. Zanim doszłam jednak do auta mój telefon zawibrwoał. Wyjęłam go z kieszeni z myślą że to Karol czegoś chce. Moim oczom ukazała się ta wiadomość:
"Nie bój się już niedługo się zobaczymy. Nie mogę się już wprost doczekać kochanieńka"
Otworzyłam szeroko oczy z przerażenia. Kto to jest? O co mu chodzi? I co to ma być za jakaś : "kochanieńka"? Szybko wsadziłam telefon do kieszeni po czym szybkim krokiem znalazłam się przy towarzyszkach.Dziewczyny czekały na mnie opierając się o drzwi samochodu. Chciałam zachowywać się całkowicie normalnie.
- No co tak długo? - wzniosła oczy do nieba Agnieszka.
- Spotkałam Łukasza - wzruszyłam ramionami wsiadając do samochodu i rzucając na kolana Agnieszki swoje zakupy.
- Ty, ty, bo poskarżymy Karolowi - pogroziła mi palcem Paulina z uśmiechem.
- Skarżypyta na kopyta język lata jak łopata - wystawiłam jej język i ruszyłam z parkingu na co wszystkie się zaśmiały. - E! Pasy mi zapinać te z tyłu!
- Nas nie widać, nas tu nie ma - wyszczerzyła się Witczak.
- Prawie was nie zauważyłam - stwierdziła Dagmara.
- No ja tak samo - przytaknęłam jej.
- Czyli jednak dobrze się maskujemy - brunetka przybiła żółwika z blondynką.
W Bełchatowie byłyśmy o 19:45. Odstawiłam dziewczyny do domu, a my skoczyłyśmy jeszcze na zakupy. No bo coś trzeba jeść nie?
Dożyliśmy tego pięknego dnia zwanego sobotą, w którym to miała się odbyć Gala Mistrzów Sportu. Od rana zaczęłyśmy się szykować. Najpierw wzięłam prysznic, potem paznokcie i kręcenie włosów....
Wyjechać mieliśmy o 17:30. O tejże właśnie godzinie wsiadłyśmy z Agnieszką do samochodu Karola i ruszyliśmy w stronę Warszawy. W drodze strzeliłam sobie selfie z Agnieszką, które od razu trafiło na Instagrama. Chłopaki byli oburzeni, że ich nie uchwyciło, ale ich oznaczyłam. Powinni się cieszyć nie? No. Jedziemy dalej.
Odkryciem roku został Mateusz Mika. Jak dla mnie żadne zaskoczenie. Następnie trener roku czyli Stephan Antiga. No nie wyobrażałam sobie, aby nie został uhonorowany w tej kategorii. Drugim trenerem roku został także Łukasz Kruczek. Przyszła pora na drużynę roku, którą zostali oczywiście polscy siatkarze. Cała sala klaszcząc wstała ze swoich miejsc i nagrodziła naszych mistrzów świata długimi oklaskami.Oczywiście ojciec Krzysiu musiał palnąć żeby się pięknie ustawili. No ale racje ma! Przecież drużyna roku musi si prezentować! Zrobiłam im kilka zdjęć. A co, niech mają na pamiątkę nie? Winiar walnął przemowę; oczywiście to też uwieczniłam i znowu oklaski. Następnie superczempion, którego otrzymała Irena Szewińska.
Przerwa, podczas której wysłałam jeszcze kilka sms'ów na Mariusza. No co? Trzeba pomagać nie?
Po przerwie nagrody otrzymali wszyscy z pierwszej dziesiątki plebiscytu.
Pierwsza Anita Włodarczyk, po której przemowie zaśpiewał Perfekt Grzegorz Markowski. Piosenka, którą na prawdę uwielbiam. Niepokonani. Nawet sobie cichutko pod nosem podśpiewywałam. W sumie tak jak cały nasz stolik. Kolejny Michał Kwiatkowski, którego niestety z nami nie było. Następny Zbigniew Bródka, po którym zaśpiewała Honey. Robert Lewandowski, którego również nie było więc nagrodę w jego imieniu odebrała żona. Kolejny Paweł Fajdek, który także nie mógł się pojawić. Szósty na scenę wszedł Krzysztof Kasprzak dla którego piosenkę zaśpiewał Mateusz Ziółko. No i wreszcie nadszedł czas na Mariusza, któremu nagrodę wręczał Stephan Antiga i największy jak na moje oko (ucho?) aplauz od trzech stolików, które okupywali siatkarze i ich partnerki oraz oczywiście "Mariusz Wlazły, Mariusz!" Piosenka "People help the people", prośba Ani Wyszkoni, aby Szampon został w kadrze i jedziemy dalej z tym koksem. Justyna Kowalczyk. Królowej Zimy niestety nie było więc nagrodę w jej imieniu odebrali rodzice. Następy Rafał Majka. Kolarza także nie było więc w jego imieniu nagrodę odebrała żona.
I ostatni, choć wcale nie najgorszy, nasz podwójny złoty mistrz olimpijski Kamil Stoch, który uprzedził, że walnie dłuższe przemówienie, dlatego, że w tamtym roku nie udało mu się tu być. Następnie "Bohema", która, nie ukrywajmy, pasuje idealnie.
Ostatecznie wygrał Kamil Stoch. W sumie ja i tak się cieszyłam. Wiadomo, że jako ta "bardziej związana z siatkówką" powinnam obstawać za Mariuszem grubym murem, ale Kamil bardzo zasługiwał. Zresztą tutaj wszyscy zasługują.
Po tej części uroczystej mogliśmy przejść do sali gdzie miał trwać ten bal. Wszyscy najpierw zabrali się za robienie sobie selfie z innymi sportowcami. Jak wszyscy to i ja, a co! Udało mi się wbić do Wlazłego i Stocha. Nie dość, że z takimi sportowcami to jeszcze wyszłam korzystnie. Jaki bonus.
Mogliśmy spędzić kilka piosenek na parkiecie z Karolem, jednak on później wraz z Andrzejem zostali porwani do jakiegoś wywiadu, więc udało mi za ten czas zatańczyć także z innymi siatkarzami i nie tylko. Patrzcie tylko jaki fejm. Gdy chciałam dosłownie na minutkę sobie odpocząć od razu obok mnie zmaterializował się Krzysiu.
- Czy mogę prosić piękną panią? - wyszczerzył się niemiłosiernie na co ja tylko zaśmiałam.
- Ależ oczywiście - podążyłam za nim na parkiet.
- Wiesz co? Tak sobie ostatnio Iwonka wpadła na pomysł... - zaczął
- Na pewno Iwona? - uniosłam brew.
- Tak, o dziwo tak - pokiwał głową ze śmiechem - No to wpadła na pomysł żebyś przyjechała do nas na weekend kiedyś co ty na to?
- Oj Krzysiu. Niby kiedy? - zrobiłam smutną minkę.
- No .... jak będzie czas - wyszczerzył się.
- Doskonale wiesz, że gracie w weekendy mecze. A ja przecież pracuje podczas meczów. Przypominam tylko - rzuciłam.
- Ehhh. No to dupa Jasia - westchnął smutno.
- Gdy tylko będę miała wolny czas to na pewno do was przyjadę - obiecałam.
- No ja myślę - wyszczerzył - Ale chyba muszę się zmywać bo leci twój chłoptaś i dostanę jeszcze opierdziel, że cię dotykam - zaśmialiśmy się razem.
- Spokojnie, stanę w twojej obronie - wyszczerzyłam się i wtedy Karol stanął obok nas.
- Koniec biby. Czas spać - zakomenderował.
- Ja mogę zostać, to wy macie jutro mecz - wzruszyłam ramionami.
- Ohohohoooo nieeee panienko - zaprzeczył od razu.
- No jasne, że tak. Ja na meczu mogę cykać zdjęcia nawet gdy nie będę wyspana, a ty jak się nie wyśpisz to się przecież od ziemi nie odbijesz - parsknęłam śmiechem, a w moje ślady poszedł libero.
- Oj tam zaraz nie odbijesz się od ziemi - fuknął - Falasca powiedział, że mamy wrócić o godzinie 00 to idziemy.
- Cud, że nie od 22 - mruknęłam na co obaj siatkarze zaśmiali się.
Po 40 minutach byliśmy już w hotelu, w którym przebywały też Skrzaty, które odbyły dzisiaj wieczorem lekki trening na hali. Po cichuteńku w ósemkę wychodziliśmy z windy, aby przypadkiem kogoś nie obudzić. W pewnym momencie zakręciło mi się w nosie, a sekundę później już kichnęłam. Bardzo głośno, a reszta "wyprawy" spojrzała na mnie mordującym wzrokiem.
- No sorry no - mruknęłam wywracając oczami. Oni zaczęli nasłuchiwać.
W sumie racja przecież Miguel by nas zabił jakby nas zobaczył! Jest przecież 00:05! Toż to zniewaga jego osoby, że nie stosujemy się do nakazów! Nikt jednak nie wyjrzał na korytarz. Ba! Nie było słychać żadnego szmeru. A oni od razu na mnie kurde naskakują. No co to ma być no?! No ale brawo my, bo bez naruszania ciszy nocnej dotarliśmy do pokojów.
Następnego dnia po lekkim obiedzie w hotelu wyruszyliśmy na halę. Przed budynkiem kręciło się dużo osób zbierających pieniądze na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Oczywiście każdy z siatkarzy pognał po te serduszka. Ja oczywiście też. No bo co? Zawsze kupuje, zresztą mam taką satysfakcję, że mogę komuś pomóc.
Nawet trener ma jedno. Przylepiłam sobie swoje na kurtce i weszłam za siatkarzami do budynku. Podczas rozgrzewki chłopaków źle poczuł się Tille i zamiast Muzaja siedzącego obok mnie za bandami siedzi teraz Ferdinand.
Kłos, który nie grał w dwóch pierwszych setach miał mnóstwo czasu żeby się do mnie głupio szczerzyć i mnie rozpraszać. Na szczęście na trzeciego wszedł więc miałam spokój.
Mecz w hali Ursynów został wygrany przez Skrzaty 3:0. MVP meczu został Michał więc żeby nie było, że nigdy mu nie gratuluję gdy już łaskawie przylazł pod bandy pogratulowałam mu. No, niech się cieszy.
- A dziękuję, dziękuję - wypiął dumnie klatę.
- Daj se potrzymać - wyszczerzyłam się.
- Nie bo zepsujesz - wytknął mi język.
- Tego nie da się zepsuć. - wywróciłam oczami
- Oczywiście, że się da - obruszył się - Ty na pewno dałabyś rady. Przecież tobie strach COKOLWIEK dawać! Do tej pory pamiętam jak mi rozwaliłaś ten samochodzik! I było odkładnie tak samo! "Daj se potrzymać.Przecież ci nie zepsuje" Yhym, yhym - nawijał. To była właśnie moja szansa. Wyjęłam mu statuetkę z ręki i kazałam ustawić się do zdjęcia. Strzeliłam szybko fotę aparatem.
- No i co? Zepsute - zapytałam głupkowato.
- Tutaj ma plamy od dotykania - wyszczerzył się wskazując palcem na kryształową piłkę do siatkówki w statuetce, szczerząc się.
- Niezły tekścik braciszku - poklepałam go po ramieniu.
- Sie ma to coś. No ale idę. Mam nadzieję, że trafisz do wyjścia - spojrzał na mnie podejrzliwie. Kiedyś na którymś meczu nie mam pojęcia jakim cudem się tu zgubiłam.
- Jasne, że trafię - mruknęłam i zarzuciłam torbę na ramię po czym ruszyłam w kierunku wyjścia. Gdy wyszłam na zewnątrz zobaczyłam że śnieg zaczyna pruszyć. Coś w tym roku nie może napadać. Stanęłam i czekałam na chłopaków. Po chwili kierowca Skrzatów wyszedł z budynku i otworzył drzwi do autokaru. Nie mogłam niestety z nich skorzystać, ponieważ ja, Karol, Andrzej, Michał i Mariusz mieliśmy przejść się spacerkiem do hotelu na parkingu, którego stały auta siatkarzy zostawione tam wczoraj po powrocie z balu. Czekałam i czekałam na nich i czekałam i czekałam. Cała drużyna już wpakowała się do autokaru, a ja czekałam. Wreszcie wyleźli. Łaskawce.
- No dłużej się nie dało? - burknęłam.
- Szukaliśmy cię po całej hali - odparł trochę zdenerwowany Mariusz.
- Bo? - uniosłam zdziwiona brew i zaczęliśmy iść w kierunku hotelu.
- No bo Winiar powiedział, że mogłaś się zgubić. - wyjaśnił Andrzej.
- Nie przyszło wam do głowy głupki żeby sprawdzić czy nie czekam już przed halą?
- Kazał nam się rozdzielić - chlipnął Wrona.
- Boże, żyje z debilami. Kompletnymi debilami - westchnęłam głęboko - No ale chodźcie szybciej bo zmarzłam - powiedziałam gdy zobaczyłam jakim tempem oni zamierzają iść.
- Kłos przytul dziewczynę bo zmarzła - przestrzelił głowę środkowego atakujący.
- No chwila, chwila. Sms'a dostałem od ojca no - mruknął po czym zwrócił się do mnie - Chcesz iść na kolację do moich rodziców?
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć.
- No a ja i Aga? - oburzył się Andrzej.
- Idźcie do twoich - wzruszył ramionami mój chłopak. Środkowy zastanowił się.
- No w sumie możemy - odparł wzruszając ramionami.
- No i świetnie wszyscy są hepi więc możemy iść dalej. Bo nie wiem czy zauważyliście, ale stanęliśmy w miejscu - przywrócił nas do rzeczywistości Michał. Faktycznie. Nie zauważyłam. Nie no Elena, brawo za spostrzegawczość. Brawo. Brawo. Brawo. Karol objął mnie ramieniem (faktycznie cieplej) i mogliśmy iść.
Pół godziny później byliśmy już pod hotelem. Zadzwoniłam w trakcie drogi do Agnieszki żeby już łaskawie ruszyła dupę i zeszła na parking, więc gdy podeszliśmy do samochodu Karola blondynka już chodziła sobie w kółko i grzebała czubkiem butów w cienkiej warstwie śniegu.
Pożegnaliśmy się z atakującym i przyjmującym po czym wsiedliśmy do samochodu i obwieściliśmy Witczak, że szykują się jeszcze niedzielne wizyty. Nawet się ucieszyła. No i popatrzcie, jak to jeden głupi sms, od ojca Kłosa może ucieszyć ludzi! Coś niebywałego.
Najpierw podrzuciliśmy Wrony do rodzinnego domu siatkarza, który był wcześniej, a potem sami znaleźliśmy się na podjeździe domu środkowego. Wysiedliśmy z auta i przeszliśmy przez podwórko. Środkowy zadzwonił do drzwi, które otworzyły się po chwili i stanął w nich pan Maciej. Przywitał się z nami serdecznie po czym pozwolił zdjąć kurtki i buty. Następnie przeszliśmy do kuchni gdzie urzędowała pani Alina.
- O, jesteście już - uśmiechnęła się szeroko - Cześć dzieciaki - przytuliła każde z nas.
- A co pani tutaj gotuje? - zapytałam - Może w czymś pomóc?
- Chciałam pierwszy raz spróbować ugotować tą tartę-kisz. Podobno bardzo szybko się to robi i smakuje świetnie. Dostałam przepis od jednej koleżanki.
- Wiem, wiem o czym pani mówi - uśmiechnęłam się - Faktycznie, bardzo szybkie i naprawdę pyszne. Co już pani robi? - zapytałam nachylając się i sprawdzając w którym momencie gotowania jest pani Alina.
- To może ja pójdę do ojca? - zapytał Karol.
- Idź, idź - powiedziałyśmy razem i machnęłyśmy na niego ręką jakby był tylko natrętnym owadem, a gdy chłopak wyszedł zaśmiałyśmy się razem.
- Właśnie wyjęłam je z piekarnika. Teraz będę wkładać farsz. - oznajmiła - Jest w tamtej misce. Podasz mi go?
Podeszłam do szafki na blacie której stał w misce farsz i razem zaczęłyśmy go wkładać do ciasta. Gdy skończyłyśmy włożyłyśmy jeszcze danie do piekarnika na 15 minut, aby się zarumieniło. Podczas gdy potrawa się podgrzewała prowadziłyśmy luźną rozmowę. Tak ogólnie jak sobie żyjemy w Bełchatowie.
Gdy danie było już gotowe zaniosłyśmy talerze i sztućce, a po chwili zajadaliśmy się potrawą.
- Faktycznie pyszne - stwierdziła pani Alina. - O a w ogóle to nam się wesele szykuje - uśmiechnęła się szeroko.
- O, co ty nie powiesz - zdziwił się Karol wkładając sobie widelec z daniem do buzi. - Kto?
- Twoja kochana kuzyneczka Milenka się hajta - uprzedził żonę pan Maciej. Kłos aż się zakrztusił i życzliwa ja musiałam go poklepać po plecach. Niech to doceni bo gdyby nie ja to pewnie by się tu udusił!
- Milka?! - niemalże pisnął. - Przecież ona jest jeszcze taka młoda...
- Synu ona ma 24 lata. Ty się chyba zatrzymałeś na etapie gdy chodziła do liceum - powiedziała z politowaniem matka.
- Ej, ale zaraz, zaraz, chwilę, chwilunię, chwileczkę. - uniósł dłoń do góry - Przecież ja nawet na oczy nie widziałem jej tego przyszłego męża - oburzył się.
- Zadzwoń ze skargą - stwierdziłam śmiejąc się.
- Nie zdziwiłbym się gdyby to zrobił - parsknął śmiechem pan Maciej.
- To wcale nie jest śmieszne - mruknął - Przecież obiecałem wujkowi, że się nią zajmę.
- Karol, ona jest dorosła - stwierdziła spokojnie jego matka.
- Dorosła - prychnął - Gadanie. - zaczął grzebać w talerzu - Kiedy to wesele?
- Dopiero tydzień temu się zaręczyli. Chyba 17 listopada tak? - spojrzał na żonę ojciec siatkarza. Ja tylko siedziałam cicho i przysłuchiwałam się tej wymianie zdań między Kłosami i zastanawiałam się czemu wiadomość o ślubie kuzynki tak.... nawet nie wiem jak to nazwać. Tak podziała na siatkarza. Muszę go zapytać. Ale to później. Teraz byłam zajęta delektowaniem się jedzeniem
- Muszę z nią pogadać. Dalej jest w Warszawie tak?
- Tak mieszka tu na Lwowskiej*. Wiesz gdzie, nie? - zmarszczyła lekko czoło pani Alina.
- No jasne, że wiem. - w tym momencie przyszedł mi sms. Odczytałam wiadomość od Agnieszki.
- Aga pisze, że powinniśmy się już zbierać - powiedziałam środkowemu, który spojrzał na zegar.
- Faktycznie, najwyższa pora - wstał od stołu. - Lecimy - pożegnaliśmy się z państwem Kłos i ruszyliśmy do korytarza by ubrać się.
- Może teraz wy przyjedziecie kiedyś do Bełku co? - zwrócił się do rodziców Karol.
- Świetny pomysł - poparłam od razu z uśmiechem swojego chłopaka zasuwając kurtkę.
- Nie chcemy wam robić kłopotu - stwierdziła pani Alina.
- Żadnego kłopotu. Proszę przyjeżdżać - uśmiechnęłam się szeroko.
- Zresztą fajnie by było gdybyście zobaczyli wreszcie jak mieszkam - wyszczerzył się.
- Przecież byliśmy u ciebie... - zaczęła kobieta.
- Tak? To na jakiej ulicy mieszkam? - zapytał cwaniacko.
- Gdzieś tam mam napisane - wykręcała się pani Kłos.
- A ja kochanie, nie wiedziałam, że mieszkasz na ulicy - stwierdziłam udając bardzo zdziwioną na co rodzice siatkarza się zaśmiali.
- O! Poczekajcie jeszcze! Ukroję wam placka! - jak strzała wbiegła do kuchni i po 10 minutach wreszcie mogliśmy iść do samochodu. Wsiedliśmy, siatkarz położył mi na kolanach pudełko z ciastem i ruszyliśmy po te nasze zakochane Wrony. Temat Mileny postanowiłam na razie zostawić zwłaszcza, że Karol chyba przetwarzał to wszystko w swojej głowie. Mimo to strasznie mnie korciło, aby go zapytać.
W Bełchatowie byliśmy około 22:30. Pożegnaliśmy się z siatkarzami i biorąc swoje torby z rzeczami weszłyśmy do bloku. Ja i tak byłam zmęczona więc nawet nie miałam siły gadać więc po przestąpieniu progu mieszkania szybko znalazłam się w łazience gdzie zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę. Po kilku minutach znalazłam się już w łóżku. Słyszałam jak Absurd zaczyna miauczeć i drapać pazurkami moją pościel więc położyłam go na łóżku, a ona znalazł sobie miejsce obok moich nóg. Przynajmniej mam grzejnik.
------------------
Co do tego powrotu z Gali to chciałam tam trochę to przedłużyć tą "przeprawę" przez korytarz i miał ktoś wyjść ale stwierdziłam, że nie będę naszych misiaczków narażać i stresować, nie? ^^
W ogóle Gala w skrócie, ponieważ opisywałam ją na telefonie podczas oglądania i to nie od początku bo mnie nie oświeciło, aby coś takiego zrobić no ale jednak jest. Końcówkę mi gdzieś wcięło więc przepraszam za taką wywrę w tekście :(
Znowu wprowadzam do opowiadania wątek zupełnie nic nie zmieniający i nie znaczący.
Jak Wam minął piątek 13-ego?^^ Bo mi bez kompletnie żadnych niespodzianek. Walentynki też spokojnie.
Od jutra szkoła :( A u Was jak? Może dopiero zaczynacie? Jeśli jest tu ktoś taki to szczerze mu zazdroszczę bo mi się tak baaaardzo nie chcę :(
Pozdrawiam ;**
czwartek, 12 lutego 2015
~Rozdział 63~
Gdy się obudziłam Karol już nie spał. Czy to ja naprawdę jestem aż takim śpiochem? Nawet Absurd już jakimś cudem wyszedł z pudełka i przechadzał się po pokoju próbując wskoczyć na łóżko.
- Dzień doberek - wyszczerzył się.
- Cześć. - odwzajemniłam gest - A dzisiaj to mi już nie zrobiłeś śniadanka? - zapytałam zawiedziona kładąc głowę na jego torsie.
- Jakbyś mnie nie trzymała to bym zrobił, a nie chciałem cię budzić bo tak słodziutko spałaś - odparł.
- Po prostu ci się nie chciało, tak? - ziewnęłam.
- To był drugorzędny powód. - pospieszył z wyjaśnieniem
- Czyli główny - wyszczerzyłam się.
- Chyba wolałem jak spałaś - stwierdził lekko się krzywiąc.
- Ja mam dużo czasu mogę jeszcze iść spać. Nie to co ty - dźgnęłam go w bok.
- Masz racje. Obiad dla całej rodziny zrobi się sam - wzruszył ramionami.
- Kurde, fakt - strzeliłam sobie w czoło - Tak mi się nic nie chce - jęknęłam przytulając się do niego i zamykając oczy.
- Myślisz, że w taki sposób nabierzesz ochoty do wstania? - zaśmiał się.
- Niekoniecznie. Ale zawsze można spróbować nie? - uśmiechnęłam się.
Po 20 minutach wreszcie podniosłam swoją szanowną z posłania i poszłam się ogarnąć. Ubrałam się (klik), rękawy koszuli podwinęłam, uczesałam włosy w zwykłego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż. We trójkę spałaszowaliśmy śniadanie po czym pożegnałam się ze środkowym, który pojechał do siebie, aby wziąć rzeczy na trening. Nakazałam mu przyjechać jak już się ogarnie po treningu to zje z nami obiad bo babcia na pewno o niego zapyta. Na 100000 procent. Zresztą mama też. Ale w sumie mogę się przecież tylko cieszyć, że go lubią, prawda?
Była 9:30. Postanowiłam najpierw wybrać się do sklepu. Ubrałam więc buty oraz kurtkę i wzięłam portfel po czym wyszłam z mieszkania. Musiałam się nieźle namęczyć, aby kot nie poszedł ze mną ponieważ bardzo mu się spieszyło do wyjścia z mieszkania. Nie tym razem.
Ponieważ mieliśmy tutaj na osiedlu niewielki sklep postanowiłam się tam przejść bo było to raptem 200 metrów. Zakupiłam wszystko co było mi potrzebne i ponad pół godziny później zjawiłam się w mieszkaniu. Zdjęłam odzież wierzchnią i zaniosłam produkty do kuchni raz o mały włos nie zaliczając gleby bo Absurd plątał mi się pod nogami. Nucąc piosenki w radiu wykładałam zakupy. W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon. Adam dzwoni. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej. No co tam? - zapytałam ściszając radio abym mogła go słyszeć.
- Cześć, słuchaj weź mi podaj dokładnie twój adres zamieszkania bo się mama z Asią kłócą pod który mam jechać - westchnął.
- Wiesz co może ja ci wyśle sms'em co? Będziesz miał niepodważalny dowód - zaśmialiśmy się obje.
- No dobra. Wyślij.
- A tak w ogóle to gdzie jesteście?
- My właśnie minęliśmy Wrocław. Będziemy za jakieś dwie godziny.
- No to dobrze. Może skończę obiad - zaśmiałam się - To już ci wysyłam ten adres i czekam na was.
- No to na razie - rzucił i zakończył połączenie. Wysłałam szwagrowi wiadomość tekstową z moim adresem po czym pogłaśniając z powrotem radio zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Na pierwsze postanowiłam zrobić zupę ogórkową, a na drugie gołąbki warzywne z ziemniakami. Kot cały czas kręcił mi się pod nogami bawiąc się swoją zabawką, którą mu wczoraj kupiłam. Uspokoił się dopiero gdzieś koło 11 i poszedł do salonu gdzie dłuższą chwilę miauczał ponieważ nie mógł wdrapać się na kanapę. Zlitowałam się na nim i położyłam go tam gdzie sobie tego życzył. Już się bałam sobie wyobrazić jak go Zosia z Nikodemem wytarmoszą. Nie przeżyje tego. Gdy zrobiłam ostatniego gołąbka i włożyłam do garnka, aby się ugotowały naszło mnie żeby zrobić kotleciki curry. Miałam jeszcze czas, a przecież wcale nie musieliśmy ich dzisiaj jeść tylko zostały by na jutro na obiad dla nas.
O 12:15posiłek miałam już gotowy. Czekałam już tylko na tych, którzy to skonsumują. Rozłożyłam jeszcze talerze chwyciłam telefon do ręki poszłam do salonu gdzie usiadłam obok Absurda i wystukałam sms'a do Agnieszki z zapytaniem kiedy wyjeżdżają do Warszawy i słowa otuchy, aby się nie martwiła. Odpisała mi po chwili, że jadą dopiero za godzinę, aż Andrzej wróci z treningu.
W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam więc otworzyć. Na progu stała oczywiście moja rodzinka. Wpuściłam ich z wielkim uśmiechem. Od razu zaczęło się przyjemne zamieszanie. Wszyscy na raz zaczęli mnie przytulać, a potem ściągać odzież wierzchnią, przy której oczywiście było też trochę zamieszania. Zaprosiłam ich do kuchni gdzie zaczęłam nakładać im zupy. Opowiadali jak minęła im podróż.
- A wiesz ciociu, że naliczyłam tak dużo samochodów jak tu jechaliśmy? - zaczęła podekscytowana Zosia.
- No ile? - zapytałam wkładając do buzi łyżkę zupy.
- Już zapomniałam - urwała na chwilkę - ale na pewno duuuuuużo! - wyszczerzyła się
- Co za głupek - mruknął pod nosem Nikodem lecz jego siostra bardzo dobrze to usłyszała
- Sam jesteś głupkiem głupku - parsknęła, brat już miał jej coś odpyskować ale wciął się ich ojciec.
- Dzieci spokój. - zarządził - Jedzcie bo tak marudziliście, że jesteście głodne. - przypomniał im
- Co wy z nimi macie - zaśmiałam się.
- Żebyś wiedziała - pokiwał głową Adam uśmiechając się delikatnie. - Teraz są jeszcze bardziej rozbrykane.
- A gdzie masz Agniesię?- zapytała mama zmieniając temat.
- A Agniesia w Warszawie - powiedziałam cwaniacko wstając od stołu i zbierając talerze.
- To co ona w Warszawie robi? - zdziwiła się Asia.
- A poznaje rodziców chłopaka - wyszczerzyłam się nakładając na talerze gołąbków.
- O proszę! Z kim to tak nasza Aga się spotyka co? - ciekawość babci nie zna granic.
- Z Andrzejem. - odparłam na co wszyscy oprócz dzieci się zaśmiali. Oni byli bardziej zajęci swoją kłótnią.
- Toście się dobrali - zaśmiał się szwagier.
- A jak - wyszczerzyłam się -Takie rzeczy tylko u nas - postawiłam na stole ostatni talerz.
- No właśnie, a skoro o chłopakach mowa to gdzie swojego kawalera podziałaś? - zaciekawiła się starsza kobieta. Mówiłam, że zapyta? Mówiłam? Spojrzałam na zegarek.
- Niedługo powinien przyjechać. - uśmiechnęłam się. No i faktycznie po 10 minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu, aby wpuścić Karola. Otworzyłam drzwi i przywitałam się z Kłosem buziakiem w policzek. Siatkarz zdjął kurtkę po czym weszliśmy do kuchni.
- Dzień dobry - proszę, proszę, kulturka.
- Siadaj. Zjesz obiad - nakazałam środkowemu. On zajął moje miejsce pomiędzy Adamem, a Zosią po czym znowu zaczęła się toczyć luźna rozmowa. Zaczęli go wypytywać jak tam w klubie, treningi, czy nie wkurzam go za bardzo - moja kochana siostrzyczka oczywiście musiała zadać to genialne pytanie. Chłopak odpowiedział tylko, że póki co nie, a Aśka chciała zacząć temat jaka to byłam kiedyś nieznośna, ale weszłam jej szybko w słowo proponując przejście do salonu i kawę oraz ciasto, które także kupiłam dzisiaj rano. No już nie miałam czasu upiec! Nie czepiać się!
Swojej siostrze, która postanowiła mi pomóc posłałam tylko mordercze spojrzenie, a ona mi całusa w powietrzu.
- Gdzie masz to ciasto? - zapytała dusząc śmiech.
- W lodówce geniuszu. A gdzie ono mogłoby być? - zapytałam retorycznie.
- Wiesz... - zaczęła otwierając lodówkę. Ewidentnie się ze mnie nabijała.
- Pytanie retoryczne głąbie - przestrzeliłam jej potylice.
- E, e. Ty sobie nie pozwalaj. Jestem w stanie błogosławionym - wyszczerzyła się biorąc do ręki nóż.
- Twoją głupotę też pobłogosławiło? - zapytałam głupkowato na co ona się zaśmiała. - No ale dobra. Jak się w ogóle czujesz? - zalałam wrzątkiem 4 herbaty i 4 kawy.
- Dobrze... - zaczęła ale przerwał jej krzyk Zośki.
- Mamo! Popatrz kogo ciocia ma! - wykrzyknęła wbiegając do kuchni z kotem.
- A kto to? - zapytała z uśmiechem moja siostra - Nie trzymaj go tak, Zosiu - poinstruowała dziewczynkę i ułożyła jej na rękach kota w odpowiedni sposób.
- Skąd go masz ciociu?
- Znalazłam go w niedzielę gdy wracałam z meczu wiesz? Na razie zatwierdzony przez Agnieszkę więc zostaje - zaśmiałam się.
- Jak to, znalazłaś? - zaciekawiła się Aśka.
- No normalnie, był taki brudny, i zmarnowany więc go wzięłam sprzed bloku i teraz jest u nas. - wyjaśniłam - Chcesz mu dać mleka i karmy Zocha? - zapytałam wesoło.
- Jasne! - wykrzyknęła ucieszona. Siostra wzięła więc szklanki na tacce do salonu, a my zabrałyśmy się za karmienie zwierzątka.
- A jak ona ma w ogóle na imię? - zapytała nasypując mu karmy do miseczki
- Absurd go nazwałam - uśmiechnęłam się.
- Dziwnie, - skrzywiła się - Nie lepiej Puszek? Przecież jest taki puchaty i bialutki.
- Ale Puszek to takie oklepane trochę. Absurd lepsze - puściłam jej oczko - A teraz chodź do salonu. On jak zje to też przyjdzie.
- Nie, posiedzę tu sobie z nim - uśmiechnęłam się.
- No to jak chcesz. Tylko pozwól mu zjeść, a potem go weź i ostrożnie żeby mu się w brzuchu nie poprzewracało - poinstruowałam ją jeszcze i ruszyłam do salonu gdzie była reszta. Zorientowałam się, że toczy się rozmowa, ale nie zarejestrowałam babci.
- A gdzie babcia? - zapytałam siadając obok Karola, który objął mnie ramieniem.
- Poszła obejrzeć resztę twoich włości - wyszczerzyła się mama.
- Nie ma co oglądać - wzruszyłam ramionami - Mieszkanie jak mieszkanie - powiedziałam pociągając łyk kawy.
- Babcia zawsze znajdzie coś ciekawego - zaśmiał się Adam.
- Co racja to racja - zawtórowała mu żona.
Po kilku minutach do pokoju weszła staruszka i Zosia z Absurdem na rękach.
- Mamusiu, a mogę mieć takiego kotka? - zapytała dziewczynka słodziutko podchodząc do rodzicielki.
- Kochanie, mamy już dwa psy - westchnęła.
- Jak to dwa? - zdziwiłam się - Trzy przecież - zmarszczyłam czoło.
- No już nie. Gdzieś chyba w piątek, albo w czwartek Rosa zdechła - wyjaśniła mama.
- Już faktycznie miała trochę lat - zastanowiłam się od kiedy to pamiętam tą kochaną suczkę. - Właściwie już chyba ze 13 lat nie?
- Będzie coś koło tego na pewno - pokiwała głową staruszka pociągając łyk herbaty.
- A jak tam się ten Kapitan trzyma? - zaciekawił się Kłos. O właśnie, a z nim co?
- On to ma energii za 10 - zaśmiał się Nikodem.
- Właśnie, niby już nie taki mały szczeniak ale wciąż by tylko biegał i szczekał na wszystko - zawtórował mu ojciec - Nawet Niki już za nim nie nadąża - poczochrał włosy syna.
- Jak się wiecznie opycha czipsami to nic dziwnego - stwierdziła spokojnie Zośka głaszcząc Absurda na co wszyscy wybuchli śmiechem, a chłopiec tylko posłał siostrze pełne nienawiści spojrzenie.
- To ciekawe niby jaką ty masz kondycje - warknął.
- Na pewno lepszą niż ty - parsknęła po czym oboje poderwali się ze swoich miejsc i chłopak zaczął gonić siostrę. Ja z siatkarzem, mamą i babcią skwitowaliśmy to tylko śmiechem.
- Normalnie drudzy Michał i Elena - pokręciła głową rodzicielka.
- Jak by to było wczoraj - rozmarzyłam się.
- Bo tak jest nadal - stwierdził środkowy.
- Przynajmniej się nigdy nie nudziliśmy - wyszczerzyłam się.
- Wy może tak, ale wasze kłótnie zaczynały być nudne po drugiej dziennie - stwierdziła Aśka.
- Jak mieli swój dzień to mogli się kłócić od wschodu do zachodu słońca - stwierdziła babcia.
- Będziecie mi to teraz wypominać? Michała się czepcie - mruknęłam. - To on zaczynał.
- Ale kto najgłośniej piszczał? - zaśmiała się Aśka.
- Na pewno nie ja - fuknęłam.
- Nie, krasnoludki - stwierdziła mama.
- Okej - zgodziłam się szczerząc i wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam więc, aby iść otworzyć. Na progu stali Winiarscy.
- O, jak fajnie, że jesteście. Wchodźcie - uśmiechnęłam się szeroko. - Matka mi wypomina nasze kłótnie z dzieciństwa - powiedziałam ze śmiechem gdy już się ze wszystkimi przywitałam i trzymałam na rękach Antosia, aby oni mogli zdjąć kurtki.
- Po tylu latach? - uniósł brew Michał.
- Przecież to dalej aktualne - zaśmiała się Daga odwieszając kurtkę.
- Ona tez tak twierdzi. No ale wchodźcie do salonu - wskazałam im gestem ręki pomieszczenie i zaproponowałam coś do picia. Zażyczyli sobie kawy, a Oliwier soku więc pokierowałam się do kuchni by po kilku minutach już wracać z napojami dla Winiarskich. Zasiadłam na swoim miejscu. Uradowane dzieciaki od razu pobiegły do mojego pokoju i tam zaczęły "budować dom" z koców, kołder i poduszek. Będzie dużo sprzątania, ale przecież im nie zabronię bo sama się tak bawiłam. Pamiętam do dzisiaj jak mi rozwalili gdy poszłam dosłownie na chwile do łazienki, wracam a tam wszystko rozwalone. Nie odzywałam się ani do Aśki, ani do Michała, ani do Krystiana przez trzy dni. Przynajmniej już potem nigdy mi tego nie zrobili.
Całe popołudnie spędziliśmy w miłym towarzystwie. Ogólnie bardzo miło popołudnie nam minęło.
Około 19 do zaczęli się zbierać goście z Wałbrzycha. Chciałam ich jeszcze trochę zatrzymać lecz moje prośby spaliły na panewce.
- Na prawdę musimy już jechać - odpowiedziała mi mama gdy wstawaliśmy z kanapy.
- Zosia! Nikodem! - zawołała dzieci Asia po czym weszła do mojego pokoju - O ludzie święci. Co wyście tu narobili?! - złapała się za głowę. Wszyscy szybko znaleźli się przy drzwiach mojego pokoju. No co ona chce? Piękny domek ze wszystkich poduszek, koców i kołder jakie mamy w mieszkaniu. - Będziecie to musieli posprzątać zanim pojedziemy.
- Nie, nie nie słuchajcie mamy. Nie musie sprzątać. - uśmiechnęłam się do nich.
- Ale jak nabałaganili to powinni posprzątać - dołączyła się mama.
- Mamo, daj spokój. Ja sobie poradzę. Przynajmniej im się nie nudziło, nie? - poczochrałam włosy Nikodema.
Zaczęli ubierać kurtki i buty po czym żegnając się chyba z 10 minut wyszli. Zostaliśmy więc w szóstkę. Ledwo drzwi zamknęły się za tamtymi już otworzyły się i do mieszkania weszła Agnieszka z Andrzejem. Ale dzisiaj tutaj mamy gości! No masakra jakaś. Ponieważ panowie zasiedli w salonie i włączając jakiś mecz ożywczo gestykulowali i wykrzykiwali raz po raz jakieś słowa pod adresem jednego czy drugiego piłkarza my postanowiłyśmy przenieść się wraz z Antosiem do kuchni. Dagmara jeszcze poprosiła chłopaków, aby może zamiast wydzierać się na pół bloku pograli w coś z Oliwierem. Zrobiłam nam herbaty i wtedy mogłyśmy sobie spokojnie usiąść przy stole i zacząć rozmowę.
- No i opowiadaj! Jak tam? - zapytałam podekscytowana.
- W porządku - uśmiechnęła się - Bardzo fajni ludzie. Myślę, że mnie polubili.
- Na pewno polubili. Ciebie nie da się nie lubić Aguś - uśmiechnęła się Dagmara i objęła ją ramieniem przytulając. - Ale ogólnie stresik był co? - szturchnęła ją w bok.
- Ugh, nie wyobrażasz sobie jaki wielki - odetchnęła teatralnie ocierając pot z czoła. - Ale tak poważnie, to jasne, że był. Ale wiecie, weszłam tam, do tego domu i wszystko znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po prostu.
- Ja miałam tak samo - westchnęłam przypominając sobie początek grudnia, kiedy to udaliśmy się z wizytą do Warszawy.
- Ale zawsze wszystko kończy się dobrze - puściła nam oczko Daga - A właśnie! Bo w piątek ten bal. Idziecie prawda?
- Nie mam wyjścia - zaśmiałam się.
- No ja w sumie też - zawtórowała mi blondynka.
- To wybierzmy się razem na zakupy w czwartek co? Pasuje wam? Miałam iść tylko z Pauliną ale im nas więcej tym lepiej nie?
- Pewnie, że możemy iść - odezwała się Witczak - Zresztą im więcej opinii co do sukienki tym lepiej - wyszczerzyła, a my z brunetką zaśmiałyśmy.
Winiarscy zmyli się o 20:30 kiedy to Antoni postanowił już iść sobie spać. Środkowi ulotnili się też jakieś pół godziny później więc mogłyśmy wreszcie chwilę odetchnąć. Opadłyśmy obie na kanapę ze szklanką coli. Agnieszka postanowiła, że obejrzymy sobie komedię "Wkręceni". Widziałam ją już raz, ale bardzo mi się podobała więc czemu nie?
Gdy seans się skończył nawet nie kierując się do łazienki szybko przebrałam się w piżamę i uprzednio sprzątając po dzieciakach uderzyłam w kimono.
- Dzień doberek - wyszczerzył się.
- Cześć. - odwzajemniłam gest - A dzisiaj to mi już nie zrobiłeś śniadanka? - zapytałam zawiedziona kładąc głowę na jego torsie.
- Jakbyś mnie nie trzymała to bym zrobił, a nie chciałem cię budzić bo tak słodziutko spałaś - odparł.
- Po prostu ci się nie chciało, tak? - ziewnęłam.
- To był drugorzędny powód. - pospieszył z wyjaśnieniem
- Czyli główny - wyszczerzyłam się.
- Chyba wolałem jak spałaś - stwierdził lekko się krzywiąc.
- Ja mam dużo czasu mogę jeszcze iść spać. Nie to co ty - dźgnęłam go w bok.
- Masz racje. Obiad dla całej rodziny zrobi się sam - wzruszył ramionami.
- Kurde, fakt - strzeliłam sobie w czoło - Tak mi się nic nie chce - jęknęłam przytulając się do niego i zamykając oczy.
- Myślisz, że w taki sposób nabierzesz ochoty do wstania? - zaśmiał się.
- Niekoniecznie. Ale zawsze można spróbować nie? - uśmiechnęłam się.
Po 20 minutach wreszcie podniosłam swoją szanowną z posłania i poszłam się ogarnąć. Ubrałam się (klik), rękawy koszuli podwinęłam, uczesałam włosy w zwykłego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż. We trójkę spałaszowaliśmy śniadanie po czym pożegnałam się ze środkowym, który pojechał do siebie, aby wziąć rzeczy na trening. Nakazałam mu przyjechać jak już się ogarnie po treningu to zje z nami obiad bo babcia na pewno o niego zapyta. Na 100000 procent. Zresztą mama też. Ale w sumie mogę się przecież tylko cieszyć, że go lubią, prawda?
Była 9:30. Postanowiłam najpierw wybrać się do sklepu. Ubrałam więc buty oraz kurtkę i wzięłam portfel po czym wyszłam z mieszkania. Musiałam się nieźle namęczyć, aby kot nie poszedł ze mną ponieważ bardzo mu się spieszyło do wyjścia z mieszkania. Nie tym razem.
Ponieważ mieliśmy tutaj na osiedlu niewielki sklep postanowiłam się tam przejść bo było to raptem 200 metrów. Zakupiłam wszystko co było mi potrzebne i ponad pół godziny później zjawiłam się w mieszkaniu. Zdjęłam odzież wierzchnią i zaniosłam produkty do kuchni raz o mały włos nie zaliczając gleby bo Absurd plątał mi się pod nogami. Nucąc piosenki w radiu wykładałam zakupy. W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon. Adam dzwoni. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej. No co tam? - zapytałam ściszając radio abym mogła go słyszeć.
- Cześć, słuchaj weź mi podaj dokładnie twój adres zamieszkania bo się mama z Asią kłócą pod który mam jechać - westchnął.
- Wiesz co może ja ci wyśle sms'em co? Będziesz miał niepodważalny dowód - zaśmialiśmy się obje.
- No dobra. Wyślij.
- A tak w ogóle to gdzie jesteście?
- My właśnie minęliśmy Wrocław. Będziemy za jakieś dwie godziny.
- No to dobrze. Może skończę obiad - zaśmiałam się - To już ci wysyłam ten adres i czekam na was.
- No to na razie - rzucił i zakończył połączenie. Wysłałam szwagrowi wiadomość tekstową z moim adresem po czym pogłaśniając z powrotem radio zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Na pierwsze postanowiłam zrobić zupę ogórkową, a na drugie gołąbki warzywne z ziemniakami. Kot cały czas kręcił mi się pod nogami bawiąc się swoją zabawką, którą mu wczoraj kupiłam. Uspokoił się dopiero gdzieś koło 11 i poszedł do salonu gdzie dłuższą chwilę miauczał ponieważ nie mógł wdrapać się na kanapę. Zlitowałam się na nim i położyłam go tam gdzie sobie tego życzył. Już się bałam sobie wyobrazić jak go Zosia z Nikodemem wytarmoszą. Nie przeżyje tego. Gdy zrobiłam ostatniego gołąbka i włożyłam do garnka, aby się ugotowały naszło mnie żeby zrobić kotleciki curry. Miałam jeszcze czas, a przecież wcale nie musieliśmy ich dzisiaj jeść tylko zostały by na jutro na obiad dla nas.
O 12:15posiłek miałam już gotowy. Czekałam już tylko na tych, którzy to skonsumują. Rozłożyłam jeszcze talerze chwyciłam telefon do ręki poszłam do salonu gdzie usiadłam obok Absurda i wystukałam sms'a do Agnieszki z zapytaniem kiedy wyjeżdżają do Warszawy i słowa otuchy, aby się nie martwiła. Odpisała mi po chwili, że jadą dopiero za godzinę, aż Andrzej wróci z treningu.
W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam więc otworzyć. Na progu stała oczywiście moja rodzinka. Wpuściłam ich z wielkim uśmiechem. Od razu zaczęło się przyjemne zamieszanie. Wszyscy na raz zaczęli mnie przytulać, a potem ściągać odzież wierzchnią, przy której oczywiście było też trochę zamieszania. Zaprosiłam ich do kuchni gdzie zaczęłam nakładać im zupy. Opowiadali jak minęła im podróż.
- A wiesz ciociu, że naliczyłam tak dużo samochodów jak tu jechaliśmy? - zaczęła podekscytowana Zosia.
- No ile? - zapytałam wkładając do buzi łyżkę zupy.
- Już zapomniałam - urwała na chwilkę - ale na pewno duuuuuużo! - wyszczerzyła się
- Co za głupek - mruknął pod nosem Nikodem lecz jego siostra bardzo dobrze to usłyszała
- Sam jesteś głupkiem głupku - parsknęła, brat już miał jej coś odpyskować ale wciął się ich ojciec.
- Dzieci spokój. - zarządził - Jedzcie bo tak marudziliście, że jesteście głodne. - przypomniał im
- Co wy z nimi macie - zaśmiałam się.
- Żebyś wiedziała - pokiwał głową Adam uśmiechając się delikatnie. - Teraz są jeszcze bardziej rozbrykane.
- A gdzie masz Agniesię?- zapytała mama zmieniając temat.
- A Agniesia w Warszawie - powiedziałam cwaniacko wstając od stołu i zbierając talerze.
- To co ona w Warszawie robi? - zdziwiła się Asia.
- A poznaje rodziców chłopaka - wyszczerzyłam się nakładając na talerze gołąbków.
- O proszę! Z kim to tak nasza Aga się spotyka co? - ciekawość babci nie zna granic.
- Z Andrzejem. - odparłam na co wszyscy oprócz dzieci się zaśmiali. Oni byli bardziej zajęci swoją kłótnią.
- Toście się dobrali - zaśmiał się szwagier.
- A jak - wyszczerzyłam się -Takie rzeczy tylko u nas - postawiłam na stole ostatni talerz.
- No właśnie, a skoro o chłopakach mowa to gdzie swojego kawalera podziałaś? - zaciekawiła się starsza kobieta. Mówiłam, że zapyta? Mówiłam? Spojrzałam na zegarek.
- Niedługo powinien przyjechać. - uśmiechnęłam się. No i faktycznie po 10 minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu, aby wpuścić Karola. Otworzyłam drzwi i przywitałam się z Kłosem buziakiem w policzek. Siatkarz zdjął kurtkę po czym weszliśmy do kuchni.
- Dzień dobry - proszę, proszę, kulturka.
- Siadaj. Zjesz obiad - nakazałam środkowemu. On zajął moje miejsce pomiędzy Adamem, a Zosią po czym znowu zaczęła się toczyć luźna rozmowa. Zaczęli go wypytywać jak tam w klubie, treningi, czy nie wkurzam go za bardzo - moja kochana siostrzyczka oczywiście musiała zadać to genialne pytanie. Chłopak odpowiedział tylko, że póki co nie, a Aśka chciała zacząć temat jaka to byłam kiedyś nieznośna, ale weszłam jej szybko w słowo proponując przejście do salonu i kawę oraz ciasto, które także kupiłam dzisiaj rano. No już nie miałam czasu upiec! Nie czepiać się!
Swojej siostrze, która postanowiła mi pomóc posłałam tylko mordercze spojrzenie, a ona mi całusa w powietrzu.
- Gdzie masz to ciasto? - zapytała dusząc śmiech.
- W lodówce geniuszu. A gdzie ono mogłoby być? - zapytałam retorycznie.
- Wiesz... - zaczęła otwierając lodówkę. Ewidentnie się ze mnie nabijała.
- Pytanie retoryczne głąbie - przestrzeliłam jej potylice.
- E, e. Ty sobie nie pozwalaj. Jestem w stanie błogosławionym - wyszczerzyła się biorąc do ręki nóż.
- Twoją głupotę też pobłogosławiło? - zapytałam głupkowato na co ona się zaśmiała. - No ale dobra. Jak się w ogóle czujesz? - zalałam wrzątkiem 4 herbaty i 4 kawy.
- Dobrze... - zaczęła ale przerwał jej krzyk Zośki.
- Mamo! Popatrz kogo ciocia ma! - wykrzyknęła wbiegając do kuchni z kotem.
- A kto to? - zapytała z uśmiechem moja siostra - Nie trzymaj go tak, Zosiu - poinstruowała dziewczynkę i ułożyła jej na rękach kota w odpowiedni sposób.
- Skąd go masz ciociu?
- Znalazłam go w niedzielę gdy wracałam z meczu wiesz? Na razie zatwierdzony przez Agnieszkę więc zostaje - zaśmiałam się.
- Jak to, znalazłaś? - zaciekawiła się Aśka.
- No normalnie, był taki brudny, i zmarnowany więc go wzięłam sprzed bloku i teraz jest u nas. - wyjaśniłam - Chcesz mu dać mleka i karmy Zocha? - zapytałam wesoło.
- Jasne! - wykrzyknęła ucieszona. Siostra wzięła więc szklanki na tacce do salonu, a my zabrałyśmy się za karmienie zwierzątka.
- A jak ona ma w ogóle na imię? - zapytała nasypując mu karmy do miseczki
- Absurd go nazwałam - uśmiechnęłam się.
- Dziwnie, - skrzywiła się - Nie lepiej Puszek? Przecież jest taki puchaty i bialutki.
- Ale Puszek to takie oklepane trochę. Absurd lepsze - puściłam jej oczko - A teraz chodź do salonu. On jak zje to też przyjdzie.
- Nie, posiedzę tu sobie z nim - uśmiechnęłam się.
- No to jak chcesz. Tylko pozwól mu zjeść, a potem go weź i ostrożnie żeby mu się w brzuchu nie poprzewracało - poinstruowałam ją jeszcze i ruszyłam do salonu gdzie była reszta. Zorientowałam się, że toczy się rozmowa, ale nie zarejestrowałam babci.
- A gdzie babcia? - zapytałam siadając obok Karola, który objął mnie ramieniem.
- Poszła obejrzeć resztę twoich włości - wyszczerzyła się mama.
- Nie ma co oglądać - wzruszyłam ramionami - Mieszkanie jak mieszkanie - powiedziałam pociągając łyk kawy.
- Babcia zawsze znajdzie coś ciekawego - zaśmiał się Adam.
- Co racja to racja - zawtórowała mu żona.
Po kilku minutach do pokoju weszła staruszka i Zosia z Absurdem na rękach.
- Mamusiu, a mogę mieć takiego kotka? - zapytała dziewczynka słodziutko podchodząc do rodzicielki.
- Kochanie, mamy już dwa psy - westchnęła.
- Jak to dwa? - zdziwiłam się - Trzy przecież - zmarszczyłam czoło.
- No już nie. Gdzieś chyba w piątek, albo w czwartek Rosa zdechła - wyjaśniła mama.
- Już faktycznie miała trochę lat - zastanowiłam się od kiedy to pamiętam tą kochaną suczkę. - Właściwie już chyba ze 13 lat nie?
- Będzie coś koło tego na pewno - pokiwała głową staruszka pociągając łyk herbaty.
- A jak tam się ten Kapitan trzyma? - zaciekawił się Kłos. O właśnie, a z nim co?
- On to ma energii za 10 - zaśmiał się Nikodem.
- Właśnie, niby już nie taki mały szczeniak ale wciąż by tylko biegał i szczekał na wszystko - zawtórował mu ojciec - Nawet Niki już za nim nie nadąża - poczochrał włosy syna.
- Jak się wiecznie opycha czipsami to nic dziwnego - stwierdziła spokojnie Zośka głaszcząc Absurda na co wszyscy wybuchli śmiechem, a chłopiec tylko posłał siostrze pełne nienawiści spojrzenie.
- To ciekawe niby jaką ty masz kondycje - warknął.
- Na pewno lepszą niż ty - parsknęła po czym oboje poderwali się ze swoich miejsc i chłopak zaczął gonić siostrę. Ja z siatkarzem, mamą i babcią skwitowaliśmy to tylko śmiechem.
- Normalnie drudzy Michał i Elena - pokręciła głową rodzicielka.
- Jak by to było wczoraj - rozmarzyłam się.
- Bo tak jest nadal - stwierdził środkowy.
- Przynajmniej się nigdy nie nudziliśmy - wyszczerzyłam się.
- Wy może tak, ale wasze kłótnie zaczynały być nudne po drugiej dziennie - stwierdziła Aśka.
- Jak mieli swój dzień to mogli się kłócić od wschodu do zachodu słońca - stwierdziła babcia.
- Będziecie mi to teraz wypominać? Michała się czepcie - mruknęłam. - To on zaczynał.
- Ale kto najgłośniej piszczał? - zaśmiała się Aśka.
- Na pewno nie ja - fuknęłam.
- Nie, krasnoludki - stwierdziła mama.
- Okej - zgodziłam się szczerząc i wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam więc, aby iść otworzyć. Na progu stali Winiarscy.
- O, jak fajnie, że jesteście. Wchodźcie - uśmiechnęłam się szeroko. - Matka mi wypomina nasze kłótnie z dzieciństwa - powiedziałam ze śmiechem gdy już się ze wszystkimi przywitałam i trzymałam na rękach Antosia, aby oni mogli zdjąć kurtki.
- Po tylu latach? - uniósł brew Michał.
- Przecież to dalej aktualne - zaśmiała się Daga odwieszając kurtkę.
- Ona tez tak twierdzi. No ale wchodźcie do salonu - wskazałam im gestem ręki pomieszczenie i zaproponowałam coś do picia. Zażyczyli sobie kawy, a Oliwier soku więc pokierowałam się do kuchni by po kilku minutach już wracać z napojami dla Winiarskich. Zasiadłam na swoim miejscu. Uradowane dzieciaki od razu pobiegły do mojego pokoju i tam zaczęły "budować dom" z koców, kołder i poduszek. Będzie dużo sprzątania, ale przecież im nie zabronię bo sama się tak bawiłam. Pamiętam do dzisiaj jak mi rozwalili gdy poszłam dosłownie na chwile do łazienki, wracam a tam wszystko rozwalone. Nie odzywałam się ani do Aśki, ani do Michała, ani do Krystiana przez trzy dni. Przynajmniej już potem nigdy mi tego nie zrobili.
Całe popołudnie spędziliśmy w miłym towarzystwie. Ogólnie bardzo miło popołudnie nam minęło.
Około 19 do zaczęli się zbierać goście z Wałbrzycha. Chciałam ich jeszcze trochę zatrzymać lecz moje prośby spaliły na panewce.
- Na prawdę musimy już jechać - odpowiedziała mi mama gdy wstawaliśmy z kanapy.
- Zosia! Nikodem! - zawołała dzieci Asia po czym weszła do mojego pokoju - O ludzie święci. Co wyście tu narobili?! - złapała się za głowę. Wszyscy szybko znaleźli się przy drzwiach mojego pokoju. No co ona chce? Piękny domek ze wszystkich poduszek, koców i kołder jakie mamy w mieszkaniu. - Będziecie to musieli posprzątać zanim pojedziemy.
- Nie, nie nie słuchajcie mamy. Nie musie sprzątać. - uśmiechnęłam się do nich.
- Ale jak nabałaganili to powinni posprzątać - dołączyła się mama.
- Mamo, daj spokój. Ja sobie poradzę. Przynajmniej im się nie nudziło, nie? - poczochrałam włosy Nikodema.
Zaczęli ubierać kurtki i buty po czym żegnając się chyba z 10 minut wyszli. Zostaliśmy więc w szóstkę. Ledwo drzwi zamknęły się za tamtymi już otworzyły się i do mieszkania weszła Agnieszka z Andrzejem. Ale dzisiaj tutaj mamy gości! No masakra jakaś. Ponieważ panowie zasiedli w salonie i włączając jakiś mecz ożywczo gestykulowali i wykrzykiwali raz po raz jakieś słowa pod adresem jednego czy drugiego piłkarza my postanowiłyśmy przenieść się wraz z Antosiem do kuchni. Dagmara jeszcze poprosiła chłopaków, aby może zamiast wydzierać się na pół bloku pograli w coś z Oliwierem. Zrobiłam nam herbaty i wtedy mogłyśmy sobie spokojnie usiąść przy stole i zacząć rozmowę.
- No i opowiadaj! Jak tam? - zapytałam podekscytowana.
- W porządku - uśmiechnęła się - Bardzo fajni ludzie. Myślę, że mnie polubili.
- Na pewno polubili. Ciebie nie da się nie lubić Aguś - uśmiechnęła się Dagmara i objęła ją ramieniem przytulając. - Ale ogólnie stresik był co? - szturchnęła ją w bok.
- Ugh, nie wyobrażasz sobie jaki wielki - odetchnęła teatralnie ocierając pot z czoła. - Ale tak poważnie, to jasne, że był. Ale wiecie, weszłam tam, do tego domu i wszystko znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po prostu.
- Ja miałam tak samo - westchnęłam przypominając sobie początek grudnia, kiedy to udaliśmy się z wizytą do Warszawy.
- Ale zawsze wszystko kończy się dobrze - puściła nam oczko Daga - A właśnie! Bo w piątek ten bal. Idziecie prawda?
- Nie mam wyjścia - zaśmiałam się.
- No ja w sumie też - zawtórowała mi blondynka.
- To wybierzmy się razem na zakupy w czwartek co? Pasuje wam? Miałam iść tylko z Pauliną ale im nas więcej tym lepiej nie?
- Pewnie, że możemy iść - odezwała się Witczak - Zresztą im więcej opinii co do sukienki tym lepiej - wyszczerzyła, a my z brunetką zaśmiałyśmy.
Winiarscy zmyli się o 20:30 kiedy to Antoni postanowił już iść sobie spać. Środkowi ulotnili się też jakieś pół godziny później więc mogłyśmy wreszcie chwilę odetchnąć. Opadłyśmy obie na kanapę ze szklanką coli. Agnieszka postanowiła, że obejrzymy sobie komedię "Wkręceni". Widziałam ją już raz, ale bardzo mi się podobała więc czemu nie?
Gdy seans się skończył nawet nie kierując się do łazienki szybko przebrałam się w piżamę i uprzednio sprzątając po dzieciakach uderzyłam w kimono.
niedziela, 8 lutego 2015
~Rozdział 62~
Następnego dnia obudziło mnie drapanie w coś. Lekko zdezorientowana uniosłam głowę i spojrzałam w kierunku pudełka kota. Wstałam z łóżka i wyjęłam go z posłania stawiając na podłodze. Najpierw poszłam mu dać jedzenia, a potem wybierając ciuchy (klik)poszłam się ogarnąć w łazience. Wzięłam prysznic, ubrałam się, uczesałam i umalowałam. Włączyłam radio i sporządziłam sobie posiłek. Do treningu miałam jeszcze czas więc pijąc kawę przyglądałam się jak kotek łapczywie chłepta mleczko. Pobawiłam się z nim trochę turlając mu po podłodze kulkę papieru. Stwierdziłam, że nazwę go Absurd. W końcu w troszkę absurdalnych okolicznościach go przyniosłam do mieszkania. Tak będzie chyba odpowiednio.
Gdy musiałam już jechać na halę wzięłam go na ręce i zaniosłam do swojego pokoju.
- Jak będziesz cicho siedział to może Aga cię nie usłyszy i będzie połowa sukcesu. Ale musisz być cicho, kapujesz? - pogłaskałam go za uszkiem - Ja idę, a ty bądź tu grzeczny - uśmiechnęłam się.
Wstałam z podłogi i ubrałam się po czym biorąc torebkę i sprzęt wyszłam z mieszkania kierując się do samochodu.
Na hali byłam po 15 minutach. Weszłam na salę i przywitałam się z trenerami i sztabem, a po kilku minutach wleźli siatkarze. Właściwie to po co ja tak szybko przychodzę skoro oni i tak się spóźniają? A ja ja bym się tak spóźniła to by robili aferę. Taka to właśnie z nimi sprawiedliwość. No ale dobra.Karol oczywiście przydreptał się do mnie przywitać.
- Czemu wczoraj na mnie nie zaczekałaś? - zapytał całując mnie w policzek.
- Bo stałabym tu godzinę - odparłam.
- Ale nie szłabyś na nogach - zauważył.
- Ale o tej samej porze byłabym w mieszkaniu - wzruszyłam ramionami - A w ogóle to co ty tu jeszcze robisz! Wypad na rozgrzewkę! - wskazałam mu parkiet.
- Wstrętna baba - mruknął idąc w stronę Andrzeja.
- Zapamiętam to sobie - powiedziałam i pogroziłam mu palcem.
- O stary, jak ona mówi, że sobie zapamięta, to sobie serio zapamięta - powiedział Michał.
- Słuchaj Winiara a nie zginiesz - wyszczerzyłam się.
Naszą dyskusję przerwał Miguel, który delikatnie mówiąc kazał nam się uciszyć i zabrać do swojej roboty.
Podczas robienia zdjęć moje myśli uciekały do Absurda. Czy Aga pozwoli mi go zatrzymać? Mam ją jakoś przekupić? Przekonać? Może by mi się udało gdybym użyła odpowiednich argumentów. Ale na to, to musiałabym pomyśleć, a nic nie przychodzi mi na myśl.
Właśnie na takich rozmyślaniach (no i oczywiście robieniu zdjęć, żeby nie było, że ja tutaj tylko sobie siedzę!) minął mi trening. Zwinęłam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia z sali. Przy drzwiach czekał na mnie Kłos.
- Stało się coś? - zapytał.
- Nie, dlaczego? - zdziwiłam się.
- No bo taka trochę nieobecna byłaś dzisiaj - zauważył.
- Nie, nic się nie stało - uśmiechnęłam się - Ale teraz już lecę. Pa.
- No, pa. Wpadnę wieczorem - powiedział jeszcze.
- Czekam - rzuciłam i wyszłam z hali.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę sklepu zoologicznego. Zakupiłam tam rzeczy, które były mi, a właściwie kotu potrzebne.
Pół godziny później byłam już w mieszkaniu. Odłożyłam zakupy na podłogę i zaczęłam rozsuwać kurtkę.
- Lena? - Agnieszka stanęła w korytarzu opierając się o ścianę - Wiesz co jest w twoim pokoju? - udawać debila czy od razu rzucić jej się do nóg i błagać, aby pozwoliła mi go zatrzymać? Wybrałam pierwszą opcję.
- Nie wiem. A co jest?
- Kot.
- Że kto? - uniosłam brwi
- No kot. Małe, denerwujące, drące firanki, śpiące cały dzień i pijące mleko hektolitrami, kojarzysz?
- No kojarzę. Kot - potwierdziłam wieszając kurtkę na wieszaku.
- No to co on tam robi?
- Ale kto?
- No kot - warknęła.
- Aaaaa kot! - udawałam, że dopiero załapałam - Ale Aguś, kochana. My nie mamy kota - pokręciłam głową z politowaniem zdejmując buty. Witczak zaczęła się powoli denerwować
- Nie miałyśmy. Do wczoraj bo go skądś przywlekłaś. On ma zniknąć Elka, kapujesz? - weszła do kuchni, a ja pognałam do swojego pokoju, aby wziąć Absurda i pokazać go Adze. Podstawiłam go pod nos i powiedziałam:
- No ale Aga, Aguś, Aguniu, Agniesiu. Spójrz mu w oczy i spróbuj się nie zakochać - westchnęła.
- No masz racje. Słodki - uniosła lekko kąciki ust.
- No to co może zostać? - zrobiłam słodką minę. Dość długo milczała wahając się lecz moim oczkom nikt się nie oprze. Ach uwielbiam tą przewagę.
- No niech stracę. Niech zostanie.
Pisnęłam uradowana.
- Ale, El. Wiesz, że jak ktoś się po niego zgłosi to będziemy musiały go oddać? - przeszyła mnie wzrokiem,
- Wiem - pokiwałam głową choć bardzo wątpiłam by taka sytuacja się zdarzyła.
Chciałam już wyjść ale blondynka jeszcze mnie zatrzymała.
- Jak mu dałaś na imię?
- Absurd - oznajmiłam uśmiechając się.
- Ideolo - wyszczerzyła się.
Przyniosłam wtedy zakupy ze sklepy zoologicznego i położyłam je na swoje miejsca. Dopiero wtedy mogłam zjeść pyszny obiad zrobiony przez Agnieszkę.
Resztę popołudnia spędziłam z moimi ukochanymi przyjaciółmi panią kanapą, panem pilotem i panem telewizorem. Za moimi plecami ułożył się natomiast kot.
Około 19:30 jedząc musli, które polubiłam odkąd Aga zaczęła je kupować zobaczyłam, że blondynka staje w korytarzu z małą torbą podróżną. Uniosłam głowę z poduszki.
- A ty gdzie? - zapytałam odkładając miskę na ławę.
- Przecież jutro mamy jechać do Warszawy - odparła ubierając buty.
- Ach no tak. Przecież trzeba to uczcić - wyszczerzyłam się głupio i poruszyłam debilnie brwiami, a ona rzuciła w moim kierunku szalik, który jednak spadł przed progiem do salonu, na co wybuchłam śmiechem.
- Ej, no ale ja chciałam ci się jeszcze pożalić co będzie jak mnie nie polubią a ty mi tak - zrobiła smutną minę.
- Luuuuuuz, nie popełniaj tylko tego błędu co ja i nie przejmuj się tym tak, a wszyyyyyyyystko będzie dobrze - odparłam obojętnie spoglądając znowu na telewizor.
- Pocieszające - mruknęła.
- Tak bardzo pocieszające - potwierdziłam, a ona ruszyła do drzwi. - Torba - rzuciłam, a ona tylko zaczęła mruczeć coś pod nosem. Ostawiam, że jakieś przekleństwa. Co za nie dobre stworzenie. Język jej uciąć normalnie! Co to ma kuźwa być, że ona sobie przeklina?! - Co ty byś beze mnie zrobiła? - nabijałam się z niej.
Nic mi nie odpowiedziała tylko otworzyła drzwi w których stał Kłos.
- Właśnie miałem dzwonić - uniósł do góry ręce w geście obronnym.
- Weź ogarnij tą swoją dziewczynę. Nie mam na nią sił - westchnęła.
- Na mnie nie masz, a na Wronę to już masz! Niesprawiedliwość!! - krzyknęłam oburzona dusząc śmiech. Ona tylko westchnęła.
- Wracam jutro wieczorem. Nie rozwalcie mieszkania, okej?
- Dlaczego powiedziałaś nie "rozwalcie"? - zdziwiłam się. A no tak. Ja i Absurd. Głupia Lenka. Przecież Karol nie zostanie na noc! Co to ma być?!
- A dlaczego nie? - zapytała jeszcze i wyszła, a ja przeniosłam wzrok na ekran telewizora. Miałam pomysł jak wkręcić siatkarza, który właśnie wkroczył do salonu.
- Czyli mamy wolne mieszkanie - poruszył brwiami.
- No nie do końca. Mam tu jeszcze takiego jednego pana, który bardzo nie lubi jak mu się w nocy przeszkadza - stwierdziłam patrząc na środkowego, który napiął mięśnie.
- Pana? - zmrużył oczy.
- No tak. Od wczoraj u mnie nocuje. - uśmiechnęłam się słodziutko.
- To pewnie o nim sobie tak rozmyślałaś na treningu, nie? Może nie będę wam przeszkadzał. Sami pewnie wspaniale sobie kurwa, umilacie czas - warknął.
- A jak. On jest taki cieplutki i kochany i słodki - wymieniałam cechy zwierzaka i ledwo udawało mi się powstrzymać wybuch śmiechu, ale mogłam unieść przecież lekko kąciki ust.
- No to może mi zdradzisz jak ma na imię ten twój pan? - warknął.
- Oczywiście kochanie. Mogę ci go nawet teraz przedstawić, ale musisz usiąść na kanapie i zamknąć oczka - uśmiechnęłam się szeroko.
- Jeśli zobaczę wtedy tę jego mordę to usiądę - syknął i uczynił to co mu nakazałam. Ja natomiast wzięłam Absurda i położyłam mu na kolanach - Już możesz otworzyć - powiedziałam przytulając się do jego ramienia. On uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Wariatka - parsknął śmiechem pogłaskał zwierzątko.
- Słodko wyglądasz jak się tak denerwujesz kotek - wymruczałam mu do ucha - Ale w ogóle to nie masz pojęcia jak go znalazłam! - zmieniłam szybko temat żeby sobie za dużo nie wyobrażał i mnie od razu do łóżka nie zaciągnął zboczeniec jeden!
- Kusisz, a potem mówisz o czymś innym - westchnął - No ale mów - oparł się o oparcie kanapy. Opowiedziałam mu więc jak to się wczoraj wydarzyło.
- No i Aga pozwoliła mu zostać - uśmiechnęłam się - Ale jak się ktoś po niego zgłosi to musimy oddać.
- Ale ty wolałabyś żeby został nie? - dźgnął mnie w bok. Poderwałam się i uczyniłam to samo co wcześniej z Agnieszką. Podstawiłam mu Absurda pod nos.
- No bo popatrz mu w oczy i spróbuj się nie zakochać.
- Na mnie to nie działa. - stwierdził poważnie - Ja jestem zakochany tylko w twoich oczkach - posłał mi czarujący uśmiech.
- Oooo słodkie to było - rozczuliłam się - No ale popatrz i spróbuj. No popatrz i spróbuj. - westchnął.
- No masz rację.
- No właśnie. I o to mi chodziło. - usiadłam obok niego. On objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors i głaskałam kota.
- Film? - zapytał środkowy. Pokiwałam tylko głową, a on zaczął skakać po kanałach. Siedzieliśmy chwilę w ciszy oglądając jakiś film. - A właśnie, w sobotę Gala Mistrzów Sportu. Idziemy - oznajmił uśmiechając się.
- Jak sobie życzysz - posłałam mu uśmiech. - Będę musiała iść na jakieś zakupy - odetchnęłam odchylając głowę do tyłu i spoglądając na sufit.
- Na pewno będziesz wyglądać nieziemsko - stwierdził uśmiechając się łobuzersko i całując mnie. Ja oczywiście oddałam pocałunki, ale tą miła chwilę przerwał dzwonek mojego telefonu. Środkowy zaklął, a ja westchnęłam i poszłam do swojego pokoju gdzie powinien być mój telefon. Zlokalizowałam go na łóżku. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama dzwoni więc odebrałam.
- No cześć córciu - zaczęła.
- Cześć.
- Nie przeszkadzam ci?
- Nie no co ty. Co tam u was? - zapytałam stając przy oknie.
- A wiesz wszystko w porządku.
- Jak Asia się czuje?
- Wszystko w porządku. Nie ma się o co martwić, z ciążą wszystko okej. Te starsze też zdrowe. Tylko babcia się ostatnio źle czuła - poczułam jak ręce siatkarza oplatają mnie w talii, a jego głowa ląduje na moim ramieniu po czym usta całują mnie w szyję.
- Wcale, że nie! - usłyszałam głos babci - Wszystko ze mną w porządku. Naopowiadasz dziewczynie głupot i zamiast się Karolkiem zająć to się będzie o starą babkę martwić - te słowa wywołały i u mnie i u Kłosa wybuch śmiechu.
- Ale Lenko, na prawdę wam nie przeszkadzam? - zapytała mama.
- Nie mamo, nie przeszkadzasz. - zapewniałam.
- Mów po co dzwonisz, a nie dzieciakom głowę zawracasz. Młodzi są muszą się sobą nacieszyć! - znowu uwaga babci i kolejny śmiech z naszej strony.
- No dobra, bo tak właściwie to dzwonie żeby zapytać czy moglibyśmy jutro wpaść do ciebie?
- Wpadajcie, jasne. Dawno się nie widzieliśmy.
- No i teraz możesz zakończyć rozmowę - poinstruowała mamę staruszka.
- Lenka ta twoja babcia to się strasznie zaczęła rządzić jak cię nie ma - stwierdziła ze śmiechem mama.
- Wcale nie rządzić, wcale nie rządzić! - oburzyła się kobieta.
- Babciu, porządek musi być - zaśmiałam się.
- No jasne. - przytaknęła mi także się śmiejąc. - Ale teraz już kończymy.
- A jeszcze jedna sprawa. Jak wy juro przyjedziecie? Zmieścicie się do auta? - zmarszczyłam czoło.
- Aśka z Adamem ostatnio kupili takie większe więc spokojnie. Do jutra - pożegnała się mama.
- Do jutra - odparłam i zakończyłam połączenie po czym odłożyłam telefon na szafkę nocną.
- Fajną masz tą rodzinkę - zaśmiał się Karol.
- Bo Winiarscy nie? - odwróciłam się do niego szczerząc - A wiesz gdzie musimy pojechać jak będziemy mieli czas?
- No gdzie?
- Na lodowisko.
- Ale ja nie umiem jeździć - jęknął - Zresztą mam w kontrakcie, że nie mogę uprawiać sportów ekstremalnych - bronił się.
- Ja też nie umiem - wzruszyłam ramionami - A poza tym, sportów ekstremalnych - podkreśliłam wbijając mu palec w klatkę piersiową - Na łyżwach jeszcze nikt się nie zabił.
- Skoro tak uważasz - uśmiechnął się łobuzersko po czym już leżałam na łóżku, a on zwisał nade mną.
- A co ty robisz przepraszam bardzo? - uśmiechnęłam się.
- Twoja babcia kazała ci się mną zająć. - stwierdził szczerząc się.
- A co ty dziecko, a ja niańka, że mam się tobą zajmować? - parsknęłam unosząc brew.
- O, o, o. Tylko nie dziecko, okej? - fuknął.
- Jestem od ciebie starsza.
- O dwa miesiące - mruknął.
- Zawsze coś. A teraz przepraszam. Idą wziąć prysznic, a potem SPAĆ - podkreśliłam ostatnie słowo ze śmiechem i ruszyłam do łazienki.
Ogarnęłam się i przebrałam w piżamę po czym wróciłam do sypialni gdzie leżał już siatkarz. Położyłam się obok niego.
- Dobranoc kochanie - pocałował mnie w skroń.
- Dobranoc - uśmiechnęłam się delikatnie i wtuliłam się w niego po chwili zasypiając.
-----
Rozdział wygląda nieco inaczej niż oryginał bo go przez przypadek usunęłam.Debil, wiem. Mimo to mam nadzieję, że i tak Wam się spodoba :)
Mam wrażenie, że Karol z Eleną są zbyt słodcy, zdecydowani zbyt słodcy. Przydałoby się tu coś takiego mega. Jakaś straszna kłótnia, nieporozumienie czy coś takiego ^^
Niestety... Nic takiego póki co nie mam napisane :(
-----
Ostatnio zauważyłam, że mam zbyt dużo czasu wolnego przez te ferie i zaczynają mi się w głowie roić pomysły na blogi. W ogóle policzyłam sobie w nocy,cholerna bezsenność, że zaczęłam, a nie dokończyłam 10 blogów. Nie wiem czy tylko ja mam takie coś, że mam pomysł na prolog, pierwszy, drugi rozdział, a potem tracę wenę i porzucam opowieść.
Ostatnio zbyt dużo Krzyśka Lijewskiego i Piotrka Chrapkowskiego.Zdecydowanie zbyt dużo. Walczę, walczę ze sobą żeby nie wpadł mi do czerepa jakiś debilny pomysł żeby zacząć to publikować!
-----
Co do bloga http://zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com/ to możliwe, że za tydzień pojawi się tam 6 rozdział. Można powiedzieć, że jeżeli przysiądę to wena wraca :) Tylko bardzo długo jej to zajęło.
-----
Tutaj ---> http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com powinno pojawić się coś w tym tygodniu bo Podjarana :D mnie zostawiła, a chciałam z nią obgadać jeszcze kilka rzeczy. Trzymajcie za nas w ogóle kciuki żebyśmy wytrzymały ze sobą.Jedna nieterminowa, druga leniwa. Oj, Boże, Boże.
Dobra kurde koniec tego biadolenia cytrynooowaa bo niedługo to, to będzie dłuższe niż rozdział.
Pozdrawiam ;**
Gdy musiałam już jechać na halę wzięłam go na ręce i zaniosłam do swojego pokoju.
- Jak będziesz cicho siedział to może Aga cię nie usłyszy i będzie połowa sukcesu. Ale musisz być cicho, kapujesz? - pogłaskałam go za uszkiem - Ja idę, a ty bądź tu grzeczny - uśmiechnęłam się.
Wstałam z podłogi i ubrałam się po czym biorąc torebkę i sprzęt wyszłam z mieszkania kierując się do samochodu.
Na hali byłam po 15 minutach. Weszłam na salę i przywitałam się z trenerami i sztabem, a po kilku minutach wleźli siatkarze. Właściwie to po co ja tak szybko przychodzę skoro oni i tak się spóźniają? A ja ja bym się tak spóźniła to by robili aferę. Taka to właśnie z nimi sprawiedliwość. No ale dobra.Karol oczywiście przydreptał się do mnie przywitać.
- Czemu wczoraj na mnie nie zaczekałaś? - zapytał całując mnie w policzek.
- Bo stałabym tu godzinę - odparłam.
- Ale nie szłabyś na nogach - zauważył.
- Ale o tej samej porze byłabym w mieszkaniu - wzruszyłam ramionami - A w ogóle to co ty tu jeszcze robisz! Wypad na rozgrzewkę! - wskazałam mu parkiet.
- Wstrętna baba - mruknął idąc w stronę Andrzeja.
- Zapamiętam to sobie - powiedziałam i pogroziłam mu palcem.
- O stary, jak ona mówi, że sobie zapamięta, to sobie serio zapamięta - powiedział Michał.
- Słuchaj Winiara a nie zginiesz - wyszczerzyłam się.
Naszą dyskusję przerwał Miguel, który delikatnie mówiąc kazał nam się uciszyć i zabrać do swojej roboty.
Podczas robienia zdjęć moje myśli uciekały do Absurda. Czy Aga pozwoli mi go zatrzymać? Mam ją jakoś przekupić? Przekonać? Może by mi się udało gdybym użyła odpowiednich argumentów. Ale na to, to musiałabym pomyśleć, a nic nie przychodzi mi na myśl.
Właśnie na takich rozmyślaniach (no i oczywiście robieniu zdjęć, żeby nie było, że ja tutaj tylko sobie siedzę!) minął mi trening. Zwinęłam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia z sali. Przy drzwiach czekał na mnie Kłos.
- Stało się coś? - zapytał.
- Nie, dlaczego? - zdziwiłam się.
- No bo taka trochę nieobecna byłaś dzisiaj - zauważył.
- Nie, nic się nie stało - uśmiechnęłam się - Ale teraz już lecę. Pa.
- No, pa. Wpadnę wieczorem - powiedział jeszcze.
- Czekam - rzuciłam i wyszłam z hali.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę sklepu zoologicznego. Zakupiłam tam rzeczy, które były mi, a właściwie kotu potrzebne.
Pół godziny później byłam już w mieszkaniu. Odłożyłam zakupy na podłogę i zaczęłam rozsuwać kurtkę.
- Lena? - Agnieszka stanęła w korytarzu opierając się o ścianę - Wiesz co jest w twoim pokoju? - udawać debila czy od razu rzucić jej się do nóg i błagać, aby pozwoliła mi go zatrzymać? Wybrałam pierwszą opcję.
- Nie wiem. A co jest?
- Kot.
- Że kto? - uniosłam brwi
- No kot. Małe, denerwujące, drące firanki, śpiące cały dzień i pijące mleko hektolitrami, kojarzysz?
- No kojarzę. Kot - potwierdziłam wieszając kurtkę na wieszaku.
- No to co on tam robi?
- Ale kto?
- No kot - warknęła.
- Aaaaa kot! - udawałam, że dopiero załapałam - Ale Aguś, kochana. My nie mamy kota - pokręciłam głową z politowaniem zdejmując buty. Witczak zaczęła się powoli denerwować
- Nie miałyśmy. Do wczoraj bo go skądś przywlekłaś. On ma zniknąć Elka, kapujesz? - weszła do kuchni, a ja pognałam do swojego pokoju, aby wziąć Absurda i pokazać go Adze. Podstawiłam go pod nos i powiedziałam:
- No ale Aga, Aguś, Aguniu, Agniesiu. Spójrz mu w oczy i spróbuj się nie zakochać - westchnęła.
- No masz racje. Słodki - uniosła lekko kąciki ust.
- No to co może zostać? - zrobiłam słodką minę. Dość długo milczała wahając się lecz moim oczkom nikt się nie oprze. Ach uwielbiam tą przewagę.
- No niech stracę. Niech zostanie.
Pisnęłam uradowana.
- Ale, El. Wiesz, że jak ktoś się po niego zgłosi to będziemy musiały go oddać? - przeszyła mnie wzrokiem,
- Wiem - pokiwałam głową choć bardzo wątpiłam by taka sytuacja się zdarzyła.
Chciałam już wyjść ale blondynka jeszcze mnie zatrzymała.
- Jak mu dałaś na imię?
- Absurd - oznajmiłam uśmiechając się.
- Ideolo - wyszczerzyła się.
Przyniosłam wtedy zakupy ze sklepy zoologicznego i położyłam je na swoje miejsca. Dopiero wtedy mogłam zjeść pyszny obiad zrobiony przez Agnieszkę.
Resztę popołudnia spędziłam z moimi ukochanymi przyjaciółmi panią kanapą, panem pilotem i panem telewizorem. Za moimi plecami ułożył się natomiast kot.
Około 19:30 jedząc musli, które polubiłam odkąd Aga zaczęła je kupować zobaczyłam, że blondynka staje w korytarzu z małą torbą podróżną. Uniosłam głowę z poduszki.
- A ty gdzie? - zapytałam odkładając miskę na ławę.
- Przecież jutro mamy jechać do Warszawy - odparła ubierając buty.
- Ach no tak. Przecież trzeba to uczcić - wyszczerzyłam się głupio i poruszyłam debilnie brwiami, a ona rzuciła w moim kierunku szalik, który jednak spadł przed progiem do salonu, na co wybuchłam śmiechem.
- Ej, no ale ja chciałam ci się jeszcze pożalić co będzie jak mnie nie polubią a ty mi tak - zrobiła smutną minę.
- Luuuuuuz, nie popełniaj tylko tego błędu co ja i nie przejmuj się tym tak, a wszyyyyyyyystko będzie dobrze - odparłam obojętnie spoglądając znowu na telewizor.
- Pocieszające - mruknęła.
- Tak bardzo pocieszające - potwierdziłam, a ona ruszyła do drzwi. - Torba - rzuciłam, a ona tylko zaczęła mruczeć coś pod nosem. Ostawiam, że jakieś przekleństwa. Co za nie dobre stworzenie. Język jej uciąć normalnie! Co to ma kuźwa być, że ona sobie przeklina?! - Co ty byś beze mnie zrobiła? - nabijałam się z niej.
Nic mi nie odpowiedziała tylko otworzyła drzwi w których stał Kłos.
- Właśnie miałem dzwonić - uniósł do góry ręce w geście obronnym.
- Weź ogarnij tą swoją dziewczynę. Nie mam na nią sił - westchnęła.
- Na mnie nie masz, a na Wronę to już masz! Niesprawiedliwość!! - krzyknęłam oburzona dusząc śmiech. Ona tylko westchnęła.
- Wracam jutro wieczorem. Nie rozwalcie mieszkania, okej?
- Dlaczego powiedziałaś nie "rozwalcie"? - zdziwiłam się. A no tak. Ja i Absurd. Głupia Lenka. Przecież Karol nie zostanie na noc! Co to ma być?!
- A dlaczego nie? - zapytała jeszcze i wyszła, a ja przeniosłam wzrok na ekran telewizora. Miałam pomysł jak wkręcić siatkarza, który właśnie wkroczył do salonu.
- Czyli mamy wolne mieszkanie - poruszył brwiami.
- No nie do końca. Mam tu jeszcze takiego jednego pana, który bardzo nie lubi jak mu się w nocy przeszkadza - stwierdziłam patrząc na środkowego, który napiął mięśnie.
- Pana? - zmrużył oczy.
- No tak. Od wczoraj u mnie nocuje. - uśmiechnęłam się słodziutko.
- To pewnie o nim sobie tak rozmyślałaś na treningu, nie? Może nie będę wam przeszkadzał. Sami pewnie wspaniale sobie kurwa, umilacie czas - warknął.
- A jak. On jest taki cieplutki i kochany i słodki - wymieniałam cechy zwierzaka i ledwo udawało mi się powstrzymać wybuch śmiechu, ale mogłam unieść przecież lekko kąciki ust.
- No to może mi zdradzisz jak ma na imię ten twój pan? - warknął.
- Oczywiście kochanie. Mogę ci go nawet teraz przedstawić, ale musisz usiąść na kanapie i zamknąć oczka - uśmiechnęłam się szeroko.
- Jeśli zobaczę wtedy tę jego mordę to usiądę - syknął i uczynił to co mu nakazałam. Ja natomiast wzięłam Absurda i położyłam mu na kolanach - Już możesz otworzyć - powiedziałam przytulając się do jego ramienia. On uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Wariatka - parsknął śmiechem pogłaskał zwierzątko.
- Słodko wyglądasz jak się tak denerwujesz kotek - wymruczałam mu do ucha - Ale w ogóle to nie masz pojęcia jak go znalazłam! - zmieniłam szybko temat żeby sobie za dużo nie wyobrażał i mnie od razu do łóżka nie zaciągnął zboczeniec jeden!
- Kusisz, a potem mówisz o czymś innym - westchnął - No ale mów - oparł się o oparcie kanapy. Opowiedziałam mu więc jak to się wczoraj wydarzyło.
- No i Aga pozwoliła mu zostać - uśmiechnęłam się - Ale jak się ktoś po niego zgłosi to musimy oddać.
- Ale ty wolałabyś żeby został nie? - dźgnął mnie w bok. Poderwałam się i uczyniłam to samo co wcześniej z Agnieszką. Podstawiłam mu Absurda pod nos.
- No bo popatrz mu w oczy i spróbuj się nie zakochać.
- Na mnie to nie działa. - stwierdził poważnie - Ja jestem zakochany tylko w twoich oczkach - posłał mi czarujący uśmiech.
- Oooo słodkie to było - rozczuliłam się - No ale popatrz i spróbuj. No popatrz i spróbuj. - westchnął.
- No masz rację.
- No właśnie. I o to mi chodziło. - usiadłam obok niego. On objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors i głaskałam kota.
- Film? - zapytał środkowy. Pokiwałam tylko głową, a on zaczął skakać po kanałach. Siedzieliśmy chwilę w ciszy oglądając jakiś film. - A właśnie, w sobotę Gala Mistrzów Sportu. Idziemy - oznajmił uśmiechając się.
- Jak sobie życzysz - posłałam mu uśmiech. - Będę musiała iść na jakieś zakupy - odetchnęłam odchylając głowę do tyłu i spoglądając na sufit.
- Na pewno będziesz wyglądać nieziemsko - stwierdził uśmiechając się łobuzersko i całując mnie. Ja oczywiście oddałam pocałunki, ale tą miła chwilę przerwał dzwonek mojego telefonu. Środkowy zaklął, a ja westchnęłam i poszłam do swojego pokoju gdzie powinien być mój telefon. Zlokalizowałam go na łóżku. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama dzwoni więc odebrałam.
- No cześć córciu - zaczęła.
- Cześć.
- Nie przeszkadzam ci?
- Nie no co ty. Co tam u was? - zapytałam stając przy oknie.
- A wiesz wszystko w porządku.
- Jak Asia się czuje?
- Wszystko w porządku. Nie ma się o co martwić, z ciążą wszystko okej. Te starsze też zdrowe. Tylko babcia się ostatnio źle czuła - poczułam jak ręce siatkarza oplatają mnie w talii, a jego głowa ląduje na moim ramieniu po czym usta całują mnie w szyję.
- Wcale, że nie! - usłyszałam głos babci - Wszystko ze mną w porządku. Naopowiadasz dziewczynie głupot i zamiast się Karolkiem zająć to się będzie o starą babkę martwić - te słowa wywołały i u mnie i u Kłosa wybuch śmiechu.
- Ale Lenko, na prawdę wam nie przeszkadzam? - zapytała mama.
- Nie mamo, nie przeszkadzasz. - zapewniałam.
- Mów po co dzwonisz, a nie dzieciakom głowę zawracasz. Młodzi są muszą się sobą nacieszyć! - znowu uwaga babci i kolejny śmiech z naszej strony.
- No dobra, bo tak właściwie to dzwonie żeby zapytać czy moglibyśmy jutro wpaść do ciebie?
- Wpadajcie, jasne. Dawno się nie widzieliśmy.
- No i teraz możesz zakończyć rozmowę - poinstruowała mamę staruszka.
- Lenka ta twoja babcia to się strasznie zaczęła rządzić jak cię nie ma - stwierdziła ze śmiechem mama.
- Wcale nie rządzić, wcale nie rządzić! - oburzyła się kobieta.
- Babciu, porządek musi być - zaśmiałam się.
- No jasne. - przytaknęła mi także się śmiejąc. - Ale teraz już kończymy.
- A jeszcze jedna sprawa. Jak wy juro przyjedziecie? Zmieścicie się do auta? - zmarszczyłam czoło.
- Aśka z Adamem ostatnio kupili takie większe więc spokojnie. Do jutra - pożegnała się mama.
- Do jutra - odparłam i zakończyłam połączenie po czym odłożyłam telefon na szafkę nocną.
- Fajną masz tą rodzinkę - zaśmiał się Karol.
- Bo Winiarscy nie? - odwróciłam się do niego szczerząc - A wiesz gdzie musimy pojechać jak będziemy mieli czas?
- No gdzie?
- Na lodowisko.
- Ale ja nie umiem jeździć - jęknął - Zresztą mam w kontrakcie, że nie mogę uprawiać sportów ekstremalnych - bronił się.
- Ja też nie umiem - wzruszyłam ramionami - A poza tym, sportów ekstremalnych - podkreśliłam wbijając mu palec w klatkę piersiową - Na łyżwach jeszcze nikt się nie zabił.
- Skoro tak uważasz - uśmiechnął się łobuzersko po czym już leżałam na łóżku, a on zwisał nade mną.
- A co ty robisz przepraszam bardzo? - uśmiechnęłam się.
- Twoja babcia kazała ci się mną zająć. - stwierdził szczerząc się.
- A co ty dziecko, a ja niańka, że mam się tobą zajmować? - parsknęłam unosząc brew.
- O, o, o. Tylko nie dziecko, okej? - fuknął.
- Jestem od ciebie starsza.
- O dwa miesiące - mruknął.
- Zawsze coś. A teraz przepraszam. Idą wziąć prysznic, a potem SPAĆ - podkreśliłam ostatnie słowo ze śmiechem i ruszyłam do łazienki.
Ogarnęłam się i przebrałam w piżamę po czym wróciłam do sypialni gdzie leżał już siatkarz. Położyłam się obok niego.
- Dobranoc kochanie - pocałował mnie w skroń.
- Dobranoc - uśmiechnęłam się delikatnie i wtuliłam się w niego po chwili zasypiając.
-----
Rozdział wygląda nieco inaczej niż oryginał bo go przez przypadek usunęłam.
Mam wrażenie, że Karol z Eleną są zbyt słodcy, zdecydowani zbyt słodcy. Przydałoby się tu coś takiego mega. Jakaś straszna kłótnia, nieporozumienie czy coś takiego ^^
Niestety... Nic takiego póki co nie mam napisane :(
-----
Ostatnio zauważyłam, że mam zbyt dużo czasu wolnego przez te ferie i zaczynają mi się w głowie roić pomysły na blogi. W ogóle policzyłam sobie w nocy,
Ostatnio zbyt dużo Krzyśka Lijewskiego i Piotrka Chrapkowskiego.
-----
Co do bloga http://zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com/ to możliwe, że za tydzień pojawi się tam 6 rozdział. Można powiedzieć, że jeżeli przysiądę to wena wraca :) Tylko bardzo długo jej to zajęło.
-----
Tutaj ---> http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com powinno pojawić się coś w tym tygodniu bo Podjarana :D mnie zostawiła, a chciałam z nią obgadać jeszcze kilka rzeczy. Trzymajcie za nas w ogóle kciuki żebyśmy wytrzymały ze sobą.
Dobra kurde koniec tego biadolenia cytrynooowaa bo niedługo to, to będzie dłuższe niż rozdział.
Pozdrawiam ;**
wtorek, 3 lutego 2015
~Rozdział 61~
Sylwester. Ostatni dzień roku.
Co do sms'ów. To żadnego więcej nie dostałam. Póki co. Dobrze zrobiłam nie mówiąc nic o nich Karolowi. Zdenerwował by się tylko, a kompletnie nie ma o co.
Rok 2014 postanowiliśmy zakończyć w jednym z katowickich klubów. Nie wiem tylko po jakiego .... oni chcą drzeć prawie dwie godziny do Katowic jak za niecałą godzinę jesteś w Łodzi i przecież tam też są kluby. Ale mi oczywiście nikt nic nie powie. Bo po co, nie?
Wstałam sobie o 9 względnie się ogarnęłam i zalegałam teraz na kanapie w salonie. Aga ta sierotka właśnie podbijała sklepy do jak się okazało "nie ma żadnych butów na tą wyjątkową okazję, którą jest Sylwester" ja ją wyśmiałam, więc strzeliła focha i pojechała sama.
Ach, te współlokatorskie kłótnie... Poezja. Około 12 wróciła.
- No i co? Znalazłaś to co nadaje się na taką wyjątkową okazję jak Sylwester? - zapytałam szczerząc się do niej głupkowato.
- A i owszem - wyszczerzyła się.
- No to pokaż - rzuciłam.
- Nie - wystawiła mi język.
- Ej, a czemu? - zrobiłam smutną minkę.
- Potem zobaczysz sierotko - zaśmiała się i ruszyła do swojego pokoju.
O 14 ruszyłam swój zacny tyłek i poszłam jeszcze sobie coś zjeść. Postawiłam po prostu na kanapki i kawę. Wszamałam po czym gdy Agnieszka opuściła łazienkę poszłam wziąć prysznic. Później owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam po bieliznę oraz sukienkę aby się ubrać a później ogarnąć włosy. Ubrałam się więc (klik), a potem wysuszyłam włosy i podkręciłam je na prostownicy żeby tworzyły delikatne fale.
- Lena! - usłyszałam wołanie Witczak.
- Co tam?! - odkrzyknęłam - Kurwa - zklęłam pod nosem bo przez to sparzyłam się tą głupią prostownicą. Szybko odłożyłam ją i wsadziłam palec po strumień zimnej wody. Po chwili wkroczyłam do pokoju blondynki, która właśnie czesała włosy. Ubrana była w (klik), a obok łóżka stał jej nowy nabytek (klik)
- Zrobisz coś z tymi moimi włosami? - jęknęła.
- Jasne. Taką ci fryzurę trzasnę, że się nie poznasz - wyszczerzyłam się.
- Chyba niepotrzebnie cię prosiłam - westchnęła.
- Już nie marudź - machnęłam ręką i zabrałam się do roboty. Po 40 minutach moje dzieło było skończone (klik)
- Podoba się? - uśmiechnęłam się gdy Agnieszka stanęła przed lustrem.
- Bardzo - odwzajemniła gest - W ogóle to ślicznie wyglądasz - puściła mi oczko.
- Od prawienie komplementów to mam Kłosa ale dziękuję - zaśmiałam się a ona razem ze mną.
Ubrałam jeszcze buty (klik), a na koniec zarzuciłam jeszcze na siebie płaszcz po czym mogłyśmy wychodzić bo chłopaki już podjechali autem. Chwyciłam torbę z najpotrzebniejszym rzeczami i razem opuściłyśmy blok wsiadając do samochodu Wrony. Przywitałyśmy się i mogliśmy ruszać.
- Dalej was nie rozumiem, po co chcecie jechać do tych Katowic. Nie można było iść do Łodzi? Bliżej i w ogóle - rzuciłam po kilkunastu minutach jazdy.
- W Łodzi pełno ludu - odparł Karol.
- A w Katowicach to niby nie? - uniosłam brew.
- Chcieliśmy obejrzeć fajerwerki nad Spodkiem - wyjaśnił Wronka.
- A nad Atlas Areną nie można? - mruknęłam.
- Boże kochany, Lena przymknij się. Dojedziemy to jeszcze nam podziękujesz - westchnął głęboko Kłos.
- Ja tylko pytam - wzruszyłam ramionami.
- No i dostałaś odpowiedź, teraz zamilknij - powiedziała Aga. Czyli ona też wiedziała dlaczego mamy jechać do Katowic zamiast do Łodzi? No ja pierdziele! Nikt. Nikt się tu z moim zdaniem nie liczy! Kompletnie nikt!
- Dyskryminacja - mruknęłam, a mój wzrok powędrował za szybę. Przyglądałam się oświetlonej drodze i mijającym nas samochodom.
Po prawie dwóch godzinach jazdy wreszcie byliśmy pod jednym z katowickich klubów. Wyszłam z samochodu i westchnęłam przeciągając się. Weszliśmy do środka gdzie brzmiała już muzyka, za dużo to osób nie było i byli oni raczej o nieprzeciętnym wzroście.
- Nosz wreszcie! Ileż można na was czekać! - podszedł do nas Krzysiu.
- Było od razu powiedzieć, że urządzamy razem Sylwestra a nie takie tajemnice robić - wywróciłam oczami w kierunku trójki, z którą przyjechałam, a oni tylko głupio się wyszczerzyli.
- Nie powiedzieli ci? - oburzył się.
- Nie - zrobiłam smutną minkę.
- Chodź, wujcio Krzysio przytuli - objął mnie ramionami.
- Te, Igła! Pamiętaj, że i ona i ty mają partnerów - wtrącił się Kłos.
- Musiał przypominać - mruknęłam pod nosem na co libero się zaśmiał.
Zasiedliśmy w swojej loży i z każdą chwilą przybywało coraz więcej siatkarzy z towarzyszkami. Przetańczyłam ze trzy pierwsze piosenki z Kłosem. Nie mogło oczywiście zabraknąć tańca z Ignaczakiem i kochanym braciszkiem. Chociaż nasz taniec to bardziej było patrzenie na stopy i przydeptywanie się nawzajem specjalnie. Raz mi tak rozwalił buta więc teraz się pilnuje żeby mu za mocno nie przydeptać bo się odwdzięczy w nadmiarze. Po zakończonym "tańcu" dosiadłam się do Dagi, Iwony, Pauliny, Agi i Oli - dziewczyny Piotrka.
- Wy jesteście niemożliwi - zaśmiała się Dagmara gdy tylko usiadłam.
- Kto? - zapytała zdezorientowana.
- No ty i Michał - wyjaśniła Wlazły.
- A czemu?
- No jedno po trzydziestce drugie 26...
- Jeszcze 25 - przerwałam jej szczerząc się i unosząc palec do góry. Wszystkie przewróciły oczami.
- Drugie 25 - podkreśliła - na karku, a zachowują się jak dzieciaki - pokręciła głową z politowaniem uśmiechając się.
- To Michał takie dziecko. Ja tylko mu oddaje - wzruszyłam ramionami.
- O, o, o odezwała się - powiedział właśnie podchodzący do nas Winiarski - Ja, dziecko? Chyba oszalałaś - prychnął przestrzelając mi tył potylicy po czym zwrócił się do żony skłaniając się w pas - Mogę panią prosić? - wszystkie zaśmiałyśmy się, a Daga wstała i podążyła z przyjmującym na parkiet. Moje towarzyszki również wyrwały do tańca, a ja swojego chłopaka nigdzie nie mogłam wypatrzeć. Upiłam więc łyk drinka i przyglądałam się bawiącym siatkarzom. Po chwili jednak Kłos się odnalazł i szczerząc się mnie także wyciągnął na środek.
Kilka minut przed północą wszyscy ubrali swoją odzierz wierzchnią i wyszli przed budynek gdzie personel klubu zaczynał rozpalać fajerwerki. Siatkarzom na szczęście nie przyszło do głowy żeby iść im pomagać bo niektórzy raczej by się do tego nie nadawali. Jednym z nich był na przykład szanowny pan Paweł Zatorski czy Fabian Drzyzga. Niektórzy dorzucili jednak swoje. Każdy otrzymał kieliszek szampana. Środkowy objął mnie w pasie po czym rozpoczęło się odliczanie.
3......... 2......... 1!
No, wiadomo o co chodzi! Równo z północą wystrzeliły fajerweki.
- Szczęśliwego Nowego Roku kochanie - siatkarz pocałował mnie pierwszy raz w tym roku.
- Nawzajem - uśmiechnęłam się po czym znów musnął moje usta swoimi
- Życzę ci kolejnych medali, żebyś mnie nie wkurzał i duuuuużo miłości - wyszczerzyłam się.
- Żebym cię nie wkurzał? - uniósł brew śmiejąc się.
- Tak, bo jak mnie wkurzysz to nie będzie duuuuużo miłości - znów ukazałam swoje zęby w wyszczerzu.
- Rozumiem - pokiwał głową - Ja ci życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku - wyszczerzył się debilnie.
- Ja się tak wysiliłam a, ty... - przerwał mi znów mnie całując.
- Cicho - zaśmiał się - Nie jestem dobry w składaniu życzeń zresztą wcale się nie wysiliłaś - dźgnła mnie w bok po czym także innym imprezowiczom składaliśmy życzenia. Jak Karol wszystkim składał takie jak mi to nie wiem co mu Krzysiu zrobi. On takie piękne każdemu składa a ten mu tylko "wszystkiego najlepszego". Ja bym się wkurzyła.
Wróciliśmy do środka po czym impreza znów zaczęła się rozkręcać i trwała tak sobie do 4 nad ranem. Byłam już padnięta, a taki Winiar to by jeszcze sobie potańczył i ciągle namawiał jeszcze swoją żonę, która miała go już dość.
- A może ty Lenka co? - zaczął znowu.
- Winiar, ogarnij się. Koniec imprezy. - powiedziałam znudzona jego prośbami. On jest bardziej denerwujący po pijaku niż Karolina.
- Jesteście okropne - skrzyżował ręce na piersiach, a my z Dagą spojrzelismy na siebie z politowaniem.
Wpakowaliśmy się do aut. Prowadziła Agnieszka, ponieważ panowie nie mogli, a Wrona za bardzo bał się o swoje auto żeby mi je dać "bo jeszcze coś narobię i dupa" jak to ujął. No przeciez to nic złego, że od czasu do czasu wcisnę gaz nie?
Zameldowaliśmy się w pokoju i wzięłam klucz do lokum, w którym przenocuję wraz z siatkarzem. On też raczej zbyt trzeźwy to nie był. Bredził tylko coś od rzeczy.
- Lenuś, ale wiesz, że ja ciebie tak baaaaaaaaardzo koooocham? - zapytał gdy zdejmowałam szpilki, a on rzucił się na łóżko. Zaprzestałam wykonywanej czynności i popatrzyłam na siatkarza uśmiechając się
- Wiem kotek, ja ciebie też.
- No to fajnie - rzucił jeszcze i zasnął. Parsknęłam śmiechem po czym szybko również znalazłam się w łóżku obok środkowego.
W Bełchatowie następnego dnia pojawiliśmy się około godziny 18. Weszłyśmy do swojego mieszkania.
- Jesteś głodna? - zapytała Witczak wkraczając do kuchni a ja za nią.
- Jak wilk. Gadałam o tym prawie przez całą drogę - skrzywiłam się. - Ale jak sie mnie nie słucha to tak jest - mruknęłam.
- Cicho tam. Pizza?
- Jaaasne - wyszczerzyłam się, a blondynka zamówiła jedzenie. Przeniosłyśmy się do salonu gdzie po około godzinie gdy wzięłam prysznic zajadałyśmy się pizzą oglądajac w międzyczasie film "Rozmowy nocą".
- Ty, a ty już Wronki rodziców poznałaś? - ocknęłam się nagle.
- Nie, w święta się nie dało, ale mamy we wtorek jechać do Warszawy. Trochę sie boję - powiedziała ciszej.
- Spoko, polubią cię. Ja miałam to samo. A potem powiedziałam chyba najgłupszą rzecz w całym swoim życiu.
- Jaką?
- Że będe się słuchać Kłosa - powiedziałam na co ona parsknęła śmiechem - A potem manipulant jeden mnie zawiózł do siebie - wygięłam usta w podkówkę.
- Bo uwierzę, że ci się to nie podobało - prychnęła uśmiechając się.
- Tego nie powiedziałam - zaśmiałam się.
Resztę wieczoru spędziłyśmy na typowo babskich pogaduchach.
Chłopcy rozegrali w weekend dwa spotkania z AZS Indykpol Olsztyn. W sobotę w PlusLidze wygrywając 3:0, a dzień później w Pucharze Polski 3:1 zapewniając sobie awans do ćwierćfinału, w którym w środę zagrają z Cuprum Lubin. Gdy w niedzielę wracałam do domu na piechotę bo przyjechałam z Agnieszką, która musiała jeszcze załatwić jakieś ważne sprawy, a nie chciało mi się czekać na Kłosa, który po wygranym meczu może się przebierać godziny.
No więc właśnie... Nie od "no więc" O, znowu Stefan. Jak miło, ale dobra, nie od "no więc".
Szłam właśnie sobie w stronę swojego bloku. Było trochę zimno, ale na szczęście nie wiał wiatr. Gdy miałam wchodzić do budynku usłyszałam za sobą jakiś cichutki pisk. Odwróciłam się więc ale w tym świetle to nie za dużo się da zobaczyć. Wzruszyłam więc ramionami przyjmując, że mi się przesłyszało. Jednak gdy naciskałam klamkę znów to usłyszałam i jakby .... miauczenie? Wytężyłam więc wzrok i zobaczyłam maleńką białą, no właściwie teraz to już szarawą kulkę. Podeszłam do niej powoli po czym wzięłam na ręce. Czyżby ktoś go tu zostawił? Takiego słodziaka? Nie wyobrażam sobie. No ale go przecież nie zostawię. Wzięłam więc kotka ze sobą do mieszkania. Postawiłam do na podłodze w korytarzu, a sama zdjęłam kurtkę, czapkę i buty.
- Chodź malutki. Napijesz się mleczka, a potem trzeba będzie się umyć - rzuciłam i poszłam do kuchni pocierając ręce żeby się ogrzać. Wyjęłam mleko z lodówki po czym podgrzałam je na kuchence i nalałam do małej miseczki kładąc przed nosem kociaka, który od razu wręcz rzucił się na nie o mało go nie wylewając. Uśmiechałam się na sam odgłos jego cichutkiego chłeptania napoju. Gdy już był mam nadzieję najedzony poszłam z nim do łazienki żeby go umyć i żeby wyglądał jak ten człowiek... tfu! kot! Jak kot. Po niemałych trudach wreszcie mi się to udało.
- Aga mnie zabije jak cię tu zobaczy wiesz mały? - zwróciłam się do niego. Agnieszka odkąd tylko pamiętam nie za bardzo trawiła koty. Zdecydowanie wolała psy dlatego nie wiem ja zareaguje.
Zrobiłam sobie kolacje w postaci kanapek i z kubkiem herbaty zaczęłam obrabiać zdjęcia z dzisiejszego meczu, a kotek ułożył się na moich kolanach. Co jakiś czas go głaskałam. Zamieściłam ogłoszenie w internecie o znalezieniu kota na wypadek gdyby go szukano ale szczerze wątpię, aby ktoś się po niego zgłosił. Zwłaszcza, że wyglądał jakby kilka dni tak się tułał. Nie mam pojęcia tylko gdzie on przenocował. Noce są zimne. Musiał sobie znaleźć jakieś przytulne miejsce. Gdy skończyłam ze zdjęciami i znalazły się one na stronie Skry otrzymałam sms'a. Od Agi.
"Nie wrócę na noc do domu"
"Nic nowego ;P"
Odpisałam jej szybko po czym zaczęłam myśleć gdzie by tu umiejscowić naszego nowego lokatora. Napisałam więc jeszcze do Witczak czy nie mamy jakiegoś pudełka. Poinstruowała mnie, że u niej w pokoju powinnam znaleźć jakieś po butach.
Udało mi się takowe odnaleźć więc zwierzak już miał gdzie spać. Lekko zaspanego włożyłam go do nowego łóżeczka i postawiłam w swoim pokoju obok szafy. Zrobiłam mu jeszcze śliczne zdjęcie, które pojawiło się na Instagramie. Sama wzięłam prysznic i także położyłam się spać.
Pojawia się ktoś nowy ale na długo nie zagość, spokojnie ;) Tymczasowo bo nie miałam co tu napisać i nagle mi przyszedł pomysł. A może kota im sprawić? :D No i mają.
Bardzo serdecznie chciałam Was zaprosić do Podjaranej :D, u której pojawił się rozdział trzeci:
http://malzenska-loteria.blogspot.com/2015/02/rozdzia-3.html
Oraz na coś co tworzyłyśmy wczoraj razem z Podjaraną ponad trzy godziny.Prawie nie wytrzymałam nerwowo i o mały włos nie rozwaliłam myszki przez to ciągłe klikania.
http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com/
Kolejny u naszych słodziaśnych misiaczków powinien pojawić się w niedzielę.Jeśli będzie mi się chciało wkleić to z Worda. Tak, bo to tak dużo roboty -.-
Pozdrawiam ;**
Co do sms'ów. To żadnego więcej nie dostałam. Póki co. Dobrze zrobiłam nie mówiąc nic o nich Karolowi. Zdenerwował by się tylko, a kompletnie nie ma o co.
Rok 2014 postanowiliśmy zakończyć w jednym z katowickich klubów. Nie wiem tylko po jakiego .... oni chcą drzeć prawie dwie godziny do Katowic jak za niecałą godzinę jesteś w Łodzi i przecież tam też są kluby. Ale mi oczywiście nikt nic nie powie. Bo po co, nie?
Wstałam sobie o 9 względnie się ogarnęłam i zalegałam teraz na kanapie w salonie. Aga ta sierotka właśnie podbijała sklepy do jak się okazało "nie ma żadnych butów na tą wyjątkową okazję, którą jest Sylwester" ja ją wyśmiałam, więc strzeliła focha i pojechała sama.
Ach, te współlokatorskie kłótnie... Poezja. Około 12 wróciła.
- No i co? Znalazłaś to co nadaje się na taką wyjątkową okazję jak Sylwester? - zapytałam szczerząc się do niej głupkowato.
- A i owszem - wyszczerzyła się.
- No to pokaż - rzuciłam.
- Nie - wystawiła mi język.
- Ej, a czemu? - zrobiłam smutną minkę.
- Potem zobaczysz sierotko - zaśmiała się i ruszyła do swojego pokoju.
O 14 ruszyłam swój zacny tyłek i poszłam jeszcze sobie coś zjeść. Postawiłam po prostu na kanapki i kawę. Wszamałam po czym gdy Agnieszka opuściła łazienkę poszłam wziąć prysznic. Później owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam po bieliznę oraz sukienkę aby się ubrać a później ogarnąć włosy. Ubrałam się więc (klik), a potem wysuszyłam włosy i podkręciłam je na prostownicy żeby tworzyły delikatne fale.
- Lena! - usłyszałam wołanie Witczak.
- Co tam?! - odkrzyknęłam - Kurwa - zklęłam pod nosem bo przez to sparzyłam się tą głupią prostownicą. Szybko odłożyłam ją i wsadziłam palec po strumień zimnej wody. Po chwili wkroczyłam do pokoju blondynki, która właśnie czesała włosy. Ubrana była w (klik), a obok łóżka stał jej nowy nabytek (klik)
- Zrobisz coś z tymi moimi włosami? - jęknęła.
- Jasne. Taką ci fryzurę trzasnę, że się nie poznasz - wyszczerzyłam się.
- Chyba niepotrzebnie cię prosiłam - westchnęła.
- Już nie marudź - machnęłam ręką i zabrałam się do roboty. Po 40 minutach moje dzieło było skończone (klik)
- Podoba się? - uśmiechnęłam się gdy Agnieszka stanęła przed lustrem.
- Bardzo - odwzajemniła gest - W ogóle to ślicznie wyglądasz - puściła mi oczko.
- Od prawienie komplementów to mam Kłosa ale dziękuję - zaśmiałam się a ona razem ze mną.
Ubrałam jeszcze buty (klik), a na koniec zarzuciłam jeszcze na siebie płaszcz po czym mogłyśmy wychodzić bo chłopaki już podjechali autem. Chwyciłam torbę z najpotrzebniejszym rzeczami i razem opuściłyśmy blok wsiadając do samochodu Wrony. Przywitałyśmy się i mogliśmy ruszać.
- Dalej was nie rozumiem, po co chcecie jechać do tych Katowic. Nie można było iść do Łodzi? Bliżej i w ogóle - rzuciłam po kilkunastu minutach jazdy.
- W Łodzi pełno ludu - odparł Karol.
- A w Katowicach to niby nie? - uniosłam brew.
- Chcieliśmy obejrzeć fajerwerki nad Spodkiem - wyjaśnił Wronka.
- A nad Atlas Areną nie można? - mruknęłam.
- Boże kochany, Lena przymknij się. Dojedziemy to jeszcze nam podziękujesz - westchnął głęboko Kłos.
- Ja tylko pytam - wzruszyłam ramionami.
- No i dostałaś odpowiedź, teraz zamilknij - powiedziała Aga. Czyli ona też wiedziała dlaczego mamy jechać do Katowic zamiast do Łodzi? No ja pierdziele! Nikt. Nikt się tu z moim zdaniem nie liczy! Kompletnie nikt!
- Dyskryminacja - mruknęłam, a mój wzrok powędrował za szybę. Przyglądałam się oświetlonej drodze i mijającym nas samochodom.
Po prawie dwóch godzinach jazdy wreszcie byliśmy pod jednym z katowickich klubów. Wyszłam z samochodu i westchnęłam przeciągając się. Weszliśmy do środka gdzie brzmiała już muzyka, za dużo to osób nie było i byli oni raczej o nieprzeciętnym wzroście.
- Nosz wreszcie! Ileż można na was czekać! - podszedł do nas Krzysiu.
- Było od razu powiedzieć, że urządzamy razem Sylwestra a nie takie tajemnice robić - wywróciłam oczami w kierunku trójki, z którą przyjechałam, a oni tylko głupio się wyszczerzyli.
- Nie powiedzieli ci? - oburzył się.
- Nie - zrobiłam smutną minkę.
- Chodź, wujcio Krzysio przytuli - objął mnie ramionami.
- Te, Igła! Pamiętaj, że i ona i ty mają partnerów - wtrącił się Kłos.
- Musiał przypominać - mruknęłam pod nosem na co libero się zaśmiał.
Zasiedliśmy w swojej loży i z każdą chwilą przybywało coraz więcej siatkarzy z towarzyszkami. Przetańczyłam ze trzy pierwsze piosenki z Kłosem. Nie mogło oczywiście zabraknąć tańca z Ignaczakiem i kochanym braciszkiem. Chociaż nasz taniec to bardziej było patrzenie na stopy i przydeptywanie się nawzajem specjalnie. Raz mi tak rozwalił buta więc teraz się pilnuje żeby mu za mocno nie przydeptać bo się odwdzięczy w nadmiarze. Po zakończonym "tańcu" dosiadłam się do Dagi, Iwony, Pauliny, Agi i Oli - dziewczyny Piotrka.
- Wy jesteście niemożliwi - zaśmiała się Dagmara gdy tylko usiadłam.
- Kto? - zapytała zdezorientowana.
- No ty i Michał - wyjaśniła Wlazły.
- A czemu?
- No jedno po trzydziestce drugie 26...
- Jeszcze 25 - przerwałam jej szczerząc się i unosząc palec do góry. Wszystkie przewróciły oczami.
- Drugie 25 - podkreśliła - na karku, a zachowują się jak dzieciaki - pokręciła głową z politowaniem uśmiechając się.
- To Michał takie dziecko. Ja tylko mu oddaje - wzruszyłam ramionami.
- O, o, o odezwała się - powiedział właśnie podchodzący do nas Winiarski - Ja, dziecko? Chyba oszalałaś - prychnął przestrzelając mi tył potylicy po czym zwrócił się do żony skłaniając się w pas - Mogę panią prosić? - wszystkie zaśmiałyśmy się, a Daga wstała i podążyła z przyjmującym na parkiet. Moje towarzyszki również wyrwały do tańca, a ja swojego chłopaka nigdzie nie mogłam wypatrzeć. Upiłam więc łyk drinka i przyglądałam się bawiącym siatkarzom. Po chwili jednak Kłos się odnalazł i szczerząc się mnie także wyciągnął na środek.
Kilka minut przed północą wszyscy ubrali swoją odzierz wierzchnią i wyszli przed budynek gdzie personel klubu zaczynał rozpalać fajerwerki. Siatkarzom na szczęście nie przyszło do głowy żeby iść im pomagać bo niektórzy raczej by się do tego nie nadawali. Jednym z nich był na przykład szanowny pan Paweł Zatorski czy Fabian Drzyzga. Niektórzy dorzucili jednak swoje. Każdy otrzymał kieliszek szampana. Środkowy objął mnie w pasie po czym rozpoczęło się odliczanie.
3......... 2......... 1!
No, wiadomo o co chodzi! Równo z północą wystrzeliły fajerweki.
- Szczęśliwego Nowego Roku kochanie - siatkarz pocałował mnie pierwszy raz w tym roku.
- Nawzajem - uśmiechnęłam się po czym znów musnął moje usta swoimi
- Życzę ci kolejnych medali, żebyś mnie nie wkurzał i duuuuużo miłości - wyszczerzyłam się.
- Żebym cię nie wkurzał? - uniósł brew śmiejąc się.
- Tak, bo jak mnie wkurzysz to nie będzie duuuuużo miłości - znów ukazałam swoje zęby w wyszczerzu.
- Rozumiem - pokiwał głową - Ja ci życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku - wyszczerzył się debilnie.
- Ja się tak wysiliłam a, ty... - przerwał mi znów mnie całując.
- Cicho - zaśmiał się - Nie jestem dobry w składaniu życzeń zresztą wcale się nie wysiliłaś - dźgnła mnie w bok po czym także innym imprezowiczom składaliśmy życzenia. Jak Karol wszystkim składał takie jak mi to nie wiem co mu Krzysiu zrobi. On takie piękne każdemu składa a ten mu tylko "wszystkiego najlepszego". Ja bym się wkurzyła.
Wróciliśmy do środka po czym impreza znów zaczęła się rozkręcać i trwała tak sobie do 4 nad ranem. Byłam już padnięta, a taki Winiar to by jeszcze sobie potańczył i ciągle namawiał jeszcze swoją żonę, która miała go już dość.
- A może ty Lenka co? - zaczął znowu.
- Winiar, ogarnij się. Koniec imprezy. - powiedziałam znudzona jego prośbami. On jest bardziej denerwujący po pijaku niż Karolina.
- Jesteście okropne - skrzyżował ręce na piersiach, a my z Dagą spojrzelismy na siebie z politowaniem.
Wpakowaliśmy się do aut. Prowadziła Agnieszka, ponieważ panowie nie mogli, a Wrona za bardzo bał się o swoje auto żeby mi je dać "bo jeszcze coś narobię i dupa" jak to ujął. No przeciez to nic złego, że od czasu do czasu wcisnę gaz nie?
Zameldowaliśmy się w pokoju i wzięłam klucz do lokum, w którym przenocuję wraz z siatkarzem. On też raczej zbyt trzeźwy to nie był. Bredził tylko coś od rzeczy.
- Lenuś, ale wiesz, że ja ciebie tak baaaaaaaaardzo koooocham? - zapytał gdy zdejmowałam szpilki, a on rzucił się na łóżko. Zaprzestałam wykonywanej czynności i popatrzyłam na siatkarza uśmiechając się
- Wiem kotek, ja ciebie też.
- No to fajnie - rzucił jeszcze i zasnął. Parsknęłam śmiechem po czym szybko również znalazłam się w łóżku obok środkowego.
W Bełchatowie następnego dnia pojawiliśmy się około godziny 18. Weszłyśmy do swojego mieszkania.
- Jesteś głodna? - zapytała Witczak wkraczając do kuchni a ja za nią.
- Jak wilk. Gadałam o tym prawie przez całą drogę - skrzywiłam się. - Ale jak sie mnie nie słucha to tak jest - mruknęłam.
- Cicho tam. Pizza?
- Jaaasne - wyszczerzyłam się, a blondynka zamówiła jedzenie. Przeniosłyśmy się do salonu gdzie po około godzinie gdy wzięłam prysznic zajadałyśmy się pizzą oglądajac w międzyczasie film "Rozmowy nocą".
- Ty, a ty już Wronki rodziców poznałaś? - ocknęłam się nagle.
- Nie, w święta się nie dało, ale mamy we wtorek jechać do Warszawy. Trochę sie boję - powiedziała ciszej.
- Spoko, polubią cię. Ja miałam to samo. A potem powiedziałam chyba najgłupszą rzecz w całym swoim życiu.
- Jaką?
- Że będe się słuchać Kłosa - powiedziałam na co ona parsknęła śmiechem - A potem manipulant jeden mnie zawiózł do siebie - wygięłam usta w podkówkę.
- Bo uwierzę, że ci się to nie podobało - prychnęła uśmiechając się.
- Tego nie powiedziałam - zaśmiałam się.
Resztę wieczoru spędziłyśmy na typowo babskich pogaduchach.
Chłopcy rozegrali w weekend dwa spotkania z AZS Indykpol Olsztyn. W sobotę w PlusLidze wygrywając 3:0, a dzień później w Pucharze Polski 3:1 zapewniając sobie awans do ćwierćfinału, w którym w środę zagrają z Cuprum Lubin. Gdy w niedzielę wracałam do domu na piechotę bo przyjechałam z Agnieszką, która musiała jeszcze załatwić jakieś ważne sprawy, a nie chciało mi się czekać na Kłosa, który po wygranym meczu może się przebierać godziny.
No więc właśnie... Nie od "no więc" O, znowu Stefan. Jak miło, ale dobra, nie od "no więc".
Szłam właśnie sobie w stronę swojego bloku. Było trochę zimno, ale na szczęście nie wiał wiatr. Gdy miałam wchodzić do budynku usłyszałam za sobą jakiś cichutki pisk. Odwróciłam się więc ale w tym świetle to nie za dużo się da zobaczyć. Wzruszyłam więc ramionami przyjmując, że mi się przesłyszało. Jednak gdy naciskałam klamkę znów to usłyszałam i jakby .... miauczenie? Wytężyłam więc wzrok i zobaczyłam maleńką białą, no właściwie teraz to już szarawą kulkę. Podeszłam do niej powoli po czym wzięłam na ręce. Czyżby ktoś go tu zostawił? Takiego słodziaka? Nie wyobrażam sobie. No ale go przecież nie zostawię. Wzięłam więc kotka ze sobą do mieszkania. Postawiłam do na podłodze w korytarzu, a sama zdjęłam kurtkę, czapkę i buty.
- Chodź malutki. Napijesz się mleczka, a potem trzeba będzie się umyć - rzuciłam i poszłam do kuchni pocierając ręce żeby się ogrzać. Wyjęłam mleko z lodówki po czym podgrzałam je na kuchence i nalałam do małej miseczki kładąc przed nosem kociaka, który od razu wręcz rzucił się na nie o mało go nie wylewając. Uśmiechałam się na sam odgłos jego cichutkiego chłeptania napoju. Gdy już był mam nadzieję najedzony poszłam z nim do łazienki żeby go umyć i żeby wyglądał jak ten człowiek... tfu! kot! Jak kot. Po niemałych trudach wreszcie mi się to udało.
- Aga mnie zabije jak cię tu zobaczy wiesz mały? - zwróciłam się do niego. Agnieszka odkąd tylko pamiętam nie za bardzo trawiła koty. Zdecydowanie wolała psy dlatego nie wiem ja zareaguje.
Zrobiłam sobie kolacje w postaci kanapek i z kubkiem herbaty zaczęłam obrabiać zdjęcia z dzisiejszego meczu, a kotek ułożył się na moich kolanach. Co jakiś czas go głaskałam. Zamieściłam ogłoszenie w internecie o znalezieniu kota na wypadek gdyby go szukano ale szczerze wątpię, aby ktoś się po niego zgłosił. Zwłaszcza, że wyglądał jakby kilka dni tak się tułał. Nie mam pojęcia tylko gdzie on przenocował. Noce są zimne. Musiał sobie znaleźć jakieś przytulne miejsce. Gdy skończyłam ze zdjęciami i znalazły się one na stronie Skry otrzymałam sms'a. Od Agi.
"Nie wrócę na noc do domu"
"Nic nowego ;P"
Odpisałam jej szybko po czym zaczęłam myśleć gdzie by tu umiejscowić naszego nowego lokatora. Napisałam więc jeszcze do Witczak czy nie mamy jakiegoś pudełka. Poinstruowała mnie, że u niej w pokoju powinnam znaleźć jakieś po butach.
Udało mi się takowe odnaleźć więc zwierzak już miał gdzie spać. Lekko zaspanego włożyłam go do nowego łóżeczka i postawiłam w swoim pokoju obok szafy. Zrobiłam mu jeszcze śliczne zdjęcie, które pojawiło się na Instagramie. Sama wzięłam prysznic i także położyłam się spać.
Pojawia się ktoś nowy ale na długo nie zagość, spokojnie ;) Tymczasowo bo nie miałam co tu napisać i nagle mi przyszedł pomysł. A może kota im sprawić? :D No i mają.
Bardzo serdecznie chciałam Was zaprosić do Podjaranej :D, u której pojawił się rozdział trzeci:
http://malzenska-loteria.blogspot.com/2015/02/rozdzia-3.html
Oraz na coś co tworzyłyśmy wczoraj razem z Podjaraną ponad trzy godziny.
http://nie--mozna-sie-poddawac.blogspot.com/
Kolejny u naszych słodziaśnych misiaczków powinien pojawić się w niedzielę.
Pozdrawiam ;**
Subskrybuj:
Posty (Atom)