środa, 15 lipca 2015

~Rozdział 93~

(niedziela, 17 maja)
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek na szafce nocnej. Była 10:09. Przetarłam twarz i ziewnęłam szeroko. Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a więc wyciągnęłam rękę by wziąć telefon. Nadawcą był Karol. Kliknęłam i odczytałam wiadomość.
                           "Mam nadzieję, że resztę nocy przespałaś spokojnie"
                             "Tak, dziękuję :) Też dopiero wstałeś?
                 "Też?! To ty jeszcze w łóżku?! Ja do Manufaktury na zakupy jadę "
"Ja tam byłam przed urlopem i póki co niczego nie potrzebuję :)Trzeba było iść ze mną :P"
                             "Z tobą na zakupy? Ja chyba podziękuję :P"
                                       "Ej, chyba nie jest tak źle :("
                                        "Masz rację. Jest gorzej!"
                                       "Foch! Nie odpisuję więcej!"
                                          "Właśnie odpisałaś :P :D"
- Ale już teraz nie odpiszę - powiedziałam do samej siebie i powykrzywiałam się do telefonu. Bez komentarza. Dzieciństwo z Michałem.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. W korytarzu stały walizki Agnieszki, jej buty również, ale w mieszkaniu była cisza jak makiem zasiał. Nie będę więc chamska i dam jej odespać. Poszłam do kuchni gdzie włączyłam sobie cicho radio i zaczęłam przygotowywać śniadanko. Kiedy pół godziny później byłam już pojedzona zabrałam się pomału za pakowanie do Spały.
Najpierw jednak wzięłam prysznic i się ubrałam (klik), a włosy związałam w koka. Pościągałam ubrania, które wyprałam przed wyjazdem do Hiszpanii i rozwiesiłam w łazience co dało im cały tydzień na wyschnięcie i tak też się stało. Zaniosłam je do pokoju i rzuciłam na łóżko, a do prania wrzuciłam ciuchy z urlopu. Przyniosłam sobie do sypialni deskę do prasowania i żelazko żeby jakoś to wszystko wyglądało i zabrałam się do roboty.
Po godzinie moje walizki były spakowane. Wszystko dokładnie posprowadzane. W prawdzie ze Spały do Bełchatowa jest niecała godzina drogi więc w razie czego mogłabym się po coś wrócić, ale pewnie by mi się nie chciało, zwłaszcza, że czas spędzałabym z siatkarzami, którzy pomiędzy ciężkimi treningami działają na mnie tak, że i ja czuję się zmęczona i nic mi się nie chce. Tak przynajmniej było w tamtym roku. Jak będzie teraz, zobaczymy.
Kiedy około 14:30 nakładałam sobie właśnie na talerz porcję makaronu w kształcie muszelek z sosem pieczarkowym do kuchni weszła Agnieszka przecierając twarz.
- No cześć pani z Ameryki - przywitałam ją śmiejąc się i odłożyłam garnek  z obiadem po czym przytuliłam Witczak na powitanie.
- Witam panią z Hiszpanii - odpowiedziała tym samym tonem. - Opalona, uśmiechnięta, wprost kwitnąca - powiedziała siadając.
- I kto to mówi - puściłam jej oczko. - Jesteś głodna?
- Poproszę bo pachnie cudownie - wyszczerzyła się. Nałożyłam i jej, a potem usiadłam i zaczęłyśmy jeść.
- No to opowiadaj jak było - powiedziałam, ale zanim Witczak otworzyła usta rozdzwonił się mój telefon. - Poczekaj chwilkę - poszłam do pokoju i odebrałam połączenie od Krzyśka. Ciekawe co to go skłoniło żeby do mnie zadzwonić. Zastanawiające...
- Słucham ja ciebie Krzysiu - zaczęłam wesoło wracając do kuchni.
- No to słuchaj uważnie. Jesteś w domu?
- Tak.
- Robisz coś konkretnego, albo masz konkretne plany?
- Nie.
- No to wyślij mi sms'em swój dokładny adres i numer mieszkania to za jakieś pół godziny będziemy bo my już mijamy Piotrków Trybunalski.
- Przyjeżdżacie wszyscy? - zapytałam uśmiechnięta.
- Tak jest.
- No to super! - wykrzyknęłam uradowana - Już ci wysyłam ten adres. Pa. - zakończyłam połączenie i od razu zaczęłam stukać sms'a.
- Kto przyjeżdża? - zapytała blondynka.
- Ignaczaki - odparłam.
- Kiedy będą?
- Za jakieś pół godziny.
- O Boże, a ja taka nie ogarnięta! - jak strzała wybiegła z kuchni, a ja pokręciłam głową ze śmiechem i wyszłam z kuchni.
- Jadę po jakieś ciasto! - krzyknęłam do przyjaciółki ubierając buty.
- Okej - odparła wychodząc z ciuchami ze swojego pokoju.
Udało mi się wrócić przed Ignaczakami i pokroić ciasto więc jest dobrze. Witczak wstawiła wodę na kawę kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłam by otworzyć, a zaraz za mną podreptała Aga. Nacisnęłam klamkę i od razu na szyję rzuciła mi się Dominika, którą uniosłam do góry.
- Cześć Domi, jak się dawno nie widziałyśmy, nie? - uśmiechnęłam się. - Wchodźcie, wchodźcie - zaprosiłam ich gestem dłoni do środka.
Teraz nastąpiło długie przywitanie po czym weszliśmy do salonu.
- O właśnie, Krzysiek idź do samochodu. Zostawiłam tam ciasto - przypomniała sobie Iwona kiedy wchodziłam z talerzem kupnego smakołyku.
- Teraz sobie przypomniałaś? - jęknął.
- Trzeba było mi przypomnieć - wystawiła mu język.

- Już idę - westchnął i wstał z fotela.
- Nie potrzebnie przecież przywoziłaś - powiedziałam.

- Nie potrzebnie ci się w ogóle na głowę zwalaliśmy. Dopiero wczoraj wróciliście, na pewno chciałabyś odpocząć bo jutro do Spały, ale zostałam przegłosowana. Musiałam coś przywieźć bo na pewno nie miałabyś czasu na zrobienie czegoś zwłaszcza, że zapowiedzieliśmy się pół godziny przed przyjazdem - rzekła.
- Broń Boże nie zwalacie mi się na głowę! Bardzo się cieszę, że przyjechaliście. Dawno się nie widzieliśmy - uśmiechnęłam się obejmując jedną ręką Sebastiana.
- Ciociu, tata mówił, że byłaś z wujkiem Karolem w Hiszpanii. Byliście na Camp Nou? - zapytał.
- Nie byliśmy. Nie zdążyliśmy bo król Karol I chciał się lenić i dwa dni nic nie robiliśmy. Zdążyliśmy tylko w Madrycie pod Santiago Bernabeu.
- Szkoda - jęknął.
- Chciałeś żebym ci zdała relację? - zapytałam.
- Coś w tym kierunku - wyszczerzył się.
- No niestety nie.
- Jestem! Cały i zdrowy wraz z ciastem! - krzyknął Krzysiu wchodząc do salonu.
- Już się bałam czy to ciasto przeżyje. - odetchnęła z ulgą Iwona.
- Ciasto? A ja?
- Ty byś się pozbierał - machnęła ręką - a ciasto do wyrzucenia.
- Tak to się właśnie o mnie w tej rodzinie martwią - westchnął Ignaczak ocierając wyimaginowaną łzę z oka.
- Ja cię o ciebie martwię, tatusiu - powiedziała Dominika przytulając się do ojca.
- Moja córcia, kochana, jedyna się przejmuje losem ojca - zaśmiał się obejmując dziewczynkę.
- W ogóle Krzychu to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - przypomniało mi się.
- Urodziny miałem wczoraj - fuknął.
- Wczoraj się jeszcze tobą nie przyjmowałam - machnęłam na niego ręką, a kiedy zrobił obrażoną minę wyszczerzyłam się i przytuliłam go mocno. - Wszyściutkiego najlepszego staruszku. Dużo zdrówka, szczęścia, wygranych meczy, zero kontuzji, no i oczywiście jeszcze duuużo medali.
- Czy tak dużo to nie wiem.
- Cicho, cicho. Dużo jeszcze będzie - uśmiechnęłam się po czym zwolniłam uścisk.
- Dziękuję dziękuję - uśmiechnął się szeroko. - A ty jak tam jutro do tej Spały pojedziesz to pilnuj żeby im co głupiego do głowy nie wpadło. - zaśmiał się.
- Będę pilnować. Nie bój żaby będę ci informować o jakichś naszych chorych akcjach - puściłam mu oczko.
- Będę się czuł jakbym tam był - otarł wyimaginowaną łzę spod oka. - A może ja ci swoją kamerę dam, co? - oczy mu się zaświeciły.
- Wiesz Krzysiu wydaje mi się, że aparat mi wystarczy. Chyba znajdziesz kogoś lepszego.
- Jakby Zbychu był, to by się do tego nadawał. Kamera go kocha! Ale tak to dupa. No bo komu ja mam dać mojego skarbusia? Piterowi? Tej dupie wołowej co to nawet nie wie jak się kamerę włącza? - prychnął. - Czy może McGregorowi? Ty..., a może faktycznie jemu? - zamyślił się głęboko, a my popatrzyłyśmy po sobie z Iwoną. - Tak! - wykrzyknął - To genialne, genialne, genialne! - powiedział szybko i donośnie niczym szalony doktorek.
- Krzysiu popieram, popieram z całych sił - wyszczerzyłam się.
- No, ja zawsze mam zaje... - zaczął, ale Ignaczakowa zgromiła go wzrokiem -  świetne pomysły - poprawił się szybko.
Potem temat zszedł na wakacje. Najpierw oni opowiedzieli gdzie zamierzają się wybrać, a potem ja zaczęłam nawijać jak katarynka, a kiedy byłam w trakcie opowiadania o Madrycie i pokazywania im zdjęć zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a Ignaczaki i Witczak przeglądali zdjęcia. Nacisnęłam klamkę, a moim oczom okazał się tłum ludzi. Karolina z Wiktorem i Ksawerym, Winiarscy, państwo Wlazły, a do tego jeszcze Dawid, Łukasz i Emilka.
- Matko jak my się w tym salonie pomieścimy? - zaśmiałam się wpuszczając ich do środka.
- Aż tacy grubi chyba nie jesteśmy - dołączyła do mnie Karolina przytulając mnie na powitanie.
- Zobaczymy - zaśmiałam się przytulając Wiktora. - Wchodźcie do salonu - wskazałam pomieszczenie.
- Czyli jednak nie jesteśmy pierwsi - powiedział zawiedziony Winiarski widząc w salonie Ignaczaków.
- Nie tym razem - odparła Iwona z uśmiechem.
Jakoś się zmieściliśmy w tym salonie. Dzieciaki zjadły po kawałku ciasta i udały się do mojego pokoju gdzie mieli się grzecznie bawić dostając wytyczne na temat swoje zachowania od rodziców.
- A gdzie wasi królewicze? - zapytała w pewnym momencie Paulina upijając łyk kawy i patrząc na mnie i na Agnieszkę.
- Mój od rana po Manufakturze latał i zakupy robił, ale czy zrobił to nie wiem. Mówiłam żeby pojechał ze mną przed wakacjami to się rękami i nogami bronił żeby tyko nie. - zaśmiałam się.
- No i mu się nie dziwię - powiedzieli równocześnie Michał i Krzysiek, a zgromiłam ich spojrzeniem.
- Do tej pory pamiętam jak w tamtym roku zaszantażowałaś nas, że jak nie pojedziemy z tobą na zakupy to sama weźmiesz moje auto - wzdrygnął się Winiarski.
- Jeju, to faktycznie byłoby straszne - przewróciłam oczami.
- Straszne to było to, że musieliśmy chodzić za tobą z tymi torbami jak tragarze - jęknął Ignaczak.
- Ale potem postawiłam wam lody - uniosłam palec wskazujący do góry ukazując mój geniusz.
- To ja zapłaciłem za te lody - jęknął płaczliwie Igła. - Bo ty powiedziałaś, że już za dużo kasy wydałaś, a jeden postawiony dla ciebie lód mi kieszeni nie obciąży. Do tej pory mi wisisz loda! - wykrzyknął, a całe pomieszczenie wybuchnęło śmiechem.
- Może kiedyś się go doczekasz - puściłam mu oczko.

Goście opuścili nas właściwie dopiero koło 22 tylko Ignaczaki zebrali się trochę wcześniej bo Iwona jutro do pracy, Seba do szkoły, a Domi do przedszkola.
- Padam na twarz - westchnęła Agnieszka siadając na kanapie kiedy udało nam się posprzątać.
- Nie dziwię cię się. O której wy właściwie wróciliście? - zapytałam.
- Gdzieś koło 4 nad ranem. Nie pamiętam dokładnie - zmarszczyła czoło.
- Długo zamierzasz
 pracować? - zapytałam zmieniając temat.
- Jak najdłużej - wzruszyła ramionami. - Myślałam, że spokojnie do końca czerwca jeszcze popracuje potem i tak są wakacje. - Wzruszyła ramionami. - Andrzej już mnie chciał w mieszkaniu uwięzić. Uważa, że nie powinnam pracować w ciąży. Najlepiej w ogóle - prychnęła. - Chyba by, zwariowała.
- Zamierzacie zamieszkać teraz z Andrzejem razem?
- Pojawił się ten temat, ale teraz i tak go nie będzie więc co za różnica czy będę tutaj czy u niego?
- W sumie żadna.
- Więc dopiero po sezonie reprezentacyjnym się do niego przeprowadzę.

- Można i tak. Dobra, idę spać bo czeka mnie jutro ciężki dzień - westchnęłam wstając z kanapy.
- Życzę cierpliwości przy nich - zaśmiała się.
- Ja sobie życzę tego samego - zawtórowałam. - Zwłaszcza, że nie będzie Gumy więc nie będzie miał kto mi pomóc ich przytemperować. Pożegnamy się jutro rano?
- Mhm - pokiwała głową, a ja wyszłam z pomieszczenia i poszłam po piżamę, przebrałam się i poszłam spać.


----
Meeega krótki, ale w połączeniu z następnym zapewne nikt nie dotrwałby do końca xD
Zaczyna mi brakować rozdziałów i chęci do pisania więc pewnie niedługo zawieszę na trochę bloga.
Pozdrawiam ;**

7 komentarzy:

  1. Ja mogę czytać nawet rozdziały długości autostrady A4 :3 Ale fajnie, że szybko coś dodałaś ^^ Zjazd u Lenki i Agi w mieszkaniu. Nadal nie wiem jak oni sie pomieścili. To jest chyba baaardzo wielki salon :D Ale przynajmniej się nie nudzili !
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Im dłuższe tym lepiej ;P Mogę czytać milion stronnicowe nawet xD
    Hhahaha a już myślałam, ze to chłopaki jakąś akcję zorganizowali i pozapraszali na tę okoliczność tyle ludu xD
    A Kłosik to nam się w zakupoholika bawi czy co? ;D Lenka to musi mieć mega przeogromne mieszkanie chyba ;P
    Biedny Krzysiu ;c ...ale na szczęście może liczyć na córcię.
    No to Wronka niech ślub planuje i zabiera rodzinkę do siebie ^^
    Ojjj i Spała nadchodzi czyli idealnie ;)
    Guma by postawił do pionu całe to towarzystwo, ale podejrzewam, ze Elka znajdzie rzetelne zastępstwo za Pawełka xD
    Pozdrawiam i zaprasza do siebie ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet mi się nie waz zawieszać bloga. Ja ci mogę podać duuuzo pomysłów, jak i pewnie inni czytelnicy... więc... cd
    Ogólnie to dużo pracowałas, kiedy ja sięponad dwa tygodnie lubiłam wśród innych leni. Hahah xd
    tak strasznie się cieszę, że Agnieszce nic nie jest i wyjechała, aby sobie to wszystko poukładać... ma szczęście dziewczyna, że Andrzej sie ucieszył... I po co było się tak denerwować? :D
    Ogólnie to Klosowie (hahah xd polonistka lvl hard - tak. Wiem. Jestem gimbusem hahaha) powinni już planować ten ślub jakoś... tak bardziej xd bo chyba zaproszenia same sie nie zrobią?! No hello leniuszki ruszamy tyłki i projektujemy!

    No i na moje blogi zapraszam jakos w przyszłym tygodniu,bo jak na razie próbuje się rozpakować (tak. Jeszcze tego nie zrobilam)i ogólnie przydaloby mi się ogarnąć, bo żyje nadal tym moim wyjazdem (spotykam się z ludźmi z Oazy bo strasznie za nimi tesknie). Z tego komentarza to jakieś świadectwo mojego życia sie robi... więc chyba trzeba skońcZyć zamulac i brać się za rozdziały xdd
    Tak szcze dodam, bo prosiłam żebym powiedziała jak się mój nowy telefon sprawuje :D
    Samsung Galaxy J1 - polecam. Jak na razie bardzo dobrze. Spadł na podłogę wiele razy, a ma tylko jedną małą ryske z boku rogu xd Necik się nie zacina, a jak pobiore coś złego to aktualizuje mi się sam telefon, więc Jet git :D Aparat ma dobry - więc, ja, fotograf pozdrawiam xd

    Dóbr kończę xd Buziaki :* I weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie Spała?! Będzie Spała?! :D Nareszcie! Jeju, jak ja lubię czytać o tej bandzie pojebańców, zwanej naszą kadrą.

    No to jej się całe stado zwaliło do domu, bidulka. Ale chociaż wesoło tam mają.

    Wrona, nie przesadzaj, ciąża to nie choroba. Jak chce pracować, to niech pracuje.

    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń