sobota, 13 lutego 2016

~Rozdział 101~

- Ej, a wiecie co? - zaczęłam siedząc rozwalona na sofie na lotnisku. 21 czerwca, niedziela, godzina 14:02.
Czekaliśmy właśnie na samolot z Moskwy do Teheranu. W piątek 12 czerwca rozegraliśmy mecz z USA, który minimalnie przegraliśmy 2:3, a dzień później już trochę bardziej wyraźne zwycięstwo Amerykańców 3:1. Kibiców polskich było tyle, że można by pomyśleć, że gramy w Polsce, a tu takie zaskoczenie bo jednak nie. Tydzień później byliśmy już w Rosji i w dwóch potyczkach ze Sborną dwa raczy to my byliśmy górą. W piątek 3:1 w sobotę 3:2.
- Pewnie za chwilę nam powiesz - stwierdził znudzony Andrzej. Ale on nie był znudzony mną tylko tym, że już półtorej godziny tu siedzimy, a on przeczytał już książkę, którą wziął, plus moją i Pita i Bartka, a reszty nie przeczytał, bo stwierdził, że to nie są książki na jego poziom. Cóż, tak też można.
- Jak nie będziecie chcieli to nie powiem.
- Dajesz. I tak nie mamy nic lepszego do roboty - wzruszył ramionami Michał poprawiając się na niewygodnym krześle.
- Jakby krasnoludki istniały to w jakim języku by mówiły?
Zatkało ich i popatrzyli na mnie z politowaniem i spojrzeniem jakim zwykle patrzą na Pawła gdy się odezwie więc chyba jest źle...
- No co? - zapytałam.
- Booooże, Elena, serio? - jęknął Bartek strzelając sobie facepalma.
- Ale co no?
- No błagam cie, nie kompromituj się, proszę, zrób to dla nas. Wystarczy nam Piotrek i Paweł - powiedział Wrona.
- Ale no serio pytam, bo ostatnio mi to do głowy wpadło. To, że raz zadam głupie, według was pytanie, nie oznacza od razu, że się staczam no.
- Szybkie złego początki - uniósł palec wskazujący do góry Nowakowski.
- Chyba raczej "dobre złego początki" - poprawiłam go - i nie widzę związku.
- Nie, szybkie złego początki. Bo etap kiedy będzie ci się tylko wydawać, że to tylko niewinne jedno pytanko szybko minie, a potem się szybko stoczysz. Więc szybkie złego początki. - stwierdził.
Pomiędzy nami zapanowała chwilowa cisza.
- No nieźle - skwitował to Kubiak.
- Źle czy nieźle, nieważne - machnęłam ręką - Serio możemy się zastanowić bo trochę mnie to nurtuje? - odezwałam się.
- Pewnie po angielsku. Wszyscy teraz szprychają to angielsku - wzruszył ramionami Zatorski.
- Szprycha to się po niemiecku - powiedział Endrju.
- A po angielsku nie można? - zdziwił się libero.
- Po angielsku to się spikuje - rzucił Fabian, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- To żeś pojechał - stwierdziłam ocierając łzę spod oka.
- To jak chcę powiedzieć, że ktoś mówi po rusku to będzie jak? Ruskuje? - zapytał Zati.

- Nie, to będzie, że gawarycisz - wyszczerzył się Drzyzga.  - No to krasnoludki gawaryciły, spikowały, szprychały czy może po prostu mówiły? - zapytałam śmiejąc się. - Oni talowali - stwierdził Michał. - Talowali? - zdziwiliśmy się.
- No bo po duńsku mówić to "tale".
- No i co? - uniósł brew Bartek.
- No jak to co? Przecież napisał ich Andersen a on był Duńczykiem. - wyjaśnił.
- A to nie Grimmowie ich napisali? - zdziwił się Piter.
- Właśnie - poparł go Andrzej. Ja się nie odzywałam, bo nawet nie wiedziałam.
- Jasne, że bracia Grimm, cebulaku - przestrzelił Dzikowi potylicę Fabian.
- Ej, ej, jak ktoś nie ma racji, to się go od razu nie bije! - oburzył się Michał i poprawił okulary na nosie, po czym przejechał dłonią po czuprynie.
- To tak żebyś pamiętał na przyszłość, że się głupio nie odpowiada - wyszczerzył się Fabio za co chycił od Kubiego.
- To Elenie chyba też trzeba dać po głowie żeby się ogarnęła i nie wymyślała głupot. - powiedział Andrzej. Odezwał się mądry. Wszyscy wstali i otoczyli mnie ciasnym wianuszkiem, jakby miała się teraz odbyć jakaś kara za moje uczynki.
- Eleno Winiarska, popełniłaś grzech przeciw zdrowemu myśleniu, poniesiesz karę - Bartek strzelił stawami w palcach i uśmiechnął się złowieszczo.
- Ja już nie będę - pisnęłam cichutko podciągając nogi pod zadek i kuląc się na kanapie.
- Obietnice, obietnicami, kara się należy. - ja pierdole. Chyba nie muszę nic dodawać. Oni i kary, to nie może się dobrze skończyć. W żadnym przypadku.
- Reprezentacja Polski w siatkówkę do samolotu! - krzyknął Jarząbek.
- Ej, chyba nas wołają! - wskazałam kciukiem w stronę dobiegającego głosu. Oskar, mój wybawco! Kupie ci za to flaszkę! Przeskoczyłam przez oparcie kanapy, o mały włos się na zabijając o własne nogi i pognałam za Kaczmarczykiem.


- Kurwa, jak ja nienawidzę Iranu - takie oto pierwsze słowa w moim kierunku zostały skierowane przez Andrzeja Wronę gdy wparował mi do pokoju po przylocie, czyli mniej więcej godzina 18:46, proszę państwa. Ależ to zdanie jest poprawnie zbudowane! Nieważne, dalej!
- Czymże spowodowana jest twa nienawiść, Andrzejku? - zapytałam że niby zwracam na niego uwagę. Leżałam sobie na łóżku z przymkniętymi oczami i rozprostowywałam nogi.
- No tylko insta działa, kucze! Jak ja mam koordynować swoje życie skoro nawet na fejsa nie mogę wejść!
- Masz racje, przecież to tragedia - gdybym miała otwarte oczy to bym nimi przewróciła.
- Widzę, że mnie nie rozumiesz - chlipnął i chyba klapnął na krzesło.
- Cieszę się życiem.
- Bo jest czym - prychnął.
- Rozprostowuje nogi. Tobie też bym radziła, a nie potem jęczycie. Ciesz się z małych rzeczy Wronka - uniosłam palec wskazujący do góry co by nadać moim słowom więcej filozoficznej mocy, o ile cuś takiego istnieje.
- Ciesze się, ale trudno mi to robić kiedy nie mogę wjeść na fejsa!
- Czyli się nie cieszysz.
- Ciesze.
- Nie cieszysz.
- Ciesze.
- Nie.
- Tak.
- Nie - poderwałam się do pozycji siedzącej.
- Omatkobosko - złapał się za serce. - Chcesz żebym na zawał zszedł?!
- I teraz pytanie, czy cieszysz się z małych rzeczy, że jednak nie zszedłeś czy nie. - wyszczerzyłam się.
- Dobra, zaraz bym o tym zapomniał, więc nie - wyszczerzył się. - Ale ja tylko chcę fejsa. Czy proszę o tak wiele? - jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
- A ja chciałabym już wrócić do Polski i usłyszeć polski język, a nie tylko polskie przekleństwa - zaśmiałam się.
- Nie przeklinamy aż tak często - oburzył się lecz kącik ust mu drgnął.
- Nie, w ogóle - zaśmiałam się i wstałam - Chodź na szamanko. - zaproponowałam.
Zeszliśmy więc na kolację gdzie skonsumowaliśmy, co mieliśmy skonsumować.
- Ta sałatka jest jakaś dziwna - skrzywił się Piotrek.
- Normalna - odezwał się Fabian.
- Moja nie - upierał się Piter.
- No to nie jedz, jak ci nie smakuje, co za problem? - uniosłam brew.
- Chcą mnie otruć! - odsunął od siebie talerz i z krzesłem odjechał 3 metry do tyłu blokując przejście Grześkowi Łomaczowi, który o mało nie zaliczył gleby. Dał Pitowi w łeb i go wyminął.
- Przecież sam sobie nabierałeś tej sałatki, skąd mogli wiedzieć, że będziesz ją akurat jadł? - wywrócił oczami Michał.
- No to zatruli całą, nie jedz tego! - złapał się za głowę Nowakowski mówiąc do Drzyzgi. - Kto mi będzie wystawiał kucze jak, będziesz rzygał w szatni.
- Ja nie wystawiam, ja rozgrywam - napuszył się rozgrywający.
- Zdarza się - mruknął Andrzej, za co został zgromiony wzrokiem przez Resoviaka.
- Anyway, Fabian, nie możesz tego jeść. Chodź weźmiemy coś innego - zarzadził Cichy i wziął talerz swój oraz bruneta, który przewrócił oczami i ruszył za środkowym.
- Co za człowiek - westchnął jeszcze.
- No widzicie jak się ten Piter o was troszczy - wyszczerzyłam się.
- Bardziej niż ty - wystawił mi język Bartosz.
- Ja tutaj tylko robię zdjęcia, a nie wam niańkuję - odpowiedziałam mu tym samym.
- Jedno drugiego nie wyklucza - uniósł palec wskazujący do góry.
- Piter jest lepszą niańką niż ja - zauważyłam.
- Zawsze może cię jeszcze podszkolić, a w tedy w kadrze zrobimy jeszcze stanowisko "opiekun siatkarzy" i kaska ze związku będzie lecieć - wyszczerzył się Kurek.
- Czasem to ty jednak używasz tego mózgu - stwierdził śmiejąc się Andrzej.
- Faktycznie, a ja myślałem, że już dawno mu zanikł. Wiesz w myśl zasady, narządy nieużywane zanikają... - powiedział niewinnie Kubi, za co atakujący przestrzelił mu potylicę.
- Ałć - rozmasował tył głowy - Ale warto było - wyszczerzył się i przybił ze mną piątkę.

- Zawsze jest warto - wyszczerzyłam się również.
- To co, poker dzisiaj? - zaproponował Michał.
- Damiana nie ma to może w końcu wygrasz - zaśmiałam się.
- Chyba chcesz chycić - burknął.
- Ona to w ogóle wariuje ostatnio - Bartek pokazał, że mam kuku na muniu.
- A co wy się dziwicie, to już będzie trzeci tydzień jak z wami przebywam 24/7 więc się nie dziwcie. Boże, co wy ze mną robicie? - zapytałam zrozpaczonym płaczliwym głosem i ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie bój, się niedługo już nie będziesz na to zwracać uwagi, też kiedyś byłem normalny, a potem przeszedłem do Bełchatowa i widzisz jak się skończyło - wskazał na siebie Kurek.
- Nie pocieszasz - powiedziałam.
- Nie chciałem - wyszczerzył się.
- Jak zawsze - burknęłam.
- To gramy w tego pokera czy nie? - dopytywał się Dziku. Żądza zwycięstwa się ujawnia.
- No gramy, gramy - machnął ręką Piotrek.
- No i to rozumiem. Mam jeszcze dwie ostatnie paczki żelków - szepnął konspiracyjnie Kubiak.
- Widzicie, to się nazywa prawdziwy kapitan, nie to co Możdżon - wskazał ręką na Dzika Andrzej.
- Co ja? - zapytał przystający przy naszym stoliku Marcin.
- A niiiiiic - pisnął Wronka 

- Nic, nic - wszyscy machnęliśmy lekceważąco rękami.
- No ja myślę - burknął i odszedł.
- Wrona, ciota mało Hajtałerowi nie podpadł - wystawił mu jęzor Paweł śmiejąc się bezczelnie. Ja to bym mu w ryjca dała, ale Andrzej ograniczył się do piorunującego spojrzenia posłanego Zatiemu.

No więc tak jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy i powędrowaliśmy do mnie. Bo do kogóżby innego? No właśnie.
Michaś przyniósł żelki, Andrzej karty, a Piter włączył swoją disco polo playlistę i byliśmy gotowi do rozpoczęcia partyjki.
Okazuje się, że to wcale nie Mały jest taki dobry, tylko my ciency jak dupa węża lecz zawsze lepsi niż Kubiak, bo gościu nie wygrał ani razu, a Fabian zaczął cisnąć z niego niezłą bekę. Oj, coś czuję, że ktoś tu chyba jutro dość mocno chyci piłką w głowę. I wcale nie będzie to Bartek, który drze ryja do "Ty jesteś ruda".
- Nie gram już z wami - rzucił kartami Drzyzga kiedy wygrał po raz drugi.
- Siadaj! - rozkazał mu Kubi. - Gramy dopóki nie wygram.
- Pojebało Dziku - stwierdziłam.
- Wcale, że nie. Gramy. Już. Tasuj karty, Wronka. - podał mu talię kart.
- Kuuuubi, jest już prawie północ - jęknął Andrzej.
- Ostatni raz - zarządził.
- Ja odpadam. - unoszę ręce w geście poddania i wstając z podłogi - Idę się myć.
- Lenka, siadaj, ostatni raz no - poprosił Michał.
- Zagrajcie sami - odparłam i zniknęłam za drzwiami łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki.
- No i co Kubi, jak ci idzie? - zapytał siadając na łóżku zaglądając mu w karty.
- Nie patrz mi w karty, ej - odsunął się.
- No przecież nie gram - wywróciłam oczami.
Po pół godzinie wygrał Bartosz.
- Ha! I co łyso Pawianku? - wystawił Drzyzdze język przyjmujący.
- Przecież i tak przegrałeś - stwierdził rozgrywający.
- Ale przynajmniej ty nie wygrałeś - znowu pokazał nam swój piękny jęzor.
- Dobra dzieciaczki, pora spać - klasnęłam w dłonie.
- Buuuzi na dobranoc! - krzyknął Bartek i pierwszy ustawił się w kolejne nadstawiając policzek. Uniosłam brwi.
- Nie dziw się. Na kadrze robisz za naszą matkę, żonę, narzeczoną, dziewczynę, siostrę, przyjaciółkę, no kochankę może nie.... ale za te wcześniejsze to na pewno. - powiedział Nowakowski
- Nie zapominaj o niańce - uniosłam palec wskazujący do góry śmiejąc się i cmoknęłam Kurka w policzek, a potem po kolei Kubiaka, Drzyzgę, Zatorskiego i Nowakowskiego, który zażyczył sobie jeszcze przytulaska. No to go wyściskałam. Jak ja już bardzo chcę wrócić do Polski i przytulić Karola, matko. Dopiero teraz sobie to tak uzmysłowiłam.


- Widzieliście gdzieś Zatora? - zapytał Michał przysiadający się do stolika na śniadaniu, 22 czerwca, poniedziałek, godzina 8:01. Nie wiem jak wstałam więc nie pytajcie.
- Myślisz, że jedyne o czym marze po przebudzeniu to ryj Zatorskiego? - burknął Bartosz, który ewidentnie wstał dzisiaj lewą nogą. Znaczy nie tyle wstał co został zwalony z łóżka przeze mnie za co jest śmiertelnie obrażony. Skoro ja wstałam to i od da radę.
- Niby tak, ale nie było go w pokoju.
- Może poszedł na podbój Iranek.
- Wątpie. On myśli, że te kobiety z zakrytą twarzą to wszystkie są zakonnice - wtrącił Fabian, a my strzeliliśmy sobie soczystego facepalma.
- On tak na serio? - jęknęłam.
- Tak - Drzyzga pokiwał głową.
Wtedy do restauracji wszedł niejaki Paweł Zatorski we własnej osobie. Nałożył sobie żarcia i usiadł do stolika.
- A tyś gdzie był z rana? - zapytał Andrzej.
- Pobiegać - odparł wzruszając ramionami. Uniosłam brwi
- Pobiegać? - zapytaliśmy wszyscy na raz.
- Nie wystarczy ci zapierdalanie na treningu 10 kółek truchtem, 5 krokiem pajaca*? - zapytał Bartek.

- Chcę być szybszy niż wy - wystawił im jęzor.
- Na pewno jesteś już szybszy niż Igła bo on się teraz pewnie tylko opierdala - zaśmiał się Kubiak.
- Powiem mu - wyszczerzyłam się.
- Ty to se możesz - wystawił mi język.
- A mogę i zrobię! - walnęłam dłonią w stół uśmiechając się.
- Proszę bardzo! - również uderzył w stół.
- Dobrze!
- Dobrze!
- Do niczego to nie prowadził! - wciął się miedzy nami Piter, który też sobie uderzył w stół. A co! Tylko, że on zrobił to tak, że teraz leciał do fizjo bo uderzył za mocno w paluszka. Człowiek-Przegryw? Możliwe.

Naszą przygodę z Iranem zakończyliśmy w poniedziałek, 29 czerwca około godziny 2:15 w nocy kiedy to pakowaliśmy się do samolotu do Stambułu. W Teheranie zainkasowaliśmy 4 punkty z czego cieszyliśmy się bardzo bo to oznaczało, że w dwóch meczach z USA w Krakowie musimy zdobyć tylko 2 punkty by polecieć na Final Six do Rio de Janerio.
Około godziny 4:30 nad ranem byliśmy na lotnisku w Stambule. Wszyscy słaniali się na nogach. Oczy same się zamykały i ledwo widzieliśmy co się wokół nas dzieje.
Najlepsze jest w tym wszystkim to, że na samolot do Warszawy musimy czekać 2 i pół godziny na lotnisku bo nie opłacało się nawet hotelu rezerwować. Musieliśmy więc przekimać na kanapach. Wygodnych w cholerę, zaznaczę.

- Lenka, Lenka obudź się - ktoś zaczął potrząsać moję ramię. Wymruczałam coś niezrozumiałego całkiem nieprzytomnie. - Telefon ci dzwoni. ELENA! - wydarł się, a ja poderwałam się i spadłam na twardą i zimną podłogę obijając sobie przy tym łokieć, zadek i tył głowy o kanapę.
- Pojebało cię? - warknęłam na Bartka rozmasowując głowę.
- Ja tylko informuję, że telefon napierdala ci od 10 minut.
- No to nie mogłeś odebrać tylko mnie budzisz? - burknęłam na niego. Umówmy się, nie byłam zachwycona tą pobudką.
- Michał kazał cię obudzić.
- To Michał wydzwania do mnie o - spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu telefonu, który podał mi Kurek - 7:20? Czy on spania nie ma? - zaczęłam mamrać do siebie już nie zwracając uwagi na atakującego i wybrałam numer przyjmującego.
- Powiedz mi po co dzwonisz, a ja powiem ci, że ie jest to nic co upoważnia cię do budzenia mnie o 7:20 po 4 godzinach snu. - zaczęłam kiedy odebrał.
- Chyba jednak jest - powiedział poważnie - Kiedy będziecie w Warszawie?
- Nie wiem, za jakieś 3 godziny pewnie, z tego co mi tu Kuraś komunikuje już mamy się zbierać.
- To dobrze. Bardzo dobrze.
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Stało się coś? - zapytałam biorąc walizkę i torby zdziwiona jego poważnym tonem głosu. Ruszyłam za siatkarzami.
- Karol miał wypadek. - przez kilka sekund nie mogłam złapać oddechu i poczułam się jakby ktoś zadał mi mocny cios w brzuch.
- Że co? - wydukałam po dłuższej chwili.
- Wypadek miał. Właśnie przed chwilą przyjechałem do szpitala. Nic mi jeszcze nie powiedzieli. Elena, słyszysz mnie? - zapytał lecz ja nie odpowiedziałam. - Cholera! Widzisz, mówiłem żeby jeszcze do niej nie dzwonić! - powiedział zdenerwowany do osoby, która z nim była.
- Lena, spokojnie, wsiądź do samolotu, zdrzemnij się,  potem przyjedź do szpitala... albo w sumie pojadę po ciebie na lotnisko. Za dwie godziny, okej? Okej, Lena, słyszysz mnie?
- Słyszę - wydusiłam.
- Nie martw, się. Na pewno nic mu nie jest. Jak zwykle się wyliże. Kocham cię i trzymaj się. Na lotnisku na ciebie czekam, pamiętaj.
- Pa - rzuciłam szeptem i zakończyłam połączenie.
20 minut później siedziałam już na siedzeniu w samolocie i wpatrując się za okno. "Spokojnie, zdrzemnij się" Ciekawe kurwa jak. Tak się strasznie bałam, że ręce cały czas mi drżały. Przez całe 2 i pół godziny lotu nie odezwałam się słowem do siedzącego obok mnie Mateusza. Najgorsze co mogło mi się przydarzyć to dowiedzieć się o czymś takim wtedy kiedy nie mogę zrobić kompletnie nic by przyspieszyć powrót do Polski. Do Warszawy. Do Karola.
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Otarłam je szybko. Jeszcze tego mi brakowało żeby wyglądać tak jak się czuję.

*krok odstawny dostawny 

-----
Rozdział z dedykacją dla Podjaranej, która żyje i pozdrawia ludzi oraz informuje, że jak jej się nie odechce to będzie startować z blogiem o Mateuszu Malinowskim :D
---

Elena bez Karola w ogóle nie chce dać się pisać! Wredota jedna. No to musiałam jej trochę smutności narobić :P
A tak na serio to ten wypadek Kłosa chodził za mną od baaardzo dawna. W sumie od czerwca kiedy nasi wyjechali na te wojaże po świecie. Tylko nie płaczcie!
---
Rozdział ogółem to mi się krótki wydaje, ale koniecznie chciałam zakończyć tą wiadomością o wypadku więc i'm sorry XD
Następny może w okolicach przyszłego tygodnia bo mam ferie i będzie więcej czasu na pisanie i ostatnio bardziej mi się chce więc możecie się cieszyć :D
Nikogo teraz nie informuję bo nie mam pojęcia kogo, piszę tylko tym do których wpadam z komentarzem pod ich rozdziałem i za to też przepraszam. Jeśli chcecie żebym Was informowała to dajcie znać w komentarzu i link do bloga, na którym mam to robić :)
---
Ogólnie miałam Was dzisiaj zasypać tutaj zdjęciami z Pucharu Polski, ale Skrzaty niestety dzisiaj przegrały więc nie mam nastroju. Przykro się na to patrzyło bo to nie Lotos wygrał tylko Skra przegrała. Błędy własne to była dzisiaj masakra, z tego co czytałam gdzieś to aż 30. No przepraszam, ale z taką ilością to my meczu nie wygramy.
Zwalam to wszystko na zmęczenie, długie podróże i terminarz i mam nadzieję, że w środę w Lidze Mistrzów pokażemy na co nas stać.
---
Ostatnio meeeega zaczął mnie jarać Marechal XD Od Podjaranej dostałam przyzwolenie, że jak będę w połowie historii Zuzy i połowie kontynuacji Eleny to mogę zacząć coś o nim skrobać.
Najlepsze jest to, że nie mam pojęcia o czym to będzie ani jak, ale chcę o nim coś napisać XD
---
Na końcu serdecznie chciałabym pozdrowić Osóbkę, która z anonima napisała, że NADROBIŁA CAŁEGO BLOGA! :O
Ja nie mam pojęcia jak, ale gratuluję, bo mi by się chyba nie chciało i serdecznie Cię witam na blogu, mam nadzieję, że teraz to będziesz już do końca :D
---
I na koniec serdecznie zapraszam;
na czwórkę do Ady i Matteo na specyficzna-specyficznosc.blogspot.com
epliog do Anastazji i Stefana na people--help.blogspot.com
i na piątkę (wreszcie) do Zuzy i Krzyśka na nie-ryzykujesz-nie-wygrywasz.blogspot.com
Rozpisałam się masakrycznie, gratuluję temu co to wszystko przeczytał :o
Pozdrawiam cieplutko ;**

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Że what?! what?! what?! wypadek... serio aż tak Ci się nudzi?! >.< niby wszystko fajnie zarąbiście i wspaniale, trochę mało elokwentnie, ale to nic dziwnego u nich a ty wyskakujesz z takim czymś, no really???? Płakać nie będę, bo mam nadzieję że to nic poważnego, ale z drugiej strony będzie się trochę działo, a ja lubię jak się dzieje :D
      Ściskam ♥

      PS. Nie wiem czy widziałaś, ale spełniłam obietnice daną pod którymś z komentarzy u Ady. Zajrzyjjeszcze traz do Wojtka to sama się przekonasz :D

      Usuń
    2. Wypadek był planowany od dawna, widać, że komuś się nie chciało wszytskiego przeczytać :P Mało elokwentnie jak przystało no siatkarzy, tu nie może być inaczej :D
      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
    3. a wcale, że nie! czytałam do końca! :P po prostu okazałam swoje niezadowolenie tym faktem :D

      Usuń
  2. OOOOOOOOOOOOOOOOOOMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGG
    Tym wypadkiem to mnie wręcz wbiłaś w oparcie kanapy :O Mam nadzieję, że to nic powaznego i Kłos się wyliże, ale coś mi mówi, ze dowalisz tu coś gorszego... znaczy wiem, ze go nie usmiercisz, bo wtedy musiałabyś drżeć o własne życie, ale boję sie, że wymyślisz jakąś utratę pamięci, ale półroczną śpiączkę, czy nie wiem , zagrożenie kontynuacji kariery... ja peirdziele po co to wgl piszę?! Głupio Ci podpowiadam.... NIE SŁUCHAJ MNIE.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co Aga, ty to masz całkiem fajne pomysły, a ja jeszcxe nie zaczęłam pisć rozdziału więc wszystko możliwe :D
      Ściskam ;*

      Usuń
  3. Wow, nie wierzę, coś ostatnio chłopaki bardziej oszczędzają Zatiego xD nie został publicznie zlinczowany xD 😄 Biedny Andrzej,nie ma fejsika i jak On to przeżyje? Przecież Karol będzie miał więcej followersów od Niego...przecież chłopak się zapłacze na śmierć ;D nooo Kubi musi jeszcze troszeczkę poćwiczyć, bo chyba w tej Turcji wyszedł trochę z wprawy...
    Ale grunt to dobra atmosfera w drużynie ;) hahah Lenka to ma wiele ról w tym teamie xD
    O matko!!! Koleś! Karol się z tego wyliże, jasn?!!! dziwi mnie,że Elena nie poinformowała Andrzeja o całym zajściu z Jego przyjacielem, może na lotnisku się dowie, albo że nikt nie zauważył, że coś jest nie tak...
    Czekam na szybkie wieści o stanie Karola i wierzę, że chłopak wyjdzie z tego bez szwanku!!! a Lenka będzie mogła wreszcie się e Noego wtulić :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi się mecz Skry z Lotosem podobał, a zwłaszcza ten wynik. :D
    Należał im się taki gong po tym, jak się zachowywali ostatnio.
    I jeszcze na dodatek Sovia wygrała - idealny to był dzień. ^^

    Wracając do rozdziału...
    Pomysł z wypadkiem ciekawy. Ale nic mu nie będzie, a Elena tylko naje się strachu, prawda?

    Jeju, jak mnie ta banda gamoni rozwala :D A Zator i najlepsza niańka na świecie to już szczególnie. :D
    Ja to bym ich prawie wszystkich tulnęła, nawet nie musieliby o to prosić. ^^

    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na finał pobytu Wojtka w Radomiu ;D czy Zuza da chłopakowi szansę na wyjaśnienia?
    http://dla-kazdego-zawsze-jest-jakis-ratunek.blogspot.com/2016/02/rozdzia-71-miaas-mi-pomagac-gdzie-ty.html
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. ja również nadrobiłam całą historię w czasie 1 tygodnia ferii :D pozdrawiam i czekam na kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń