Leżałam sobie wieczorem w łóżku czytając książkę kiedy do pokoju weszli Michał, Bartek i Piotrek.
- Czego?
- Chcesz się pośmiać z Fabiana? - zapytał szczerząc się Kubiak.
- Z Fabianka zawsze - wyszczerzyłam się zaciekawiona ich pomysłem podniosłam się do pozycji siedzącej i odłożyłam książkę. - O co kaman?
- Mam tutaj proszek z dzikiej róży, który podobno powoduje swędzenie. Można by spróbować na Travolcie - uśmiechnął się niewinnie Nowakowski unosząc do góry woreczek z proszkiem.
- Pod warunkiem, że mu to nie zaszkodzi - popatrzyłam na nich uważnie.
- Jasne, że nie. Chodź, będzie fajnie. My go wyciągniemy, a ty będziesz miała kilka minut żeby rozsypać mu tu na łóżku, co ty na to? - zapytał Kurek.
- A chętnie, będzie miał za tą 11 - zeszłam z łóżka i ruszyłam za nimi. Do rąk własnych otrzymałam paczuszkę i ruszyłam za nimi.
- To ty stań sobie tam koło palmy, a my zawołamy go na chwilę do nas. - zarządził atakujący.
- W porząsiu - udałam się we wskazane miejsce i grzecznie sobie stałam
- Fabian - zapukał w drzwi Piotrek. No na cholerę? Do mnie nigdy nie pukają, co to za nierówne traktowanie ludzi ja się pytam?
- Fabian, no otwórz no - Nowakowski plasnął dłonią w drzwi. Żeby one tylko wytrzymały. Zamachnął się jeszcze raz i właśnie wtedy Drzyzga otworzył drzwi na przywitanie otrzymując od środkowego soczystego plaskacza w twarz. O mały włos nie wybuchnęłam śmiechem ale w pore ugryzłam się boleśnie w wargę. Jęknęłam cicho, ale mina rozgrywającego mi to wynagrodziła. Siatkarze prawie zgonowali ze śmiechu na podłodze, Dziku już płakał konkretnie, a Fabianek się na nich chyba zdenerwował ciut. Tak ciut ciut.
- Chcecie czegoś konkretnego cymbały czy mam wam tymi drzwiami w ryj przywalić?
Skąd taka złość u ciebie przyjacielu?
- Czemu się tak denerwujesz? - zapytał już w miarę ogarnięty Piter. Zawsze wiedziałam, że to on tutaj jest najnormalniejszy.
- No bo przyłazicie mi tu walicie w drzwi...
- O wypraszam sobie. Kulturanie zapukałem - prychnął przerywając mu Cichy.
- To co ty nazywasz kulturalnym ja takim nie nazywam.
- A Lenka to na przykład uważa, że jestem z was najmądrzejszy - naburmuszył się siatkarz. Prawda, uważam tak.
- Już jej się do reszty w głowie poprzewracało - stwierdził Drzyzga gestem pokazując że dostałam pierdolca.
Grabisz sobie Pawianku, oj grabisz. Nie wiem czy wiesz, ale właśnie załatwiłeś sobie dodatkową porcyjkę proszku na prześcieradle. A Pit jest z was najmądrzejszy, o!
- No co chcieliście? Bo chciałem się właśnie kłaść spać.
- Yyy... Tak. Właśnie - ocknął się Michał. Wreszcie! - Chcieliśmy ci pokazać na dole coś takiego, że padniesz! - podekscytował się Kubiak.
- Nie wiem czy chcę widzieć - stwierdził rozgrywający.
- Chodź, nie ma czasu! I tak już mnóstwo go straciliśmy na twoje humorki - Bartek pociągnął go, a wręcz szarpnął za rękę tak, że myślałam, że mu odpadnie.
- Nie mam wcale humorków - burknął siatkarz.
- Chcesz o tym teraz dyskutować? - wywrócił oczami znudzony Kurek kiedy drzwi windy się za nimi zamykały.
Wyszłam ze swojej kryjówki i totalnie inkoguto jak to mówi Bartosz przedostałam się przez korytarz do pokoju Fabiana. Zaraz? On mieszka sam? Otóż nie... Rozwalone były dwa łóżka a z łazienki dochodził szum wody.
Na szczęście udało mi się rozróżnić, które jest jego, bo rozpoznałam telefon leżący na szafce nocnej. Szybko odrzuciłam kołdrę i rozsypałam mu tam proszek.
- A to za pierdolca - dosypałam jeszcze trochę, przykryłam kołdrę i wyszłam z pomieszczenia w tym samym momencie kiedy klucz w drzwiach do łazienki się przekręcił i wyszedł z niej Buszek. Tak jak przedtem total inkoguto przeszłam przez korytarz i stanęłam przed drzwiami do pokoju. Wtedy otworzyły się drzwi windy.
- Do reszty was pojebało - burknął Fabian, a za nim z windy wytoczyli się przyjmujący, atakujący i środkowy.
- Co się stało Fabianku? - zapytałam niewinnie.
- Ale to przez twoje humorki bo nie chciałeś nam drzwi otworzyć - skontrował Misiek.
- Ja z nimi nie wytrzymam - uniósł ręce do góry w geście rozpaczy.
- To dopiero pierwszy dzień - wtrąciłam
- Dzięki za pocieszenie - rzucił i wszedł do pokoju.
- I jak? - zapytał Bartek.
- Zgodnie z planem. - wyszczerzyłam się.
- Świetnie - ucieszył się Piotrek.
Przybiliśmy piątki i rozeszliśmy się do pokoi. Weszłam do swojego i dopiero zobaczyłam, że przez cały czas byłam w piżamie.
Pogratulowałam sobie spostrzegawczości i mogłam iść spać.
Obudził mnie budzik, wyłączyłam gnoja i westchnęłam. Przetarłam oczy, przeciągnęłam się zwaliłam stopy na zimną podłogę, odsunęłam rolety i poszłam do łazienki się ogarnąć.
Prawie pół godziny późnej zasiadałam przy stoliku z talerzem płatków na mleku i sokiem pomarańczowym. Pełnowartościowe śniadanko. Po chwili siatkarze zaczęli się schodzić. Kiedy przy stoliku siedzieli również Andrzej, Piotr, Bartosz, Michał oraz Paweł w niecierpliwości zaczęliśmy wyczekiwać Fabiana. Wtajemniczyliśmy niewtajemniczonych i oni również zaczęli się niecierpliwić. Wreszcie wkroczył. Wielce wyczekiwany. Najlepszy rozgrywający w kraju... dobrze, spokojnie, nie przesadzajmy bo jeszcze jemu się w główce poprzewraca.
Wszedł.... i nic. Normalnie kroczył. Noga lewa była przed nogą prawą, noga prawa przed nogą lewą i tak się zmieniały jak nasz Fabianek szedł. Ręce poruszały się rytmicznie w przód i w tył ruchem jednostajnym prostoliniowym, a jego wzrok był skierowany w kierunku północno-wschodnim, czyli w przybliżeniu w kierunku żarcia. I wiecie co? Nie drapał się, ani trochę, nawet nie skrobał.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, ale kiedy usiadł obok Kubiaka nikt się nie odezwał bo niby jak mielibyśmy zapytać, wydalibyśmy się.
- Jak tam poczucie Fabianku? - zapytał Dziku.
- Okej - wzruszył ramionami Drzyzga wsadzając sobie do otworu gębowego łyżkę z owsianką.
- Nie swędzi cię nic?
Ktoś chyba nie załapał.
- Czemu miało by? - zapytał zdziwiony rozgrywający patrząc na libero.
- Bo Paweł się coś nie wyspał, mówił, że miał jakieś okruszki na łóżku czy coś. A mówiłam żeby nie żarł czipsów - zaczęłam ratować swoją dupę.
- No racja, też mówiłem - pokiwał głową Resoviak.
- No. - dokończył rozmowę Piotrek.
- Stało się coś? - zapytał do chwili ciszy Fabian.
- Nie, czemu? - odpowiedzieliśmy chyba zbyt szybko, brunet przejechał wzrokiem po każdym po kolei, a my tylko się szczerzyliśmy. Czy na prawdę nie umiemy się zachować normalnie kiedy coś przeskrobiemy?
- Zachowujecie się jakbyście coś zrobili i nie chcieli mi powiedzieć - zmrużył oczy.
- Co ty Fabian, tobie byśmy nie powiedzieli? - objął go ramieniem Wrona.
- Jak uważacie - wzruszył ramionami i chyba dał za wygraną. Wypuściłam po cichu powietrze z płuc i spojrzałam na Nowakowskiego, który lekko uniósł brwi do góry w geście zdziwienia. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Gdy się najedliśmy podnieśliśmy tyłki z krzeseł i wyszliśmy ze stołówki. Wszyscy poszli przodem, a do mnie dołączył Cichy.
- Ej co się stało? - zapytał ściszonym głosem.
- No nie mam pojęcia. Przecież rozsypałam mu ten proszek na łóżku.
- Na pewno na jego łóżko? - dopytywał.
- Na pewno. Przy łóżku leżał jego telefon więc to musiało być jego łóżko. Zresztą, Buszek się nie drapał więc to nie mogło być jego łóżko - wraz ze środkowym postanowiliśmy nie gnieść się z nimi w windzie i przejść się schodami w międzyczasie przedyskutować co nam tu nie pykło.
- Może to na niego nie działa po prostu - wzruszyłam ramionami.
- Albo to zobaczył i po prostu strzepnął?
- I nie zapytałby czy nie mamy z tym nic wspólnego? Nie wierze - odparłam.
- No to na nim to po prostu nie działa i już.
- Słabo - westchnęłam.
- No cóż, co ja ci mogę na to poradzić? - wzruszył ramionami i wszedł do swojego pokoju. Zrobiłam to samo i wyjęłam telefon z kieszeni, który mi się rozdzwonił. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Karola, a na mojej twarzy uśmiech. Odebrałam
- Hej Karolku - podeszłam do okna, które otworzyłam.
- Dobry humorek mamy widzę - stwierdził wesoło.
- Jak najbardziej. Jakoś tak ja dzwonisz to nawet lepszy jest - przyznałam.
- Cieszy mnie to niezmiernie. Chciałem ci przypomnieć, że jutro o wpół do dwunastej będę po ciebie w Spale.
- Pamiętam, będę gotowa.
- Mam nadzieję bo inaczej się spóźnimy.
- Od kiedy ty taki punktualny? - zaśmiałam się.
- Jak to od kiedy? Od zawsze. Chyba masz na mnie dobry wpływ.
- Kto jak nie ja, nieprawdaż?
- No oczywiście. To co tam u was?
- A chcieliśmy zrobić Fabianowi kawał, ale nie wyszło - powiedziałam i streściłam mu o co chodziło.
- Zawsze wiedziałem, że z nim jest coś nie tak - stwierdził.
- Teraz mogę cie chyba poprzeć. - Spojrzałam na zegarek. - Muszę już kończyć, zaraz trening
- No to do jutra, pa.
- Kocham cię, pa - zakończyłam połaczenie.
Udałam się na trening, który przebiegł bez żadnych komplikacji i nieprzewidzianych wydarzeń więc zakończył się po 2 godzinach.
Resztę dnia spędziłam z siatkarzami. Tak po prostu, poza drugim treningiem i posiłkami nie ziało się u nas nic więcej.
Następnego dnia tak ja ustaliliśmy zaraz po przedpołudniowej siłowni wyszłam na parking gdzie od razu zauważyłam samochód Karola. Podeszła do pojazdu i wsiadłam do środka.
- Hej - uśmiechnęłam się i pocałowałam na przywitanie Kłosa.
- Hej, tęskno mi za tobą w tym Bełchatowie - wydał dolną wargę i ruszyliśmy.
- Połowa facetów by się cieszyła. Nikt im nad uchem nie zrzędzi, że to czy tamto. Masz święty spokój przecież - stwierdziłam zapinając pasy.
- Jeszcze do nich nie należę - zaśmiał się.
- Jeszcze? - uniosłam brew.
- Jeszcze i nigdy - puścił mi oczko.
Całą drogę do Wałbrzycha przegadaliśmy i szybko nam ta droga zleciała.
Zaparkowaliśmy przed cukiernią i weszliśmy do środka. Od razu przywitała nas niska blondynka z promiennym uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry, zapewne przyszli państwo Kłos, Elżbieta Wysocka - wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą z uśmiechem uścisnęłam, a to samo po chwili uczynił Karol. - Proszę, zapraszam serdecznie - wskazała dłonią drzwi do pomieszczenia, do którego weszliśmy. Dwa duże stoły były zastawione talerzykami z ciastami.
- To może zacznijmy od tortów. Co państwo na to?
- Ja mam tylko jedno pytanie zanim zaczniemy - odezwał się środkowy.
- Tak?
- Czy jak już wybierzemy to możemy resztę zjeść? Nie ukrywam, że wygląda to przepysznie - wyszczerzył się, a my parsknęłyśmy śmiechem.
- Jak najbardziej, proszę się nie krępować - uśmiechnęła się.
Po godzinie mieliśmy wybrany tort, o który trochę się spieraliśmy, ale udało nam się wybrać, naszym zdaniem najlepszy. Po kolejnej godzinie mieliśmy wybrane również resztę ciast.
Wszystko było ustalone, wpłaciliśmy zaliczkę i wyszliśmy z budynku.
- Chyba się zaraz porzygam - stwierdziłam.
- Ale smakowało?
- Do 15 ciasta tak. Potem wszystkie były już takie same - powiedziałam, a Karol parsknął śmiechem. - Co powiesz na odwiedziny u teściowej.
Już mi ostatnio głowę suszyła. - mruknęłam.
- Czemu nie? - uśmiechnął się i ruszył. 10 minut później byliśmy pod moim rodzinnym domem. Przy akompaniamencie szczekania psów zaparkowaliśmy na podwórku.
- No proszę, proszę, któż to zawitał? - przed dom wyszła roześmiana Aśka.
- Najlepsza siostrzyczka z najlepszym przyszłym szwagrem - wyszczerzyłam się wysiadając z samochodu.
- Z tymi najlepszymi to bym nie przesadzała.
- No wiesz co? - burknęliśmy jednocześnie.
- Żartuję - zaśmiała się - Chodźcie, chodźcie - przytuliłam ją na powitanie co później uczynili jeszcze z Kłosem. Wkroczyliśmy do domu.
- Zjecie coś? - zapytała.
- Nie mów nic o jedzeniu - westchnął środkowy siadając na kanapie.
- Czemu? - zdziwiła się, a ja usiadałam obok narzeczonego, ona natomiast na fotelu na przeciwko nas.
- Wybieraliśmy ciasta na wesele i musieliśmy je wszystkie spróbować - wyjaśnił.
- Do 15 były przepyszne, a potem już chciało mi się tylko rzygać - powiedziałam, a siostra się zaśmiała.
- Faktycznie, mama coś tam mówiła. To może się czegoś napijecie. Kawa? Sok?
- Ja przygotuję, ty odpoczywaj, nie możesz się przemęczać.
- Dżizys, ja na prawdę nie jestem chora tylko w ciąży - wzniosła ręce i oczy do nieba.
- Ale ja też wiem, gdzie tu wszystko mamy więc sobie poradzę. Kochanie, czego się napijesz?
- Sok.
- A ty?
- Już nie żadne kochanie? Ani nawet siostrzyczko? - mruknęła. Wywróciłam oczami ze śmiechem. - To samo.
- Świetnie, zaraz wracam. - wyszłam udając się do kuchni. Wyjęłam szklanki z szafki i rozlałam do nich soku, który zaniosłam do salonu.
- A może siądziemy na zewnątrz? - zaproponował Karol.
- W sumie dobry pomysł - uśmiechnęła się Asia. Takim sposobem siedzieliśmy sobie w altance w spokoju rozmawiając.
- A co tu tak cicho? - zorientował się w końcu w sytuacji Kłos. Dobra przyznaje, też się nie zorientowałam.
- No właśnie - poparłam go pociągając łyk soku ze szklanki.
- Dzieciaki są u rodziców Adama i mają wrócić w piątek, Adam w pracy, a babcia z mamą poszły na spacer. No i zostałam sama - wzruszyła ramionami ze smutną minką.
- Ale my wpadliśmy na genialny pomysł i już nie jesteś - wyszczerzyłam się.
- Nie odwdzięczę się do końca życia - wywróciła oczami.
Jakieś pół godziny później usłyszeliśmy głosy babci i mamy.
- Coś ci się musiało pokręcić mamo.
- Jak pokręcić, pewna jestem.
- Nie, nie, nie. Na pewno nie. A poza tym to o czym my rozmawiamy? Obejrzymy następny odcinek i się dowiemy - stwierdziła moja rodzicielka, co spotkało się z naszym śmiechem. Kobiety odwróciły twarze w naszym kierunku gdyż nie zauważyły, że siedzimy sobie w pięknej ręcznie robionej altance.
- A wy co tu robicie? - zapytała zdziwiona matka.
- No jak to co? Rodzinę odwiedzamy, nie cieszycie się? - zaśmiałam się.
- Jasne, że się cieszymy, ale nawet nie mam was czym poczęstować, ani nic. W domu pustka.
- Mamo, wyluzuj - powiedziałam i przywitałam się z obiema paniami, które równie mocno wyściskały narzeczonego.
- Ale może jakieś ciastka chociaż znajdę - upierała się.
- Proszę sobie nie robić kłopotu - odezwał się Kłos posyłając swój firmowy uśmiech.
- Mamo, siadaj. Przyniosę wam szklanki i jeszcze soku, a wy pogadajcie z przyszłym małżeństwem - poklepała ją po ramieniu Joanna i ruszyła do domu.
- Ale córciu ty nie..!
- Mamo, sza! - odpowiedziała jej jeszcze blondynka wchodząc do domu.
- I weź tu z taką rozmawiaj. Wszystko jej wolno, kiedy nie zapytasz to się świetnie czuje, a ja się martwię.
- Mamo, przesadzasz - westchnęłam.
- Oczywiście, ja zawsze się martwię i przesadzam, ale jak wy się nie martwicie to ktoś musi za wszystkich. No ale opowiadajcie, co u was słychać? Jak kolano Karol? Podobno lepiej, ale co ja mam wierzyć jakimś gazetom, jak mam tutaj najlepsze źródło - zaśmiała się.
- Otóż to - przytaknął jej ze śmiechem Kłos. - W sumie mogę już wracać do normalnego treningu. Do Rio się jeszcze nie wybieram, a potem mam nadzieję, że będę jeszcze brany pod uwagę.
- No oczywiście - stwierdziła pewna babcia, na co parsknęliśmy śmiechem. -No co, jako prawowity ekspert wyrażam swoje zdanie.
Trochę się zasiedzieliśmy i mama nie chciała nam już pozwolić wrócić do Spały więc zostaliśmy na noc w Wałbrzychu.
-Chyba pora już wstać - usłyszałam jakiś głos z zaświatów. Spałam sobie smacznie, regenerowałam się, odpoczywałam a tu mi ktoś ze wstawaniem wyjeżdża. - Słyszysz? - odsunął rolety co od razu poczułam bo słońce zaczęło mnie razić po oczach.
- Boże, z kim ja żyje. Daj się wyspać - mruknęłam.
- Przespałabys całe życie - powiedział z politowaniem. Uchyliłam jedną powiekę i spojrzałam na niego.
- Przynajmniej bym się wyspała - wstawiłam mu język.
- Ohoho jaka mądra, wstawaj, piękna pogoda.
- Jak codziennie od początku czerwca, nic nowego.
- Wstawaj i już, moje jakiś spacer, a potem będziemy jechać.
- O nie mój drogi, w międzyczasie zjemy, a potem odmówimy jeszcze 20 razy na propozycje mamy dotyczącą jedzenia - uniosłam palec wskazujący do góry.
- Więc wstań jeśli nie chcesz tego przegapić - zaśmiał się.
- Która godzina?
- 10:09.
Westchnęłam.
- No ale... - zaczął.
- No już! Już! Przecież wstaje! - uniosłam ręce w geście obronnym i podniosłam swoje zgrabne 4 litery z łóżka po czym chwyciłam ciuchy i ruszyłam do łazienki. Ubrałam się, ucxesałam i nałożyłam podkład po czym wyszłam z pomieszczenia i zaglądnęłam do swojego pokoju czy Kłos nadal tam jest, ale nie więc zeszłam na dół. W kuchni siedział środkowy.
- A gdzie kobietki? - zapytałam dając mu buziak w policzek .
- Poszły na 9 do kościoła - uniósł do góry karteczkę zostawioną przez, prawdopodobnie, mamę.
- My pewnie na 11 pójdziemy, nie?
- Jeśli się wyrobisz.
- Wątpisz?
- Nie, jestem realistą bo już dwadzieścia pięć po.
- Ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo - prychnęlam i zaczełam sprawdzać co mmy w lodówce. Było wszystko więc zrobilam sobie kanapke z szynką i pomidrem.
- Jesteśmy - usłyszelismy głos mamy.
- Hej.
- Dzień dobry.
Przywitaliśmy się również z Adamem bo wczoraj już nie było okazji
- Jak wam się spało?
- Nieźle, upały dają o sobie znać. - odpowiedział Karol.
- W końcu lipiec - wtrąciła babcia.
- No to jedziemy - wstałam od stołu.
- Do Spały? Już?
- Do kościoła, mamo.
- Ale wróćcie na obiad!
- Dobrze - odpowiedziałam i wsunęłam na nogi szpilli Asi. Dobrze mieć taką kochaną siostrzyczkę, co wiecie, zawsze pożyczy i tak dalej.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w odpowiednim kierunku.
- Przejrzałaś to menu, które ci wysłałam na pocztę? - zapytała rodzicielka kiedy konsumowaliśmy pyszny obiadek.
Strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło.
- Kompletnie zapomniałam sprawdzić. Kiedy wysłałaś?
- W środę? Albo czwartek.
- A o co chodzi? - zainteresował się Karol.
Ups, o tym chyb też zapomniałam.
- Twoja przyszła teściowa stwierdziła, że nam pomoże i ułoży jakiś jadłospis i jak nic innego nie wymyślimy to wezmiemy ten.
- Możemy chyba brać w ciemno. Byle było jedzenie - wyszczerzył się.
- O, odezwał się - wywróciłam oczami.
- Dobrze mówi, to było chyba najgorsze w planowaniu tego wesela nie Aśka? - poparł siatkarza szwagier.
- Zresztą sama przyznaj, że nie chciało ci się go układać - narzeczony wycelował we mnie widelcem z nabitym na niego pomidorem.
- Dobra, okej, w porządku - uniosłam ręce do góry w geście obronnym. - Jak zjemy to zobaczymy co tam wykombinowałaś - zwróciłam się do rodzicielki.
- Czyli bierzemy - podsumował środkowy czym wywołał smiech pozostałych.
- Mamo, ja to cię tak kocha, że ahh - powiedziałam ucieszona dajac kobiecie soczystego buziaka w policzek. Po posilku, pozmywaniu naczyć i chwili odpoczynku usiedliśmy z mamą i Karolem w salonie przy laptopie i przeczytaliśmy co nam tutaj zaproponowała. Dziwne, że nigdy nie prowadziła swojej restauracji.
- Mówiłem, że będziemy brać - zaśmiał się Karol.
- Mądraliński się znalazł - wystawiłam mu język.
- Wystarczy Karol - wyciągnął dłoń w moim kierunku udając, że się przedstawia - debil.
- Czyli wam się podoba tak?
- Jak najbardziej.
- I nawet wiem o jakie potrawy chodzi wię jestem jak najbardziej za - wyszczerzył się Kłos.
- No to się ciesze - uśmiechnęła się zadowolona rodzicielka.
Zrobił nam się taki weekend u rodziny, ale trzeba było też już wracać do Spały.
- No to życz tym chłopcom powodzenia w tej Brazylii - powiedziała babcia.
- Jasne, nie bój się taki wycisk dostaną, że bez medalu nie wrócą - usmiechnęłam się.
- I przyjeżdżajcie częściej - rzuciła Joanna.
Pożegnania pozegnaniami, ale w końcu mogliśmy wyruszyć w kierunku Spały.
Na miejscu byliśmy o godznie 19:20, pożegnałam się ze środkowym i weszłam do ośrodka.
- Bu! - krzyknął ktoś za mną. Podskoczyłam i przycisnęlam dłon do serca.
- Matko Boska! - odwróciłam się w stronę osobnika, którym okazał się być Piotr. - Ledwo człowiek wróci już go chcą na tamtem świat odesłać.
- Nie zaraz na tamten świat - machnął ręką lekceważąco. - Taki tam żarcik - zaśmiał się ty swoim śmiechem w stylu "ale żem żartem zarzucił hehe, frajerzy" .
- Ta - mruknęłam i zaczęłam się kierować do windy.
- Jak ci weekendzik minął? - zapytał.
- A w porządku, na przygotowaniu do wesela mozna by powiedzieć.
- Tak? Co tam załatwialiście? - wcisnął guzik z numerem naszego piętra.
- Torty ciasta i ogólnie jedzenie.
- Mam nadzieję, że będzie dużo bananów.
- Bananów? - uniosłam brew.
- Uwielbiam banany - wyszczerzył się.
- W porządku. Specjalnie for ju będzie dużo bananów - puściłam mu oczko i wyszliśmy z windy.
- Wiedziałem, że na ciebie zawsze mogę liczyć - zwinął dłoń w pięść i poczochrał mi włosy.
Wdech. Wydech. Wdeeeech. Wyyydech.
- Jasne, nie ma sprawy. - posłałam mu promienny uśmiech.
- Chyba za dużo zjadłas tych ciast - stwierdził.
- Niestety bardzo mozliwe.
---
Witam, pojawiam się ze 103 rozdziałem bo jak masz się uczyć niemieckiego to zawsze lepiej dokończyć rozdział, nieprawdaż?
Prawdopodnie jeszcze tylko jeden rozdział, a potem zacznie się wreszcue wprowadzenie do tego co planuje i nam napisane w sumie już od zeszłego lata, także szykujcie się xD
Mam nadzieję, że mi wybaczycie jeśli rozdzial następny będzie krótszy bo serio chcę juz przejść do tamtej akcji :D
No to to by było chyba na tyle, niech moc będzie z Wami bo jutro do szkoły :P
7 u Ady i Matteo --> spcyficzna-specyficznosc.blogspot.con
Pozdrawiam ;**